Podtrzymuję swoją małą tradycję obserwowania jak to jest z moim czytaniem. W 2011 roku zorientowałam się, że jest kiepsko, więc staram się od tamtego czasu o poprawę. To już dekada mojego „świadomego czytania” Z biegiem lat było coraz lepiej, ale powrót do pracy po macierzyńskim, drugie dziecko i paradoksalnie pandemia (która wielu innym osobom pozwoliła nadrabiać braki czytelnicze) sprawiły, że w ostatnich latach znów szału nie ma. Prezentuje się to tak:
2011 - 14
2012 - 15
2013 - 22
2014 - 22
2015 - 24
2016 – 25
2017 - 8 (powrót po macierzyńskim do pracy)
2018 – 8
2019 – 10
2020 – 10
Ostatnie dwa lata znów tak meh…, choć z minimalnym wzrostem. Swoją drogą pod wpływem Dzienników Anne Frank sięgnęłam do swoich zapisków i znalazłam zeszyt, który prowadziłam na początku liceum i opisywałam tam głównie przeczytane książki. Nie prowadziłam tego notatnika długo, ale policzyłam teraz, że przez okres około jednego kwartału wspominam jakieś dwadzieścia kilka książek. Ech… miało się kiedyś czas na czytanie. Teraz bym chciała takie minimum 12 sztuk – średnio po jednej na miesiąc. Duża porcja tych książek z ostatnich lat to były lekkie czytadła, jakiś kryminał, obyczaj, coś z klasyki, bez opasłych tomisk.
Doskonale zdaję sobie sprawę, że pandemia ma daleko poważniejsze skutki, ale ze smutkiem stwierdzam jej negatywny wpływ na moje czytelnicze życie. W 2020 miałam mniej wolnego czasu na czytanie, ponieważ syn wiele tygodni zamiast w przedszkolu spędził w domu. Nie mogłam wtedy drzemek córki (która zaznaczmy śpi w ciągu dnia w ogóle rzadziej i krócej niż brat) przeznaczać na czytanie i ogólnie miałam więcej zajęć.
Po drugie zlikwidowali księgarnię obok naszego domu Kiedy wprowadziliśmy się tu 10 lat temu byłam zachwycona faktem, że mam pod nosem księgarnię (i bibliotekę). Od przekroczenia progu mieszkania do drzwi sklepu nie mijały nawet 2 minuty. I przez pandemię ją zlikwidowali Zawsze była pod ręką żeby coś kupić, ratowała w sytuacji gdy potrzebny był na szybko prezent. Zresztą lubiliśmy tam po prostu zaglądać, a oglądanie wystawy to był stały punkt spacerów. Jestem nadal niepocieszona.
Dalej. Bibliotekę, która była nawet jeszcze bliżej przenieśli już kilka lat temu, ale szybko powstał punkt biblioteczny, też dwa kroki od nas. Organizowali tam fajne atrakcje dla dzieci. Ale niestety mieści się w budynku sanepidu, więc jest cały czas zamknięty, a nawet szczerze mówiąc nie wiem czy już nie zlikwidowany, bo tabliczki poznikały.
Brakuje mi wolnego dostępu do księgozbioru, siedzenia w bibliotekach, chodzenia tam z dziećmi. Ale grunt, że teraz są przynajmniej otwarte i można pożyczać. Ostatnio rozbawiła mnie długaśna kolejka pod jedną z mijanych bibliotek, jak po towar pierwszej potrzeby
Co jeszcze mogę napisać o czytaniu w ciągu tych dwóch lat:
- Mizernie jeśli chodzi o SW - Star Wars: Utracone gwiazdy – Claudia Gray chyba nie napisałam żadnej recki. Bardzo przyjemnie mi się tą książkę czytało.
- Posiadanie dzieci nadal bardziej popycha mnie do nadrabiania szeroko rozumianej klasyki. Stąd takie tytuły jak m.in.: Wielki Gatsby - F. Scott Fitzgerald, Pani Bovary - Gustaw Flaubert, Stacja arktyczna Zebra - Alistair MacLean, Dziennik - Anne Frank czy Opowieść wigilijna - Karol Dickens.
- Patrzę teraz na listę i widzę, że przez te 2 lata prawie nie czytałam fantastyki, szkoda. Będę musiała to w tym roku nadrobić, bo czuję ochotę na jakieś s-f.
- Komiksy. Bez szału, w 2019 ciutek liznęłam nowych komiksów SW i trochę czytałam stare [b]Thorgale[b/] bo mnie jakoś tak naszło. A w zeszłym roku postanowiłam w końcu nadgonić moją ukochaną serię – Baśnie (Fables). Nie wiem jak do tego doszło, że w którymś momencie wstawiałam na półkę nowe zafoliowane tomy, ale ich nie czytałam. To jakaś zbrodnia. W 2020 przekartkowałam pierwsze tomy, które najlepiej pamiętałam, a potem powtórnie przeczytałam kilka i kontynuowałam dalej. Zostały mi jeszcze niecałe 4 do zakończenia serii. A wtedy mam nadzieję, że znajdę czas na jakiś porządny tekst pochwalny… znaczy się recenzję. Absolutnie uwielbiam tę serię
- Syn już jest „zaksiążkowany”. Uwielbiam te momenty gdy zauważam, że sam z siebie przegląda książki. Bardzo lubi gdy mu czytamy, zaczynamy też pomału stawiać pierwsze kroki w kierunku nauki czytania. Kilka miesięcy temu zaskoczył nas. Zobaczył zdjęcie zestawu Lego z Hobbita i dopytywał co to. Kiedy mu wyjaśniliśmy poprosił, żeby mu przeczytać „Hobbita”. Planowaliśmy go za jakiś rok, dwa, a tu proszę. Promil z radością pognał do biblioteczki I o dziwo syn wysłuchał całości. Obawialiśmy się, że może będzie za trudne lub go znudzi, ale jednak nie. Czytamy mu też komiksy, słucha audiobooków i słuchowisk. Bardzo nas to wszystko cieszy. Wczoraj nie mogłam go oderwać od nowych komiksów o Smerfach, które mu tata pożyczył w bibliotece.
- Nad córą też pracujemy, choć z przykrością i szczerze stwierdzam, że przy drugim dziecku to troszkę mniej tego czasu na to poświęcamy niż przy jej bracie w tym wieku :/ Ale też jest dobrze, choć dziewczyna nie zawsze jest w nastroju na czytanie i jest zdecydowanie bardziej niszczycielska jeśli chodzi o książeczki. Zauważam, że ma już swoje ulubione pozycje (np. serię o króliczku, którą sama uwielbiam: https://www.wydawnictwodwiesiostry.pl/katalog/prod-zestaw_kroliczek.html). Córa totalnie szaleje za wszelkimi albumami ze zdjęciami i fotoksiążkami. Jak zobaczy to nie ma bata, trzeba siedzieć i oglądać, po kilka razy. A to też jakaś forma książki/opowieści
- Książki dla dzieci to w ogóle szeroki temat (i mogący pochłonąć dużo kasy). Zawsze miałam słabość do ładnie wydanych, zilustrowanych pozycji dla najmłodszych, a teraz jak sama mam dzieci i takich pozycji jest bardzo dużo na rynku, to aż strach (dla portfela i miejsca w domu). Ciągle muszę się hamować, dobrze, że w bibliotekach też jest tego sporo. Dziecięca biblioteczka w naszym domu cały czas się rozrasta, bo nie dość, że jednak nowe tytuły kupujemy, dzieciaki dostają od innych, to jeszcze po trochu znoszę od mamy stare książki moje i brata. Musiałam ostatnio „oddać” książkom kolejną półkę w dziecięcym pokoju. Córa zachwycona bo ma teraz jakieś w zasięgu ręki i namiętnie ściąga (czasami żeby oglądać, a czasami dla samego ściągania ).
To może wspomnę kilka z tych przeczytanych książek. Nie dziecięcych.
Dziennik - Anne Frank
Od dawna miałam przeczytać i kiedy go pożyczałam z biblioteki, to w sumie nie przyszło mi do głowy, że wybieram świetną lekturę na rok 2020. Bo IMO tak jest. Ja sama na kwarantannie nie siedziałam, ale wszyscy wiemy, że nawet bez przymusowej kwarantanny to ten rok dla wielu oznaczał więcej siedzenia we własnych czterech ścianach. Dużo słyszałam narzekania z tego tytułu. A tu proszę prawdziwa historia 8 osób zamkniętych na ponad 2 lata na niewielkiej przestrzeni. Bez internetu czy tv! I z jakim zagrożeniem. Bardzo pomaga nabrać dystansu do wielu utrudnień wynikających z pandemii. Zwłaszcza jak przeczyta się o kłopotach z lekarskimi teleporadami (!). Tak jest, w 1944 roku.
Anne była bardzo dojrzałą i inteligentną dziewczyną. Obok czasami klasycznych nastoletnich haseł pisała bardzo ciekawe i postępowe rzeczy. Była świetną obserwatorką i miała poczucie humoru, dzięki czemu ten wydawałoby się monotonny opis historii ukrywających się Żydów czyta się bardzo dobrze, miejscami zabawnie. Jej nastoletnie pamiętniki zawstydzają moje z podobnego wieku
Dla mnie to była bardzo ciekawa lektura, nawet (a może czasami zwłaszcza) te bardzo przyziemne sprawy były zajmujące. Dzięki jej drobiazgowym opisom bardzo dużo można się dowiedzieć o realiach tego ukrywania się. Często jest to też oczywiście smutna i gorzka lektura, zwłaszcza gdy Anne pisze o swoich planach na przyszłość czy żywi nadzieję na szybki powrót do szkoły.
Wydaje mi się, ze to nigdy nie była u nas lektura. Przynajmniej nie kojarzę, a szkoda. Moim zdaniem świetnie się nadaje na pierwszy kontakt dla dzieciaków z literaturą z II WŚ. Nie ma tam epatowania drastycznymi obrazami, ale już dużo mogą zrozumieć. Zwłaszcza jeśli opowiada to ich rówieśniczka. Przynajmniej jakieś fragmenty można by omawiać w szkole.
Szkoda, że Anne nie miała okazji spełnić swoich marzeń… Wydaje mi się, że naprawdę warto przeczytać i teraz jest rzeczywiście dobry czas. Raz ze względu na te kwarantannowe perypetie, a dwa jako kolejne (nadal bardzo potrzebne) przypomnienie tego, do czego prowadzi nienawiść do jakiejś grupy ludzi.
Pani Bovary - Gustaw Flaubert
Ciekawa książka i mimo, że ma już ponad 160 lat cały czas jest na czasie, teraz może nawet bardziej niż kiedyś. Aż prosi się o uwspółcześnioną adaptację filmową z Instagramami, celebrytami, influencerami, całą ułudą mediów społecznościowych i młodymi zapatrzonymi w to ludźmi. Oglądałabym Wiem, że jest wersja z Gemmą Arterton, ale to chyba trochę inne podejście do przełożenia ją na współczesność (swoją drogą muszę w końcu obejrzeć). W każdym razie dobrze się ją czytało.
Blue Castle (Błękitny zamek) - L.M. Montgomery
W ciągu ostatnich dwóch lat przeczytałam dwa razy. Przy czym w ubiegłym roku po raz pierwszy w oryginale. Bardzo lubię tą mniej znaną powieść Montgomery. Sięgam po nią jak potrzebuję poprawy humoru. Czasami mam zamiar przeczytać kawałek, a kończy się na ponownej lekturze od deski do deski. Jest taka podnosząca na duchu, bardzo zabawna, chwaląca zwykłe, dobre życie i z uroczym wątkiem miłosnym. Kiedyś natknęłam się na recenzję, że to taki dobrze napisany fanfik i coś w tym jest
Ale zasadniczo chciałam wspomnieć o czymś innym. Po raz pierwszy sięgnęłam po oryginał. Wiedziałam, że wersja, którą mam i znam to bardzo stare tłumaczenie i może być wybrakowane, ale takiego wywalania całych akapitów się nie spodziewałam. Nie było tego może dużo, ale jednak. Przez lata od kiedy przeczytałam ją pierwszy raz myślałam, że Montgomery sobie jednego szczegółu nie przemyślała. A tu okazuje się, że owszem, w oryginale jest wszystko jak trzeba i ma sens. I kompletnie nie rozumie dlaczego zostało to opuszczone… Teraz jestem ciekawa tego późniejszego tłumaczenia.
I nadal nie mogę pojąć dlaczego ta książka nie została zekranizowana. Moim zdaniem bardzo się nadaje. Uwielbiam Anię Shirley, ale Montgomery napisała też inne fajne do ekranizacji rzeczy. A niektóre nie były nigdy lub dawno/z dużymi zmianami/w ogóle są często ciężko dostępne. Kilka historii naprawdę się marnuje.
Przeznaczenie ma imię Klotylda - Giovannino Guareschi
Co za pocieszna książeczka. Kiedyś rozmawiałyśmy z koleżanką o humorze w książkach i przyniosła mi tą zupełnie mi nie znaną książkę. Zwariowana historia pełna przygód i dziwnych zwrotów akcji. Jest pełna absurdalnego humoru. Czytając ją co kawałek zastanawiałam się czy Terry Pratchett to czytał. Myślę, że by mu się spodobała. To taka ciekawostka.
Dag, córka Kasi - Lilian Seymour – Tułasiewicz
Czasami nie chce mi się czytać polecanej książki. Mama o tej mówiła już kilka razy, aż w końcu przyniosła rozpadający się egzemplarz po porządkach w swojej biblioteczce, który miała zamiar wyrzucić. I jakoś zaczęłam czytać. Sama historia obyczajowa to nic niezwykłego. To co mi się natomiast spodobało i było ciekawe, to bardzo dużo informacji o polskich imigrantach w USA (Chicago) na początku XX wieku. Było tam mnóstwo interesujących szczegółów na temat ich codzienności, tego jak się odnajdywali w nowej rzeczywistości. To w dużej mierze autobiograficzna książka, więc były to opisy z pierwszej ręki. To też ciekawostka.
Plany na ten rok? Podchodzę ostrożnie do tematu, ponieważ skoro znów wróciłam do pracy to coś czuję, że jest ryzyko ponownego tąpnięcia. Mam ochotę na s-f, kolejne klasyki, kilka innych tytułów leży i czeka. Dodatkowo znowu chciałabym pozbyć się niektórych książek, które stoją na półkach, zajmują miejsce, są zniszczone i czekają tylko na to, żeby je przeczytać i wywalić. No i naprawdę bym chciała tą jedną na miesiąc przeczytać. Zobaczymy ile uda się z tego roku wycisnąć. Aktualnie mam dwie zaczęte, może do końca tygodnia którąś skończę…
A miałam się tym razem tak nie rozpisywać. Ciekawe czy ktoś przebrnie przez całość.