TWÓJ KOKPIT
0

Lucasfilm :: Newsy

NEWSY (829) TEKSTY (9)

<< POPRZEDNIA     NASTĘPNA >>

Z lamusa konwentowego #3: Star Wars Celebration II

2013-05-22 17:12:27

Może Celebration I nie było zbyt udane jeśli chodzi o organizację, ale pomimo wszystkich niedoróbek ludzie wrócili z tego konwentu zadowoleni. No i chcieli więcej. Nic dziwnego, że decyzja o organizacji Celebration II zapadła stosunkowo szybko, choć nie od razu została ogłoszona. Zrobiono sobie bardzo dobry post mortem, czyli starannie przeanalizowano błędy. Wiedziano ile mniej więcej osób można się spodziewać i czego ludzie najbardziej oczekują. Przede wszystkim jednak Celebration II nadało obecny kształt tym konwentom bardziej niż jakikolwiek inna impreza.
Zmieniły się także osoby odpowiedzialne za to przedsięwzięcie. W Lucasfilmie w roku 2001 zaczęła pracować Mary Franklin, która zajmuje się oficjalnym fanklubem, dołączył do niej także Steve Sansweet, który pełnił rolę osoby do kontaktów z fanami. Najważniejsze jest jednak to, że tym razem zrezygnowano z czasopism, które organizują konwenty w hotelach, czy muzeów, a wynajęto Indianapolis Convention Center (ICC), co spowodowało zupełnie inną jakość konwentu. Łatwo zgadnąć, że impreza odbyła się w Inadinapolis w stanie Indiana, znów tuż przed premierą „Ataku klonów”, czyli w dniach 2-5 maja 2002. Frekwencyjnie konwent był olbrzymim sukcesem, sprzedano ponad 27000 wejściówek.

Celebration II wprowadziło nową tradycję, czyli oficjalne otwarcie. Jest to specjalny panel, na który oczywiście ciężko się dostać. Odbywa się on pierwszego dnia i jest to prawdziwe show, na którym prezentowane są najważniejsze rzeczy związane z konwentem, w tym nowe zwiastuny czy zapowiedzi, ale nie wszystkie, napięcie trzeba dozować. ReedPop na Celebration VI zmieniło trochę tę tradycję i na razie zamiast oficjalnego otwarcia mamy oficjalne zamknięcia, gdzie ponownie mamy podsumowanie, ale z przytupem (ostatnio zapowiedziano nowe rzeczy właśnie tam). Ceremonie oficjalnego otwarcia zawsze nierozerwalnie były związane z Stevem Sanweetem, to on prowadził show, bawił fanów, żartował i przebierał się. Na otwarciu pojawiają się też gwiazdy, zarówno te, które już dotarły na konwent, jak i te, które nie dotrą. Tu po raz pierwszy pokazano nagrane pozdrowienia dla fanów od Samuela L. Jacksona, Pernilli August, Johna Williamsa, Christophera Lee, Iana McDiarmida, Ewana McGregora i George’a Lucasa. Spośród wymienionych osób jedynie George’owi i Ianowi udało się dotrzeć na Celebration (choć akurat nie na II). Otwarcie to gala, a na niej nie może zabraknąć też chwili powagi. To jest miejsce w którym wspomina się tych twórców, którzy odeszli.

Tym razem jednak otwarcie miało jeszcze coś specjalnego. Fragment z Epizodu II, którego jeszcze nie pokazywano. Fanom pokazano jak walczy Yoda, wielu z nich wpadło w niesamowitą euforię.

Centrum konwentowe w Indianapolis przede wszystkim było ciepłe, nie padało, a co ważniejsze, miało dużo miejsca dla wystawców, jak i fanów (no i okołokonwentową infrastrukturę). Sama organizacja konwentu została przebudowana, pojawiło się miejsce, gdzie można kupić autografy oraz zorganizować inne fanowskie atrakcje, jak grupy budujące R2-D2, konkursy strojów, wspólne budowanie dioram, nie zapomniano też o zabawach dla dzieci. Wśród tych ostatnich znalazł się kurs rysunku, który prowadził Iain McCaig. Oczywiście sale szkoleniowe lepiej zorganizowano dopiero na Celebration V, ale to właśnie tu się to zaczęło.

Rozwój organizacji kostiumowych, wówczas głównie jeszcze 501 Legionu sprawił, że także fani wnieśli więcej w sam program. Tu też zaczęła się tradycja robienia wspólnych zdjęć legionowych.

Przebudowano też część zakupową. Oficjalny konwentowy sklep był lepiej zaopatrzony, a przede wszystkim zaczęto rozwijać linię produktów typowo konwentowych – z logo Celebration. Poprzednim razem ekskluzywne figurki trafiły w końcu do sklepów, acz po jakimś czasie. Od Celebration II jest inaczej, ekskluzywny ma być ekskluzywny, co oczywiście odbija się w cenie i zainteresowaniu. Z drugiej jednak strony ten sklep jest też pełen różnej maści badziewia, o czym warto pamiętać.

Wśród gości pojawili się między innymi Hayden Christensen, Carrie Fisher, Billy Dee Williams, czy Anthony Daniels. Natomiast fakt, że zrobiono sekcję z autografami spowodował, że zaczęto ściągać mniej znanych aktorów, którzy nie mieli własnych punktów programu, a jedynie rozdawali autografy (płatne). No i przede wszystkim trudniej było zdobyć autograf za darmo, ale przynajmniej fani polujący na gwiazdy nie rozbijali prelekcji.

Uczestnicy tego konwentu (i poprzednich) wspominają, że był to pierwszy gwiezdno-wojenny konwent z prawdziwego zdarzenia, nie zbieranina, zjazd, zlot fanów, a konwent.

Wcześniej pisaliśmy o:
Celebration 0
Celebration I
KOMENTARZE (1)

Z lamusa konwentowego #2: Star Wars Celebration

2013-05-15 18:44:22

W roku 1999, wraz z premierą „Mrocznego widma” nie tylko powrócono do pomysłu organizowania oficjalnego konwentu gwiezdno-wojennego, lecz także go trochę zrewitalizowano. Przede wszystkim miała to nie tylko być „celebracja” klasycznej trylogii, ale też swoista impreza promująca nowy film. „Mroczne widmo” to bez wątpienia siła sprawcza i najważniejszy element całego przedsięwzięcia.

Tym razem konwent odbył się w Denver w Colorado w dniach 30 kwietnia – 2 maja 1999, czyli na kilka tygodni przed premierą nowej odsłony „Gwiezdnych Wojen”. Jednak to nie nowy film stał się najbardziej rozpoznawalnym znakiem tego konwentu, a wyjątkowo kapryśna pogoda. Było chłodno, praktycznie cały czas padało, konwentowicze mogli poznać różne rodzaje deszczu od mżawki przez ulewę aż po istne oberwanie chmury. Czasem nazywano te opady Deszczem Pięćdziesięciolecia. Wprawdzie konwent jest zorganizowany w jednym budynku, ale niestety trzeba do niego dojść, a kolejki przed wejściem często ciągnęły się na zewnątrz. Dodatkowo samo miejsce wymuszało przechodzenie między namiotami i budynkami. Deszcz był tak uciążliwy, że w niektórych miejscach mieli z nim problem także wystawcy, więc część tych mających gorsze miejscówki zwinęła się częściowo. Ludzie mokli, jednak po latach wielu z nich wspomina to wydarzenie z pewną nostalgią.

To był pierwszy konwent, który zorganizowano z inicjatywy Lucasfilm. Głównymi organizatorami były firmy LucasArts, Decipher, Pepsi wspomagani przez ekipę Insidera. Wtedy w dużej mierze odpowiadał za niego Dan Madsen, ten sam który zrobił pamiętne zdjęcie Lucasa i Rodenberry’ego na poprzednim konwencie. Osobowo to właśnie Madsem był siłą sprawczą tego konwentu. Był jednym z głównych pomysłodawców ściągnięcia fanów Gwiezdnych Wojen w jedno cudowne miejsce, w oczekiwaniu na nowy film. Wykorzystał do tego oficjalny fanklub i Insidera. Pomysł wydawał się być ciekawy, ale nikt nie potrafił przewidzieć reakcji fanów.

Od „Celebration 0” wiele się zmieniło, ale tym razem organizatorzy właściwie zaczynali od początku, brakowało im doświadczeń. Owszem, Lucasfilm wspomagał się firmą wyspecjalizowaną w organizowaniu konwentów, ale nikt nie zdawał sobie sprawy z prawdziwego zainteresowania ze strony fanów. Brakowało danych, na których można by bazować, stąd po konwencie było trochę narzekań na niedociągnięcia. Za małe sale i tak dalej. Wydawać by się mogło, że przewidziano dość miejsca na konwent, ale ilość fanów, którzy przyjechali była tak duża, że nawet bilety na miejscu szybko się rozeszły. Część osób odjechała z kwitkiem. Jednym z niedociągnięć były problemy z zaopatrzeniem sklepów konwentowych. Najlepszy przykład to „Celebration Store”, czyli stoisko z oficjalnymi, unikalnymi produktami. Miało one specjalną linię figurek z Epizodu I, jednak praktycznie wszystkie rozeszły się na początku pierwszego dnia, a kolejną partię dowieziono dopiero w niedzielę, czyli w ostatni dzień konwentu. Wiele osób przyjeżdża na taki konwent tylko na jeden dzień, najczęściej sobotę, więc byli oni dość mocno rozczarowani. Tu należy jednak zaznaczyć, że większość tych specjalnych figurek to była wówczas przedsprzedaż. Po kilku tygodniach trafiały normalnie na rynek, to z pewnością załagodziło rozczarowanie.

Również sama lokalizacja konwentu nie wszystkim odpowiadała. Miało być fajnie, kosmicznie, wybrano więc Wings Over the Rockies Air & Space Museum (czyli muzeum lotnictwa i kosmosu). Jednak muzeum okazało się nie być najszczęśliwszą lokacją. Przede wszystkim brakowało infrastruktury konwentowej, knajpek i innych atrakcji w okolicy. Ba, muzeum to znajduje się na przedmieściach Denver, więc było daleko do centrum. Druga sprawa przed otwarciem ludzie głównie czekali na zewnątrz, a jeśli dodamy do tego ten deszcz... No i z powodu braku odpowiednich sal w muzeum, część spotkań z gwiazdami zorganizowano w olbrzymich namiotach. Świetnie, tylko znów by wejść do środka, często trzeba było czekać w deszczu. Dlatego właśnie jest on tak dobrze pamiętany i wspominany. I jak to na konwentach bywa, nie odbyło się bez zmian programowych w ostatniej chwili. Na tym konwencie nie było jeszcze stoisk na których można kupić autografy, czy zrobić sobie zdjęcie z celebrytami. Były tylko klasyczne panele. Efekt był taki, że po skończonym panelu, gwiazdę napadały tłumy fanów błagając o autograf, a to odbijało się także na sprawnym opuszczeniu namiotu, więc ostatecznie powodowało opóźnienia. Szybko jednak organizatorzy zainterweniowali i gwiazdy zostawały w namiocie na jakieś pięć minut, potem je wyprowadzano. To miało swoje konsekwencje, w pierwszy dzień wyrywające się pod scenę osoby zdobywały upragnione autografy, ale w ostatni dzień stały już tam tłumy.

Wśród gości pojawili się między innymi Jake Lloyd, Ray Park, Rick McCallum czy Warwick Davis, natomiast gospodarzem głównej sali był Anthony Daniels.

Wśród wielu niedociągnięć nie było na szczęście jednego. Nie doszło do konfliktu między organizatorami a fanami, panowała przyjemna atmosfera. Ludzie byli podekscytowani „Mrocznym widmem” i całą kampanią wokół, więc szybko zdecydowano, że konwent trzeba powtórzyć przed premierą „Ataku klonów”, ale o tym już następnym razem.

Przygotowując się do CE2
Przypominamy, że poprzednio opisywaliśmy tak zwany Celebration 0. Wróćmy na chwilę jednak do Celebration Europe II. Zapowiedziano kolejnego gościa – Petera Mayhew, czyli odtwórcę roli Chewbaccy. Jednak prawdziwym hitem tegoż Celebration będzie obecność... Kathleen Kennedy, czyli szefowej Lucasfilmu. Jest zatem szansa, że dowiemy się czegoś konkretnego o aktualnych planach firmy.
KOMENTARZE (2)

Bez oficjalnej zapowiedzi 4 maja

2013-05-06 17:30:30

Większość fanów liczyła, że 4 maja Lucasfilm/Disney zapowiedzą coś w sprawie nowych filmów, niestety obyło się bez tego. Jednak z różnych plotek pozbierało się kilka ciekawych informacji.

Po pierwsze lokacje, ten temat wraca. Wpierw Kathleen Kennedy wspomniała, że lokacje będą prawdziwe, że film nie będzie w całości kręcony w studiu i że produkcja nie będzie jakoś specjalnie ukrywana przed fanami. Producentka zdaje sobie sprawę z tego jak bardzo fani są zaciekawieni procesem i jak łatwo wszystko przedostaje się do Internetu, zwłaszcza gdy kręcą w plenerze. Kathleen wychodzi z założenia, że nie ma sensu kruszyć kopii, lepiej zmienić definicję i uznać, że fani są bardzo ważni. Przynajmniej możemy liczyć na świeże spoilery.

Teraz pojawiają się pierwsze plotkowe konkrety odnośnie lokacji. Pierwszy z nich podała brytyjska „The Sun”. Podobno w grę wchodzi wyspa Skye oraz Highlands, obie w Szkocji. Niedawno w tamtych rejonach był kręcony najnowszy Bond – „Skyfall”, więc mielibyśmy kolejną współdzieloną lokację. Druga informacja pochodzi z Islandii. Podobno tam już dotarli spece od wyszukiwania lokacji z Lucasfilmu. Sam Abrams rzekomo jest zainteresowany Islandią, próbował tu kręcić „Star Treka”, ale nie wyszło. Skończyło się na tym, że „Star Trek 2” ma jedynie tła nakręcone na Islandii.

To nie koniec anglocentrycznych plotek. Otóż podobno po tych wszystkich cięciach w Lucasfilmie i w szczególności w ILM, zaczną na nowo zatrudniać ludzi. ILM podobno ma otworzyć swoją nową filię w Wielkiej Brytanii, dedykowaną do produkcji nowych filmów. Może to potwierdzać informacje, że filmy będą kręcone właśnie tam.

Druga ważna wiadomość to kompozytor. Ostatnio Michael Giacchino, nadworny kompozytor Abramsa stwierdził, że widziałby w tej roli Johna Williamsa, teraz potwierdza to sam J.J. Abrams. Powiedział wręcz, że wierzy w to, że John Williams powróci do „Gwiezdnych Wojen”. Nie jest to oficjalna zapowiedź, ale na razie chyba nic lepszego nie dostaniemy.
KOMENTARZE (9)

Znowu coś kręcą!

2013-04-25 17:19:16

Są branże, które nie odczuwają zbytnio kryzysu. Choćby branża rozrywkowa. Hollywood cały czas pracuje nad kolejnymi wysysaczami dolarów z naszych portfeli, a Starwarsówek przykłada do tego swoją rękę.

Zaczynamy od Natalie Portman. O jej udziale w filmie „Jane Got A Gun” już pisaliśmy, jednak z westernu robi się thriller, przynajmniej na planie. Już pierwszego dnia ekipę spotkała niemiłą niespodzianka. Reżyserka filmu Lynne Ramsay nie pojawiła się na planie, potem tylko oznajmiła, że rezygnuje z projektu. Oczywiście spowodowało to opóźnienie produkcji i ogólne zamieszanie. Wtedy filmową ekipę opuścił dodatkowo jeszcze Jude Law. Gdzieś po drodze zrezygnował także Michael Fassbender. Nowym reżyserem został Gavin O’Connor, a w miejsce brakujących aktorów weszli Bradley Cooper i Rodrigo Santoro. Dla przypomnienia, poza Portman, w filmie gra też Joel Edgerton. Natomiast skoro przy Natalie już jesteśmy to w ramach przypomnienia, aktorka gra również w filmie „Thor: Mroczny świat”, którego premiera zapowiedziana jest na 8 listopad 2013. Niedawno pojawiły się pierwsze zdjęcia aktorki w tym filmie, a także zwiastun.



Tymczasem Liam Neeson gra ile może. Podpisał kolejny kontrakt, tym razem na film „Gang Story”, będzie to remake francuskiego „Les Lyonnais” z 2011. Na razie nie wiadomo kiedy miałyby ruszyć zdjęcia. Film opowiada o starzejącym się gangsterze Edmondzie „Momonie” Vidalu (w tej roli Neeson), który już od lat siedzi na emeryturce, ale gdy jego przyjaciel z przestępczego półświatka wpada w kłopoty, Momon będzie musiał zaryzykować i znów wejść do gry. Za scenariusz odpowiada David Scarpa („Dzień w którym zatrzymała się Ziemia” z 2008) a reżyserią zajmie się Daniel Espinosa („Safe House”).

Kathleen Kennedy robi karierę. Szefowa Lucasfilm, producentka nowych epizodów jest wymieniana jako potencjalna kandydatka do zastąpienia Boba Igera na stanowisku szefa Disneya. Na razie to tylko plotki, ale dla przypomnienia Igerowi kończy się kontrakt w 2015, Kennedy zaś w Lucasfilmie ma podpisany kontrakt na 5 lat, ale z pewnością zawsze może awansować. Pewnie kluczowe będzie tu przeorganizowanie Lucasfilmu i wyniki finansowe Epizodu VII, oraz to, by ten faktycznie pojawił się w 2015.

George Lucas wrócił do starych, dobrych zwyczajów. Otóż „Red Tails” to kolejny film, który nie zachwycił publiczności, ale podobał się części krytyków. Stowarzyszenie NAACP Image, które docenia artystów o innym niż biały kolorze skóry, oraz filmy podejmujących tematy mniejszości etnicznych uznało wyprodukowane przez Lucasa dzieło za najlepszy obraz 2012. Jednym z głównych konkurentów był „Django” Quentina Tarantino. „Django” musiał zadowolić się nagrodami w innych kategoriach, między innymi za najlepszą rolę drugoplanową. Wygrał Samuel L. Jackson.

Mark Hamill ostro trenuje granie przed ewentualnym, wciąż oficjalnie niezapowiedzianym i niepotwierdzonym powrotem do roli Luke’a Skywalkera. Gościnnie gra ogony w serialach, a to pojawi się w finale sezonu „Criminal Minds”, a także w finale sezonu „Neighbors”. W tym ostatnim będzie mu towarzyszył George Takei („Wojny klonów”, ale bardziej kojarzony jest jako Sulu ze „Star Treka”).



Steven Spielberg wybrał już reżysera do czwartej części „Parku Jurajskiego”. Będzie nim Colin Trevorrow (pamiętamy go ze starań o fotel reżyserski Epizodu VII). Film ma być kręcony w 3D i trafi do kin 13 czerwca 2014. Steven zajmie się także produkcją innego sequela – drugiej części „Przygód Tintina”. Scenariusz już jest, reżyser – Peter Jackson – także. Zdjęcia motion-capture mają się rozpocząć pod koniec roku. Film ma być gotowy na gwiazdkę 2015. A tak zupełnie przy okazji, Steven będzie przewodniczył jury festiwalu w Cannes, który odbędzie się w dniach 15-26 maja.

Rose Byrne, czyli filmowa Dorme, zagra w kolejnej komedii romantycznej – „Tumbledown”. Byrne wcieli się w rolę wdowy po muzyku folkowym, która mieszka w małym miasteczku w Maine. Pewnego dnia przyjeżdża tam reporter (Jason Sudeikis), który będzie chciał zbadać historię śmierci jej męża. No i rozpocznie się zauroczenie... Film wyreżyseruje Sean Mewshaw na podstawie scenariusza Desi Van Tila. Zdjęcia rozpoczną się w Vancouver już w październiku. Byrne ma także kontrakty na dwa inne filmy. Pierwszy z nich to „Townies” ma opowiadać o rywalizacji jednego członka bractwa studenckiego (Zac Efron) ze spokojnym mieszkańcem okolicy (Seth Rogen). Byrne zagrałaby żonę Rogena. Drugi „This Is Where I Leave You” będzie adaptacją książki Jonathana Troppera (sam napisał scenariusz). Będzie to opowieść o rodzinie, która musi spełnić życzenie zmarłego ojca i spędzić siedem dni na uroczystościach pogrzebowych. Wystąpią Jason Bateman, Tina Fey, Jane Fonda, Kathryn Hahn i Corey Stoll.

Rosną szanse na sequel „Trainspotting”. Danny Boyle, reżyser oryginału, stwierdził, że prace nad scenariuszem trwają i jeśli będzie dobry, to chętnie wrócą do tematu. Scenariusz ma być luźno oparty na książce „Porno” Irvina Welsha (oryginalny książkowy sequel). Większość obsady jest chętna by wrócić, nie wiadomo tylko co z Ewanem McGregorem. On stwierdził, że chętnie przeczyta scenariusz i wtedy zdecyduje. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, sequel pojawi się w 2016 (20 rocznica „Trainspotting”). Przymiarki do „Porno” są także robione od dobrych kilkunastu lat.
Ewan zaś wystąpi w thrillerze szpiegowskim „Our Kind of Traitor” (na podstawie powieści Johna le Carre’a). Będzie to opowieść o brytyjskim małżeństwie, które poznając rosyjskiego oligarchę zostaje wmieszane w konflikt między rosyjska mafią a brytyjskimi służbami specjalnymi. Reżyserem będzie Justin Kurzel, a scenariusz napisał Hossein Amini. Niedawno na ekranach widzieliśmy inną adaptację powieści le Carre’a – „Szpiega”.
KOMENTARZE (0)

Zwolnień w Lucasfilm ciąg dalszy...

2013-04-23 17:22:43

Dobra wiadomość jest taka, że zgodnie z tym, co stwierdziła niedawno Kathleen Kennedy, z końcem kwietnia zostanie zakończona reorganizacja i kolejnych zwolnień nie będzie. Niestety kilkanaście kolejnych osób nie miało na tyle szczęścia i dostało wymówienia w tym miesiącu. Głównie są to osoby zajmujące się finansami, licencjami, dystrybucją i trochę marketingiem. Pojawiły się też plotki o tym, że zwolnienia dotknęły ludzi zajmujących się wydawaniem książek i komiksów, jednak Jennifer Heddle szybko to zdementowała.

To ostatnia faza zwolnień związana ze zmianą priorytetów. Wraz z zakończeniem „Wojen klonów” i zamknięciem LucasArts do czasu nowych filmów „Gwiezdne Wojny” pozostaną trochę uśpione, więc nie ma potrzeby utrzymywać tych stanowisk, które zajmowały się licencjami związanymi z serialem. Nowy serial, którym na pewno nie będzie Star Wars Reclamation znajduje się dopiero we wstępnej fazie planowania, więc raczej nie pojawi się przed premierą Epizodu VII.
KOMENTARZE (12)

Epizod VII kolejne doniesienia

2013-04-20 21:55:30

W tym tygodniu Disney ponownie poinformował świat o swoich planach premier „Gwiezdnych Wojen” co rok, jednak wciąż nie podano oficjalnego potwierdzenia, a co ważniejsze nie zarezerwowano daty! Głównie dlatego, że wciąż Epizod VII pozostaje bardziej w planach niż w produkcji, więc lato 2015 jest niestety jeszcze powtarzaną mantrą a nie faktem. W przypadku innych filmów Disneya potwierdzono nie tylko rok 2015, ale konkretne daty – jak „Piraci z Karaibów 5” (15 lipca 2015) czy „Avengers 2” (1 maja 2015). Dla Epizodu VII wciąż takowej nie znamy. Wyznaczenie daty w Hollywood jest o tyle istotne, że wytwórnie, choć konkurują ze sobą starają się unikać bezpośredniej konfrontacji największych hitów, gdyż zdecydowanie odbija się to negatywnie na zyskach. Zresztą do czasu, gdy J.J. Abrams nie dostanie do ręki scenariusza, wciąż nawet niewiele wiadomo o kierunku, w którym pójdzie nowa trylogia. Reżyser w jednym z najnowszych wywiadów porównywał trochę pracę nad „Star Trekiem” i nowych „Gwiezdnych Wojen”. Wspomniał, że w przypadku sagi jest mu o tyle łatwiej, że nie dość, że jest jej fanem, to będzie miał jeszcze George’a Lucasa do pomocy. Natomiast nie potrafił jednoznacznie stwierdzić, co chce osiągnąć nowymi filmami. Powiedział, że dużo będzie zależeć od scenariusza, który dostanie. Nie chciał też komentować powrotów klasycznych postaci, ani wypowiadać się na temat innych filmów sagi, zwłaszcza prequeli.

Tymczasem nadworny kompozytor Abramsa, Michael Giacchino wypowiedział się w końcu na temat sequeli. O dziwo nie pcha się do nich, co więcej wskazuje na Johna Williamsa. Twierdzi, że Williams był dla niego przez wszystkie lata wspaniałym nauczycielem, a jego twórczość jest dla niego wielką inspiracją. Dlatego chciałby usłyszeć w „Gwiezdnych Wojnach” ponownie Johna Williamsa.

Nowe filmy już budzą wielkie emocje, nic dziwnego, że pojawiają się dość dziwne ploty, skoro Lucasfilm milczy. Jedna z nich mówi, że głównym szwarccharakterem miałby być... Luke Skywalker. Ale na szczęście jest to tylko i wyłącznie dywagacja dziennikarska. Natomiast skoro już przy emocjach jesteśmy, to może warto sobie zobaczyć filmik z Harrisonem Fordem, fragment programu Jimmy’ego Kimmela. Chyba dość dobrze obrazuje oczekiwania wielu osób wobec sequeli, a przy tym jest zabawny.


KOMENTARZE (21)

Gwiezdne Wojny: Część 7: Same ploty

2013-04-08 20:44:12

Wygląda na to, że Disney ma konkretne oczekiwania wobec Epizodu VII. I nie tylko on. Część analityków rynku twierdzi, że nowe „Gwiezdne Wojny” powinny zarobić na świecie co najmniej 2 miliardy USD. Dotychczas ta sztuka udała się jedynie dwóm filmom Jamesa Camerona – „Avatar” zrobił 2,7 miliarda USD, a „Titanic” 2,1 miliarda USD (wraz z wersją 3D). Trzeci na liście są „Avengersi” z 1,5 miliarda USD. Obecnie na liście filmowych miliarderów z „Gwiezdnych Wojen” znajduje się tylko i wyłącznie „Mroczne widmo” z prawie okrągłym miliardem USD. Wygląda na to, że Disney szybko chce odzyskać te 4 miliardy.

Tymczasem niedawno zapytano Harrisona Forda jakie ma odczucie na temat nowych filmów. Stwierdził tylko, że chyba niewiele się z nimi dzieje i na razie nie ma o czym mówić. Podobnie wyraził się J.J. Abrams, który także powiedział, że na razie sam ma więcej pytań niż odpowiedzi, więc jest za wcześnie, by opowiadać o nowej trylogii.

Pojawiła się plotka, że długie milczenie w sprawie sequeli niebawem się skończy. Lub też, co bardziej prawdopodobne, dostaniemy kolejną zapowiedź, a potem nastąpi kolejna cisza. Ta zapowiedź miałaby mieć miejsce 4 maja 2013 (w związku z nieoficjalnym dniem „Gwiezdnych Wojen”).

Wśród luźnych plotek warto wspomnieć o zapewnieniu, że przy premierze nowego filmu pojawia się nowe gry komputerowe. Pewnie licencjonowane, LucasArts raczej by się nie wyrobiło. Wspomniano też o spin-offach, tu podobno one wcale nie będą musiały koncentrować się na znanych postaciach - jak Han Solo, czy Boba Fett, ale na jakiś bohaterach bardziej z tła. No i spin-offy będą mogły być osadzone nawet przed Epizodem I. Kto wie, może faktycznie rozważają temat spin-offa w Starej Republice?

Wśród aktorów, którzy chcieliby zagrać w nowej trylogii pojawił się kolejny. Sam Witwer, czyli przede wszystkim Starkiller z „The Force Unleashed”, ale też Darth Maul i Syn z „The Clone Wars”. Z bardziej typowego aktorskiego dorobku niektórzy mogą go kojarzyć z pierwszych odcinków serialu „Battlestar Galactica”. Warto też wspomnieć o Diane Kruger, która ostatnio także opowiadała jaką jest wielką fanką sagi.

Tymczasem nowe „Gwiezdne Wojny” pojawiły się także w tematach żartów prima-aprilisowych. TOR.Com cytowało Michaela Arndta, który jakoby twierdził, że nowe filmy nie będą zbyt zgodne z poprzednimi. Natomiast Peter Jackson, prezentując nowy film reklamujący „Hobbita” przypadkiem dał złapać kamerze scenariusz Epizodu VIII.



Pewnie chciałby być reżyserem, ale pamiętajmy, że J.J. Abrams ma obecnie opcję na co najmniej dwa kolejne filmy.
KOMENTARZE (11)

Zwolnienia w ILM!

2013-04-06 21:54:12

Po zwolnieniach w Lucasfilm Animation i LucasArts (które prawdopodobnie zostanie zamknięte), Disney postanowił wręczyć wypowiedzenia części pracowników ILM. Industrial Light and Magic to kolejna legendarna marka, stworzona przez George’a Lucasa w ramach grupy Lucasfilm. ILM to kura znosząca złote jaja, dobrze zarabiająca, a jednocześnie bardzo dobrze kojarzona, uznawana za najlepszą lub jedną z najlepszych firm produkujących efekty specjalne. To oni odpowiadają za „Park Jurajski”, „Terminatora 2”, „Piratów z Karaibów”, czy częściowo „Avatara”. No i oczywiście wszystkie produkcje Lucasfilmu. W ostatnich latach ILM wspomagał także animację, to oni pomogli stworzyć fenomenalnie zanimowane „Rango”, ale po ostatniej reorganizacji Lucasfilmu związanej z przeprowadzką do Cyfrowego Centrum Lettermana (więcej na temat tego kompleksu), ILM miało także uczestniczyć w synergii z innymi podmiotami grupy – w tym właśnie LucasArts i Lucasfilm Animation. Wszystko wskazuje, że większość zwolnionych ludzi właśnie zajmowała się tą współpracą. ILM ma się skoncentrować na pracy własnej i tworzeniu nowych seriali i filmów z „Gwiezdnych Wojen”, które powinny ukazywać się co najmniej raz na rok. Nie wiadomo, jak te zmiany wpłyną na prace zlecone studia.

Małym pocieszeniem z pewnością będzie to, że Disney ogólnie zaczął zaciskać pasa. Obecna fala zwolnień pojawiła się także w The Walt Disney Company. Niektórzy spekulują, że decyzja o kupnie Lucasfilmu (po Marvelu i Pixarze) była dość pochopna, stąd te radykalne oszczędności. Chodzi tu zarówno o samą sytuację Disneya (w tym wtopę „Johna Cartera”), ale także sytuację na amerykańskim rynku, gdzie kryzys dotyka także branżę filmową.

Forumowy temat o zmianach w Lucasfilmie
KOMENTARZE (29)

Tom Kane o opóźnieniu Epizodów II-VI w 3D PRIMA APRILIS

2013-04-01 08:31:13

Tom Kane (znany aktor dubbingowy, podkładający m. in. głos w "The Clone Wars" i "The Old Republic") udzielił niedawno wywiadu, w którym wyjawił dlaczego na epizody II-VI w 3D musimy czekać dłużej niż było to zapowiadane.

- A co do pytania, czy może udzielono nam [ekipie związanej z Lucasfilm i aktorom - przyp. red.] informacji dlaczego "Ataku Klonów", "Zemsty Sithów", "Nowej Nadziei", "Imperium Kontratakuje" i "Powrotu Jedi" fani nie zobaczą w wersji 3D w kinie ani w tym, ani w następnym roku, to tak, mogę powiedzieć co się stało. Jest mi miło ogłosić, że zaczynam nagrywanie kwestii Yody w owych filmach tak, aby miały ciągłość z serialami "Clone Wars" Gendy'ego Tartakovsky'ego oraz "The Clone Wars". Muszę przyznać, że to wielka odpowiedzialność zastąpić Franka Oza (który udzielił nam swojego "błogosławieństwa" w tej materii). Niestety z powodów napiętych terminów i chęci szybszego pokazania przez twórców fanom Epizodu I 3D, nie zdążyłem nagrać tam kwestii Yody, ale na pewno usłyszycie mnie w wydaniu DVD oraz Blu-Ray z "Mrocznym Widmem 3D". Na razie nikt nie zaproponował mi udzielania głosu mistrzowi w planowanym spin-offie, ale [mówi głosem Yody] "w ciągłym ruchu przyszłość jest". [śmieje się]


KOMENTARZE (14)

P&O 12: Czy George Lucas miał kiedyś pomysł na epizody VII do IX?

2013-03-31 08:57:25



Niektóre z pytań, które pojawiły się na oficjalnej, zdążyły się przeterminować. Ten dzisiejszy to najlepszy przykład. Na pytanie odpowiada ulubieniec fanów Steve Sansweet.



P: Czy George Lucas miał kiedyś jakikolwiek pomysł na Epizody VII – IX, czy też może powieści Gwiezdno-wojenne zatrzasnęły wszelkie możliwe koncepcje, niszcząc Imperium?

O: W pierwotnej wersji, George Lucas zakładał potrzebę nakręcenia dziewięciu filmów, by opowiedzieć historię rodziny Skywalkerów. Ale gdy dokładnie zabrał się za linię fabularną, spostrzegł, że to co chce opowiedzieć, to można zrobić w sześciu dwugodzinnych filmach. Ale dziewięcio-częściowa mantra pozostała i nie chce umrzeć. I zapewne nigdy tak się nie stanie. Ale George powtarza, że opowieść którą chciał opowiedzieć ukończy w sześciu filmach, które będzie można oglądać jako jedną epicką sagę. Twierdzi, że szczerze nie ma pomysłów na opowieści po zniszczeniu Drugiej Gwiazdy Śmierci.

LucasBooks zawsze stara się zapytać swego szefa, czy żaden z ich projektów nie interferuje z tym, co akuratnie planuje. I choć plany się zmieniają, resztę wyznacza wspaniały świat fikcyjnego wszechświata, który pokochały setki fanów i tego w żaden sposób nie zatrzyma nikt z protegowanych czy pracowników Lucasa.

K: Enigmatyczna odpowiedź Sansweeta dziś już straciła na ważności. Po pierwsze, Lucasfilm zostało sprzedane Disneyowi, po drugie trzecia trylogia (i być może kolejne) stają się faktem. Po trzecie, George Lucas miał pomysł na sequele i to on napisał krótki zarys scenariusza, który następnie rozbudował Michael Arndt. Ten ostatni obecnie pisze scenariusz siódmego epizodu. Czwarta sprawa to EU, o ile nad wszystkim trzymał pieczę George Lucas, nie mieliśmy z tym większych problemów, teraz wciąż nie ma jasno określonego losu EU. Czy nowe filmy będą respektować całe to dziedzictwo, czy nie. Na koniec jednak warto wspomnieć, że George Lucas zawsze miał wiele pomysłów, a początkowo planował rozpisać sagę na dwanaście części. O tym jak kształtowała się trzecia trylogia więcej przeczytacie tutaj, natomiast jak wyglądała historia pojawiających się plotek i ich dementowania przeczytacie tu.
KOMENTARZE (3)

Fani w obronie "The Clone Wars"

2013-03-20 14:16:04 Różne

Po ostatnich wieściach na temat skasowania/skrócenia "The Clone Wars" w sieci wiele się dzieje. Choć jeszcze nikt nie jest pewny co właściwie oznacza to dla serialu i jak będzie wyglądała jego przyszłość, to wielu zaczęło wzywać do akcji mającej na celu przywrócenie normalnej emisji.

Fani serialu na pewno mają o co walczyć - jak donosi Big Shiny Robot, wedle aktorów, "The Clone Wars" miało mieć osiem sezonów, a z ostatnich wypowiedzi Jamesa Taylora wiemy, że nagrywanie szóstego zostało zakończone. Aktor uważa też, że nazywanie szóstej serii "materiałami bonusowymi" jest czystym nieporozumieniem - z całą pewnością nie będą to dodatki z rodzaju tych znajdowanych na płytach DVD lub w internecie. Co więcej, redakcja TFN-u twierdzi, że źródła z Lucasfilmu podają, iż w sezonie szóstym nie znajdziemy konkluzji historii takich postaci jak Ahsoka Tano czy Asajj Ventress - a co za tym idzie, obietnica "dokończenia wszystkich wątków" byłaby niespełniona. Dodatkowo, wszystko to wiąże się z redukcjami w Lucasfilm Animation - osoby, które do tej pory tworzyły TCW zostaną albo przeniesione, albo stracą pracę. Ewentualne przyszłe seriale telewizyjne będą powstawać bliżej Disneya.

Wbrew pozorom, z wielkimi korporacjami da się walczyć, a Disney w przeszłości ulegał presji widzów. Tak było w przypadku serialu "Kim Kolwiek", który zamierzano skończyć po trzech sezonach, lecz fani listownie przekonali przedstawicieli firmy do zrobienie jeszcze jednego. Udało im się również nakłonić Disneya do dystrybucji "Księżniczki Mononoke" na DVD z oryginalnym, japońskim dubbingiem. Swoje poparcie dla "The Clone Wars" możecie pokazać na wiele sposobów:
  • Na Facebooku - strony Save Star Wars: The Clone Wars i Save The Clone Wars.

  • Podpisując petycję - w internecie jest ich wiele, ale na szczególną uwagę zasługuje ta, zorganizowana między innymi przez stronę Save The Clone Wars. Do jej podpisania niezbędne jest przejście do aplikacji Causes na Facebooku.

  • Wysyłając list do przedstawicielstwa Disneya i Lucasfilmu - ponieważ większość z nas żyje poza Stanami Zjednoczonymi, sprawa ta jest nieco kłopotliwa; na szczęście przedstawiciele tej strony pomogą w przekazaniu mejli od osób spoza USA. Pierwsza fala listów będzie wysłana 25 marca. Oczywiście mejl powinien być napisany w języku angielskim.

Zapraszamy do dyskusji na forum.
KOMENTARZE (37)

Lucasfilm usuwa Detours z internetu

2013-03-18 12:54:14 Star Wars Report



Zgodnie z zapowiedzią z oficjalnej z zeszłego tygodnia, Lucasfilm wraz z przejęciem przez Disneya, całkowicie zmienia swoją strategię wobec Gwiezdnych Wojen. Zmiany nie ominęły oddziału Lucasfilmu zajmującego się animacją i projektów, którymi zajmowało się Lucasfilm Animation. Nie powstanie szósty sezon „Wojen Klonów”, mają rozpocząć się prace nad tajemniczym nowym serialem, a komediowy projekt „Detours”, zapowiedziany w zeszłym roku na Celebration VI, zostanie przełożony "w nieokreśloną przyszłość". Jak bardzo nieokreśloną?

Przytoczmy teraz dokładny cytat z oficjalnej: ”Na Star Wars Celebration VI w zeszłym roku, George Lucas dał fanom wgląd w komediowy serial animowany Star Wars Detours, którym opiekowali się Seth Green, Matthew Senreich i Todd Grimes. Detours było obmyślane i produkowane zanim zdecydowaliśmy się ruszyć z nową trylogią Star Wars, z uwagi na tą decyzję, Lucasfilm podważyło czy jest sens ruszenia z zupełnie nową animowaną komedię przed premierą Epizodu VII. W rezultacie postanowiliśmy przełożyć premierę Detours na późniejszy termin.”

Nikt nie napisał wyraźnie „anulujemy ten projekt”, ale z powyższej wypowiedzi można wnioskować, że na premierę Detours możemy poczekać jeszcze dobrych kilka lat. Zwłaszcza, że rok 2015 jako premiera Epizodu VII wcale nie jest taki pewny, ani ostateczny. Może być też tak, że Lucasfilm stara się uspokoić fanów i przeczekać, aż wszyscy o tym projekcie zapomną: dziś z oficjalnej, a także z oficjalnego konta Star Wars na YouTube zniknęły całkowicie wszelkie materiały dotyczące Star Wars Detours, wszystkie zwiastuny i klipy. Istnieje jeszcze konto na Facebooku z dowcipnymi obrazkami, ale zapowiada się, że właśnie to były ostatnie materiały o Detours z oficjalnych źródeł.

Na rozgrzanie emocji związanych z serialem możemy polecić powrót do pokazu z Celebration VI:



Temat na forum
KOMENTARZE (48)

O kupnie Lucasfilmu słów kilka

2013-03-09 20:36:22 Bloomberg

Bloomberg Businesweek opublikował bardzo interesujący artykuł o tym, jak mniej więcej wyglądało przejęcie Lucasfilmu przez Disneya. Znamy końcówkę tego procesu, ale właściwie nie wiedzieliśmy dokładnie, kiedy się to zaczęło.

Jak w każdej historii najważniejsi są bohaterowie, odgrywający kluczowe role. Tym razem było ich dwóch. Pierwszy to George Lucas, legendarny twórca „Gwiezdnych Wojen”, wizjoner, człowiek, który zmienił współczesne kino. Uwielbiany w latach 70. i 80., potem jednak przyszły prequele i ten mit zaczął pękać. Filmy zarabiały, ale fani i nie tylko oni, nie byli z nich zadowoleni, nasilała się krytyka. Okazuje się, że starzejący się George Lucas niezbyt dobrze to znosił. To co się działo w czasach klasycznej trylogii, gdy krytyka odbywała się w sposób bardziej kulturalny, choćby za pośrednictwem gazet, to nic z krytyką w czasach Internetu, kiedy każdy mógł w sieci napisać, co myśli o twórcy sagi. George wycofał się i w sumie głośno mówił o tym że zamierza przejść na emeryturę. Jednak nic z tym nie robił. Próbował coś z serialem, ale nie wychodziło to. Sam nie wiedział, w którym kierunku pójść. Z jednej strony odpocząć, z drugiej firma wciąż mu ciążyła, nie chciałby, została przejęta i zmieniona. Dotyczyło to także jego ukochanego dziecka, „Gwiezdnych Wojen”. Trudno je inaczej nazwać. Lucasfilm stał się świątynią sagi. Choćby zatrudnianie ludzi do prowadzenia encyklopedii uniwersum – Holokronu, ludzi do akceptowania opakowań produktów, czy wszelkich licencji. To coś więcej niż biznes, to kontrola całości produktu.

Drugim aktorem jest Robert Iger, zwany często po prostu Bob. Obecnie to szef Disneya, ale nie zawsze tak było i nie zawsze tak będzie. Na początku lat 90. Iger był szefem telewizji ABC, wtedy to też po raz pierwszy spotkał się z George'em Lucasem. Rzecz dotyczyła „Kronik młodego Indiany Jonesa”, które Lucas wyprodukował i szukał telewizji. Iger to kupił, ale o tym pisał już Howard Roffman, przy okazji swojego powrotu do Lucasfilmu. Tymczasem do roku 1996 Iger stał się symbolem władzy telewizji ABC, jej głową. Tyle, że telewizję wykupiła firma Disney. Rządził nią wówczas Michael Eisner, który docenił sposób działania Igera i pośrednio wyznaczył go na swojego następcę. W 2005 Eisner ustąpił ze stanowiska szefa The Walt Disney Company, a w jego miejsce faktycznie wskoczył Bob Iger. Głównym zadaniem, jakie postawił sobie nowy CEO, było zapewnienie kreatywności działania Disneyowi, który wówczas przeżywał pewne problemy. Nie byli już firmą, która odpowiadała za produkcję animowanych hitów, która miała na to monopol. Akcjonariusze nie byli zadowoleni. Przed Bobem stało ciężkie zadanie, ale on miał jeden podstawowy plan. Zrozumiał, że siła wczesnego Disneya przede wszystkim tkwi w postaciach, które są powszechnie rozpoznawalne. To Iger maczał swoje palce w scenicznej adaptacji „Króla Lwa”, czy filmowej serii „Piraci z Karaibów” (jeszcze w 2003). Ten drugi to dość ciekawy przykład, bowiem sam film bazuje na atrakcji z parków tematycznych Disneya, ale wprowadza ją na zupełnie nowy poziom. Bob nie zajmował się w ogóle ani scenariuszem, ani produkcją, był raczej osobą z góry, która gdzieś dała zielone światło i uwierzyła w ten projekt. Jako ciekawostkę można dodać, że Ted Elliot, jeden ze scenarzystów serii, początkowo został zatrudniony przez Lucasfilm do napisania scenariusza do filmu bazującego na serii „Monkey Island”. Nie wyszło, ale pewne elementy udało się zaadaptować w „Piratach”. Iger rozumiał, że najważniejsze w tej serii wcale nie są klimaty z parków tematycznych, a postaci. Sprawdziło się, więc poszedł za ciosem. Skoro nie mógł pokonać konkurentów w dziedzinie animacji, w tym Pixara, postanowił ich wykupić. Pixar to firma założona przez George’a Lucasa, początkowo jako jeden z oddziałów Lucasfilmu, potem przeszła do rąk Paula Allena (współzałożyciel Microsoftu, drugi po Billu Gatesie) oraz Steve’a Jobsa (współzałożyciel i ikona Apple). To właśnie ten ostatni rządził Pixarem, gdy zainteresował się nim Iger. Z tym, że władza Jobsa ograniczała się do tego, by ufać i nie przeszkadzać w pracy Johnowi Lasseterowi. Pixar był w pewien sposób związany z Disneyem, bo po pierwsze Disney najczęściej był dystrybutorem ich filmów, choć w połowie poprzedniej dekady wyglądało, że ich drogi się rozejdą. Po drugie Disney był też licencjonobiorcą, zwłaszcza w parkach tematycznych. Tym samym Iger ograniczył koszty, przejmując Pixara wszystko pozostało w rodzinie, a co ważniejsze miał pewność, że nie uciekną do konkurencji. Jobs postawił jednak twarde warunki. Dobra, dostajecie filmy, prawa, dystrybucję, zabawki, ale po pierwsze Lasseter zostaje na stanowisku, a po drugie nie wtrącacie się w filmy. Robimy je sami, po swojemu. Iger nie tylko zgodził się na to rozwiązanie, ale szybko zrozumiał, że się sprawdza. Odeszły problemy, pozostała praca twórcza. Koszt przejęcia Pixara to 7,4 miliarda dolarów, część oczywiście w akcjach. W 2006 dzięki finalizacji tej umowy, Steve Jobs stał się największym indywidualnym udziałowcem Disneya, więc mógł nadzorować pracę Igera. Inwestycja się opłaciła, ale jedno samodzielne, kreatywne studio to trochę mało. Bob zaczął rozglądać się za kolejnym. W 2009 za 4 miliardy USD kupił Disneyowi Marvela. Znów postanowił zachować całe kierownictwo i wewnętrzną organizację firmy nie tkniętą, zostawiając im swobodę twórczą. Opłaciło się, co doskonale było widać w zeszłym roku, kiedy w kinach tryumfowali „Avengersi”, gromiąc wszelką konkurencję. „Avengersi” to trzeci film wszechczasów, jeśli chodzi o zarobki (bez uwzględnienia inflacji). Iger nie wchodzi w drogę za bardzo Marvelowi, ale lubi ich inspirować. To on wspomina o ewentualnym otworzeniu parku tematycznego poświęconego uniwersum Marvela, także on naciskał, by wraz z ABC zaczęto pracować nad serialem „S.H.I.E.L.D.”. Ale Bob Iger nie zawsze jest królem Midasem, nie zamienia wszystkiego w złoto. O tym świadczy choćby porażka finansowa „Johna Cartera”, jednego z najdroższych filmów wszechczasów. Z tym, że ten był wyprodukowany przez Disneya, a nie jedno z mniejszych kreatywnych studiów. Iger zaś nie ustawał w poszukiwaniu kolejnych firm do przejęcia. Kryterium było jedno – powinny wyglądać jak małe kopie Disneya, najlepiej wczesnego Disneya. Lucasfilm idealnie wpisało się w profil.

Tu mogłaby się zacząć właściwa historia, ale warto jeszcze wspomnieć o jednym powiązaniu. Jeszcze w latach 80. Lucas podpisał z Disneyem umowę, na mocy której w parkach tematycznych pojawiła się atrakcja Star Tours. Z czasem ona się trochę postarzała i Lucasfilm oraz Disney postanowiły ją odświeżyć. W maju 2011 odbyło się otwarcie nowego Star Tours: The Adventure Continue. Byli obecni Bob Iger i George Lucas. Rankiem Iger zaprosił Lucasa na śniadanie, do jednej z restauracji w Disney Worldzie – Hollywood Brown Derby. Iger kazał ją zamknąć, by w dwójkę mogli sobie spokojnie porozmawiać. Iger zamówił sobie parfait jogurtowy, a Lucas duży omlet. Gawędzili sobie, wymieniali uprzejmości i nagle Iger zapytał, czy Lucas nigdy nie rozważał sprzedania swojej firmy. Geoge przyznał, że świętuje właśnie 67 urodziny i coraz poważniej myśli o emeryturze. Dodał też, że nie jest jeszcze gotów na takie rozmowy, ale jak będzie to chętnie porozmawia. Bob poprosił Lucasa tylko o to, by ten przyszedł do niego, gdy będzie gotowy. Potem panowie wyszli na scenę akademii Jedi i zrobiono im między innymi to zdjęcie:



Iger na scenie był zdumiony tym jak sprawnie Lucas potrafi trzymać miecz świetlny, tymczasem Flanelowiec zaczął poważnie myśleć nad przyszłością. Wrócił do siebie do domu i jedną z pierwszych rzeczy jakie zrobił, było przyjrzenie się Pixarowi. Lucas czuje ogromny sentyment do tej firmy, w końcu ją założył. Zresztą bardzo często mówi o niej „moja firma”. No a najważniejsze było to, że Disney jej nie popsuł, nie zmienił, a raczej pozwolił jej działać po swojemu i zabezpieczył ją. To się George’owi podobało, ale musiał przygotować Lucasfilm do sprzedaży.

Jakiś czas później zaprosił na lunch w Nowym Jorku Kathleen Kennedy (pierwsza rola kobieca, ale jednocześnie aktorka drugoplanowa w tej historii). Kathleen znał od dawna, zresztą była jedną ze współzałożycieli Amblina, firmy Stevena Spielberga. Lucas zapytał ją, czy słyszała o tym, że chce przejść na emeryturę. Ta przyznała, że nie. Wtedy Lucas zapytał, czy nie chciałaby zostać szefem Lucasfilmu. Trochę ją to zaskoczyło, ale zgodziła się, zwłaszcza po rozmowie. George stwierdził, że jej rola ma polegać na tym, by przygotować firmę, by mogła swobodnie działać po jego odejściu. Przede wszystkim dużo rozmawiali, przyglądali się franczyzie „Gwiezdnych Wojen”, temu jak zarabia, jak funkcjonuje i jak zakorzeniła się w popkulturze. Pozostały otwarte pytania, jak „Gwiezdne Wojny” mają wyglądać po odejściu Lucasa, co trzeba zrobić, by nadal były atrakcyjne. Po wielu dyskusjach nasuwała się jedyna odpowiedź – filmy. Potrzebowali nowych filmów.

Lucas i Kennedy więc powoli się za nie zabrali. Zatrudnili Michaela Arndta, by napisał scenariusz, ściągnęli do pomocy między innymi Lawrence’a Kasdana. Kennedy załatwiła Abramsa (kulisy operacji), Lucas zaś zajął się rozmowami z aktorami – Markiem Hamillem, Carrie Fisher i Harrisonem Fordem. Zresztą niedawno przyznał, że kontrakty albo już są z nimi podpisane, albo niebawem będą. Dodał też, że na oficjalne ogłoszenie pewnie będziemy musieli trochę poczekać, bo Lucasfilm pewnie będzie chciał zrobić jakąś medialną bombę z tej informacji. Nie ma wątpliwości, że prace nad Epizodem VII i kolejnymi trwają, nawet jeśli wydaje się nam, że coś to wszystko wolno idzie.



Gdy wszystko ruszyło, Lucas rozpoczął negocjacje z Disneyem. Te trwały pięć miesięcy. Przede wszystkim George uparł się, że trzecią trylogię mają robić osoby, które zarządzają Lucasfilmem. Nie tylko Kennedy, dochodzi jeszcze Pablo Hidalgo, który jest obecnie menadżerem marki i Howard Roffman, który pełni dość podobną rolę. Lucasowi, który wraz z Kennedy przeorganizowali Lucasfilm, zależało na tym, by Disney tego nie zepsuł. Warunek możliwy do uzyskania, patrząc na historię wcześniejszych przejęć. Negocjacje przedłużały się nie z powodów finansowych, okazało się, że George ma rozterki. W Lucasfilmie mógł kontrolować wszystko, co dotyczy sagi. Jak chciał to zatwierdzał nawet wygląd opakowań figurek, choć oczywiście miał do tego ludzi. Kathleen Kennedy raz w tygodniu dzwoniła, bądź rozmawiała z Georgem na temat jak on się z tym czuje. Czasami było dobrze, czasem zaś mówił, że nie jest jeszcze gotów na rozstanie się z Lucasfilmem. Ta niezdecydowana postawa z pewnością opóźniała negocjacje. Iger wykazał się wyrozumiałością, wiedział z czego wynikają rozterki Lucasa. Czekał.

Jednym z kluczowych elementów negocjacji były nowe filmy. Lucas przygotował krótki zarys ich fabuły, ale długo nie chciał ich pokazać Disneyowi. Mówił nawet, że w tej materii powinni mu zaufać, w końcu robi je od 40 lat. W końcu ugiął się stawiając twarde warunki. Poza Igerem treatmenty mógł przeczytać jedynie jeszcze wiceprezes Disneya Kevin Mayer. Obaj musieli podpisać pisemne oświadczenia i dostali te teksty jedynie do wglądu. Iger przyznał potem, że widzi w nich dużo potencjału.

Ostatecznie pod koniec października wszystko było dogadane. Iger załatwił Lucasowi przelot do Burbank, gdzie znajduje się siedziba Disneya, gdzie podpisano umowę sprzedaży. Bob twierdzi, że Lucas może nie wahał się, ale z pewnością było w nim bardzo dużo emocji.



Iger zaś następnego dnia, gdy było Halloween przebrał się za Dartha Vadera. Potem rozpętała się burza medialna wokół sprawy.

Resztę na razie znamy. Z tym, że jest jeszcze jedna rzecz. Otóż Kathleen Kennedy ma kontrakt na 5 lat, natomiast Bob Iger chce się wycofać z funkcji szefa Disneya w 2015. Kto ich zastąpi, czy może będą jeszcze dalej pełnić te funkcje nie wiadomo. Co będzie dalej, pewnie dowiemy się z czasem.
KOMENTARZE (8)

Kulisy zatrudnienia Abramsa i inne ploty o E7

2013-02-02 18:30:16

Mamy już reżysera – J.J. Abramsa i wiele wskazuje na to, że chwilowo nie szykują się żadne oficjalne zapowiedzi. Głównie z jednej prostej przyczyny Kathleen Kennedy jest obecnie mocno zaangażowana w promocję oskarową „Lincolna”. W jednym z wywiadów przyznała nawet, że chciałaby dostać tego Oskara, bo lubi wygrywać. Chcąc nie chcąc, „Gwiezdne Wojny” odchodzą na dalszy plan, przynajmniej w najbliższym czasie. Przy okazji Kathleen zdradziła trochę szczegółów na temat swojej pracy, jak i samego J.J. Abramsa. Okazuje się, że Kennedy jest bardzo zajęta, głównie dlatego, że musi dzielić swój czas pomiędzy prace w Presidio (siedziba Lucasfilmu w San Francisco) oraz pracę w biurach Lucasfilmu w siedzibie Disneya (w Los Angeles). Kennedy zazwyczaj leci do San Francisco Bay Area we wtorki, a wraca do domu w czwartki wieczorem. Do tego dochodzi praca nie dla Lucasfilmu (w tym promocja „Lincolna”) a także rodzina, w końcu Kathleen jest też matką.

Ciekawsza historia jednak dotyczy J.J. Abramsa, okazuje się, że Kathleen zna go już od wielu lat, odkąd młody Jeffrey Jacob w wieku 14 lat wygrał młodzieżowy konkurs filmowy Super 8. Ta wiadomość dotarła do Stevena Spielberga, który za pomocą Kennedy, zatrudnił młodego Abramsa, by odświeżył stare, amatorskie filmy Stevena nagrane właśnie za pomocą kamer Super 8. Ta znajomość na pewno pomogła Kennedy w pozyskaniu tego reżysera. Kiedy po raz pierwszy się do niego zgłoszono w sprawie nowej trylogii, Kathleen skontaktowała się z jego agentką – Beth Swofford. Ta w imieniu Abramsa odmówiła, tłumacząc, że reżyser jest zbyt mocno zaangażowany w „Star Trek” i ma zobowiązania wobec Paramountu. Dodatkowo sam J.J. w mediach także oświadczył, że rezygnuje. I zrezygnował. Kathleen dalej szukała reżyserów, ale cały czas miała też J.J. Abramsa z tyłu głowy. Znów zaczęła się z nim kontaktować i nalegać na spotkanie. W końcu uległ. Do pierwszego spotkania negocjacyjnego doszło 14 grudnia 2012, w Santa Monica, w siedzibie Bad Robots, firmy producenckiej J.J. Abramsa. Reżyser Epizodu VII wspominał potem to spotkanie streszczając je do jednej wypowiedzi Kennedy – „Proszę zrób „Gwiezdne Wojny””. Potem zaczęła odkrywać karty. Nagrodzony Oskarem Michael Arndt pisze scenariusz, Lawrence Kasdan go konsultuje. Abrams zaczął mięknąć. Zrozumiał jak Kathleen potrafi dobrze przekonywać.

Kennedy poszła za ciosem. Skoro J.J. łyknął haczyk, zorganizowała drugie spotkanie 19 grudnia, tym razem tajne. Poza nią i Abramsem uczestniczyli w nim Michael Arndt i Lawrence Kasdan. Abrams z jednej strony był podekscytowany, z drugiej poza pracą pojawiły się kolejne wątpliwości. Film prawdopodobnie nie będzie kręcony w Los Angeles (czyżby faktycznie Anglia?), to będzie miało wpływ na życie rodzinne Abramsa, przede wszystkim utrudni mu kontakt z jego żoną i trójką dzieci. No i J.J. zdawał sobie sprawę także z oczekiwań wobec nowej trylogii. Po tym spotkaniu jednak Abrams był na tyle podekscytowany, tym, co usłyszał, że można było zacząć następny etap, negocjacji biznesowych. Kontrakt ostatecznie podpisano 25 stycznia 2013. W ramach porozumienia J.J. Abrams poprosił o to, by nie śpieszyć się z filmem, nie spinać z terminami za wszelką cenę. Kathleen zgodziła się na to i faktycznie Epizod VII może mieć swoją premierę później niż w 2015, o czym już pisaliśmy, ale jeszcze nie wiadomo kiedy. Kennedy jest znana w biznesie z powodu podobnych decyzji. Przy „Parku Jurajskim 3”, zdążyła wydać 20 milionów, a potem wstrzymała pracę i za jakiś czas wznowiono je z nowym scenariuszem.

Nie wszystkim jednak angaż Abramsa się podoba. Swoje niezadowolenie wyraził Chris Pine, odtwórca roli kapitana Kirka w nowych „Star Trekach”. Stwierdził nawet, że mogliby porwać i zmusić J.J. Abramsa by wyreżyserował trzeci film z serii. Wszystko wskazuje, że Abrams pozostanie jedynie producentem kolejnej odsłony „Star Treka”.

Angaż Abramsa wiąże się także z pewnymi spekulacjami. Chyba najważniejsza z nich to kompozytor. Tu należy wymienić nazwisko Michaela Giacchino, który jest prawie etatowym pracownikiem J.J. Abramsa. Giacchino ma też pewien związek z „Gwiezdnymi Wojnami”, otóż adaptował on muzykę Johna Williamsa w Star Tours: The Adventure Continues. Oczywiście to tylko spekulacja. Pojawiły się także pogłoski dotyczące aktorów. Otóż, dość często u niego pojawiają się aktorzy: Greg Grunberg, Amanda Foreman i Keri Russsel. Ta ostatnia przyznała, że z przyjemnością znów zagrała by u Abramsa. Ci aktorzy mają na to o tyle duże szanse, że u Abramsa występują najczęściej w rolach epizodycznych, bądź na zasadzie statystów.

Skoro jednak już dotarliśmy do aktorów to Samuel L. Jackson nie wytrzymał napięcia. Stwierdził, że granie ducha, czy hologramu to zdecydowanie za mało, a on jako Jedi z pewnością sobie poradził z taką wysokością z jakiej zleciał. Jackson chętnie by znów powalczył mieczem w nowych częściach, jednak póki, co woli pisać w mediach fabułę. Otóż skoro nowa trylogia ma mieć nowe postaci, to te powinny być wprowadzone przez stare. W takiej roli siebie widzi, ciekawe w jakiej roli umieściłby Harrisona Forda, Marka Hamilla i Carrie Fisher?

Swój moment w mediach ma też Warwick Davis. On też chciałby zagrać jakąś rólkę w nowej trylogii. Tym razem jednak nie proponuje żadnej konkretnej roli, ani Wicketa, ani Walda, ani innej postaci, w którą wcielał się w „Mrocznym widmie”. Stwierdził tylko, że fajnie byłoby być jednym aktorem, który zagrałby we wszystkich trylogiach. Na to jednak mają szansę jeszcze inni aktorzy, z Anthonym Danielsem i Kennym Bakerem na czele.

Na koniec jeszcze jedna plotka, która została już nieaktualna, ale nie wszędzie zdementowana. Pojawiły się pogłoski, że Disney kontaktował się z Drew Struzanem w sprawie plakatów do nowej trylogii i że artysta zgodził się je robić. Struzan zdementował te pogłoski, stwierdził, że nikt do niego w tej sprawie się nie odezwał, a on po 35 latach nad „Gwiezdnymi Wojnami” jest już na emeryturze. Dodał też, że nawet jeśli by się z nim skontaktowano, to raczej by to sobie odpuścił. Skoro film robi nowe pokolenie filmowców, niech go ilustruje także nowe pokolenie artystów.
KOMENTARZE (17)

Kolejna porcja plotek o E7

2013-01-21 17:20:09

Ostatni tydzień żyliśmy doniesieniami na temat spin-offa Zacka Snydera. Lucasfilm do dziś nie zdementował tych informacji, natomiast ile w tym prawdy, nie wiadomo. Jedyne, co potwierdzają różne źródła to fakt, że Kathleen Kennedy rozmawiała z Zackiem Snyderem. To jednak niewiele znaczy, gdyż wygląda, że znalezienie reżysera sequeli jest trudniejsze, niż wszystkim się wydawało. Więc różni kandydaci wciąż są w grze. Dość ciekawą historię opowiedział mediom Guillermo Del Toro („Labirynt Fauna”, „Hellboy”, „Paciffic Rim”). Otóż w połowie listopada, pojawił się on na naszej giełdzie nazwisk jako samozwaniec. Mówił w mediach, że pewnie by się zgodził, ale nikt z nim się nie kontaktował. Minęło 2 miesiące i okazuje się, że jego agent odebrał telefon z zapytaniem z Lucasfilmu „czy Del Toro byłby zainteresowany”. Szybko jednak musiano odmówić, gdyż Del Toro był zbyt zajęty swoimi projektami. Reżyser jednak podkreśla, że fakt, iż do niego zadzwoniono jest bardzo miły i chyba trochę żałuje, że zakopał się po uszy we własnych projektach. Na tym przykładzie doskonale widać, że Lucasfilm z zainteresowaniem czyta wszystkie wypowiedzi filmowców i szuka, może to dotyczyć także aktorów. Przez to z całą pewnością w najbliższym czasie nie zabraknie nam tematów do plotek.

W podobnej sytuacji do Del Toro znalazł się Joss Whedon („Avengers”). Co prawda jemu nikt nie zaproponował (jeszcze) reżyserowania Epizodu VII, gdyż jest zbyt mocno zajęty sequelem „Avengersów” zapowiedzianym na 2015 oraz serialem „S.H.I.E.L.D.” Reżyser przyznał, że wieść o nowych epizodach go rozwścieczyła, głównie dlatego, że jest tak zajęty, że nie ma szans nawet stanąć w szranki. Kolejny, któremu brakuje czasu na „Gwiezdne Wojny”, ale może jeszcze się uda z jakimiś kolejnymi częściami.

Pomysł Del Toro podchwycił za to Rian Johnson („Looper – Pętla czasu”, „Niesamowici Bracia Bloom”). W jednym z wywiadów przyznał, że pewnie nie ma go na żadnej liście, ale gdyby jednak go zapytano to są przecież „Gwiezdne Wojny” i bardzo trudno byłoby powiedzieć „nie”. Przyznał też, że z drugiej strony jest zadowolony z tego, że pracuje nad własnymi scenariuszami i działa na własny rachunek.

To tyle na temat reżyserów, teraz pora na naprawdę szalone plotki i spekulacje. Te zaczynają się szerzyć po różnych forach. Jedna z nich mówiła, że nowa trylogia to jednak będzie adaptacja trylogii Thrawna, ale nie do końca wierna. Jedną ze zmian miałoby być przeniesienie jej w czasie (dostosowanie do wieku aktorów). Jeden z fanów o pseudonimie Ihlecreations stworzył nawet fanowski plakat, który niejako pięknie tę plotkę obrazuje.



Swoją drogą ciekawe, kiedy taka informacja odbije się szerokim echem w mediach. Druga szalona plotka dotyczy Anthony’ego Danielsa. Aktor, co jest do niego niepodobne, nie wypowiedział się w sprawie powrotu do roli C-3PO, ale podobno powinien być o kontrakt spokojny, zwłaszcza, że wciąż mieści się w swój kostium. Gorzej ma Kenny Baker, którego już w „Zemście Sithów” prawie całkowicie zastąpiono elektronicznymi i cyfrowym R2-D2. Proszę jednak pamiętać, że wiele z tych plotek generują trolle internetowe, a potem trudno jest dotrzeć do prawdziwego źródła.

Na koniec mamy garść faktów. Otóż po porażce finansowej jaką był „John Carter”, Disney mocno przygląda się swoim projektom i tnie im budżety. „Gwiezdne Wojny” są bezpieczne, ale cięcia dotknęły piątą część „Piratów z Karaibów”. Z tym filmem jest związana jeszcze jedna informacja, otóż Disney ogłosił premierę kolejnej części przygód Jacka Sparrowa na 10 lipca 2015. Zatem jeden z możliwych terminów premier Epizodu VII został zajęty. Obecnie chyba największe szanse ma czerwiec, bo w maju wchodzi druga część „Avengersów”, a wiadomo, że Disney nie będzie skłonny do konkurowania z samym sobą. Oczywiście data premiery to znów tylko i wyłącznie spekulacja, na razie czekamy na konkrety i może w końcu Kathleen Kennedy zacznie zdradzać jakieś obiecane szczegóły.
KOMENTARZE (21)

Rok 2012 wg oficjalnej

2013-01-18 17:21:43

To był wielki rok dla Gwiezdnych Wojen i Lucasfilmu. Od pewnego ogłoszenia, po rozwój “Wojen Klonów”, 2012 z pewnością przejdzie do historii. Ekipa bloga StarWars.Com wzorem lat poprzednich (choć w ostatnich latach tradycja ta została przerwana), pokusiła się o małe podsumowanie roku, wybierając kilka najważniejszych wydarzeń, oczywiście z krótkim komentarzem.

ZAPOWIEDŹ EPIZODU VII / PRZEJĘCIE PRZEZ DISNEYA



Ten news wstrząsnął Internetem. Większość świata myślała, że Gwiezdna Saga, przynajmniej w filmowej formie, jest skończona. Tym bardziej były szokujące i zaskakujące wieści, że Disney nie tylko przejmuje Lucasfilm, ale też, że będą nowe filmy z cyklu “Gwiezdne Wojny”, w tym od dawna spekulowane Epizody VII, VIII i IX. Ogłoszono, że scenariusz pisze Michael Arndt („Mała Miss”, „Toy Story 3”), co zostało przyjęte entuzjastycznie przez fanów. Kto będzie reżyserował? Niebawem się dowiemy.

DARTH MAUL ŻYJE



To jednocześnie najważniejszy moment „Wojen klonów” z listy najważniejszych wydarzeń w serialu w 2012. Zasługuje na to, by umieścić go na tej liście. Darth Maul, jedna z najbardziej popularnych postaci prequeli, wyglądało, że zginęła pod koniec „Mroczne widma”. Ale dzięki George’owi Lucasowi, który chciał go przywrócić, postać wróciła w czwartym sezonie „Wojen klonów”. Podczas, gdy w Epizodzie I Maul był głównie cichym zabójcą, w „Wojnach klonów” rozwinięto jego charakter, dano mu więcej czasu na ekranie i sprawiono, że stał się jeszcze bardziej przerażający i groźny. W rezultacie fani polubili go jeszcze bardziej, a dodatkowo „Wojny klonów” znów wzbogaciły uniwersum „Gwiezdnych Wojen”. W sekcji Clone Wars Download można zobaczyć jak Dave Filoni i Sam Witwer rozmawiają o powrocie Maula.

STAR WARS CELEBRATION VI



Najważniejszy konwent gwiezdno-wojenny staje się większy i większy i coraz ciekawszy. Odbył się w dniach 23-26 sierpnia w Orange County Convention Center w Orlando na Florydzie. Przybyły tam dziesiątki tysięcy fanów (wielu w kostiumach), zobaczyli fragmenty Epizodu II i III w 3D, poznali „Star Wars Detours” i usłyszeli zapowiedź Celebration Europe. No i dodatkowo mieli okazję także zakupić kilka wyjątkowych gadżetów.

STAR WARS DETOURS UJAWNIONE



“Gwiezdne Wojny” są raczej dość poważne (z wyjątkiem kilku zatwierdzonych parodii – „Robot Chicken” czy „Family Guy”), same jednak nie wchodziły w krainę komedii. Ale z „Star Wars Detours”, nowym animowanym projektem ujawnionym na Celebration VI to się zmieni. Akcja dzieje się pomiędzy „Zemstą Sithów”, a „Nową nadzieją”, ukaże perypetie ukrywającego się Obi-Wana Kenobiego, ukaże mocno dysfunkcyjną relację Vadera i Imperatora, czy pokaże jak zepsuta jest księżniczka Leia.

ANGRY BIRDS STAR WARS



To prawdopodobnie najlepszy crossover gier w historii. „Angry Birds Star Wars” wydano 8 listopada jednocześnie na kilka platform. Współpraca między Rovio i Lucasfilmem stworzyła niesamowitą grę zawierającą artystyczny, rozpoznawalny styl „Angry Birs”, ich intuicyjność i humor, jednocześnie dodając do tego klasyczne postaci, lokacje i wygląd „Gwiezdnych Wojen”. W rezultacie dostaniemy Luke’a Skywalkera jako Czerwonego Ptaka, świnioszturmowców i Dartha Vadera w roli Mrocznego Lorda Świń. To coś co muszą mieć tak fani gier jak i „Gwiezdnych Wojen”.

Z wersją najważniejszych wydarzeń 2012 oficjalnej można się zgadzać lub nie. Dla przypomnienia, nasze, alternatywne podsumowanie roku znajduje się tutaj.
KOMENTARZE (7)
Loading..