nie wiem czy jest sens dyskutować na B poważniej o kinie, biorąc pod uwagę, że takie próby przy soli tego portalu, czyli SW raczej się nie udawały
Sprawa `Władcy` jest taka, że o ile może PJ ulepił samo suche i co było trzeba to dodał zupełnie niepotrzebnie tego typu akcje jak snowboard Legolasa...
Ale żeby zacząć od początku. Jakiś czas temu porównywałem czego uczą w szkole podstawowej i średniej w USA, UK, Francji, Polsce, Japonii, Brazylii, Australii i RPA. A także jak wyglądają studia filmowe na uczelniach w Europie, Ameryce i Azji.
Pomijając czysto kulturowe, regionalne wzorce i przegięcia, to większość podstaw, większość lektur (niekoniecznie po tytułach, ale w wymowie i treści), historii oraz przykładów filmowych jest bardzo podobna.
Na tym pewnym standardowym, klasycznym powiedzmy, poziomie - jesteśmy tacy sami. Tak samo uczy się nas pewnych pojęć, ich definicji, co jest dobre, co jest złe, co jest relatywne, wielowymiarowe, trudniejsze. Stąd kino azjatyckie, europejskie i amerykańskie wbrew pozorom to nie są dziedziny hermetyczne, przypisane tylko do rozumienia świata wg jakiegoś kontynentu.
Serio, dobry film dramatyczny jest zrozumiały dla każdego. I nadal tego typu produkcje dostają najważniejsze nagrody, czasem nawet przechodzą do historii i stają się odnośnikami.
Natomiast kino pfff jak to nazwać, niech będzie rozrywkowe w pewnym sensie, ma ten problem że mogłoby być jak dobry dramat, nawet czasem powinno, ale jednak za wszelką cenę chce być, no nie mogę oderwać się od tego porównania, marvelem.
Te gagi, humorek, kompletny przerost emocji i to nie tylko w wymiarze wybuchów i efektów. Dlatego po `Władcy` PJ ulepił potworka jakim był `Hobbit`. Dlatego BR z `82 i ten 2k17 to totalnie różne filmy. `Alien` i `Prometeusz`? Ten sam człowiek, dwa totalnie różne filmy, wręcz schizofrenicznie.
Poza tym azjatycka rozrywka różni się od europejskiej, a ta od amerykańskiej, ale jednak można stworzyć współczesne dobre kino tego gatunku, ale bez tych narośli przesady i jakiejś pompatyczności.
Można przedstawić historię bez popuszczania pasa i rozpuszczania CGI z dzikim wsparciem ogłupiającej maszyny marketingowej. Można i to też będzie działało na całym świecie, może mniej, tak jak SW mniej są oglądane w Azji, ale jednak.
I teraz wjeżdża taka książka jak `Diuna`, wg mnie fantastyka jak najbardziej jest uprawniona do stania w tym samym szeregu co inne gatunki literackie. Chociaż mocno pomieszana, skomplikowana, to jednak jest zrozumiała dla ludzi, których nauczono tego co pisałem wyżej.
A teraz trzeba przenieść ją na wielki ekran. Tylko jak? Od początku odzierając ją z "diunowatości"? SW dla dorosłych? Przypomina mi to piłkarza, który jest opisywany np. jako polski Messi. Ale on nie chce być `polskim Messim`, ale `polskim Kowalskim`, Kowalskim Kowalskim, człowiekiem swojej własnej marki, a nie tylko naśladowcą, czy jakimś kontynuatorem.
Tak na to patrząc to czym ma być ta `Diuna`, w dwóch hehehe Epizodach? Arrakis będzie robiło za Tatooine, sandwormy za sarlacci, Atrydzi za Rebelię, Harkowie za Imperium? No nie, bo przecież jest jeszcze Imperator właściwy i właściwy szturmowcy-sardaukarzy. A Bene Gesserit i Kwisatz Haderach? Cholera, toż to żeńskie Jedi i Chosen One...
Kurde, ten Papcio zerżnął od Herberta więcej niż przypuszczałem
No, więc tak ma być? SW, ale z cyckami, krwią i melanżem? Tego potrzebujemy? A dlaczego nie Diuny w `Diunie`? Marką samą dla siebie, zrozumiałą literacko i którą można przełożyć na ekran, ale nie jak różnokolorową plastelinę, ale jak modelinę, która na końcu wymaga szlachetnego dopalenia. Ale nie marketingiem, czy jeszcze jednym cyfrowym wybuchem, względnie sceną, której nie ma w oryginale, ale tutaj na pewno sprawdzi...
Można tak zarobić, na przekór producentom, a także własnym chorym wizjom. Dobry film sci-fi, którego zestawienie z klasycznymi dramatami w Best Picture nominees nie będzie śmieszyło. A ludzie i tak na to pójdą, bo ludzie po prostu chodzą do kina. Czy koniecznie musi chodzić o to żeby przypełzło ich wielu dla $$$, czy dlatego żeby zobaczyli coś dobrego? Zwłaszcza, że wypuszczamy tytuł nie oryginalny, ale adaptowany.
To jest jak ubieraniem choinki, można stworzyć dzieło sztuki z papieru i krempliny, można naćkać oczojebnych bombek, łańcuchów i migoczących światełek, aż do ataku epilepsji.
Zupełnie nie wiem dlaczego większość twórców przyjęła, że właśnie tego chce zapychacz popcornem? Albo dlaczego w ogóle widz kinowy jest kimś takim? OK, niech te kina 5F, z zapachami, bujanymi fotelami i inne sprawy będą sobie. Ale podstawy nadal są takie same i nie musimy uciekać się do jakiejś przesady, czy włażenia w dupę określonemu gronu.