TWÓJ KOKPIT
0

Dave Filoni :: Newsy

NEWSY (667) TEKSTY (25)

<< POPRZEDNIA    

Szukając Dave'a

2007-11-17 22:11:00

Catherine Winder na oficjalnej spisała historyjkę o tym jak wyglądało znalezienie reżysera serii Dave'a Filoniego, która jak uznała jest bardzo zabawną opowiastką, wspaniałą by rozpocząć serię wspomnień z pracy dla Lucasfilm Animation.



Znalezienie reżysera dla serialu było jednym z najbardziej krytycznych, ale i onieśmielających zadań jakie czekały na Catherine. I jak zwykle George postawił poprzeczkę bardzo wysoko. Chciał by Windler oraz Gail Currey (główna menedżer) znalazły kogoś kto byłby wschodzącym talentem, z unikalną wizją, umiejętnością opowiadania historii, zrozumieniem animacji i jeszcze znajomością Gwiezdnych Wojen. Czyli innymi słowy, kogoś z kim by się George'owi dobrze współpracowało, a przy tym był na tyle kreatywną siła, by móc pociągnąć za sobą zespoły w USA i w Azji. A to były olbrzymie wymagania, trudne by ktokolwiek mógł im sprostać.

Razem z Gail spędziły wiele miesięcy spotykając wielu różnych ludzi z przemysłu animacji filmowych, którzy pracowali nad różnymi typami seriali, ale nie mogły znaleźć właściwego kandydata.

Początkowo zamierzano aby serial był pod silnym wpływem gatunku anime (ale ten kierunek został już zmieniony). Catherine pojechała nawet na konwent anime by porozmawiać ze wschodzącymi artystami i pisarzami. To byli ludzie obeznani z animacją i przemysłem anime, ale też obdarzeni talentem. Winder uznała, że dobrze byłoby zapytać ich kto byłby w stanie poprowadzić serial. Mówiła im, że potrzebuje kogoś, kto by zabrał serial Gwiezdne Wojny w nowym kierunku, stworzył nowy standard animacji, stworzył nowy wygląd, ukazał inaczej to, co było znane do ej pory. Byli bardzo podekscytowani mogąc podzielić się swymi pomysłami i razem stworzyli listę ludzi z którymi Winder powinna się spotkać.

Jeden ze scenarzystów, który nazywał się George Krstic dał jej listę, na której był Dave Filoni. Wtedy Dave pracował dla Nickoledeon nad serialem Avatar, który miał wiele azjatyckich tematów i był inspirowany anime. Zdawał się więc być ciekawym nabytkiem, więc Winder zadzwoniła do niego i się przedstawiła "Catherine Winder z Lucasfilm Animation, chcemy rozpocząć produkcję serii Wojen Klonów i szukamy reżysera serii."



"Jasne, że jesteś..." Odpowiedział sarkastycznie. "Kto tam jest?" zapytał.

Catherine cofnęła się i powtórzyła swoje przedstawienie dodała jeszcze, że jest przyjaciółką George'a (dokładniej tego scenarzysty którego spotkała, i który zasugerował jej porozmawianie z Filonim.)

"George'a!? Z pewnością. Zabawne. Dobra, żarty się skończyły. Kim jesteś i kto ci kazał zrobić ten żart!?" zapytał, myśląc że mówiła o George'u Lucasie.

Powiedziała, że się rozłączy, podała mu numer i powiedziała, że jak uzna, że się ośmieszył to zadzwoni do niej by dowieść czy mówię prawdę.

Zapadła niezręczna cisza.

Wtedy Dave zaczął mówić bardzo szybko. "Poczekaj, na prawdę? Jesteś prawdziwa? Oh, hmm, rozmawiałem z przyjaciółmi dwa tygodnie temu. Rozmawialiśmy jak bardzo kochamy naszą robotę nad Avatarem i powiedziałem, że tylko jedna rzecz by mnie od niej oderwała. gdyby George Lucas zadzwonił i zaoferował mi robotę nad Gwiezdnymi Wojnami. Tak powiedziałem, ale hahaha, nie sądziłem, że tak może się stać. Na prawdę robicie serial Gwiezdne Wojny?"

Powiedziała mu, że tak, i zasugerowała by się razem spotkali, wtedy dowiedziałby się więcej.

Ale on był zdenerwowany, zaczął jej opowiadać, że jest wielkim fanem, że buduje kostium Plo Koona w garażu (to było przed premierą Zemsty Sithów), coś z czego z pewnością szybko się wycofał.

Wtedy Catherine zaczynała rozmyślać jak delikatnie wybrnąć z sytuacji. Koleś mógł przecież przyjść na spotkanie z Georgem Lucasem w kostiumie Plo Koona. To z pewnością by nie zadziałało.



ale na szczęście wszystko wyglądało inaczej. Winder spotkała się z nim, zobaczyła jego prace, stwierdziła, że jest fanem uniwersum Gwiezdnych wojen, i na całe szczęście nie był osobą, która przyszłaby na rozmowę o prace w kostiumie. Instynkt mówił jej, że to właśnie ta osoba, której szukają.

Reszta jest już historią. Zabrali Dave'a na ranczo, gdzie spotkał George'a, wyszło wspaniale, a Filoniego zaangażowano w produkcje.

Dave jest utalentowany, ma rzadki dar dla reżyserów, że potrafi robić wszystko, rysować, malować, animować, opowiadać historie. Jest z pewnością kreatywną siłą za kulisami serialu. Osobiście projektował kilka głównych postaci, nadając im styl, z którego George był zadowolony. Otrzymał też uwagi od George'a a współpraca z zespołem układa się wyśmienicie. On ich inspiruje, dobrze go mieć w zespole.

Zdaniem Catherine Dave zna wszechświat od środka jak nikt, kogo dotychczas spotkała, oczywiście poza Georgem. Filoni jest jak chodząca encyklopedia, kocha uniwersum i szanuje je. Jest bardzo odpowiedzialny za rolę, którą odgrywa, i zdaje sobie sprawę z dziedzictwa serii. Winder twierdzi, że i ona i fani powinni być zadowoleni, że mają Dave’a. Długo to trwało, ale w końcu znalazła człowieka jakiego szukała.
KOMENTARZE (0)

Sylwetka Dave'a Filoniego...

2007-11-10 22:02:22 Oficjalna

Podobnie jak w przypadku Catherine Winder, Pete Vilmur, który dba obecnie o sekcję TCW na oficjalnej, poznał Dava Filoniego na kilka tygodni przed Celebration IV, znów w czasie pobytu w Big Rock, kiedy wraz z kilkoma innymi osobami był oprowadzony i przedstawiony w Lucasfilm Animation, gdzie trwa produkcja The Clone Wars.

Dave natychmiast zdawał się Vilmurowi kogoś przypominać, był jakby kombinacja stylu Indiany Jonesa, ta fedora na głowie, z manierami i sposobem mówienia od razu przypominającym Lawrence'a Kasdana, czyli genialnego scenarzystę Imperium kontratakuje oraz Poszukiwaczy Zaginionej Arki, a także reżysera z sukcesami na własnym polu. To właśnie ten scenarzysta i reżyser zrobił sobie zdjęcie w fedorze dla magazynu Starlog w 1981, numer ten jest przechowywany przez Vilmura w celu dokumentacji zjawiska Indiany Jonesa.

Ale to powiązanie ma jeszcze jedną rzecz, a mianowicie rozbudowę wszechświata Lucasa. Tak jak Kasdan wywarł swój wpływ na scenariusz Imperium, tak Filoni wywiera go na przyszłość Gwiezdnych Wojen, na serial TCW, którego odcinki będą rozwijały i pogłębiały istniejącą sagę. A ta, zdaniem Vilmura nie mogłaby być w lepszych rękach.

Dave Filoni to prawdziwy fan Gwiezdnych Wojen. I choć sam Vilmur jest obeznany z uniwersum, Dave przewyższa go wiedzą w praktycznie każdym aspekcie, na temat każdej lokacji, postaci, języka czy gatunku. Filoni jest pasjonatem i interesuje go każdy jeden element uniwersum.

Filoni rozpoczynał w animacji jako asystent reżysera "King of the Hill" dla Film Roman. Pracując tam został także asystentem reżysera seriali WB: Mission Hill i The Oblongs. Potem przeniósł się do Walt Disney Televion Animation, gdzie pracował nad Kim Possible, Teamo Supremo, oraz Lilo and Stich. Pracował także nad animacją fantasy The Last Airbender z cyklu Nickelodeon's Avatar.

"Tam był serial, który stworzyli moi dwaj przyjaciele i dawali mi możliwość wyreżyserowania wielu odcinków," wspomina Filoni. "Rozmawiałem z nimi, co mogłoby mnie oderwać od tej roboty, to zażartowałem, że gdyby George Lucas zadzwonił do mnie i zaoferował pracę, to bym ją wziął. Wszyscy się śmieliśmy bo to było takie dziwne."

Trzy tygodnie później, Filoni otrzymał telefon od producentki The Clone Wars, Catherine Winder, i od najpierw pomyślał, że to wkręt.

"Myślałem, że to żart", kontynuuje Filoni, "to był okres oczekiwania na Epizod III, wszyscy mieliśmy powieszone miecze świetlne w biurze, więc prawie odłożyłem telefon. Myślałem, że już skończyli robić Wojny Klonów. Ale dopiero spotkanie z Catherine i Gail Currey, przekonało mnie, że to prawdziwa rzecz."

Odkąd zgodził się brać udział w The Clone Wars, Filoni żył marzeniem każdego fana Gwiezdnych Wojen, mógł nie tylko kontynuować sagę, ale też dzięki temu wpływać na życie własne i wielu innych fanów na całym świecie.

"Bardzo wiele osób w tym przemyśle, powie wam, że jest w nim tylko ze względu na Gwiezdne Wojny," mówi Filoni. "One inspirowały w pewien sposób wszystkich. Chcieliśmy dostrzec to, co osiągnięto w uniwersum Gwiezdnych Wojen i kontynuować to dzieło. to jest na prawdę ekscytujące. Mówię to o tym, że jak się jest w moim wieku, dorasta się z sagą, ona dotykała nas wszystkich, jak akord, jak cięciwa, każdy kto zna Gwiezdne Wojny może mówić o podobnym uczuciu."

Ale będąc fanem wiele lat, Filoni mógł zdefiniować TCW w kategoriach postaci i opowieści, które fani już znają. Powiązał serial animowany ze znaną serią komiksową.

"Zawsze myślałem o tym co robimy w kontekście Star Wars Tales," wyjaśnia Filoni odnosząc się do serii komiksowej z lat 90. "To opowieści wyjaśniające podstawy moralne, aspekty tego jak postaci reagują w uniwersum Gwiezdnych Wojen. Wypełnia szczegółami to, nad czym fani rozmyślają. Ale także opowiada historię dla mam, które nie wiedzą nic o Gwiezdnych Wojnach, czyli to co robiły stare Gwiezdne Wojny. Weźmy Hana Solo - to koleś któremu na ulicy popsuł się samochód i blokuje ruch - ale jak on reaguje na problemy w swoim życiu? Typ opowieści Star Wars Tales unaocznia nam, że tylko pozornie The Clone Wars jest o bitwach i o wojnach. serial opowiada interesujące historyjki, które pozwalają nam dowiedzieć się więcej o bohaterach i wyborach, które podejmują."

Filnoni używa swego ulubionego bohatera, Plo Koona, by ukazać jak TCW może pokazywać postaci, które były zmarginalizowane w filmach.

"Plo Koon to kompletnie niewyrazisty Mistrz Jedi, który siedzi sobie na krześle w Radzie i nie ma ani jednej linii dialogu w trzech filmach, ale lubię to jak wygląda. Kocham też historię Jedi z Rady. I myślę, że wielu fanów chciałoby się dowiedzieć kim byli ci kolesie. Wiem, że widzieliśmy jak Plo Koon został zestrzelony nad Cato Neimoidią, że widzieliśmy śmierć Stass Allie na Saleucami, tak więc wiemy, że walczyli w Wojnach Klonów, ale tego nie widzieliśmy. Więc mogę wziąć postać taką jak Plo Koon, użyć go w trzech epizodach i pokazać co robił, jak się skrzyżowały jego losy z Anakinem i Obi-Wanem."

Klony Wojen Klonów, które zazwyczaj były marginalizowane do postaci tła w filmach, tym razem staną się głównymi postaciami z własnymi indywidualnymi osobowościami, twierdzi Filoni.

"Klony stały się ważnym aspektem wojny, prawie jak Jedi, ponieważ George rozwijał klony tak jak je widział, chciał by były bardziej indywidualne, niż ludzie sądzą. Chce by klony mogły być dezerterami, by mogły być zdrajcami, a nie tylko zaprogramowanymi rzeczami jak niektórzy ludzie twierdzą. Tego nie można było ukazać w filmach, ponieważ tam te postaci musiały ustępować miejsca Anakinowi. Tu zajmiemy się nimi trochę bardziej."

I choć bez wątpienia TCW zabiera sagę w nowym kierunku, Filoni zapewnia fanów, że projekt serialu będzie zgodny z Gwiezdnymi Wojnami.

"Jeśli chodzi o projektowanie całości, nie chcę odchodzić zbytnio od filmów," zapewnia Filoni. "Cały czas powtarzam ekipie, że nie jesteśmy tu po to by zmieniać, nie jesteśmy tu po to by coś poprawiać czy ulepszać. Naszym podstawowym obowiązkiem jest zapewnić ciągłość historii, w sposób taki jak to widzieliśmy w filmach. Owszem robiliśmy wiele nowych interesujących rzeczy, jak inne kąty ujęć, więcej kontrastu, cieni itp. ale tylko próbujemy te aspekty, do czego zachęca nas sam George."

Ale to co jest największą nagrodą dla Filoniego, ale zapewne i byłoby dla wielu fanów, to możliwość pracy bezpośrednio z Georgem Lucasem, człowiekiem który nie tylko stworzył Gwiezdne Wojny, ale artystą, który potrafił efektywnie wykorzystać swoje rzemiosło.

"George potrafi ustawić rzeczy, jak nikt inny," twierdzi Filoni. "To artysta, i jak taki artysta malarz, także ma swój styl, to styl wizualny, to styl pisania, które bez wątpienia wpływają na nas. Pewnego dnia potwierdził 'Spójrzcie, nauczę was jak się robi Gwiezdne Wojny', a my wzięliśmy tę lekcję na poważnie. To zupełnie inne niż jak gdyby Lucasfilm postanowił przysłać nam treatment opowieści i kazał ją zaanimować. to niesamowicie ekscytujące móc pracować z Georgem Lucasem nad Gwiezdnymi Wojnami, i nie w sposób, że widuję go w biurze, ale ja mam z nim osobiste spotkania co piątek. Jest wiele momentów kiedy stoimy przed monitorem, a George ogląda ujęcia, które wyreżyserowałem i przedstawia mi swoją opinię o nich," kontynuuje Filoni. "I zastanawiam się jak się tu dostałem? Trudno to sobie wyobrazić, zwłaszcza dla innych. Ale jeśli się ostro pracuje i szczęście się do nas uśmiechnie, w kończy się w miejscu takim jak to."

Na szczęście dla fanów, Dave znalazł swoje miejsce w Big Rock Ranch.
KOMENTARZE (13)

Przedstawienie Catherine Winder

2007-11-07 19:23:00

Część I: Budowanie z kawałków

Zanim fani Gwiezdnych Wojen mieli okazję poznać Catherine Winder w maju na Celebration IV, Pete Vilmur (pracownik Lucasfilmu, który zajmuje się tekstami w sekcji TCW) miał możliwość poznać ją kilka tygodni wcześniej, wraz z kilkoma innymi członkami marketingu Lucasfilm, którzy zostali zaproszeni na wizytę w Lucasfilm Animationw Big Rock Ranch. Dla Vilmura było to jak powrót do domu, ponieważ pracował w Big Rock (które przylega do Skywalker Ranch tuż przy wzgórzach Nicasio), kiedy pracował przy projektach w Lucasfilm w 2003 i potem był pracownikiem Lucasfilm Online w 2005, aż do momentu gdy przenieśli się do Presidio w San Fancisco. Dobrze wspomina pracę w tamtym miejscu.



Pete zajrzał do pomieszczeń biurowych, które niegdyś dzielił i natychmiast otrzymał mnóstwo zainteresowanych spojrzeń ze strony nowych lokatorów. Potem wszedł do biura Cateherine, z widokiem na sztuczne jezioro przed głównym budynkiem. Ściany były pokryte szkicami, rysunkami, wykresami i innymi rzeczami związanymi z Wojen Klonów, ale także znalazło się tam kilka pamiątek po innych projektach, przy których pracowała, choćby plakat z Epoki Lodowcowej, czy fragmenty z animowanego Aeon Fluxa (serial TV animowany dla MTV z początku lat 90, a nie film pełnometrażowy). Nie ulega wątpliwości, że Lucasfilm Animation znalazł właściwą osobę do wyprodukowania serii, doświadczoną w progresywnej animacji i opowiadaniu historii.

Vilmur odkrył, że Winder rozpoczęła swą przygodę z animacją podczas pobytu w Azji. "Przejechałam wokół świata i skończyłam w Japonii, gdzie dostałam pracę w Dysneyu", wyjaśnia Winder. "Kupili tam wtedy właśnie japońskie studio animacji, a ponieważ jestem kanadyjką i znam trochę japoński, zatrudnili mnie abym ich reprezentowała oraz wspomagała reżyserów i producentów rezydujących w LA. To pod ich skrzydłami zapoznałam się jak japończycy produkują animację, stałam się też węzłem komunikacyjnym, kiedy zlecili podkontrakty w Korei i na Tajwanie. Byłam głównym łącznikiem ze studiem w Los Angeles".

Potem przeniosła się na Tajwan by zarządzać produkcja animowanych filmów dla Hanna-Barbera/Turner Pictures, a potem dołączyła do produkcji takich seriali jak Spawn i Spicy City dla HBO, no i oczywiście Aeon Flux dla MTV. Następnie dołączyła do Fox Feature Animation, gdzie zbudowała i zrekonfigurowała ich studio Blue Sky w Nowym Jorku, a następnie nadzorowała produkcje "Epoki Lodowcowej", która dostała nawet nominację do Oskara. Jakimś cudem zdołała w tym okresie nawet napisać do spółki z przyjacielem ksiązkę "Producing Animation", która otworzyła jej drogę do tego by stać się konsultantem w LA, i pozwoliła pracować w domu. Wiosną 2005 spotkała Główną Menadżer i wiceprezes Lucasfilm Animation, Gail Currey.



"Gail poprosiła mnie by pracować z nią nad zarysem, napisać biznes plan i zbudować cała strategię, budowy studiów tu i w Singapurze", wspomina Winder. Przyszła producentka bardzo szybko skusiła się na propozycję, także dlatego że miała ochotę opuścić LAX. Przeniosła się więc z pracą na północ do Big Rock Ranch, gdzie szybko odkryła, że to bardzo kreatywne miejsce.

"Byliśmy tam jak w utopii daleko od tego całego stresu, ruchu, hałasu typowego dla studiów w LA" mówi Winder. "Artyści mówili mi, że to wspaniale, że mogą się przejść do lasu i umyć ręce. Doświadczyli tu spokoju umysłu, jakiego próżno szukać w innych miejscach."

Jako producent wykonawczy w Lucasfilm Animation, Winder nadzoruje każde stadium produkcji wszystkich projektów w studiu. Współpracując z Gail Currey, pomogła jej stworzyć studia zarówno w Big Rock Ranch jak i Singapurze. Sama Catherine uważa okres rozpoczynania projektów za najbardziej ekscytujący.

"Lubię budować wszystko z kawałków." mówi. "a razem z Gail zaczynałyśmy od pustej kartki papieru. A mając środki, takie jak choćby technologia czy infrastruktura, które od razu nas wspomagały, miałyśmy wspaniały początek."

Część II: Produkowanie TCW

Ale kiedy przychodzi do Wojen Klonów, Windler jest bardzo dumna z tego jak seria rozwija się zarówno z punktu widzenia produkcji, jak i samej historii. "To nie jest serial zorientowany na akcję, jak można było wywnioskować ze zwiastuna", mówi. "To raczej opowiadanie osobistych 22-minutowych historii, które pozwalają poznać nam niektóre z postaci z uniwersum Gwiezdnych wojen lepiej. A to już na prawdę luksus czasu pracy nad tymi odcinkami".



"Produkujemy to raczej w stylu serialu będącego antologią," kontynuuje. "Mamy tło Gwiezdnych Wojen i nasze główne postaci, które ukażemy z bliska, ale będą też odcinki, gdzie pojawiają się inne postaci z uniwersum. To piękno tej serii, które tkwi w tym, że mamy elastyczność by móc opowiadać różne rodzaje historii, jedne bardziej narratywne i osobiste, a inne mocno skoncentrowane na akcji. Ale ogólny cel i duch, to tonacja zbliżająca się do Epizodu IV."

Antologiczny sposób opowiada historii pozwoli aby każdy z odcinków mógł stać się samodzielnym i samoistniejącym, a to zdaniem Winder, pozwoli wejść w serial w każdym momencie i szybko zorientować się w nim. "Będzie można zacząć oglądać serial od drugiej części z historii trzy częściowej i wciąż czerpać z niej radość, tak jak z osobnego odcinka, a to głównie dzięki otwierającym narracją, które zorientują widza i otworzą indywidualną historię. Dla każdego odcinka przygotowaliśmy też coś, co nazwaliśmy "Ciasteczkiem Jedi", które jest tematycznym jądrem odcinka, które ma spowodować, że zarówno dzieci jak i starsza widownia trochę nad tym pomyśli."

"Te historyjki próbują naświetlić tak przyczynę jak i efekt," kontynuuje Winder, "ukazują wybór, który dokonujemy i rezultat tego wyboru. Idea jest taka, by dzieciaki po obejrzeniu miały trochę do pomyślenia i nauczenia się. Jeśli spojrzy się na niektóre z kreskówek, czasem postaci są w sposób otwarty chytre czy chciwe, a nie ma to żadnego uzasadnienia w historii, przez to do dzieciaków nic nie dociera. Jeśli spojrzeć na ten serial z tej perspektywy, jest na prawdę przeznaczony dla całej rodziny. To coś, z czego byłabym dumna, pokazując to swoim dzieciom."

Zgodnie z tym co mówi Winder, TCW różni także od klasycznych seriali animowanych nieliniowe podejście do produkcji. "W typowym animowanym serialu, piszesz scenariusz, poprawiasz go, produkujesz, zmieniasz kilka linijek, produkujesz, dodajesz efekty i jest skończony. To coś skrajnie innego niż mieliśmy tutaj."

Winder używa jako przykładu by to zilustrować sytuacji, kiedy samodzielnemu odcinkowi dorobiono sequel, a potem prequel. Byłoby to mocno problematyczne w linearnym procesie produkcji. Ale TCW ma tę elastyczność, która pozwala poprawiać i dopieszczać elementy historii na każdym stadium produkcji, dzięki temu to ewoluuje. To działa podobnie jak w filmie fabularnym. "Produkujemy mini filmy fabularne, a tam jak wiadomo wszystko poprawia się dogrywa aż do końca, byleby postaci i historia były lepsze." Tłumaczy Winder. "A mając George'a Lucasa, który pochodzi ze świata filmów fabularnych, było dla nas dodatkową zaletą."

Lucas jest żywo zainteresowany rozwojem i kierunkiem serii, spotyka się z Winder i jej zespołem od jednego do trzech razy tygodniowo. "Jesteśmy bardzo szczęśliwi, że poświęca nam czas." Mówi Catherine. "Myślę, że trudno by całej kompanii poświęcał taką uwagę jak nam, a on jest mocno zaangażowany w serial. Ma czystą wizję, którą chce zrealizować, i nadzoruje produkcje upewniając się, że dokładnie podążamy w kierunku, który on nakreślił. On zazwyczaj daje nam informację zwrotną o tym, co napisaliśmy, o kluczowych projektach, rozplanowaniu 3D, czy też o naszych renderach, i wszystkich innych krytycznych stadiach produkcji."

Winder jest bardzo zadowolona ze swych doświadczeń nad TCW, cieszy się wolnością, którą dał jej i jej zespołowi Lucas, gdy pracują nad marką Gwiezdnych Wojen. "George nie ogranicza nas mówiąc, że tak to dotychczas robiło się w Gwiezdnych wojnach i musimy robić tak samo. On chce byśmy zdefiniowali to uniwersum w sposób unikalny i nowy, byśmy zaskoczyli publiczność, zwłaszcza tych prawdziwych wieloletnich fanów. Będą tu rzeczy, których się nie spodziewają, a to jest na prawdę dla nas ekscytujące."


KOMENTARZE (0)

Projektowanie postaci

2007-11-04 10:56:00

Logo The Clone Wars

Filoni: Długo myśleliśmy nad logo. Jest ono kombinacja loga Ataku klonów i Imperium kontratakuje. Myśleliśmy, żeby logo było jak najbardziej bliskie tradycji filmów, a nie tego co było znane ze starego serialu.



Projektowanie postaci 2-D vs CG

Filoni: Pracowałem przez dziesięć lat przy animacji 2-D, nigdy nie używałem w pracy komputera, aż zacząłem pracować w Lucasfilm. To zawsze było tradycyjnie, rysowanie ręczne, a tam można oszukiwać i to sporo. Przy grafice komputerowej nie da się oszukiwać tak łatwo. Z pewnością ludzie z 501 powiedzą wam, że zbroje szturmowców wcale nie są wygodne, te nagolenniki, naramienniki, trudno się w tym poruszać. Trzeba zwiększać odległości między fragmentami zbroi. A nasze klony musiały mieć mobilność, nie mogliśmy zmieniać im zbroi z odcinka na odcinek, tak by przestrzeń między płytami pasowała do ruchu. To było nie do pomyślenia w naszym serialu. Mieliśmy wiele wariacji klonów, w tym także tych zmodyfikowanych widzianych w Epizodzie III.

Musieliśmy uśrednić pewne rzeczy, coś pomiędzy postaciami z filmu, a animacją z Cartoon Network. Nie mogliśmy zrobić fotorealistycznej wersji, tak samo jak nie mogliśmy mieć płaskiej kreskówkowej. Mocno się inspirowałem za to makietami Gentle Giants, miały na nas duży wpływ w oryginalnym projektowaniu. Podobało mi się to, co zrobił Paul Rudish, jego projekty w starych Wojnach Klonów i chcieliśmy go uszanować, tak jak szanujemy filmy i będziemy szanować serial aktorski, który jest w planach.



Uznaliśmy, że będziemy mieć postaci w pewien sposób stylizowane, graficzne na swój sposób, ale wciąż mające trochę fotorealizmu filmowego. W ten sposób zbudowaliśmy pewien realizm, w którym nie można spodziewać się ani fotorealizmu, ani kreskówkowości. Wszystko musiało być zachowane w tym poziomie realności.

Nasze klony są zgrabniejsze i bardziej eleganckie w wielu względach, to było zamierzone, ponieważ chcieliśmy je przemieniać w serialu w styl bardziej przypominający te z Epizodu III. Chciałem ukazać jak budowano armię klonów i jak z eleganckich żołnierzy Starej Republiki, przeobrazili się w sługusów Imperium, a także wizualnie uchwycić te zmiany.

Projektowanie postaci ludzkich

Filoni: Największym problemem z którym musieliśmy się zmierzyć to postaci ludzkie w CG. Zdecydowana większość animowanych komputerowo ludzi ma tendencję do wyglądania bez życia przez większość czasu, a nie chcieliśmy by tak stało się z naszymi postaciami. Więc kiedy mieliśmy już podstawowy projekt Anakina Skywalkera na papierze, Darren Marshal rozpoczął rzeźbienie makiety. W Anakinie staraliśmy się utrzymać jak najwięcej stylizacji kształtów ciała i twarzy, które w pewien sposób zostały osiągnięte w poprzednim serialu. Kostium prawie w całości jest inspirowany starym serialem, ma naramienniki które przypominają Vadera, o których pamiętaliśmy przy tworzeniu zbroi Jedi. Także ujrzymy światła i cienie na jego twarzy, oświetlenie odgrywa tu kluczową rolę w tym serialu, a my dodawaliśmy tu graficzne elementy.



A tu wracamy do starych komentarzy George'a, że serial powinien być inspirowany anime, co trochę zostawiliśmy z tyłu. Teraz jest inspirowany Gwiezdnymi Wojnami. Zamysłem było to, aby stworzyć własną rzeczywistość w tym serialu, którą można przeciwstawić fororealistycznej grafice komputerowej, w którą czasem trudno uwierzyć jak się patrzy w oczy. Zależało nam na stworzeniu własnej realności, wiarygodnej dla postaci i ich rozmów, reakcji.

Obi-Wan

Filoni: Jak widać on ma stylizowaną bródkę. Ale akurat to coś, co zarzuciliśmy z czasem, gdy nauczyliśmy się robić to lepiej. Jak tworzymy serię, ciągle cofamy się i poprawiamy niektóre rzeczy, tak więc to co zobaczycie w finalnym produkcie, prawdopodobnie nie jest tym, nad czym pracujemy teraz.



Jak widzicie, Obi-Wan nie nosi zbroi klonów w tym serialu, to coś o czym rozmawiałem z Georgem. Nie chciał aby Jedi byli myleni z klonami, ale pewne elementy zostaną, jak choćby ochraniacze nadgarstków u Jedi, czy buty, lub też fragmenty zbroi na ramionach, noszone przez Jedi by pokazać pewną sympatię do swych wojsk. Ale zamierzamy oczywiście to wszystko zarzucić zwłaszcza przy końcu, aby wyglądali tak jak w Zemście Sithów.



Anakin

Filoni: On ma przerysowane proporcje, jego nogi są dłuższe, tors mniejszy. To także ma ukazywać go młodszym na początku Wojen Klonów, przypominać go z Epizodu II. Potem zmienimy trochę stylistykę, tak by wyglądał jak w Zemście Sithów. to coś co nie często się widuje w kreskówkach, to będzie rozwój wieku postaci. A to po to aby nadać jej pewien realizm, ale też własny wygląd. Owszem, to nie będzie fotorealizm, ale mamy nadzieję, że będą wyglądać na tyle dobrze, że będą wiarygodne. Anakin ma też na ramionach zbroje, która ma przypominać trochę Dartha Vadera, ale też może to być jakiś starożytny fragment, który nosili niegdyś Jedi. Z czasem serialu oczywiście się to zmieni.



Zobaczycie też wiele przedłużeń i stylizacji z tego, co znacie z serialu Cartoon Network. Nie chciałem tego zarzucić kompletnie, bo szanuję ludzi, którzy to zrobili, chciałem by ich praca miał pewien wpływ na finalny wynik. Myślałem, żeby użyć tego jako jednego końca spektrum inspiracji, drugim oczywiście były rzeczy realne, aktorskie, a my musieliśmy wypośrodkować i znaleźć miejsce dla The Clone Wars, tak by posiadało zalety wszystkich serii.

Palpatine

Filoni: Jedną z tych rzeczy, które odkryłem to fakt, że bohaterów pozytywnych trudniej się tworzy. Powinni być bardziej powabni i prawdopodobnie wyglądać ładniej. Ale gdy przychodzimy do czarnych charakterów, mamy tam więcej zabawy, jak w przypadku Palpatine'a. To jest projekt Kiliana Plunketta i myślę, że się mocno do niego przyłożył. Widać tu stylizację ust i ich kształt. W dodatku to współgra z tym drugim serialem Wojny Klonów, a oni tam stworzyli tę postać na prawdę wspaniale.



Dooku

Filoni: Jest prawie jak nóż, rozmawialiśmy trochę o całym aspekcie Dartha Tyranusa / Dooku, którego nie widać w filmie, więc zostanie pokazany w serii, zwłaszcza jego dwoistość. Z jednej strony opowiada galaktyce o słuszności Separatystów, z drugiej dzieli ją na pół.



Grievous

Filoni: Jeśli porównamy Grievousa z jego filmową wersją widać, że ma trochę inne proporcje. Ale i tak mamy nadzieję, że spodoba się go zobaczyć i usłyszeć, ponieważ Matt Wood ponownie podłoży pod niego głos. Bawiliśmy się proporcjami by stał się trochę większy i bardziej przypakowany niż widzieliśmy go wcześniej, a to nam zajęło trochę czasu.


KOMENTARZE (0)

O TCW raz jeszcze

2007-11-01 20:41:00

Tym razem są to fragmenty wypowiedzi z Celebration IV i Celebration Europe.

O samym początku

Catherine Winder: Zaczynałam właściwie niejako tableau rosa w kwestii tworzenia czegoś unikalnego, czego nie widziano dotychczas w telewizyjnej animacji. Nie myślimy o tym serialu w kategorii tylko telewizyjnej animacji, ale głównie jako możliwości opowiedzenia wspaniałych historii szerokiej publiczności. Kluczem do sukcesu jest zebranie wspaniałych historii i niesamowitego wyglądu, zaczęłam szukać dwóch ludzi do tego serialu, których potrzebowałam do pracy ze mną i Georgem. Były to stanowiska reżysera serii i kierownika scenarzystów. Byłam bardzo szczęśliwa znajdując Dave'a Filoniego (reżyser) oraz Henry’ego Gilroya (scenarzysta), który także jest wielkim fanem Gwiezdnych Wojen. Mając tę dwójkę mogliśmy rozpocząć razem opowiadanie tych historii.



O pracy w Skywalker Ranch

Dave Filoni: Pracowałem wcześniej w Burbank, a jeśli ktoś był w Burbank to wie, że tam nie ma zbyt dużo jeleni czy rysi amerykańskich, nie ma dzikiej natury wokoło. Ale jeśli się spojrzy na to, co tu się znajduje z perspektywy czasu, to okazuje się, że ekipa nie jest do końca świadoma tego, że patrząc na Slave I widzą przedmiot, miniaturkę a nie jakiś stary mit. To miejsce jest przesiąknięte i pociąga wyobraźnie, w sekwojach chce się widzieć pojazdy zwiadowców imperialnych, a w wzgórzach Naboo. George wrastał w to otoczenie, on je zna, i widać to w tym co stworzył. To pomaga całej ekipie bo tworzą w miejscach przesiąkniętych korzeniami Gwiezdnych Wojen, obcują z nimi.

O Lucasfilm Animation

Winder: Produkujemy [The Clone Wars] jak małe filmy a nie jak typową kreskówkę. Chcemy by serial był lepszy, dlatego ciągle go przepisujemy, poprawiamy, zmieniamy odcinki, a to jest bardzo wymagające, acz gra jest warta świeczki. George nie chce byśmy przenieśli wszystko na ekran, on wymaga aby wyprodukować i stworzyć coś wyjątkowego, utworzyć opowieści nigdy nie widziane w animacji telewizyjnej.

Udział George'a Lucasa w TCW

Winder: George jest producentem wykonawczym, więc kreatywnie nadzoruje serię. Pracuje blisko nas sprawdzając serial przy każdym z jego kroków milowych, on dba o opowieść, recenzuje scenariusze czy prewizualizację oraz rozkład 3-D każdego z odcinków. Ale jeśli chodzi o szczegóły związane z wyglądem, on nie jest w to zaangażowany. Raczej przychodzi jako edytor i naciska na nas, aby przebudowywać historię. Chce aby była ona zrobiona na nowym lepszym poziomie i to jest dla nas zdumiewające. A przy tym dobrze się bawi.

Filoni: Udział George'a to jedna z najlepszych rzeczy, owszem wszyscy kochamy Gwiezdne Wojny, i chcemy tworzyć Gwiezdne wojny, ale gdy pod koniec dnia ogląda się Indianę Jonesa czy Gwiezdne Wojny, to jest coś w tych filmach, co czynie je innymi od reszty, to właśnie artysta, który jest za nimi. Ja jestem bardzo wdzięczny George'owi że zrobił prequele, ponieważ w nich właśnie tkwi jego poczucie humoru, zabawy, ekscytacji. A także za jego udział w tej serii, dzięki temu wierzę, że on pilnuje aby moją rola nie stało się tworzenie mojej fanowskiej wersji Gwiezdnych Wojen. W rzeczy samej nie jestem zainteresowany tworzeniem własnej wersji, chcę tworzyć Gwiezdne Wojny takimi jakie widzi je Lucas.



Czym to się różni od Wojen Klonów Cartoon Network?

Winder: Fundamentalnie czasem, mamy 22 minuty na odcinek, a to luksus, dzięki któremu można opowiadać historię w pełni narratywne, by wejść w postaci głębiej i się nimi bawić. Same scenariusze są pisane w tonacji Epizodu IV, nie są tylko okraszone akcją, ale to osobiste opowieści, z momentami światłymi i komediowymi. Unikamy podejścia jak do typowej kreskówki dla dzieci, raczej staramy się koncentrować na dramatyzmie oraz programie. Staramy się podejść do tego jak w produkcji aktorskiej, nie tylko z punktu widzenia historii, ale także kinematografii czy sposobu reżyserii. Każdy odcinek ma otwarcie, które ustawia tematyczną linię, którą staramy się przedstawić w serialu. Dzięki odcinkom dzieci powinny zrozumieć koncepcję przyczynowości i skutku, wyboru który się dokonuje oraz jego wpływu na innych i samego siebie. I to jest główny zamysł, prawdziwy i osobisty.

Filoni: Jedną z tych rzeczy, którą podaje jako przykład w rozmowie z ekipą o serialu Cartoon Network jest scena kiedy Mace Windu walczy z 500 droidami bojowymi, która wygląda wspaniale, ale jak się pamięta bitwę o Geonosis, gdzie Jedi zostali dość łatwo pokonani. Jeśli Mace mógł tak wymiatać, to czemu nie wygrał tamtej bitwy w pięć minut? Dla nas zatem podstawowym zadaniem było to, aby zbudować TCW tak, by niezależnie czy nam się to podoba, czy nie, Jedi zaczęli umierać. A to wielka odpowiedzialność. Musieliśmy z nich uczynić wartościowych ludzi. Mace mówił, że byli strażnikami pokoju, nie żołnierzami, więc musieliśmy ukazać jakim dla nich wyzwaniem jest wojna i walka. George dał mi zasadę, że Jedi może mniej więcej pokonać jakiś 20 standardowych droidów bojowych, jakieś 1- do 15 super droidów, ale Jedi przeciw droidom niszczycielom z włączonymi tarczami mają problem, jak Qui-gon i Obi-Wan, którzy uciekali. I muszą myśleć jak rozwiązać ten problem, by pokonać te droidy. A Dooku ciągle stara się ich wciągać w pułapki, by pozbyć się jak najwięcej z nich. Więc nie robiliśmy Ligii Sprawiedliwych w wersji Jedi, nie robiliśmy nic, czego nie zrobiłby Qui-Gon, Obi-Wan, Yoda czy Luke Skywalker.



Pytania o ciągłość kanonu

Filoni: Wiem, że to dla mnie osobiście było najbardziej problemowe w tej robocie. Gdy robilśmy The Clone Wars, to już istniało wiele materiału napisanego o nich, a ja bardzo martwię się tworząc jakiekolwiek niezgodności. Wiem, że każdy chce odcisnąć swoje małe piętno na chronologii. To dla mnie bardzo ważne i staram się to połączyć najlepiej jak potrafię. Ale gdy chodzi o pomysły, które ma George i chce by były one najlepszą stworzoną opowieścią, czasem muszę powiedzieć "więc, nie możemy tego zrobić ponieważ [komandor] Alpha był wtedy testowany na Kamino", a George odpowiada: "No Dave, bierzesz wszystko zbyt serio." Wtedy staramy się zrobić tak, by wszystko współdziałało najlepiej jak potrafimy. Ale czasem po prostu trudno pamiętać o całym tym materiale i brać go pod uwagę, i jeszcze sprawić by nowy działał. Czasem to na prawdę trudne.
KOMENTARZE (0)

Dzień z planu TCW okiem asystenta

2007-10-22 01:20:32 Lady Morte za StarWars.com

Na Oficjalnej pojawiła się relacja z jednego dnia prac nad serialem animowanym The Clone Wars:

Z osiemnastoma odcinkami w produkcji The Clone Wars wymagają od twórców ścisłego trzymania się harmonogramu. Trzeba napisać scenariusze, zaprojektować postacie i ich ruchy, zmontować sceny, podłożyć ścieżki dźwiękowe, sprawdzić spójność i rozwiązać z tuzin problemów pojawiających się w trakcie produkcji kolejnych epizodów. Odpowiedzialność za to wszystko spoczywa w większości na ramionach producenta Catherine Winder, oraz głównego reżysera Dave'a Filoniego - dwoje ludzi, którzy zostali gruntownie wdrożeni w projekt animowanej serii TCW. Któż byłby lepszy do koordynowania pracy nad serialem, jeśli nie oni?
Oto kto: ich asystentki. Meagan Miller - asystentka Dave'a Filloni, oraz AnnaMarie Garro - asystentka Catherine Winder. Obie opisały dla nas typowy dzień z planu serialu TCW. Ponieważ tworzenie serialu najwięcej zajmują właśnie tym dwóm osobom, przedstawiony plan przedstawia kombinację pracy ich szefów, wraz z szczegółowymi notatkami Meagan (MM) i AnnaMarie (AG).

Poniedziałek rano

8:30 Meagan Miller przybywa na miejsce pracy, widzi w garażu auto Dave'a, więc wie już, że jej przełożony jest w pracy.

8:40 MM znajduje Dave'a w jego biurze. Dave skupiony jest na projektowaniu, więc Meagan postanawia mu nie przeszkadzać, zamyka drzwi i wraca do swoich obowiązków.

8:42 MM sprawdza maila. Wiadomości znajdujące się w jej skrzynce kompletnie zmieniają jej rozkład dnia. RedBull #1.

8:55 MM zabiera Dave'a na cappuccino, by się mu zameldować.

9:02 AnnaMarie Garro chwyta swoją poranną herbatę, idzie do swojego przytulnego kąta, otwiera skrzynkę odbiorczą Outlooka i zabiera się do czytania 143 maili. Zamyka Outlooka i bierze głęboki oddech. Otwiera Otlooka ponownie zastanawiając się, co ta Catherine wyprawia wysyłając jej maile o tak nieludzkich godzinach...

9:13 MM wraca do biura i drukuje rozkład dnia dla Mary (kierownik produkcji)

9:23 AG odbiera telefon od Catherine, jej przełożona się spóźni, miała konferencję telefoniczną i musiała odwieźć dzieciaki do szkoły. Trzeba przesunąć to spotkanie zaplanowane na 9:30, Catherine musi też spotkać się z Dave'm na pięć minut (zmiana planu #1)

9:26 AG zasypuje MM mailami w celu aranżacji pięciominutowego spotkania Catherine z Dave'm

9:29 MM musi wyciągnąć Dave'a z jego biura, oraz oddać mu wskaźnik laserowy, zwany przez wszystkich powszechnie "bronią laserową".

9:31 MM biegnie z powrotem na drugie piętro i zmienia plan dnia opierając się na mailach od AG wysłanych jej przez Catherine przez ostatnie 12 godzin odkąd wyszli z biura. AG znów pyta co ze spotkaniem Dave'a i Catherine... MM podaje dokładną godzinę.

9:59 Catherine wpada do biura, wita się ze wszystkimi, AG streszcza jej wszystkie poranne wiadomości. Rozmawiają przez chwilę o planach na weekend, po czym AG mówi Catherine o jej pierwszym dziś spotkaniu.

10:07 AG prosi Catherine o 10 min rozmowy. Catherine mówi, że później.

10:17 MM biegnie na trzecie piętro by dopilnować, żeby Dave trzymał się rozkładu dnia.

10:30 MM zabiera Dave'a na pierwsze piętro do Lighting Dailies. Obiecuje sobie, że jutro założy buty na płaskiej podeszwie.

11:05 MM zabiera Dave'a na drugie pięto do biura Catherine

11:06 AG schodzi na pierwsze piętro, delikatnie puka do drzwi Gail (wiceprezes Lucasfilm Animation), wsadza głowę w drzwi i informuje Catherine, że MM właśnie prowadzi Dave'a na swoje pięciominutowe spotkanie. AG przesuwa spotkania Catherine z 11:00 na 11:30 (zmiana planu #2)

12:20 Dave wychodzi z biura Catherine, AG dzwoni do Harrisa (grafik komputerowy i realizator światła) i mówi mu, że Catherine jest gotowa do lunchu.

12:20 MM zabiera Dave'a na pierwsze piętro do Animation Dailies.

12:21 AG kończy odpisywać na poranne maile, chwyta swoja torbę gimnastyczną, wychodzi na półgodzinną przerwę, wciąż mając w zapasie 15 minut na lunch.

Po lunchu...

13:00 Dave idzie na lunch. Meagan Miller biegnie z powrotem na drugie piętro, sprawdza maila i zjada batonika Clif, oraz banana, popija wodą.

13:35 AnnaMarie Garro wpada do stołówki w poszukiwaniu Catherine. Nie ma jej tu, więc wraca na górę, sprawdza jej biuro, po czym sprawdza biuro Gail, wraca znów do jej biura. Znajduje ją w hallu i przypomina o spotkaniu z Orlando (edytor muzyki). Przypomina jej też, że scenarzyści mają do niej parę pytań.

13:55 MM szuka Dave'a w stołówce, znajduje go w rogu, jest gotowy na cappuccino, MM jest gotowa na RedBulla. Buty na płaskiej podeszwie stają się konicznością, ale MM chyba nigdy się tego nie nauczy.

14:05 MM zostawia Dave z Jasonem (główny montażysta) i Justinem (drugi reżyser). Biegnie na drugie piętro, chwyta torbę gimnastyczną i udaje się do centrum fitnessu by zrelaksować się truchtając ze swoim iPodem.

14:05 AG wraca do biura Orlando i zabiera Catherine na spotkanie z działem finansów. Po drodze na pierwsze piętro dowiaduje się paru wiadomości: Mary potrzebuje dziesięciu minut, Jenn (casting) potrzebuje pięciu, musi też zadzwonić do asystenta George'a pod koniec dnia, a w jej skrzynce odbiorczej jest 123 nie przeczytanych wiadomości.

14:58 Catherine wraca wcześniej ze spotkania z działem finansów. Wpada do swojego biura, zamyka drzwi, by mogła przeczytać maile w spokoju.

15:05 AG zagląda do pokoju Catherine, by poinformować ją o spotkaniu Dave'a ze scenarzystami zaplanowanym na 15:00.

15:10 MM zabiera Dave'a prosto z montażu na spotkanie ze scenarzystami.

15:10 AG wzdycha z ulgą. Półtorej godziny, by nadgonić zaległości.

15:48 MM zbywa Erica (koordynator produkcji) chcącego się spotkać z Dave'm

16:06 AG Wyciąga Catherine ze spotkania z powodu "bardzo ważnego telefonu"

16:25 Spotkanie może się skrócić, więc MM dzwoni do Erica, by przygotował się do krótkiego spotkania z Dave'm.

16:31 MM zbywa Giancarlo (drugi reżyser) z jego pytaniami dotyczącymi World of Warcraft. Zapamiętuje sobie, by sprawdzić czym jest WoW.

16:33 AG zabiera Catherine na spotkanie z działem rekrutacji, które potrwa do 17:00. Spotkanie z Mary przełożone na 17:30, a z Jenn na 17:45. Kolejne dwa poniedziałkowe spotkania przesuwa na wtorek i przypomina Catherine, żeby o 18:00 zadzwoniła do Singapuru. (zmiana planu #3)

16:37 Przerwa w spotkaniu scenarzystów, MM zabiera Dave'a na pierwsze piętro, żeby szybko ustalić kolorystykę wyglądu jednej z postaci serialu. Buty na płaskiej podeszwie, buty na płaskiej podeszwie, buty na płaskiej podeszwie...

16:50 MM zabiera Dave na drugie piętro do biura Orlanda na przegląd muzyki.

17:04 AG zabiera Catherine ze spotkania z działem rekrutacji.

17:30 MM zabiera Dave'a z biura Orlanda, idą na pierwsze piętro do zatwierdzenia układu graficznego.

17:35 MM idzie z powrotem na drugie piętro, by zaplanować kolejny dzień, chociaż doskonale wie, że i tak plany się zmienią.

17:36 AG zbiega na dół w poszukiwaniu Catherine, mijając MM szukającą Dave'a. Mary już czeka w biurze Catherine.

17:39 Drzwi do biura Catherine są zamknięte. Jak, na Boga, AG mogła ją zgubić?

17:46 AG przerywa spotkanie z Mary, by Andrew mógł porozmawiać z Catherine. Przypomina też o telefonie o 18:00.

17:50 MM sprawdza, czy ktoś jeszcze czegoś nie potrzebuje.

17:66 Do AG dzwoni chłopak z zapytaniem co jest na obiad? AG prawie zawiesza rozmowę z nim.

18:02 AG przełącza rozmowę z Singapuru do biura Catherine. Żegna się ze wszystkimi i biegnie do windy. Jutro przychodzi tu wcześnie.

18:05 MM wylogowywuje się i kończy pracę.

"Umyć się. Odpocząć. Powtórzyć" - dodaje Meagan.
KOMENTARZE (10)

The Clone Wars: wkład George'a Lucasa

2007-10-20 00:04:12 StarWars.com

Jakiś czas temu pisaliśmy już o tym, że George Lucas zaangażował się w pracę nad animowanym serialem 'The Clone Wars'. Dziś mamy przyjemność zaprezentować artykuł, który wyjaśnia szczegółowo w jaki sposób Lucas pomógł twórcom TCW.

Kiedy po raz pierwszy ogłoszono, że Wojny Klonów będą kontynuowane w nowym animowanym serialu, większość fanów była tym zachwycona. Skoro sprzedało się w wersji 2-D, to czemu miałoby się nie udać w wersji 3-D? Ale wraz z rozwojem Gwiezdnej Sagi rodzi się inne pytanie i wątpliwość, czy nowe opowieści będą uwypukleniem mitów i historii znanych z epickich filmów, czy zaledwie mizernym dodatkiem włożonym między rozdziałami sagi? Owszem było już wiele prób wypełniania luk miedzy epizodami, co tu dużo mówić z różnym skutkiem i różnie ocenianych przez fanów. Wielu nawet uważa, że do sukcesu The Clone Wars potrzeba jednego katalizatora, tego, który uświęcił i stworzył filmową sagę - George'a Lucasa. Na szczęście dla nas, TCW ma go.

Ma go na prawdę, ponieważ Lucas kocha TCW. Odkąd rozpoczęła się produkcja w roku 2006, George ciągle jest zaangażowany w serial, a to dowód jego rosnącego respektu, ale i odpowiedzialności, dzięki której TCW przeobrażają się w realne kształty. Na początku, gdy opowieść, koncepty, postacie były cały czas w fazie pomysłów, nie było pewne, czy on zechce oddać się całym sercem sadze, zwłaszcza, że jest to praktycznie film jego życia. "Poza ustaleniem podstawowych pomysłów serii, nie wiedzieliśmy jaki będzie wkład George'a w całość", wspomina producentka Catherine Winder. "Kiedy podpisałam kontrakt, nikt nie potrafił mi powiedzieć, jak często będziemy się spotykać, czy to będą spotkania trzy razy do roku, czy raz w miesiącu, jak mi sugerowano. Ale na szczęście dla nas on jest o wiele bardziej zainteresowany i zajmuje się tym cały czas".

Reżyser serii, Dave Filoni wierzy we wkład Lucasa wzrastał wraz z tym jak ten był świadom możliwości serialu. "Kiedy zaczynaliśmy, myślę, że poziom jego zainteresowania bazował na tym, czym on spodziewał się, że to będzie. Wiedział, że to będzie coś innego niż seria Gendy'ego [Tartakovsky'ego], bo naszym podstawowym wyznacznikiem było używanie Jimmy'ego Neutrona jako podstawy dla kompleksowości serii. Ale gdy tylko George spostrzegł, że dynamika może różnić się od tego modelu, powiedział, byśmy zrobili to bardziej kinowo, jak film we własnym świecie". Kiedy Lucas ujrzał potencjał serii, jego naturalny instynkt przekraczania granic uwolnił się, był pod wrażeniem, zaangażował się. Winder pamięta jak zaangażowanie i zainteresowanie Lucasa rosło progresywnie, jak włączał się w historię, czy szkice i pilnował by całość była jednym. "Jak tylko podążaliśmy dalej z rozwojem, a Dave mógł pokazać mu swoje wizje reżyserskie, opisać to co zaczął edytować podczas tworzenia historii w wersji 3-D (pre-wizualizacji), George angażował się coraz bardziej i był zaintrygowany tym co robiliśmy, do tego stopnia, że teraz jest w pełni zaangażowany. Nie tylko odpowiada na pomysły naszych historii, ale właściwie to sam pomaga je nam pisać. A po pierwszym sezonie, zaczął przychodzić do nas z własnymi pomysłami opowieści, pisząc szczegółowe wytyczne, które powinny być wzięte pod uwagę podczas pisania scenariuszy przez pisarzy."

Filoni wspomina też jedną z pierwszych sesji z Lucasem. "Usiadł przy nas i zaczął nam opowiadać czym są Gwiezdne Wojny, kim są Jedi, powiedział: zapomnijcie wszystko, co słyszeliście, powiem wam jak to jest. I nauczę was tworzyć Gwiezdne Wojny - mówił Lucas. Nie rozpoczął tworzenia kolejnych filmów, ale stwierdził, że w praktyce to właśnie robimy. A ja myślę, że to cudownie." Filoni wierzy też, że jedną z przyczyn, dla których Lucas jest tak oddany serii jest fakt, że pozwala ona mu eksplorować postaci bardziej intymnie, coś czego nie mógł osiągnąć w filmach. Postaci, mają tu tak istotny priorytet, że produkcja została w sposób zauważalny zwolniona w pewnym momencie, aby poprawić scenariusze. "Właściwie to przepisaliśmy 12 początkowych scenariuszy w trakcie gdy byliśmy w połowie produkcji, tak by opowieści były bardziej osobiste, a nie ginęło to w montażu", wspomina Winder. "George powiedział, że akcja jest wspaniała, ale to czego potrzebuje seria to większa ilość dialogów, oraz potrzeba poznania tych postaci." Podczas gdy robienie zmian w samym środku produkcji nie jest najlepszym rozwiązaniem, Filoni zauważa plusy wkładu Lucasa. "Byłoby to dla nas o wiele gorsze, jeśli nie poprawilibyśmy tego. Uważam przez 99,9 % czasu, że przejście przez te bolesne zmiany wyszło nam na dobre".

Główny montażysta, Jason Tucker, który często pracuje blisko z Lucasem montując odcinki, zgadza się. "To bardzo szybko dziejący się serial, dlatego bardzo ważnym jest by zrozumieć i podążać za tym, co się ogląda." wyjaśnia. "To oczywiście coś, co zawsze robi się w montażu, ale geniusz George'a to coś, czego warto doświadczyć. Nawet jeśli z czymś nie zgadzamy się od początku, wraz z tworzeniem i oglądaniem w kółko i kółko, zaczynam sobie zdawać sprawę, co czyni całość silniejszą." Lucas często przyznawał, ze montaż jest jego ulubionym aspektem tworzenia filmów, i nie omieszkał pozostawić swej ukochanej sztuki w TCW. "Wiele się od niego nauczyłem", kontynuuje Tucker. "Mieliśmy sesje od 9 rano aż do 9 wieczór. Nie ustawał, mieliśmy tylko 30 minut przerwy wieczorem, żeby coś zjeść. To było niesamowite i pouczające, by móc pracować z nim i nauczyć się jego stylu montażu, oraz jak on go osiąga. On rozumie gramatykę filmu zupełnie jak pisarz rozumie słowa, każde ujęcie jest słowem, a jeśli ustawi się słowa w różnej kolejności można zmienić ich znaczenie. Mało tego, zawsze pozwalał mi i Daveowi mieć własne zdanie i się wysłowić, dzięki temu odbyliśmy wiele wspaniałych rozmów tak o teorii filmu, jak i montażu."

Reżyser serii Filoni także uczył się kreatywności ducha od Lucasa, któremu zależało by TCW na prawdę się odróżniał od innych seriali w TV. "Staraliśmy się robić więcej, przekraczać granice, nigdy nie osiadać na laurach. Jeśli spojrzymy na normalny serial TV, taki jak Babylon 5, Star Trek czy Battlestar Galactica, najczęściej on bazuje na jednym miejscu. Tam zawsze jest jeden okręt i co najwyżej planeta, na którą schodzą, gdzie przebywają w jednym pomieszczeniu, gdzie co najwyżej w oknie wydać obrazy planety. George spogląda zawsze w te okna i mówi 'Chcę byśmy tam przenieśli akcję.', a ja mówię, że nie możemy, że nie mamy tam nic zbudowanego opracowanego, to tylko obraz z tła. 'No cóż, ale historia tam opowiedziana byłaby ciekawsza', dodaje, a potem mówi 'spróbujmy się tam przejść i rozrysować wszystko.'" To właśnie decyzje takie jak ta, zdefiniują TCW jako pamiętny produkt showbiznesu, jakości zawsze kojarzonej z marką Gwiezdnej Sagi. A wkład Lucasa powoduje tylko, że finalny produkt jest bliższy znanym nam standardom. Ale Filoni podejrzewa, że Lucas ma zupełnie inne motywy niż kwestia jakości. "On zobaczył co my staramy się zrobić i zmontować i pewnie stwierdził, że to jest dopiero zabawa. Teraz zdarza się, że przychodzi do mnie w piątek i mówi 'Dave, montowałem to do północy, musisz to zobaczyć'".
KOMENTARZE (31)

Tworzenie postaci z Kilianem Plunkettem

2007-10-10 10:11:29 RI za StarWars.com

Nie ulega wątpliwości, że fani Gwiezdnych Wojen są w dużej mierze mocno utalentowani, wystarczy przejrzeć internet by zobaczyć ich robione w domu stroje, rysunki, filmy i wiele innych rzeczy, które temu dowodzą. Ale niezbyt często te rzeczy znajdują przełożenie na uczestniczenie w produkcji Gwiezdnych Wojen, pomimo niejednokrotnie wyjątkowych umiejętności i talentu, tak by na pełny etat pomagać tworzyć nowy rozdział Gwiezdnych Wojen. Kilian Plunkett, projektant postaci w nowych Wojnach Klonów, jest dokładanie taką osobą i potrafi to udowodnić.

Gdy miał 6 lat, dorastał w Dublinie, w Irlandii, już w 1977 Plunkett rysował swoje ulubione postaci – Dartha Vadera, szturmowców, droidy itp. To typowe zachowanie dla dzieci, które zauroczyły się po raz pierwszy Gwiezdnymi Wojnami, tyle, że Plunkett jest tu w pewien sposób wyjątkowy, on nie zaprzestał tego robić. "To było zupełnie normalne, tak jak inne dzieciaki rysowałem dla własnej przyjemności, tylko nigdy nie przestałem", mówi. "Wciąż mam zeszyt, w którym mając siedem lat tworzyłem swe Gwiezdno-wojenne bazgroły. Mnóstwo tam szturmowców i Vaderów, ale też znajdzie się X-wing czy TIE Fighter podczas akcji przy Gwieździe Śmierci. To dość surowe rysunki, ale robiłem je dla zabawy. A to niezbyt się zmieniło między wtedy a dziś".

Ale Kilian Plunkett stał się kimś więcej, stał się znanym fanom Gwiezdnej Sagi ilustratorem, z portfolio zawierających wiele komiksowych okładek, ale i wnętrz, a także rysunków, które sprzedawano na Celebration IV. W roku 1993 przeniósł się do USA, w tym samym roku rozpoczął przygodę z sagą w innym wymiarze, gdy edytor Dark Horse Comics, Ryder Windham zaoferował mu zrobienie okładki do nowej serii komiksowej – Droids. Wcześniej obaj pracowali nad serią Aliens, a Windham postarał się, aby wykorzystano umiejętności Plunketta także w i kolejnych okładkach Droidsów. „Skończyło się na okładkach do 16 różnych zeszytów serii Droids, a to doprowadziło mnie do stworzenia kadrów komiksu Cienie Imperium, a także wielu opowieści z cyklu Star Wars Tales” mówi. „To było właściwe miejsce i właściwy czas”.

Podczas prac w Dark Horse Comic, Plunkett został przedstawiony Henry’emu Gilroyowi, który potem stał się głównym edytorem opowieści w pierwszym sezonie TCW. Obaj zaprzyjaźnili się i przez lata utrzymywali kontakt pracując w Dark Horsie. Gdy Gilroy dostał pracę przy TCW w roku 2005 pokazał szkice Plunketta Catherine Winder oraz głównemu reżyserowi – Davowi Filoniemu. „Liczyłem, że to da mi więcej wolnej ręki, w projektowaniu niektórych mniej ważnych postaci czy przedmiotów” Wspomina Plunkett.

Filoni spotkał się z Kilianem bardzo szybko. „Obaj podzielaliśmy podobne pomysły, które powodują, że Gwiezdne Wojny wyglądają jak Gwiezdne Wojny, a nie coś innego”, wspomina Plunktett. „Udało mi się zostawić kopię komiksów jak „The Jabba Tape”, ale gdy po kilku tygodniach zadzwonił z prośbą o przygotowanie postaci, spodziewałem się, że dostanę jakiegoś łowcę nagród, ale dwie pierwsze mi przydzielone postaci to Mace Windu i Palpatine”. Podczas produkcji TCW Plunkett projektował właściwie wszystko po trochu, tła, środowiska, postaci, pojazdy, bronie, czy stwory. Ale jego podstawowym zadaniem było projektowanie postaci. I choć TCW miało wyznaczony swój styl i wygląd, Kilian odwoływał się do oryginalnych, dwuwymiarowych Wojen Klonów Cartoon Network, projektując nowe trójwymiarowe postaci.

"Podpatrywaliśmy jak Paul Rudish i Genndy [Tartakovsky] podchodzili do postaci, by zobaczyć, czy możemy tam odnaleźć pewne kształty i cech, które mogłyby dać podobne odczucia, które można by zaadaptować w pracy w trzech wymiarach”, tłumaczy Plunkett. „A to oznacza znajdowanie kształtów, które nie są tak kanciaste czy surowe, ale wciąż zanurzają się w tej samej stylizacji graficznej. Często rysowałem postaci w uproszczonej rzeczy, niż normalnie rysuję. Potem pokazywałem je Davowi, a on wybierał jedną czy dwie wersję, i na tej podstawie tworzyłem stylizację, która tworzyła unikalną rzeczywistość i markę TCW”.

Będąc obeznanym w wyglądzie i klimacie filmów Gwiezdne Wojny przez 14 lat zawodowej pracy, Plunkett mógł przetłumaczyć wyszukaną estetykę sagi w swoją własna wizję w TCW. „Projekty Gwiezdnych Wojen to rzeczy unikalne”, mówi. „To swoista mieszanka elementów, starych i nowych, które trudno ubrać w słowa, ale rozpoznaje się je, gdy się je zobaczy. To uniwersum, które udało się stworzyć George’owi jest jednym z unikalnych, które pomimo swej odmienności sprawia wrażenie realnego miejsca. Potrzebujesz spróbować i absorbować tak wyglądu jak i klimatu filmów, bo to jedyna metoda by go poczuć. Niezależnie czy to są klasyczne projekty McQuarriego i Johnstona czy nowe Douga [Chianga], Erica [Tiemensa] czy Ryana [Churcha] lub je powielające. Na szczęście w serialu zobaczymy wiele projektów, które ludziom z pewnością się spodobają.”
KOMENTARZE (6)

Wojny Klonów na ranczu

2007-09-24 10:23:42 StarWars.com

Kiedy w lipcu Pete Vilmur po raz pierwszy zaczął na oficjalnej pisać o TCW, kiedy pojawiały się informacje z Celebration IV i Celebration Europe, reżyser Dave Filoni zasugerował, żeby wspomnieć o duchowym centrum Gwiezdnych Wojen o Ranczu Skywalkera. W końcu jest to miejsce, gdzie Gwiezdne Wojny powstawały od lat, gdzie saga wciąż żyje, czy to w oryginalnych przedmiotach, konceptach artystycznych, kostiumach, manuskryptach, a to wszystko powoduje, że ten dom i jego otoczenie jest dla wielu fanów ziemią uświęconą. I nie zapominajmy o ludziach, tu wciąż pracuje wiele osób od lat związanych z sagą, czy to pośrednio, czy bezpośrednio są oni częścią dziedzictwa.

A wraz z "The Clone Wars", Dave Filoni dołączył do ekipy Skywalkera, pracując w siedzibie głównej Lucasfilm Animation w Big Rock Ranch, które geograficznie dzielą wspólna granicę. Nie uważajcie błędnie, że Big Rock to ranczo Skywalkera, tak się składa, że ma osobną bramę, nazwę i bezimienną skałę. A wjazd do studia znajduje się tam gdzie są inne Hollywoodzkie bramy. A to co najbardziej różni oba te miejsca od każdej innej pracy w Los Angeles, mówi Filoni, to, że każdy kto tu przyjeżdża ma to samo uczucie, czuje się jak na wsi, daleko od centrum miasta, a budynki które zaprojektował i stworzył George są fantastyczne i przepiękne. To już wtedy działa inspirująco.

Inną zaletą pracy tutaj jest to, że Gwiezdne Wojny wpłynęły też na krajobraz. Otóż zdaniem Filoniego, patrząc na niektóre drzewa widzi się przelatujące między nimi speedery, a wzgórza wokół Big Rock przypominają Naboo, gdzie Gunganie stoczyli bitwę. Jest tu jeszcze kilka innych rzeczy przypominających o tym, co stworzył George Lucas, a rozwijając sagę dalej w tym samym miejscu, czujemy wpływ i kreatywność poprzedników. I zdaniem reżysera, wszyscy czują dokładnie to samo.

Dla większości z nas, Skywalker Ranch zawsze było czymś w rodzaju Xanadu, bogatej, ekskluzywnej posiadłości z Obywatela Kane’a, gdzie przechowywano pamiątki z czasów naszej młodości, gdzie znajdują się magazyny z archiwami, z kostiumami i przedmiotami. Mając dostęp do tych archiwów, trudno sobie nie wyobrazić zazdrości większości fanów, jak można by przejść na kolanach obok oryginalnego miecza z ANH? Ale daje to pewność, że pracuje się nad GWIEZDNYMI WOJNAMI na ranczu SKYWALKERA.


Jeśli chcemy zobaczyć jak wyglądał miecz Anakina Skywalkera w szczegółach, tłumaczy Filoni, dzwonimy, i zostaje nam przyniesiony. Gdy chcemy zobaczyć kostium, który nosiła Padme, dostajemy go i możemy mu robić zdjęcia. Gdy chcemy obcować z białym strojem księżniczki Lei czy hełmem Boby Fetta, wszystko tu jest. I używamy tego, by inspirować artystów i scenarzystów TCW. Dotyczy to także konceptów artystycznych, ciągnie Filoni. I to wielka rzecz, bo ludzie pamiętają kostiumy, ale nie pamiętają jak to wyglądało w oryginalnych malunkach Ralpha McQuarriego czy szkicach Joe Jonhstona. To materiały sprzed czasów nim nastały Gwiezdne Wojny, gdy były to tylko pomysły. Wszystko to tu fizycznie istnieje, bo George o to zadbał i zabezpieczył, a na dodatek używamy tego, by rozbudować nasz serial.

Filoni przyznaje też, że gdyby produkcja nie odbywała się w Skywalker Ranch, trudniej byłoby dostać dostęp do wszystkich tych pamiątek i materiałów, a to by nie działało już tak twórczo. Wtedy trzeba by wszystko nagrywać na taśmach, wszyscy byliby zdenerwowani gdy opuszczali by Ranczo, a teraz wystarczy tylko przejść się drogą, a ludzie tu są super mili i nas wpuszczają. Oczywiście zatrudnieni pracownicy na ranczu SKywalkera są jedną z zalet TCW, dostarczają nie tylko swoje talenty, wiedzę, czas i zasoby, ale także siłę napędową, która pozwala utrzymać produkcję w skali TCW w ruchu. A co najważniejsze wielu z nich jest żywymi połączeniami sagi z nową produkcją. Są ludzie połączeni na zawsze z dziedzictwem Gwiezdnych Wojen, tacy jak Matt Wood, który pracował nad prequelami pod czujnym okiem Bena Burtta, który niesie ze sobą mit, tak jak Ben niósł go przez prequele. Teraz Matt pracuje nad TCW. Jest wielu ludzi w Lucasfilm, którzy pracowali nad sagą przez lata, rozwijali ją. To działa bardzo pobudzająco, gdy wie się ilu ludzi dba tu o sagę, dla ilu jest ona ważna. A to właśnie powoduje, że ranczo przenosi nas na najbardziej twórczy poziom. Swoją drogą Matt Wood podkładał też głos Grievousa.

A to co najbardziej unikalne w pracy w Skywalker Ranch, to zdaniem Filoniego, wspólne uczucie, które dzielą wszyscy członkowie ekipy, czując, że TCW to ich projekt, ich dzieło, i oddają się mu na każdy możliwy sposób. Myślę, że to ważne dla każdego, kto pracuje u Skywalkera, że czuje połączenie naszego projektu z Gwiezdnymi Wojnami, mówi Filoni. Nie robimy tego w oddzielnym studiu, tworzymy to jako część rodziny Lucasfilm. Nawet ludzie w archiwum czują, że współtworzą nasz serial, tak jak pracownicy kafeterii czy sklepu, gdzie sprzedają zabawki Gwiezdnych Wojen wszystkim moim pracownikom. To wielka grupa ludzi, która pracując w tym miejscu przez prawie 30 lat, a to pozwala odczuć oddech historii i powiązanie naszego serialu z Gwiezdną Sagą.
KOMENTARZE (5)

W poszukiwaniu Dave’a

2007-08-27 12:38:00 oficjalna

Na Oficjalnej, w dziale poświęconym nowemu serialowi The Clone Wars pojawił się artykuł, w którym Catherine Winder – producentka serialu, opisuje w jaki sposób wybrano głównego reżysera – Dave’a Filoni. Historia ta krążyła już po Internecie i konwentach, dlatego Winder postanowiła ją opowiedzieć na łamach Oficjalnej.
Jak napisała odszukanie reżysera dla najnowszej produkcji nie było łatwym zadaniem. Wymagania jakie musiał spełniać były wysokie i liczne.
Podczas robienia wywiadu w branży poprosiła kilka osób o sporządzenie list z nazwiskami tych, którzy mogliby się do tego zadania ich zdaniem nadawać. Jeden z nich, George Krstic, przesłał jej listę, na której widniało nazwisko Dave’a Filoni. Winder postanowiła się z nim skontaktować. Zadzwoniła więc, przedstawiła się i powiedziała, że jest z Lucasfilm Animation, oraz że zaczynają produkcję nowej serii i szukają reżysera. Filoni zareagował na to sarkastycznym „Taak, jasne...” i zaczął się dopytywać kto mówi. Winder znów się przedstawiła i dodała, że to jego przyjaciel George (mając na myśli Kristica) podał jej jego nazwisko i polecił porozmawiać. Na to Filoni powiedział:
- George? Jasne, bardzo zabawne... koniec żartów... Kim naprawdę jesteś i kto nasłał cię na mnie żeby mi dokuczyć? – był przekonany, że chodzi o George’a Lucasa.
W końcu dał się przekonać, że to nie jest żaden kawał. I wyjaśnił skąd wzięło się jego przeświadczenie o tym, że ktoś próbuje go nabrać. Dwa tygodnie wcześniej rozmawiał ze znajomymi o tym, jak bardzo lubią pracować nad serialem „Avatar”, którego był reżyserem. Mówili też o tym co ewentualnie mogłoby ich od niego odciągnąć. I Filoni (fan SW) powiedział, że rzuciłby to gdyby Georege Lucas zadzwonił do niego i zaoferował mu pracę przy Gwiezdnych Wojnach :)

Cały artykuł znajduje się na oficjalnej w tym miejscu.
Natomiast w Relacji z Celebration IV, również znajdziecie wzmiankę o tej historii, oraz opis spotkania z Winder i Filonim.
KOMENTARZE (10)

Znamy już tytuł oraz producentów serialu animowanego

2007-05-12 22:53:00 StarWars.com

Zapowiadając kolejny panel na Star Wars Celebration IV, oficjalna zapowiedziała także nowy serial – „The Clone Wars” (poprzedni w oryginale nazywał się po prostu „Clone Wars”, prawie ta sama nazwa, ale jak widać, prawie robi różnicę).

Producentem serialu została Catherine Winder, a głównym reżyserem Dave Filoni. 27 maja na CIV zdradzą oni szczegóły na temat powstawania serialu oraz swojej utalentowanej ekipy. Pokażą też pierwsze fragmenty nowego i fascynującego serialu, który powstawał pod czujnym okiem George’a Lucasa.


Winder jest producentem wykonawczym w Lucasfilm Animation, zarządza zarówno produkcją jam i rozwojem. W swojej karierze była zarówno producentem, producentem wykonawczym jak konsultantem. Pracowała wcześniej w studiach Fox Animation, gdzie nadzorowała prace nad „Epoką Lodowcową”. Pracowała też jako producent nad serialami „Spin City”, „Spawn” (oba dla HBO) oraz „Aeon Flux” (dla MTV). Pracę w Azji rozpoczęła w japońskich studiach Walta Disneya a potem w Hanna-Barbera/Turner Pictures na Tajwanie i w Los Angeles.


Filoni ostatnio był reżyserem animowanego serialu „Avatar: The Last Airbender” dla stacji Nickelodeon. Rozpoczynał swą pracę w Film Roan jako asystent reżysera przy filmie „Król wzgórza”. Potem pracował w studiach Walta Disneya między innymi nad filmem „Lilo i Stitch”. Jest fanem Gwiezdnych Wojen od lat.
KOMENTARZE (18)
Loading..