Przenoszę !!
Tylko tutaj odnajdziemy samych siebie!
Poprzedni wątek:
/Forum/Temat/21785
Przenoszę !!
Tylko tutaj odnajdziemy samych siebie!
Poprzedni wątek:
/Forum/Temat/21785
Przyszła jesień, MZLP zaczyna znosić z wrockowej biblioteki różne filmy. Na dzisiejszym seansie obejrzeliśmy "Jak Bóg da" (Se Dio vuole), commedia all`italiana z 2015. Dobry, ciepły, zabawny film, w sam raz na sobotni wieczór. "Coś do pośmiania się i do pomyślenia."
Na tle durnych komedii o niczym - na plus. ~
Wczorajsza wizyta w kinie była niezwykłe udana. Po całej serii średniaków, w końcu udało się zobaczyć perełkę.
Cholernie dobrze wysmażona historia i dobrze przyprawiony kryminał. Prawdziwa uczta w kinie, mniam!
10/10, bo od czasów Atomic Blonde żaden film mnie nie cieszył, tak jak powinien
Czytałeś książkę ?
Film w konfrontacji z książką jest bardzo słaby. Nie wiem jak to wygląda jako film bez znajomości książki, może faktycznie czymś tam zachwyca XD
A podmianka koncertu SLAYERa - SLAYER KURWA ! - na jakieś gówno to już PRZESADA i do duża. Jak tak mozna XD
W mojej ocenie - a bardzo lubię Fasbendera - film to takie 3/10
3/10? Jesteś wyrozumiały
A chciałem na to iść, muszę się jeszcze zastanowić dwa razy
Kolejna udana wizyta w kinie w tym tygodniu.
Co tu dużo pisać - ożywili obrazy i wyszło to bardziej dynamicznie niż w przypadku filmu aktorskiego Młyn i krzyż z 2011 roku. Ten starszy film był bardziej refleksyjny, młodszy jest lżejszy, ale wciąż pobudzający do przemyśleń.
Wykonanie majstersztyk, historia którą starano się pokazać też potrafiła zaciekawić, w jej detektywistycznym stylu.
Sala, choć najmniejsza w Punkcie 44 w Katowicach, to jednak pełna i słusznie bo warto poświęcić te półtora godziny na tę produkcję.
Niestety są momenty w których polskość tego filmu nieco przebija się i zniechęca, ale to jednak marginalne aspekty.
9,5/10
2017 w polskim kinie nie rozpieszcza, ten rok wypełniony jest masą paździerzy, dlatego miło, że obecnie w repertuarze są aż dwa dobre, polskie filmy, na dodatek dość oryginalne i specyficzne. I oba w zasadzie romanse.
Pierwszy to "Zgoda", którego akcja ma miejsce w komunistycznym obozie pracy w Świętochłowicach. Skupia się na trójkącie miłosnym w obozowym srodowisku. Doceniam, ze w niespelna poltoragodzinnym metrazu, szczatkowym zarysie postaci i niewielu dialogach udało się mimo wszystko relacje tej trójki przedstawić. Film jest bardzo brutalny, naturalistyczny, pełen dość mocnych, sugestywnych scen, wygrany bardziej na emocjach czy spojrzeniach niż dialogach. Bardzo kameralny. Reżyser przesadza czasem ze zbyt długimi, nic nie wnoszącymi ujęciami, ale poza tym większych zastrzeżeń nie mam. Przejmujący film, wart obejrzenia, ale zdecydowanie nie jest to lekka rozrywka.
Drugi filmik jest zdecydowanie lżejszy, zdecydowanie bardziej pod użytkowników tego forum. Podróże w czasie, androidy, technologia przyszłości i romans po polsku. Tak, nasze sci-fi, czyli "Człowiek z magicznym pudełkiem". Reżyser czerpie garściami ze znanych filmów tego gatunku. Serwuje zamglone, ponure ulice przyszłości z hologramami-reklamami, pokazuje korporację przyszłości, zderza to z latami 50 w Polsce. Jest bardzo dobra muzyka, bardzo dobry Stankiewicz w roli Bernarda oraz - mimo oczywistej budżetowej biedy - reżyser pokazał jakaś tam wizję przyszlosci. Można, choć trzeba zdawać sobie sprawę, że to nie może wyglądać jak zachodnie produkcje sci-fi, że jest to film mocno specyficzny, trochę dziwny, nie każdemu podpadną dialogi.
Za to nie idźcie na "Ach śpij kochanie". Chyry było za mało zeby uratowac ten film.
A ja poszedłem na odmóżdżający Geostorm
Mam słabość do filmów katastrofalnych katastroficznych, ale kiedyś robili lepsze - Płonący wieżowiec (1974)
https://youtu.be/Kr6l87i9oAI?t=5
Geostorm odpuściłem, w końcy widziałem cały film w trailerze
Byłem na "The Mountain Between Us". Thriller katastroficzno romantyczny (z przewagą tego ostaniego), w pięknych okolicznosciach przyrody. Bez jakichś fajerwerków ale solidna robota. Morał - nie należy się spieszyć na własny ślub.
A, dla wrażliwych - jedzą "kotka" ( a wcześniej kroją itd.)
"Same Kind of Different as Me" - jak dla mnie jeden z kandydatów do filmu roku. Film o miłości, zdradzie, wyvbaczaniu, rasiźmie. Opowieść w opowieści, gdzie jest jeszcze jedna opowieść. i oparte na rzeczywistym zdarzeniu.
Panie nich zabiorą chusteczki.
A, film mówi też o "wartościach" i rodzinie, więdc na Rotten pewnie go zjadą, tym bardziej że nic nie wybucha i nie ma facetów w pelerynach ani kochających inaczej.
- widziałem cały film w trailerze
Dlatego należy trailery omijać
Ja byłem zaskoczony, że 25% akcji dzieje się w kosmosie (duży plus).
Na sali było sporo starszych osób i to mnie trochę zdziwiło. Co ich przyciąga na takie filmy?
Czyżby bały się, że nie doczekają końca świata i chciały na własne oczy zobaczyć - już teraz - jak to będzie?
Bardziej to film fantastyczny niż katastroficzny, niemniej Emmerich znalazł "godnych" następców w rozwalaniu Ziemi, więc może się teraz zająć artystycznie ambitnymi produkcjami
Ja byłem zaskoczony, że 25% akcji dzieje się w kosmosie (duży plus).
-----------------------
W przestrzeni kosmicznej czy w stacji na orbicie?
Na stacji, ale wychodzą często na zewnątrz coś naprawić, bo jest tam cała intryga (sabotaż) i mini śledztwo.
Jest tam sporo scen rodem z Grawitacji ale maksymalnie przebajerowane początek spoilera stacja ulega stopniowo samozniszczeniu rozpadając się na miliony kawałeczków a masz bohater lawiruje między odłamkami koniec spoilera
Film posiada wszystkie wady tego typu produkcji, jest patos itd.
Ale przynajmniej humor nie jest żenujący - jest słaby, czasem dobry, ale nie ma żenady.
Da się obejrzeć, ale żeby specjalnie na to gdzieś jechać to nie.
Film posiada wszystkie wady tego typu produkcji, jest patos itd.
[/cytat]
-----------------------
Patos to akurat nie problem dla mnie, wręcz przeciwnie - o ile nie wiąże się z nudą, ale jest bardzo intensywny
Ogólnie to Twoje i JORa opinie, mimo wszystko nie napawają mnie optymizmem. Jak mi się uda to pójdę, jak nie - to nie będę żałował że się nie udało
Nudny nie jest, to nie BR 2049
Aha, no to jednak musi być dobry film!
Jednak zostałem wyciągnięty na tę produkcję, zwykłe 2D 4K ale chyba wiele nie straciłem w stosunku do 3D?
Da się obejrzeć, ale żeby specjalnie na to gdzieś jechać to nie. [2]
Za to bardzo fajne te pierwsze 5 minut, takie "deja vu" trochę miałem, no i tekst o hydrauliku pewnie mi się jeszcze nie raz w życiu przyda
Film jest taki se. Natomiast w IMAX wypada blado.
JORUUS napisał:
w IMAX wypada blado.
-----------------------
Cholera... a ja tu kombinuję jak znaleźć czas by pojechać do IMAXu
Fajnie jest pójść na coś bez oczekiwań i większego pojęcia o czym jest i wyjść z kina z najbardziej udanego seansu roku, na dodatek w autentycznie rewelacyjnym humorze. Upchnięta gdzieś między Blade Runnerem, a Thorem filmowa perełka, która u nas przeszła bez echa, nawet w kinie ani jednego trailera nie widzialam.
Film jest generalnie o pasjonatce rapu, która razem ze swoim hinduskim kumplem chce wyrwać się z New Jersey do lepszego swiata dzieki ich wspolnej pasji. To także film o jej relacjach z matką i babka, w tle zycie w stanie bez przyszłości, czyli właśnie New Jersey. Film o outsiderach, przyjaźni, rodzinnej i romantycznej miłości, marzeniach, bolesnym zderzeniu się z rzeczywistością, ale i autentycznej radości z rzeczy małych, o autentycznym oddawaniu się swojej pasji, konflikcie pokoleń, nostalgii, mogłabym wymieniać. Porusza wiele kwestii z taką naturalnością, bezpretensjonalnością i lekkoscia, jakiej dawno nie widziałam. Niby szare New Jersey buzuje od kolorow, film płynie w rytmie świetnego soundtracku (czuję nomkę za songa), mimo, że rapem na co dzień gardzę, ale to wszystko w tym filmie idealnie gra. Zresztą poza rapem znalazło się tu też miejsce dla bardziej klasycznych brzmień.
Film absolutnie robią bohaterowie. Nie ma krzty fałszywej nuty w którejkolwiek z kreacji. Szczególnie wyróżniłabym Danielle Macdonald, która jest imo objawieniem tego filmu oraz Bridget Everett, czyli panią, która gra grube, pyskate baby w durnych, hollywodzkich komediach. A tu proszę. Mam nadzieję, że po tej roli zacznie dostawać poważniejsze propozycje. No i propsy za głos. Jeszcze mała, ale także wyrazista rola babci. Film bogaty w kreacje aktorskie, węszę tu nominacje w kategoriach aktorskich kobiet.
Film się zaczął dość dziwnie, ale potem zupełnie pochłonął klimatem, muzyką, postaciami i zdarzeniami. Bez wad nie jest, w drugiej części jest sporo sztampowych rozwiązań fabularnych, ale to nic. Jest momentami naiwny, ale no nie mogłam się oprzeć jego urokowi i zostawił mnie w absolutnie pozytywnym nastroju.
Jeśli jeszcze u Was nie wyszedł z repertuaru i macie odrobinę wrażliwości i chcecie po prostu wyjść z kina po filmie z myślą, że jest po prostu pięknie to dajcie mu szansę. W końcu w tym roku
10/10 <3
Byłem. Trochę przypomina mi on 8 milę jednak z bardziej rozmytą czy też wyciętą z całości fabułą.
10/10 bym mu nie dał ale warto iść jest dobry.
Warto iść, a ostatni seans wystartował godzinę i 40 minut temu zaś w rozkładzie kina na przyszły tydzień go nie ma
Trzeba będzie pamiętać i nadrobić w domu.
Koniecznie. Ja nawet chciałam go odpuścić, bo jeden seans na dzień i w fatalnych godzinach, ale poszłam wczoraj i jeszcze udało mi się dziś na ostatni seans i znów było pięknie^^
...w Cinema City
Pierwszy dzień prawdziwego luzu od pół roku, a przynajmniej pierwsze luźne popołudnie
Dwa filmy były dzisiaj Tylko tyle i aż tyle.
Pierwszy to Thor 3: Ragnarok.
Moja opinia na jego temat jest tutaj --> /Forum/Temat/20835#695379
Drugi to Geostorm.
Byłem nieco zniechęcony patrząc po komentarzach powyżej nt. tego filmu. Kurczę, to był jednak strzał w dziesiątkę.
Bardzo żałuję że nie dotarłem na ten film do IMAXu - nawet jeśli nie osiągał tam jakiś specjalnych walorów w odbiorze, to jednak im większy ekran do takich filmów tym lepiej.
Ilość scen, rodem z traileru była wyważona, dokładnie tyle ile trzeba. Fabuła niezbyt odkrywcza, ale wciąż z sensem rozpisana i przedstawiona.
Sceny w kosmosie warte uwagi, a wspomniany przez HALa patos... kurczę, był ale bardzo dynamiczny. Dla mnie absolutnie nie był to minus, lubię takie coś.
Mam ochotę zobaczyć to drugi raz, podobnie jak Thora 3. Ostatnio na prawdę rzadko mi się zdarza bym widział dwa filmy jednego dnia i chciał oba powtórzyć od razu po wyjściu z sali.
Geostorm 8,5/10
Dzisiaj kolejny seans Thora 3 w IMAX. A ponadto:
Śmierć nadejdzie dziś
Całkiem dobrze zrobiony plagiat remake Dnia Świstaka, w konwencji bardzo delikatnego horroru. Wykonanie OK, główna bohaterka przekonywująca. Film raczej dla tych co mają Unlimited i na wszystkim innym już byli ale dobrze zrobiony
7/10
Botoks
Dużo o tym filmie już się nasłuchałem, więc poszedłem - czasem można zrobić wyjątek od reguły nie chodzenia na polskie produkcje. Jedyny plus tego filmu to obrzydzenie aborcji - na prawdę, pokazali to pieroństwo w obrzydliwy sposób i może co nieco niektórym to da do myślenia.
<Z góry uprzedzam że nie mam zamiaru wchodzić tutaj w polemikę, bo medialnego shitstormu na te tematy już i tak jest dość.>
Jedyne co było śmieszne to wątek z byłym/niedoszłym Patrycji.
A poza tym nuda, wulgaryzm i naturalizm do przesady.
4/10, w sumie lepsze od zeszłorocznego Pitbulla, po którym przez dwa tygodnie chodziłem do tyłu
Ciekawe na co ostatecznie pójdę jutro W planach mam... bajki plus może jakiś horror.
Botoks to taki zlepek scen bez wyraźnej fabuły. Tu trzebab być mistrzem - jak w Kung Fury - żeby film w teej konwencji zrobić ciekawie. No i zestawiając pierwszego Pitbula vs Botoks to jest jednak degeneracja bardzo duża XD
U mnie 2/10
Dokładnie tak. Osi fabularnej nie ma, klasycznego wstępu i zakończenia też nie. Jest po prostu akcja i 4 powiązane ze sobą wątki osób, chociaż tak na prawdę to mogły być 4 różne historie.
Dałem 4/10 bo było dużo lepsze od zeszłorocznego Pitbulla, ale w sumie to od niego wszystko jest lepsze
Tak naprawdę to nawet nie wiem, jaki (i czy w ogóle) ma to polski tytuł.
Thank you for your service
Niesamowity, wybijający w fotel film o tym jak ludzie sobie radzą (a raczej - nie radzą), z traumą, fobiami, lękami czy odbudową relacji rodzinami po spędzeniu czasu w takim uroczym miejscu jak Irak. Samego Iraku jest bardzo mało, jest jako pretekst, nie jest nawet przesadnie krwawy.
Ale, jest to też piękna opowieść o przyjaźni.
Osobna sprawa to to, jak federalna administracja bezdusznie traktuje weteranów. W Polsce to że ktoś musi czekać kilka mięsiecy na operację to norma, tutaj to jesc coś nie do uwierzenia. Lub to, że trzeba udowodnić, że faktycznie ci się "benefity" VA należą, bo to że jesteś wymieniony w raporcie do niczego administracji nie zobowiązuje.
Lub, że wracasz do domu i zastajesz puste ściany i wyczyszczone przez małżonkę konto...
W filmie jest też jeden, może nie "twist plot", ale duże zaskoczenie (i więcej nie spojleruje).
Niesamowicie przygnębiający, taki "feel bad movie" i zmuszający do myślenia. Mimo to jeden z najlepszych, jakie widziałem w tym roku.
I, to się wydarzyło naprawdę - po zakończeniu filmu mamy fotografie pierwowzorów bohaterów i informacje jak się potoczyły ich dalsze losy.
Tym razem odmiana od Katowic i Punktu 44 z IMAXem czy od Silesi. 5 filmów, jeden za drugim w bielskim Cinema City.
4 animacje i jeden normalny film. Opisane w kolejności oglądania.
Potworna rodzinka 3D
Piękna grafika, świetny Dracula z zamkiem i innymi ruchomościami, którymi Shev Palpatine by nie pogardził i jeszcze te trzy stworki dość sympatyczne.
A poza tym to średnie było.
5/10
Lego NINJAGO
Trzy klasy niżej od Lego Batmana, ale było kilka śmiesznych momentów. Relacje rodzinne rozkręcały ten film, ale to zdecydowanie nie było wystarczające.
6/10
Między nami wampirami 3D
Podobnie jak w "Potwornej rodzince", grafika bardzo dobra. Historia była nieco bardziej absorbująca, ale to wciąż średniak.
6/10
Pomiędzy nami góry
Tutaj szczególnie proponuję uważać na SPOILERy
Świetne zdjęcia gór, ja jako przewodnik górski po prostu chłonąłem poszczególne kadry
Fabularnie to nie jest film z zakresu survivalu, ani nawet psychologiczny, chociaż elementy jednego i drugiego są. Ten film to po prostu bardzo dobrze i ciekawie zrobiony romans, chociaż wprost się nim staje dopiero na sam koniec.
Film zdecydowanie wart obejrzenia.
7,5/10
Emotki
Miał być potencjalnie najsłabszą animacją dnia. A wyszła najlepsza animacja od kilku miesięcy
Film jest bardzo zbliżony do "W głowie się nie mieści", z tą różnicą że Inside out było nieśmieszne i ogólnie bardzo słabe, a Emotki są prześmieszne i ciekawe
Ta bajka idealnie parodiuje to wszystko co teraz się dzieje w realu, a jest związane ze smartphone`ami i komunikacją między ludźmi. A ponadto cały intermetowy światek
8,5/10
Co za czasy że nie ma o tym osobnego wątku. Bastion shedł na psy !
A film, hmm jest OK. Sam pomysł jest nawet niezły i ma jakiś tam zwrot akcji oraz pewną dozę niepewności - co jest fajne, bo w pewnym momencie faktycznie nie wiadomo co początek spoilera z jigsaw koniec spoilera
To co nie siada to gra i narzędzia :/
Chyba będzie kontynuacja XD
Jak na 8 film to jest OK.
Piła to dla mnie 10/10
Tutaj jest 5,5/10
Swego czasu
/Forum/Temat/17787#570162
polecałem oficjalne polskie kanały wytwórni.
Teraz polecono mi kanał Action Movies
https://www.youtube.com/channel/UC3p0zGLAg1DnufbHVXkr0dQ/videos
na którym, na dzień dzisiejszy, jest wiele wspaniałych, bardzo dobrych lub solidnych filmów... akcji? Powiedzmy. Sensacji bardziej.
Mniejsza o gatunki. Ciekawe ile wytrzyma. W każdym razie polecam również.
część dalsza.
https://www.youtube.com/channel/UCGDYs5g7iHdUEpJaJPdldxA/videos
SCREENING ROOM
Ciekawe.
Urządziłem sobie mały maraton nadrabiania filmowych zaległości, w domu.
Autopsja Jane Doe
Ciekawy pomysł i naturalizm, który w tej konwencji oceniam na plus (zwykle niecierpię naturalizmu). Wykonanie nieco kulało, zaś fabuły prawie nie było.
6/10
Diabelski młyn
Świetny horror w stylu retro. Film z 2016 roku, a wyglądał jakby go nakręcili w latach 90-tych. Czuć było tę mroczną część Holandii, klimat to zdecydowanie największy plus tego filmu.
9/10
The Circle
Ciekawy pomysł, bardzo na czasie zresztą. Dobra obsada, ale średnio wykorzystano jej potencjał. John Boyega prawie nieobecny w filmie, pomimo ważnej roli. Tom Hanks też mógłby być łatwo zastąpiony. Emma robiła ten film, ale też bez szału, aczkolwiek przynajmniej nie było drętwo.
Można obejrzeć, ale szału nie ma.
6/10
Tej nocy kolejna seria filmów
Kolejna seria nocnego nadrabiania zaległości, tym razem tych nieco starszych, chociaż nie tylko.
Urodzeni mordercy 1994 r.
Chyba ze dwa lata się zabierałem za ten film, kurczę szkoda że tak długo.
Natural born killers uderza w człowieka tandetą, ale to nie problem, bo cała konwencja tego filmu to jeden wielki absurd.
Kurczę i to jest w tym piękne. Świetna psychoza No i wielu aktorów, bardzo teraz popularnych w młodszej wersji
9/10
Blair Witch 2016 r.
Miał być srogi horror. Ech, a wyszło dziadostwo. Nie czułem nic - cały film minął i nic! Sceny w chacie nieco ratowały sytuację, ale to zdecydowanie za mało - nawet kręcenie z ręki tu nie pomogło. Totalne zero emocji.
3/10
Odmienne stany świadomości 1980 r.
2/3 filmu rewelacja, sprawy zaczynają się komplikować w momencie początek spoilera gdy główny bohater w pełni zmienia się w małpę i leci do zoo koniec spoilera. Poza tym momentem, od którego historia robi się banalna i lekko żałosna, film jest świetny. Dość obrazoburczy, z ciekawymi pomysłami z zakresu filozofii, religiologi itp. Pozycja obowiązkowa.
8/10
Blair Witch super. Co prawda to miękki reboot ale zrobiony bardzo dobrze. W kinie efekty dzwiekowe też swoje robiły. Dla mnie 8/10
Może w kinie jakiś efekt był, ale w domu nie czułem nic. Totalne zero emocji.
Swoją drogą właśnie sobie przypomniałem że przed Urodzonymi mordercami widziałem jeszcze jeden film - z Soko, napiszę o nim później.
Mały, zapowiadany suplement. Przed Urodzonymi mordercami zobaczyłem jeszcze jeden film.
Postój czyli Voir du pays 2016 r.
Film zobaczyłem tylko z jednego powodu. Gra tam Soko --> http://www.filmweb.pl/person/Soko-276724
Czyli odtwórczyni głównej roli w moim filmie roku 2016
Film porusza pewne problemy związane z powrotem żołnierzy do domu po misji.
Jest pomysł i dobre wykonanie, ale nic porywającego i odkrywczego.
6/10
Nieszablonowa animacja, łamiąca konwencję gatunku, która oszałamia bogactwem barw, przełamanych biało - czarną retrospektywą. Genialna praca artystów, którzy stworzyli arcydzieło.
Fabuła wartka, wciągająca i wzbudzająca zainteresowanie poprzez główny wątek, jak i postacie, które wiodą prym w całej historii. Poruszająca historia o samotności, poszukiwaniu spełnienia, odrzuceniu i wszystkich ludzkich namiętnościach i słabościach, ale także o tym czym jest piękno, poświęcenie i szczęście.
Gdybym miał szukać jakichś wad na siłę, to dubbing, który specjalnie mi nie leży, aczkolwiek to takie czepianie się dla czepiania, że głosy nie korespondują z mimiką twarzy.
Dla mnie, był to najlepszy film w tym roku, jaki przyszło mi zobaczyć. Arcydzieło.
Kontynuacja świetnego Kingsmana, którym Matthew Vaughn 2 lata temu sprawił niespodziankę. Tym razem do spółki Firth+Egerton+Strong+Cookson dołączyli nam Julianne Moore, Halle Berry, Jeff Bridges czy niesamowicie zabawny Elton John.
Film jest kompletnie zakręcony, dziwny, a przede wszystkim cholernie zabawny. Czego tutaj nie mamy - trochę spoilerując:
-Julianne Moore jako szefową kartelu narkotykowego ze świrem na punkcie lat 50-tych
-Elton John!
-hamburgery z ludzi
-Elton John!
-władze USA tworzące swoiste obozy koncentracyjne dla narkomanów
-morał pouczający: pamiętajcie, że od brania narkotyków lepiej pić alkohol
-Elton John!
-nadajniki na końcówce prezerwatywy, gdzie aby śledzić delikwentkę trzeba w niej umoczyć lub kombinować w inny sposób
-Elton John! po raz czwarty. Po prostu, najlepsza postać z całego filmu
Choć zaraz po nim jest Julianne Moore jako słodka, acz kompletna psychopatka, choć słusznie wytykająca hipokryzję co do współczesnego świata w sprawie używek. Harry Hart czyli Colin Firth też daję radę, choć ze względu na wątek z nim filmie wypada słabiej, niż w poprzedniej części. Za to wymiótł Merlin - w poprzedniej części średnia postać, tutaj rewelacja! Zwłaszcza początek spoilera jego śmierć i piosenka na pożegnanie - bardzo smutna i bardzo podniosła scena, acz na swój sposób zabawna. Choć oczywiście słusznym jest pytanie, na ile ta śmierć jest trwała koniec spoilera.
Choć gdybym ja miał wskazywać na najlepsze sceny, to zdecydowanie hamburger oraz prezydent USA i "szpital", czyli piękna satyra na gargantuiczną hipokryzję Jankeslandu.
Jako całość jednak film jest słabszy od poprzednika - przede wszystkim dzieje się za dużo, przez co na ekranie mamy niepotrzebny chaos. Niektórzy twierdzą, że pomogłoby skrócenie filmu - może i to prawda. Niestety 2 błędy zostały zrobione przez samego Vaughna - jeden to Czajnik Tatum i nic więcej tu dodawać nie trzeba, dlaczego jest to minus. Drugi to Statesman i wątek tej agencji - jak dla mnie kompletnie niepotrzebne i bez nich oraz bez zniszczenia Kingsmana ten film byłby lepszy.
Ale bawiłem się dobrze. Ta cała przesada i gloryfikacja przerysowanej przemocy działa bardzo na plus - zresztą trudno, żeby w filmie związanym z twórczością Marka Millara było inaczej.
Co Ty i wielu innych, widzicie w tej roli Eltona Johna? Dla mnie to była najbardziej żenująca postać w filmie
Cały film spoko, chociaż jedynka lepsza, ale tego Eltona nie mogę twórcom wwybaczyć
Ach, cóż to był za film!
Tak, ten z 1942, właśnie mija 75 lat od premiery.
Tak widziałem go wcześniej, ale nigdy w kinie na wielkim ekranie.
Nie będę pisał o fabule, pewnie każdy i tak widział, ale...
W TV nie widać połowy gry aktorskiej. Gestów, mimiki, mrugnięć, westchnięć, łezki w kąciku oka- a wszystko przecież ma znaczenie. Bogard, Bergman - to jest KLASA, gdyby to oni zagrali sceny Anakin - Padme... Ech, pomarzyć.
I humor dialogowy, bez prymitywnyh gagów, prostackich zagrywek. Ch, dzisiaj sie juz tak nie robi filmów... (wiem, brzmi to że kiedyś trawa była bardziej zielona - bo była)
Film bez efekciarstwa, CGI, rozpierdzielu itp. - i można? Można. To że całkowicie pozbawiony wulgaryzmów to już truizm.
I zupełnie inaczej się to przeżywa w nabitej po brzegi sali (tak, wiem, rocznicowy pokaz, ale takie tłumy były na premierze RO czy na Deadpolu w Walę Tynki). Szczególnie scenę gdy "Marsylianką" głuszą "Wacht am Rhein"
Jest szansa, że będą grali jeszcze raz... Sam.
Extra, zazdroszczę, chętnie bym obejrzał w kinie. Ostatnio szukałem żeby sobie kupić, bo jeszcze nie mam, a to pozycja obowiązkowa i najtaniej znalazłem tu:
https://www.amazon.co.uk/Casablanca-Blu-ray-Region-Humphrey-Bogart/dp/B0035RQTNC/?tag=filmozercycom-21
Więc przy następnej partii zamówień postaram się nie zapomnieć
Eeeee, ale to jest chyba kolorowana wersja, poszukaj cz-b, też jest.
Weź mnie nie strasz, kolorowanie filmów zostało jednoznacznie potępione przez kinomaniaków więc nie znajdzie się wydawca który się odważy na wydanie takiego potworka.
Entuzjaści kolorowanych filmów muszą się zadowolić wersją VHS i być może jakimś "rarytasem" DVD, bo to "poprawianie" to relikt kiczowatych lat osiemdziesiątych (królestwa tandety)
Zastanawiam się natomiast czy z okazji rocznicy nie pojawi się wersja UHD (4K) i czy jest sens na nią czekać, wszak główną zaletą najnowszego nośnika nie jest rozdzielczość (90% filmów 4K jest zwykłym skalowaniem wersji 2K) a rozszerzona paleta kolorów (HDR i Dolby Vision) i jak to się ma do filmów czarno białych?
Sytuację będę monitorował
Film był na kliszy, więc teoretycznie zrobienie 4K (bez skalowania) to kwestia chęci a nie problem techniczny.
Ja się przymierzam do "normalnej" wersji pełne HD (1080) na BD "70th Aniversary"
Ta wersja "70th Aniversary" jest nowsza i podobno ma lepszy obraz.
Co do 4K, to założę taki temat jak wyjdą Gwiezdne Wojny w tym formacie. Ciekawe czy TLJ będzie pierwszym filmem SW 4K, czy jeszcze poczekamy?
Disney już coś wypuścił, więc to kwestia czasu. Generalnie byłem raczej sceptycznie nastawiony do nowego formatu, bo był ewidentnie niejako wymuszony przez producentów telewizorów, bez odpowiedniego skoku technologicznego jak chodzi o nośniki fizyczne - tu nie zaistniała taka rewolucja jak w przypadku wymiany DVD na BD. Raczej jest to pełzająca ewolucja, a paradoksem jest fakt, że to teraz telewizory nie spełniają wszystkich wymogów nowego formatu.
Tak czy inaczej - postęp jest
Dzięki za ten post, Finster Obejrzałam Casablankę po raz pierwszy i faktycznie, film zachwycający
Dialogi, aktorstwo, cały pomysł na film - rewelacja. Zaciekawił mnie gorączkowy klimat, związany tym, że miasto było "przepustką" do lepszego świata - dla niektórych, a dla innych końcem wszelkiej nadziei. Pomyśleć, że kiedyś Europejczycy byli w Afryce uchodźcami
Obleśny komisarz mnie wkurzał, choć zaskoczył mnie pewną niejednoznacznością. Choć na końcu zastanowiłam się, czy Bogart też nie musiał mu się odpłacić, lol.
Sam bardzo fajny, szkoda, że nie było go więcej.
Jak widać, na sam romans zwróciłam mniejszą uwagę. Ale Ilsa była piękna, a sam wątek bardzo dobry, nie przesłodzony.
Ogólnie - prawdziwa filmowa uczta.
Cieszę się, że się film podobał
Komisarz tylko "wygrywał" w kasynie, absolutnie nie brał żadnych łapówek
A francuska Afryka Północna "Pied Noir-ów", świat gdzie w koegzystencji żyli Europejczycy i Arabowie i nikt nie mordował się w imię religi - to se ne vrati.
Casablanca naprawdę jest super pod każdym względem, i wydaje mi się, że jest to pozycja obowiązkowa szczególnie dla młodych nerdów. Głownie dlatego, że jest tak świetna, i może pokazać na czym polega naprawdę DOBRE kino, a jednocześnie ludzkie, popularne, strawne, bez sztucznego i pretensjonalnego wymądrzania się.
Wizualnie jest to osobliwie przymejny film, poza kilkoma FX, które wyglądają do dupy ponieważ kończył się czas i budżet (i wyglądały do dupy RÓWNIEŻ WTEDY, to był jeden z zarzutów ówczesnych recenzji). Reżysersko bez zarzutu, historia jest bardzo sprawnie opowiedziana, bohaterowie są pełnokrwiści i wiarygodni.
Film ma bardzo specyficzny klimat, widać, że jest to dziecko innych czasów, ale wcale nie mówię tu o żadnych archaizmach. Po prostu jest to jedna, solidna, zamknięta historia, z początkiem, środkiem i końcem. Właśnie mocarne zakończenia to wielki atut starego kina amerykańskiego, dziś już niestety jest to trochę zaginiona sztuka. Brak tej "kinowej magii" jest w dzisiejszych produkcjach odczuwalny nawet przez najmłodszych widzów, którzy często w dyskucjach czy recenzjach internetowych piszą wprost, że kolejny film nie porusza ich zupełnie i w żaden sposób. Przykładem jest R1, o którym nawet jego zwolennicy piszą, że bohaterów mają daleko gdzieś, ale że to normalne, zamierzone i tak miało być. Otóż moi drodzy, to wcale nie jest ani zamierzone, ani normalne, ani nie miało tak być, tylko R1 ma beznadziejny scenariusz, reżyser jest kiepski, a film jest kaszanką i wcale nie wyszedł taki, jaki miał wyjść.
Na przeciwnym biegunie, jeżeli chodzi o kinową magię i emocje, leży właśnie CASABLANCA, która opowiada niezwykle poruszającą historię, w którą widz od razu czuje się zaangażowany, a losy bohaterów leżą mu na sercu. Osobiście widzę tu wiele podobieństw do klimatów starwarsowych, byc może dlatego że jestem dzikim fanem SW i owe podobieństwa widzę wszędzie. Mamy więc wielką wojnę, która toczy się gdzieś daleko, złe imperium u szczytu swej potęgi, sięgające mackami daleko na rubieże cywilizacji, zwykłych uciekinierów ale też rebeliantów, ściganych przez agentów Zła. Główny bohater jest również uciekinierem, człowiekiem o niejasnej przeszłości, wygnańcem i byłym żołnierzem który porzucił ideały, dbającym tylko o swój własny interes. Los nagle zmusza go do konfrontacji z przeszłością i opowiedzenia się znowu po jednej ze stron. Ciężko to opowiedzieć, po prostu trzeba zobaczyć.
Film jest w dziwny sposób jednocześnie bardzo realistyczny i zupełnie bajkowy. Realizm wynika pewnie z tego, że to wszystko działo się WTEDY, i działo się NAPRAWDĘ, w co trudno dziś uwierzyć. Drugim przyczynkiem do realizmu jest niezwykła obsada, amerykanie byli w tamtych czasach trochę uchodźcami a nie tłustymi imperialistami jak dziś. Aktorzy to zbieranina z całego świata, mówiąca przedziwnymi akcentami. Skojarzenia z Kantyną w Mos Eisley jak najbardziej na miejscu. Tak udana mieszanka realizmu i kinowej magii to zasługa bardzo sprawnej technicznej realizacji (reżyser, montaż, scenografia, oświetlenie).
Można o CASABLANCE pisać w nieskończoność, ludzie zrobili na tym filmie doktoraty i pewnie habilitacje. Cóż więcej mogę powiedzieć ja; trzeba to koniecznie obejrzeć (w miarę możliwości przed premierą THE LAST JEDI), dać się ponieść temu absolutnie wyjątkowemu filmowi. Jeżeli ktoś nie widział, pozycja obowiązkowa (wiem, powtarzam się), ale satysfakcja gwarantowana, bo chyba nie ma nikogo, komu by się ten film nie spodobał. Trudne do uwierzenia, ale tak to jest, a udaje się taka sztuka bardzo nielicznym. Przeważnie najlepszym.
CASABLANCA i R1 - ale pojechałeś XDDDD
Bliżej niżby się zdawało! Oba to filmy przygodowo-wojenne, tyle, że Casablanca ma lekki odjazd w stronę romansu, a R1 w stronę nie wiadomo czego. Ale Starwarsy ogólnie czerpią garściami z klasyki kina. Szkoda tylko, że nie zawsze umiejętnie.
No i oczywiście:
https://www.youtube.com/watch?v=MPLFMUmonK8
Plus bonus. Zobaczcie, jak daleko sięga wpływ Casablanki:
https://www.youtube.com/watch?v=zl0R2sIng1U
Ostatni film nieżyjącego Krzysztofa Krauzego, jednego z najlepszych polskich reżyserów, twórcy takich dzieł, jak Papusza, Plac Zbawiciela, czy trochę słabszy Dług. Film dokończyła jego żona. Skojarzenia z ostatnim filmem Wajdy nasuwają się same, gdzie wyszło jak wyszło, ale na szczęście Ptaki śpiewają w Kigali jest o wieeeele lepszym filmem od Powidoków - choć daleko "Ptakom..." do rewelacji, to jest to niezły film.
Film opowiada częściowo o masakrze Tutsich dokonanej przez Hutu w afrykańkiej Rwandzie w 1994 roku, natomiast przede wszystkim o tym, co było dalej - czyli o traumie. Kupa ludzi czytając ten opis pomyśli "A co mnie obchodzi Afryka?"
Spokojnie - jak ktoś chce oddać hołd Krauzemu, to warto film zobaczyć!
Inna sprawa, że jeśli ktoś oczekuje drugiego "Wołynia", to się rozczaruje - scen masakry jest bardzo niewiele i są one głównie ukazywane w metaforyczny sposób, np. martwe afrykańskie zwierzęta, posiłek sępów, itp. Poza tym, to nie o samej masakrze jest film.
Dwie główne bohaterki - grana przez Jowitę Budnik Polka oraz rwandyjska uchodźczyni muszą radzić sobie z tym co zobaczyły w Rwandzie, co prowadzi do tego, że nie mogą się wzajemnie oglądać na oczy, potrafią się ostro awanturować, chwilami są gotowe zrobić wszystko by się odseparować. Nie pomagają przyjaciele bohaterki, którzy próbują pomóc, ale zabierają się do niej od dupy strony (co to za pomysł by kogoś kto widział rzeź ludzi wysyłać do pracy do siekania ryb?), nie pomaga państwo polskie, wrogo lub "na odpierdol" nastawione do Rwandyjki.
I cały ten obraz jest piękny i poruszający - pokazanie, że pewnych rzeczy nie da się przeboleć, a gadki "z czasem to minie/ile można przeżywać" nie mają przełożenia na rzeczywistość. I do tego znikąd pomocy. Brak muzyki w filmie potęguje to wrażenie.
No i scena w Rwandzie, w której Klaudine rozmawia z byłym "ojcem chrzestnym" o powodzie masakry - piękne wyjaśnienia, czemu w kółko będą powtarzać się wojny i trybunały nad nimi, wojny i trybunały...
...a historia nas uczy, że historia jeszcze nikogo niczego nie nauczyła.
Niestety, główną wadą filmu jest jego chaotyczny montaż, identycznie jak w "Ja, Olga Hepnarova" - film jest albo źle zmontowany, albo "artystycznie" czyli żeby człowiek się niepotrzebnie głowił, co też twórca miał na myśli Z tego powodu nie zobaczymy wyjaśnienia w filmie, czemu Claudine nagle zmieniła zdanie i porzuciła ośrodek dla uchodźców dla mieszkania z Anną. Niektóre sceny też wydają się być źle zakręcone. No i niektóre sceny można było sobie darować - ja rozumiem, że poruszające się robale mogły pasować do konwencji, ale aż mnie wzdrygnęło.
Osobną kwestią która mnie zirytowała jest skretynienie umysłowe dziennikarzy i recenzentów: dla jednych to film o obecnym kryzysie wokół uchodźców w UE, dla innych to antypolski film bo broniący "imigrantów uchodźców i lewaków", a dla jeszcze innych "zobrazowanie" wrogości polskiego urzędnika do obcego - i to ostatnie zirytowało mnie najbardziej.
Otóż drogie dziennikarzyny - polscy urzędnicy lat 90-tych nie byli wrodzy i złośliwi wobec obcokrajowców: polscy urzędnicy lat 90-tych, a także lat 2000-nych, byli wrodzy i złośliwi wobec KAŻDEGO PETENTA, niezależnie czy Polak czy obcokrajowiec. Samemu zdążyłem zresztą ok. 2009 roku być potraktowany jak śmieć przez jednego urzędasa.
Dopiero w ostatnich paru latach urzędnicy polscy zaczynają się zmieniać: starają się być życzliwi, uprzejmi i jak najlepiej obsłużyć każdego klienta, obcokrajowca czy nie. Słowem: powoli wkracza tutaj cywilizacja. To, że naród w ostatnich latach zrobił się ksenofobiczny to inna sprawa, której na urzędników bym nie zwalał.
Aktorstwo jest na wysokim poziomie: jest jest niewiele, najlepiej wypadają dwie główne bohaterki i ukazanie trudnej relacji między Anną a Claudine.
Film generalnie polecam. Choć do najlepszych filmów Krauzów to mu niestety trochę brakuje.
Tytuł "McImperium" trochę głupio brzmi i nie oddaje dobrze oryginalnego The Founder. Film, który chciałem obejrzeć w kinie, a koniec końców kasę na niego zostawiłem na inne filmy, przez co obejrzałem go dopiero w zeszłym tygodniu w TV.
A jest to film ciekawy - o Rayu Krocu, który z małego lokalnego McDonalda zrobił światową potęgę, którą wszyscy dziś znamy. Przede wszystkim film jest ciekawy z powodu Michaela Keatona, który zagrał jedną z najlepszych ról - jego Kroc jest zabawny i wkurzający jednocześnie, masz go czasem dosyć a jednocześnie podziwiasz jego determinację.
Również Nick Offerman i John Carroll Lynch świetnie zagrali poczciwych braci McDonald - zwłaszcza ten drugi.
Trochę słabiej wypadają tu aktorki, gdzie kobiety tu są, ale bez wyrazu. Choć ten film to głównie teatr jednego aktora, więc odbioru za bardzo to nie psuje.
Dodatkowy plus za świetnie odwzorowany klimat lat 50-tych, przez co tekst Kroca o Macu jako nowym kościele Ameryki bardzo tu pasuje.
Chwilami jednak film potrafi nużyć - a najdziwniejsze jest to, że nie potrafię racjonalnie wytłumaczyć, dlaczego.
Niektórzy się czepiają, że film jest reklamówką Maca - biorąc pod uwagę, że historia braci McDonald i kulisy stworzenia wielkiej firmy przez Kroca są przykre dla braci i ponure, to nie można się z tym zgodzić, aczkolwiek prawdą jest, że film może i mroczny, ale poczułem się po nim głodny Krótko po seansie obowiązkowo przeszedłem się do Mc na zestaw z Wieśiem, frytkami, shakem - takim, co tak wkurzył Dicka McDonalda - i małym hamburgerem by sprawdzić, czy faktycznie dają do nich równo po dwa plastry ogórka
To, co mnie jednak cholernie zdziwiło, to reakcje ludzi po filmie, czyli: "Nie wiedziałem, że McDonalds miał taką przykrą historię" czy "Teraz nie wiem, czy jeszcze kiedyś tam zjem". Biorąc pod uwagę, ile artykułów o tym napisano - od bardziej lewicowego Racjonalisty.pl, przez Gazetę Wyborczą i Duży Format, po korwinowo-prawicowy Najwyższy Czas - o książkach nie wspominając, byłem przekonany, że historia wydymania braci przez Raya Kroca jest powszechnie znana.
A tu zonk - bo nagle się okazuje, że tą historię zna niewiele osób. Co mnie dziwi, jako że ta historia jest ciekawa i warta poznania.
Zresztą pal licho, że Polacy i inne europejskie narody nie znają tej historii - ale że kupa Amerykanów była zdumiona po filmie? Wydawałoby się, że nawet Jankesi uznają za godną uwagi historię dotyczącą, było nie było, kultury kulinarnej ich kraju. A tu zdziwień nie brakowało...
Film warto zobaczyć dla świetnej roli Keatona oraz dla samej historii - jako, że każdy wyciąga po niej inne wnioski. Tak poza tym, jest też dobrym i solidnym dziełem.
Film fajny, ale faktycznie teatr jednego aktora.
Tak na,marginesie "wydymania", to nie do końca tak jest.
Na początku historii bracia mieli jedną restaurację
Na końcu historii mieli tę samą restaurację i 2,7 mln$
Tak więc tego...
Z teatrem jednego aktora się nie zgodzę, Nick Offerman też miał świetną rolę.
A co do wydymania: niby jest tak jak mówisz, ale zrobiono to wszystko trochę wbrew ich woli. Nie dla każdego pieniądze są tak ważne, żeby dawać się - trzymając się już przyjętej frazeologii - "dymać".
No w sumie miał, ale i tak dominował jeden aktor.
A z tym "dymaniem" to jednak "chcącemu nie dzieje się krzywda". Zawsze bracia mogli od niego tylko kupić te miksery i dać sobie spokój, lub nie zgodzić się na podpisanie ostatecznej umowy w tej formie.
Mało kto zauważył,(poza stanami) że to też historia tysięcy rodzin, które dzięki franczyzie i własnej ciężkiej pracy też się na owym MCImperium dorobiły.
Właśnie się zorientowałem, że dałem d... bo częściom 3-7 zakładałem osobne tematy, a tu już troszkę po ptokach
No w każdym razie, wyszła na Halloween nowa Piła. Osoby przybyłe tu po roku 2010, a więc po premierze ostatniej Piły, zapewne nie wiedzą że jestem dużym fanem Piły. Nie w ten dosłowny sposób, jak np. Ludwik jest dużym userem Bastionu, ale po prostu bardzo lubię tą serię. Pamiętam, że przed wyjściem każdego kolejnego filmu robiłem sobie maraton poprzednich, więc w sumie widziałem już te filmu dużo razy i pamiętam naprawdę dobrze. Teraz też odświeżyłem sobie całość, znów ze sporą przyjemnością. Ale do rzeczy.
Nowy film po latach nieco mnie niepokoił. Saga była w miarę zamknięta, furtka była, owszem, ale przeżyłbym gdyby już jej nie wykorzystano. No i co? No i nie wykorzystano, ale film i tak zrobili Dalej będą spoilery.
Mój niepokój wzrósł dziesięciokrotnie, gdy się dowiedziałem że poza Jigsawem nie wraca żadna inna postać. W obliczu końcówki 7ki, istniały dwie ważne kwestie do potencjalnego rozwinięcia:
1. los Hoffmanna (choćby pokazać jego trupa, aczkolwiek w myśl zasady: nie pokazuje jak umiera, więc żyje, powinien w potencjalnej ósemce hasać aż miło). [coś jak w przypadku det. Robertsa, którego i w dwójce i w trójce już w myślach pogrzebałem, a przecież żył ]
2. Lawrence Gordon! Ostatni żyjący i wolny uczeń Jigsawa - przecież to na nim powinien się koncentrować sequel.
Tymczasem panowie nie wrócili xD Za to wrócił Jigsaw, co jeszcze bardziej napawało mnie niepokojem - bo w końcu nie żyje xD wiadomo, można było oczekiwać, że wróci tylko w retrospekcjach, ale patrząc po tym ile serii filmowych mi w ostatnich latach zepsuli... ciężko było być optymistą.
Jak wyszło? Lepiej niż myślałem. Film nie zaprzecza poprzednim częściom, nie jest żadnym soft-rebootem, i o ile momentami fabuła wydaje się być nieco naciągana, to ogólnie spodziewałem się czegoś o wiele, wiele gorszego. Nowe twarze w obsadzie sprawdzają się dobrze (szczególne wyróżnienie dla Laury Vandervoort <3), całość jest już ewidentnie nową odsłoną, nie po prostu kontynuacją 1-7, ale to jest znośne. Momentami można było odnieść wrażenie, że to taki remiks motywów z poprzednich częśći, okraszony mandatoryjnymi plot twistami, bez większego planu fabularnego na kilka filmów, jak było wcześniej. Wciąż wolałbym kontynuację wątku Hoffmanna i Gordona, może powrót Bobby`ego Dagena?, ale to co dostałem nie było złe.
7/10. Nie był to poziom starych Pił, ale nie czułem też że "gwałco mi kolejno sage", a to już coś. W 2017 moje oczekiwania spadły na tyle nisko, że to mi wystarczyło. Mogliby to w sumie teraz kontynuować dalej, pozostawili ścieżki, którymi możnaby dalej pójść.
Shedao Shai napisał:
np. Ludwik jest dużym userem Bastionu, ale po prostu bardzo lubię tą serię.
-----------------------
Piła: Dziedzictwo, a co Jadła? he, he.
Marcinek wie, że tematy spożywcze zawsze mnie zainteresują!!!
Zobaczenie jak się wypowiadasz o McImperium było najlepszym momentem dzisiejszego dnia <3
xDDD
Uszczknąłem kawałek mojej OGROMNEJ wiedzy o McDonalds i rzuciłem okruch maluczkim. Niedługo, niczym Patryk Vega, zacznę obnażać mroczne kulisy popularnego fast-fooda i ujawnię skład shake`a. ( ͡° ͜ʖ ͡°)
Mając do wyboru "świąteczne komedie" lub filmy pełne spandexu, ppostanowiłem spróbować czegoś innego.
I nie zawiodłem się.
Powiedzieć, że jest to fim o tytułowym chłopcu ze zdeformowaną twarzą, to nic nie powiedzieć.
To o wiele bardziej skomplikowana historia o akceptacji, zrozumieniu, poświęceniu. Historia opowiadana z punktu widzenia różnych postaci, jak choćby jego nastoletniej siostry, która musi sobie radzić z tym że cała uwaga rodziców skupiona jest na bracie. I o tym że dzieci potrafią być bardziej okrutne niż dorosli. Taka bardzo (mimo wszystko) pogodna i fajna historia o (nareszcie) funkcyjnej rodzinie.
Osoba sprawa to gra aktorska - zaskakująco dobry niekomediowy Owen, czy rewelacyjna Julia która pięknie się starzeje. Ale to w końcu "Pretty Woman"
I jeszcze bardzo dużo nawiązań starłorsowych, włacznie z gościnnym występem Chewbacci i Lorda Sidiousa
W Polsce to chyba będą grali gdzieś dopiero w stuczniu/lutym. Warto sobie zanotować.
Interesujący film. Od skrajnego ateisty do zagorzałego teisty XD. Brakło możę trochę środkowego spojrzenia na tematykę.
Dla mnie film jest o tyle ciekawy że pokazuję motywację pod wpływem pewnych działań - żona nawraca się gdy życie dziecka jest zagrożone, a moż gdy zagrożone jest małżeństwo. W mojej ocenie i odbiorze cała reszta to błachostki. Interesujące.
film jest tylko w W-wa na jednym seansie dziennie i nie we wszystkich kinach ale warto iść. Niestety się nie strzelają. Minusem jest też lektor - za głośno niestety puszczony.
Pierwszy film nakręcony przez Macieja Stuhra, który jednocześnie obejrzałem całkowitym przypadkiem - na toruńskim festiwalu filmowym Tofifest było organizowane spotkanie z Maciejem Stuhrem, które poprzedziła projekcja filmu młodego Stuhra "Milczenie polskich owiec", gdzie sam myślałem, że film będzie wyświetlony godzinę przed właściwym spotkaniem, a tak załapałem się na film.
Film krótkometrażowy - długość około 40 minut - który zresztą został stworzony w ramach zajęć studenckich. Nikogo znanego w filmie nie ma, aktorami są studenci Stuhra z jego zajęć w szkole teatralnej. To jest plus, że Maciej Stuhr wpadł na pomysł projektu na zajęciach, który przy okazji w jakiś sposób pozwoli się wybić młodym aktorom.
Inna sprawa, że po czymś takim można spodziewać się paździerza - a tu niespodzianka, jak na debiut i reżyserski, i aktorski film jest całkiem udany I zabawny.
Najlepiej film można opisać następująco: akcja dzieje się w pubie, w którym barmanka jest świadkiem różnych dziwnych spotkań różnych ludzi, a głównym bohaterem jest... rachunek za alkohol
Spoilerem byłoby zdradzanie ról niektórych postaci, ale wyszło zabawnie. Kilka ról jest naprawdę dobrze zagranych, gdzie jako faworyta wskazałbym początek spoilera rolę młodego kleryka katolickiego organizującego spowiedź przy piwku, jako że spowiadany konsekwentnie odmawiał spowiedzi w konfesjonale ze względu na drażniący zapach drewna koniec spoilera.
Podobnie nad fabułą nie ma co się rozpisywać, jako że w zasadzie jej nie ma - może poza w/w rachunkiem. I poza pociskaniem po polskim środowisku filmowym, na co reżyser pozwolił sobie kilkakrotnie.
Mam też wrażenie, że Stuhr przy dowcipach inspirował się Quentinem Tarantino - podobny specyficzny humor, podobny fetysz stóp, nawet dialogi kojarzą się z Pulp Fiction. Choć niestety mamy i parę sucharów.
Jednak ogółem, jak na krótkometrażówkę, zabawne - choć na długi metraż to by się nie nadawało, to debiut „młodego” w reżyserii można uznać za udany.
Debiut reżyserski, Ogrodnik w obsadzie, główna wygrana w Gdyni, akcja skupiająca się na życiu rodziny. Pewnie coś by się jeszcze znalazło z podobieństw do "Ostatniej rodziny". Trailer mocno wprowadza w błąd, sugerując bardziej komedię z nawalonymi w sztos bohaterami. A jakże jest inaczej...
Przez ani minutę nie miałam wrażenia, że tu ktoś gra. Odnosi się wrażenie podglądania najprawdziwszej, istniejącej, polskiej rodziny, która ma swoje problemy. Relacje między bohaterami - miód. Dialogi niesamowicie naturalne i w punkt. Zespół aktorski osiąga wyżyny, każdego można za coś wyróżnić. Ogrodnik, który zawsze jest dobry i ciągnie akcję do przodu, ale jakie tu są drugoplanówki! Jakubik jako głowa rodziny (swoją drogą do Ogrodnika i Jakubika należy najlepsza scena i wymiana zdań w całym filmie. Scena absolutnie wzruszająca, przynajmniej mnie xD), Paweł Nowisz w roli seniora rodu, który jest nim tak bardzo, że aż widziałam w nim trochę mojego dziadka. Suchora jako matka, rola niby tak niepozorna, niewidoczna, wygrana na takich niuansach. Nie ustępujący Ogrodnikowi Ziętek, brat, którego zachowania nie rozumiemy aż do finału. To jest czysta orgia oglądać tak grających aktrów. Czapki z głów i OGROMNE BRAWA! Akcja toczy się praktycznie w jednym miejscu, są elementy komediowe. Film praktycznie bez muzyki, co było świetnym zabiegiem, bo wrażenie naturalności jest jeszcze bardziej spotęgowane. I najważniejsza zaleta (dla wielu przeciwników polskiego kina to będzie największa wada) - ten film jest tak polski, że aż fizycznie boli. Myślę, że każdy może w którymś z bohaterów odnaleźć część siebie i tym bardziej ten film przeżywać. A jeśli nawet nie - aktorzy się bardzo postarali, żeby nic tu nie było sztuczne. Do kina marsz absolutnie. Najlepszy polski film tego roku jak dotąd bez dwóch zdań.
I tak już dodatkowo od siebie dodam, że cały rok zawodził w polskich filmach, nagle wyskoczyła ta petarda, wcześniej "Najlepszy" z Gierszałem (świetny film, ale o klasę jednak gorszy od Nocy) i naprawdę - nie mamy się czego wstydzić, wręcz przeciwnie. Jeśli Ogrodnik i Gierszał to jest aktorska przyszłość to jest pięknie. Jeśli powstają u nas debiuty na miarę Ostatniej rodziny czy Cichej nocy to jest jeszcze piękniej.
Evening Star napisał:
I tak już dodatkowo od siebie dodam, że cały rok zawodził w polskich filmach, nagle wyskoczyła ta petarda, wcześniej "Najlepszy" z Gierszałem (świetny film, ale o klasę jednak gorszy od Nocy) i naprawdę - nie mamy się czego wstydzić, wręcz przeciwnie.
-----------------------
Szatan kazał tańczyć też był dobry film
Zgodzę się, że miał pewne mocne, dobre sceny, Berus mocno się poświęciła dla roli i jej wyszło. No i ta niecodzienna struktura. Ale mam z nim ten problem co z Królewiczem Olch - niby jestem na tak, ale oba z tych filmów są na tyle specyficzne, że nie do końca do mnie dotarły.
Ciekawie by było jak by wydali - np na BD - ten film zmontowany w innej kolejności
Dla mnie jest specyficzny ale mocno prawdziwy. Co np.: nie wyszło w Wszystkie Nieprzespane Noce
Wg autorki to samo, chociaż faktycznie wizja tego filmu w kilku różnie zmontowanych wariantach - to mogłoby być ciekawe. Osobiście nie mogłam wejść w skórę tej bohaterki ani każdego innego w tym filmie. Nie znam także podobnych osób. Nie znalazłam minimum sympatii dla tej postaci. Obejrzałam też to po seansie:
https://www.youtube.com/watch?v=EHhMlKI0jpI
Na zasadzie "co autorka miała na myśli". Niezbyt wiele miała jednak do przekazania światu. Znowu Wszystkie Nieprzespane Noce podobały mi się głównie od strony wizualnej. Całe te wynurzenia dobrego chłopca z Warszawki naiwne.
I udało mi się zobacczyć ten film. Kurcze szału dla mnie nie ma. Jest na pewno super zagrany. Ale to kolejny polski fil w tym roku o niczym.No bo jaki jest wydzwiek tego filmu ? Te słowa Zbynia że w Polsce sie jest człowiekiem a za granica Polakiem ?
Jakieś to polskie kino jest ostatnio niedobre...
bo nie byłem w kinie jek na poczatku grudnia.
Dżungla
Tam gra chyba ten gość od HP. Film spoko. Ani jakiś hit, ani kaszanka. Można iść.
Magiczna Zima Muminków
A to jest ciekawa sprawa bo jest to film - chyba którys tam - zmontowany z Semaforowskiego serialu tv o Muminkach realizowanego techniką poklatkową w półp,laskiej lalce.
O ile pierwowzór to najlepsza adaptacja ksiażek i komiksów T Jansson o tyle ów film to już luźna dywagacja łaczaca Zime Muminków z komiksową gwiazdką.
Odczucia mam mocno miwszane. O ile super zobaczyc ten materia,l na dużym ekranie to o tylę jest to swoisa herezja na temat Zimy Muminków.
Lato Muninków z 2008 -chyba - oraz Kometa z 2010 wypadają o wiele leiej.
"The Big Sick" to "I tak cię kocham". Dodać do tego fatalny, mdły plakat z parą na jednolitym tle i jawi się komedia romantyczna najgorszego sortu. Jednak wylądowałam na tym filmie, a nie na dziesiątym pokazie SW (co się odwlecze, to nie uciecze ) i absolutnie nie żałuję, bo film nie ma nic wspólnego z naszym sztampowym do bólu tytułem. Romans przewodni jest całkiem uroczy, głównie dzięki Kumailowi Nanjianiemu (co w sumie nie dziwne, gdyż początek spoilera okazało się, że historia w filmie to jego własna historia, a przez cały czas sądziłam, że to jest zmyślone koniec spoilera), ale warto tak naprawdę dla dwóch innych wątków, które "robią" ten film w przeważającej części. Po pierwsze, wątek pakistańskiej rodziny głównego bohatera. W lekki sposób pokazane różnice kulturowe i konflikt pokoleń. Po drugie, rodzice wybranki, najmocniejszy duet filmu. Ray Romano w roli nauczyciela matematyki przeszedł sam siebie - czyste, komediowe złoto.
Całość kipi od subtelnego, ale czasami wręcz rozbrajającego humoru, czy to sytuacyjnego, czy na tle kulturowym i w żadnym momencie nie przekracza on granicy dobrego smaku. A i tak film okazuje się być tak naprawdę o samodzielności. No i zapewne niektórzy sobie na tym poryczą. Idealna propozycja dla par.
No i przy okazji fajnych filmów - Tancerka, nad którą tak się Qel rozpływał. Nie podzielam aż takiego entuzjazmu, ale film jest faktycznie bardzo dobry. Już na starcie ma u mnie plus, bo zaczyna Vivaldim, a to mi wystarcza do szczęścia Dodając do tego taniec serpentynowy i grę świateł, która mu towarzyszy - szczęka opada. Naprawdę, gdy pierwszy raz filmowa Louise zaczęła go wykonywać nie wiedziałam, że na moim komupterowym ekraniku to zrobi takie wrażenie. Aż żal, że tak było tego w filmie niewiele. I jakże by to musiało wyglądać na żywo. Spontaniczna sekewncja baletowa Isadory także bardzo dobrze wyglądała i była sfilmowana. No i trening z zespołem. Piękne ukazanie tańca to najważniejszy, ale niejedyny plus. Soko dobrze oddała determinację bohaterki. Jej trening robił wrażenie. I poboczny, ale satysfakcjonujący i dobrze pokazany wątek lesbijski. I smaczne sceny łóżkowe. Na minus niepotrzebna dramaturgia zakończenia i momentami postać Ulliela. Warto, dla wrażeń audiowizualnych przede wszystkim.
Zdajesz sobie sprawę, że to Twój najbardziej wyczekiwany przeze mnie post? Od roku!
Już na starcie ma u mnie plus, bo zaczyna Vivaldim, a to mi wystarcza do szczęścia
Dokładnie tak, miałem tak samo. Pierwsze nuty wybrzmiały i film natychmiast przykuł moją uwagę, oczarował. A dalej już tylko poglębiał moc rzuconego na mnie uroku
Szkoda że nie miałaś okazji zobaczyć Tancerki w kinie. W Katowicach puszczali ją w sali z małym ekranem, ale w pięciorzędowej sali, także siedząc w trzecim rzędzie Loie zajmowała prawie całe pole widzenia, a gra świateł potrafiła dosłownie wchłonąć w obraz.
Zasadniczo zgadzam się ze wszystkim co napisałaś. Oczywiście poza kwestią rozpływania się nad tym filmem - ale 1) ja to widziałem w kinie; 2) to był czas mojego zrozpaczenia po niejakim Łotrze 1, a tu z zaskoczenia i przypadku dostałem taki piękny kawał sztuki
Po 6 seansach (3 w kinie, 1 na smartphon`ie, 2 na ekranie TV), film dalej budzi we mnie te kojące emocje i pozwala pożywić się jadalnym pięknem. Ostatnio widziałem ją 15 listopada, ale znów czuję co raz większy głód tego filmu.
Chociaż nie porywa mnie już tak bardzo, to jednak dla mnie to wciąż najlepszy film 2016 roku i zdecydowanie jeden z moich ulubionych filmów w ogóle
Qel Asim napisał:
Zdajesz sobie sprawę, że to Twój najbardziej wyczekiwany przeze mnie post? Od roku!
-----------------------
Zauważyłam xD
Z tego, co pamiętam, u mnie w ogóle w kinach nie było tego filmu, na pewno nie w cc... Mogę sobie wyobrazić, jakie to w kinie robiło wrażenie.
Strasznie dziwna rzecz. Mieszanka ekstremalnych klimatów getto-gangsterskich z fantasy. Wyobraźcie sobie, że wydarzenia z "Władcy Pierścieni" naprawdę miały miejsce 2000 lat temu. Takie jest mniej-więcej tło opowieści.
Film zebrał straszne recenzje od zawodowych krytyków, ale raczej nie jest totalnie tragiczny. Bardzo oryginalny pomysł, mocna akcja, trup ściele się gęsto. Przypomina to trochę oldskulowe produkcje a`la "TRESPASS" czy "JUDGEMENT NIGHT", plus warstwa fantasy. Jak ktoś lubi gangsta rap i nie ma awersji do klimatów rodem z AD&D, to może się podobać. Przekombinowane i przeładowane, ale przynajmniej nie nudne, a w dzisiejszych czasach to już naprawdę coś.
Oryginalny jest pomysł na świat, ale niestety nie realizacja - czy powinna istnieć segregacja rasowa w obrębie gatunku ludzkiego, czy istnieje krąg kultury judeochrześcijańskiej w ogóle, I CO ROBI KONTROLA LOTÓW ZE SWOBODNIE LATAJĄCYMI SMOKAMI.
Kathi Langley napisał:
Oryginalny jest pomysł na świat, ale niestety nie realizacja
-----------------------
Mi się wydaje, że realizacja jak najbardziej poprawna. Mam na myśli techniczną stronę filmu. Wypatrzyłaś tam coś "krzywego"?
czy istnieje krąg kultury judeochrześcijańskiej w ogóle
-----------------------
Być może Frodo jest czczony jako mesjasz przez wszystkie rasy poza Hobbitami, bo mają mu za złe że wbrew regułom narodu wmieszał się w zadymę i jeszcze sprowokował Sarumana do dewastacji ich kraiku. Teraz muszą mieszkać rozproszeni w diasporach po całym świecie.
I CO ROBI KONTROLA LOTÓW ZE SWOBODNIE LATAJĄCYMI SMOKAMI.
-----------------------
To chyba był smok policyjny, patrolował okolice Compton. Tańsze niż helikoptery
darth_numbers napisał:
Kathi Langley napisał:
Oryginalny jest pomysł na świat, ale niestety nie realizacja
-----------------------
Mi się wydaje, że realizacja jak najbardziej poprawna. Mam na myśli techniczną stronę filmu. Wypatrzyłaś tam coś "krzywego"?
-----------------------
Źle się wyraziłam może - chodziło mi o to że super pomysłem jest pokazać świat `2 tysiące lat po epickiej bitwie fantasy` który jest `równoległy do naszego`. Problem mam z tym że poleciał po najmniejszej linii oporu - Elfy to elita, orkowie są nowymi czarnymi (czemu dyskryminuje się w takim razie latynosów?), że mówi się o Shreku; oczywiście, jest to wyjaśnialne, problem w tym że nie mam poczucia że to wynik worldbuldingu a raczej niedopracowanej wizji (a magia? A mityczne stwory?).
Ale liczę że kontynuacja coś zmieni w tym temacie.
Mi prawdę mówiąc podobało się to jak przedstawione są różne "rasy". Elfia elita wydaje się być jak najbardziej na miejscu. Podobnie jak orkowie, są tępieni za wybranie "złej strony" przed tysiącami lat. Swoją drogą, to musiała być naprawdę poważna sprawa, jak po takim czasie ciągle się o tym pamięta. Ogólnie rzecz ujmując, ten dziwny świat w filmie jest przedstawiony z jakimś takim luzem, jakby od niechcenia, jakby nic niezwykłego nie było w tym, że takie dziwne stwory żyją obok ludzi. Ma się wrażenie oglądania filmu, który mógłby powstać właśnie w takim świecie, i jakimś dziwnym trafem "przetunelował" do naszego. Orkowie, elfy, nic niezwykłego. Po prostu kolorowe tło.
Najbardziej podszedł mi ten gangstersko-przestępczy klimat, jeszcze podszyty gettem i rasizmem. Fajne było to, że w obliczu magicznego artefaktu wszyscy dostają absolutnej sraczki a wszelkie hamulce etyczne i moralne przestają istnieć W sumie na tym można było poprzestać, "różdżka" była wystarczająco wielkim zagrożeniem i jednocześnie katalizatorem wojny gangów. Ta cała akcja z sektą pracującą dla "Saurona" była już trochę przesadzona. Elfi gang próbujący odzyskać różdżkę w zupełności by mi wystarczył. Po co to eskalować do jakiegoś zagrożenia na poziomie wojny światowej?
Podobał mi się w tym filmie język, slang rodem z getta, bluzgi, gangsterskie odzywki. Alta-fucking-mira, ghetto rumours, i takie tam inne śmieszne teksty.
Moim zdaniem ta "wizja" może i nie jest dopracowana w każdym szczególe, ale nie musi być (jak dla mnie), bo tak jak jest, to wszystko po prostu działa. Wydaje mi się, że dokładniejszy "worldbuilding" może to po prostu zepsuć. W następnej częśći dobrze by było podkręcić stronę gangstersko-policyjną, a stonować magiczną, czyli np krasnoludzcy loan sharks kontra elfia organizacja dobroczynna, bez powracającego Saurona. No może jeden wystrzał z "różdżki" w celu rozwalenia pojazdu SWAT - ale na tym można poprzestać z "magią" Wydaje mi się, że najgorsze co można zrobić to iść w stronę głębszej eksploracji tego świata - takie filmy działają dobrze tylko wtedy, gdy świat jest "zasugerowany". Zobaczymy co to będzie, głupie ale dobrze się oglądało, oby tak dalej!
Fajny ten film był, sympatyczny, taki do piwka na wieczór. Ten ork bardzo sympatyczny
Czyli kojelny głupi film z Netfliksa. Znowu fajny pomysł, odjechany i oryginalny, jak rozumiem oparty na japońskiej mandze czy anime. Niestety wykonanie szwankuje, obsada wydaje mi się źle dobrana, źle prowadzona przez reżysera, filmowi brakuje właściwego rytmu, widać też, że reżyser stara się pokazać piękne i wystylizowane kadry, ale nie do końca potrafi to zrobić. Historia jest interesująca, ale mam wrażenie, że nacisk został położony na eksplorację niewłaściwego aspektu. Śledztwo nie jest tak interesujące, jak mogło być przedstawienie konsekwencji zdalnego masowego mordowania dla "duszy" bohaterów i ich relacji. Zupełnie niepotrzebny był ten japoński demon, który pojawia się właściwie nie wiadomo po co, ponieważ nie ma w filmie żadnego celu. O wiele lepiej byłoby zrobić z Death Note jakąś bezosobową siłę natury, poza dobrem i złem, w 100% obojętną i poddaną woli człowieka.
Bohaterowie jakoś nie budzą sympatii, superdetektyw "L" jest jedną z najbardziej irytujących postaci, jaką ostatnio miałem okazję podziwiać na ekranie.
Mimo wszystko, nie jest to totalna porażka. Przypuszczam, że gdybym miał 15-16 lat, zakochał bym się w tym filmie bez pamięci Jeżeli ktoś się strasznie nudzi, można obejrzeć, lepsze to niż picie wódy i huliganienie
I tak masz szczęście, że nie widziałeś wczesniej anime. Bo wtedy to jednak byś napisałe że to "netfiksowe" to jest totalna porażka na każdym polu.
W tym przypadku lepsze jednak picie wódy, byle w ciekawym towarzystwie.
Wiecie co... ten film jest dziwny. Podobnie jak i pierwsza część. Postacie są bardzo fajne (z jednym wyjątkiem), ale wg mnie jest to jeden wielki MISCAST. Niewłaściwie dobrani aktorzy. Nie ma między nimi żadnej chemii, po prostu recytacja kwestii dialogowych. Humor nie działa na mnie zupełnie! Mam wrażenie, że jest strasznie wymuszony. Zły "tajming". Dialogi, które mają być dowcipne i lekkie, w ogóle nie brzmią naturalnie, nie mają tzw FLOW. Wali sztucznością na MAX! Sceny komediowe są niewłaściwie zmontowane, wszystko zagrane jest "nie w tempo". Tak jest, to co miało być lekkie, dowcipne i być siłą filmu, zupełnie na mnie nie działa.
A teraz z drugiej strony. Wszystkie sceny poważne i dramatyczne (których trochę w filmie jest), moim zdaniem działają perfekcyjnie. Kiedy tylko kończą się wygłupy i silenie się na lekką komedię, wszystko nagle wskakuje na swoje miejsce a film się rehabilituje. Nagle dialogi zaczynają brzmieć w sposób naturalny i co ciekawe, mają nawet pewien "ciężar gatunkowy". Między bohaterami pojawia się chemia. Już nie mam wrażenia totalnego MISCASTU.
To jest chyba najbardziej schizofreniczny film, jaki widziałem od lat. Mam wrażenie, że gdyby pójść w przeciwną stronę niż standardowe podejście marvelowskie, byłoby coś naprawdę dobrego. Gdyby w ogóle wywalić tę lekko komediową stronę a uderzyć w groteskę plus slapstick, mogło by wyjść coś wyjątkowego. Pierwszy raz od dawna mam wrażenie, że 100% powaga mogła by filmowi pomóc.
Wracając na chwilkę do postaci. Ten szczur o ksywie Rocket jest po prostu kiepski. Wiem, o co chodziło reżyserowii, ale tylko dlatego, że pod koniec filmu Yondu mówi to na głos. Sorry, ale to jest beznadziejna reżyseria, jeżeli o wewnętrznym rozdarciu bohatera widownia dowiaduje się, ponieważ inna postać objaśnia to na głos. Widzowie mają to INSTYNKTOWNIE CZUĆ! A tak, Rocket jest po prostu niesympatycznym, irytującym kawałkiem CGI ze źle dobranym aktorem podkładającym głos (Bradley k... jego mać Cooper).
Podsumowując - Gunn nie potrafi robić komedii. Nie potrafi robić akcji. Jednowymiarowe postacie (co samo w sobie nie jest złe) to maksimum jego możliwości. Postacie muszą objaśniać na głos co się w filmie dzieje. Ścieżka dźwiękowa jest źle dobrana.
Thor Ragnarok przy tym to mistrzostwo świata. Taika Waititi zrobił naprawdę fajny film, chwilami naprawdę śmieszny, z przyzwoitą akcją. GotG niestety nie ma startu.
Czas Apokalipsy - ramach odświeżania ulubionych filmów (mniam, mniam).
Próbowałem kiedyś ułożyć swoją dziesiątkę najwybitniejszych filmów w dziejach kina i za cholerę mi nie wychodziła, bo jak tylko minimalnie obniżałem wyśrubowane standardy, to z 10 robiło się 20... 30.
Tak więc ciężko mi wybrać tylko 10, ale jednego tytułu zawsze byłem pewny: Czas Apokalipsy (absolutny top 10).
https://youtu.be/CIrvSJwwJUE
A z porno cos było w top 10?
Tylko porno - dlatego ciasno było i trzeba poszerzać.
+18
https://youtu.be/yCvMeyR8_Qg
https://youtu.be/kgaEVvCVnCE
Porno i duszno, bo to tropiki i duża wilgotność.
HAL 9000 napisał:
ciasno było i trzeba poszerzać.
+18
-----------------------
Hmmm... medytować nad tym będę!
Jak będzie Ci się kiedyś chciało, to wklej taką listę na forum
Przyda się, bo lubię wyszukiwać nowe filmy do obejrzenia i różnego rodzaju listy
Chęci mam, ale nawet 10 ulubionych byłoby ciężko ułożyć, prędzej 10 najlepszych z każdego gatunku albo coś w tym stylu.
Ja lubię bardzo różnorodne kino, począwszy od kina niemego (Chaplin).
Moim ulubionym polskim filmem jest "Rękopis znaleziony w Saragossie" (1965):
https://youtu.be/r0-vViInX3c
A komiksowa adaptacja nr.1 to "Watchmen" (2009), koniecznie wersja rozszerzona:
https://youtu.be/PVjA0y78_EQ
Kolekcjonuję te najfajniejsze filmy już od dziecka - jak nie miałem VHS i DVD, to wycinałem z gazet informacje o tych tytułach które mi się podobały i o których nie chciałem zapomnieć. Dużą rolę edukacyjna odgrywała TVP 1 i TVP 2. Później pojawiły się różne Polsaty, TVN-y i poziom poleciał na ryj, więc filmów w TV nie oglądam, jedynie w TVP Kultura można czasem coś dobrego zobaczyć.
Jak masz jakieś ulubione filmy i szukasz podobnych to napisz, na pewno koledzy i koleżanki coś doradzą
A dziękuję za odpowiedź
Filmy z Chaplinem też lubię. I z Busterem Keatonem. Filmów do obejrzenia mam aż zanadto, zwłaszcza że dużo klasyków jest jeszcze do nadrobienia, a co chwilę wychodzą nowe i ciekawe.
Wybrać filmy najlepsze na pewno jest trudno, ja pewnie nie zmieściłabym się w setce xD
W każdym razie "Rękopis..." wędruje wyżej na mojej liście "do obejrzenia"
Nie, złe podejście...
żadne "wędruje wyżej", umieść go od razu na czele listy, w ścisłej czołówce, a najlepiej na miejscu pierwszym. Ja do dziś żałuję że nie udało mi się zakupić BD.
Nie pożałujesz, ale jakby co to biorę na klatę wyszystkie bluzgi za ewentualnie stracony czas.
I jeszcze "Hydrozagadka", jak nie widziałaś, ale to specyficzny film o pierwszym polskim superbohaterze
Tak jak pisał Finster Vater - "Rekopis..." musisz koniecznie obejrzeć, ten film jest bardziej kultowy za granicą niż u nas, a zanim "nasi" zajęli się jego renowacją, to wcześniej zrobili to panowie Scorsese i Coppola.
Reklama na amazon:
"I love the Saragossa Manuscript...exceptional" --Luis Buñuel
"This is one mother of a film" --David Lynch
"Poland`s greatest cult film" --The Village Voice
Filmy takie sobie ale książki to jest to!
Film całkiem sympatyczny, ot na wypad z rodziną, bez jakichś większych szaleństw (choć kryminalisci fajni, a i Grant niezły) Książki zawsze lepsze.
Sympatyczny ale mam wrażenie że nieco Paddington książkowy troche inny
Ale iść warto zobaczyć.
Chciałbym kiedyś na tą stację się kopsnać XD
A film to takie 4 minus w kategoriach film rodzinny.
No, troszkę inny. Podobnie było z "Mikołajkiem"
W jednej scenie fajne nawiązanie do "Dzisiejszych czasów" z Chaplinem
Warto zwrócić uwagę na nagłówki artykułów w gazetach - tak w trakcie filmu jak i w trakcie napisów końcowych
Film teoretycznie wojenny, gdzie wojny samej w sobie jest bardzo niewiele, za to mamy "kuchnię polityczną" formowania i pierwszych dni funkcjonowania gabinetu Churchila w maju i kulisy jego słynnego przemówienia.
Churchil - apodyktyczny choleryk doprowadzający współpracowników do płaczu, ale jednocześnie człowiek z solidnym kręgosłupem, fenomenalnie zagrany przez Garego Oldmana - musi stawić czoła nie tylko niemieckiej inwazji, ale przede wszystkim politykom, którzy przerażeni sytuacją "chcą pokoju" - w tym pan, który już "przywiózł pokój" w 1938.
Oprócz Oldmana świetny jest Ben Mendehlson jako król Jerzy VI, który w krytycznym momencie odrzuca swoje uprzedzenia i niechęci. Relacje tych dwóch to mocna strona filmu. I królewska rada - "nigdy nie okłamuj wyborców"
No i jeszcze żona Churchila, i ich wzajemne relacje - i typowo brytyjski humor w dialogach:
żona - we are old
Ch - yes YOU are
Oczywiście są drobne nieścisłości historyczne, ale generalnie to solidny, godny polecenia film. Takie 8/10. Dobre uzupełnienie do "Dunkierki"
Ten film miał już premierę, czy to jakieś seanse dla wybranych? Widziałem, że już parę osób o tym pisze, a u mnie seansów nie ma. Premiera też wskazuje 26 stycznia.
BTW, o Churchillu bardzo polecam film produkcji HBO, "W czasie burzy" - opowiadają historie Churchilla w trakcie trwania konfliktu. Kontynuacja "Wzbierającej burzy", która pokazywała drogę do wojny. Niemniej jednak - sequel dużo ciekawszy.
-Ten film miał już premierę, czy to jakieś seanse dla wybranych? Widziałem, że już parę osób o tym pisze, a u mnie seansów nie ma. Premiera też wskazuje 26 stycznia.
xD przeurocze Ludwisiu królisiu. Hmm, nie ma w kinach. Gdzie by jeszcze można poszukać?
Marcin, ale ja nie jestem
Z Ł O D Z I E J E M
Pod awatarkiem jest rubryczka "skąd", tam znajdziesz rozwiązanie
Powiesz mi, że nigdy nie podjadłeś ogóreczka w Macu?
To nie była kradzież, to była premia.
Nie no, pytam bo wczoraj bolger Ichabod oznaczył się w kinie Atlantis na tym seansie, więc putam, szujo, gnido, ptasi móżdżku
Za karę nie dostaniesz linka na priv, a jako że jesteś człowiekiem krążącym na granicy wykluczenia cyfrowego (czyt. sam nie znajdziesz), to filmu nie pooglądasz. N A R A #smiercfrajerom
Ludwik, słownictwo, nie możesz nazywać Marcina putą gdyż płeć się nie zgadza.
wszystko się zgadza, nie ma mowy o pomyłce
Ludwik,
przywołuję cię do porządku
dostaniesz bana i nie będziesz mógł nabijać postów
i znowu cię przegonię
Nie udało się, nie przywołałaś go do porządku. Banuj. Nic innego nie pozostało.
Melduję że zostałem przed chwilą zbanowany na bastion.pl. Chciałem kupić sejf gabinetowy a tu przysłowiowy ch... Nie da rady bo mam Bana. Dla równowagi proszę ponownie o bana dla Ludwika na gwiezdne-wojny.pl.
Oczywiście. Przypominam że zaczątek akcji miał już miejsce http://star-wars.pl/Forum/Temat/3180#607475 - ale szybka reakcja Rusisa i LSa powstrzymały masowe bany; pod ich presją publicznie oglosiliśmy z Halem że to żart.
Wyjątkowy film dla fanów czerni i bieli
Natknąłem się kiedyś gdy leciał w TVP Kultura. Zapamiętałem tytuł i niedawno udało mi się go kupić - w końcu obejrzałem całość.
Jest to kryminał SF, akcja dzieje się w Paryżu (2054 rok). Twórcy postawili na klimat więc tempo jest raczej wolne (coś w stylu Blade Runner), są zawijasy fabularne ale główną zaletą filmu jest obraz, bardzo kontrastowy (to nie Sin City) i nie każdemu przypadnie do gustu. Dla mnie miód malina:
https://youtu.be/D2B6zrdzIXo?t=8
https://quinlan.it/upload/images/2008/07/renaissance-2006-christian-volckman-04.jpg
Fabuła 6/10
Obraz 100/100
Byłem i widziałem w IMAX - cieszy mnie że TLJ już zdjete XD
No cóż nie jestem fanem serii i nie czytałem ksiazki/ek.
Natomiast 1 podobała mi się całkie całkiem.
Niestety 1 jest najlepsza. Niestety bo jest spadek.
3 Jest w sumie o niczym. Choć początek był zachęcający to dalej juz była nawet nie sieka a sraka & rzygańsko w tym samym czasie - kto kiedy miałt akie cos to wie o co kaman
Film jest też długi 140 min chyba.
No szkoda.
Dam 3/10
Natomias polskiej produkcji DJ jest filmem który przypadł mi do gustu. Niby cała historia gdzieś już była ale tutaj jest podana w przyjemny sposób. Do tego dobra muzyka.
Dam 6,5/10
No, w końcu coś pozytywnego o DJ czytam, bo tak tylko "paździerz", "gniot" itp. Filmik ok.
Wiesz nie jest to film wybitny, a jak pisałem historia też już była opowiadana tylko w innej odsłonie.
Natomiast film dobrze się oglądało. Muzycznie też bardzo dobrze to wygląda. Nie jestem mega fanem elektroniki czy techno ale lubię od czasu do czasu posłuchać.
Dla mnie to właśnie film OK.
Bardzo fajne! Niesamowicie klimatyczny film. Świetne zdjęcia, przerażający soundtrack, nastrojowe ujęcia, dobre aktorstwo. Do tego trochę archaiczny język angielski, podobno autentycznie z epoki (1630). Jeżeli ktoś ma słabe nerwy i nie lubi horrorów, to i tak można obejrzeć, bo we "Wiedźmie" chodzi raczej o zbudowanie nastroju niż przerażanie widza. Gorąco polecam.
Czyli nadrabiam filmy nominowane do Oscara.
Wszystkie solidne. Najsłabiej wypada Czas mroku. W zasadzie spektakl jednego aktora. Nominacja za pierwszoplanówkę zasłużona. Dla Oldmana warto. Na drugim planie Stannis i Krennic też robią swoje, w zasadzie interakcje Oldmana z tą dwójką "robią" ten film. No ale obok tego mamy takie wtopy jak wątek maszynistki - po co? Wojna, zakulisowe, polityczne knowania, poprzetykane tym zupełnie zbędnym, wytrącającym z powagi przedstawianych wydarzeń, wątkiem. Czekałam tylko, aż się okaże początek spoilera że jej brat był w Calais i możnaby tu wrzucić jakąś kolejną, zbyteczną interakcję z Winstonem + niezła okazja do jakiejś pompatycznej przemowy koniec spoilera, ale nie wpadli na to, na szczęście. Im dalej, tym więcej patosu, którego kulminację osiągnięto w scenie z metrem, która nie pasuje do całości i jest po prostu, no, śmieszna. Symbolika i wydźwięk to jedno, ale po takich wstawkach realizm całośi leci na łeb. Takie 6/10, głównie za Oldmana.
Wszystkie pieniądze świata, czyli film, z którego wycięto Spacey`a. Jak wyszło? Dokrętki w żaden sposób nie są odczuwalne. Gdyby ktoś mi powiedział, że na szybko w ciągu 3 tyg. nakręcono z nowym aktorem sceny - wow! Tym większe brawa dla Plummera i tym bardziej zasłużona nominacja. To jest absolutny pokaz profesjonalizmu aktora starej daty. Po prawdzie czy naprawdę mocno ucharakteryzowany Spacey byłby lepszym wyborem? Wiadomo, że taka charakteryzacja twarzy mocno przeszkadza w oddaniu mimiki i nie da się ukryć, że ją widać. To też tyczy się Oldmana i jego Winstona - wyszło tam dobrze, ale jednak wiemy jak naprawdę wygląda Oldman. A Spacey w trailerze wyglądał bradzo słabo. Krytykowałam decyzję o wycięciu Kevina przede wszystkim z samego faktu, że świństwem i głupotą jest robić coś takiego tylko z powodu plotek (i tu się nic nie zmieniło - to nadal idiotyzm), ale też dlatego, że od strony artystycznej film na tym ucierpi. Pewnie się nie dowiemy jak wypadł ostatecznie oryginał, ale w tym momencie tego drugiego już nie jestem pewna.
Co jeszcze o tym filmie? Otóż, Plummer, mimo, że dobry, to jednak aktorsko utkwiła mi najbardziej Michelle Williams, pominięta w tegorocznych Oscarach zupełnie. Szkoda. Film dobrze zrealizowany - piękne zdjęcia i muzyka (za nią odpowiedzialny człowiek od Króla Artura - musiało wyjść dobrze). Kilkoma scenami fajnie oddano atmosferę włoskiego półświatka. Sporo też lekko czarnego humoru. Na minus rozbuchany w stosunku do całości finał filmu, ale w sumie to jakoś na całokształt nie wpływa. Mocne 7/10.
Najmocniejszy w stawce - Tamte dni, tamte noce. Minimalnie przydługi, mógłby się skończyć o dwie, trzy sceny prędzej (imo na ujęciach zamarzającego jeziora). Dla niektórych będzie to zupełnie niestrawne, bo to TYLKO gejowski, wakacyjny, zwyczajny romans, pozbawiony dramatyzmu Moonlight czy Brokeback Mountain. Ale nie ten rodzaj dramatu był jego celem i nie w tym jego siła. To zwyczajne, naturalne, niewymuszone przedstawienie jest jego największą zaletą. Między bohaterami jest spora różnica wieku. Pokazanie tego z perspektywy młodszego, który nie do końca to ogarnia jest urocze i co najważniejsze, bez krztyny fałszu. Timothée Chalamet dostał nominację za swoją rolę, ale partnerujący mu Armie Hammer w niczym mu nie ustępuje. Znakomity duet.
Całość i tak kradnie finałowa rozmowa ojca z Elio. Kwintesencja świadomego, mądrego rodzica. Całość 8/10
A mnie to pasowałe w Czasie mroku te knowania. Żołnierze na froncie, a elity próbują ugrać coś dla siebie. Scena z metrem jest genialna bo pokazuje jak parlament był odcięty od życia ludzi. Nie wiem w jakim stopniu film jest spójny z tym jak faktycznie żył Churchil, orientujesz się czy są tam wpadki ?
Może źle się wyraziłam. Mi się właśnie te knowania bardzo podobały, a przeszkadzał wątek maszynistki, który mnie z tego wybijał. No tak, po to była scena z metrem, z powodu symbolicznego, ale dla mnie zbędna. Politycy zawsze są odcięci od życia ludzi, więc choćby nie wiem jak cudnie wyreżyserowana to była scena dla mnie zawsze będzie słabym patosem. Co do życia Churchilla to się nie wypowiem, bo nie wiem.
Nadrobiłem Wszystkie pieniądze świata i jakie wrażenia. No dobry film ale tylko dobry. RS chyba już dawno nie zrobił nic bardzo dobrego. Warto zobaczyć ale nie ma szału. Mam tu na myśli to że ten fil majko całość jest po prostu trochę mdły. Pojedyncze elementy są super ale zmiksownae jest to uważam słabo.
5-/10
Nie chce mi sie rozpisywać, więc krótko: o pierwszych dniach Churchilla na stanowisku premiera, o problemach, z którymi się borykał, zakulisowe gry są, komizm jest (choć zdaje się, że Churchill był żywszy i radośniejszy od grającego go Oldmana). Film na plus, bilety z konkursu się nie zmarnowały.
Klasyka filmu wojennego.
Widziałem jakieś ćwierć wieku temu w TVP i miło wspominałem, więc gdy nadarzyła się okazja kupiłem:
https://www.zavvi.com/blu-ray/tora-tora-tora-steelbook-edition/10938594.html
Jestem bardzo pozytywnie zaskoczony tym filmem, bo tego mi było trzeba!
To jest prawdziwy film wojenny a nie te popeliny Gibsona, Spielberga itp.
Co z tego że w nowych filmach rozrywane są ciała na kawałki i tryska krew, jak całość jest miękka i słodka, wręcz melancholijna.
W filmie z 1970 roku krwi i rozrywanych ciał raczej nie zobaczymy, ale jestem przekonany że współczesny widz wymięknie na tym filmie, bo to czysty hardcore. Od pierwszych minut ryk silników japońskich samolotów
WRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRR
WRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRR
Bohater zbiorowy.
Żadnych łzawych wstawek, listów do rodziny czy żenującego humoru. Nikt nie tęskni za chorą babcią, pieskiem czy kotkiem. Tylko ryk samolotów
WRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRR
WRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRR
W drugiej cząści filmy dojdzie jeszcze
BOOOM BOOOM BOOOM
i
TATATATATATATA TATATATATATAT TATATATATTATAT
TATATATATATATAT TATATATATATATA TATATATATATAA
Tak to brzmi:
https://youtu.be/qd5ZBoRzr3I?t=77
Teraz lepsze robimy tylko zwiastuny
https://youtu.be/IoFD-c740Y0?t=6
Ja chcę więcej!!!
PS
Behind the Scenes
https://youtu.be/WS_da33g5ac
Żeby mnie takim filmem przywoływać z głębi kazamaty...
BD widziałem, ale czekam bo ma być ponoć w dwupaku 4K z "Bitwą o Midway", ale zgadzam się, dziś takich filmów nie robią, niestety.
Co do
WRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRR
WRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRR
BOOOM BOOOM BOOOM
i
TATATATATATATA TATATATATATAT TATATATATTATAT
TATATATATATATAT TATATATATATATA TATATATATATAA
To na żywo robi to jeszcze większe wrażenie, gdy ryk silnika, huk wybuchów i odgłosy broni maszynowej wciskają Ci się w każdy zakamarek mózgu
https://www.dropbox.com/sh/3x7uxb6ry52dfbx/AADpveBsyNVt2MIfIowytMJYa?dl=0
Niestety, poniższy filmik tego nie oddaje
https://www.youtube.com/watch?v=61PGGjhci4Y
I przypomniałem sobie, że muszę się zabrać i skończyć moją "Kasię"
Zamierzam przypomnieć sobie "Midway", bo też widziałem bardzo dawno i pamiętam jak przez mgłę.
Podobno wadą "Midway" jest to, iż korzysta z ujęć z innych filmów - znalazłem fajną stronę, która może posłużyć za przewodnik po filmach wojennych:
http://www.filmy-wojenne.info/
Dzięki tej stronie poznałem tytuły kilku filmów, których mgliste wspomnienia miałem w głowie.
Tora! Tora! Tora! ma świetne zdjęcia lotnicze no i piękne chmurki:
http://www.dvdbeaver.com/film3/blu-ray_reviews55/tora_tora_tora_blu-ray_/large/large_tora_tora_tora_blu-ray_6.jpg
Tora!... sprawiła iż doceniam jeszcze bardziej "Dunkierkę" Nolana, bo nawiązuje do tej surowości starszych produkcji.
Z filmami wojennymi jest teraz problem, bo wymagają dużych nakładów finansowych, więc chcą się zwrócić i przyciągnąć jak największą widownię, więc wciskają do scenariusza jakieś romanse i smętne historie, więc kupa z tego wychodzi i nic mi po takim filmie
Trzeba grzebać w starociach klasykach
Obejrzałem "Midway" no i słabsze to od "Tora! Tora! Tora!"
1. Pojawia się wątek amerykańskiego pilota zakochanego w Japonce (potrzebny w tym filmie jak Miś Uszatek).
2. Japończycy mówią po angielsku.
3. Film wykorzystuje ujęcia z innych filmów np. "Tora! Tora! Tora!" Więc jak się ogląda jeden po drugim to mocno razi.
Mimo tych wad film jest fajny i dobrze się go ogląda, to zasługa samej bitwy która jest arcyciekawa i zasługuje na nowy film - tylko kto to dzisiaj zrobi i nie schrzani. O!
Największą zaletą filmu są jednak archiwalne fragmenty prawdziwych walk.
Obejrzałem też z rozpędu film "Longest Day/Najdłuższy dzień" (1962) też nierówny ale fajny.
Zaczął się serią kiepskich ujęć, gdzie panowie w studiu udawali że są gdzieś w plenerze i żle to wyglądało w HD (na VHS by przeszło).
Natomiast póżniej natknąłem się na prawdziwą perełkę - długie ujęcie kręcone jak się okazało z helikoptera (miód malina):
https://youtu.be/3eZMkleDjWI?t=18
Na deser zostawiłem sobie "O jeden most za daleko" (1977)
Epicka obsada (prawdziwi NIEZNISZCZALNI):
Sean Connery
Anthony Hopkins
Gene Hackman
Michael Caine
Robert Redford
James Caan
Liv Ullmann
Laurence Olivier
Edward Fox
A ja sobie nabyłem dwupak (w jednym opakowaniu) BD "Tylko dla orłów" i "Złoto dla zuchwałych", pewnie sobie jutro zadam.
Bo dzisiaj "1941" - niestety tylko DVD, wyprzedają jak leci po 2-3 pieniądze sztuka. Na dużym ekranie to niestety widać. Ale sam film zawiera wersję reżyserską i wycięte scenki - ilość wariantów "japońskich choinek" jest zaskakująca. I w sumie smieszne quasi-rasistowskie żarciki - dziś by to nie przeszło.
A po tym jak wyglądął remake "Tora Tora Tora" to remaku "midway" zdecydowanie NIE CHCĘ.
Wracam doblaszkować VAL-a z Soryu.
U nas (po tej stronie wielkiej wody) też jest dostępny ten dwupak:
https://www.amazon.co.uk/Kellys-Heroes-Eagles-Double-Blu-ray/dp/B009CSWMP2
I "1941" w HD też:
https://www.zavvi.com/blu-ray/1941/11090192.html
A nawet HAL na Blu-ray, O!
https://www.zavvi.com/blu-ray/hal/11082378.html
Zgadzam się że remake "Tora! Tora! Tora!" to nie jest ten rodzaj filmów których szukamy
-Mimo tych wad film jest fajny i dobrze się go ogląda, to zasługa samej bitwy która jest arcyciekawa i zasługuje na nowy film [...]
No i doczekałem się
https://youtu.be/Q-OhjLLhztg
[...]tylko kto to dzisiaj zrobi i nie schrzani. O!
Roland Emmerich?
Po tym, jak widziałem "Pearl Harbor" po Tora!Tora!Tora, to się normalnie boję. Bardzo.
Tym bardziej że samo "Midway" już zagrało scenki (chyba całkiem nieźle) w kilku filmach jak "Yamamoto" czy też "Eternal Zero"
https://www.youtube.com/watch?v=123ihd2TcFQ
Niewesoła historia łyżwiarki Tonyi Harding, acz z humorystycznymi momentami, z morałem że jak życie cię uderza to oddaj mu z nawiązką, że matki się (w tym przypadku niestety) nie wybiera, ktoś kto chce Ci pomoć może zupełnie przypadkiem zniszczyć Ci życie, a jak dziecko chce futerko z króliczków to sobie je musi samo zastrzelić.
I świetna muzyka z lat 80/początków 90, idealnie dobrana ilustracyjnie,( kto się wychowywał w innym okresie nich żałuje )Czego tu nie ma "Devil Woman" Cliffa Richardsa w temacie matki, "Romeo and Juliet" Dire Straits w wątku romantycznym. "Passengers" na zakończenie i tak dalej.
Jak mi się ten film spodobał, historia, jak zagrany, klimat, tego potrzebowałem , mocne 9/10
A Margot Robbie rewelacyjna, kradnie cały show.
Przegapiłąm jakoś tego posta
Jestem ciekawa tego filmu. Nawet gdybym nie pamiętała blado wiadomej afery to, dalej lubię łyżwiarstwo. Inna rzecz że film jest bardzo krytykowany przez środowiska łyżwiarskie za `gloryfikowanie` brzydkiej historii.
Też lubie, mam quasi-profesjonalną łyżwiarkę w domu i też pamiętam aferę, to nie myślałem za długo czy iść na ten film.
I nie powiedziałbym że film "gloryfikuje" brzydką historię, bo ona jet pokazana tak szczerze do bólu. Raczej te środowiska krytykują bo pokazano "jak to działa", że jak masz strój zrobiony własnoręcznie (bo cię nie stać) to dostaniesz mniej punktów, podobnie w sytuacji gdy nie jesteś wzorem cnót wszelakich.
Ciąg dalszy Oscarówek. Oba, z różnych powodów, absolutnie warte obejrzenia.
Nie da się ukryć, że "The Disaster Artist" jest filmem zdecydowanie gorszym i jedynym powodem, by się nim zainteresować jest James Franco jako Tommy (ewentualnie kultowość obrazu "The Room"). Obraz poprawny scenariuszowo, poprawny aktorsko, solidny, ale nie byłby niczym więcej, gdyby James nie stworzył takiej postaci. Skradł dla siebie całe przedstawienie, brawurowo oddał Tommy`ego, dlatego aż serduszko się kraje, że został tak potraktowany i nie dostał nominacji za pierwszoplanówkę. Słyszałam, że to także z powodu podejrzeń o molestowanie czy coś, także już się w sumie nie powinnam dziwić na tę głupotę. Ale nadal - jest Kaluuya, nie ma Franco, echh...
Po seansie właściwym są pokazane jednocześnie sceny z "The Room" i "The Disaster Artist", gdzie widać jak dobrze Franco oddał tę postać. I nie, to nie było tylko tępe małpowanie, naśladowanie mimiki czy akcentu. Portretując tę nietuzinkową postać można było bardzo łatwo popaść w sztuczność i groteskę i stworzyć mało wiarygodną kreaturę. Nic z tych rzeczy. Tommy Franco jest faktycznie tajemniczy, magnetyczny, niejednoznaczny, da się odczuć tę aurę wokół niego, której dał się ponieść Greg, a przy tym wszystkim jest najnormalniej w świecie ludzki. Pełna paleta zachowań i emocji. A poza tym wszystkim, gdy ma być śmieszny jest cholernie śmieszny! Nic mi nie pozostaje tylko bić brawo!
Wspomnieć jeszcze należy o świetnym, podtekstowo sugerowanym, zainteresowaniem erotycznym Tommy`ego Gregiem. Podteksty są najlepsze, a ten jest naprawdę fajny Całościowo 7/10, z czego 95% oceny za Jamesa.
No i "Trzy billboardy...". Zupełnie mnie nie dziwią głosy zachwytu nad tym filmem. Właściwie to obraz kompletny. Świetny scenariusz, który niczego nam nie wykłada wprost (nawet chyba pójdę drugi raz, żeby się przekonać co do właściwej interpretacji pewnych wydarzeń) - absolutnie zasłużona nominacja. Piękny soundtrack, idealnie współgrający z wydarzeniami, i sam w sobie miły w słuchaniu (tu także nominacja zasłużona, choć wyżej jednak widzę muzykę "Dunkierki").
Jest to historia w głównej mierze smutna, ale mnie najbardziej zaskoczyło jak znakomitą czarną komedią ten film się okazał. Powiem szczerze, że dawno nie miałam tak autentycznego ubawu. Humor czasami jest tu upchany scena po scenie, wiemy, że gdy pewne postaci się znów spotkają to będziemy kwiczeć ze śmiechu. Mildred i ksiądz, Mildred i James (Dinklage), Mildred, jej były i jego dziewczyna xDDD, przepychanki słowne na posterunku policji - wszystko to jest komediowym złotem. A kulminacja to scena początek spoilera Jasona, dowiadującego się z listu swojego mentora, że ma się opanować, a za nim pożoga, wywoływana przez Mildred, której nie jest świadomo xDDDD koniec spoilera.
I bohaterowie, o tak. Gdy już myślimy, że o nich wszystko wiemy, że przynależą do tej lub przeciwnej strony, bo od początku film nas na to naprowadza, a tu zonk! Stron tak naprawdę nie ma, każdy ma coś za uszami i nic nie jest takie, jakie nam się wydaje z początku. Uwielbiam <3<3<3
Są tu trzy wielkie kreacje, wszystkie nominowane i wszystkie absolutnie na te nominacje zasłużyły - Harrelson, Rockwell i McDormand. Wszystkie niejednoznaczne, koncertowo zagrane, ale jednak największym z tej trójki jest Rockwell i jeśli Jenkins z "Kształtu wody", którego jeszcze nie widziałam, nie narobił w tym filmie jakichś cudów to Rockwell musi to wygrać. Oczywiście, duża zasługa napisania postaci początek spoilera film robi z niego od początku villaina i długi czas jesteśmy zwodzeni tym, że w końcu dopnie swego, a potem się okazuje, że chłopak ma dobre serduszko i zmienia strony - I love this shit! koniec spoilera, ale Rockwell oddaje idealnie ten miks rasistowskiego, agresywnego, wybuchowego policjanta-tyrana z synkiem mamusi (sceny z matką to także złoto!), który jest mocno zagubiony i potrzebuje kogoś, kto mu pokaże właściwą drogę. No uwielbiam <3<3<3
Nie będzie dyszki z dwóch powodów. Po pierwsze, główny wątek - tragedia Mildred, choć fantastycznie zobrazowany to nie wybrzmiał we mnie tak mocno, ponieważ zbyt dobrze się na tym filmie bawiłam jako komedii. Może trochę twórcy przegięli z ilością humoru, coś jak w TLJ? Po drugie, tu zachwycam się kreacjami, a biorę sobie taką "Cichą noc", gdzie poziom aktorstwa jest jeszcze wyższy. Także "tylko" 9/10.
Obecnie "Billboardy" i "Dunkierkę" widzę z największą szansą na najlepszy film. Co wybrać - aktorski popis z pierwszego czy przeżycie audiowizualne z drugiego? Bardzo trudno, ale w tym przypadku chyba jednak dłużej będzie mi siedzieć w głowie jednak "Dunkierka". W tym tygodniu "Kształt wody", może się coś zmieni.
A u mnie takie zaległości kinowe... Mam nadzieję że 17/18.02 nadrobię
Do tego czasu to taki Czas mroku już chyba zdejmą. A warto nadrabiać, bo jest teraz bardzo grubo.
Ech... Billboardy w Bielsku lecą o durnej godzinie, a ostatnio jak chciałem iść to wylądowałem na L4 w domu. Szkoda, bo Twój opis jest bardzo zachęcający
Billboardy koniecznie.
Ok, jak na Billboardy koniecznie, to jak 2 marca wejdzie "I, Tonya" to tym razem KONIECZNIE
W przypadku tego filmu widać ile roboty robi znakomity trailer. Zanim się dowiedziałam, że to lider w liczbie nominacji do tegorocznych Oscarów, w kinie zobaczyłam trailer, który z miejsca mnie kupił i wyniósł ten film do najbardziej oczekiwanego w tym roku. Kupił przede wszystkim klimatem niczym z gry "BioShock" i nie odstraszył, a wręcz zaintrygował potencjałem wątku romansowego. Głupia ja xD
Faktycznie film jest ładny. Wylewa się ten klimat lat 60., który obiecywał trailer, muzyka robi swoje (ale do soundtracku z "Dunkierki" czy "Billboardów..." jednak brakuje), scenografia, kostiumy, to wszystko jest na poziomie.
Aktorsko też jest bardzo dobrze, choć powiedzmy sobie szczerze, że poza Hawkins, która z automatu miała trudniej (wszak grała niemowę) nie było tutaj nic szczególnego do zagrania. Także jej nominację bym dała, natomiast czy reszcie? Richard Jenkins gra starego geja. I poza tym nie ma w tej postaci nic ciekawego. Blado to wygląda przy konkurencji z "Billboardów". Za niego wrzuciłabym z tego samego filmu Michaela Shannona, który obok Hawkins dał najlepszy pokaz umiejętności. Po prawdzie on obok walorów audiowizualnych filmu jest jednym z niewielu powodów, dla którego warto ten film zobaczyć. Octavia Spencer jest jak zawsze urocza, tylko mam wrażenie, że zamyka się w bardzo podobnym typie ról, przez co zawsze mniej więcej gra to samo.
Na co jednak mi to wszystko, skoro historia mnie najzwyczajnej nie poruszyła w żaden sposób. Zaczyna się intrygująco, ale im dalej, tym gorzej. Bez napięcia, bez emocji. Gdzieś tam przebija się wątek zimnej wojny, który powinien dodać temu jakiegoś życia, ale też nie działa. W zasadzie to chce być i romansem, ma elementy filmu szpiegowsko-sensacyjnego, chce moralizować, a przegrywa na wszystkich tych frontach. Może gdyby się reżyser zdecydował w który konkretnie kierunek chce iść - wątek zimnowojenny czy romans - by się to lepiej oglądało, bo tak mam wrażenie, że żaden nie jest w pełni dobrze ukazany, a jeden wybija z rytmu drugiego. Moralizowanie jest też tak w twarz, że odpycha. Nagromadzenie w tym filmie "inności" też narzuca od razu wyświechtane i błędnie używane słówko "poprawność polityczna", ale akurat naprawdę w tym przypadku trudno znaleźć mi inne powody, dla których ten film dostał nominację w kategorii najlepszy film.
Podejrzewam, że to też kwestia czystej wrażliwości i jeżeli kogoś porwie wątek Elizy i humanoida to będzie miał zupełnie inne postrzeganie. Ja jednak odradzam. Takie 5/10.
Serduszko, skoro Ci "Shape of Water" nie podszedł, może się skusisz na rosyjskiego "Diabła Morskiego" z 1961? Drugi tytuł to "Człowiek-Amfibia". Moim skromnym zdaniem baśń cudowna. (I Ichtyandr! ) Są tam inne
rozwiązania, choć pewne podobieństwa też się znajdą.
Ktoś na FW zarzucił del Toro zrzynkę...tyle że del Toro przyznaje się do swoich inspiracji, a "Potwora..."podobno nie widział. Jestem ciekawa czy ściemnia, czy może np. widział jako małe dziecko i coś mu zostało w pamięci, ale nie jest tego świadom?
Dla mnie osobiście żadne tam nominacje, oscary nie mają znaczenia. Ale domyślam się że mają duże dla samych aktorów. Dlatego np. życzę Ogrodnikowi oficjalną statuetkę. pomimo że "u mnie" ma ich przyznanych już kilka.
I wiem też że wielu oglądaczy bardzo zwraca uwagę na takie nagrody... W przypadku "Kształtu wody" strasznie to widać. To jest normalka, ale wydaje mi się że w przypadku tej produkcji robi to pewną krzywdę filmowi. Ludzie słyszą 13 nominacji! "Ło matko, to musi być EPICKIE." A potem pójdzie i zobaczy...Po czym najczęstsza `konkluzja`, brzmi: "Wtf? Co za szajs, ona się seksi z rybo!! Bleee. Oczywiście Evening nie mam na myśli Ciebie, widzę że po prostu Cię nie porwało.
Mnie twory del Toro prawie zawsze zachwycały, moim zdaniem "Kształtem.." wcale nie wypadł z rytmu. Jest to dalej ten Baśniowy Czarodziej którego znam. Szkoda mi go teraz trochę, bo tłum rzuca na niego kalumnie, chyba niezasłużenie...Podejrzewam że gdyby nie te liczne nominacje, (zbędne) i gdyby nie był to del Toro, a jakiś nowichusz; to tłumy raczej by się zachwyciły, a tak?
Jest, to co jest.
To nie kwestia wrażliwości, ten film to shit.
Od strony technicznej jest dobry, oryginalna stylistyka, fajne tło - lata 60-te w USA i problemy właściwe dla tego czasu, ale pod ciekawą powłoką jest pustka - totalnie nieprzekonywująca historia, słaby romans, słaba sensacja, słaby film szpiegowski. Podręcznikowy przykład wydmuszki, w dodatku momentami tak nadętej, że robiło mi się niedobrze.
Obejrzałem wszystkie nominowane do Oscara filmy w najważniejszej kategorii i to zdecydowanie najsłabsza pozycja. Mimo wszystko liczne nagrody przyjmuję ze zdumieniem, czy wręcz szokiem. To powinno stać obok aktorskiej "Pięknej i bestii" Disneya. I wielu osobom ten film się nie podoba, co zresztą szybko wyjdzie na jaw.
Evening Star napisał:
Ja jednak odradzam. Takie 5/10.[/cytat]
-----------------------
Aha, dzięki. To jednak pójdę na coś innego lub powtórzę sobie coś fajnego
Nie wiesz co tracisz...
A mnie się podobał. Może ze względu na te sceny erotyczne - super i kunsztownie. I początek spoilera kota zjadł koniec spoilera więc mamy wątek satanistyczny !!
Porządny film 7,5/10
I lubię tą aktorkę co grała tą sprzątaczkę co mówiła że małżeństwo opiera się na kłamstwach XD
A w mojej opinii film jest po prostu o miłości i jeżeli tam ktoś sie doszukuje jakiegoś dna to ma kuku na muniu !
Warto isć!
Niestety, ale z tą miłością to trzeba przyznać, że Del Toro chciał aż za bardzo i przesadził.
Różne dziwne romanse propsowałem na czele z tymi z Her i BR2049, ale, że tak to ujmę pod względem estetycznym wypadło to dużo lepiej, szczególnie w drugim przypadku.
Zastanawia mnie na ile Toro robił ten film z autentycznej potrzeby, bo motyw chęci przypodobania sie akademii jest aż nadto dosadny.
Deja vu po Avatarze, gdzie też próbowano zagrać na litości robiąc romans kaleki z alienem. Co więcej, myślę, że to jedyny zabieg legitymujący takie motywy w kinie, bo inaczej ludzie nie łapaliby się na to, aż tak mocno i widzieliby bardziej chory wymiar takich pomysłów.
Mało tego, dla osoby, która ogarnia Lovecrafta, to aż się prosi o klasyczny kosmiczny horror, a nie jakieś łzawe historie.
Hawkins jako nawiedzona wariatka mająca kapliczkę dla cthulhu i Shanon jako profesor z Miscatonic?
Oglądałbym, tym bardziej że rzeczy, które wprost sygnują się Lovecraftem w kinie mainstremowym praktycznie brak.
Romanse są akceptowalne tylko jak wszyscy są estetyczni i hehe, normalni. Bo jak są dziwni, to fuj. Nie może być przecież tak że historia może do kogoś przemówić, nie, to oczywiście jest granie na litości. Nie jest też możliwe że w filmie jest zakodowane dziesiątki znaczeń i odniesień do szeroko rozumianej kultury (czerwone pantofelki, anyone?), jest tylko banalną historią, i to w dodatku przemycającą lewacką ideologię.
Film zasadniczo porusza się po kruchym ludzie z wyrytym jak byk napisem „ zoofilia„
Inność? To takie typowe, miłość jest dla każdego, bez względu na status,urodę etc.
Ironiczne smieszki z lewakowania niewiele tu pomogą, bo film w istocie taki jest i już nawet nie pije, czy to zle czy dobrze. Bezpieczny obraz o dyskryminacji, krojony pod Oscary jak get out, co zdaje się jest sprawdzoną, nowofalowa moda w Hollywood- vide moonlight
Wiele by dało temu filmowi, gdyby zyskał jakąś dwuznaczność, dekonstrukcje całej relacji, albo chociaż zarzucenie sugestii, ze to nie takie piękne.
Film to przetworzenie pięknej i bestii i nic innego. Dlatego her i 2049 miażdżą ten badziew na głowę, bo są jakkolwiek ambiwalentne i mają samokrytykę wobec prezentowanych romansów. Tutaj taniec z płetwiarzem i uśmiechy.
Zakodowane znaczenia?Czytałem te teorie mieszające we wszystko Marjorie Cameron, Crowleya, okultyzm i inne niesamowite historie. Obawiam się, że to kolejny przypadek gdzie teorie narosłe wokół danej pozycji, są lepsze od samego filmu.
Mocno wątpię, czy to film zrobiony pod Oscary. Filmy fantastyczne bardzo rzadko są nominowane. No i puszczono go w okresie, kiedy nie wypuszcza się raczej filmów, które mają walczyć o Oscary.
Ta aktorka to właśnie Spencer, ona jest zawsze taka pozytywna xD
Romans jest niby wątkiem centralnym, ale tam jest sporo więcej, przez co się trochę rozmywa i po prostu mnie nie bierze, no. Nic nie poradzę xD
Ech, dużo siedziałem w kinie na TLJ, miałem multum innych spraw na głowie, no i jeszcze prawie dwa miesiące przerwy od Unlimited. Także mój ostatni kinowy wpis tutaj jest z końca października. To trochę po nadrabiam zaległości
Liga Sprawiedliwości
Uszło, ale szału nie było. No i jak w WW Diana zachwycała, tak tutaj niekoniecznie.
6/10
Morderstwo w Orient Expressie
Historia znana, także jej nie oceniam. Klimat, sceneografia, plenery i aktorzy (Poirot i Mary zwłaszcza) super!
8/10
Coco
Animacja pierwsza klasa, a nawet parę plot twist`ów było
9/10
Pitch Perfect 3
Głupie, ale dobrze się bawiłem. Ujdzie
5,5/10
Jumanji: Przygoda w dżungli
Bardzo miłe zaskoczenie, na prawdę fajna komedia choć w kategorii młodzieżówek
Miał być gniot, a było super
8/10
Fernando
Fajna bajka, chociaż aż takiego szału nie ma. Animacja bardzo ładna.
8/10
Król rozrywki
Niby nic specjalnego, ale dobrze mi się to oglądało.
7/10
Tedi i mapa skarbów
Tytuł oryginalny mówi sam za siebie - Tedi Jones. Lekka przygodówka w stylu Indiany, można zobaczyć i dobrze się pobawić.
8/10
Naznaczony: Ostatni klucz
Było dobrze, ale czegoś mi brakowało. No i te dwa głupki w horrorze...
7/10
Paddington 2
Słodko, miło, sympatycznie i w ogóle wszystko w kwiatkach, nawet więzienie. Totalne infantylne głupotki, ale OK - takie to ma być.
8/10
Pasażer
Kolejny film z Liamem Neesonem o tym samym A jednak, jak zawsze bardzo dobrze się to oglądało, choć już widać że odtwórca głównej roli jest już dziadkiem...
8/10
Cudowny chłopak
Dobrze zrobiony, ale wybitnie tendencyjny i huraoptymistyczny film. Ukazanie postaci siostry zrobiło na mnie dobre wrażenie, reszta na poziomie, ale bez szału.
7/10
Gnomy rozrabiają
Ujdzie, ale nie porywa. Z uczniami na zimowisku fajnie się to oglądało.
7/10
No i tutaj będzie wyjątek, wszystkie powyżej oglądałem w takiej kolejności, w jakiej są opisane. Teraz będzie mała zamiana.
Winchester. Dom duchów
Pomysł OK, ale trochę brakowało mi klimatu.
8/10
A teraz coś, co pewnie wywoła zdziwienie... Będzie trochę z zapisów moich rozmów na privie (na F z dwiema koleżankami.
Nowe oblicze Greya
"Szczerze?
Nie widziałem jedynki, ale po trójce mam ochotę zobaczyć
Rok temu poszedłem na dwójkę, bo zerowałem repertuar kina i chciałem się przekonać czy faktycznie jest aż tak do dupy. Zawiodłem się, bo okazało się że to ani nie jest gniot, ani jakieś super coś. Oceniłem 2 na 5,5 czy tam 6/10.
Na trójkę poszedłem z zamiarem dobrej zabawy i mogę spokojnie dać 7,5/10 czy nawet 8/10"
Ten hejt na tę serię jest dla mnie w ogóle niezrozumiały
Znalazłem moją opinię sprzed roku (z 10 marca):
Ciemiejsza strona Greya
Widziałem we wtorek. Poszedłem dla beki, "bo przecież wszyscy hejtują tę serię, to znaczy że będę miał się z czego pośmiać".
Niestety tak się nie stało...
O ile po seansie doszedłem do wniosku że mnie takie filmy zdecydowanie nie kręcą, zaś szczególnie nie lubię "scen intymnych" w filmach, to jednak... Film nie zasługuje na hejt!
Jak sobie przypomnę jak w żałosny sposób pokazywane są "te momenty" w polskich filmach, to tutaj było to całkiem... kulturalne, nie prymitywne tak jak np. w Pitbull 3 którego pragnę wyprzeć z pamięci.
Ogólnie doszedłem do wniosku że film hejtują po prostu ludzie zazdrośni.
Zazdrosne baby które skrycie marzą o takim bogatym księciu z bajki o wybujałej fantazji w pewnych sprawach. Zazdrośni faceci którym brak poczucia własnej wartości bo nie mają wiele €$ na koncie a o jakiejkolwiek wyobraźni nie pomnę.
Tematyka filmu mnie nie interesuje ani nie porwała, ale film jako taki jest dobrze zrobiony. Chociaż wyszedłem z kina zawiedziony bo chciałem arcygniota do wyśmiania, a dostałem produkt w mojej ocenie po prostu średni. 5/10.
To tyle gwoli wstępu. Na seans Nowego oblicza Greya, udałem do IMAXu w sobotę 10.02., przed moim ostatnim seansem TLJ i Spotkaniem Śląskich Fanów Star Wars.
Bawiłem się świetnie! Jak pisałem swoim koleżankom - po trójce miałem ochotę nadrobić jedynkę i zrobiłem to.
Mogę powiedzieć tylko tyle że jedynka jest najsłabsza. Aczkolwiek w całej trylogii widać nieźle jak się rozwijają dwie główne postacie, a bez takiej jedynki po prostu by tego nie było.
Także w świetle dwójki i trójki, jedynka jest na plus, ale jako samodzielny twór szału nie ma.
Ech, nie spodziewałem się tego po sobie - ale bardzo chcę iść drugi raz na Nowe oblicze Greya i pójdę na pewno!
8/10
Skoro tak Ci się podobają te klimaty to polecam "Sekretarkę". Parafrazując komendanta Rybę: Tamten Grey był lepszy. Jakieś 46 razy lepszy. (Mimo że tyleż samo razy brzydszy...nie szkodzi. )
Tyle że to nie są tak naprawdę `te klimaty`; Anastasia leci na Greya, ale generalnie sama jest waniliowa, ich relacja jest kompromisem między gustami obojga (przemilczam fakt że 50 shades jest krytykowane w środowiskach BDSM za założenie że upodobania Christiana - tak on się nazywa? - wynikają z jego zrytej psychiki); w `Sekretarce` - nie dość że obie strony są zainteresowane taką formą interakcji, to w zasadzie Lee jest bardziej inicjatorką.
Aczkolwiek `Sekretarka` bije wszystkie Greye na głowę, z tym się zgadzam, tym bardziej że atrakcyjność obu panów jest porównywalna ;p
Tak zapytam z ciekawości tylko, poszedłeś na to ostatnie sam z nieprzymuszonej woli, nie na żadne święto tynkarza i bez połówki?
Zupełnie sam, z własnej nieprzymuszonej woli i szczerze zainteresowany po dwójce, która uszła
Bilet kupiłem trzy dni przed seansem. Rząd 9, miejsce 18 w katowickim IMAXie - czyli miejsce na samym środku ekranu. Seans o 10:00 10 lutego
Oprócz mnie tylko 9 osób w kinie było
Miałem niezłą bekę z nielicznych facetów, którzy co chwilę uciekali od swoich pań do WC
Finster Vater napisał:
[...] i bez połówki?
-----------------------
Zawsze lepiej z 0,7
Pół galona, 3 szwagrów i można ogladac
P.S. - 0.7 to przecież "duże pół litra"
Aardman i już chyba nic nie trzeba dodawać
No i wiem już jak powstałapoczątek spoilera piłka nozna koniec spoilera XD
10/10
Trzeba zobaczyć!
No po prostu trzeba zobaczyć, 10/10.
Jak lubicie Wallaca i Gromita czy Baranka Shauna to czemu jeszcze na tym nie byliście?
10/10
I wszystko jest piękne, począwszy od "klamerki" w majtkach, poprzez sklep "Jurasic Pork", gazetki lkubowe czy scenę pod prysznicem.
Kawał świetnej zabawy.
O tym pierwszym krótko, bo o ile to bardzo solidny film to jakoś szczególnie nie błyszczy niczym wyjątkowym. Ukazana rywalizacja dwóch gazet i moment wybicia się The Washington Post po publikacji części Pentagon Papers. Życie redakcyjne ukazane od kuchni, także problemy z utrzymaniem się gazety na rynku. Po opisie widać, że film jest mocno statyczny i może to odrzucić, ale, o dziwo, angażuje i dobrze się go ogląda. Jeśli komuś podobał się "Spotlight" to ten też powinien. Ciekawa tematyka i, co najlepsze, aktorem, ciągnącym ten film, jest Hanks, który nadal gra siebie, ale z większym zaangażowaniem niż zwykle xD W każdym razie zobczyć Hanksa, który choć trochę się wysila to jest coś. Z wad: trochę miejscami patos i postać Meryl Streep. Zawsze bronię jej nominacji w Oscarach, bo to, że znajduje się tak często nie jest przypadkowe i jej role zawsze są solidne. Ale nie tym razem. Przy konkurencji, która w ogóle się nie znalazła wśród nominowanych, ta jej rola wypada bladziutko.
Takie 7/10 za całość. Nie wiem, za co ten film dostał nominację w kategorii najlepszy film, ale nie on jeden w tym roku na to nie zasługuje. Z kolei, że zabrakło wśród nich Tonyi to jest skandal.
Znaczy, najpierw z czym mamy do czynienia. Rzecz traktuje o Tonyi Harding, amerykańskiej łyżwiarce figurowej, której życiorys jest tak bogaty i barwny, że starczyłby na trzy różne filmy. Życiorys pełen wzlotów, upadków i kolejnych wzlotów, skończony pozornym upadkiem. Tak naprawdę bardzo smutny - Tonya pochodzi z rodziny rednecków i doskonale wie, że nigdy się z tego nie wyrwie i siebie nie zmieni, despotyczna matka, stosująca wobec niej przemoc fizyczną i psychiczną, pierwsza miłość, z którą wchodzi w związek małżeński, okazuje się szują, która ją bije, straszy bronią, a nawet (co nie było przedstawione w filmie ani nie jest udowodonione) zbiorowo gwałci z kolegami. Tonya, praktycznie bez żadnego oparcia w bliskich, musi się też zmagać w pewnym momencie z dziennikarską nagonką i skandalem sportowym. Gdyby to odpowiednio podkręcić mogłaby z tego wyjść bardzo dołująca, prawdziwa biografia "na poważnie", których jest na pęczki. Nic z tych rzeczy!
W filmie nie pokazano np. domniemanego gwałtu, który jest napomniany w notce jej życiorysu. Być może uznano, że nie warto ruszać tego wątku, że ukazanie tego w zabawny sposób byłoby przegięciem. Bo tak jest. Film ten, poza tym, że jest biografią i filmem sportowym, to przede wszystkim fantastyczna komedia, momentami grubo czarna. Zaczyna się jak wywiad z perspektywy kilku osób - Tonyi, jej męża, jej matki, dziennikarza sportowego (chyba) - na temat słynnego skandalu, w którym uczestniczyła Tonya. Ten wywiad tak sobie trwa przez cały film, poprzecinany migawkami z życia. Życie Tonyi, jak pisałam, nie wydaje się zbyt fajne i nie spodziewamy się, że przedstawią nam je w ten sposób. Dość szybko zostaje obalona czwarta ściana, a gdy w migawce mamy scenkę, w której Tonya zostaje przedstawiona niemalże jak Harley to już wiemy, że to będzie film z mocnym dystansem do siebie. Kto w to wsiąknie to odleci i przeżyje festiwal śmiechu i dobrej zabawy. Ktoś, kogo ukazanie choćby przemocy domowej w zabawny sposób zniesmacza to się odbije.
I to nie jest tak, że przez takie ukazanie jej losów postać zostaje umniejszona do rzucania w nas kolejnymi autoironicznymi tekścikami czy beki w kolejnej scenie sytuacyjnej. To, że film podchodzi do poważnych problemów jednostki z wielkim dystansem to jedno, ale nigdy nie przekracza granicy dobrego smaku, dodatkowo, gdy tragizm danej sytuacji ma wybrzmieć to wybrzmiewa. Są szczególnie takie dwie sceny: początek spoilera gdy Tonya słucha wyroku, w którym dowiaduje się, że ma dozywotni zakaz występowania w zawodach. Tu nie było heheszków, tu widać było, że życie właśnie rozsypało jej się w mgnieniu oka (brawo dla Margot!). I druga, chyba jeszcze lepsza scena, gdy Tonya jest w domu, otoczona na zewnątrz przez dziennikarzy. Niespodziewanie zjawia się u niej matka, która wydaje się w końcu pojednać z córką i wesprzeć ją, gdy tego najbardziej potrzebuje. Ale coś nam śmierdzi. Okazuje się, że przyszła z podsłuchem, żeby wyciągnać z niej informacje, może dla prasy. Scena nie jest pozbawiona elementu humorystycznego, jednak, gdy wychodzi, co wychodzi, gdy Tonya wylatuje przed dom za matką, która okazała się znów szują, gdy wpada w sam środek dziennikarzy i jest bezradna - no, wzięło mnie to koniec spoilera.
Film jest mocno komiksowy, czasem bardzo szybko przeskakuje z sceny w scenę, ale jego konstrukcja jest absolutnie przemyślana i konsekwentna do samego końca. I jeszcze jedna rzecz - ten film jest momentami mocno przerysowany, tak jak i zachowania postaci, ale jest to zabieg zrozumiały w kontekście całości.
Nie można nie wspomnieć o rewelacyjnie dobranym zestawie piosenek ze schyłku lat 70 i lat 80 (pewnie z początków 90 też coś było), czyli oczywiście z najlepszego okresu dla muzyki popularnej ever Fantastycznie to współgra z wydarzeniami. No i był fragment Zimy Vivaldiego, więc znów odleciałam xD
Nie można nie wspomnieć o aktorstwie, a właściwie o duecie - matce i córce - Allison Janney i Margot Robbie. Autentyczna relacja, a Allison była po prostu bezbłędna (nominacja i mam nadzieję, że Oskar absolutnie zasłużone). Margot pewnie polegnie z Frances, trochę szkoda. To nie jest tak charyzmatyczna postać i rola jak ta Allison, ale nie miała taka też być. Robbie świetnie balansuje między komizmem i tragizmem postaci. Drugoplanowe postaci męskie są trochę przyćmione przez obie panie, ale też nie mam zastrzeżeń.
W tym roku wyjątowo szybko wystawiam 10/10 jakiemuś filmowi xD Mogłabym gdzieś szukać wad, ale po co, skoro to jakieś drobiazgi, a film porywa od początku do samego końca. Polecam - świetna zabawa!
Może nie tyle humorystycznie przedstawiona przemoc domowa, ile taka bardzo "so Redneck". W końcu Tonya nie pozostaje dłużna w wymianie ciosów i też goni lubego z shotgunem w ręku. Matka zagrana świetnie, ale dla mnie Margot jednak była ciut lepsza.
I tak, to skandal że ten film nie ma nominacji.
A co do nominacji filmu o (kom)Poscie - Holywood, gazeta i aktorzy niosący sztandar światła i postępu w mhrocznych czasach Darth Trumpa - trzeba mówić więcej?
Byłem w sumie na trzech seansach - jeden we wtorek i dwa dzisiaj.
We wtorek Czarna Pantera i im dłużej o nim myślę, tym bardziej jestem zawiedziony tym filmem.
https://star-wars.pl/Forum/Temat/20737#715246
Dzisiaj byłem na drugim seansie Grey`a 3 i podtrzymuję jego ocenę 8/10 To póki co jedyny film, który oglądałem w kinie w tym tygodniu i mi się podoba, ale to się nie liczy bo już go widziałem prawie 20 dni wcześniej.
Po Grey`u poszedłem na Jaskiniowca.
To był mój kolejny zawód w tym tygodniu. Jak lubię inne dzieła tych twórców, tak tym razem wyszła im totalna klapa, w dodatku o najbardziej znienawidzonym przeze mnie sporcie...
3/10
Tak sobie ostatnio zacząłem oglądać produkcje nominowane za najlepszy film i muszę powiedzieć, że strasznie ciężko ocenić je względem pozostałych.
Trzy bilboardy z Ebbing, Missuri
Zdecydowanie najciekawszy film. Z pazurem, w większości nieprzewidywalny. Trochę za dużo "fucking", środek trochę się ciągnie, ale ogólnie oszałamiający. Oscar dla Frances zdecydowanie zasłużony. Szkoda, że nie udało się zgarnąć głównej nagrody.
9/10
Kształt wody
Ciekawy, trochę magiczny - bardzo artystyczne podejście reżysera. Na pewno nie najlepszy film, ale oglądało się przyjemnie, tym bardzie, że wizualnie jest przepięknie.
8/10
Lady Bird
Obejrzany wczoraj wieczorem - jest supeeeerrrr! Taki klimatyczny YA. Świetne wykonanie, przede wszystkim montaż i scenariusz. To one nadały mu tej dynamiki. W ogóle się nie nudziłem, a wciąż mam wrażenie, że spędziłem w kinie więcej niż 1,5 h.
9/10
Call me by your name
Chyba największe aktorskie odkrycie roku w postaci Timothee Chalamet. Coś jest w tym jego Elio, ale nie potrafię powiedzieć, co takiego reprezentuje sobą aktor, że wygląda to tak dobrze. Statuetkę sprzed nosa zgarną mu Gary Oldman, dlatego w przyszłym tygodniu szykuje się pewnie seans Darkest Hour (Czas mroku - serio?; swoją drogę Tamte dni też brzmi baardzo sztampowo).
Wracając do filmu - bardzo mi się podobał, historią mocno mną wstrząsnęła emocjonalnie. Podobno powstaje sequel, ale nie wiem, czy jest on rzeczywiście potrzeby.
Mimo, że jeden z najlepszych filmów roku to jednak
7/10 (za całokształt)
10/10 (za Elio i tatę)
Szedłem na ten film z niepokojem, że rzeczywiście będzie to wydmuszka tak jak wielu twierdzi. I muszę po filmie stwierdzić, że rozumiem te zarzuty. Wyobrażam sobie, że wiele osób mogło zupełnie nie wczuć się w tą historię.
Ale ja akurat wczułem się i było to naprawdę magiczne doznanie. Już po trailerze czułem, że to moje klimaty, byłem pewien, że audiowizualnie ten film siądzie mi w 100%. I rzeczywiście film oglądałem jak po narkotykach - muzyka przyjemnie wprowadzała mnie w ten trans, natomiast obraz, kadry, przejścia pomiędzy scenami to absolutny majstersztyk Del Toro. Zupełnie nie dziwi mnie Oscar za muzykę i scenografię.
Aktorzy też zrobili świetną robotę - właściwie każdy z głównych bohaterów zrobił na mnie duże wrażenie - Sally Hawkins, Richard Jenkins czy Octavia Spencer. Shannon trochę mniej, ale swoją rolę odegrał dobrze.
Dlaczego twierdzę, że wielu osobom mógł ten film nie przypaść do gustu? Pomijając tych, którzy na siłę szukali od pierwszej minuty poprawności politycznej, to jest to po prostu taka słodko-gorzka baśń dla dorosłych z prostą fabułą. I ta prosta fabuła z przerysowanymi na maksa bohaterami może być głównym powodem narzekań. Tylko, że ja nie oczekiwałem skomplikowanej historii tylko właśnie prostej baśniowej historii opowiedzianej w piękny sposób. I to dostałem.
Druga kwestia to sam romans Elisy i ryboludzia. Część osób może odrzucać już sam ten pomysł, mnie nie odrzucił. Niestety tutaj Del Toro delikatnie nawalił, bo mógł trochę lepiej pokazać rozwój tego uczucia między nimi. To właściwie mój jedyny zarzut - Elisa zakochuje się w tym gościu właściwie bez powodu. Miłość trochę tak działa, ale raczej Elisa nie zakładała, że może się zakochać w potworze trzymanym w laboratorium. A ona sprawiała wrażenie jakby już była w nim zakochana jeszcze przed zobaczeniem go.
Bardzo podobało mi się też zakończenie. Jeśli ktoś jest marzycielem to uwierzy bez zastanowienia, że stwór rzeczywiście ją początek spoilera uratował, zrobił jej z rany te skrzela i żyli długo i szczęśliwie. Ale pamiętajmy, że prawdopodobnie cała ta historia to opowieść jej przyjaciela Gilesa, a on nie miał prawa wiedzieć co stało się pod wodą. Jako artysta wyobraził sobie, że stwór mógł ją ocalić tylko w taki sposób i tak też tą historię opowiedział. W ogóle to, że historia opowiadana jest przez Gilesa ostatecznie broni przerysowanie tego filmu. To jest jego opowieść, więc charakteryzacja Shannona, Elisy, tych wszystkich wojskowych może być przerysowana koniec spoilera.
Ciężko mi wystawić ocenę, film mnie oczarował, ale na dzisiaj niech to będzie 8.5/10. Choć wyczuwam, że mogę z ogromną chęcią wracać do tego filmu.
P.S. Na seansie był Piotr Kupicha z zespołu Feel ze swoimi dziećmi (~8-10 lat). Biorąc pod uwagę nagość, sceny seksu, przemoc, masę krwi to byłem trochę zszokowany xD
Fajnie że Tobie też się podobało. Ja tam ogólu ludzisków nie rozumiem, przecież to urocza, upojna baśń dla dorosłych! Jak można podobne cudeńko tak bardzo zmieszać z błotem? Biedny del Toro coś ma pecha.
Choć moim zdaniem to chyba kwestia jednak tego świętego oburzenia, "no bo jak ona może z ryboludziem??! Afe!"
Szkoda że przy ludzkich potworach jakoś nie widać podobnego oburzenia.
I świetna uwaga odnośnie tego iż oglądamy losy Elisy okiem kumpla malarza. Gilles rzeczywiście mógł i ubarwić i "artystycznie" odkształcić tę historię.
PS. Mr.Kupicha to w ogóle jakoś tak szokuje ostatnio... Nawet tak ładną piosenkę nagrał w duecie, że artystycznie "zamroziła"mi się na gościa alergia.^^
Już kij w sumie z tą miłością z ryboludziem. Może trochę kontrowersyjne, ale ani trochę odkrywcze.
Ba, to jest Del Toro na autopilocie.
Gosć zapętlił się z już nawet nie ściąganiem, ale zarzynaniem motywów z Lovecrafta i komiksowego Hellboya.
Ile można. Porażka, że dostał Oscara za filmy, od którego już czuć przemęczenie danymi inspiracjami.
Lepiej sięgnąć po źródła inspiracji Toro, a oczka szybko się otworzą, że ni to odkrywcze, ni to ładne.
Jeden z najlepszych widzianych w kinie w tym roku. Z Rooney Mara w świetnej roli głównej. Film bardzo powolny i stonowany, ukierunkowany na rolę Marii Magdaleny u boku Jezusa. Bardzo interesująco ukazana postać Judasza i jego motywacji, podjętych decyzji. Ciężko mi sie ustosunkować to ukazania Piotra.
Polecam bo film wart obejrzenia.
Widziałeś może z napisami czy wszędzie dubbing?
.urwa dubbing i to tak masakrycznie szpecący ten film - czułem się jak by ktoś kamieniem po szybie rysy robił. Bardzo żałuję że nie było oryginalnej ścieżki - może za jakis czaswrócę do tego filmu w oryginale.
Jak widziałam w repertuarze, że nie ma żadnych wersji to z góry założyłam, że to MUSZĄ być napisy i zorientowałam się już w sali hehe. Czyli to zmora całej Polski. Pewnie film stracił z 30% fajnosci, tym bardziej, że Joaquin i Rooney mają zapamiętywalne barwy.
dzisiaj w kinach. Ktoś już był. Ktoś czeka.
Czekam i mam nadzieję że będzie to kawał dobrej animacji i fabuły. Jaskiniowiec może mieć konkurenta do Oscara.
Byłem w kinie 3x w ciągu tygodnia! Przez chwilkę mogłem się poczuć jak JORUUS.
Tak się złożyło, bo trochę tych premier powychodziło ostatnio, ja wszystko przekładałem na potem, no i się skumulowało... i tak przegapiłem Red Sparrow i Pacific Rima. A tu zaraz Avengersi. Fajnie, że w końcu coś ruszyło, bo pierwszy kwartał nie był zbyt ciekawy.
Ciche miejsce - jest taka niepisana zasada, że jak popkulturalne media obwieszczają jakiś horror "horrorem roku", mówią że "dawno nie było tak strasznego filmu", i ogólnie pieją peany nad danym wypustem, to należy podchodzić do tego z ogromnym dystansem, bo istnieje tak na oko 90% szans, że będzie to kolejna wydmuszka. Najlepsze horrory niestety nie przebijają się do kin w naszym kraju, jesteśmy skazani zazwyczaj na 1289739821 film o demonach i nawiedzeniach. I tyle, bo cokolwiek innego wybija przeciętnego widza z jego wąskiej strefy komfortu, przez co ocenia film na 4/10 xD
Zazwyczaj takie filmy pomijam w kinie, ale oglądam w domu - chcę się znać na gatunku, a więc i też na tym, co jest obecnie modne.
Inna niepisana zasada, to: duże nazwiska w obsadzie również zwiastują wydmuszkę i seans pełen nudy. Większe produkcje muszą być zachowawcze, nie wykorzystują potencjału który daje im ten gatunek, właśnie dlatego żeby nie oberwać za mocno po ratingu oraz żeby podejść casualowemu widzowi, dla którego po dziś dzień niedoścignionymi wzorami horroru są "Lśnienie" i "Egzorcysta" ("a potem już żaden dobry horror nie wyszedł", oznajmia z poważną miną, podkręcając wąsa. "No, może Naznaczony i Obecność mistrza horroru Jamesa Wana", dodaje, zapijając Tyskacza).
Trzecia zasada, to: unikać filmów, gdzie głównymi bohaterami są rodzice z małymi/max nastoletnimi dziećmi. To odnoszę nie tylko do horrorów, ale w ich przypadku jest to przykład bardzo jaskrawy, bo motywacje bohaterów prędzej czy później redukują się do: oboże muszę ochronić moje dzieci. Niezbyt to porywające.
Stąd też mniej więcej wiedziałem, czego się spodziewać po "Cichym miejscu", horrorze roku 2018 z Emily Blunt i Josephem Krasinskim w obsadzie. I trójką dzieci. Jak tak to sobie rozpisałem i podsumowałem, to się zacząłem zastanawiać, co mnie podkusiło do pójścia na ten film do kina? Chyba jestem wyposzczony po prostu, mało razy w kinie byłem w tym roku, a i horroru dawno żadnego nie widziałem.
Ciekawe jest założenie filmu - Ziemia została najechana przez obcych, którzy są niewidomi, ale mają bardzo wrażliwy słuch (i są oczywiście ku***sko ciężcy do zabicia). Przez co w filmie mamy minimum dialogów, za to widzimy jak wspomniana rodzinka musi sobie radzić w świecie, w którym należy zachować bezwzględną ciszę, a każdy hałas oznacza śmierć. Brzmi fajnie? No ba!
Niestety, realizacja tego pomysłu już siada. Jeśli w kinie (co daje +100 pkt do możliwości kreowania atmosfery grozy), i to na seansie gdzie byłem sam, jedynie kilka razy poczułem przez chwilkę napięcie, to... nie jest dobrze. Pomijając już generalny brak zainteresowania postaciami, z którymi nie nawiązałem żadnej więzi (a więc nie przejmowałem się tym, czy coś im się stanie) - większość strachu w filmie opiera się na jump scare`ach. Wiecie, jest taka scena, gdzie coś słychać za oknem, bohater podchodzi do niego, przedłużające się ujęcie, budowanie napięcia... i jebudu, wyskakują jakieś dwa zwierzaki (chyba szopy) xD Nie tak się robi horrory, drogie pany koledzy.
Fabuła też nie powala (choć to akurat niespecjalny minus, horror potrafi być dobry i bez tego). I prowadzi do mocno niesatysfakcjonującej końcówki...
Ogólnie - na Filmwebie dałem 6/10, choć jak tak się zastanawiam, to była to hojna ocena, bliżej mi do piąteczki. Może trochę pobłażliwie go oceniłem, a niech tam ma. Ma ten film fajniejsze momenty, ale jako całość nie jest warty więcej uwagi.
Tomb Raider - tutaj natomiast czarny koń tegorocznych premier. Alicia Vikander jako Lara Croft jest idealna (no, może prawie idealna, bo Lara = większe cycuszki!!! I nieważne że w zrebootowanym continuity takich nie ma!!! ). Tomb Raider to film mający wiele wspólnego z Wonder Woman. I tu i tam cały film niesie główna aktorka, i nieważne jak się spiszą inni, nieważne jak wypadnie fabuła, kreacja czarnego charakteru czy cokolwiek innego - Lara/Diana niosą film i nic innego nie potrzeba. Ktokolwiek wpadł na pomysł osadzenia w głównej roli Alicii, zapewnił sukces temu filmowi, bo trafił idealnie. Po prostu patrzenie na nią, jak odgrywa Larę Croft, to sama przyjemność.
Fabularnie jest okej, tego właśnie należy oczekiwać po filmie przygodowym. Ameryki na nowo nie odkryli, ale też nie tego oczekiwałem. Fabuła była, nie zaskoczyła, ale spełniła swoją rolę.
Inne postacie gdzieś tam przewijają się w tle, ale naprawdę są tylko tłem dla Lary. I tak powinno być. Na zabawę konwencją przyjdzie jeszcze czas - jeśli powstanie w ogóle sequel, bo w box ofisie poszło filmowi nienajlepiej. No oczywiście, jak mi się coś podoba, to sprzedaje się kiepsko - moje top 3 z zeszłego roku to potwierdza Niemniej trzymam kciuki. O ile na TR poszedłem ot, tak, przejdę się i popatrzę co tam nawymyślali, to na dwójkę już pójdę bardzo chętnie. A ten film ma ode mnie coś pomiędzy 7/10 a 8/10, odchylając może nawet bardziej w stronę ósemki.
Ready Player One - co tu dużo mówić, Spielberg dobrze się odnajduje w kinie młodzieżowym, i gdybym był targetem tego filmu to pewnie bawiłbym się na nim świetnie. Niestety, nie jestem, więc mocno się męczyłem. Ot, taka baja z lepikiem dla nerdów w postaci miliona nawiązań popkulturalnych, młodymi bohaterami, settingiem w takim-trochę-jakby-MMO, dużą ilością akcji, sporą dawką humoru, itd. itp. Jednym słowem: film który ma non stop bawić i który ma się przyjemnie oglądać. Inaczej: film totalnie nie dla mnie. 3/10.
A jakie filmy są niedoścignionymi wzorami horroru wg Shedao Shai - bardzo mnie to ciekawi, bo ja nie przepadam za bardzo za tym gatunkiem (anty-Ty zobowiązuje), a może jest coś interesującego co warto poznać.
Poproszę o taką pierwszą piątkę lub dziesiątkę, wystarczą same tytuły, a ja już sobie poszukam informacji
Warto tylko pamiętać, że horror to gatunek w którym różne osoby szukają czegoś innego, i coś co dla jednego jest mega, dla drugiego będzie beznadzieją. Więc moja TOPka niekoniecznie musi ci podejść; baa - biorąc pod uwagę, że nasze gusta są mocno rozbieżne, oczekiwałbym że tak nie będzie.
Mocniej sformalizowanej topki ulubionych horrorów nie posiadam, ale pozwolę sobie wymienić kilka filmów, które w ostatnich latach mi się bardzo spodobały:
The Witch
Starry Eyes
It Follows
Evil Dead (2013)
The Void
A Dark Song
REC (seria filmowa, szczególnie 1-2)
The Blackcoat’s Daughter
The Eyes of My Mother
The Thing (2011) [oryginał oczywiście też, ale wymieniam tu nowsze produkcje]
Chciałeś 10, to masz jest to dość zróżnicowana lista, niektóre to filmy powolne i klimatyczne, niektóre to czysta rzeźnia - w takim przekroju myślę, że każdy znajdzie choć jedną rzecz dla siebie.
Ale bez blair witch project, you breaking my heart !
Nie jestem specjalnie fanem. Szanuję za rozpoczęcie mody na found footage (które bardzo lubię), ale w tym gatunku powstało później wiele lepszych filmów. To już wolę Blair Witch od Wingarda.
Shedao Shai napisał:
Warto tylko pamiętać, że horror to gatunek w którym różne osoby szukają czegoś innego, i coś co dla jednego jest mega, dla drugiego będzie beznadzieją.
-----------------------
To z horrorem jak z pornosami. Wiem o co chodzi !
Dzięki za listę.
Widziałem tylko The Witch i The Thing.
Na The Thing to nawet w kinie byłem i wyszedłem zadowolony (była to moja ostatnia analogowa projekcja - pamiętam kiepski obraz w jakiejś małej sali i zero ludzi). Niedawno nawet kupiłem obie części.
The Witch było całkiem fajne.
REC też kojarzę, ale widziałem jakąś późniejszą część (akcja działa się na weselu???), w każdym razie wiem o co chodzi, chociaż nie lubię filmów kręconych z ręki, to może jeszcze dam szansę 1-2.
Evil Dead znam te stare części i nie wiedziałem że powstała nowsza wersja. Jestem zaciekawiony.
Reszta to egzotyka
Będę miał te tytuły na uwadze.
Starsze horrory mogłeś też dodać, ja w zeszłym tygodniu obejrzałem Hellraiser 1-3.
Pierwszą część pamiętałem jak przez mgłę (era VHS), a drugą i trzecią to po raz pierwszy widziałem.
Z REC to jest tak, że pierwsze dwie części nakręcili Jaume Balagueró i Paco Plaza. Potem się podzielili: Paco nakręcił trójkę, a Jaume czwórkę. Trójka to de facto spinoff, zupełnie inny klimatycznie (pojawiają się elementy komediowe), nie kontynuuje wątków z pierwszych dwóch części, jest jakby opowieścią osadzoną w tym świecie, ale opowiadającą o czymś innym. Główny ciąg fabularny to 1->2->4.
Osobiście trójkę lubię, ale... ale to raczej ciekawostka. 1-2 - to jest to.
Ano wyszedł remake Evil Dead, świetny. Jest też kontynuacja starych filmów - w postaci serialu, Ash vs Evil Dead.
A Hellraiserów to jest już sporo, ale myślę że na trójce śmiało możesz poprzestać. Następne 2-3 części to już nie to, a potem... ostatnie dwie zostały wydawane już tanim kosztem, byleby tylko nie stracić praw do sagi. Dramat
-A Hellraiserów to jest już sporo, ale myślę że na trójce śmiało możesz poprzestać.
No właśnie zapomniałem napisać, że po pierwszej części miałem ochotę obejrzeć drugą, po drugiej trzecią, a po trzeciej... przeszła mi ochota na dalsze części
Jakość efektów w Hellraiser 1-2 jest zaskakująco dobra i nie ustępuje, a nawet przewyższa sporą część współczesnych (marne CGI).
Ta babka bez skóry wygląda naprawdę świetnie
Poszłam z braku laku i bez większych oczekiwań na "horror, który znów okaże się kupą", a tu masz, ha! Na początku jest klimatycznie, ale mocno sztampowo i już sobie zdążyłam zakodować, że to będzie kolejne dno, ale im dalej tym lepiej. Im mniej się wie o fabule tym lepiej później dla samego seansu, w każdym razie standardowo przyjeżdżają do creepy domu, a w okolicy grasują mordercy, ale tu nic nie jest takie, jakie się z początku wydaje. I pal licho, że dość szybko karty zostają odkryte, skoro historia i tak wciąga.
Naprawdę świetnie skonstruowany, świetnie zrealizowany technicznie (może czasem poza charakteryzacją). Niektóre kadry prześliczne, muzyka w punkt. Urzekła mnie jego kolorystyka. Idealne tempo. Jest jakoś taki satysfakcjonujący.
Ja bardzo polecam, na pewno jakbym miała do wyboru to czy tak chwalone (niesłusznie) Ciche miejsce to bez wahania Ghostland. Co prawda ludzie wychodzili w trakcie seansu, pewnie z powodu zniesmaczenia niektórymi scenami, więc jeśli ktoś jest uczulony na jakieś pedofilskie podteksty to raczej zachwycony nie będzie i odradzam. Można się odbić, nie przeczę. Ja się dawno na horrorze tak dobrze nie bawiłam.
A widziałaś ten film z Arnoldem ?
W niedzielę miałem okazję wreszcie zobaczyć "Zimną wojnę". Po szumnych doniesieniach z Cannes, nagroda za reżyserię i zwiastunie byłem bardzo pozytywnie nastawiony do tej produkcji.
I co? Porządny i ciekawie zrealizowany film, ale czy faktycznie zasłużył na dwudziestominutowe owacje i łzy w oczach Julianne Moore?
Fabuła raczej jest niezbyt skomplikowana. Prosta historia o trudnej miłości w trudnych czasach. Tylko jak to celnie ktoś zauważył - na dobrą sprawę bohaterowie sami sobie taki los zgotowali.
To, co mi się najbardziej podobało, to sceny, które działy się w komunistycznej Polsce. Szczególnie moment, w którym "Mazurek" zostaje zmuszony do śpiewania o Stalinie, a w tle rozwija się jego ogromny portret.
Wizualnie ten film był piękny. Czerń i biel w formacie 4:3 zrobiła tutaj świetną robotę. Niektóre ujęcia były naprawdę fantastyczne. Chyba najbardziej zapadła mi w pamięć scena zza pleców głównej bohaterki i drugiej śpiewaczce z "Mazurka", kiedy śpiewają (bodajże w Berlinie) na dwa głosy.
I na koniec: brawa dla Szyca z tę rolę. Naprawdę byłem w szoku, że potrafił zagrać tak świetnie. Zdecydowanie najjaśniejsza rola filmu. Szczególnie za scenę przy omawianiu nowego repertuaru dla "Mazurka".
Warto zobaczyć, ale zawyżyłem oczekiwania.
7/10
Czyli po naszemu "Iniemamocni". Byłem wczoraj, w ramach przerwy od "Solo"
I rewelacyjny film, jedna z lepszych animacji ostatnich czasów. Film nie tylko dla dzieci, ale też o tym np. jak być dobrym ojcem i co jest tak naprawdę najważniejsze. I przepięknie zrealizowany, chyba do tej pory nie widziałem tak pięknie zrobionej wody. A scena z szopem - rewelacyjna. Fajny, stonowany humor i rewalacyjny Samuel L. Jackson. Warto był oczekać na ten seqel 14 lat. Naprawdę warto.
I tradycyjnie jak w pierwszej części, dużo smaczków, nawiązań i aluzji do zrozumienia raczej tylko dla dorosłych.
I dziwić się potem, że kreskówka bije rekordy, a Solo traci !!11!
No ja też się dziwię, na Solo byłem 7 (and counting), a na tym tylko raz.
Obiło mi się o uszy, że film zakazany w Rosji. No cóż, w końcu system pokazany jest w dość absurdalnym tonie, ale...takie były czasy Moim zdaniem jest to rewelacyjna satyra ze świetnymi aktorami i ogromną dawką humoru, bawiłem się bardzo dobrze. Parę faktów naciągnięto, lecz nie powinno to zepsuć odbioru całości.
Pociągnięty szałem na Jurrasic World zacząłem oglądać Parki. Jedynka była fajna, natomiast dwójka to totalna porażka. Oprócz Iana nie ma w tym filmie istotnych bohaterów, zaś sama historia jest ewidentnie dodana na siłę. W przeciwieństwie do "jedynki" tutaj nawet efekty specjalne wyglądały słabo. Williams, nawet on, nie uratował tego filmu - ba, muzyka była baaardzo kiepska.
Wyglądało to tak, jakby po sukcesie "Parku Jurajskiego" Spielberg i reszta od niechcenia nakręcili bezduszną, żenującą (te gumowe kończyny i lejącą się na wszystkie strony "krew") kontynuację.
Dobra, tyle tego. Jak się zmobilizuje to jutro napiszę recenzję o wiele lepszego filmu który widziałem w weekend (tak, Simon ), ale to w osobnym temacie, bo film jest nowy i podobno dosyć głośny, a ja dowiedziałem się o nim przypadkowo z YT...
Oglądany wczoraj w "kinie ulicznym" na placu, który udaje nowy park.
Film bardzo mi się podobał. Jest to jeden z tych ładnych, kolorowych filmów. Aktorzy jacyś tacy nijacy (szczególnie facet), ale Emma-Mia ma ładny głos
W końcówce bałem się, że dostaniemy zbiór ładnych scen, ale ostatecznie udało się to w płynny sposób zakónczyć. Gdyby nie ten żenujący żart z pierdzeniem dał bym 9/10, a tak daje 8.
W ogóle facet przede mną próbował wmówić organizatorom, że ma z tyłu daleko schorowanych rodziców i mają włączyć z lektorem zamiast napisów (chyba mu nie uwierzyli), za to kobieta za mną cały film paplała coś do koleżanki, aby w połowie powiedzieć że "taki ciekawy, a ja nie wiem i tak co się dzieje", na co ta jej odpowiedział: "Bo cały czas opowiadasz". Ach, Polaki rodaki
Dno! Wszystko tu bez ładu i składu, a całość składa się z ciągłego "uratujemy dinozaury" i wyciągania naszych bohaterów z tarapatów. Na dodatek za dużo zbędnych wątków.
1/10
W dużym stopniu się zgadzam. Jak dla mnie, ciut lepsze od poprzedniej części, ale to i tak film słaby i wtórny. Zdecydowanie, czas na koniec ery dinozaurów.
Byłam wczoraj w kinie z mamą, która bardzo lubi pierwszą część, na Mamma Mia 2. Nie jest to ambitny film z wyższej półki, nie jest pozbawiony wad, ale jako rozrywka sprawdza się dobrze. Wydaje mi się, że jest słabszy od jedynki, ale w sumie bardzo dawno jej nie widziałam. Muzyka – wiadomo, wpadające w ucho kawałki ABBY; ładne widoczki, kostiumy; aktorzy sprawiali wrażenie jakby po prostu dobrze się bawili; starszych fajnie znów zobaczyć, młodych dobrze dobrano (choć trudno dorównać młodemu Brosnanowi… ech…); scenariusz – no cóż, szału nie ma, zwłaszcza we współczesnej części opowieści, ale co tam, oglądało się przyjemnie i miało ochotę trochę popląsać w takt muzyki. Ta część filmu jest bardziej refleksyjna i nostalgiczna, a może tak ją odebrałam ze względu na to w jakim sama byłam nastroju. Na pewno fajny film na kinowe wyjście mama + córka.
Ostatnio widziałam też Ścieżki chwały z 1957 r. z Kirkiem Douglasem. Zobaczyliśmy kiedyś przypadkiem kawałek w tv i nas zainteresował, więc przy okazji obejrzeliśmy całość. Antywojenny film o I Wojnie Światowej, o absurdach walki o każdy metr ziemi i nieliczeniu się z ludzkim życiem. Mocno irytujący, w takim sensie, że historia jest wkurzająca, czuje się jak bohater Kirka gotuje się w środku. W sumie prosty, ale dobry film.
Dla mnie MM2 dużo gorsza część od 1, ale młodszej się podobało.
A propos "Scieżek" - wideziałaś "Na zachodzie bez zmian"? Dokładnei to ten Milestona z 1930 r. Remake nie jest zły, ale ten pierwszy to prawdziwa perełka.
Kobieta zakochuje się w rybie*. Śmiałem się z tego opisu. Ale obejrzałem już film i teraz śmieję się z Oscarów. No, jednego, tego najważniejszego. Realizacja jest zachwycająca, tu się zgodzę, ale treść... nie wiedziałem czy z komiksu, czy też z anime. Naprawdę brakowało mi tylko takiego gumowego kostiumu dla homoida. To nie jest film do którego wrócę. Hasta la vista.
*Analiza morfologiczna jest jednoznaczna. Niestety nie dane mi było pobrać próbki DNA.
Zachciało mi się filmu o "górskich wędrówkach"
Sięgnąłem po Everest (2015) i jestem bardzo zadowolony, wersja 3D bardzo przyjemna aż żałuję że nie widziałem np. w IMAX
Świetne CGI a budżet:
$55 000 000
PS
Tak się powinno robić Star Wars - patrz i ucz się Abrams:
Everest VFX Breakdown
https://youtu.be/mXhVgsW5C5w
CGI i "green screen/blue screen" to podstawa w SW
Jak się nie umie kreować środowiska i kręcić w "naturze" to potem powstają takie koszmarki jak to:
https://4.bp.blogspot.com/-vP66Zsp6OIo/Vp_Bcouo-5I/AAAAAAAAi0c/XT1ZXnwc1ac/s1600/solo%2Bepisode%2BVII%2BTFA-0000.jpg
Czyli "Mariola" spotyka "Paździocha" na wysypisku śmieci.
Żenada
W kinie na 20 rocznicę. Świetna w każdym aspekcie (dialogi, gra aktorska, reżyseria) czarna komedia, rewelacyjny Jeff Bridges jako "The Dude", no i oczywiście Sobczak czy Buscemi. Trójka nieudaczników w środku afery kryminalnej. Film, który się nie starzeje - jak ktoś nie widział, to jest to pozycja "a must".
Tylko uwaga - "R"-ka jest tutaj całkowicie zasłużona.
Big Lebowski to jest coś co mam przed oczami jak słyszę o spin-offie o Kenobim pomiędzy ROTS i ANH
Mający wy*****e na wszystko Kenobi (bo w końcu liczy się tylko Luke) w szlafroku kupujący niebieskie mleko i ścigający Rodian którzy nasikali mu na dywan - OGLĄDAŁBYM
ciągle nadzieja na SW od Tarantino, skoro filmów ma być ze 60?
Tarantino to bym widział w spin-offie o Windu
Mace przeżył piorunujący lot z ROTS i w "lekkim" darksajdzie z okrzykiem w stylu "I`ve had it with these motherfucking Sith in this motherfucking galaxy!" próbuje dostać się do Imperatora by go zabić. Oczywiście Tarantino trzeba by pilnować bo przy jego fantazji to Windu pewnie by się udało;p W każdym razie ja bym widział jego koniec w stylu śmierci w przypadkowym napadzie np. łowców nagród (Boba?) na jakąś kantynę lub w toalecie przez przypadkowego szturmowca/gwardzistę;p
zrzynać samemu od siebie... ja to sobie wyobrażam Mace`a jako film drogi (mlecznej, galaktycznej), gdzie przegrany Windu odstawia Caine`a z "Kung Fu", chodzi od planety do planety, poznaje ludzi
Poza tym Tarantino rusza z
https://www.instagram.com/p/BmJACWgnwaW/?utm_source=ig_embed
Once Upon a Time in Hollywood Kocham ją, kocham Quentina, niech zwycięży miłość
Że ja na to nie wpadłem Ależ to by było rewelacyjne. Oglądałbym.
I bracia Cohen jako reżyserka.
I Quinlan jako Sobczak!
Teraz pytanie czy taki twór miałby być kanoniczny czy po prostu luźna i niewiążąca historyjka w SW?
Jeśli to drugie to jako Jesus Quintana chciałbym Maula
Heh, jeden z moich NAJ filmów EVER. Świetny Jeff Bridges, świetni kompani, świetny film. Właśni przypomniało mi się, że kiedyś widziałem taki film z braćmi Bridgesami i Michelle Pfeiffer - "The Fabulous Baker Boys", u nas w epoce kaset VHS to było zdaje się "Wspaniali Baker Boys". Film bardzo klimatyczny, ze wspaniałą muzyką, opowiadający o dwóch braciach, którzy grają jazzowe kawałki w podrzędnych knajpach - do czasu, aż wpadają na pomysł angażu wokalistki ... tak, Michelle, która w filmie jest obłędnie seksowna
Naprawdę polecam obejrzeć, bo właśnie klimat i świetna gra trójki głównych aktorów, plus świetna muzyka są dużymi atutami tego filmu.
Film zdobył sporo wyróżnień i nagród - między innymi właśnie za ścieżkę dźwiękową, miał nominacje w kilku kategoriach do Oscara i BAFT`Y. Polecam
The Big Lebowski 10/10 💗
W październiku na UHD 4K - włosi nawet sweterek dorzucą:
Il Grande Lebowski
https://www.amazon.it/Grande-Lebowski-Collectors-Ultra-Blu-Ray/dp/B07FJRXXDW
Dla mnie to nie horror a coś z pogranicza mystery.
Nie oczekiwałem zbyt wiele i poszedłem bo miałem kod na mały popcorn gratis XD ale sam film miło mnie zaskoczył. Oczywiście fabyła prosta i przewidywalna. Natomiast super dom w którym dzieje sie akcja - te wnętrza ! Całkiem OK muzyka. Całość okraszona nagością i erotyzmem. Gra aktorska też OK. Mnie się podobał.
W kinie jest mnóstwo pięknych, zachwycających aktorek, ale niektóre z nich jakoś wyjątkowo mnie uwiodły (że tak się wyrażę ). Są wśród nich Grace Kelly i Gemma Arterton. Obie zjawiskowe, a do tego nie tylko śliczne buzie. I tak mnie ostatnio naszło, żeby sobie na nie popatrzeć na ekranie. Zwłaszcza, że w oby przypadkach mam nadal zaskakująco spore zaległości jeśli chodzi o ich filmografie. Naprawdę zaskakujące biorąc pod uwagę moje zachwyty nad obiema paniami i lubość z jaką je oglądam. Choć i tak skończyło się nie tylko na nadrabianiu, ale i na powrotach do znanych już produkcji z ich udziałem.
Dziewczyna z prowincji (1954) Za rolę w tym filmie Grace Kelly otrzymała Oscara (ponoć trochę kontrowersyjnego ze względu na konkurencję; sama nie widziałam jeszcze „Narodzin gwiazdy” z Garland, ale na pewno jest to bardziej znany film i bardziej znana rola). Oglądało mi się go dobrze, choć nie jest to film specjalnie porywający i miejscami czuć jego wiek. Historia prosta, smutna, rozpisana właściwie na trójkę aktorów. Momentami aktorsko przeszarżowana, zbyt dużo ekspresji, ale jest też wiele świetnych fragmentów. Ogólnie dobry Bing Crosby i William Holden, a młodziutka Grace w wielu scenach wypada naprawdę świetnie jako zrezygnowana żona alkoholika z tragiczną przeszłością. Do tego nawet w prostym sweterku jest piękna, a w tej czarnej sukni i perłach, to już najwyższa klasa.
W samo południe (1952) Właściwie pierwszy istotniejszy film w karierze Kelly. Może nawet pierwszy w jakim ją widziałam (choć wydaje mi się, że „Okno na podwórze” zobaczyłam wcześniej). Widziałam go w każdym razie wieeeele lat temu. Wtedy mi się spodobał, więc postanowiłam skorzystać z okazji jaką było to, że w Rzeszowie zorganizowano mały festiwal poświęcony reżyserowi filmu – Fredowi Zinnemannowi, który urodził się właśnie tutaj (a co nie było dotychczas szeroko znanym faktem) i obejrzałam wieczorny pokaz na rynku. I teraz ten western spodobał mi się jeszcze bardziej, jest naprawdę smakowity. Wszystko tam gra, jest jak świetna maszyna, wszystko jest na swoim miejscu, nic zbędnego, muzyka, scenografia, aktorzy. Teraz zwracałam uwagę na rzeczy, które umknęły mi jak byłam dzieckiem, takie jak np. scena, gdy szeryf wychodzi z kościoła, w którym mieszkańcy dyskutowali czy pomóc mu czy nie, a na zewnątrz dzieci bawią się w przeciąganie. Bardziej też doceniłam ponadczasowość tej właśnie dyskusji – dyskusje na każdy temat dotyczące jakiejś grupy ludzi w pigułce. Bardzo podobał mi się Cooper. Pomijając grę, to teraz wydał mi się przystojnym 50latkiem, a w młodości nawet bym tak nie pomyślała Heh, jak to się zmienia. Młodziutka Grace, oczywiście śliczniutka, ale jeśli chodzi o rolę to nie miała zbyt dużo do pokazania. Choć ogólnie kobiety wypadają w tym filmie bardzo pozytywnie, są silne i zdecydowane. Kolejny raz przekonałam się, że zdecydowanie warto wracać do filmów obejrzanych wiele lat wcześniej.
Książę Persji: Piaski czasu (2010) Tu powrót. Widziałam ten film lata temu w kinie i to wtedy Gemma mnie omotała. Widziałam ją wcześniej w „Quantum Of Solace” i też pomyślałam, że ładna dziewczyna, ale to była mała rólka i dopiero jako księżniczka Tamina tak bardzo mnie zachwyciła. Pamiętam jak wyszliśmy z kina i mówiłam głównie o niej Wyglądała tam… cud, miód i orzeszki. Stwierdzam, że z czasem ten film podoba mi się chyba nawet bardziej. Taka przyjemna, solidna, niewymagająca przygodówka. Między Arterton i Gyllenhaalem jest fajna chemia, fabularnie jest ok, wizualnie bardzo ładnie, jest i humor, i przyjemna muzyka. Chyba zbyt surowo kiedyś oceniałam ten film. Zacna rozrywka.
Tess d’Urbervilles (2008) To akurat miniserial (4 odcinki), ale wspomnę. W skrócie: Gemma gra tytułową Tess, która jest piękna i ma przez to przechlapane. Nie czytałam książki, nie widziałam innej ekranizacji (najbardziej znana to pewnie ta Polańskiego), natomiast tę wersję oglądało mi się dobrze. Momentami serial jest może troszkę nierówny, ale ogólnie wypada pozytywnie. Dołująca historia, jedna z tysięcy tych, które są świetnym dowodem na to, że zmiany w społeczeństwie są czymś potrzebnym. Okropnie byłoby żyć w tamtych czasach, zwłaszcza będąc kobietą. Arterton bardzo mi się podobała w tej roli, dobrze IMO pokazała jak zmienia się jej bohaterka, wypadła naprawdę przekonywująco. Do tego wyglądała absolutnie pięknie i tak naturalnie.
Podobały mi się (jak zakładam rozmyślne) zabiegi z kolorystyką, kostiumami oddające nastrój poszczególnych miejsc, do których trafiała i okresów w życiu Tess. Albo sekwencja kiedy początek spoilera umiera jej dziecko, z tym ciągłym płaczem, a potem nagle przejmującą ciszą i nieruchomą Gemmą koniec spoilera. Tzn. podoba mi się zabieg, nie moment w historii. No i mgła pojawiająca się jak klamra w 2 tragicznych momentach. Solidna produkcja.
Byzantium (2012) Nie przepadam za wampirami, wolę wilkołaki, ale dawno temu zobaczyłam zwiastun i pomyślałam, że będę chciała to obejrzeć (no i wiadomo – Gemma). Nie jest to film bez wad, ale dobrze mi się go oglądało. Podobał mi się klimat w tym filmie i to, że w pewnych kwestiach wampiry z tej historii różnią się od tych z większości pozostałych opowieści (początek spoilera szpon zamiast kłów, sposób przemienienia w wampira, nieprzeszkadzające słońce koniec spoilera). Niektóre elementy tej historii były naprawdę ciekawe, np. to odejście od schematu wampira, który żyje tak długo, że w ogóle już nie troszczy się o dobra materiale, bo jest świetnie usytuowany i zwykle ma silną pozycję w ludzkim świecie. A tu proszę, dwie biedne wampirzyce, które nie mają lekko (fakt, na to wpływ ma ich historia, ale tak czy siak jest to ciekawe spojrzenie). Czy postać Clary grana przez Arterton. Z jednej strony bardzo skrzywdzona z tragiczną historią, z drugiej silna, a jeszcze z trzeciej bynajmniej nie kryształowa (została oddana do burdelu, a sama stręczy inne kobiety). Ciekawy jest ten pomysł, że skoro całe życie, od dziecka była prostytutką, to nadal w ten sposób zarabia na życie. Żyje tak długo, ale to nie zmieniło jej charakteru, tego czym nasiąkła w młodości. I podobnie jej córka, wychowana w innych warunkach. Przeżycia z dzieciństwa i młodości mają duży wpływ na każdego, dlaczego więc nie miałoby tak być gdybyśmy żyli przez wieki. Choć niestety trochę mi zabrakło jakiegoś większego pochylenia się nad Clarą we współczesnym wątku. Można było więcej wycisnąć z jej relacji z córką Eleanorą. Dać więcej do zagrania Gemmie, która w tej współczesnej części filmu wypada bardziej jednowymiarowo niż Saoirse Ronan jako Eleanor. A szkoda, bo jak się zastanowić, to IMO jej postać ma większy potencjał. Saoirse bardzo mi się podobała w tej roli. Jest też ciekawy aspekt feministyczny w tym filmie.
Mam nadzieję, że w najbliższym czasie nadrobię kolejne tytuły z obiema paniami.
fucking impressed, man, jak powiedział Kevin w The Crimson Boy.
https://www.reactiongifs.com/wp-content/uploads/2012/09/Billy-D_Approves.gif
Chociaż raczej powinienem zacytować Don`t try to be a hero! You don`t have to be a hero, not for me!
żeby było wiadomo o kogo chodzi
Polecam obejrzeć `Mogambo`, no i oczywiście nieśmiertelne `Okno na podwórze`. I w ogóle plejadę blondi Hitchcocka.
Gdybyś czegoś potrzebowała - wiesz gdzie mnie znaleźć
Na przystojnego Billy`ego Dee zawsze miło popatrzeć, ale nie wiem czy szydzisz czy Ci się podoba jakie panie mi się podobają, czy takie wielkie halo robisz z tego, że kilka staroci obejrzałam (a od zawsze lubię)
Ba, „Okno na podwórze” to jeden z moich ulubionych filmów ever. Widziałam wiele razy, nie potrafię się mu oprzeć. A „Mogambo” mam w planach, bo choć widziałam kiedyś pokaźny fragment, to jednak nigdy w całości.
U Alfreda lubię nie tylko blondynki Tam jest mnóstwo smakowitości. Ale niestety, tu też mam jeszcze trochę do nadrobienia.
że nie wiesz czy szydzę, czy mi się podoba jedna pani, czy wcale nie halo, ale radość, że ktoś opisze złote lata Hollywood i kino powojenne.
Smutne. Ale możemy próbować dalej. Optymistycznie
Człowiek się na Bastionie uczy wszędzie doszukiwać szyderstwa, ironii lub drugiego dna
O starych filmach zawsze z przyjemnością pogadam, dobrze wiedzieć, że ktoś tutaj chce o tym poczytać. Nawet ostatnio obejrzałam kolejne dwa filmy, które od lat też figurowały na liście „chcę nadrobić”. Jak znajdę czas to skrobnę jakąś opinię. A w międzyczasie, jak chcesz to możesz spróbować zgadnąć jakie klasyki obejrzałam: western z 1957 (już zrimejkowany) oraz komedia romantyczna z 1940 (z wielkimi nazwiskami na podstawie sztuki)
kurcze, nie zauważyłem tego posta.
Zagadka filmowa... z dawnych dobrych czasów. Nie chcę być świnią i szukać po datach hmmm rimejk westernów to `7 wspaniałych`, ale to później i zbyt oczywiste. Jesse James może? Jest `True Grit`, który bardzo cenię i oczywiście oczywista oczywistość, czyli pociąg, którym mój ojciec kursował między Łodzią, a Warszawą, a tytułowo Polacy ustawili go na cykl 24-h, czyli `15:10 do Yumy`.
Komedia romantyczna z lat wojennych trochę słabo, bo to nie mój gatunek, chociaż sporo tego wtedy było... mógłbym spróbować z moją muzą, Ritą Hayworth i wtedy `Anioły z Broadwayu`, ale to nie jest komedia i na podstawie sztuki to w ogóle nie wiem
No cóż, właśnie ta oczywista oczywistość była jednym z nadrobionych filmów – „15.10 do Yumy”. Przy całej mojej sympatii do oglądanych wielokrotnie „Siedmiu wspaniałych” i „Rio Bravo”, a w zasadzie do całego gatunku, mam bardzo duże braki w westernach.
A komedia to „Filadelfijska opowieść” z Katharine Hepburn, Jamesem Stewartem, Cary Grantem.
tego drugiego nie znam, ani teatralnie tym bardziej. Dorzucę sobie może do kupki klasyki.
W ogóle jak tak będziemy sobie zadawali zagadki i udzielali odpowiedzi w okresach comiesięcznych to może być zabawne i przypominać trochę szachy korespondencyjne
bo kiedyś tak mimochodem napomknąłem
/Forum/Temat/22460#696036
ale za chwilę, bo muszę o tym napisać, nadal ciężko uwierzyć, ale
https://wiadomosci.onet.pl/kraj/tvp-kultura-wyciela-wypowiedz-wojciecha-smarzowskiego-rezysera-kleru/8zt7s4w
https://wiadomosci.onet.pl/kraj/jacek-kurski-o-wycieciu-kilku-slow-smarzowskiego-w-tvp-kultura/7bbtkrv
http://wyborcza.pl/7,75968,23957871,wycinanie-na-ekranie-czyli-jak-jacek-kurski-ekshumowal-prl-owska.html#s=BoxWyboMT
Tak się składa, że chciałem obejrzeć to wyjątkowo na żywo (wiadomo - `Kler`, który i tak nic nie zmieni, ale szum w tym temacie zawsze dobry) i od razu mnie tknęło jak to idzie z 30-minutowym opóźnieniem? Będą cieli?
No to włączyłem relację online i potem Kulturę... cięli.
Niezłe jaja, znaczy nic nowego w reżimie polskiego Goebbels, cięli już w tym roku Przybysz z koncertu Osieckiej, cięli Girls On Fire, nie wspominając o klasyce, czyli Wielkiej Orkiestrze.
Natomiast nieustannie, w czasach relacji online, tłiterów i innych takich, nieustannie bawi mnie i dziwi taka cenzura. Po co? Przejście ujawnienie tego trwa 3 sekundy, a smród zostaje dłużej niż by puścili jedno zdanie, które każdy by zapomniał dzień później?
Po co? Oczywiście są ludzie, którzy wiedzę o różnych sprawach czerpią wyłącznie z reżimowej i czego tam nie ma to nie istnieje - przykład WOŚPu najlepszy - ale jednak.
I komedia jeszcze większa, że robią to miernoty, które wszem i wobec głoszą, że to oni są jedynymi i ostatnimi sprawiedliwymi. PRL, prawie 30 lat po, nadal mocno się trzyma w umyśle nad Wisłą. Szkoda tylko, że większości już się zdaje, że to był jeden wielki "Miś"...
A dobrych polskich filmów przybywa i to cieszy. Co prawa Smarzowskiego fanem nie jestem, raczej mocny krytykiem, ale na film pójdę. Dla beki chociaż z pseudo-prawicy polskiej, która jak zawsze powtarza swoje głupoty - było tak z Pasikowskim (Pokłosie - Jack Strong), jest repeta ze Smarzolem (Wołyń - Kler).
Natomiast wracając do początków - kino polskie na YT prawie-że zniknęło, różne mecyje autorskie powychodziły i tak dalej. Natomiast kino światowe, kurde, trzyma się mocno. Co mam na myśli?
Classic Cinema Online
https://www.youtube.com/channel/UC0gNARjpFnto8M1asVQJ41w
Film
https://www.youtube.com/channel/UC3p0zGLAg1DnufbHVXkr0dQ
Super Film
https://www.youtube.com/channel/UCiV6sJy_KS_XtidTeIyClig
Great Movies
https://www.youtube.com/channel/UCF_Xrv7tv5t8IC3W6iCuEwA
Cinema World
https://www.youtube.com/channel/UC6Vr1Wfw-nwKuNErB9IgV2w
Mega Movies Box
https://www.youtube.com/channel/UCOgmWbn6W6ahOc0QVzuJ65g
Screening Room
https://www.youtube.com/channel/UCGDYs5g7iHdUEpJaJPdldxA
Film Fabularny
https://www.youtube.com/channel/UCG--GYh_LwsYqFgDFMuszzA
Stare Kino
https://www.youtube.com/channel/UCOFdnGvHFPP745GI2v65G1Q
Pewnie coś tam jeszcze jest, czego nie zauważyłem. Ciekawi mnie to na jakiej zasadzie działają te kanały, czy to sprawka YT, jakiś zgód, licencji, bo banów nie ma, ale niektóre tytuły potrafią zniknąć...
Co prawda większość tych filmów widziałem, ale trafiają się perełki jak `Ucieczka z Zahrainu` z legendarnym Yulem Brynnerem, czy serial `Planeta małp` z 1974...
Idealne do pociągu czy autobusu na smartfonie.
Czy ciężko uwierzyć ?, no był czas na to by się przyzwyczaić - od wyborów minęło już sporo czasu . Gdzieś czytałem wywiad ze Smarzowskim, w którym mówił, że część scen musieli kręcić w Czechach - bo w Polsce nie chcieli ich wpuścić do kościołów ... beka normalnie
Naprawdę, nie mogę się doczekać kiedy ten napompowany polską głupotą balonik w końcu pęknie
A czemu ich mają wpuszczać do kościołów? Niech se zbudują swoje i tam kręcą.
Czepianie dla samego czepiania widzę. Może po prostu po to, by dać czytelny sygnał, że jest się w pełni otwartym ?, ot mały gest, a jednak w skali problemu wiele znaczący, np. poprawy wizerunku chociażby ? ... posadzkę by pobrudzili ?.
Sąsiedzi z południa są jednak o wiele mądrzejsi.
powiedział że to nie celowo, tylko z nadgorliwości i głupoty
aha, telewizji prezes, nie ten drugi
a co do początków, to kiedyś spaczałem z radością "Wayward Bus" czyli przedpotopową ekranizację/na motywach "Autobusu do San Juan" Steinbecka
A to jakikolwiek porządny człowiek ogląda TVPiS, niegdyś funkcjonujące pod nazwą TVPolityków? Jak na co najmniej 95% zniknie zagrożenie obowiązkowej opłaty za media publiczne, to wtedy dopiero będzie można obejrzeć.
Natomiast to o czym chciałem napisać to to, że faktycznie mamy piękne lata dla filmu polskiego:
- 2 lata temu "Ostatnia Rodzina", "Wołyń" oraz krótkometrażówki Bagińskiego z cyklu "Legendy Polskie"
- rok temu "Pokot", "Volta", "Ja, Olga Hepnarova", "Ptaki śpiewają w Kigali" oraz całkiem fajna krótkometrażówka Stuhra "Milczenie polskich owiec"
- a w tym roku "Kler" i "Kamerdyner"
Kler jest o tyle pociągający, że jeszcze premiery nie było, a już polski kler katolicki dostał po ryjach tak, że ładnie puchnie - i bardzo dobrze
Kamerdyner natomiast jest o tyle ważny, że to ostatnia rola Marka Frąckowiaka w życiu - co prawda epizodyczna, ale i tak jest przykre, że wszyscy polscy pismacy kompletnie to pominęli.
No i tak się składa, że w obu tych filmach gra Gajos - nie ma to jak perspektywa obejrzenia ulubionego polskiego aktora w dwóch filmach w kinie jeden po drugim.
Szkoda, że niezależnie od tego jak ocenię obydwa filmy, polskim faworytem do Oscarów pozostanie "Zimna Wojna" - ale z drugiej strony, jakoś nie wyobrażam sobie, by obecne PISF chciało promować "Kler" natomiast "Kamerdyner" może mieć problemy z typową dla nas martyrologią.
No i przyszły rok w polskim kinie też pysznie się zapowiada: Twardowsky 3.14, Kurier, Gareth Jones, serial Agnieszki Holland o alternatywnej historii Polski, Ciemno prawie noc...
szybuje wysoko już od dłuższego czasu, ale ja nie o tym - byłem na obydwu filmach, obydwa za długie, ale... Kamerdyner bardziej mnie wciągnął. Poza oczywistym minusem, którego nie mogę przeboleć, że aktorzy kolejnego pokolenia pokroju Sebastiana Fabijańskiego to zgroza.
Kiedy zabraknie takiego Gajosa to będzie płacz.
chyba się skończyło... przyniosłem pecha? Bo kanały są praktycznie poczyszczone z filmów :/
Z jednej strony to oczywiste, prawa własności i pieniądze, z drugiej strony szkoda, że niektóre tytuły nie mogą bytować w tak szeroko rozumianej przestrzeni publicznej, po prostu dla szerzenia kultury kina.
Szkoda.
Korzystałem czasem z tych dwóch kanałów, które podlinkowałeś tutaj pod koniec zeszłego roku. Nie było przez ten czas problemów. Teraz znowu o tym napisałeś i od razu pokasowali wszystko. Ciekawe czy zbieg okoliczności, czy komuś stąd przeszkadzało.
mam nadzieję, że nie przyczyniłem się... w ogóle poszperałem trochę w necie w tej tematyce i nic nie znalazłem.
Są oczywiście wspomnienia o kanałach polskich wytwórni (chociaż jak pisałem już - większość z nich padła z różnych powodów), jest też coś takiego
https://www.youtube.com/user/SalaKinowa/videos
ambitniejszy kanał mojego ulubionego kina warszawskiego, czyli kina Praha.
Mają też kanał premium, bo przecież YT wprowadził chyba płatne subskrypcje i jednorazowe zakupy... ale nie o takich kanałach mowa.
Teoretycznie te linki, które podałem... ciężko ogarnąć. Nie miały opisów, nie wiadomo kto wrzucał te tytuły i dlaczego takie... teoretycznie każdy może zgłosić zastrzeżenia do każdego klipu na YT.
Problem w tym, że jak klikniesz Zgłoś film -> Naruszenie moich praw -> Naruszenie moich praw autorskich to potem musisz to udowodnić. Te tytuły, które poznikały, a które zapisałem sobie w pamięci i sprawdziłem, mają w Polsce różnych dystrybutorów, reprezentowanych przez różne firmy, nie mówiąc już o zaiksie.
YT sam z siebie posiada również filtry w jakiś sposób wychwytujące cyfrowy zapis nie tylko muzyki, ale i filmów, bardzo często pozwala wgrać jakiś plik, ale blokuje publiczne odtwarzanie.
A przecież tak naprawdę jest tego cała masa i potęga tej firmy zaczynała się i nadal niejako podtrzymywane jest przez różne klipy, które - gdyby tylko ktoś chciał - zniknęłyby z serwisu.
Więc ciężko ogarnąć dlaczego to w ogóle było i dlaczego teraz zniknęło. A bardzo bym chciał się dowiedzieć.
-Poszedłem na Kler
Nie będę tutaj strzelał jakąś rozbudowaną recenzją, bo to chyba nie ma sensu. Postrzeganie tego filmu jest ściśle związane z tym w jaki sposób się podchodzi do tego filmu. Ja nie nastawiałem się ani na film antykościelny, ani na jakieś niesamowite dzieło pełne prawdy.
No i ostatecznie moje odczucia były mieszane. Są takie elementy za które bardzo doceniam ten film, ale było też sporo momentów, w których robiłem mentalnego facepalma.
Może najpierw trochę o tym co powodowało, że film mnie denerwował:
- Za dużo patologii. Przykro mi, różne rzeczy można przypisywać kościołowi, ale nie wierzę w to, że co drugi ksiądz przeklina więcej niż większość moich kolegów z pracy. DUŻO więcej. Ja rozumiem, że Smarzowski chciał uatrakcyjnić film różnymi tematami, że w filmie musi się coś dziać, ale trochę odbiera to powagi kiedy na każdym korytarzu dzieje się coś "złego". Tu pedofil, tam kogoś biją, zastraszają, dają łapówki, dogadują się z mafią, kłamią. Jakby proporcje tej patologii i normalnego życia były chociaż 70%-30% to dla mnie ten film dużo by zyskał. A tak to po prostu nie umiałem uwierzyć w tą fabułę. No bo kurde.. początek spoilera jak dziesiątki księży siedzą w sali i telefonicznie załatwiają, żeby artykuł o ks. Lisowskim nie pojawił się w gazetach po czym idą po najnowsze gazety, widzą, że nie ma artykułu i z bananem na twarzy strzelają high five`ami i poklepują się o plecach koniec spoilera. Sorry, to było zbyt groteskowe. Ale może takie miało być? Może to przejaskrawianie było celowe, a ja po prostu oczekiwałem czegoś innego?
- Humor. Niektóre elementy humorystyczne były bardzo w punkt. Ale momentami pojawił się humor nastawiony na typowego Sebixa i Karynę. I rzeczywiście kino zaśmiewało się na całego.
Wspomniałem, że są elementy za które doceniam ten film.
+ To nie jest tak, że Smarzowski wykreował postacie, na których chce pokazać problemy kościoła i tyle. Przynajmniej dwóch z trzech księży w tym filmie pokazuje jaja. Mimo pewnych problemów, które widoczne są szczególnie na początku filmu, przechodzą pewną przemianę, stają się w pewnym sensie pozytywnymi bohaterami. Widać, że są różni księża, różne podejścia, różne warunki życia, różne motywacje.
+ Kukuła - strasznie podobał mi się wątek tej postaci. Nie będę spoilerował dlaczego, ale wydaje mi się najbardziej przejmujący spośród historii trzech księży.
+ Świetna gra aktorska. Zarówno Jakubik jak i Braciak grają fenomenalnie. Więckiewicz na początku jest dosyć szary (ale na tym trochę polegała jego rola), ale w drugiej połowie filmu również świetnie gra subtelne emocje, które nim targają. Gajos gra postać chyba najbardziej przerysowaną, ale robi to świetnie.
+ Stanięcie w obronie poszkodowanych. Czasami było to zbyt natarczywe, ale generalnie można by uznać, że film skupia się na tym, żeby bronić ofiar pedofilii, przemocy, prześladowań. Niezależnie czy ofiarą jest dziecko, ksiądz czy kobieta w ciąży. Ten ostatni wątek jest również dosyć ciekawie poruszony. początek spoilera Bo gdyby Smarzowski chciał dowalić księżom to ksiądz kazałby usunąć ciążę kobiecie, która zaszła w ciążę i potem można by ten wątek dalej pociągnąć na milion sposobów pozwalających na dowalenie kościołowi. Tutaj bohater bierze odpowiedzialność za tą kobietę, za to dziecko koniec spoilera.
Ten film ogląda się z zupełnie innej perspektywy niż inne filmy i ta perspektywy jest zależna od wielu czynników. Jakby spróbować ocenić Kler bez tych wszystkich pozafilmowych perspektyw to film jest po prostu całkiem dobry. Fabuła nie jest jakoś niesamowicie wciągająca czy przejmująca, ale przyznam, że oglądałem film do końca zainteresowaniem.
A można go zestawić czy porównać do Spotligth ?
Nie. To jakbyś porównał fiata z mercem. I już nawet nie chodzi o to, że to są filmy z perspektyw zupełnie różnych ludzi, inaczej skonstruowane itd., lecz o samą wymowę. Spotlight subtelnie opowiedział o problemie, a Kler to darcie japy. Tylko. Tym razem Smarzowskiemu Vega wszedł za bardzo.
jest gdzie się pójdzie do kina, bo ja byłem w Kinotece i ludzie się rzeczywiście podśmiewali, ale też nie za bardzo, moi rodzicie byli w Kulturze i tam raczej smutek na sali... bo film jest smutny tak naprawdę, a trailer lekko przekręca jego wydźwięk.
Natomiast wg mnie jest to "typowy Smarzol" w tej tematyce i tutaj ciężko mi zmienić zdanie.
A porównywanie ze `Spotlight` jest mało właściwie, bo najlepszy film roku 2016tego to styl `Wszystkich ludzi prezydenta`, czyli ciężkiej, uczciwej pracy dziennikarskiej, której już coraz mniej na świecie.
A "Kler" to... taka `Drogówka`, czy `Wesele` tylko w innej szacie.
Mnie Smarzowski pierwszy raz tak bardzo zawiódł. Tym mocniej, że po "Wołyniu" wiedziałam, że potrafi brać się za tematy u nas kontrowersyjne i przedstawić je w niejednoznaczny sposób. Liczyłam na to nawet po tym bardzo paprykovegowym trailerze, bo do polskich filmów często trailery są bardzo mylące i co do treści, i co do nastroju. I no nie. Z każdą minutą byłam coraz bardziej zażenowana.
Co wyszło? Jeśli ktoś lubi styl Smarzowskiego (dużo ciszy i częste "plumkanie", szybko cięte sceny, brud, smród i syfilis wszędzie) to może iść. Można pójść zobaczyć, jak Gajos dobrze się bawi na planie, bo dostał do zagrania nie postać, a uosobienie zła i, no, bawi się tym. I dla Braciaka, bo ma prawdopodobnie najciekawszą rolę i dobrze to robi. To tyle.
Poza tym jest niemalże Botoks 2.0, tyle, że na plebanii. To nie jest film, który otwiera oczy i sygnalizuje problem (a to wyczytuję z orgazmicznych recenzji tu i ówdzie), bo wyciągnie się po jego seansie tyle samo, co po obejrzeniu programu informacyjnego. To jest tylko i wyłącznie pojazd po grupie społecznej. I nie, nie pomaga to, że próbuje się bohaterów uczłowieczyć, skoro jest to nieudolne. W zasadzie były brane lekcje u papy Lucasa: początek spoilera przemiana Więckiewicza z "wyskrob bachora!" do "nope! I zamieszkam z Tobom!<3 przebiega w niecały tydzień?xD I mam brać to na poważnie? koniec spoilera. Nawet, jeśli próbuje się już pokazać bohaterów w lepszym świetle to i tak inne rzeczy, które mają za uszami, nie pozwalają na nich patrzeć inaczej jak na kanalie.
Humoru było w pewnym momencie już za dużo i tak, jak piszesz, "dla Sebixów i Karyn". Z jednej strony masz więc sceny z czymś takim, żeby za chwilę przejść w skrajnie poważny nastrój i wydarzenia i zacząć się może przejmować losem bohaterów, tudzież wyciągnąć z tego filmu - jak zapewne chce reżyser - coś więcej. I powstał potworek, który nie jest dobry ani w jednym, ani w drugim, ciągnie raz jedną, raz w drugą stronę. W pewnym momencie wyliczałam czy coś EKSTREMALNIE poważnego stanie się po kolejnej dawce słabego humoru. I się wydarzało xD No dramat.
Pewne wydarzenia po prostu nie pozwalają uwierzyć w ten świat. Ten fragment, który przytoczyłeś od razu nasuwa skojarzenie ze scenami, które widzimy w co drugim amerykańskim akcyjniaku xD Ale było tego więcej początek spoilera ofiara pedofilii udaje się sama(!) do kurii i zostaje postawiona przed obliczem "sędziów"; za Jakubikiem, w niewielkim mieście, ludzie puszczają się z widłami(!), w biały dzień i przy świadkach(!!), NA CZYIMŚ POGRZEBIE, przerywając ceremonię(!!!), żeby było bardziej dramatycznie xDDD; cała "przemiana" Więckiewicza; Gajos-Corleone, wyciągający pieniądze ze ściany; Denethor w finale filmu.... koniec spoilera. Zbyt wykoślawione, przedramatyzowane, co za tym idzie nieprzekonujące. I jeszcze te fragmenty z wypowiedziami ofiar na szarym tle xD
Za dużo było tych postaci, zbyt wielu rzeczy chciał Smarzowski dotknąć, w efekcie historia każdej jest zrobiona po łebkach, lepiej lub gorzej.
No słabo. A najlepsze jest to, że w zasadzie nie wiem po co jest ten film, ani dla kogo i co chciał powiedzieć. Zacietrzewiony antyklerykał po seansie będzie jeszcze bardziej zacietrzewiony, zagorzały katolik uzna to za atak na Kościół i jeszcze bardziej się okopie, instytucja będzie nadal taka, jaka była.
Jeszcze jedna rzecz. Z tego, co zobaczyłam, to postaci miały ogromny potencjał i gdyby wybrać wątek jednej z nich i na podstawie tego opowiedzieć o jednym problemie to mogło wypalić. Np. tylko wątek Jakubika, który do tego by się chyba najlepiej nadawał. początek spoilera To też w jego histoii była znamienna, a tak krótka scena, gdy dziecko powiedziało rodzicom o molestowaniu, a ci mu nie uwierzyli i jeszcze go ukarali - to drążyć, o takich "wierzących" opowiedzieć. koniec spoileraAlbo dać postaci Gajosa głębi i zrobić film tylko o wyższych kręgach Kościoła. To by mogło wypalić, ale pewnie trzebaby lepszego reżysera, pomysłu i chęci opowiedzenia faktycznie czegoś, a nie tylko "darcia japy".
Jeśli ktoś zachwycał się "Dunkierką" to niech pędzi do kina, a najlepiej do IMAXa. Zdjęcia, a przede wszystkim dźwięk są na tym samym lub wyższym poziomie. Do tego piękny soundtrack. Audiowizualne cacuszko. Na dodatek weszło aktorsko. Gosling jak dostanie rolę wycofanego gościa to jest strawny i tak tu było. Ale przede wszystkim Claire Foy.
No zaraz idę Co prawda u mnie na wiosce nie ma IMAXA, ale Dolby 4K też powinno być strawne.
Widziałem wczoraj - świetny film.
Miałem obawy czy z tego tematu da się coś interesującego zrobić i zostałem bardzo pozytywnie zaskoczony.
Jedno jest pewne, teraz już zapamiętam nazwisko reżysera "Whiplash" 10/10 💗 i "La La Land" 10/10 💗
Damien Chazelle
"Pierwszy człowiek" ma bardzo surowy klimat - w sporej części jest pozbawiony muzyki, są też fragmenty w kompletnej ciszy. Za to jak już dźwięk się pojawia to wszystko skrzypi, trzeszczy, łomocze i stuka
Jest to ma maxa przesadzone ale dzięki temu czyjemy się jak byśmy byli tam w środku razem z bohaterami - potęguje ten efekt praca kamery, która jest często roztrzęsiona i skupiona na detalach - mało jest szerokich ujęć, co jednak sprawdza się w tym filmie znakomicie, ma on swój wyrazisty styl i charakter.
Dopisuję sobie "Pierwszego człowieka" do listy zakupów na 2019
Polecam osobom szukającym w kinie czegoś więcej niż standardowe "łubudubu"
PS
Jest to już kolejny film pod wyraźnym wpływem "Interstellar" (2014) i tak ma być
I do tego nazwiska dodaj Hurwitz`a, który z nim współpracuje i jest odpowiedzialny za muzykę do tych filmów. Od obejrzenia oram ten soundtrack, no coś pięknego. Czemu nowe epizody nie mają choć w połowie tak dobrej muzyki?
Na szczęście mamy jeszcze muzykę ze spin-offów, która jest równie dobra jak nie lepsza od Hurwitz`a
Film oglądałem w zwykłym kinie, ale za to w komfortowych warunkach - niedziela wieczór i tylko 4 dorosłe osoby na sali, więc kompletna cisza, skupienie... kontemplacja
To tak jak ja 4 dorosłe osoby, żadnego popcornu, dzieciarni z telefonami - piękna ciiiszaaa gdy potrzeba.
I byłeś w IMAX? Lub ktoś inny i napisze jak było? Bo muszę się upewnić, że eskapada będzie warta zachodu.
Byłem wczoraj w IMAX
Dźwięk (lub jego brak) jest oscarowy. Wypada bardzo realistycznie i kreuje wrażenie jakby było się choć po części wewnątrz filmu i tych maszyn.
Obraz jest też bardzo specyficzny bo wszystkie sceny w kosmosie czy statkach są tak zrobione aby wywoływać wrażenie że jest się uczestnikiem tych wydarzeń. Od np.: niemalże czarnego wyglądanie przez wizjer po jakieś kołowrotki. To się udało. I jest wyważone.
Z scen pod IMAx jest finalne lądowanie i pobyt.
Rajan super.
Wersja IMAX must see !!
Brzmi jak coś do czego Imax jest stworzony.
Jakiż to przyjemny film był. Zdjęcia bez wyrzucania milionów na CGI a jakie piękne, choć miejscami klaustrofobiczne. I muzyka (a nawet jej brak) robiąca klimat. Oraz sama historia, nie o bohaterskim bohaterze, a o ludziach którzy muszą się mierzyć ze swoimi własnymi traumami i lękami. Bałem się tutaj Goslinga, a proszę, potrafi. Ślicznie wyszło w sumie, a po seansie aż byłem zdziwiony, że to tak długi film - zupełnie się nie dłużył i nie nudził. Tak solidne 9/10.
Ja się może wybiorę w przyszłym tygodniu, tym bardziej że obsada jest ciekawa i myślę, że może wyjść z tego fajny film. Recenzje są do tego bardzo dobre, a przynajmniej jeśli chodzi o liczby.
Nie zgodzę się natomiast, że Gosling jedynie jako wycofany jest strawny.
Niech Moc będzie z Wami.
-Interstellar
Bardzo dobry film, ciekawa muzyka, dobre postacie. Końcówka trochę przekombinowana, a wywyższenie córki na syna moim zdaniem wypadło trochę nienaturalnie, ale film to typowy Nolan.
Venom
Nie wiem do końca, jak ocenić ten film. Od dawna żaden tak bardzo mnie nie przeniknął (pewnie to efekt głosu z głowy). Nie jestem również jednym z tych, którzy szczególną uwagę zwracają na wpływ studia na ostateczną wersję. Nie lubię, kiedy cały film robiony jest na jedno kopyto. Niby mini-horror psychologiczny nie wyszedł źle, ale film rozrywkowy z poważniejszymi scenami mi nie przeszkadza. Nie uważam jednak, że Venom to dobry film bo reżysersko leży. Zaniepokoiła mnie jednak reakcja publiczności w dramatycznej scenie, kiedy Tom Hardy próbuje sobie początkowo poradzić z obecnością Vanoma w jego ciele i w pewnym momencie z trudu wymiotuje. A ludzie...się zaczęli śmiać... Tak czy inaczej, jeżeli wyjdzie dwójka, to na pewno wybiorę się do kina.
IT
Bardzo dobry film. Momentami było czuć horrorową sztampę rodem z Annabele ale nie spodziewałem się, że film może próbować poruszać trudniejsze tematy. Na plus także piękna oprawa wizualna. Na dwójkę pewnie pójdę do kina.
Jak na razie recenzje Venoma wskazują, że film jest słaby albo nawet bardzo słaby - i pewnie owe recenzje się już nie zmienią. I tak jestem w szoku, że przy takiej mizerii, jaką film się podobno okazał, udało się wykręcić naprawdę dobry wynik finansowy.
Jeszcze Venoma nie widziałem (nie wiem, czy jest w ogóle sens iść na to do kina, między innymi ze względu na te recenzje), więc chciałbym Cię spytać, na ile masz odczucie, że ten film sam nie wiedział, czym chciał i czym miał być (w głównej mierze przez dokrętki, ale to już inna kwestia)? Bo to, co było cechą wspólną wszystkich recenzji, i to był w zasadzie swoisty punkt wyjścia dla wszystkich recenzentów, to fakt, że film raz jest - tak jak sam określiłeś - mini-horrorem, a w innym momencie komedią, co go w dużym stopniu rujnuje. Jestem ciekaw właśnie tej kwestii w szczególności.
Niech Moc będzie z Wami.
Jak dla mnie film jest jak średniak z MCU, tyle że momentami chciałby być czymś więcej i nawet dobrze to wychodzi. Myślę, że gdyby o dokrętkach nie było tak głośno, tak właśnie wyglądałaby recenzje. W kinie się go ogląda bardzo fajnie, myślę że warto się wybrać, ale bez specjalnych oczekiwań.
Zwiastun był mega - ten pierwszy.
A film nie jest taki jak by się wtdawało po zwiastunie. Jest za miętki. Do tego nie jest to film o antybochaterze. Złol jest słaby. Wątek miłosny chyba już gdzieś był - taki sam .
Dla mnie ten film jest taki jak Spidermany nie z MCU. OK ale bez szału. Najbardziej boli to że zmarnowano potencjał. Chyba faktycznie nik nie wiedział czym ma być te nfilm
Czy iść czy nie iść - myslę że jak nie pójdziesz to nic nie stracisz. Jeżeli pójdziesz to też się nie rozczarujasz jakoś bardzo.
Taki film o niczym.
Mnie osobiście początek siępodobał potem słabnie i jest tandetne i przewidywalne
Okej, no to po Waszych odpowiedziach skłaniam się ku temu, by pójść, tym bardziej że jakiś czas temu założyłem sobie kartę Cinema City. 😊 Przy najbliższej wizycie w Poznaniu lub Warszawie wpadnę najpewniej do kina na Venoma, skoro i tak mnie to nic nie kosztuje (jedynie czas). 😉
Swoją drogą, kiedy drogi Jorze zmieniłeś nick? 😮
Niech Moc będzie z Wami.
Coś 1-1,5 m-ca temu. JORUUS już niekanoniczny, a poza tym po ostatnich wybrykach jakoś nie mam ochoty na to co ma nadejść w SW XD
No proszę, to nawet nie zauważyłem, od kiedy Jor stał się niekanoniczny. 😝 Tym niemniej dziwię się Tobie, że w tych nowych realiach, gdzie twórczości powstaje całe mnóstwo, nie możesz sobie czegoś znaleźć. Tylko w przyszłym roku premiery będą miały: epizod dziewiąty, siódmy sezon TCW, The Mandalorian i Fallen Order. Na tyle sporo, by Ci się coś spodobało.
Niech Moc będzie z Wami.
Nie, TFA było takim odbiciem się od dna własnego fanostwa ale jakoś potem poszło szybko w rozmycie. Wolę iść na koncert metalowy czy książkę przeczytać. Albo zobaczyć TPM czy CT po raz kolejny. I tak to oznaka starości XD
A, no tak, zapomniałem, że Ty masz odwrotnie - Tobie podobało się TFA, a nie TLJ, podczas gdy ja uznaję TLJ za jeden z lepszych filmów SW, a TFA za tragiczny i najgorszy. Sorry za to, że robię off-top (w sumie Ty też 😝), ale temat dotyczy w końcu filmów, więc o nich możemy sobie porozmawiać, także o filmach SW: skąd u Ciebie taka różnica w ocenie obu filmów trylogii Disneya?
Niech Moc będzie z Wami.
TFA było świetnym filmem wprowadzającym po czasie w SW. Miało wszystkie cechy SW. Owszem było wtórne - tak jak TPM (choć te było bogatsze na poziomie wykreowanego świata). I mnie to nie przeszkadzało. Z czasem na punkcie wtórności jednak traci ale w dniu premiery było w tym to coś co się nazywa SW XD. Han Solo z Chewiem byli super. Wielka 3 była w rozbiciu ale mnie to nie przeszkadzało. Dobrze się bawiłem. Jedyne co bym zmienił to samego Starkilera na coś innego.
A TLJ - po pierwsze twisty fabularne - to w SW mi nie pasuje. Po drugie rozdrobnienie - po co Hondo ? No i źle poprowadzone postacie jak BB-8 czy Poe. Finn odseparowany od Rey. Jedynie dobry był wątek Reylo. Dla mnie mdłe i hermetyczne. Brak kontynuacji wątków - brak Rycerzy Ren. Leia in space XD
Po prostu było to słabe. Widziałem raz i mi wystarczy. Nawet nie mam teraz ochoty na 9. Ten film to dla mnie poziom takiego King Konga z wyspy Czaszek. To jednak trochę za mało.
Jeżeli mam być szczery z samym sobą to tak od TPM to nie było nic naprawdę dobrego w filmowym SW. Zawsze coś krzaczy. Trochę jak w kontynuacjach Predatora im dalej tym to wszystko się rozłazi.
Tak więc sumując TFA mimo wtórności mnie dobrze bawił - to taki film że możesz go zacząć oglądać gdy właśnie go skończyłeś oglądać. TLJ jest przetwistowany i uważam jest płaski i słaby jako kontynuacja oraz jako pojedyńczy film. Gdyby go może nieco inaczej poprowadzić byłoby inaczej XD
No i jak zobazyłem jak Luke wywala miecz to dla mnie było takie jakby RJ dawał pstryczka w nos JJjowi - patrz ty zrobiłeś klona ja zrobie wszystko inaczej niż dotychczas. Los chciał że to JJ robi 9 XD Tu miałem ubaw
The Sounds of Music – czyli nacjonalista i dewotka przeciw zjednoczonej Europie
Stary (z 1965 r.), ale ciągle świetny film, doskonałe zdjęcia, świetna reżyseria i aktorstwo. I jak to wygląda na dużym ekranie. Jakby to opisać, żeby nie popaść w banał. Może tak…
Młoda, pełna radości dziewczyna popada w sidła „czarnej mafii” i ma zostać zakonnicą, co jednak jest sprzeczne z jej charakterem – ciągle sprawia problemy w klasztorze. Aby ją nieco utemperować, przebiegła przeorysza wysyła ja na służbę do miejscowego austriackiego nacjonalisty, wdowca, ojca gromadki dzieci, którą ten bezduszny człowiek wychowuje żelazną ręką, metodami rodem z głębokiego ciemnogrodu (ot choćby każde z dzieci ma przypisany inny rodzaj gwizdka – ów ojciec, Georg von Trapp, - w czasie wojny, która była określana wielką ale jeszcze nie była wtedy numerowana, służył w marynarce wojennej, co może tłumaczyć zamiłowanie do gwizdków)
W międzyczasie w sąsiednim kraju zachodzą procesy historyczne, kładą się podwaliny i wykuwają zręby pod budowę wielkiego projektu socjalistycznej rzeszy europejskiej (dokładnie – nazieuropejskiej), która kiedyś będzie sięgnąć od Atlantyku po Moskwę – za wyjątkiem Brexitu. W projekt unii* radośnie włączają się mieszkańcy Austrii, jednak nie wszyscy – pan kapitan jawnie ignoruje próby wciągnięcia go w ideę rozszerzenia rzeszy, ostentacyjnie demonstruje własny nacjonalizm poprzez wieszanie flag w barwach narodowych czy zrywanie flagi unijnej (tej wiecie, z symbolem szczęśliwych hindusów). Jest też przeciwny uczuciu, jakim młody człowiek, zwolennik unii darzy jego córkę – z pogardą nie odpowiada na europejskie, malarskie pozdrowienie młodego człowieka (to wiecie, z wyciągnięta ręką pokazującą, dokąd lamperie, a odkąd maluje się na biało). Jedyną szansą na wyjście naszego kapitana z nacjonalistycznego zacietrzewienia jest romans z wyzwoloną, postępową hrabiną. Niestety, tutaj do akcji wkracza wspomniana dewotka i swoimi wdziękami odwraca jego uwagę od tej rozsądnej istoty. W międzyczasie również podstępem wkrada się w łaski dzieci, proponując im zabawy stojące w jawnej sprzeczności z przepisami BHP (wspinanie się po drzewach bez kasku czy pływanie łódką bez kamizelek ratunkowych). Jej knowania zostają zakończone sukcesem i pan kapitan decyduje się na ślub – co pokazuje że jednak dewotka taka święta nie była. Tak, jak mogliście się domyśleć, ślub klerykalny, a na dodatek militarystyczny, gdyż sam wybranek, jak i jego koledzy występują w mundurach dawno słusznie minionej monarchii – tutaj ujawnia się nam nie tylko jako nacjonalista, ale również monarchista.
Bieg historii jednak nie zostaje wstrzymany i Austria jako pierwszy z wielu krajów przyłącza się do wielkiego, europejskiego projektu. Nasz kapitan dostaje nową szansę i propozycję pracy Berlinie, w ministerstwie, ku chwale nowej rzeszy – co pokazuje że jej włodarze nie są małostkowi. Jego nacjonalizm jest jednak niereformowalny i zamiast pracować, postanawia on uciec i nie wypełniać swojego obywatelskiego obowiązku. Ucieka – co było do przewidzenia – z pomocą klerykałów z klasztoru gdzie znajduje schronienie, gdyż jak wiadomo ciemnogród zawsze był przeciw siłom postępu. Na dodatek siostry zakonne niszczą mienie państwowe, psując samochód oznaczony symbolem szczęśliwych hindusów.
Tak, to piękna opowieść o szkodliwych skutkach nacjonalizmu i klerykalizmu, gdzie ostatecznie bohater zamiast zapewnić przyszłość swojej rodzinie i budować wielką wspólnotę europejską, będzie się musiał tułać po świecie i zarabiać śpiewaniem po jarmarkach za oceanem.
* Anschluss = połączenie = unia
Zabawna recenzja
A film faktycznie, świetny. Pewnie dobrze wygląda na dużym ekranie.
Zabawna recenzja
A film faktycznie, świetny. Pewnie dobrze wygląda na dużym ekranie.
Film o Keirze Knightley zmieniającej zabawki w zombie 10/10! Na razie nie wiem czy to dobry film i chyba nie chcę wiedzieć, bo bardzo na niego czekałem i się nie zawiodłem. Wygląda pięknie. Matulka ostatecznie nazywa się Cyrkoni (jak w zwiastunie z napisami ), a nie Dżindzia (jak w oryginale) ani Żygoni (jak w zwiastunie z dubbingiem).
Muzyka jest cudowna! (Pioter Cz. + gość o Fantastic Beasts). Chyba sobie kupię.
A, zapomniałem dodać, że pojawił się Richard E. Grant (SW: Episode IX). Był na plakacie, nawet miał swój solowy. Było go tyle co Luke`a w TFA , tyle że powiedział trochę więcej i pojawił się w nie jednej, a kilku scenach. Może w Star Wars będzie go tyle samo...
Z tego co czytałam, to recenzje są takie sobie.
Ale skoro tak zachwalasz, to może i obejrzę : P
No, mocno się zawiodłam. Już po trailerze można się było spodziewać mocnej laurki i tak też było, może nawet jeszcze gorzej. Fantastyczna (serio!) obsada koncertowo zmarnowana. Historia Freddiego i zespołu mocno po łebkach, pobieżnie, Malek nie miał w zasadzie nawet jak się wykazać, bo nie miał nic do grania. Wyszedł taki składak, teledysk, pokazujący punkty zwrotne zespołu. Film jest na dodatek urwany w najciekawszym (jak dla mnie) momencie. Nie wiem, czy to spoiler, ale na wszelki wypadek początek spoilera kończy się koncertem na Wembley, świetnie oddanym. Ostatnie lata Freddiego olane, czyli zero Innuendo i ten film nie skończył się "Show must go on", tak, właśnie! koniec spoilera. Nawet nie wiem czy poleciłabym fanom Queen, czy ten koncert na Wembley jest wart obejrzenia. Prędzej, gdy film będzie możliwy do ściągnięcia.
Cooo???!!!!!!!!! 😲😲😲🤯😭😳
Ja wczoraj wyszedłem z kina zachwycony 😁
A dzisiaj jak wariat co chwilę słucham Quennu właśnie 😊
Fakt, nie było początek spoilera Innuendo koniec spoilera, niemniej ja dzisiaj się wysiliłem nawet by wziąć starą płytę CD i puścić ją w klasyczny sposób - nie z YouTube`a (chociaż z YouTube`a też posłuchałem).
Myślę że ten film nie miał być sztywną biografią, tylko miał dać zastrzyk pozytywnej energii - widz miał się faktycznie poczuć jak tłum podczas Live AID i zobaczyć historię "popaprańca", który ostatecznie nie dał się zaszczuć ani zapomnieć.
Na prawdę, w ciągu 9 dni od wczoraj licząc, widziałem w kinie 11 filmów. Bohemian Rhapsody jest dla mnie najlepszym i szczerze mówiąc to chyba wyląduje w mojej czołówce w tym roku.
Widzisz no, po seansie już wiedziałam po co był ten film i czemu tak wyglądał. Żeby wlaśnie dostać pozytywnego kopa,początek spoilera pokazać Freddiego jeszcze niezniszczonego chorobą koniec spoilera, taki pozytywny hołd. Ale jak zwykle winne takiemu odbiorowi są oczekiwania, które miałam inne i mocno skonkretyzowane. Miałam sobie srogo popłakać, a niespecjalnie mnie ruszyło, bo nie było tego, co by mnie ruszyło. Także, no, trzeba wyeliminować oczekiwania, ale łatwe to nie jest xD
Aha, dobra to już widzę w czym problem
Pamiętam jak byłaś niezadowolona po pierwszym seansie TLJ - też rozbiło się o oczekiwania 😂
Ja nie miałem żadnych oczekiwań, po prostu zerowałem repertuar kina. Wręcz nieco się obawiałem że film może być robiony specjalnie dla środowiska LGBT - a tutaj nic bardziej mylnego, bo ostatecznie pokazano początek spoilera że Freddie potrafił się śmiać z własnego biseksualizm koniec spoilera - miał do tego odpowiedni dystans.
Swoją drogą, idź na Suspirię i/lub Źle się dzieje w El Royale (o ile to drugie jeszcze leci w kinie) - warto
Jeśli idzie o odbiór TLJ to wróciłam do punktu wyjścia -_-
Akurat wątek orientacji seksualnej, jak na tak skrótowo i pobieżnie lecący z wątkami film, wypadł całkiem zgrabnie. Ewidentnie nie chciano epatować kontrowersjami, więc zrobili subtelnie, ale to było ok.
Widziałam oba. Jak po seansie Suspirii znalazłam, że początek spoilera Tilda grała doktorka koniec spoilera to było wow. Coś mi tam od początku nie pasowało z charakteryzacją, że jakoś za dużo tego, ale w ani jednym momencie się nie pokapowałam. Fenomenalna była. Jeśli jeszcze nie widziałeś z tego, co leci, to koniecznie Climax i... Hotel Transylwania 3, serio xD
Ale nie idź na Dziewczynę w sieci. [2]
Za późno, też żałuję xD
Za to Suspiria niczego sobie.
I Ocean Ognia nawet nawet - myślałem że będzie o wiele gorzej XD
A w pt Winni i jestem mocno ciekaw tego filmu.
"Ocean Ognia" to "Hunter Killer" Fakt że przyjemnie się ogląda, co prawda to nie "Das Boot" czy "Polowanie na Czerwony Październik", niemniej jak na propagandówkę opłaconą przez marynarkę to całkiem fajne.
-zerowałem repertuar kina
Jak ty to człowieku robisz? Masz jakiś zmieniacz czasu czy podobne ustrojstwo? Ja nim się zorientuję mam już na zegarku 23:30, a ochota na serial, film, komiks, książkę przegrywa z czasem... O wyjściu (wyjeździe) do kina już nie mówiąc...
Zazdraszczam...
Eh, a i tak widziałem głosy, że to ekranizacja hasła z Wiki. Co by to było gdyby początek spoilera pojechali do końca koniec spoilera...
ciągle zastanawiam się czy iść na to do kina. Jakoś nie mogę przekonać siebie samego.
Nie iść.
Iść! Iść! 😊
Dzisiaj uczniowie w III gimnazjum mnie wyczaili że sobie Bohemian Rhapsody śpiewam na przerwie w klasie 😁
Urok tego filmu nie odpuszcza... W chwili gdy piszę ten post, oglądam i słucham właśnie Live AID.
że niektóre osoby/zjawiska są tak unikatowe, że można ew. robić o nich tylko dokumenty na bazie oryginalnych materiałów. Film z aktorem ucharakteryzowanym na Freda... ciągle nie wiem.
Jeśli nadal nie byłeś - idź. Pomnikowo i laurkowo, ale warto choćby dla możliwości posłuchania Queenów we wersji IMAX. ~
Czyli - muzyka jest oryginalna i bez żadnego uwspółcześniania?
Generalnie tak. Choć przy niektórych kawałkach ciut pokombinowano, a przynajmniej dwa nagrano na potrzeby filmu:
20th Century Fox Fanfare ~
Doing All Right z Timem Staffellem, po 50 latach...
Chyba sobie jutro kupię CD (drugi soundtrack Queen), a przy okazji Anthem of the Peaceful Army braci Kiszka.
Zobacz Whitney tan jest smutno i takie tam...
Oj tak, ten film to mnie wziął mocno, choć Whitney mnie ni ziębi, ni grzeje.
I masz rację, i jej nie masz
Masz, bo film sam jednak trochę zmarnowany, po łebkach i cukierkowo, trochę coś chcieli pokazac z Freddim, ale w koncu uznali że moze lepiej nie. Myślałem że James gra siebie (a przecież jest dziś sporo starszy).
Nie masz, bo na film warto iść. Dla samej muzyki. Ja byłem w kinie z Dolby 4K, pewnie w IMAX to brzmi jeszcze lepiej - i to co mamy w formie "teledysków" z historii zespołu (i cała publika wybija butami rytm w "we will rock you"), i cały koncert na Wembley.
No i koty. Koty które towarzyszyły Freddiemu zawsze. Za same koty +1 do oceny.
Koty i Wembley, które sobie mogę zawsze na yt odpalić to trochę dla mnie za mało, żeby było warto się na to wybierać.
Odpalenie sobie Wembley na YT, a możliwość odsłuchania tego w odpowiedniej sali przy odpowiedniej jakosci dźwięku to jednak kolosalna różnica. Tylko wiesz, jak jest możliwość to jadę 700 mil żeby zobaczyć SW na dużym ekranie i przy muzyce na żywo, to taka wyprawa do kina to nic. I dlatego zazdroszczę trochę kolegom, co mieli IMAXa pod ręką.
Po przespaniu się z tym podpisuję się pod opinią Qela, że to taki pozytywno-cukierkowy film o rockmananch co nawet alkoholu nie nadużywali Wolałbym inaczej, ale muzyka przeważa plusy dodatnie nad ujemnymi.
A, i jeszcze mamy zamiast klsycznej "femme fatale" jej przeciwieństwo, Mary jako kobieta ktora, daje mu pozytywnego "kopa" w górę przez prawie cały czas.
The BlackKlansman.
Film mnie niemal zachwycił. Świetna opowieść o młodym, czarnoskórym policjancie, który przeniknął w szeregi Ku Klux Klanu. Na spotkania przychodził oczywiście jego biały partner, w tej roli nasz książę Ren.
Zarys historii brzmi trochę zabawnie i faktycznie, reżyser często gra tym komizmem. Ale kiedy robi się poważnie, to jest naprawdę niepokojąco. Film zresztą ciekawie pokazuje napięcia, nienawiść, cierpienia czarnoskórych i wewnętrzne konflikty między nimi.
Podoba mi się też odniesienie do filmów, pokazanie, że filmy mogą jakoś wpływać na zachowanie.
Syn Denzela Washingtona w roli głównej sprawia bardzo sympatyczne wrażenie, podobnie jak jego filmowa dziewczyna. Adam Driver jest po prostu super, przekonujący zarówno gdy udaje takiego amerykańskiego macho, jak i wtedy, gdy jest łagodnym gościem z poczuciem humoru.
I tylko końcówka psuje dobre wrażenie. Uważam, że tu reżyser przesadził, to było zbyt mocne i chyba też zbyt dosłowne.
W każdym razie, jeden z najlepszych filmów, jaki obejrzałam w ostatnim czasie.
Przed chwilą właśnie skończyło się na BBC2. Film - dokument Petera Jacksona. Przywrócił "do życia" materiały, kroniki filmowe sprzed 100 lat. Niesamowita sprawa, technicznie bardzo dobre, ale widać również kunszt PJ jako filmowca. Warto obejrzeć. Dobrze by było zobaczyć w kinie - leci teraz, ale chyba tylko w UK.
Pozycja chyba obowiązkowa dla wszystkich interesujących się historią Europy, i również dla smakoszy ciekawostek technologicznych, bo odrestaurowane materiały zrywają czapki z głów. Film daje również sporo do myślenia, przypomniały mi się podczas oglądania artykuły ś.p. Kałużyńskiego o I W.Ś. które pisywał do Polityki 20 lat temu (chyba zainspirowany Szeregowcem Ryanem). Film godny polecenia!
A można gdzieś znaleźć te artykuły (poza Polityką)?
W archiwum Polityki. Dostęp za grosze.
To jeden z tej serii:
https://archiwum.polityka.pl/art/okopy-apokalipsy,366555.html
Będzie w styczniu na dużym ekranie i 4K, mam nadzieję że zdążę. Trailer na dużym ekranie zrywa czapkę, to fakt, zupełnie nie ma porównania do telewizora, choćby całkiem sporego.
Już się nie mogę doczekać.
Końcówka roku nadrabia trochę ogólną posuchę w 2018, m. in. tym filmem. Stosunkowo krótki (85 min.) thriller duński z fabułą zawiązaną wokół porwania. Nie byłoby w tym nic ciekawego, gdyby nie to, że przez te 85 minut jesteśmy cały czas w jednym pokoju i oglądamy jednego bohatera - dyspozytora telefonu alarmowego. Film został odarty z wizualnego przedstawiania jakiejkolwiek akcji, którą możemy jedynie sobie wyobrazić na podstawie rozmów telefonicznych i dźwięków otoczenia, płynących ze słuchawki (co zostało zrobione pierwszorzędnie). Uczta dla entuzjasty minimalizmu i kolejny dowód, że dźwiękiem można równie skutecznie lub lepiej niż obrazem opowiadać historię.
W tym minimalizmie odnajduje się Jakob Cedergren, grający dyspozytora, który jest równie oszczędny jak reszta, ale przy tym skuteczny. I poza samym wątkiem śledztwa mamy tu naprawdę dobrze pokazany dramat głównego bohatera (i nie tylko jego).
Gdyby nie przewidywalne twisty, które niektóre rozmowy przez telefon sygnalizują zbyt wcześnie czy zbyt dosadnie, byłoby idealnie. Ale i tak polecam każdemu, kto ceni sobie zabawy z formą. I ostrzegam, że to jest jeden z tych popularnie rozumianych "nudnych filmów, gdzie nic się nie dzieje". Pozornie nic.
Byłem, dobry film. Pomimo jednej lokalizacji, jednego aktora i ciągłego dzwonienia wygląda to świetnie a wyobraźnia pracuje w tle cały czas.
Natomiast mnie od początku zastanawiało jedno początek spoilera dlaczego osoba porwana ma dostęp do telefonu i dzwoni koniec spoilera choć przyznam bieg wydażeń ytrącił mnie i wątek umknął az do końca.
30 lat minęło, jak ten czas szybko leci. A mimo to pierwszy z serii filmów o Johnie McClane dalej się świetnie ogląda na dużym ekranie i wiele współczesnych wysokobudżetowych "filmów akcji" nie wytrzymuje z nim porównania. Oczywiście, to nie jest jakiś film wybitny w rodzaju "siódmej pieczęci", ale ciągle kawał solidnego kina rozrywkowego z najwyższej półki.
I świetny jest tutaj Bruce Willis (odmówili zagrania Harrison Ford czy Sylwester Stallone) jako John, jak również jego antagonista, Alan Rickman jako Hans (choć przyznam się, teraz BARDZO widziałem w nim Severusa Snapa). Aż sobie chyba poszukam jakiegoś BD/4K
Niestety tworzenie filmów akcji to trochę "zaginiona sztuka".
Pierwsze trzy "Szklane pułapki" ( ) to absolutne Mistrzostwo Świata
Die Hard RZĄDZI!!!
https://youtu.be/gYWvwkXreaI?t=69
Pierwsze dwie
Trzecia jest trochę wydumana, czwarta już trochę przesadzona, ale nowatorska.
Piąta nie istnieje, zarzucono ją po trailerze
Pierwsze trzy, czwarta już słabsza ale to wciąż jeszcze Die Hard. Piąta to spoko film ale nie Die Hard.
Pierwsze dwie są rewelacyjne, trzecia ciągle dobra, czwarta schyłkowa ale jednak ciągle Die Hard, i jeszecjest film z Willisem, spoko nawet, ale to już nie "Szklana Pułapka" mimo że ma numerek.
I mimo późnej pory i środka tygodnia, sala była całkiem zapelniona, na dobry film ludzie zawsze przyjdą.
Sami tego chcieliście
Die Hard 3 > Die Hard 2 > Die Hard 1 > Die Hard 4
Najlepsze zakończenie ma Die Hard 2 i przez to wydaje sie najbardziej OK
To nie starłorsy, o to bić się nie będę, co najwyżej możemy iść na SOLO
No i masz. W zeszłym roku nic polskiego mi się specjalnie nie spodobało, ani na dłużej w głowie nie zostało, a tu pierwszy seans filmu z 2019 r., w dodatku polskiego i pozytywne zaskoczenie. Już pierwsza scena mi coś mówiła, że będzie dobrze. Bez cudów - trzy kobiety sukcesu z problemem alkoholowym. Tyle, jeśli chodzi o historię. A film stoi aktorstwem tychże kobiet. Jest Agata Kulesza (tej pani nie trzeba przedstawiać), jest młoda Maria Dębska ("Cicha noc") i najjaśniejsza w tym filmie z tej trójki Dorota Kolak. I w zasadzie tyle, bo film ogląda się dla nich. Dla mnie emocjonalna petarda, zresztą inne filmy tej reżyser też tym stoją. Trailer sugerował więcej komedii, ale na szczęście sobie tego oszczędzono. A tam, gdzie sobie nie odpuszczono komedii wychodzi średnio, niestety - sceny z policjantami czy w korpo z Katarzyną Kwiatkowską. Jest tego jednak na tyle mało, że można zignorować. Polecam.
PS. Wchodzę do kina w nowym roku i widzę to:
https://i.imgur.com/QqgO4QN.jpg
Tak, wiem, mam nawalone i jestem monotematyczna xD
Nie, że fajny, raczej chcę napisać jak bardzo zmarnowano tu potencjał na coś fajnego. Film się znakomicie zaczyna (ta horrorowa muzyczka <3) i kręci do pewnego momentu. Widać, że chciano jak najwięcej McAvoya na pierwszym planie, bo gość wyraźnie czerpie radość z odgrywania tej porąbanej postaci i robi to świetnie. Film mocno w konwencji horroru (co w Split mi nie siadło) + wspomniana muzyczka, która może irytować, ale mi podpadła. Przede wszystkim fajna jest ta zwyczajność i nieprzekozaczenie superbohaterów, co jest miłą odmianą po wszystkich Marvelach i życzyłabym sobie więcej takiego właśnie ich ukazywania. Z drugiej jednak strony, gdzieś w połowie filmu, tempo tak siada i jest tyle dłużyzn, że ledwo udało mi się nie przysnąć. Te dłużyzny to głównie dialogi/monologi, ale nic z nich nie wynika, są momentami tak patetyczne (finał się kłania), że aż śmieszne. Sam finał to już w ogóle odrębna rzecz, z masą durnych pomysłów. Szkoda bardzo. Sądzę, że jeśli stylistyka by pozostała niezmieniona, a za scenariusz wziął się ktoś inny to mogłoby to być naprawdę coś porządnego.
Kurwa już myślałe że na sali sam zostanę. 80% ludzi wysiadła przy początek spoilera odkrawaniu cyca koniec spoilera. No ale zawsze lepiej wyjsc niż pawiem odstrzelić 20% publiczności która zdecydowała ze zostanie do konca.
O dziwo, na moim nikt nie wyszedł, a była mocno zapełniona sala. Tak po prawdzie nie było ku temu powodu, bo nic takiego nie było w tym filmie (wspomniany przez Ciebie fragment trwa tyle, co nic). Sam film przebeka, choć może trochę przydługi. Dillon cudo, no i zawsze miło patrzeć na Umę.
Tak U rewelacyjna !
A dlaczego ludzie wychodzili - nie wiem, może żelazko zostało i trzeba było gnać
Scena trwa może chwilke plus powtórzenia no i
początek spoilera portmonetka potem koniec spoilera ale samo markowanie zrobiło już swoje. Ten film cię oswaja, przygotowywuje z miarem upływu. Tak samo koniec strzeli czy nie...
Wspaniały film, przezabawne dialogi i aktorstwo na najwyższym poziomie (to, co wyprawia Viggo Mortensen, przechodzi ludzkie pojęcie a bardzo dobrze uzupełnia go Mahershala Ali - razem tworzą świetny duet).
Zdecydowanie warto obejrzeć! Początek roku, a już mam mocnego kandydata na swój ulubiony film 2019 - no panie Abrams, musisz się Pan postarać podwójnie
rebelyell napisał:
to, co wyprawia Viggo Mortensen, przechodzi ludzkie pojęcie
-----------------------
Jeśli Viggo nie zdobędzie w tym roku Oscara to będzie zbrodnia To samo tyczy się Mahershali Alego (sorry Driver xD). Przed seansem mignęło mi, że to tacy trochę "Nietykalni" i obawiałam się tego. Zupełnie niepotrzebnie, bo obie postaci, a szczególnie Vigga, są o wiele lepiej i zagrane, i zarysowane. Do tego fajne podejście do kwestii rasizmu (głównie przez konstrukcję postaci Alego - super!). No i dwóch ważnych poza powyższym duetem bohaterów. Pierwszy to ten turkusowy Cadillac, którego podziwiamy 3/4 filmu, który przypomina, że samochód może być jednak piękny. No i muzyka, która na każdego działa tak samo, niezależnie od wykształcenia czy pochodzenia. No i tego długo wyczekiwanego od momentu napomknięcia o nim początek spoilera Chopina zagrał w tak pięknych okolicznościach - magiczna scena koniec spoilera. Trzeba zobaczyć.
Evening Star napisał:
Jeśli Viggo nie zdobędzie w tym roku Oscara to będzie zbrodnia To samo tyczy się Mahershali Alego (sorry Driver xD).
-----------------------
Chyba tu Ali (bardzo lubię i cenię Drivera, ale w tym roku raczej nie będzie statuetki, ale sama nominacja już jest dużym wyróżnieniem) ma większe szanse przez tamten niesławny wywiad...no ale póki nie widziałem roli Bale`a to będę trzymał kciuki za Viggo, a nuż...
Jaki wywiad?
Bardzo przyjemny film, chociaż wizyta w kinie nie jest konieczna - myślę że w domu będzie tak samo dobrze "działał".
Film jest dobrze zagrany, ale bez fajerwerków - Viggo świetny (obrzydził mi jedzenie, przynajmniej do jutra XDD).
Jeżeli to jest jeden z głównych kandydatów do różnych nagród, to ten rok jest bardzo tragiczny
Myślę, że nikt się na tym filmie nie będzie nudził bo jest bardzo sprawnie zrobiony. Jest co prawda mocno przewidywalny, ale nie w jakiś natrętny i żenujący sposób, w końcu nie każdy film musi być zaskakujący, no bez przesady
Muza dobra, zdjęcia przeciętne, chociaż przed filmem leciał taki "piękny" blok reklamowy "naszych" produkcji, że przez następne 10 lat nie sięgnę po nowy film "polskiej szkoły" Pasikowski i jakieś single brrryyyyyyyy
Green Book - tak się zastanawiam, po co powstał?
No niby żeby miło spędzić czas i w sumie miło spędziłem, ale widziałem już takich filmów setki i o podobnej tematyce, i wszystko było bardziej, bardziej,
i lepiej, lepiej.
7/10
Może i zdarzały się już filmy o podobnej tematyce, ale nie podzielam opinii, że tak wiele tych produkcji wyszło lepiej, głównie przez dwie fenomenalnie zagrane główne role (jak często się to zdarza?), co w połączeniu z idealnie wyważonym humorem dało wyjątkowy efekt. Moim zdaniem odc
Ja tam nic fenomenalnego w ich grze nie widziałem, ale złego słowa nie powiem to fakt. Natomiast zastanawiam się czy kino ma jeszcze coś do opowiedzenia, czy są jeszcze jakieś historie które nie zostały opowiedziane i czekają na "zielone światło" od producentów - mam na myśli poważne tematy obyczajowe, bo w rozrywce jest tego od cholery i trochę.
Chociażby porządnie narodzimy Black Metalu.
Rozumiem że "porządnie" to nie tak:
https://youtu.be/322NzXR3n4o
U mnie jeszcze nie grają i nie wiem czy w ogóle będą - a mogło być zabawnie jak w każdym filmie o przygłupach.
To zresztą podpada pod filmy biograficzne, na które zawsze bedzie popyt bo ludzie są ciekawi jak żyją/żyli inni - taki Big Brother w pigułce.
Generalnie można zrobić miliardy takich filmów, tyle ile jest ludzi na Ziemi.
Ja chciałbym film o Janie Sebastianie, ale w dzisiejszych czasach... o hetero... wierzącym... czysty HARDCORE więc nie ma szans
No już wiem że chcę ten film na UHD, bo zgadzam się z twierdzeniem, że w domu sprawdzi się rownie dobrze jak w kinie. Zagrany bardzo dobrze, historia może i jaką już widzieliśmy 101 razy, ale wciąga i nie nudzi. Faktycznie bardzo przyjemnie spędza się czas i chyba o to chodzi, a nie o to zaby odliczać czas do końca seansu i się męczyć. Parę scen - perełek, jak choćby ta z pracownikami plantacji i ich dysonansem poznawczym.
Podejrzewam też film że trochę traci na tłumaczeniu i braku kontekstu. Bo o ile jeszcze wyobrażam sobie jak można na polski przerobić Titsburgh to już jak przetłumaczyć "Deer Dolores" bez utraty kontekstu?
Po wielu latach przerwy obejrzałem ponownie tę epicką trylogię:
1. Mr. Blot`s Academy
2. Mr. Blot`s Voyages
3. Mr. Blot in Space
Pocieszne to bardzo. Siłą tej trylogii oprócz niepohamowanej fantazji są oczywiście wspaniałe piosenki które na długo pozostają w pamięci i tu niestety ostatnia kosmiczna część najbardziej odstaje od dwóch poprzednich, niemniej polecam. Mój ranking to 2>1>3.
Jest ze 30 piosenek, co druga to lepsza, potęga:
https://youtu.be/XYnErdjUzD4?list=PL3JQ4POXTqZCIyAWrmq5Ditpni16bYq7v&t=27
https://youtu.be/oX-qDh5opAM
D.N.A DOLBY SYSTEM
https://youtu.be/QDBNMbJ8MBU
Wszystko co ludzkie psuje się i jest niedoskonałe!
https://youtu.be/QDBNMbJ8MBU?t=86
Nie o filmie, bo za bardzo nie ma o czym. Jeśli ktoś się podjarał obiecującymi trailerami to niech lepiej nie idzie, bo się mocno wynudzi. Ronan bardzo przeciętnie, Margot Robbie było na tyle mało, że tego nie uratowała, choć te kilka scen z jej udziałem są najlepsze z całego filmu. Ale jest jedno "ale" - soundtrack. Już od pierwszysch scen czułam, że to może być coś i faktycznie, dzięki muzyce całość była dość znośna.
https://www.youtube.com/watch?v=gP-Zn8wpmrM&t=3070s
U, szkoda. Czekałam na ten film. To przecież niesamowity materiał na film, szkoda że nie wyszło :/
Robię przegląd plików na kompie i natrafiłam na kilka napisanych lub prawie napisanych postów, które zapomniałam opublikować. W tym właśnie o obejrzanych filmach. Będzie więc mały spam.
-----
Większość ostatnio wymienia tu świeże tytuły, które właśnie obejrzała w kinie, a ja oczywiście jakieś mniejsze lub większe starocie Jak zwykle w tyle, nawet ten post opisuje seanse sprzed wielu tygodni, tylko jakoś nie wrzuciłam. Ale to nic, przy pomyślnych wiatrach obecne premiery obejrzę za jakieś 4-6 lat
Filadelfijska opowieść (1940) – od dawna przymierzałam się do tego, żeby ją obejrzeć, ponieważ często pojawia się na listach najlepszych komedii romantycznych (a ja dobre lubię). No i ze względu na istotne nawiązanie w Gilmore Girls. Film mi się podobał, dobrze się bawiłam, jest przyjemny i zgrabnie zagrany (Katharine Hepburn, James Stewart, Cary Grant), choć przez lata narosły mi chyba oczekiwania na coś bardziej powalającego z nóg.
Ucieszył mnie fakt, że akcja filmu rozgrywa się wokół wesela. Wiedziałam, że coś tam o ślubie będzie, ale nie wiedziałam, że całość będzie rozgrywać się w przededniu ślubu i z przygotowaniami w tle. A ja to uwielbiam. Nie przepadam za weselami w rzeczywistości, ale te fikcyjne w filmach czy książkach bardzo lubię Więc to była miła niespodzianka i plus już na wstępie. Tylko jak na mój gust, jak na standardy komedii romantycznych, w pierwszej część trochę za mało jest końcowego amanta.
W filmie jest jeden motyw, który sprawił, że bardzo poczułam wiek filmu i się wzdrygnęłam. Ojciec głównej bohaterki jest traktowany przez nią mocno ozięble i na dystans ze względu na fakt, że zdradził jej matkę. W którymś momencie wygłasza on tezę jakoby fakt, że dojrzały mężczyzna szuka odskoczni poza domem bierze się z tego, że jego dorosła córka nie jest ciepła i wspierająca. Brzmiało to okropnie i jeszcze jego żona go w sumie broni. A bohaterka nawet przeprasza ojca :/
15:10 do Yumy (1957) – również od dawna planowałam nadrobić ten westernowy klasyk. Ale koniec końców stwierdzam, że chyba dobrze się stało, że obejrzałam go już jako osoba dorosła. Nie sądzę, żeby spodobał mi się tak bardzo gdybym zobaczyła go w tym samym okresie co Rio Bravo, 7 Wspaniałych czy W samo południe. Ten film ma inny klimat, a teraz sama posiadając rodzinę lepiej mogę zrozumieć rozterki głównego bohatera. Dobrze mi się oglądało ten western, ciekawy, wciągający i dobrze zagrany. Zwłaszcza spodobał mi się Glenn Ford jako Ben Wade. Niby taki straszny bandzior, a totalnie zachwycił mnie tym, czego większość bohaterów w amerykańskich filmach nie robi – zanim wpakował się z buciorami na łóżko odpiął ostrogi i jeszcze dywanik pod buty podłożył Klasa ;P Ponoć remake godny obejrzenia, więc pewnie kiedyś obejrzę.
Dawno temu widziałam pierwszą część adaptacji młodzieżowej serii o Niezgodnej (której nie czytałam). I dopiero teraz obejrzałam istniejący ciąg dalszy czyli Zbuntowaną (2015) i Wierną (2016). Można obejrzeć, są lepsze i gorsze kawałki, podobały mi się niektóre sceny akcji, niektóre pomysły, ale chyba czegoś tu jednak zabrakło. Taka produkcja trochę szybko wylatująca z głowy, poza ogólnym zarysem. Pierwsza część (na ile pamiętam) była chyba najciekawsza. Zbuntowana wydała mi się nudnawa. Wierna już ciekawsza. Ale i tak, zwłaszcza dla fanów, trochę głupio, że nie powstał ostatni film.
I jeszcze myśli nieuczesane:
- Oglądając trzeci film pomyślałam, że można go wykorzystać do rozmowy z młodszym pokoleniem o holokauście.
- Za duży plus uważam (w przeciwieństwie do innych podobnych produktów dla młodzieży), że nie ma tu trójkąta miłosnego Nie mówię, że one są zawsze złe, ale co za dużo to niezdrowo, zwłaszcza jak są źle poprowadzone. A tu mamy w sumie dość normalny związek dwojga młodych ludzi, którzy do ciężkiej sytuacji, w której się znaleźli nie dorzucają jeszcze dramy sercowej. Za to przedstawiono fajnie zgrany i skuteczny duet, w którym oboje są równymi partnerami.
- Kostiumy i w ogóle stylizacja Kate Winslet – bomba, świetnie wyglądała, choć nie wiem czy w niektórych kieckach mogła swobodnie oddychać Ale zachwycałam się za każdym razem jak pojawiała się na ekranie. Zjawiskowa kobieta.
I dwa filmy „do żelazka” (W tej kategorii zwykle wybieram tytuły na których nie zależy mi jakoś strasznie, o których nie sądzę, żeby były najlepsze czy wymagające wyjątkowego skupienia.)
Lata temu chciałam zobaczyć Save the last dance (2001) czyli po naszemu chyba - W rytmie hip-hopu. Ale jakoś się nie złożyło. Ciekawa jestem jak odebrałabym ten film wtedy, jako nastolatka, na pewno zwróciłabym bardziej uwagę na inne elementy. W każdym razie to taka totalnie klasyczna opowiastka, która podąża za wszelkimi schematami z opowieści o nastolatkach i filmów tanecznych. Ale… ale miałam wrażenie, że w przeciwieństwie do innych tytułów z powyższych gatunków, które widziałam, to jednak wszystko ma tu większy ciężar, że tak się wyrażę. Całość była mniej cukierkowo-pastelowa czy może jakoś tak bardziej naturalna od wielu podobnych produkcji. Postacie zdawały się mieć troszkę większą głębię, więcej dylematów do rozwiązania. To nie jest jakieś ambitne kino, ale na tle wielu innych produkcji skierowanych do nastolatków dobrze się prezentuje.
Do tego, dla mnie, sporo nostalgii. Lubię teraz oglądać filmy o młodych ludziach z lat 90/początku XXI wieku, bo cofam się w czasie patrząc na ich ciuchy, fryzury itd.
People like us (2012) Dawniej jak miałam więcej czasu do marnowania to zdarzało mi się oglądać masowo zwiastuny do filmów. Bez ładu i składu, co tam youtube podrzucił. Zwykle do momentu gdy uświadamiałam sobie, że zassały mnie na tak długo, że już bym któryś z tych filmów obejrzała :/ I podczas jednej z tych „sesji” natrafiłam na ten film. Inaczej to bym pewnie w ogóle o nim nie usłyszała. Zainteresował mnie właściwie jednym motywem – rodzeństwo, które się nie zna. Od dziecka lubiłam historie o odnajdującym się po latach rodzeństwie. A o tym właśnie jest ten film.
Znów nie jest to powalający na kolana dramat, ale obejrzeć można. Jest tam trochę niewykorzystanych wątków czy mniej wiarygodnych kawałków, ale oglądało mi się dobrze. Chris Pine naprawdę nieźle wypadł, reszta aktorów też ok. Dobry film „do żelazka”
(taaa, trochę po czasie )
Tak, należę do tych osób, które lubią w okresie świątecznym obejrzeć jakiś film w tych klimatach. Nie jakoś strasznie dużo, ale jednak. W tym roku były to głównie powtórki i tylko jeden nowy tytuł. Niekoniecznie trafiają do mnie takie zbyt przesłodzone schematyczne filmy, lubię jak jest trochę inaczej (ale nadal świątecznie), jak np. w „Rare exports”, „Bad Santa” czy „Joyeux Noel”. Choć i klasykę docenię, bo uwielbiane przez Amerykanów „To wspaniałe życie” też mi się podobało.
A co oglądałam w ostatnie święta?
Sklep za rogiem (1940) – Wróciłam do niego po latach, jaki to ciepły i uroczy film. Komedia romantyczna i dużo świątecznego klimatu. A James Stewart całkiem, całkiem ;] Chyba wolę tę wersję od „Masz wiadomość” (oba filmy bazują na tej samej sztuce).
Holiday (2006) – Mam problem z tym filmem ilekroć go widzę. Bardzo podoba mi się część z Kate Winslet, jest ciekawsza, sympatyczna, sama aktorka urocza i naturalna. Ten wątek romansowy z Blackiem też bardziej mi się podoba, taki wolniejszy w rozwoju. No i dużym plusem jest wplątanie w jej część filmu Eli Wallacha jako weterana Hollywood. To wszystko mi się bardzo podoba. Natomiast Cameron Diaz jest w tym filmie raczej sztuczna i jej wątek mniej mnie przekonuje. Choć oczywiście urokliwy angielski domek i Jude Law niwelują trochę te braki
Edward Nożycoręki (1990) – Nie widziałam wcześniej tego filmu, też należał do nadrabianych zaległości. Ciekawa i świetna wizualnie (parodia przedmieścia i jego mieszkańców) nowoczesna baśń o outsiderze. Dobrze wypadła śliczniutka młoda Winona Ryder i świetny Depp. Podobała mi się też Dianne Wiest.
Ja cię kocham, a ty śpisz (1995) – Dawno nie widziałam tej komedii romantycznej i zapomniałam już jak bardzo mi się podobała. Serio, chyba jeden z fajniejszych filmów z tego gatunku. Taki ciepły, zabawny film, a chemia między Bullock a Pullmanem jest świetna. Co wyróżnia ten film na tle innych, podobnych, to fakt, że historia nie skupia się tylko na miłosnym wątku, ale też relacji postaci Sandry z całą rodziną ukochanego. Dodatkowo jakaś taka bardziej naturalna mi się ta historia wydaje, to jak bohaterowie się ubierają czy fakt, że rzeczywiście ze sobą rozmawiają i tym samym mają okazję, żeby się poznać i zakochać.
* przynajmniej tacy +/- w moim wieku i starsi
Serio, to będą filmy w większości (jeśli nie wszystkie) uważane za kultowe. Na swoje usprawiedliwienie powiem tylko, że każdego z nich widziałam kawałki w przeszłości, jeden okazało się, że prawie cały. Teraz obejrzałam natomiast jak reżyser przykazał: w całości i po kolei.
Truman Show (1998) – Jaki to cały czas film na czasie i pomyśleć, że powstał przed tymi wszystkimi Big Brotherami. Trudno w to uwierzyć. Straszny, śmieszny, ładny wizualnie i zgrabnie zagrany. Ed Harris bardzo mi się podobał, a Carreya to ja chyba zawsze wolałam jak mniej się krzywił No i Laura Linney.
Wywiad z wampirem (1994) – Fajnie zrealizowany film o wampirach. Książki nie czytałam, więc nie porównam, ale podobała mi się historia i sposób jej opowiedzenia. Aktorzy wypadli dobrze, a wybija się młodziutka Dunst. Jedno co mi w tej historii przeszkadzało to fakt, że przez kilkadziesiąt lat mieszkali z nierosnącą dziewczynką w jednym mieście. Trochę jednak ryzykowne to było IMO. Ale i tak film bardzo zacny.
Blues Brothers (1980) – Latami się stresowałam, że Lord Sidious mnie z Redakcji wywali, bo nie widziałam. Mogę już spać spokojnie. Co za pocieszny film, niektóre absurdy były genialne. Muzyka fajna, cameo gwiazd zabawne, no i Carrie Fisher (ale liczyłam, że będzie jej troszkę więcej ). Fajny film.
Chłopcy z ferajny (1990) – Wyszło na to, że nie widziałam dotąd może z 30 minut, a tak to większość filmu w kawałkach już kiedyś obejrzałam. Świetny film, wciągający, zabawny, rewelacyjnie zagrany (Joe Pesci bomba). Zawsze się tylko zastanawiam oglądając takie filmy, jak ten, ile ludzi odbiera je jako laurkę, zachwyca się bohaterami i chciałoby być tacy jak oni. Nie wierzę bowiem, że tak czasami nie jest. I jestem też ciekawa czy są w USA aktorzy włoskiego pochodzenia, którzy nigdy nie zagrali w jakimś filmie/serialu z motywami gangsterskimi
Wszystkie te filmy mi się podobały, każdy ma dużo zalet i uważam, że zasługują na pochwały i uznanie. Kawał dobrego kina. Najmniej trafili do mnie „Blues Brothers”, a najbardziej spodobali mi się „Chłopcy z ferajny”. Ale to naprawdę wszystko są niewielkie różnice.
Truman Show - prawda, trudno uwierzyć ze to ma już 20 lat. Śmieszny, a jednocześnie przerażający w swojej wymowie, choć z pozytywnym przesłaniem.
Blues Brothers - byłem na wyjściu "ze szkoły" w podstawówce (nie wiem jaki efekt wychowawczy przyświecał gronu że nas na to zabrali) potem jeszcze kilka razy z kolegami. Carrie z M-16, tytułowy duet, muzyka (mam soundtrack). Jak mogłaś tyle czekać z obejrzeniem tego filmu?
Chłopcy z Ferajny - klasyka - j.w. - jak można było tyle czekać? No jak?
I bądź tu człowieku szczery
Ja nie czekałam rozmyślnie, samo tak wyszło
Nie no, bądź szczera, tak się tylko droczę przecież
Aprzy okazji - co to są filmy "do żelazka"? W sensie że można przy nich prasować? Chyba nie, bo przecież prasowanie jest tak absorbujące, że wymaga 110% uwagi.
Finster Vater napisał:
Aprzy okazji - co to są filmy "do żelazka"? W sensie że można przy nich prasować? Chyba nie, bo przecież prasowanie jest tak absorbujące, że wymaga 110% uwagi.
-----------------------
Jak dla kogo Mam w tym już sporą wprawę. Jak mam wyprasować więcej niż 3 sztuki to muszę mieć coś włączone bo inaczej się wścieknę. Takie marnowanie czasu Tylko tak, to nie są filmy, na których mi specjalnie zależy (czytaj takie, że chcesz cały czas gapić się na ekran). To wtedy też najprędzej oglądam tv, albo coś co już znam.
Zgadzam się że prasowanie to marnowanie czasu i należy go unikać Ogladanie TV jednak nie przejdzie, za bardzo trzeba uważać, żeby nie wyprasować futrzastych pomocników.
Kasis napisał:
Wywiad z wampirem
Blues Brothers
-----------------------
Ten pierwszy po Deadpool 2 już nigdy nie będzie taki jak przed Deadpool 2 XD
A ten drugi też niedawno nadrobiłem i jedynę o czym teraż marzę to żeby go zobaczyć kiedyś z Lordem Sidiousem
Ja pierdziele jakie to było słabe.
Ale dobra niby "Fajny film dzisiaj widziałem" więc zacznę od tego co OK. OK była pierwsza część - całkiem niezły pomysł na fabułę, dużo pytań, niewiadomych, powoli odkrywanych przed finałem. Bez szału, ale oglądało mi się to całkiem przyjemnie. Nawet jeśli realizacja była sztampowa, gra aktorska raczej mierna to sam pomysł wystarczył, żeby mnie zainteresować.
Potem była druga część. Dużo słabsza. Tyle w temacie, przejdźmy do króla paździerzowego kina - Divergent: Allegiant, czyli polskie Seria Niezgodna: Wierna (woot?). Przygotujcie się na festiwal głupot.
Nie wiem od czego zacząć. Może od klasyki. Coś tam, kij wie co, wylatuje z kij wie czego i ma zaraz pogrążyć całe miasto. Wszyscy się spieszą, generalnie mało czasu, żeby uratować świat, ale główny bohater spotyka główną bohaterkę. Idealny czas żeby powiedzieć sobie, że się mylili i że się bardzo kochają! Spojrzeć sobie prosto w oczy i pocałować się. Ale w sumie mają rację, przecież i tak za chwilę uratują świat dokładnie jedną sekundę przed końcem.
Najlepszy jest PETER. Peter to postać grana przez Milesa Tellera. Taki typowy sarkastyczny gnojek. Całą pierwszą część jechał po głównej bohaterce, ale pod koniec nawet im trochę pomógł. Co robi w drugiej części? Jak to co, pomaga tym złym, ale na koniec się ogarnia i przechodzi na stronę tych "dobrych". Serio myślałem, że w trzeciej części już będzie spoko ziomkiem, bo przecież miał już wystarczająco doświadczeń życiowych, żeby się opowiedzieć po którejś ze stron. Nie no co Ty, w połowie filmu reżyser potrzebował kogoś kto wprowadzi te kij wie co do zagłady miasta. Kto? Kurde nie mamy nikogo takiego, dajcie tam Petera. "Ale reżyserze, on już w sumie jest spoko. Nie będzie to naciągane?" - "Nie, dajcie Pjotera. Niech będzie BEZWZGLĘDNY! ZŁY! To będzie genialne."
Główna aktorka w tej części to taka Bella tej serii. Albo Anastasia. Jedna mina cały film. U niej też wszystkie doświadczenia życiowe nie mają znaczenia. Bo przyszedł super bogaty dziad w helikopterze (David) i mówi jej, że on chce wszystkich uratować. Nie, w ogóle nie ma podstaw, żeby mieć chociaż trochę bardziej zdystansowane podejście. Zaufam mu, ma fajny helikopter i rozdzielił mnie od mojego chłopaka i przyjaciółki. Generalnie nie pozwala im na nic, a mi na wszystko, ale przecież jest spoko. I ma helikopter.
Helikopter też jest fajny. Tryliard różnych przycisków, ale Tris wchodzi do niego i w 10 sekund ogarnia sterowanie. Lata, robi uniki, Wedge Antilles normalnie. Jakby jeszcze w tym swoim Chicago kiedykolwiek latała czymkolwiek, żeby mieć choć cień szans na ogarnięcie sterowania. Nie, jest spoko. Przecież musi jakoś uciec, a nie mieć cisnąć z buta.
Zakończenie też miecie. Udało im się powstrzymać złego Davida. Teraz "już nic nam nie zrobi, bo to NASZ DOM!!!!". Szkoda tylko, że gościu stworzył te miasto i pewnie ma dostęp do każdego jednego gulika w mieście (gulik - po śląsku studzienka).
Jedyny plus to brat głównej bohaterki. Przez 2 i pół części nie mogłem znieść tego jakim jest borokiem (borok - po śląsku w sumie kij wie co, powiedzmy, że nieudacznik). Ale na koniec się ogarnął i wziął sprawy w swoje ręce. Brawo Caleb! Byłem z Ciebie dumny dopóki nie wszedłeś do głównej sali i nie powiedziałeś swojej siostrze, że te systemy wentylacji (czy tam kij wie czego) są takie super. No serio warto się jarać wentylacją jak się ulatnia jakiś dym, który nas zaraz wszystkich dojedzie.
Albo to. Babka dostaje ten cały dym, który ma niby działać na jej przeciwników. Okej okej, nie ma innej opcji, muszę wypuścić ten dym, bo inaczej mnie zabiją. Wypuszcza dym i okazuje się, że dym działa nie tylko na jej przeciwników, ale też na jej zwolenników i na nią. A ona zdziwko. Czego ona sie spodziewała? Że ten dym ma rozum i jak widzi jej ziomków to mówi "Dobra dym, zbieramy się stąd, Ci są spoko. Lecimy dymować tych złych. Oni w sumie są ludźmi i wyglądają dokładnie tak samo jak Ci tutaj, ale przecież będziemy wiedzieć kogo dymować. Tak powiedział David."
Zabawne jest jak można się ubawić oglądaniem złego filmu
Zabrzmiało jak recka Szedała z TLJ
Pisząc tą recenzję zdałem sobie sprawę jak łatwo ustawić się na pozycji hejtera totalnego. Jakby chcieć to by można napisać taką samą recenzję o ANH czy TESB.
Tyle, że w przypadku filmów SW jest to w mniejszym bądź większym stopniu naciągane. A w przypadku Divergent jest to w 100% uzasadnione
Zmierzam do tego, że jeśli ktoś ocenia takie TFA na 2, 3 na 10 to nie wiem jaka ocena się należy takim filmom jak ten.
O tak, taką szyderczą formę można dopasować z mniejszym lub większym wysiłkiem do praktycznie każdego filmu. I nawet dwie osoby mogą film w sumie oceniać tak samo, ale wydźwięk ich recenzji będzie diametralnie inny. Ja kilka postów wyżej też napisałam o dwóch częściach tej serii i w sumie wrażenia mam bardzo podobne, ale w poście skupiłam się na pozytywach (jak wygląd Kate Winslet ).
W moim przypadku ta szydercza forma wynika z tego, że pierwsza część naprawdę mnie zainteresowała. Podobał mi się ten tajemniczy podział na frakcje, rytuał przejścia, konieczność zaadaptowania się do nowych warunków. Pierwsza połowa pierwszej części była zaskakująco ciekawa. Potem jak wkroczyła tytułowa "niezgodność" byłem już naprawdę wciągnięty w historie. Niestety zakończenie było dosyć sztampowe, ale tak czy siak pierwszą część oceniam na plus. Szczególnie za samą fabułę.
Ale to co się zaczęło dziać w następnych częściach już było bardzo na siłę. Za dużo technologii, za dużo dziwnych pomysłów. Choć w 2 i 3 i tak pomysł na fabułę jeszcze mogłby się obronić gdyby nie takie głupotki tych filmów. No i myślę, że po prostu zawiodłem się na tym jak rozwiązano kontynuację tego interesującego pomysłu jakim był podział na frakcje i tytułowa niezgodność.
Oceniłes ten film lepiej niż ja, bo uznałeś że jest wart kilku linijek tekstu
Ja byłem na "dwójce" w kinie bo musiałem (młodzież do lat 17 nie może iść samodzielnie, takie prawo = dodatkowa kasa, szanuję) i po tym doświadczeniu stwierdziłem że wystarczy, aledzajnta gdzies widzialem w TV i jak w Twojej opinii ale były fajne reklamy między fabułą.
Z drugiej strony, mówisz że jedynkę warto? Mimo wszystko?
Hmm, trudne pytanie. Od tego filmu biję młodzieżowym klimatem rodem z Igrzysk Śmierci czy Więźnia Labiryntu. Można się od tego bardzo łatwo odbić. Ale fabularnie pierwsza część mnie zainteresowała. Zamiast bezsensownych starć na zasadzie "jest zła kobieta, my musimy ją pokonać za wszelką cenę" przez większość pierwszej części mamy rozbudowywanie tematu frakcji, przynależności do nich. Mnie to zainteresowało. Aktorsko i montażowo jest bardzo podobnie do 2 i 3, po prostu fabuła jest lepsza.
Rozumiem, też uważam, że jedynka była najlepsza. Przy czym z tego co sobie przeczytałam okazało się, że chyba trochę jednak filmy się z książkami rozjechały, no i zasadniczo nie zekranizowali do końca historii (np. DUŻY spoiler początek spoilera główna bohaterka ginie koniec spoilera). Może więc ogólnie historia w książkach lepiej się broni? Ale ja nie zamierzam tego sprawdzać
Nie ekranizowali do końca, bo trzeci tom książki rozbili na dwa filmy. Wyszedł pierwszy - i na tyle źle się sprzedał, że zrezygnowali z robienia zakończenia xD
Nom, czytałam.
Jak są jacyś fani serii, którym się adaptacje podobały (a na pewno są, znam osobę, która ponoć powiedziała, że Battleship jest super, więc co dopiero te filmy) to pewnie się rozczarowali. Ale by było gdyby po wynikach SOLO nie zrobili epizodu IX (tak, tak, wiem, są tacy co by się ucieszyli). Abstrahując od jakości to jednak jest coś w pewnym stopniu frustrującego w niedokończonych seriach czy serialach. Tak myślę, choć pewnie znalazłyby się wyjątki.
-znam osobę, która ponoć powiedziała, że Battleship jest super
To ja Bo w filmie jest battleship i można sobie pooglądać jak pływa i strzela i jak wygląda od środka bej kosztowania się na wycieczkę. Tzn. teraz po przedeptaniu kilku prawdziwych battleshippów w tym najbliższego po kilka razy jara mnie to trochę mniej, ale i tak ładnie toto się ogląda.
Czyżby kobiety nie były w stanie docenić potęgi matematyki, która potrafi posłać tonowy pocisk z niestabilnej platformy na odległość ponad 20 km i trafić w ruchomy cel z precyzją kilku metrów? Ani podziwiać piękna zaklętego w tysiącach ton pancernej stali, z pewnością wartej każdego centa z milionów wydanych na budowę?
Oddajmy głos poecie:
But the ships on the dazzling blue
Of the harbor actually gain
From having nothing to do;
Without a human will
To tell them whom to kill
Their structures are humane
And, far from looking lost,
Look as if they were meant
To be pure abstract design
By some master of pattern and line,
Certainly worth every cent
Of the millions they must have cost.
https://blog.ayjay.org/w-h-auden-fleet-visit/
Lub popatrzmy na taką piękną incepcję
https://zapodaj.net/2ac3992dc9a50.jpg.html
Potęgę matematyki doceniam, w końcu tata kładł mi do głowy od dziecka, że królowa nauk i takie tam
Jak najbardziej potrafię cieszyć oko różnymi elementami z nawet kiepskiego filmu, ale jakoś nie pamiętam, żeby moje oko było czymś specjalnie ucieszone na ekranizacji gry w statki. No może Neesonem w mundurze. Dawno widziałam, nie zamierzam wracać. Stalowe statki mnie nie urzekają, trochę przerażają Przykro mi.
Ja w tym roku spróbuję, choć mnie to w ogóle nie kręci - na milę wieje nudą ale zobaczymy
PS
Polecam film "Playtime" albo jakiś lżejszy z panem Hulotem - ja planuję wieczorem obejrzeć "Mon oncle"/"Mój wujaszek" (1958)
Oscar za najlepszy film nieanglojęzyczny.
https://youtu.be/bW0bZBXJFZU?t=4
https://youtu.be/6mtluyHcOnk
https://youtu.be/nmTnJFLZJtA
-Potęgę matematyki doceniam
To jest jeszcze dla Ciebie nadzieja
Na nurkowanie jest fajne, tylko musi być coś fajnego pod spodem
No i jak tak mały ślicznotek może przerażać, no jak
https://zapodaj.net/08a93ff0d047d.jpg.html
BTW przypomniałeś mi jak oglądałem Sharknado i na bieżąco komentowałem na fejsie
Potwierdzam, z zaznaczeniem że wszystkie filmy z tej serii to tragedia obrażająca rozum i godność człowieka. Pamiętam jak w pierwszej części ta ciastusiowa protagonistka dołączyła do jakiegoś klanu dynamików, którzy byli bardzo odważni i dynamiczni i żeby pokazać jacy są dynamiczni to skakali z dachów na jakieś pociągi (bez powodu, po prostu tacy są - dynamiczni). Wtedy zrozumiałem, jakie gówno oglądam. Ale kolejne dwie części i tak obejrzałem xD dobrze że zdechło przed finałem, niech mają.
Nie ogarniasz tego, bo nigdy nie byłeś "odważny i dynamiczny"
Hehe, mnie to nie bardzo ruszyło, bo pamiętam jak jako dziecko, żeby być w "klubie" u siebie na osiedlu, musiałem umieć wejść na garaż. No i generalnie Ci co umieli to wskakiwali na garaż i potem tam siedzieli, a Ci co nie umieli to patrzyli tęsknym okiem na tych co siedzą. Proste życie prostych ludzi.
Pamiętam, że jak byłem w pierwszej klasie to mi się ściemnili, że żeby być w klubie to trzeba znać kod Morse`a i próbowałem się tego w domu uczyć. Eh.. biedny ja. Dobrze, że byłem dobry w piłkę nożną, bo inaczej by mnie gnoili do końca dzieciństwa.
no właśnie: jako dziecko. A nie jako dorosli ludzie xD
Nie no, zgadzam się w pełni z Twoją opinią. Pierwsza część jest dużo lepsza niż 2 i 3, ale to i tak nie jest film, który można brać na poważnie. Jak ktoś chce jakkolwiek się na tym bawić to musi się nastawić, że tam wiele rzeczy nie ma sensu i że to jest produkcja nastawiona jakoś na koniec podstawówki, gimnazjum. Mi się podobała sama koncepcja podziału na frakcje i to mnie przy tym filmie trzymało. A potem.. w sumie sam nie wiem czemu obejrzałem do końca 2 i 3 część.
Dokładnie, frakcje to akurat najmniejszy problem tych filmów - zresztą gdyby ich nie było, nie było by też "niezgodnej"
A w takich "klubach" działa to tak, że jeden osobnik się popisuje bo chce być naj a potem jak mu się uda i przeżyje to znajduje naśladowców
Generalnie grupa się nakręca.
Akurat jazda na dachu pociągu wydaje mi się być czymś 100 razy lepszym niż zwykła, więc chętnie kiedyś spróbuję, jak ktoś, coś.. kiedyś... to dajcie znać
A ten Pan Dorosły to zwykły nudziarz - dla takich jak On najlepszą rozrywką jest wódeczka
Nabyłem kolekcję "Tati Collection" gdyż widziałem kiedyś na TVP Kultura jeden z filmów a mam nosa do dobrych filmów XDD - generalnie Jacques Tati i jego pan Hulot są mi znani, ale jak się okazało nie do końca.
W skład kolekcji wchodzą:
Trafic
Parade
Playtime
Mon Oncle
Les Vacances De M. Hulot
Jour de Fete
Plus a 7th disc of Tati’s short films
https://www.amazon.co.uk/Tati-Collection-Blu-ray-Jacques/dp/B00GDEZNTK
Na pierwszy ogień poszedł Playtime.
Spodziewałem się lekkiej latwej i przyjemnej komedii, a tu niespodzianka, film mnie "zmasakrował" wizualnie, jest tak napakowany i intensywny że można oczopląsu dostać. Nie ma lipy.
Dialogi szczątkowe, w zasadzie małoistotne, bohater zbiorowy albo raczej multum bohaterów więc nie ma lekko, scenografia dopieszczona i każdy centymetr się liczy.
Takich filmów już się nie robi
https://youtu.be/Q7-Yn62ncIM
http://dersu-uzala.info/playtime/playtime.pdf
https://youtu.be/2AZ0I6tFvgg
Polecam
Ostatni, który zobaczyłam z nominowanych do Oscara w kategorii "Najlepszy Film". Zdawało mi się, że nic nie podbije Green Book, ani żadna aktorka występu Glenn Close w "Żonie". No i masz - musiałam dać pierwszą dyszkę już w lutym xD Fani popisów aktorskich będą wniebowzięci, bo trio marzeń Colman-Stone-Weisz szaleje, szczególnie ta pierwsza. I to tak fajnie: z początku wydaje się, że Weisz będzie grać pierwsze aktorskie skrzypce, potem, że duet Weisz i Stone. Pani Colman przebija się powoli, by z każdym kolejnym pojawieniem się kraść dla siebie show i to nie dlatego, że pozostałe aktoski są gorsze, wręcz przeciwnie - po prostu taki wysoki poziom prezentują wszystkie. W ogóle wszystkie trzy postacie świetnie napisane, wszystkimi gardzimy, ale i im współczujemy, więc idealnie. Sam film to intrygi i jeszcze więcej intyg, sporo satyry politycznej i bezbłędne dialogi. Że film wygląda i brzmi nie wspomnę. Potrzebuję powtórki.
No to muszę się kopsnąć. A Naa Narodziny Gwiazdy warto isć ?
Też warto. I na Green Book. Ale w pierwszej kolejności Faworyta.
Green Booka widziałem w grudniu - CC miał jakieś pokazy przedpremierowe. Bardzo dobry film!
OK to muszę nadrobić te dwa - Faworytę i Narodziny G.
No i możę na Anioła bo już zschodzi z ekranów - widziaółaś ?
O, jakie to było dobre
wszystkimi gardzimy, ale i im współczujemy
Tak, dokładnie, z pozycji męskiego szowinizmu dodałbym tylko, jakie wy baby jesteście wredne
A faceci jeszcze gorsi
A film nas kupuje od początku, od pierszej sceny w powozie, czy od pierwszego tekstu w rodzaju "are they friends of your?" (o muchach latających wokół jednej z bohaterek)
Co prawda trochę scenarzystów poniosło i z typowych listów z epoki wciśnięto pani Churchil wątek Lte128GB, tak samo jak jej rywalce (klasyczny blackmail ze strony tej pierwszej) co się historycznie nijak nie broni, ale niech tam. I tak 10/10
I chyba tylko zabrakło pomysłu na jakąś mocną puentę na zakończenie.
Tak w sumie to panie były, jakie były, m. in. wredne właśnie z powodu facetów (przynajmniej 2 z 3) Zresztą, wszyscy w tym filmie byli na tyle negatywni, że płeć nie odgrywała znaczenia. Też nie warto na niego patrzeć jak na film historyczny czy nawet biografię, bo już sama forma do tego typu filmów tak sobie pasuje (mocno karykaturalna, dialogi także). No i w pewnym momencie złapałam się na myśli "czyżby w tym filmie faktycznie nie było żadnych czarnoskórych arystokratów?". I gdy zaczęłam ich szukać to znalazłam, jednak A TEN wątek akurat był wyjątkowo w punkt. Jeśli idzie o końcówkę i ostatnią scenę to nie wyobrażam sobie lepszego i przesądził o dyszce
W sumie fakt, przegrać córkę w karty, kiedyś to było
I w punkt wszyscy w tym filmie byli na tyle negatywni, że płeć nie odgrywała znaczenia - w tym filmie trudno znaleźć jakąś pozytywną postać. No po prostu nie ma.
Byłem wczoraj w kinie.
Co to było! Rewelacja po prostu!
Genialnie zagrany, choć dla mnie mimo wszystko pierwsze skrzypce grała Emma Stone <3
Odnoszę wrażenie że póki co wszystko co widziałem z nią w kluczowej roli było/jest świetne. Oby tak dalej
Niemniej faktycznie - każda z trzech głównych aktorek stanęła na wysokości zadania a nawet wyżej
Polecam! Cholernie warto zobaczyć!
No i kto by pomyślał, jaki fajny i w sumie ładny film. Wiem, na "Moonlighcie" ciąży piętno "murzyna i geja", i każdy myśli sobie, że to jakieś smętne, poprawne politycznie g...
A tu się okazuje, że to w sumie bardzo prosta i jednocześnie dająca do myślenia historyjka o... właściwie ciężko powiedzieć "o czym", bo Moonlight zamiast prawić widzowi kazanie pokazuje mu jakieś fragmenty życia, i nie narzuca interpretacji, tylko raczej zadaje pytanie "No i co ty na to?". Mi taki sposób pokazania egzotycznego dla nas świata bardzo się podoba.
Mi "Moonlighta" podsunął oczywiście niezawodny Netfliks i po krótkiej batalii ze sobą film obejrzałem i stwierdziłem po raz kolejny, że nagród i pochwał krytyków nie zbiera się za nic, ani nie da się wymusić "popularnym" tematem, jak niektórzy twierdzą. Film jest bardzo dobry technicznie, zdjęcia imponujące, piękne kolory. Okolice przedstawione są dla polskiego widza bardzo egzotyczne, ja w tamtych stronach mieszkałem prawie 20 lat temu, i widząc niektóre kadry dosłownie czułem tamtejsze zapachy i żar lejący się z nieba. No, naprawdę wygląda to pięknie. Reżyseria bez zarzutu, niektóre sceny naprawdę szarpią emocje, np koszmary Little`a czy szkolne dręczenie, czy wydarzenia z mamą.
Jedyna w filmie "gejowa" scena jest skonstruowana z wielkim wyczuciem i delikatnością, więc można się nie obawiać "zgorszenia".
Podsumowując, jak dla mnie jest to bardzo interesujący i bogaty w interpretacje film, o "złym świecie" i o tym jak dobrzy ludzie mogą stać się źli, ale nawet wtedy zostaje w nich odrobina dobra. A na tym tle historyjka o wielkiej tęsknocie, niespełnionej miłości, braku miłości. Oczywiście żaden film nie jest bez wad, tutaj śmieszyło mnie trochę takie dość naiwne skierowanie historii na tory bardziej "happy endowe", iście w amerykańskim, superbohaterskim stylu. Ale może bez tego film byłby zbyt dołujący? A tak zostajemy "podniesieni na duchu".
W sumie mogę z czystym sumieniem polecić każdemu, może nawet najbardziej wrogom czarnuchostwa i pedalstwa. Film nie jest bardzo długi i da się bez męki obejrzeć, dla większości widzów z PL będzie naprawdę BARDZO egzotyczny - a może się nawet okazać, że to cz. i p. nie jest takie straszne i złe, jakby się wydawało. AMEN.
darth_numbers napisał:
W sumie mogę z czystym sumieniem polecić każdemu, może nawet najbardziej wrogom czarnuchostwa i pedalstwa.
-----------------------
To masz sporo wiary w ludzi. Byłam na nim w kinie i po seansie stwierdziłam, że filmy z takimi "gorszącymi" treściami powinny być jakoś oznakowane, żeby pewne indywidua w ogóle na nie nie trafiały. Tak na wszelki wypadek. Pod tym, że był wspaniały oczywiście podpisuję się.
Evening Star napisał:
To masz sporo wiary w ludzi.
-----------------------
He he wiem, to moja wielka słabość
Byłam na nim w kinie i po seansie stwierdziłam, że filmy z takimi "gorszącymi" treściami powinny być jakoś oznakowane, żeby pewne indywidua w ogóle na nie nie trafiały. Tak na wszelki wypadek. Pod tym, że był wspaniały oczywiście podpisuję się.
-----------------------
I tu właśnie leży clou problemu. Film nie ma żadnych gorszących treści, jest bardzo delikatny i wyważony (co oczywiście wiesz). Co miesiąc do kin trafiają dziesiątki produkcji naprawdę moralnie odrażających, propagujących skrzywioną, paskudną wersję świata i życia jako tę godną pochwały i naśladowania. I jakimś cudem to taki delikatny film jest złem i dowodem na upadek świata.
A czy na tym seansie w kinie były jakieś żywiołowe reakcje? Okrzyki "HAŃBA"? Demonstracyjne wyjścia?
Myślę, że naprawdę niektórym przydało by się obejrzeć ten film. W końcu nie wszyscy są idiotami niezdolnymi do zmiany zdania - ludzi z IQ < 83 według szacunków US Army jest tylko (aż?) 10%.
Przecież wiesz o co mi chodzi, gdy piszę o "gorszących" treściach - samo pojawienie się wątku, a nie w jaki sposób go pokazano. Bo tylko to w naszym klimacie wystarczy, żeby film zbesztać.
Były głośne heheszki od pojawienia się momentów (mimo ich takiego, a nie innego pokazania) i kilka osób wyszło.
W większości nie zwalałabym tego na debilizm, lecz wychowanie i tradycję, a z tym tak łatwo nie idzie sobie poradzić.
Nie rozumiem...
Znaczy nie rozumiem aż takich zachwytów, bo film choć przyzwoity to jednak średniak, gdzie mu do Faworyty czy Zielonej Książki.
Nie rozumiem też "oburzenia". Jak był oznaczony 18+, to o co kto ma pretensje? No mnie osobiście takie sceny niespecjalnie wchodzą (niezależnie czy to chłop z babą, baba z babą, chłop z chłopem czy inne takie) ale no jak widzę "R-kę" to wiem co może być i nie marudzę.
Chyba że oznaczenia nie było, no to wtedy faktycznie ktoś może się burzyć.
Z tym filmem to tak trochę jak np. z tą "Romą" - obiektywnie ocenisz, że zdjęcia są przednie, ale jak nie wciągnie Cię emocjonalnie to przejdzesz obok tego filmu. Z "Moonlight" jest to samo - ładne zdjęcia, z dwie lepiej zagrane postaci i w zasadzie tyle, bo historia jest równie nieporywająca, jak w "Romie", ale na mnie podziałała. Choć faktycznie, do takiej "Faworyty" nie ma startu pod względem całokształtu.
Mi chodziło o znaczek "UWAGA - PEDAŁY!".
Mnie ten film rozczarował niestety, gdybym go oglądał tak całkiem przypadkiem bez wiedzy że zdobył jakieś nagrody to OK. Taki przyzwoity średniak.
Mam wrażenie że kiedyś nagrody miały większą wartość, ale jak pomyślę o 11 Oscarach dla Titanica, to może jest to takie złudzenie: "dawniej to było lepiej"
Jestem świeżo po seansie, jak łatwo się domyślić filmu w kinie nie widziałem, bo diabeł mnie podkusił żeby przeczytać kilka niepochlebnych opinii o tym filmie - zwykle tego nie robię ale widocznie te Oscary podziałały na mnie odstraszająco.
Na szczęście kupiłem ten film w pakiecie z innymi, bo pomyślałem że może będzie chociaż ładny, w końcu to Guillermo del Toro.
Powiedzieć ładny o tym filmie to nic nie powiedzieć - wystarczyło kilka sekund i już wiedziałem że to będzie znakomite doznanie. Sposób w jaki reżyser bawi się kolorami to była prawdziwa uczta dla oka - starałem się wyłapać wszystkie zielone elementy rozstawione na planie, wspaniała zabawa.
Guillermo, dziekuję
"Trzy billboardy" były świetne, ale "Krztałt wody" zjada je na śniadanie 10/10 ❤️
Disney, dawaj Guillermo del Toro jakieś spin-offy do zrobienia, wszystko mi jedno o czym bedą i tak będzie orgia!!!
Obejrzałam "Kosmiczne jaja". Kurde, ale to głupawe xD
Ale kilka razy się uśmiechnęłam (najszerzej przy: "Co to, jesteśmy w Disneylandzie"? ), więc było w miarę okej.
Poskarżę się, że w ogóle nie chce mi się oglądać filmów. Jak obejrzę jeden na miesiąc, to już dobrze. A miałam taki filmowy szał trwający dwa lata, cóż, najwyraźniej dobiegł końca -.-
Heh, nie zapomnę mojego pierwszego seansu "Kosmicznych jaj". Obejrzałam je wieczorem przed początkiem matury, w ramach odmóżdżenia. I pamiętam, że uśmiałam się wtedy bardzo. Jakiś czas potem wróciłam do tego tytułu i już nie wydawał mi się taki zabawny. Myślę, że okoliczności go dodatkowo uatrakcyjniły
Nie chce Ci się oglądać filmów? Pewnie dlatego, że możesz. Ja nie mam ostatnio za dużo czasu to ochota jest bardzo duża
Nie wiem, chyba jednak nie o to chodzi, takiego czytania nie odkładam na potem. Raczej zainteresowanie filmami gdzieś się ulotniło, a szkoda, już myślałam, że to będzie moje nowe hobby
Jeden z najlepszych filmów na półce "głupie jak kilo gwoździ"
Niech Szwarc będzie z Tobą, i oby miszcz Yogurt sprawił, że odkryjesz kiedyś walory ukryte w "Solo"
"We brake for Nobody"
O, miszcz Yogurt i jego "wiem kim jesteś, ale teraz ci nie powiem" i "może spotkamy się w Kosmicznych Jajach 2: Jeszcze większy skok na kasę" też był dobry
Co do Solo, to niestety, jest to produkt Ciemnej Strony i walorów jest on pozbawion
Przecież TLJ jest 30 razy głupsze od TLJ i zawiera więcej gagów. Z tym że w przeciwieństwie do Kosmicznych Jaj - zupełnie nieśmiesznych.
No i Hełmofon jest taki słodziuteńki! 💗 Tak strasznie chce być zły; i tak bardzo mu to nie wychodzi.
Jest w tym jeszcze bardziej nieporadny niż Lucasowy Vaddie.
#Od Space Balls rzecz jasna
Ach, jaki to był fajny film.
Ale specyficzny. Od razu uprzedzam - jak ktoś spodziewa się klasycznego filmu klasy B z Nessonem o zemście, gdzie zabija on po kolei wszystkich złych - może być lekko zawiedzony. Albo nawet bardzo.
Ale jak ktoś pójdzie z otwartą głową, dostanie świetną czarną komedię, smieszacą praktycznie i dosłownie do ostatniej sceny. Piękne zdjecia i montaż scen, budowanie napięcia i rozwiązywanie sytuacji. Wszystko zanurzone w oparach absurdu. Zdecydowanie polecam. I, żeby ktos nie był zaskoczony - to jednak R-ka.
Postaram się nie spoilerowac.
Swietne, godne zakończenie trylogii. Świetna animacja, ale też konstrukcja histori. I to, jak się kończy.
Fajnie widać rozwój bohaterów, jak zmienili sie od jedynki.
No i smoki, jak zwykle creme de la creme.
I Astrid - dziewczyna /koleżanka /narzeczona która wspiera swojego chłopaka, nie mówi mu "domyśl się", nie rzuca "a nie mówiłam" jak popełni błąd, nie wypomina mu co zrobił źle i czemu jest do niczego. I dlatego to bajka
Z drugiej strony Ruffnut - wkurzajaca jeszcze bardziej i każdego
I ta woda. I jeszcze piękniejsze chmurki <3
Odsiadujący wyrok dwunastolatek z Bejrutu pozywa rodziców o to, że dali mu życie. Tak się zaczyna film, dając do zrozumienia, że pewne wydarzenia w nim zawarte trzeba brać z przymrużeniem oka, jeśli idzie o prawdopodobieństwo ich wystąpienia w prawdziwym świecie (niemniej luzik, bo takiego odlotu jak w Slumdogu tu nie uświadczymy). Poza tym osobliwym procesem i kilkoma drobnymi wyjątkami oglądamy, jak dzieciak walczy o przetrwanie, co jest największą częścią tego filmu. I spektakl to jest dość mocno dobijający. Nie podpisałabym się jednak pod częstym zarzutem, jakoby to było głównie poverty porn, operujące szantażem emocjonalnym, mające na celu wzbudzić współczucie w społeczeństwach zachodnich i zachęcające je do sypnięcia groszem na zbożny cel. Odniosłam wręcz odwrotne wrażenie - film pokazuje np. jak łatwo stać się "syryjskim uchodźcą" i to wykorzystać. Ile często więcej złego niż dobrego niesie za sobą adopcja międzynarodowa. A przede wszystkim, że bieda to nie brak pieniędzy, którymi to rodzice młodego tłumaczą sądowi wszelkie nieszczęścia życiowe, to nie zły system, lecz lekkomyślność samych ludzi, którzy wpędzają się w nędzę na własne życzenie, popychana jeszcze chorą mentalnością. I takie podejście do sprawy jest dość rzadko spotykane i bardzo mi się podobało. Oczywiście, film o życiu w tak trudnych warunkach musi epatować pewnymi obrazami i tego się nie uniknie, także wrażliwi szczególnie na krzywdę dzieci powinni zabrać pudełka chusteczek. W filmie występują sami naturszczycy, a reżyser miała rękę do głównego bohatera, bo dzieciak można powiedzieć, że jest nawet charyzmatyczny. Pięknie pokazano jego relację z siostrą. Technicznie też jest ok, piękne zdjęcia. Polecam, jeśli ktoś chce być mocno przeczołgany, bo lekka rozrywka to na pewno nie jest.
Życie przerasta film, bowiem ruch antynatalistów jest już realnym bytem, jak również mamy też pierwsze procesy "o poczęcie"...
Film opisałaś tak interesująco, że gdzieś go postaram się wygrzebać. Tytuł angielski też jest taki?
Z tym nieprawdopodobieństwem miałam na myśli państwo, w którym proces się odbył. Nie zdziwiłoby mnie to, gdyby ktoś o to pozwał w kraju wysoko rozwiniętym, ale taki proces w Libanie przeciwko rodzicom wydaje mi się mało prawdopodobny. W jakich krajach były takie procesy? Jak się kończyły? Wydaje się interesujące.
Oryginał dokładnie to Cafarnaúm.
Ja ma wrażenie że ten proces nie jest do końca jednoosobowy a dotyczy on bohaterów wystepujących w filmie. Każdy tam ma przejebane...
Bo ten proces, właśnie dlatego, że mało prawdopodobny (umówmy się, w USA by to nikogo nie zdziwiło, w Libanie, gdzie wszystko jest na niższym poziomie jest to nie do przejścia) jest tylko takim ładnym środkiem, żeby przedstawić racje obu stron i wpleść w to historię chłopaka. A czemu sądzę, że reżyserka jest "po stronie" młodego, mimo, że oczywiście jest wspolczująca wobec rodziców? Bo jest w filmie fizycznie jego adwokatem - grała go. Nie wiedziałam tego przed seansem, a potem mi to całkiem przypasowało do tego, co wyniosłam.
Zwróc uwagę jeszcze na jedno. Jak ci ludzie - rodzice zwłaszcza - widzą swoje zycie.
Mnie natomiast w oczy rzucił się też brak edukacji.
A z drugiej strony mamy tą silną wolę życia - nawet w tak złych warunkach.
Warto film zobaczyć.
A swoją drogą ta urbanizacja i zagospodarowanie przestrzene jak w BR 2049...
Wiadomo, jak widzą. To miało być takie trochę piekło na ziemi. Ale jak się ci rodzice bronią, co mówią? Matka by popełniła sto przestępstw, żeby utrzymać dzieci. Ojciec mówi, że początek spoilera wydał siostrę Zeina koniec spoilera żeby utrzymać rodzinę. Wszystko jest tłumaczone troską o dzieci i to wszyscy na zewnątrz są winni, ale nie oni, którzy sami sobie to piekło (przez dzieci) narobili. Plus jak bardzo mają wyprane mózgi obyczajami (znów - brak jakiejkolwiek refleksji nad swoimi czynami) - początek spoilera ona płodzi kolejne dziecko koniec spoilera, on przyznaje, że się ożenił bardziej z obowiązku, bo to go uczyni prawdziwym mężczyzną.
A powyższe oczywiście wiąże się z brakiem edukacji, ale, jak sam widziałeś, o ile matka rozważała tę opcję (choć bardziej z powodu darów niz faktycznie tego, że mlody by sie czegos nauczyl),o tyle jej głos wobec sprzeciwu męskiej głowy rodziny nie mógł mieć racji bytu. I znów wracamy do powyższego.
I tutaj mnie zastanawia jak pomóc takiemu społeczeństwu? Zobacz ile ludzi z tyc miejsc imigruje a tam dalej to samo jest :/
Ta matka faktycznie - brak jakiegokolwiek myślenia długofalowego.
A ta dziewczyna z tym dzieckiem w tej szopie - masakra.
Zawsze mnie zastanawiało dlaczego jednym społeczeństwom się udaje stworzyć dobre warunki życia a innym nie.
ta urbanizacja i zagospodarowanie to Bliski Wschód. W jakiś reckach czytałem, że akcja dzieje się w slumsach... ale to nie "Slam Dog". Ten syf w wielu miejscach tak wygląda, w wielu krajach tamtego rejonu. W Jodranii w Madabie mieliśmy dobry hotel w przyzwoitej okolicy, ale to wyglądało zupełnie jak przedmieścia Bejrutu (tam gdzie mieszkała rodzina Zejda), włącznie ze śmieciami walającymi się praktycznie wszędzie. Amman, Palestyna, czy Egipt w wielu miejscach wcale nie wyglądają lepiej. A te domki w których mieszkała ta Etiopka, z kolei bardzo dobrze oddają też to, co widziałem w Tanzanii. Największe miasto Dar Es Salam z naszej perspektywy wygląda jak jeden wielki slums, przy którym to co pokazali w "Kafarnaum" to porządna dzielnica
Ja w ogóle tego filmu nie odbieram jako domagającego się, by sypnąć groszem dla biednych. Wręcz przeciwnie. Emocjonalnie nie dałem się złapać, ale film daje bardzo dużo do myślenia. Nadine Labeki stworzyła dzieło bardzo zaangażowane i feministyczne (z arabskiego punktu widzenia). W dodatku udaje się jej postawić bardzo ciekawe pytania, które wyłamują się ze schematów. U nas cała dyskusja o uchodźcach kończy się na tym, że musisz się opowiedzieć po stronie jednego z dwóch właściwych obozów - albo "Uchodźcy serdecznie witamy" albo "Uchodźcy won". Labeki świetnie ukazuje dwie inne rzeczy - bezsensowną pomoc i brak chęci jej przyjęcia.
Dobrze to widać, gdy widzimy stoisko UNICEFU albo Cartias odwiedzający więźniów. To pomoc doraźna, ale z niej nic, kompletnie nic nie wynika. Dalej wszystko pozostaje bez zmian. Żebrzące dziecko naje się i pójdzie żebrać dalej, więźniowie potańczą i siedzą dalej.
W myśl angielskiego przysłowia
give a man a fish and you feed him for a day; teach a man to fish and you feed him for a lifetime
Dziś rozdawanie ryb jest bardzo popularne, ale czy na pewno potrzebne? Czy przypadkiem nie szkodzi bardziej niż pomaga? Udajesz uchodźce Syryjskiego, najadasz się i jeden problem z głowy, jakoś leci. A potem myślisz jak się przedostać do Szwecji, gdzie wszystko będzie łatwiejsze, bo tam jest wolność i można nawet sikać z balkonu.
Tym samym Nadine idzie dalej, pyta także o to, co jeśli damy komuś wędkę, a on ją sprzeda.
To świetnie widać w wątku Rahil. Ona mieszka w szopie z dzieckiem. Ale czy jest biedna? Dla niej 1300 USD by kupić fałszywe dokumenty to nie jest suma astronomiczna. Niełatwa do zdobycia w krótkim czasie, ale osiągalna! Wymaga wyrzeczeń, ale jednak. Rahil jest pracowita, jednak nie chce zalegalizować swojego pobytu, bo wiąże się to z możliwością deportacji. Tkwi w syfie, uzależniona od półświatka, ukrywająca własne dziecko. Robi dla niego wszystko, z wyjątkiem tego, by spróbować zmienić swój stan. Paradoks polega na tym, że bez dokumentów grozi jej bezapelacyjna deportacja. A jeśli ją złapią bez dziecka, ono zostanie samo w szopie i niechybnie umrze. Owszem są tu trudne warunki, ale Rahil tylko pozornie unika ryzyka.
Jeszcze lepiej widać to w wątku Zaina i jego rodziny. Zwłaszcza w kwestii szkoły. Tu przypomina się mi inny film - "Krwawy diament", tam bohater grany przez Djimona Hounsou robił wszystko, by jego syn poszedł do szkoły, został lekarze, wyrwał się z biedy. Tu rodzice Zaina nie chcą go wysyłać do szkoły. Ojciec leży na kanapie, matka wszystko ogarnia, a dzieci harują. Przerażające jest to, że podobne obrazki można znaleźć w niektórych krajach. W Tunezji widzieliśmy mężczyzn, którzy grają cały dzień w karty i piją kawę. Pracują za nich żony w domu i dzieci przynoszące gdzieś pieniądze. W tym kontekście wypowiedź ojca Zaina, który mówi, że stał się mężczyzną bo wziął sobie żonę i spłodził jej dzieci (to podejście niestety spotyka się w niektórych krajach), pokazuje jak bardzo przedmiotowo je traktuje. Jak zasób. Owszem matka niby je kocha i jak sama twierdzi jest gotowa popełnić przestępstwa dla nich. Ale nie jest gotowa wyjść ze swojego stanu i syfu w którym się znajduje, nawet jeśli jedno z dzieci przepłaci to życiem.
Smutny wniosek z tego filmu jest taki, że trudno prawdziwie pomóc komuś, kto tak naprawdę tej pomocy nie chce, bo ta wymaga od niego pracy i zmiany, więc się boi zacząć działać. I niestety ciągnie tym samym innych (np. swoje dzieci) w dół.
Jaki fajny post.
O poverty porn wspomniałam, bo to najczęstszy przytyk ze strony ludzi, którym ten film nie podszedł. Zrobiłam to po to, żeby właśnie ktoś nie sądził, że to kolejny Slumdog, żeby się nie zniechęcił. Oczywiście, niektórym umorusana twarz dziecka wystarczy, żeby przypiąć mu odpowiednią łatkę, a wobec tego filmu jest to bardzo nie fair, bo porusza zbyt wiele kwestii, żeby uznać go tylko za prezentację biedy.
Cały drugi akapit to miód na moje serduszko. Dzisiejsze rozkochanie w rozdawaniu ryb (w tym socjal, który nie wymaga niczego od beneficjentów - temat rzeka i jak na czasie także w naszym kraju) to zguba. Imigracja wymaga już wysiłku, ale w gruncie rzeczy też niczego nie zmienia, bo w kraju imigranta problemy są nadal, a zarobionymi za granicą pieniędzmi, których część odsyła do domu powoduje, że motywacja do zmian jest mniejsza.
I tu pytanie Jora jak pomóc takim społeczeństwom. Czy odcięcie zarówno od ryb, jak i wędek z zewnątrz zmusiłoby je do jakichś zmian? Podejrzewam, że skala wszelkich konfliktów jeszcze by się tam zwiększyła, w tym i poziom biedy. Świat zewnętrzny może zapewnić tylko jakiś poziom edukacji i to koniecznie z "praniem mózgów", żeby wyplenić negatywne naleciałości kulturowe czy społeczne. Bo wszystko zaczyna się od domu i najbliższego otoczenia, rodzice Zaina tak byli wychowani, znają tylko to i tylko tego się trzymają. To, co mówili, ich stosunek do dzieci (szczególnie matki), do małżeństwa, ogólny światopogląd są nie do przyjęcia, po prostu, i dopóki w pewnych społeczeństwach będzie to wiodące to nikt im pomóc nie może.
Wątek Etiopki jest w ogóle ciekawy. Z jednej strony pokazuje nam się syf Bejrutu, z drugiej są jednak ludzie, którzy tu emigrują za pieniędzmi (to jaki syf u nich musi być). Motyw z nielegalną adopcją międzynarodową. No i chyba chciała tu reżyserka polecieć trochę feminizmem pokazując, że samotna kobieta z dzieckiem potrafi sobie "jakoś" poradzić w przeciwieństwie do całej rodziny Zaina, która jest pod butem zupełnie bezużytecznego mężczyzny.
Mi szczególnie zapadła w pamięć wypowiedź dziewczynki-handlarki, którą spotkał Zain. Strategia marketingowa: jeśli kobieta ma obrączkę to życzysz jej dobrze i błogosławieństwa dla niej i jej męża; jeśli obrączki nie ma to życzysz jej dobrze i błogosławieństwa dla niej i znalezienia męża (mniej więcej coś w ten deseń). Dla nas irracjonalne, a gdzie indziej to normalny światopogląd.
Filmu jeszcze nie widziałem (i coraz bardziej żałuję), ale na marginesie marginesu, to porozmawialem ze znajomym uciekinierem z Libanu (nb., swietna kuchnia), co prawda sprzed tak wielu lat, że to pewnie nie przystaje nijak do filmu.
I, w jego opowieściach Liban to był taki mały raj na ziemi do połowy lat 70-tych, jedyny chrześcijańsko-muzułmański kraj na bliskim wschodzie, z dobrą gospodarką, ze szczęśliwyi obywatelami (nawet nazywany "szwajcaria bliskiego wschodu") - a potem panstwa oscienne prze współudziale możnych tego świata zamieniły go w szachownice do rozgrywania swoich interesów, do czego dołożyli się uchodźcy palestyńscy zwalczający się nawzajem w ramach hezbollahu i al-fatah. I tak to trwa z mniejszym i wiekszym natężeniem do dzisiaj. Naprawę niewele trzeba było...
Co do pomocy - to chyba pytanie jest jeszcze inne, czy nasze standardy w ogóle powinny mieć tam zastosowanie. Patrząc czym się kończy wprowadzanie demokracji w tamtych regionach, a jak działają monarchie absolutne (Sułtanat Omanu jest tego dobrym przykładem), to chyba istotniejsze jest zrozumienie. Pranie mózgów chyba też nie jest dobrym rozwiązaniem, bo to znów wojna idei.
Natomiast Finster ma rację, co do Libanu. To był kiedyś niesamowity kraj, w którym udało się połączyć konstytucyjnie, mądrze wykorzystując parytety, społeczność chrześcijańską i muzułmańską. Wykorzystując narzędzie promowane przez ślepą ideologię, udało się faktycznie zbudować stan równowagi. Bardzo chciałbym, by w tamtym rejonie się uspokoiło na tyle, by spokojnie można wziąć samochód i pojechać samemu zobaczyć Baalbek. W każdym razie Liban to wciąż bogaty kraj. Nie tak bogaty jak ZEA, ale właśnie przez to łatwiej przyjmują do siebie uchodźców. Zaś, co do ZEA to tam niestety płatni pracownicy z Indii czy Pakistanu to bardzo często opłacani niewolnicy. Więc wzorce w rejonie też są "ciekawe".
Waterworld (1995) dwadzieścia lat temu cieszył się złą sławą wśród moich znajomych. Ten film był reklamowany jako jeden z najdroższych w historii i krążyły legendy o jego budżecie. Oczekiwania były duże i niestety Waterworld im nie sprostał, mało tego, przez ponad dekadę stał się obiektem żartów i kpin - była taka teoria (moja XD) że mafia prała brudne pieniądze w tej produkcji.
Lata mijały i zapomniałem o tym filmie, ale gdy kilka miesięcy temu zobaczyłem zwiastun Arrow Video
https://youtu.be/gBMDkNjXF9M?t=5
doszedłem do wniosku że to przecież nie było aż takie złe i zamówiłem BD
Obejrzałem z przyjemnością, największą zaletą tego Mad Maxa na wodzie jest oryginalność - w tym sensie że nie ma dużo "morskiej" fantastyki, bo temat generalnie ograny. Słabością są antagoniści czyli Dennis Hopper i jego palacze - wypadają dość groteskowo i ciężko traktować ich poważnie
Waterworld miał potencjał, którego nie wykorzystał ale będę jeszcze do niego wracał (jest na płycie też wersja rozszerzona o 40 minut).
Raz, w ramach urozmaicenia, dopóki nie powstanie remake
Dwa, takich filmów już się nie robi
Pamiętam ten film, znaczy nie do końca, bo raz, że dawno to było, a dwa, że nie obejrzałem całości - czyli jednak nie za bardzo był chyba dobry
Zdaje się, że Costner umoczył i to sporo na tym filmie, poza tym nie zwrócił się zupełnie, a i suchej nitki w recenzjach na nim nie zostawiono - chyba, bo piszę zupełnie z pamięci, i coś tam mi się kojarzy
Zgodzę się, że potencjał miał, pomysł oryginalny - a czemu nie wyszło ?, może nie trafił w swój czas, albo było już po czasie takich filmów
Ja też słyszałem o wielkiej klapie finansowej, ale jak tak teraz sprawdzam:
https://www.boxofficemojo.com/movies/?id=waterworld.htm
Ciekawe zestawienie z 1995 roku:
https://www.boxofficemojo.com/yearly/chart/?yr=1995&p=.htm
1. Toy Story
2. Batman Forever
3. Apollo 13
4. Pocahontas
5. Ace Ventura: When Nature Calls
6. GoldenEye
7. Jumanji
8. Casper
9. Seven
10. Die Hard: With A Vengeance
12. Waterworld
A z tych "głośnych"
18. Braveheart
25. Heat
30. Species
31. 12 Monkeys
36. Under Siege 2: Dark Territory
40. Casino
84. Johnny Mnemonic
100. Nixon
Jednak filmy starały się nie przekraczać 100 mln budżetu.
"Gorączka" dopiero na 25., a "Batman Forever" na 2.? Ło mamo
Ace Ventura na 5...
A "Kasyno" na 40...
To akurat normalne. Ja nie mam pretensji że np. w 2013 roku:
https://www.boxofficemojo.com/yearly/chart/?yr=2013&p=.htm
1.
The Hunger Games: Catching Fire
86.
Blue Jasmine
Bardziej bolą te różnice w filmach porównywalnych gatunkowo i rosnące budżety filmów, które muszą zarabiać jeszcze więcej i więcej, przez co idą na kompromisy itd.
Fajne te tabelki:
https://www.boxofficemojo.com/yearly/chart/?yr=1984&p=.htm
1984
1. Beverly Hills Cop
2. Ghostbusters
21. The Terminator
Rodzinna rozrywka>porządna rozwałka
Indiana Johns Production Budget: $28 million
Worldwide:
$333,107,271
The Terminator Production Budget: $6.4 million
Worldwide:
$78,371,200
Tak było
Jasna sprawa, że nie ma bezpośrednio przełożenia jakości na zarobki w BO, ale jednak zaskakujące, że takie genialne kino akcji ("Blue Jasmine" to jednak dużo bardziej niszowa produkcja, mimo gwiazd) z De Niro i Pacino jest tak nisko...
Tak mnie zaciekawiło z tym Water-worldem, że aż se zacząłem sprawdzać w webowej archeo .
Heh, niesamowite, że to jedna z największych klap w dziejach Holiłódu. Chyba nawet klapa dziesięciolecia, czy jakoś tak ... film był pisany z myślą o kinie klasy "b", i budżetem w wysokości 3-10 baniek $ (niesamowite, prawda ?). Dlaczego więc budżet spuchł do sumy w okolicach 180 milionów ?. Ponieważ do akcji wszedł Kevin, któremu zaproponowano tą rolę, a że był wówczas na topie ("Tańczący z wilkami"), więc już na dzień dobry stawki poszły w górę. Na dodatek, Costner został także współ-producentem filmu, więc wymyślił sobie, że film ma być super-hiper-efekciarski i wszystko ma być z dużym rozmachem.
Universal wyłożył kasę na produkcję, ostrzegając przy tym, że kręcenie na otwartych akwenach jest delikatnie mówiąc ryzykowne finansowo ("Szczęki" się kłaniają ). A że to była połowa lat 90, to wiadomo - komputery jeszcze efektami nie szalały , trzeba było scenografię budować. W wodzie.
Mania wielkości Costnera i koszty jego angażu, problemy ze związkami zawodowymi (hahaha!), scenografia, sprzęt na którym kręcono - w wodzie , sztuczne wyspy wybudowane na potrzeby filmu (hahahahahaha!), to dopiero początek kłopotów, które trapiły tą produkcję właściwie od początku.
Cała masa wypadków podczas kręcenia niebezpiecznych i bardzo ryzykownych scen, inwazja kąsających i parzących niczym ogień piekielny meduz , woda niszcząca sprzęt i scenografię w iście ekspresowym tempie, wreszcie huragan (hahahahahahahahahahahahaha!), który dopełnił dzieła zniszczenia - niszcząc i zamieniając w ruinę całe scenografie, plan, zaplecze, słowem wszystko. O powtórnie napisanej ścieżce dźwiękowej nawet nie ma co wspominać - to drobiazg.
Wszystkie te kłopoty - trzymane do tej pory w tajemnicy, zaczęły powoli obiegać media, które zwietrzyły świetny temat, zaczęły każdego dnia bombardować telewizory wieściami z katastrofy filmowej stulecia . Wreszcie, film trafił do kin i ... nawet nie było tak źle - recenzje całkiem przychylne, machina marketingowa ruszyła, sprzedaż gadżetów także, tylko że finansowo nie było po drodze. Poza tym oczekiwano filmowego wręcz arcydzieła, a wyszedł średniak.
Podobno po latach film jednak wyszedł na swoje - uratowały go vhs-y, dvd, i telewizja. Kevin aktorsko jednak spadł do drugiej ligi, a sam film po latach można powiedzieć zyskuje - oryginalnością. Tak było
Wiki : https://pl.wikipedia.org/wiki/Wodny_świat
Byłem na tymw kinie. I film jest fajny tak do połowy, nawet "dymiarze" początkowi są do przełknięcia, no ale potem to się robi taka groteska że #jacieniemoge. Począwszy od nazwy tankowca, poprzez napedzaniem go galernikami (ha, akurat) poprzez ideę napędzania motorówek nieprzetworzoną ropą naftową aż do finałowej eksplozji tejże ropy od jedej "zapałki".
Chrzanic "Waterwold", lepiej sobie kupić "Stardust" za niewielkie pieniądze
Zgadzam się że pierwsza połowa filmu zdecydowanie lepsza początek spoilera dopóki ma tą swoją łajbę jest OK. koniec spoilera
Że są lepsze filmy to wiadomo, chodzi mi o to, że takiego z zatopioną Ziemią itp. trudno szukać - kupiła mnie scena jak łowili "ryby"
Dlaczego stały ład to była taka tajemnica?
A ja tam WW lubię od początku. ~
Panienka jest ładna, łajba z bajerami, obrazki eleganckie, "kuzyni" i "penzina" dopełniają całości. Proponuję zdjąć różowe okulary i pooglądać stare MadMaxy. Taki sam stek bzdur, a IMHO wyglądają gorzej.
Wiesz, w Madmaxach chcą skroić cysternę z benzyną. Benzynę można lać do baku bezpośrednio. W całym tym bezsensie jest jakaś logika. Ropy z tankowca no nie można (znaczy - można, wszystko można, ale nie polecam ). A już 200-tysięcznik na wiosełka...
Przy czy w MM to samo leją do osobowych i ciężarowych. ~
A w "Exxon Valdez" co prawda było czarne cóś (HAL pewnie wie co, bo jest świeżo po seansie, ja widziałem z rok temu), ale do napędu różności używali "penziny", czyli coś tam rafinowali. Wybuchło? I dobrze, bo fajnie wyglądało. No i była to zapałka sztormowa, co i w wodzie się zapali. ~
Archimedes chciał poruszyć Ziemię, to 1000 wioseł ruszy pusty tankowiec. Za tydzień, ale ruszy. ~
Ładnie jest, śmiesznie jest, prawie cały czas coś się dziej - wystarczy. ~
-Przy czy w MM to samo leją do osobowych i ciężarowych.
Same Diesle po prostu
ale do napędu różności używali "penziny", czyli coś tam rafinowali
No i tototo właśnie. Jaka "penzina"? Takie "dymiące" piraty to rum powinny rafinować, czy inny wynalazek wysokoprocentowy do picia. Wtedy wszystko było by właściwe - wiadomo na spirycie to i samochód pojedzie, i łodka odpali, i wybuchnie efektownie, i klimatycznie bardziej pasuje. Jak w "Tin Tinie", jak kapitan chuchnął, to i silnik samolotu odpalił.
Ja ten film wspominam bardzo miło. Za dzieciaka jak tylko puszczali w TV to nie było bata żebym nie obejrzał. Myślę że film idealnie wpisałby się w standardy Disneya.
Faktycznie słynny film z wielu powodów, byłem na nim w kinie "wtedy" z całą moją ówczesną ekipą, i już wtedy wydawał się trochę głupkowaty.
Teraz przeżywa jakiś renesans. Na reddicie też wielka dyskusja niedawno była, czy to niedocenione arcydzieło, czy kompletna kupa i kicha.
Moim zdaniem, ani to ani tamto, mocno przeciętny film, w większości trochę nudny i z mocną naciąganą "dramaturgią" a`la połowa lat 90-tych. Kilka śmiesznych scen. Star power Costnera już jakoś zaczęła spadać w tamtym okresie. Gdyby nie ten gigantyczny rozdęty budżet, nikt by o tym wtedy nie słyszał a dziś nie pamiętał.
Lata 80-te i początek 90-tych to były złote czasy dla kina postapokaliptycznego, tych kompletnych kaszan i zrzynek z Mad Maxa wychodziło na kopy, WW jest dobry od większości z swoich "kuzynów", ale do Mad Maxa nie ma startu, bez szans...
Tylko czekać, aż ktoś na reddicie odgrzebie Slipstream i obwoła zapomnianym arcydziełem, na dodatek z Hamillem, więc sami wiecie...
Przeżywa renesans bo została wydana odnowiona wersja z nowym transferem
"Niedocenione arcydzieło" ha ha ha - ktoś na bardzo dużej nostalgii napisał - to musiał być bardzo wyjątkowy seans
Jasne że średniak i zawiera dużo głupkowatych pomysłów, ale też dostrzegam w nim duży potencjał, zwłaszcza w tej części "nudnej", bo ja bym to zrobił bardziej jak "Jestem legendą" bez Dennisa i jego groteskowych kompanów.
Filmy fantastyczne nie zawsze muszą być doskonałe, żeby przyciągały moją uwagę, czasem ważniejsze jest to czego nie pokazują albo że pobudzają moją wyobraźnię i tego szukam w takich produkcjach, i to jest często ważniejsze od świetnych filmów które dla mnie nic nie wnoszą jak np. nagrodzony ostatnio "Green Book".
Trzeba zobaczyć.
Film dość wielowarstwowy, utrzymany w humorystycznej konwencji.
Chyba pójdę jeszcze raz.
Koniecznie
Ja go dałem na miejscu 5 w najlepszych filmach 2018 roku.
Clint śpiewający "Ain`t That A Kick In The Head" - to lubię. Dosrywanie poprawności - Meksykanie są dla niego jednakowymi czerwonymi fasolkami, czarni niggasami - i jakoś to bawi, "bo on może".
Męczyło tylko powtarzanie w kółko w dialogach głównego morału "rodzina jest najnajnaj", a Dianne West chyba się odechciało grać. Cooper o dziwo sympatyczny.
"Córki dancingu" (2015) reż. Agnieszka Smoczyńska
Omijam nasze współczesne produkcje szerokim łukiem, więc o "Córkach dancingu" nic nie wiedziałem - dopiero przeglądając na amazonie ofertę The Criterion Collection ze zdziwieniem zauważyłem film "The Lure"? Nie mogłem tego tak zostawić i przeczytałem recenzje:
od 10/10 - genialne
do 1/10 - twórcy się naćpali itp.
Należało samemu sprawdzić, nabyłem film i... jestem zachwycony.
"The Lure" jest zdecydowanie lepszy niż nagradzany ostatnio "Green Book" czy chociażby "The Mule" Eastwooda, ma świetne zdjęcia, lepsze niż np. TFA, muzycznie jest znacznie ciekawszy niż "A Star Is Born".
Podsumowując: TOTALNA PETARDA
Dzięki utworowi Cronus odkyłem zespół Chase i właśnie leci
997
https://youtu.be/ST7EwGSyiSk?t=70
❤️ "The Lure" 10/10 ❤️
https://youtu.be/qrUKbJFqA3Q?t=36
Tak więc... wielkie BRAWA dla twórców.
https://youtu.be/ExX_i251Q0s?t=5
Choć w niewłaściwym temacie to chyba wrzucam, bo nazwa tematu to wszak "Fajny film wczoraj widziałem". Może lepsze byłoby "Wyżal się, jeśli musisz".
Ostatnio prawie wcale nie recenzuję filmów, ale chyba chciałem się wyżalić: poszedłem na najnowszy film Pasikowskiego, gdzie oczekiwałem, że poza II wojną dostaniemy też Jana Nowaka-Jeziorańskiego (bo o nim to film) w Radiu Wolna Europa oraz w III RP, gdzie powiedział jeden z moich ulubionych tekstów. Okazało się jednak, że to, że tego nie dostaliśmy, to zaledwie pół biedy.
Krótko: głównym problemem jest to, że ten film to typowa polska martyrologia, gloria victis, wychwalanie powstania, a do tego co najmniej dwa-trzy chamskie przekłamania historyczne albo i więcej, a przede wszystkim - film jest w większości nudny.
Przy czym gdyby powyższą szmirę nakręcił inny reżyser, to można by machnąć ręką - ale że nakręcił to Władysław Pasikowski we własnej osobie?
Aż ciężko mi uwierzyć, że twórca Psów, Pokłosia i Jacka Stronga stworzył taką chałę...
Film z budżetem 6M$, bez żadnej reklamy czy promocji, w ograniczonej dystrybucji, który zwrócił się w weekend otwarcia, i który przychód z jednego kina miał niewiele mniejszy od disneyowskiego "Dumbo".
Prawdziwa historia Abby Johnson. Abby pracuje w korporacji. W korporacji jak wiadomo chodzi o to żeby jak najwięcej sprzedać. Kup, to tylko 100$. Można płacić kartą! Nie stać cię? Rozłożymy na dogodny plan ratalny! Będzie fajnie! Korporacja oczywiście ma zasady i cele. Abby ma zasady i jest pełna entuzjazmu, i w pełni zgadza się z polityką korpo. Abby ciężko pracuje, ma wyniki, zostaje najmłodszym managerem, dostaje nawet statuetkę dla pracownika roku. Wszystko się zaczyna zmieniać w chwili, gdy korporacja zaczyna mieć kłopoty i trzeba podwoić sprzedaż. ach, bo korporacja to "Planned Paretnhood", a główna sprzedaż to aborcja. Sprzedawana klientom jak meble czy samochody.
I tutaj bohaterka zaczyna mieć wątpliwości - bo w zasadach czy statucie stoi wyraźnie, że celem statutowym jest edukowanie i dążenie do zmniejszania aborcji, a nie jej podwajanie. Ale zostaje jej wytłumaczone, że przecież franczyzy żyją ze sprzedaży "fries and soda", a dla PP aborcja to właśnie takie "fries and soda". No i przecież Non-profit is a tax status, not a business model.
Czarę goryczy przepełnia to, gdy Abby (z braku personelu) musi sama asystować w "zabiegu" i trzymać sondę ultrasonografu - to nie spoiler, to scena otwierająca filmu. I niby nie powinno ją to ruszyć, wszak sama miała wcześniej dwie aborcje (i jest przeciw rodzicom którzy nie akceptują tego, gdzie pracuje, jest bardzo pro choice, jest pro equal right i cała taka nowoczesna - do czasu), ale jednak.
I, na koniec, gdy Abby postanawia odejść, kielka korpo, dysponująca miliardowym budżetem i prawnikami postanawia ja sądowi zakneblować - i tutaj kolejna niespodzianka - w błyskawicznej rozprawie pozew zostaje oddalony, a przeciw korpo i sztabowi prawników zwyciężyć może zwykły "gość z plakatu" - wolność słowa przede wszystkim. Jeszcze.
No i, jest to bardzo dobrze zagrane - Ashley Bratcher w roli tytułowej bohaterki jest bardzo przekonywująca. Warto zobaczyć, jak gdzieś będzie okazja. Film ma "R" nieco na wyrost, spokojnie mógłby mieć PG-13.
brzmi realistycznie jak "Botoks"
Z tym że to prawdziwa historia, sprawa sądową również.
W filmach o prawdziwych historiach najważniejsze jest żeby znać ostatnią wersję prawdy:
https://www.facebook.com/dziewuchydziewuchom/posts/3176071672467826?__tn__=K-R
"(...) Laura Kaminczak - przyjaciółka i koleżanka z pracy Abby Johnson - zdementowała pogłoski o duchowych pobudkach, które miały kryć się za decyzją aktywistki. Powodem odejścia Johnson był konflikt z przełożoną, który wybuchł na tle postępowania dyscyplinarnego. Johnson została przyłapana na prowadzeniu prywatnej korespondencji w godzinach pracy i trafiła na dywanik, gdzie otrzymała ostrą reprymendę. To doświadczenie było dla niej tak frustrujące i bolesne, że podzieliła się rozgoryczeniem na swoim prywatnym profilu FB. We wpisie zapowiedziała, że rozważa porzucenie pracy, w której czuje się niedoceniana mimo ciągłych poświeceń. Słynna aborcja, której Abby Johnson przypisuje swoją przemianę, nie była dla niej żadnym przełomem. Po zabiegu dzieliła się z koleżankami z pracy uwagami na temat metody próżniowej i nie miała wobec niej żadnych zastrzeżeń. Pełniła swoje obowiązki przez kolejne dni, udzielając m.in. wywiadu w stacji radiowej, gdzie jasno adresowała swoją niechęć do ruchu anti-choice. Dziennikarz The Texas Monthly - Nate Blakeslee - sprawdził na wszelki wypadek wykaz zabiegów w dniu, który Johnson wskazała jako swój moment "objawienia". Nie znalazł jednak żadnej procedury, w której mogła uczestniczyć. Cała historyjka została spreparowana na potrzeby mediów.
Trzy tygodnie przed odejściem z Planned Parenthood, Johnson zwierzyła się znajomej, że ma problemy finansowe, a aktywista antyaborcyjny Shawn Carney proponuje jej 3000 USD za wystąpienie, jeśli zgodzi się przejść na jego stronę. Sytuacja życiowa Johnson okazała się na tyle trudna, że ostatecznie podjęła współpracę, która okazała się dla niej intratnym biznesem.(...)"
-że ma problemy finansowe, a aktywista antyaborcyjny Shawn Carney proponuje jej 3000 USD
Podniosłem się z podłogi po turlaniu ze śmiechu.
Ma problemy, które rozwiąże jedna pensją.
Jedną, DWUTYGODNIOWĄ pensją No dobra, powiedzmy że brutto.
Zabrakło dwóch zer dopisać czy co?
No ja wiem że w PL te 3000 to robi wrażenie, ale zachowajmy odrobinę powagi.
To jest 3 patyki za jeden numerek, a nie jednorazowo:
"“She called me two weeks before this whole thing broke,” Kaminczak said, “and she told me she was thinking about going to the coalition. She had been having serious money problems—she’d been talking about bankruptcy—and she told me that Shawn [Carney] had promised her $3,000 speaking gigs if she came over.”"
https://www.texasobserver.org/conversion-story/
Ta, którą rzeczywiście PP wywaliła ze nieetyczne maile jest teraz autorytetem? No popatrz...
Chyba nie mogłeś lepiej potwierdzić prawdziwości przytoczonych faktów, skoro jedynym argumentem jest to że osoba "wywalona z PP" mówi to samo co PP
Fakty... zabawneco dla niektórych jest faktami.
Fakty to:
Rzeczona zostaje najmłodszym managerem w historii PP
Rzeczona dostaje nagrodę dla najlepszego managera PP (tuż przed wydarzeniami z filmu)
To są fakty, reszta to tylko niepotwierdzone pomówienia.
Ale ty sobie dalej wierz że 3 tysie (na które nie masz dowodu) to kupa kasy.
Faktycznie, zmyślony zabieg, który miał być podstawą Przemiany, to dopiero Argument
To taka nowa wersja "Niemego krzyku" z płodami wyglądającymi jak noworodki "realistycznie" uciekającymi po macicy przed narzędziem.
https://oko.press/film-nieplanowane-czyli-dobrze-zaplanowane-klamstwa-o-przerywaniu-ciazy/
"Scena aborcji, która w filmie wywołuje przemianę w Abby, jest zmyślona. Płód w 13. tygodniu ma 7 cm długości i nie wygląda jak mały człowiek. Nie jest w stanie wykonywać świadomych ruchów (jak uciekanie przed kaniulą), nie czuje bólu."
„W tym stadium ciąży [12 tydzień] każdy ruch płodu jest refleksem ruchowym, nie zaś świadomym ruchem. Aby istniała świadomość, musi istnieć kora mózgowa oraz mielina rdzenia kręgowego, których w tym wypadku nie ma.”
Także tego.
Teraz planują katować tym dzieci w szkołach.
https://oko.press/nieplanowane-do-szkol-uczen-rozumie-ze-aborcja-to-przemysl-smierci-ktory-przynosi-ogromne-zyski/
Oczywiście wygląda, w Chicago museum of Science and Industry można sobie zobaczyć jak to wygląda w każdym tygodniu, płeć już jest rozpoznwana od 11 tygodnia
https://www.youtube.com/watch?v=Y37_svGjaQ8
https://www.youtube.com/watch?v=bvF-VGow5so
Nie, dorośnięty noworodek wygląda inaczej. Raczej byś się nie ucieszył z przezroczystego maleństwa, którego głowa zajmuje 1/3 ciała.
A już z całą pewnością absurdem jest pokazywanie tego dzieciom i robienie z tego lekcji, skoro w kraju producenta jest 18+. Niestety w Polsce edukacja szkolna lubi się rozjeżdżać ze stanem wiedzy naukowej, szczególnie ostatnio.
Za komuny było przekłamywanie historii i propaganda ustroju, teraz oprócz tych dwóch mamy jeszcze przekonania religijne powtykane do podręczników innych przedmiotów, łącznie z opowieściami, że antykoncepcja powoduje zgniliznę moralną. I zanim zaczniesz - to nie jest wina tylko PiS, prokościelną politykę prowadziły wszystkie kolejne władze od czasu upadku PRL.
Logika feministek: 15 latka powinna sama decydować czy może dokonać aborcji bez pytania o zgodę rodziców. (Jest taki projekt)
Pokazanie 15 filmu gdzie kategoria "R"jest de facto z tyłka to "absurd"
A świstak siedzi i zawija w sreberka.
Patriarchalna logika - nie mogąc obalić argumentu, wyciągnij coś z kompletnie innej beczki i udawaj, że w związku z tym masz rację.
Dzieci w szkołach powinny być nauczane zgodnie z aktualnym stanem nauki, a nie na podstawie propagandowego filmu z tezą.
"Smoleńsk" też jest w pewnym stopniu oparty na faktach, np. zgadza się lista pasażerów samolotu.
Nie no, proszę Cię - dobrze zagrane? Może, jeśli patrzysz tylko na główną bohaterkę, bo chyba nie chodzi o jej wiecznie takiego samego męża i inne kołki na drugim planie? Czy o przerysowaną do granic absurdu szefową, która ma być wcieleniem czystego zła? I nie, jej przemiana nie jest przekonywująca. Ona przed otwierającym oczy zabiegiem została poproszona do pokoju, gdzie jej pokazano usunięte płody. Już wtedy powinna podziękować, ale by filmu nie było (i odpowiedniego dramatyzmu). Zresztą, sama wcześniej przyznaje, że aborcja to nic pięknego ani przyjemnego. Widocznie nie nadawala się do tej pracy To propagandówka z tezą. Rozumiem, że jeśli jest się przeciwnikiem aborcji to się to może podobać, być może.
Obecnie w kinach jest urodzaj (To my, Shazam!, nawet nowy Dumbo się jakoś tam wybronił), więc wspomnę dwa mniej oczywiste filmy, po których nic się nie spodziewałam, a które bardzo miło mnie zaskoczyły.
"Wilcze echa" - francuski film. Są łodzie podwodne, więc z automatu +2 do fajności. Stosunkowo niedawno był udany "Kursk" (patos przemilczę) oraz dający mnóstwo frajdy, ale mało realistyczny "Ocean ognia". I z tej trójki najświeższych filmów z łódkami podwodnymi to jako całokształt najlepiej wypada ten francuski. Przede wszystkim cieszy brak efekciarstwa, tym bardziej, że możnaby się o to pokusić, bo w filmie ostatecznie groźba III WŚ staje się realna. Holiłudy pewnie by w tę stronę poszły, tu nie - łódki są ważne, ale ważniejsze są mechanizmy działania wojska w takich sytuacjach i śledztwo głównego bohatera. Mimo wagi zdarzeń ustrzeżono się też nadamiernego epatowania patosem, który w krótkiej scenie pojawia się w zasadzie na samym końcu filmu. Główny bohater jest akustykiem, więc dźwięk, który w filmach z łodziami podwodnymi i tak jest ważny tu wybrzmiewa jeszcze bardziej i niepokoi. Aktorstwo poprawne, napięcie jest. Można kilka razy strzelić facepalm i jest wątek romansowy kompletnie zbyteczny (na szczęście szczątkowy), ale to seansu mi nie zepsuło.
Na "Wilkołaka" szłam zupełnie w ciemno, wiedziałam tylko, że to polski horror, nic ponadto. I takie wypady w ciemno okazują się często najlepsze, bo oczekuje się po tytule jednego, a na start dostaje się wyzwolenie obozu koncentracyjnego w Rogoźnicy i grupę uwolnionych dzieciaków i szuka związku jednego z drugim. W zasadzie im mniej się wie o fabule tym lepiej, napiszę tylko, że są tu typowe zagrywki z horrorów, ale film bardziej działa atmosferą i samą beznadziejną sytuacją, w której znalazły się dzieci. Dodatkowo młodzi aktorzy świetnie się spisali. I w tak krótkim czasie (film trwa niecałe półtorej godziny) naprawdę dobrze pokazano relacje między bohaterami.
Jak znam życie, to na te "Wilcze Echa" to bedę musiał poczekać sobie do wydania na czymś zdatym do oglądania.
A jak ten film się ma do starszych klasyków jak "Polowanie" czy "Das Boot"?
Dla estetów, na pewno nie polecam ze względu na treść. Film szumnie mieni się "obrazem XXI wieku", ale tak naprawdę jest to bardzo powierzchowne i okrojone (w skrócie: chciał być ambitny, ale mu nie wyszło). Ale poza tym jest Natalie, więc fani mogą się wybrać. A przede wszystkim film ma bardzo ciekawe zdjęcia, dla nich samych warto. No i dla soundtracku, gdzie połowa to piosenki, które napisała Sia, a połowa to utwory Scotta Walkera:
https://www.youtube.com/watch?v=Dr6rZRjGdSo&list=PL09Z8tuMMqJEfQsjBF9oszDWsnlNHHw85
W porównaniu do dokumentu to takie netflixowe wyrobnictwo, podpłomyki i ułamki, bo film fabularny (no deadline był, a gawiedź trzeba zabawić). Sam nic ciekawego nie wnosi, nawet w relacji Ted - Liz, a to właśnie sporo czasu zajmuje pier*olamento dziewczyny Teda Bundy`ego, nie aspekt kryminalny. Skróty myślowe, jakieś tam emocje, o których się tylko mówi. Bez szału. Oczywiście w tym wszystkim prym wiedzie Zac Efron, z ryjca to takie 80% Tadzika - mam wrażenie że urodził się dla tej roli, aktorsko bez zarzutu. Scodelario zwykle średnia z buzi tu wyglądała całkiem ok, aktorsko też ok, Collins dla mnie nie istnieje.
Z ciekawostek: na ekranie przewinął się spasiony Haley Joel Osment.
Efron może podobny, ale jednak nawet w tych fragmentach na końcu prawdziwy Bundy jest bardziej kripi niż Zac przez cały film.
Bardzo przyjemny australijski film SF.
Zwiastun:
https://youtu.be/1hTLGlgZ4Z8
Nie wiem czy to u nas było w kinach, ale u naszych zachodnich sąsiadów można kupić z polską wersją językową na BD.
W głównej roli Logan Marshall-Green znany z Prometeusza.
Film jest prosty jak budowa cepa:
Sparaliżowany Greg poddaje się nowatorskiemu zabiegowi, aby o własnych siłach odnaleźć zabójców swojej żony.
Niemniej wykonanie jest bardzo spoko i całość jest świeża a co najważniejsze, poziom trzyma od początku do końca - świetne zakończenie to dziś rzadkość
Polecam.
Bardzo fajne filmidło - nie przekombinowane, z góry wie, czym chce być i sprawdza się w swoim gatunku jestem ciekaw, czy tylko mnie główny bohater bardzo przypominał Toma Hardy`ego, a później oglądając Venoma czułem się jakbym miał deja vu, bo i sama historia miała dużo podobnych motywów? Osobiście uważam, że w efekt osiągnięty "Upgrade" jest lepszy niż w filmie o kosmicznym symbioncie.
No tak, Logan jest trochę podobny do Toma
"Upgrade" ma idealnie wyważone proporcje, nie zamula, nie ma żadnych smętów ale nie jest też bezmyślną nawalanką, mamy nowoczesną technologię a z drugiej strony jest też Dodge Challenger - czego chcieć więcej
Szczelanko, Kijanu wylewający siódme poty i walący one-linerami, komiksowa konwencja, samoświadomość, której brakuje tylko łamania czwartej ściany. Parę scen akcji może zadowolić, ale zmęczenie materiału już się wkradło. Chyba nie ujdzie za wielki spoiler fakt, że tytułowa "wojna" nadejdzie w 4 części, zaś tu mamy jej "szykowanie", nużący przystanek, sfinalizowany pozostawieniem bohatera niemalże w tym samym miejscu co w Chapter 2, acz mocniej poobijanego.
Brakuje w tej serii rytmu, dawki solidnego dreszczowca, który mógłby wspomóc bolesne grymasy na twarzy niezniszczalnego Reevesa - artystycznej ręki odsiewającej emocjonujące rollercoastery od stylowego bohomaza.
Fajnie, że Dżoneł odnowił gatunek wymagającą choreografią, teraz tylko wsadzać to w lepsze scenariusze.
"Metropolis" - rany, ale mnie wciągnął! I jaki klimat!
A tydzień temu ogądałam Nibelungów i też zrobił duże wrażenie. Uwielbiam niektóre kadry w obu filmach, takie malarskie, wywołujące ciarki.
Metropolis jest super. A jakie efekty specjalne! (Jak na ~sto lat temu.) Ciekawostka jest taka, że film ten nie został doceniony w dniu premiery i latami próbowano go odtworzyć, bardzo pomogła znaleziona kilka lat temu kopia w Brazylii czy Argentynie. Część napisów tłumaczono z powrotem na niemiecki! Niemniej wciąż niektórych scen brakuje.