Zacząłem sobie w sumie dodawać przeczytane niegdyś książki na lubimy czytać, bo tak na bieżąco to od 2021 dopiero, wcześniej jakieś pojedyncze. Trochę się tego uzbierało, a końca nie widać. Dość topornie to działa, więc idzie jak po grudzie. Dopiero z początkiem marca po dodaniu setek się kapnąłem, że wszędzie dawałem daty przeczytania jako daty dodania, więc za parę lat pewnie pomyślę że ale naczytałem xD no, ale mniejsza.Ważne, żeby to jakoś śledzić, człowiek potem myśli o czym było, przeczyta dwa zdania, które napisał i już pamięta.
Także nie wiem ile tam w tym roku naczytałem, ale jak już mam wybierać o czym wspomnieć, to zacznę od starłorsów.
Trochę sobie poczytałem, nowy kanon mnie znudził strasznie (wspominałem w wątkach), wróciłem do EU. Trylogia Czarnej Floty to chyba jedna z najgorszych rzeczy, jakie wyszły w EU. Trylogie Hana Solo i Lando są lepsze, niż się spodziewałem.
Przeczytałem całe X-Wingi. Pierwsze cztery tomy Stackpole`a - bardzo dobra, kosmiczna space opera, jest jakiś antagonista, rozmach, wartość dodana do historii galaktyki (co nie jest warunkiem koniecznym dla dobrej historii samym w sobie, ale tu akurat na plus), interakcje między bohaterami, lekkie, no fajoskie. Ale od piątego tomu, gdy pałeczkę przejął Allston to NUUUUUDA jak ja cię mogę. Mocno militarystyczno-bitewne smęty. Może się podać, czaję, ale nie mi
No i wziąłem się za Nową Erę Jedi. Zacząłem od czwartego tomu, bo trzy pierwsze czytałem parokrotnie z zamiarem przeczytania całej historii i po raz kolejny to podziękuję. Nie wiem, co mi się uwaliło, ale przez lata byłem przekonany, że Anakin ginie w Podboju w jakiejś windzie, a Borsk w Ostatnim Proroctwie - moja mandolina, gdy przeczytałem Podbój, Odrodzenie, a gówniak nadal dycha. This is same bullsheet, jak Rezydent Alien by pedzioł. Zasadniczo nie byłem w pewnym momencie w stanie powiedzieć, które ostatecznie czytałem, a które nie, więc od tego czwartego tomu po prostu leciałem już po kolei, ewentualnie gdy pamiętałem fabułę to przyśpieszałem czytanie lub przeskakiwałem, bo czemu nie.
No i w sumie tak: Agenci Chaosu to dylogia dość przeciętna, ale czyta się dobrze, lepiej niż wiele innych z uniwersum. Czuć groźbę wojny totalnej w powietrzu, sprawnie napisane, dobre przeskoki to na Yuuzhan, to na próbującego poradzić sobie ze stratą Hana, Konsorcjum Hapes fajnie wrzucone, zarysowana taktyta Yuuzhan z przyczółkami, atakowaniem strategicznych punktów, rozkminy czy Palpor wiedział - jako samodzielne się zupełnie nie bronią, są raczej interludium, ale na tle EU i w jej ramach to porządne pozycje.
Punkt Równowagi też nienajgorszy, ot, kontynuacja.
Ostrze Zwycięstwa wypada już gorzej, czytało się słabo, masa jakichś pseudointeligentnych wywodów, które chyba miały nadać głębi, a wyszło jak kuchnia molekularna małpie na wrotkach. Na plus sporo smaczków w postaci kolaborantów, szmalcowników, politycznych intryg.
Gwiazda po Gwieździe to dla mnie szczytowy, kulminacyjny moment NEJki, objętości się nie odczuwa, przemyślana, dobrze napisana, wiele się dzieje. Kawał dobrego space dark fantasy, jedna z lepszych w uniwersum. Te wspomniane zgony to właśnie tutaj, wojna, upadki, wycofania, klęski, nadzieja, olaboga, bardzo dobre.
Mroczna Podróż to bzdura tak denna, głupia i niepotrzebna, że szkoda w ogóle strzępić paluchy.
W Liniach Wroga akcja zwalnia, ale to bardzo dobre kontynuacje historii. Zdrajcy przedstawiać nie trzeba, przeczytałem raz jeszcze, bo pamiętałem, że dobra, no i nadal się broni. Motyw łamania Jacena, jego współczucia dla niewolników, sokratejskie zagadki Vergere - wyszło bardzo dobrze. No i ma bardzo istotne znaczenie dla całego Dziedzictwa Mocy, na moje to bardziej prequel tej serii niż stricte NEJka.
Szlak Przeznaczenia to kolejna perełka, choć trochę narracja buksowała, a Gwiazda po Gwieździe bardziej wciągała, tak dylematy, przed którymi stał każdy z bohaterów w tej książce, stanowią o jej sile. Luke i polityka, Cal i ludobójstwo, Nom Anor i bogowie, Jacen i światło, Jaina i mrok, Vergere i Jedi... na dobrą sprawę to właśnie dylematy są głównym bohaterem tej części. Świetnie napisana, fabularnie mocarna, pogłębiająca uniwersum, dającą frajdę, różnorodna i ciekawa.
Trylogia Heretyk Mocy to kolejna bzdura. Postacie zupełnie wypadają z charakterów, fabuła praktycznie o niczym, nie pcha akcji do przodu, jedyne co z niej wynika to zmiana nazwy Nowej Republiki. Zhańbieni zachowują się żałośnie (a nie o to w nich chodziło), Nom Anor przygłup (serio?), ogólnie - zła lektura, napisana tak, jakby autor sam nie wiedział, o czym pisze. Bardzo słaba.
No i dalej odpadłem xD Ostatnie Proroctwo czytałem jakoś w 2009 w Dziwnowie, nie mogę się zabrać do rereadu, bo po drodze łyknąłem Planetę Życia i byłem tak zażenowany, że aż mnie skręca na myśl o powrocie na Zonamę. Choć wspominam dobrze. Jednoczącej Mocy nigdy nie czytałem, no ale może w przyszłym miesiącu się doczłapię.
Z innych rzeczy, o których wybrałem wspomnieć:
Doczytałem Star Force do końca - tomy 1 do 9 to fajna, zła space opera, której można zarzucić tak wiele, że aż się świetnie bawiłem. Bywały gorsze momenty, jasne, ale to jest tak niezobowiązująca, głupkowata lektura, że aż fajna. Pierwszy tom był najlepszy, ale do 9 tomu trzymał poziom. Czytałem w opiniach, że ma wielu antyfanów xD i w sumie zrozumiałe, ale NIE JEST NUDNY, a czego oczekiwać od space opery. Za to tomy od 10 do 12 wyglądają, jakby dostał prikaz, „weź napisz coś poważniejszego”, dali mu drugiego typa do duetu i wyszły nudne smęty, w ogóle nie warto czytać po dziewiątym tomie, ma wszystkie wady poprzednich części, ale żadnej z ich zalet
Doczytałem w końcu V. Pynchona. Utknąłem rok temu w połowie, ale jak już odpaliłem, to na raz.
Coś tam poczytałem współczesnej literatury pięknej, ale szkoda w ogóle pisać co tam się wyprawiają za bzdury. Połowa historii jest zazwyczaj o genitaliach (np. Paradajs, Ten się śmieje kto ma zęby,
UWAGA DODAJĘ CYTAT Z PRZEKLEŃSTWEM ALE TO NAGRODZONA DOCENIONA PRZEZ KRYTYKÓW LITERATURA PIĘKNA WIĘC BODE NIE MANUJ
początek spoilera Łaziłam z dziewczynami do parku w sukience bez majtek, wietrzyłam pipę, ślepiłam starych dziadów, co zaraz wykitują na mój widok, jak im nożyce pokażę koniec spoilera
początek spoilera Ręce mi się do niego rwały, cyce, piździocha. koniec spoilera
Tak całą książkę i cyk dostała za to Nike XD Nie oburza mnie to, żeby mi ktoś mądry nie wyskoczył, że nie wiem, boję się silnych kobiet (czy tam osób kobiecych), ale no trend w literaturze jest mocno genitalny i za którymś razem to już nudzi, a wręcz śmieszy.
Przeczytałem też 365 dni (bardzo, bardzo złe), Rodzinę Monet tom pierwszy - bo ciągle widzę, że ktoś się piekli, jagtotag dzieciom dawać to do czytania, podczas gdy powinni się pieklić jagtotag komukolwiek dać to do czytania. Redaktor chyba za karę dostał to do zredagowania, ale odwalił kawał dobrej roboty, to znaczy widać, że to zlepek różnych losowych myśli, scen i tak dalej, ale wycisnął z tego ile się da. Z ciekawości sięgnąłem tez po Barbarę Cartland, w sumie nienajgorszy, rozumiem, że mogą się podobać takie czytadła, ale Czas spełnionych marzeń Jane Christopher to chyba nawet na wattpadzie by nie przeszły XD
Fredric Brown - Precz z Marsjanami
Wspaniały pastisz / satyra na marsjańskie inwazje. Zamiast krwawych inwazji i space oper - banda złośliwych dupków. Bardzo orzeźwiające. Poza tym, podobnie jak w Twin Peaks czy Gnieździe Światów Huberatha, stajemy przed pytaniem "who is the dreamer”. Świetna.
Witold Jabłoński - Dzieci Nocy
Olaboga, czego tu nie było. Wampiry, janypawły, Wielka Rzeczpospolita, Watykan na Wawelu, piękne. Lubię takie losowe historie - jak Illuminatus, czy Rankin. Bardzo orzeźwiająca lektura.
Greg Egan - Kwarantanna
Ależ to była uczta! Niesamowita wyobraźnia Autora, potrzeba niemałego wysiłku, by nadążyć i choćby próbować wizualizować sobie, co miał na myśli, ale warto było. Część elementów wykorzystano potem, świadomie lub nie, w Doctorze Who, choć podejrzewam, że to przypadkowa zbieżność, ale fanom serialu może się spodobać (brak gwiazd - odcinki z Tardis-słońcem, rozmazanie, załamanie fali - Płaczące Anioły, etc., generalnie ten poziom wyobraźni).
Stylistycznie też świetnie - w konwencji thrillera, a nie cyberpunkowej niezrozumiałości, jak np. bywa u Stephensona. Może i niektóre elementy i tak niepotrzebne, ale co z tego, skoro to było tak zacne!
Piotr Rutkowski - Piąta Siła
Self-publishing kupiony z ciekawości - i wow, jaka perełka.
Świetne jak na debiut i self-publish, bardzo dobre nawet i bez tego.
Autor upchnął tu mnóstwo wątków - od zimnej wojny, przez apokalipsę, po pierwszy kontakt, kościół, społeczeństwo, zdziczenie, panspermię, Pradawnych, Demiurga, architektów... masa.
Gdzieniegdzie przebijały się też ogólne refleksje, dość libertariańskie - o państwie, rządach, pieniądzu fiducjarnym. Nienachalnie, w ramach postaci i fabuły, więc pasuje.
Całość bardzo sprawnie napisana; tworząca raczej trzy tomy, ale układające się w spójną całość. Socjologizujące hard sci-fi, dość nihilistyczne i pesymistyczne, ale bez moralnej histerii. Odnalazłem tu to, co tygryski lubią najbardziej i podane w strawny, rześki sposób.
Może ktoś kiedyś dostrzeże tę książkę, przeredaguje i wyda - bo zasługuje na to. A i redagowania bardzo niewiele tu zostało, raczej kosmetyka narracyjna, i bez tego jest w porządku.
Brawa dla Autora, dziwne, że przeszło zupełnie bez echa.
Swoją drogą, rzeczywista objętość jest mniejsza - mimo ponad 750 stron, mniej wiecej połowa kartki to marginesy, ale to już uwaga do wydawnictwa.
Krzysztof Boruń - Jasnowidzenia inżyniera Szarka
Ależ perełka! Okultyzm, podróże w czasie, futurospekcje, wszytko połączone intrygą w intrydze, przemyślane, do tego z fenomenalnym klimatem PRLu.
Mimo pewnych zastrzeżeń narracyjnych pod koniec (monolog), polecam, bo w pełni na to zasługuje.
Winston Groom - Forest Gump
Wspaniała, i jakże inna od ekranizacji! Forrest decyduje się płynąć z prądem, "może jest kretynem, ale nie jest głupi", miejscami zabawna, by zaraz przytłoczyć smutkiem. Gdy raz lub drugi decyduje się podjąć samodzielną decyzję, wychodzi na tym źle (narkotyki, zapasy), ale dopóki nie robi niczego sam z siebie, sprzyja mu szczęście. Mocno zbliżona do Przygód kanoniera Dolasa. Bawi i wzrusza.
Samuel R. Delany - Babel 17
Esencja science-fiction! W dodatku historia oparta na lingwistyce, a to jeden z najrzadszych gatunków - przychodzi mi na myśl tylko Ambasadoria i Ted Chiang (z ekranizacją Arrival), ewentualnie Śnieżyca Stephensona i Babel Kuang (choć w tym ostatnim, mimo że językoznawstwo stanowiło jeden z głównych motywów, to jednak kaznodziejstwo było osią powieści).
Nie tylko mamy tutaj fantastyczne dywagacje i twórcze rozwinięcia teorii Sapira-Whorfa, ale też gorzką refleksję nad zastosowaniami wynalazków (militarne), i space operowe tło (kosmici, wojna, okupacja). Do tego okraszone smaczkami, jak niecieleśni.
To nie czytadło, to literatura!
Svetislav Basara - Dziennik Marty Koen
Do odbioru niezbędna jest jednak pewna wiedza dotycząca nie tylko historii Jugosławii, ale też stylistyki - vide alegoryczny film Bila jednom, jedna zemlja, czy traktujący o często poruszanym tu motywie represji i samobiczowania Otac na službenom putu - ale też ezoterycznej specyfiki bałkańskich (i postjugosłowiańskich) krajów. Tam są całe półki z tarotami, księgarniane półki uginają się pod wiedzą nietakjużtajemną, Baba Wanga jest bohaterką, a idąc po ziemniaki na targ można sobie zrobić zdjęcie aury lub zajść do wróżki, taki Astrokąt mam nawet pod blokiem.
Autor sprawnie lawiruje między fantazją, a rzeczywistością, mieszając oba w taki sposób, że w pewnym momencie czytelnik nie wie już, co zmyślił, co było naprawdę, a co przeinaczył. Stylistycznie nawiązuje więc do Undergroundu Kusturicy, zamiast onirycznego fantasy przyjmując jednak okultystyczny wymiar, wpasowując się w popkulturę regionu, jak pisałem wyżej.
Całość jest swego rodzaju próbą rozliczenia, opowiedzenia, o mentalności pewnej grupy ludzi pod fantastyczną otoczką. Niuansów jest masa i głównie na aluzjach ta historia się opiera; stąd też może niska ocena u polskiego czytelnika, który z powodu bariery kulturowej może nie potrafić zeskrobać wierzchniej warstwy narracyjnej - dziennikarskiego śledztwa w odmętach ezoteryzmu. A pod nią czai się autopsja całej Jugosławii, z naciskiem na żywioł serbski.
Dodatkowy bonus za porządne podjęcie tematu - zarówno w kwestii totalitarnej rzeczywistości komunistycznej Jugosławii, samokrytyk składanych przez działaczy, którzy nieraz naprawdę wierzyli, że zasługują na karę, krytyka samego komunizmu, ale nie kaznodziejska, a także w szczegółach takich jak wspomnienie, że przecież Malleus Maleficarum było potępione przez Kościół już kilka lat po jego wydaniu.
Bardzo dobra historia, adresowana jednak bardziej do miłośników regionu.
Iiiii last but not least, moje absolutne odkrycie roku, nie wiem jak mnie ominął przez tyle lat, ale bardzo się cieszę, bo dzięki temu mogłem go poczytać po raz pierwszy. Robert J. Sawyer!
Futurospekcja - Jedna z tych książek, po których przeczytaniu wśród zachwytu pojawia się kompleks, że nigdy nie napiszę czegoś tak dobrego. Fenomenalna, wprost perfekcyjna historia w formie thrillera hard sci-fi, jednego z najtrudniejszych gatunków, bo musi jednocześnie zmuszać do myślenia, być mocno osadzona w realiach naukowych i je twórczo rozwijać, a przy tym trzymać w napięciu. Udało się doskonale. Przegląd reakcji społecznych - czasem w formie scen, czasem jako wpisy w internecie - ewentualnych efektów wejrzenia w przyszłość, na kanwie strachu przed eksperymentami w CERNie, rozważaniami o determinizmie, geopolityce, drugich szansach, wolnej woli, czego tu nie było! Doskonała.
Trylogia Neandertalska Paralaksa: Antropologiczne science-fiction, czerpiąca z motywów alternatywnej ewolucji człowieka. W pierwszym tomie trochę drwin z wniosków badaczy, przedstawienie inności, co prawda nieco przegadane i na pewno dałoby się to zrobić lepiej, ale jest dość fascynująca, a autor podparł dywagacje badaniami i riserczem. Cała trylogia to kawał świetnej roboty. Pierwszy kontakt - ale z alternatywnymi ludźmi (vide Sliders, Planeta małp), będącymi zwierciadlem ludzkości, w których ta może się przejrzeć, przemycona masa ciekawych myśli i teorii, także biologicznych (CEMI!), momentami akcentowanie niemożliwości trafnej ekstrapolacji w archeologii i paleontologii (najwięcej w pierwszym tomie),wszystko podane we wciągający sposób z sensowną fabułą. Sporo smaczków typu dyskryminacja na uczelniach. Będę miło wspominał tę trylogię.
Starplex - Kolejny, świetny popis wyobraźni Sawyera bazującego na hard sci-fi. Dość pesymistyczna w wymowie, nie tylko kosmiczna, ale lovecraftiańsko kosmicystyczna. Motyw "pleśni" doskonały. Szapoba za wciśnięcie w ten pełen rozmachu motyw nawet lingwistycznej próby nawiązania kontaktu z matmatami od zera, zgodnie z przyjętymi konwencjami (typu dodawanie etc) - niejeden autor wepchnąłby jakikolwiek magiczny translator, i tyle, a tu próba zrozumienia (jak w Arrival),ale nienachalna, ale dokładnie na tyle, by nadać ten "hardscifiowy" wymiar. A to tylko jeden ze smaczków. Bardzo dobra historia.
Eksperyment Terminalny - Ależ złoto! Sawyer to bodaj jeden z najlepszych pisarzy science-fiction. Na tapet bierze tematy będące interesującymi - wejrzenie w przyszłości w Futurospekcji, pierwszy kontakt w Starplexie, alternatywna ewolucja ludzkości w Neandertalskiej Paralaksie - i prowadzi historię w taki sposób, by zadośćuczynić ciekawości, a jednocześnie naszpikować ją całą masą drwin, przemyśleń, twórczego rozwinięcia, futurologii, socjologii, emocji i zwyczajnie wyobraźni. Futurologia jest tak celna, że kilkakrotnie musiałem sprawdzać rok wydania - vide niepokoje na wschodniej Ukrainie czy encyklika Benedykta XVI (!). A książka z 1995 roku (sic!).
W Eksperymencie Terminalnym główny bohater próbuje uchwycić duszę; przedstawiono masę możliwych konsekwencji takiego działania, zarówno w osi fabularnej, jak i charakterystycznych dla Sawyera wycinkach prasowych, zawsze celnych, ukazujących różne perspektywy i możliwe ludzkie reakcje. Kiedy wychodzi, kiedy się pojawia, dokąd idzie... a to tylko część! Oprócz tego Autor zadaje pytanie "co czyni nas takimi, jakimi jesteśmy", względnie po prostu ludźmi: biologia, doświadczenia, połączenia nerwowe, czy właśnie dusza. Do tego sporo przemyśleń odnośnie sztucznej inteligencji, później swobodnie przechodzącej w wątek kryminalny, przewija się motyw nieśmiertelności na różne sposoby, czego tu nie było! A mimo dramatycznego przebiegu powieści, całość ma optymistyczny wydźwięk i jest BARDZO satysfakcjonująca. Mam nadzieję, że Sawyer wróci do łask wydawców w Polsce, bo niewiele go wydano.
Sory jak się powtarzam, ale kopiuję notatki i tu wrzucam
Świetny pisarz, który podejmuje ciekawe tematy nie szczując czytelników, ale po prostu zaspokajając ich ciekawość (np. Dusza krowy), w dodatku z porządnymi podbudowami teoretycznymi, i diablo dobrymi obserwacjami.
Jak coś mi się przypomni jeszcze to dorzucę.
Zobaczymy co następne miesiące przyniosą.