Miałam się dorzucić do starego wątku, ale już całkiem spore rozmiary osiągnął, na dodatek mamy nowy rok, to można równie dobrze nowy temat założyć.
Ostatnio, jak ostatnio, ale grunt, że przeczytałam
Wklejam tu fragmenty swojego wpisu na blogu o czytaniu książek (/Forum/Temat/23420). Piszę tam nie tylko o poszczególnych tytułach, ale też m.in. o tym jak dziecko wpłynęło na moje czytelnictwo i wychowywaniu małego czytelnika.
W każdym razie poniżej kilka zdań o części z książek, które przeczytałam w ostatnich 4 latach.
„(…) sięgnęłam po wiele książek, które od laaaat planowałam przeczytać. I tak na mojej liście przeczytanych książek znalazły się m.in.: „Spotkanie z Ramą” – Arthur C. Clarke, „Buszujący w zbożu” – J.D. Salinger, „Duma i uprzedzenie” oraz „Rozważna i romantyczna” – Jane Austen, „Niezwyciężony” - Stanisław Lem, „Nowy wspaniały świat” - Aldous Huxley, „Dobry omen” - Terry Pratchett oraz Neil Gaiman, „Arsène Lupin” - Maurice Leblanc, „Władca much” - Wiliam Golding.
I właściwie wszystkie spełniły moje oczekiwania, podobały mi się, nie raz pomyślałam „ekstra”. Lem świetny, Huxley nadal niesamowicie aktualny, „Spotkanie z Ramą” takie wciągające spokojne s-f, do którego faktycznie pasuje recenzja, na którą natrafiłam – „Nie strzelają się, ale i tak jest fajnie”.
Jane Austen pyszna, te książki to o wiele więcej niż tylko miłosne historyjki, kapitalny zmysł obserwacji i opisy ludzi. Naprawdę praktycznie wszystkie te klasyki bardzo dobrze mi się czytało.
Rozczarował mnie tylko „Dobry omen”. Jakoś mnie nie porwał, było OK, zabawnie, ale bez szału, którego spodziewałam się po tych autorach. Chyba przez lata moje oczekiwania bardzo narosły.
Byłam też chyba już za stara na to, żeby dać się porwać „Buszującemu…”. Za to główny bohater trafił na moją listę „Top 5 najbardziej irytujących bohaterów książek”. Przy czym uważam, że został świetnie napisany i to IMO obrazuje geniusz autora ”
„W ostatnich czterech latach z SW przeczytałam tylko: „Nowy świt” i „Tarkin”. Nie było źle, ale szału też nie było. Jak to zwykle przy SW. Świat przedstawiony w obu wydawał mi się uboższy i mniejszy niż galaktyka znana z Legend, ale może to tylko sugestia. Chyba Tarkin podobał mi się bardziej. Do gwiezdnowojennych tematów można jeszcze ewentualnie zaliczyć dwie książki Carrie Fisher: „Księżniczka po przejściach. Nie tylko o Gwiezdnych Wojnach” i „Pamiętnik księżniczki”. Obie czytało mi się świetnie, były z jednej strony zabawne, ale z drugiej w moim odczuciu jednak smutne.
Kolejny raz przekonałam się, że czytanie książek znanych autorów najlepiej zaczynać od ich najbardziej znanych i najwyżej ocenianych pozycji. A ja znów na zasadzie „było pod ręką” zrobiłam inaczej i się trochę zraziłam. „Władcy niebios” Franka Herberta byli dużym rozczarowaniem, zaczęło się nawet ok, jak takie mało oryginalne, ale bezpieczne s-f, ale potem zrobił się z tego pseudofilozoficzny bełkot. Meh. Przeczytałam też „Małego przyjaciela” Donny Tartt. Celowałam w „Tajemną historię” lub „Szczygła”, ale były akurat wypożyczone. Mam bardzo mieszane uczucia do tej książki. Z jednej strony pod wieloma względami zachwyca. Taki np. prolog był fenomenalny, to oddanie atmosfery, to operowanie słowem, wszystko takie plastyczne, byłam pod dużym wrażeniem. W ogóle muszę przyznać, że jeśli chodzi o opisy to autorka jest świetna. Czasami czytałam jakieś zdanie więcej razy, ponieważ tak mnie zachwyciło. Świetnie buduje atmosferę, wszystko jest takie żywe i prawdziwe w tych jej opisach. Tylko niestety to jest opasłe tomisko i po jakimś czasie, momentami chciałoby się, żeby jednak akcja poszła do przodu, a nie czytać kolejny opis. Myślę, że moje częściowe rozczarowanie wynika troszkę z zawiedzionych nadziei. To książka o dziewczynce próbującej rozwikłać zagadkę niewyjaśnionego morderstwa jej starszego brata. Bardzo lubię historie o rozwiązywaniu tajemnic sprzed lat. (Duży spoiler dot. zakończenia) początek spoilera Ale koniec końców to nie było najważniejsze w tej książce i choć bardziej realne, ale jednak dla mnie rozczarowujące było zakończenie, w którym zagadka nie zostaje rozwiązana koniec spoilera. I w ten sposób mój zapał, żeby sięgnąć po kolejne książki tych autorów wyraźnie zmalał. Niestety.
Jakie jeszcze książki chciałabym wymienić?
„Talking as fast as I can” – Lauren Graham – gratka dla fanów Gilmore Girls, ale w sumie nie tylko. Bardzo lekko i przyjemnie czytało mi się te felietony Graham.
„Moja kuzynka Rachela” – Daphne du Maurier – druga po czytanej lata temu „Rebece” książka tej autorki. Du Maurier zgrabnie tworzy klimat i cały czas wodzi nas za nos odnośnie tytułowej kuzynki – niewinny anioł czy niebezpieczna kobieta? Akcja posuwa się do przodu powoli, ale w tego typu książce to nie przeszkadza. Oczywiście jeśli ktoś lubi takie tematy. Miłość, zazdrość, nienawiść, tajemnice, ale bynajmniej nie w formie jakiegoś romansidła. Ciekawa jestem adaptacji z Rachel Weisz, trzeba będzie obejrzeć.
„Fangirl” - Rainbow Rowell – czy można nie mieć frajdy z czytania książki o autorce poczytnych slashowych fanfików? Pewnie można, ale ja osobiście miałam ubaw po pachy. A pomijając tematykę, to książka zgrabnie napisana i gładko wchodziła. Przyjemne czytadło dla wszystkich, którzy piszą/czytają fanfiki (i nie tylko).
„Wojna Zombie” – Max Brooks – w końcu przeczytałam. Niestety kiedy mój syn miał jakieś 3 miesiące i choć czytanie przy marnym świetle w środku nocy dodawało tej lekturze klimatu, to widzę, że wiele szczegółów czy motywów zatarło się już w mojej pamięci. Ale książka bardzo mi się podobała. Przypadła mi do gustu forma (przywodziła na myśl niektóre prace H.G. Wellsa) i w ogóle ta bardzo dokładna i doprecyzowana w każdym detalu wizja wojny z zombie. Od samego początku po koniec. Zachwyciło mnie mnóstwo różnych rozwiązań czy pomysłów, z którymi nie spotkałam się jeszcze w przypadku historii o zombie (które zwykle pokazują jedynie wycinek całej opowieści w okolicach początku epidemii i próbę przetrwania kilku osób).
„Imię Wiatru” - Patrick Rothfuss – pozytywnie oceniane fantasy, które stało na półce bo małżonek kiedyś wygrał na konwencie, więc sięgnęłam. Tomisko opasłe i dość dobrze się czytało, ale po tych pozytywnych reckach liczyłam na więcej. Bohater troszkę za bardzo Mary Sue. I całość tej opowieści z przeszłości jednak chyba trochę za bardzo rozwlekła i szczegółowa jak na mój gust. O wiele bardziej od opowieści z przeszłości interesowała mnie teraźniejszość, o której dowiadywaliśmy się malutko z krótkich fragmentów pomiędzy właściwą historią. W tych kawałkach był fajny klimacik. Ogólnie nawet ciekawie stworzony świat i pewnie kiedyś przeczytam ciąg dalszy, ale liczyłam na trochę więcej.
Po latach dokończyłam też trylogię Stiega Larssona, czyli przeczytałam „Millenium: Dziewczyna, która igrała z ogniem” i „Millenium: Zamek z piasku, który runął”. Niestety nie bawiłam się już tak dobrze, jak przy pierwszej części. Może to kwestia tematyki, pierwszy tom z zagadką sprzed lat i swoim klimatem trafił w moje gusta. A dwa następne troszkę mnie już zmęczyły. Autor przesadzał z drobiazgowością opisów (nie muszę wiedzieć o każdym podkoszulku i posiłku), miejscami czułam skrzywienie dziennikarskie w informacyjnych fragmentach, które były niczym artykuły, wykłady. OK, za wiele można podziwiać te książki, ale zdecydowanie gorzej czytało mi się te tomy w porównaniu z pierwszym, który bardzo mi się podobał.”