Poprzednia odsłona jest już długaśna
http://gwiezdne-wojny.pl/b.php?nr=448084
więc pora na nową.
A w nowej? Nadrabianie zaległości part 02
Poprzednia odsłona jest już długaśna
http://gwiezdne-wojny.pl/b.php?nr=448084
więc pora na nową.
A w nowej? Nadrabianie zaległości part 02
Pół roku minęło od ostatniego wpisu. Się narobiło zaległości, trochę zapomniałem co miałem grafomańskiego stworzyć, więc na nowo, to co widziałem w kinie oczywiście:
Histeria - Romantyczna historia wibratora
Jak zwykle polski dystrybutor musiał pójść za innymi i dorzucić podtytuł. Żeby było bardziej nośnie? Film o epoce wiktoriańskiej, młodym lekarzu z zapałem (i zdolnymi palcami hyhyhy) oraz kobiecej… histerii. A tak naprawdę o braku zdrowego orgazmu.
Na co pomaga nie modlitwa, nie szklanka zimnej wody, ale nauka. I to się chwali. Chociaż film to komedia romantyczna, podchodzi jednak do tematu bardzo przyjemnie (pozdrowienia dla służącej Molly) i spokojnie jest to seans dla pary, bez męczarni po jednej ze stron.
Chociaż na moim jak zwykle był dość poważna przewaga kobitek. I jak zawsze warto było poobserwować reakcje. Mimo ciemności sali kinowej
Hans Kloss. Stawka większa niż śmierć
Na film wybrałem się tylko dlatego, że… widziałem kiedyś w podziemiach łódzkiej filmówki mundur Hansa. No i lubię Bruner, oczywiście w wykonaniu Karewicza. No i żeby sprawdzić co mój ojciec, człowiek znający serial, komiksy, no all na wskroś powie.
Powiedział – kiepskie.
A to tak naprawdę oznacza *****we
A to również oznacza, że chociaż reżyserował Patryk Vega, a do scenariusza przyłożył się Władysław Pasikowski to… z takim duetem też można stworzyć kaszana. Niestety.
Nie wnikałem już jak film ma się do zakończenia serialu (chociaż nawet jak dla średniego laika to parę rzeczy mi nie pasowało), ale… sam zamysł i zmiany czasowe, raz wojna, raz PRL, raz Franco + nieśmiertelna legenda Bursztynowej Komanty – to mogło naprawdę wypalić. Gdyby nie tragicznie drewniane dialogi i… przerysowana gra prawie wszystkich. Jedyni którzy cokolwiek ratowali to „stara gwardia”, czyli Mikulski i Karewicz. No i Janusz Chabior, którego się obsadza różnie a to fajny aktor.
Kot jako HK… chyba za bardzo wczuł się w rolę i wyszedł tragikomicznie, ale Adamczyk jako młody Bruner… nie wręczają w Polsce Złotych Malin? Złotej Kaszanki? Szkoda.
Szkoda potencjału, szkoda tematu, szkoda legendy i tej partii kasy, która poszła na pseudo-efekty specjalne. To już widowiska historyczne Wołoszańskiego wypadają przy tym jak produkcja HBO. Ocena tak wysoka tylko za „gwardię”.
Wyspa skazańców
Kino skandynawskie, chociaż film koprodukowany. Ośrodek wychowawczy dla chłopców na wyspie, początek XX wieku, drakońskie zwyczaje, kapitalny jak zawsze Stellan Skarsgård jako dyrektor no i wykorzystywanie seksualne. Może nie na skalę ‘Uśpionych’ Barry’ego Levinsona, ale wywołujące chęć zemsty. Czystej, jasnej i uczciwej.
Plus konflikt postaw dwóch głównych bohaterów, prowadzący do… warto poczytać
http://en.wikipedia.org/wiki/King_of_Devil%27s_Island
http://en.wikipedia.org/wiki/Bast%C3%B8y_Prison
Mocne, jak zwykle ryjące czerep głęboko kino z północy. Jak już kiedyś wspominałem – nie można tego oglądać non-stop bez złapania doła, ale od czasu do czasu trzeba.
Nietykalni
Film… chyba pierwszy (i pewnie jedyny w tym roku), na którym byłem dwa razy. Majstersztyk fabularny i aktorski. Nie dziwi mnie, że podbił Europę (i pewnie cały świat poza USA), że wygrał w cuglach oglądalność we Francji z (cudownym również) ‘Artystą’, który przecież zgarnął Cezara. Ale ilość publiki na seansach tak dopiekła Amerykanom, że w prasie pojawiały się totalnie debilne (nawet jak na nich) recenzje typu wychwalania niewolnictwa, przewagi i rozpusty europejskiej klasy wyższej itp.
Żal, panowie i panie, żal.
Nietykalni to piękna (i oparta na faktach) historia sparaliżowanego milionera (François Cluzet) i chłopaka z bloków (Omar Sy), czarnoskórego Francuza który tylko chciał się załapać na łatwy zasiłek. A dostał szansę i wykorzystał ją, gdzie jednocześnie obydwaj panowie, z całkowicie różnych światów czegoś się od siebie nauczyli.
Film ma tyle zajebistych momentów, że nie chce mi się wyliczać. Pokazuje tak wiele rzeczy, w tak prosty i cudny sposób… najlepsze jest jednak dla mnie tworzenie i wycenianie „sztuki”. Czyste potwierdzenie tego co uważam, czyli że malarstwo skończyło się bardzo, ale to bardzo dawno temu. Więcej nie będę mówił, ale rżałem ze śmiechu przy tych scenach.
To jest jednocześnie dramat i komedia. Komediodramat?
W każdym bądź razie wyciąga i łączy wszystko to co najlepsze, przy fenomenalnej fabule, ekstra muzyce i popisach aktorskich. Dawno nie słyszałem tak radosnego i hmmm zaraźliwego w pozytywnym znaczeniu śmiechu jak w wykonaniu Drissa.
Każdy powinien zobaczyć ten film, czy to w kinie (a długość jego przebywania na rozkładówce zaskoczyła mnie jak mało co) czy na DVD.
Lęk wysokości
Znowu polskie kino przemyśleń, znowu relacje ojciec-syn, tym razem w reżyserii Bartosza Konopoki (nietypowy ‘Królik po berliński’ ), a przede wszystkim z głównymi rolami Krzysztofa Stroińskiego i Marcina Dorocińskiego.
Za filmwebem – historia telewizyjnego spikera Tomka, którego świetlaną karierę i poukładane życie rodzinne zakłóca wiadomość o poważnych problemach ojca. Poważnych schizowych problemach. I co z tym teraz zrobić skoro przeszłość, o której raczej chciałoby się zapomnieć, ciąży?
Bardzo warto, właśnie dla głównych ról męskich.
Iron Sky
Zawiodłem się na tym filmie nie dlatego że miałem jakiekolwiek oczekiwania. Zawiodłem się, bo po prostu to było 90 minut (i dzięki bogu nie więcej) o niczym.
Pomysł, że (abstrahując od realizmu, technologii i w ogóle jakiejkolwiek logiki) część Szwabów spierniczyła na drugą stronę Księżyca i tam rozwinęli swoje małe imperium, gotowe do wjazdu na Ziemie niczym w jakimś RTSie… był nawet urzekający, bo co by nie mówić – coś jest w tym mundurach, w tej świńskiej łacinie i seksownych ssmankach
Niestety wykonanie było… nie umiem znaleźć odpowiedniego słowa. Chała? Po prostu? Film ma być (wg Filmwebu) komedią – nie jest śmieszny ani przez moment; filmem akcji – żadna akcja i żaden wybuch nie porwał mnie nawet na moment; sci-fi – znaczy, że co? Że się w kosmosie trochę popykają?
W ogóle nie załapałem jakiegokolwiek podtekstu tego filmu, nawet z prymitywnych gagów. Lekki mój uśmiech wzbudziła tylko Pani Prezydent (bo ona tam nie miała imienia?), którą wystylizowano na Sarę Palin. Tyle że jakimś dziwnym trafem od razu miałem skojarzenia z Who`s Nailin` Paylin i tak czekałem w której drewnianej scenie oni zaczną zrzucać ciuchy.
Btw przy tym tytule pojawia się opcja zwana participatory ciemna. Współczuję wszystkim, którzy dali choćby dolara/euro na tą produkcję. Nie warto.
A jak słyszę o kolejnych częściach… szkoda słów.
Dyktator
Kolejna próba Sachy Barona Cohena obśmiania danego zjawiska, pojechania po wszelkich niedomówieniach i tabu. Niestety (nie licząc AlegoG), o ile Borat był świetny (może dlatego że pierwszy), Bruno spory zjazd, ale miał jeszcze jako taki poziom to Dyktator jest cieniutki. Wyszydzenie wszystkiego co można wyszydzić trochę się przejadło, nie dlatego że nie należy tego robić, ale Cohen stracił jakiekolwiek przesłanie. Scenariusz filmu jest lipny, zakończenie… nie ma sensu, praktycznie można potraktować to jak 80 minut zebranych gagów. Które oczywiście łatwo się opowiada skoro samemu jest się Żydem. Chociaż to już też stara śpiewka.
Dobre sceny? Z Megan Fox jako tanią szmatą, chociaż w ogóle nie zrozumiałem wątku, że o ile „aktorki” Hollywood dadzą każdemu to… aktorzy to homosie?
Wymiana poglądów na temat narzędzi tortur z amerykańskim agentem.
I jedyne kapitalne uchwycenie jak to „znawcy i specjaliści” w studiu telewizyjnym interpretują dla ciemnej masy zachowania polityków itp. Totalnie od czapy
A tak naprawdę? Nie warto.
Chociaż żeńską ochronę to bym chciał mieć
Czarnobyl. Reaktor strachu
No, poszedłem na to do kina tylko dlatego że Stalker, tylko dlatego że może Metro. Poza tym teraz widzę scenarzystę Orena Peli, który zaistniał Paranormal Activity
http://gwiezdne-wojny.pl/b.php?nr=394279#535531
O PA nie mogę jeszcze nic powiedzieć, ale Czarnobyl się nie udał. Zarówno w warstwie fabularnej jak i reżyserskiej. Ot, jak zawsze – grupa amerykańskich dzieciaków decyduje się na zwiedzenie Prypeci, potem wszystko się sypie, przewodnik znika i jankesi biegają z wrzaskiem, krwawiąc, gubiąc załogantów, żeby na końcu ostatnia osoba cudem przeżyła, już spokojnie i BUM! Horror trwa nadal.
Horrorem niestety jest ten film, wyszedłem do kibelka w czasie seansu, chwilę pogadałem przez komórkę i wróciłem, ostatecznie jednak zapłaciłem za bilet. Nie bolałby mnie głupoty i standardy historii, miałkie aktorstwo i parkur po Mieście Widmo. Nawet te mutanty czy co tam się szwendało.
Ale… od zawsze marzyłem o wycieczce do Prypeci, o tym skaczącym liczniku Geigera. Wkręciłem się w ten klimat dzięki genialnej grze S.T.A.L.K.E.R., dzięki filmowi Сталкер i Piknikowi na skraju drogi… i to było coś, przerażającego, wstrząsającego.
Nie wystarczy biegać i wrzeszczeć, nie wystarczy ciamkać w półmroku i wciągać kogoś w ciemność. Trzeba jeszcze umieć wykorzystać potencjał otoczenia i klimatu. Pamiętam taki moment w grze, kiedy trzeba było przejść rurą do drabinki i tam był mutant, jeden z poważniejszych. Teleportował się, był niewidzialny tuż przed atakiem, straszna morda ala Cthulhu.
Za pierwszym razem mało się nie zesrałem jak mnie dziabnął, potem na loadach próbowałem się z nim, ale nie szło. W końcu przebiegłem tunel nie oglądając się za siebie (a miał zwyczaj atakowania za plecami), wdrapałem się po drabinie i dopiero na powierzchni odetchnąłem. Czułem prawdziwą ulgę.
I taką samą kiedy ostatecznie wyszedłem z kina. Niektóre miejsca i tematy nie powinny być dotykane przez ludzi, którzy tylko potrafią spieprzyć sprawę.
Yuma
Zawiódł mnie ten film, oj zawiódł. Całkowitym brakiem trzymania się realiów przede wszystkim. Poszukałem trochę w tym temacie, porozmawiałem z paroma osobami i lipa. Co to za temat?
Juma.
Co to takiego? http://pl.wikipedia.org/wiki/Juma
Swoją drogą dwie ciekawostki. Filmowa – amerykanie z systemem 12h mają dwa filmy ‘3:10 to Yuma’, oryginał z 1957 i remake z 2007 (jestem szczęśliwym posiadaczem obydwu ). Polskie tłumaczenie wyszło tak, że mamy 15:10 do, a potem? 03:10 w 2007 roku, co niezbyt pasuje, ale jak zwykle świadczy o geniuszu translatorów, którzy czymś się musieli odróżnić.
Druga, bardziej osobista to ojciec mi opowiadał, że z Łodzi do Warszawy w czasach jego WAMowiskich studiów też był taki pociąg. I na pytanie którym jedziesz, zawsze padał odpowiedź – Yumą
Tyle że o ile druga Yuma jest filmowa bardziej w nazewnictwie, to pierwsza, przerobiona przez ‘jot’ miała nie tylko oddawać westernowo-realistyczną trudność przebywania na wrogim terytorium, ale także hmmm Dziko Wschodnio-Zachodnie realia tego procederu.
Szkoda tylko, że kolejny raz autorzy mając bardzo fajny podkład pod scenariusz, zmieniają go na Hobbita z żeńską obsadą. Albo Pamięć absolutną bez Marsa. Albo… mogę wymieniać bez smutnego końca.
Po prostu w „Yumie” Mularuka realia i to co naprawdę się działo w tym temacie traktują tak jak im pasuje do historii głównego bohatera. A to chyba powinno być na odwrót. Pomijając tą głupotę zostają aktorzy, teoretycznie nieźli ale i Kot, robiący za ruskiego gangusa jest znowu przerysowany (może to wina kręcenia w tym samym czasie Hansa) i Figura jako burdelmama jest zgrana.
Reszta ‘młodzieży’ to drewno, a ofapowany Jakub Gierszał bardziej jest mi Dżastinem B. polskiego kina niż wielkim, przyszłym talentem.
Najlepszy motyw to nauka, że zawsze trzeba bladziom zapłacić, nawet jak skrewiły ciągnięcie. Bo później samemu zostaje gardziołko płukać
Ale tak to… kiszka.
Ted
Fuck you thunder
You can suck my dick…
Zawsze zastanawia mnie jedno. Jak widzę na plakacie nie tylko zachętę to pójścia do kina przez pokazanie bohaterów, scenkę zabawną czy co tam jest. Ale wyeksponowany tekst, że ktoś (lub coś) zawarte w tym filmie odniosło już sukces wcześniej i z pewnością to jest podstawowy naganiacz do kasy.
Nie mówię tutaj o słusznym wychwalaniu zdobywców Oscara (chociaż nominowanych mogliby sobie odpuścić, dzisiaj każdy jest nominowany, takie czasy), ale o takim to napisie
***the first motion picture from the creator of FAMILY GUY***
Jasne, za wszystkim stoi Seth MacFarlane, reżyseria, scenariusz, nawet wepchnął się pod głos Teda. Ale czy to pachnie FG? Smakuje jak FG? Potrzeba, jak niektórzy piszą, znać humor FG żeby „zrozumieć” film? Pffff, mnie to bardziej nastroszyło, bo animacja MacFarlane’a jest po prostu cienka, nawet nie dałem rady obejrzeć jednego sezonu. A film nie. Właśnie dzięki Tedowi.
Bo o ile sama historia jest prawdopodobnie nieprawdopodobna (nawet jeśli szybko schodzi się paska newsów, nawet będąc żyjącym pluszakiem), to sam misiek… rządzi. Przede wszystkim został wkomponowany w film z wielką pieczołowitością i do końca nie wiem czy to komputer czy ktoś siedział w środku.
No i teksty, prostackie, sztubackie, napite i upalone. Ale że robi to właśnie on, Ted, ożywiony prezent gwiazdowy – dla tego są kapitalne i rżałem ze śmiechu.
Nie da się zapomnieć walenia bongoza
Jesus this is weak, not even getting me high. I’m gonna have a talk with my weed guy
rozmowy o czymś wyjątkowy dla dziewczyny
Well, we’ve been dating 4 years tomorrow…
Ohh...fuck me, nice.
Let me ask you something, you don’t think she’s going to be expecting something big do you?
What...like anal?
czy rozmowy o pracę w spożywczaku
So you think you got what it takes?
I tell you what i got... you wifes pussy on my breath.
Nobodys ever talked to me like that before.
That’s because eveyones mouth is usually full of your wife`s box.
Your hired.
Shit.
Misiek rządzi, mile też w film wpasowuje się Mila Kunis, ma taką fajną chrypkę przy której wiem, że jestem hetero i że może istnieć jakiś boski plan zadowolenia mężczyzny
Mark Wahlberg, które szczerze nie znoszę, też da się przełknąć. To o czym właściwie jest ten film? O kompleksach i zdziecinnieniu dzisiejszych dużych chłopców po 30tce? A może o przyjaźni, łączeniu przyjaźni z miłością? Chociaż wątpię żeby reżyser sięgał aż tak głęboko.
Natomiast fani SW czy s.f. znajdą tu dla siebie parę wkrętów jak Vader na gwiazdkę, premiera EI czy Marsz Imperialny, gdy dzwoni Mila
No i nieśmiertelny Flash Gordon, czyli Sam Jones albo numer zwany Bishop`s knife trick. Niestety, Tedowi nie wychodzi – ech, te naćpane amerykańskie imprezy.
Czy warto? Jeśli ktoś nie dąsa się na prostotę żartów i chce zdrowo pośmiać to tak. Ale FG to to nie jest, ani nic wyższego lotu. Chyba że upalonego
You cant get me thunder,
Cos your just gods fart
Jesteś Bogiem
O filmie nie będę dużo pisał, scenariusza nie należy brać za encyklopedię, ale bardzo ładnie nakreślono problemy tej grupy… społecznej. Subkultury czy jak to tam nazwiemy. Genialnie dopasowana muzyka, dobra gra trójki Kowalczyk-Schuchardt-Ogrodnik i kapitalna Arka Jakubika jako Gustawa Zarzyckiego, zakładam że w nawiązaniu do Gustawa Szepke, współtwórcy Gigant Recordsc, wytwórni która wydała Kinematografię.
Paktofonika była, jest i będzie, ważną (a może jedną z najważniejszych) częścią polskiej sceny hip-hopowej. Nie chce mi się na ten temat rozwodzić, zresztą sypnęło ostatnio znawców i „wielbicieli”, dam sobie lewą dłoń uciąć i oddam kolekcję wszystkich płyt HH, że gdyby ich zapytać przed ideą tego filmu kim był Magik to… Copperfield? Nie przepadam.
Nie dorabiałbym też legendy do śmierci Łuszcza, ale fajnie że ktoś robi film o takich sprawach, czy film o Ryśku Riedelu. Chociaż nie podoba mi się cała medialna otoczka, syfowate gwiazdki na premierze i oczywiście natychmiastowa odpowiedź dna polskiego netu w postaci memów o tym jak to Magik bawił się w Małysza i pomylił Wielką Krokiew z oknem…
Wg mnie to nie jest film dla wszystkich, większość go nie zrozumie, ale dobrze że powstał. Przyjemnie było po tylu latach ponownie usłyszeć dość legendarny kawałek tytułowy czy ‘Powierzchnie tnące’ albo ‘Chwile ulotne’.
Oceny zbiorczo
Histeria – Romantyczna historia wibratora 4.0
Hans Kloss 2.0
Wyspa skazańców 4.0
Nietykalni 5.0! Czyli Wujcio Bart Poleca
Lęk wysokości 4.0
Iron Sky 2.0
Dyktator 2.0
Czarnobyl. Reaktor strachu 1.5
Yuma 2.5
Ted 4.0
Jesteś Bogiem 4.5
Średnia sezonu 2012
4.3 3.73
Ale zjazd :/
Też miałem napisać, jak byłem parę tygodni temu, ale że za leniwy jestem, ty tylko wtrącę, że jak dla mnie najlepsza scena rozmowy z szefem, który jak przeleciał kasjerkę pietruszką i sprzedał ją potem rodzinie z dziećmi, to dostał od szefa awans w nagrodę (bo jak to określił Ted: "Ty chyba masz problem ze sobą").
Albo początek narratora, cytując z pamięci na nasz: Święta - magiczny okres kiedy małe dzieci biją małych Żydów
Vergesso napisał(a):
scena rozmowy z szefem, który jak przeleciał kasjerkę pietruszką i sprzedał
________
Tzn. misiek przeleciał, nie szef
jest tylko pytanie, a wychodzi na to że Ted miał wzięcie i laski się do niego kleiły, w jaki sposób sprawiał im radość? Przy użyciu gadżetów/warzyw? OK, ale sobie pomyślałem że miał język, który wprawiał laski w zachwyt.
Ale jak się mu przypatrzyłem na fotkach to... producent też mu go nie doszył
No i zostaje jeszcze pytanie w drugą stronę. Skoro bongozował i na jego plusz działały THCty różne to musiał też odbierać doznania erotyczne.
Ale jak? Skoro nie miał najważniejszego męskiego organu, przynajmniej jeśli jesteśmy przy seksie
Może chował go porządnie w swoim pluszu, a sprzęt był "mały ale wariat" ?
Tudzież miał niezły ... ekhem ... 3-pomiar (1 to długość, 2 to szerokość, a 3 to różnica pomiędzy stanem w spoczynku a bacznością ) Dlatego przez większość filmu niewidoczny, a gdy już zaczęła krew krążyć to działy się cuda
Obejrzałem ostatnio film Koriolan, w reżyserii Ralpha Fiennesa. Oprócz niego występują m. in. Vanessa Redgrave, Jessica Chastain, Gerald Butler, James Nesbitt i Brian Cox. To ekranizacja sztuki Williama Szekspira o rzymskim dowódcy, który zostaje wygnany z kraju i przyłącza się do swoich wrogów. Akcję przeniesiono w czasy współczesne, na Bałkany. Przyznam, że tak sobie lubię takie udziwnienia (podobnie jak to było w Tytusie Andronikusie), ale cóż.
Aktorzy mówią tekstami ze sztuki. Jeśli chodzi o grę, to na brawa zasługują Redgrave, Fiennes i Cox. Butlera, mimo tego, że jest wymieniony na okładce i w obsadzie jako jeden z głównych bohaterów, nie ma za dużo. Muzyka taka sobie, zdjęcia dobre.
Jeśli ktoś jest ciekawy jak wyszło połączenie starożytnego Rzymu ze współczesnością, a także jest miłośnikiem Szekspira, powinien obejrzeć i być zadowolony.
8.5/10
-The Perfect Host
Ostatnio miałem przyjemność obejrzeć ten raczej mało znany na naszym podwórku film. Trafiłem na niego w zasadzie przypadkowo przeglądając filmografię Davida Hyde Pierca, z czego naprawdę się cieszę, bo Gospodarz idealny momentalnie wskoczył do grona moich faworytów. Krótkie streszczenie: John, próbując ukryć się po dokonaniu kradzieży trafia do domu, samotnie zamieszkiwanego przez Warwicka, sympatycznego faceta przygotowującego przyjęcie dla przyjaciół. Warwick zostaje wzięty jako zakładnik, jednak sytuacja szybko ulega diametralnej zmianie...
Film to thriller połączony z czarną komedią. Chociaż po zwiastunie spodziewałem się głównie tego drugiego gatunku w raczej lekkim wydaniu, to okazało się, że zaserwowano nam całkiem trzymający w napięciu film.
Sporym atutem jest gra - Hyde Pierce, znany głównie z roli Nilesa z serialu Frasier pasuje idealnie do swojej psychopatycznej postaci. Wzbudza sympatię, a chwilę później potrafi nieźle przestraszyć. Duży plus także za oryginalną fabułę, zwroty akcji są naprawdę ciekawe, a i spojrzenie na postaci w miarę upływu czasu zmienia się wielokrotnie. Nieco zawodzi jedynie końcówka, jest trochę niepotrzebnie przeciągnięta. Mimo wszystko film naprawdę się broni. Kto nie widział - polecam. Ode mnie 9/10.
Tutaj zwiastun, chociaż zaznaczam, że trochę zwodzi co do kierunku w jakim poszli twórcy filmu: http://www.youtube.com/watch?v=DVqMrcakPg0
Przy okazji, witam wszystkich po długiej nieobecności
Rok akademicki się rozpoczął, liczyłem na większe luzy ale jednak cisną ostro od początku Niestety cierpi na tym częstotliwość oglądania filmów
Nie oglądaj się - jeżeli w jednym filmie występują Monica Bellucci i Sophie Marceau to ciężko się oprzeć aby go nie zobaczyć Nawet jeśli film jest okaże się słaby, to zawsze miło sobie popatrzeć na te dwie panie. Niestety właśnie było tak jak oczekiwałem. Sam pomysł fabularny jest interesujący lecz jedynie prze pierwsze kilka minut. Zawsze interesowały mnie filmy gdzie główny bohater cierpi na jakąś chorobę psychiczną, przeżył jakąś głęboką traumę lub choruje na rozdwojenie jaźni. Daje to naprawdę spore pole do popisu. Niestety twórcy kompletnie nie poradzili sobie z tym problemem. I tak oto otrzymujemy thriller, który wogóle nie trzyma nas w napięciu, co więcej sam koniec jest bardzo niesatysfakcjonujący. Kuleje również montaż, scena tańca trwa prawie 7 minut i nic, zupełnie nic nie wnosi do fabuły. Całość ratują jedynie dwie główne postacie, które potrafiły wyciągnąć ten film na poziom ciężko strawnego, ale jednak strawnego dania. Duży zawód. 4/10
Stosunki międzymiastowe - w gatunku filmowym jakim jest komedia romantyczna ciężko dziś o coś oryginalnego. Większość opowieści bazuje na tym samym utartym schemacie i koniec końców i tak obraca się w banał. Ten film również nie zaskoczy Was jeśli chodzi o fabułę. Jednak warto go obejrzeć. Zapewne zapytacie się dlaczego? Otóż jest kilka powodów. Pierwszym jest na pewno temat jaki został poruszony - miłość na odległość i sposoby radzenia sobie z nią. Zgrany duet aktorski Justin Long-Drew Barrymore przyciąga uwagę widzów a Drew udowadnia, że gdyby nie jej problemy z wszelakimi używkami to dziś grałaby w zdecydowanie bardziej ambitnych i wymagających projektach. Również zakończenie nie jest cukierkowe i daje okazję do małej refleksji. Całość wspiera drugi plan, który sprawia że w filmie znalazło się kilka naprawdę zabawnych scen ( Christina Applegate kradnie każdą scenę, w której się pojawia!). Również na ścieżce dźwiękowej znalazło się kilka hitów lat 80. i 90. które wpada w ucho troszkę starszym widzom. 6/10
Obywatel Kane - absolutna klasyka. Film, który bardzo często zajmuje pierwsze miejsca w rankingach wszech czasów. Po prostu wstyd nie znać, zwłaszcza jeżeli kocha się kino. Fabuła filmu kręci się wokół Charles`a Kane`a - największego potentata finansowego swoich lat. Postaci nieco tajemniczej i do ostatnich swoich dni bardzo nieszczęśliwej. Wielu ludzi uważa, iż ten film aktualny jest zwłaszcza teraz, zw względu na rolę jaką we współczesnym świecie odgrywają media. Po części mogę zgodzić się z tą opinią. Jednak "Obywatel Kane" to obraz o wielkim człowieku, który nie może znaleźć swojego miejsca na świcie dlatego że pragnie być uwielbianym przez wszystkich, zawsze i wszędzie. A wiemy, że to przecież niemożliwe. Czytając napisy końcowe aż ciężko uwierzyć, że dla większości obsady był to debiut przed kamerą! Naprawdę spisali się bardzo dobrze. Również montaż oraz ścieżka dźwiękowa wyglądają dobrze jak na wiek filmu. Polecam go każdemu kinomaniakowi, który chce zobaczyć obraz, który tworzył historię X muzy. 8/10
StreetDance - na samą myśl o filmie tanecznym włosy stają mi dęba. Niestety produkcje te są w większości zaledwie wyrobami filmopodobnymi. W tym filmie fabuły po prostu nie ma - ludzie mówiący, że filmy Micheal`a Bay`a nie mają fabuły po prostu nie wiedzą co mówią Tak więc malkontentów nawalanek rodem z hollywood zapraszam na seans "StreetDance", gdyż dopiero wtedy doświadczą co to film bez fabuły. Jednak o dziwo (a może o zgrozo!) tym razem zupełnie to nie przeszkadza ponieważ choreografie taneczne sprawiają duża frajdę w czasie oglądania i wypełniają ten czas jako naprawdę dobrze zrealizowany teledysk. Jasne, że można rozwodzić się nad tym, że gra aktorska jest słaba, że nie ma fabuły a rozwój postaci jest na poziomie kreskówel, pytanie tylko po co? Wiadomo co otrzymam w tego typu filmie. Dobra muza i świetny taniec (bez poprawek komputerowych) to jest to. 5/10
Polowanie na druhny - zamiast tej pozycji miałem obejrzeć inną komedię, jednak płyta się gdzieś zapodziała więc trzeba było brać to co jest pod ręka. Owen Wilson na okładce przekonał mnie, że wart dać temu filmowi szanse. Film opowiada o dwóch kumplach, którzy odwiedzają wesela tylko w jednym celu - wyrwaniu jakiejś seksownej druhny. Jak możemy się domyślać beztroskie życie zniknie kiedy panów trafi strzała Amora. I tak także się dzieje. Reszty chyba nikomu nie trzeba dopowiadać. Na szczęście dzięki dwóm świetnym komikom możemy liczyć na sporo zabawnych scen i bardziej wulgarnych żartów. W pozostałych rolach mamy całą plejadę gwiazd począwszy od Christophera Walkena i Rachel McAdams na Bradley Cooperze skończywszy. Zdjęcia i krajobrazy są ładne a muzyka jest tylko dodatkiem do danie głównego. Film z gatunku nieco sztampowych ale jednak przyjemnych. 6/10
Cztery, więc filmy też cztery. Może pięć, ale tego pierwszego nie liczymy. Dlaczego?
Bo to Pan Tadeusz z 1928 roku, w wyczyszczonej cyfrowo wersji, w odnowionym kinie Iluzjon, które wróciło na Narbutta. Uff, dość tych przecinków.
Re-premiera, z vipowskimi wejściówkami, więc… poszliśmy. Dżizzz, oprawa piękna, kopia momentami odtworzona genialnie, ale sam film. Myślałem że uświerknę w sali. Dłuuugi, nudny, naprawdę w porównaniu z Wajdą nuuuuudny i… aktorsko tak fatalny, tak przerysowany. Ja rozumiem, że niemy, ale oni jednak mówili na planie – to po co aż taki wytrzeszcz gałek, grymasy, dąsy…
Wielkie dzieło kinematografii II Rzeczpospolitej. Jak napisała Gazeta Warszawska w 1928:
Filmowany „Pan Tadeusz” nie jest przeznaczony dla profesorów literatury, ale dla tych szerokich mas.
No to się nie dziwię, że mi nie przypadł do gustu, bo ja tam za szeroką masę się nigdy nie uważałem
Natomiast co do kina Iluzjon jeszcze to ładnie wygląda i w końcu muszę tam zacząć częściej chodzić. W tym miesiącu grają m.in. Wyspę tajemnic, W samo południe, Obcego Nostromo w wersji reżyserskiej, Casablancę, Krzyk, Gildę, Sokoła Maltańskiego, Nosferatu…
Gdybym mieszkał blisko to bym miał karnet kupiony. Takie kino to skarb, a człowiekowi zawsze cos przeszkodzi żeby pójść. Ale na Gildę i Ritę z rękawiczką muszę!
**********************************************
A teraz wracamy do kina bieżącego:
Dwoje do poprawki
Kapitalna para małżeńska (Meryl Streep i TL Jones) próbuje wykrzesać ogień w związku. To zawsze takie dziwne, dzieci odchowane, emeryturka czy cuś, mnóstwooo czasu dla siebie i… lipa.
Przyjemna historia, dobrze zagrana, o dziwo nawet Steve Carell potrafi zagrać w komedii normalnie, a nie jakąś suchą próbą przebicia JimaC.
Chociaż na dłuższą metę człowiek się zastanawia czy więcej w tym filmie dramatu czy komedii…
Obława
Nie wiem dlaczego, ale szedłem na ten film w przekonaniu, że będzie to coś o latach stalinowskich w Polsce i wyłapywaniu „leśnych”. Nie wiem… jakaś taka klepka w głowie.
Okazało się, że to bliżej nieokreślone lata 1939-45, raczej środek okupacji, tereny… górskie, ale nie za wysokie. Znowu, podobnie jak w Pokłosiu, nie idzie o nakręcenie filmu o realnej historii, bezpośrednio przypisanej do jednych wydarzeń czy miejscowości. Idzie o ludzkie postawy i zachowania, ponownie podczas czasu wojennego.
Wyszło to świetnie, Marcin Krzyształowicz scenariusz stworzył intrygujący, gdzie nie możemy o nikim powiedzieć „100-procentowy dobry/zły, 100-procentowa kanalia/święty”. Jeszcze jak to się miesza ze sobą, prawie jak w realnym życiu.
Niestety, dla ról Dorocińskiego i Stuhra (genialna śmierć ), w mniejszym stopniu Bohosiewicz i Rosati (nie wiem gdzie u tej ostatniej odnaleziono talent aktorski w tym filmie), postacie i ich zachowania są totalnie położone przez montaż i reżyserię. Jeszcze jestem w stanie zrozumieć bawieniem się scenami ala Pulp Fiction, ale to trzeba umieć zrobić. Ale ze 100 minut przyciąłbym do… 70? Pół godziny taśmy zmarnowano na coś w rodzaju, nie wiem – live show? To, że gdzieś jest daleko to nie oznacza, że bohater musi tam faktycznie iść przez 8 długich minut. To, że myśli nie musi oznaczać gapienia się w niebo przez kolejne 5. To niczego nie oddaje, niczego nie wzmacnia.
Chińczyk na wynos
Tego filmu nie bardzo da się dobrze opisać… bo czy historia mrukliwego faceta sprzedającego gwoździe w Buenos Aires, którego ulubionym zajęciem jest kolekcjonowanie wpisów prasowych o krwawych wypadkach może przyciągnąć? A co jeśli dodamy mu do pary Chińczyka, który nie zna hiszpańskiego, szuka kogoś po adresie wytatuowanym na ramieniu? I co na to spadająca z nieba krowa?
Tego się nie da opisać, na to trzeba pójść i zdrowo, ze śmiechem, spędzić czas. No i może trochę pomyśleć, zastanowić się, ale to chyba jak przy większości filmów.
Pokłosie
Nie będę obiektywny w tej recenzji (chyba nigdy nie jestem… ), bo do kin powraca jeden z najlepszych polskich reżyserów i scenarzystów – Władysław Pasikowski. Co prawda ubódł mnie historią nowego J-23, ale jeśli tak sobie pomyślę to… historia była zakręcona, a to wykonanie spier* całość.
Ale do właściwego tematu. Wszyscy już chyba wiedzą o czym jest ten film. Nawet nie oglądając go wyrobili sobie zdanie, ale tu nie idzie o recenzję. Raczej o postrzeganie tego wszystkiego co stało się z Żydami w czasie wojny i jaki udział mieli w tym Polacy.
Bo mieli. Osobniki, które uważają że Jedwabne to spisek, Polacy są tylko święci i cierpiętniczo prześladowani, a sami do niczego złego ręki nie przyłożyli – to idioci. Nieważne jak wykształceni – to mentalni idioci, którzy chcąc zakłamać fakty, zapomnieć o nich, przeinaczyć – oszukują samych siebie. A przecież patrząc w lustro, uczciwie, potrafimy powiedzieć kim jesteśmy. No chyba, że trafimy na prawdziwego polskiego katolika. Jakiego? Ano trzeba znowu pójść i zobaczyć.
Pokłosie nie jest filmem antypolskim, nie pokazuje całości narodu jako morderców i zwyroli. Chociaż gdzieś podskórnie wszyscy wiemy co określa u nas słowo „Żyd”. Nie wiemy skąd, nie wiemy jak, ale powtarzamy. To jest może polska rysa, ale film ukazuje prawdę. 80% ludzi nie chciało się mieszać i chcieli przeżyć. 10% pomagało, z czego może 1% ma drzewko w Jad Waszem, ale i 10% sprzedawało Żydów, mordowało ich albo pomagało Niemcom. Tego się nie da zakłamać, tego się nie da przeinaczyć „a nas Ukraińcy, Rosjanie, Niemcy też…”.
TEŻ. Ale co to ma do rzeczy?
Film pokazuje że to byli Polacy żydowskiego pochodzenia. Mordowaliśmy Polaków, zupełnie jak potem UBecy po 45. Robiliśmy to my albo Rosjanie. Żydowskiego pochodzenia. Czyli Żydzi? No właśnie, to jest cała ich skomplikowana historia…
Bardzo dobrze przedstawił ją Robert Rogalski w weekendowej GW, człowiek który imo ma najmocniejszą i najbardziej przekonywującą kwestię w filmie. Nota bene nakręconą tak z ręki, bez ustalonych wyżej dialogów.
Pracował na rampie kiedy likwidowano getto w Siedlcach i tak jego bezradność + doświadczenie widzianego okrucieństwa sprawiły, że jego rola w Pokłosiu jest tak przejmująca. Dodatkowo opowiedział historię młyna rodziny Lewinów, młyna pod Siedlcami. Bogatych Polaków żydowskiego pochodzenia ukrywali (za pieniądze oczywiście) Polacy katolickiego pochodzenia. Potem rodzina młynarzy nagle wyparowała – wszyscy wiemy dlaczego. A po wejściu Rosjan, UBecy żydowskiego pochodzenia wzięli sprawę zgodnie z kodeksem Hammurabiego i zamordowali rodzinę, która wcześniej zamordowała/wydała tych, których ukrywała…
Na usta ciśnie się pewien dialog z Szeregowca R, że wojna to FUBAR.
Fucked up beyond all recognition.
Przestawia ludzkie zachowania na całkowicie irracjonalne tory. Ale film trzeba zobaczyć, bo jest świetnie nakręcony i przedstawia realne zachowania. Na to powinny chodzić szkoły, nie na jakieś badziewie o Wiedniu czy coś.
Aaaa dlaczego mimo wszystko nie 5.0, mimo że z ! polecam? Końcówka, na drzwiach stodoły. Po prostu to było totalnie niepotrzebne, totalnie bezsensu. Nawet Pasikowskiemu się zdarza.
Oceny zbiorczo
Dwoje do poprawki 4.0
Obława 4.0
Chińczyk na wynos 4.5
Pokłosie 4.5! POLECAM
Średnia sezonu 2012
3.73 3.81
Powoli kończy się rok 2012 a ja z filmami wciąż tkwię w 2010 Może na święta uda się coś nadrobić...
Spisek- oryginalny tytuł "The Conspirator". Zainteresowałem się tym filmem gdy zobaczyłem na okładce Jamesa McAvoy`a. Osobiście bardzo go cenię i uważam go za jednego z najbardziej utalentowanych aktorów młodego pokolenia. Jeżeli dodamy również Robin Wright, Evan Rachel Wood i Justina Longa to otrzymamy całkiem niezła obsadę w filmie wyreżyserowanym przez Roberta Redforda. Film w dość bezpośredni sposób pokazuje jak rodziła się praworządność w USA. Po zabójstwie Abrahama Lincolna trzeba znaleźć winnych i ich ukarać - czyli jednym słowem proces pokazowy. Co jeśli jednak nie mamy klarownych dowodów aby skazać kogoś na śmierć? A no nic, ponieważ to oskarżony musi dowieść swojej niewinności. Tak to brzmi niedorzecznie, jednak jak pokazują wydarzenia w filmie (opartym na faktach) czasem tak się dzieje. Aktorstwo jest naprawdę na wysokim poziomie a fabuła trzyma widza w napięciu pomimo iż spora część filmu dzieje się na sali sądowej. Szkoda tylko, że niektóre wątki zostały potraktowane po macoszemu i bardziej niepociągnięte. Robert Redford znowu pokazał, że jako reżyser nie boi się poruszać trudnych i niewygodnych tematów dla mocarstwa zza oceanu. 7/10
Kiss Kiss Bang Bang - Robert Downey Jr. i Val Kilmer w filmie Shane`a Black`a. Czy to może się nie udać? Raczej nie, chociaż spodziewałem się więcej. Jest to dość nietypowa komedia kryminalna z elementami filmu noir. Intryga zostaje zawiązana bardzo ciekawie a drobne detale mają wpływ na to co będzie działo się w finale. Szkoda tylko, że przez pierwszą godzinę akcja gna na złamanie karku nie dając widzowi ani chwili aby poukładał sobie elementy układanki. Nietypowa narracja filmu choć z początku ciekawa również nie pomaga w interpretacji zdarzeń na ekranie. Braki te nadrabia jednak para głównych bohaterów, zwłaszcza Val Kilmer pokazał, że wciąż potrafi świetnie grać. Całość została podana z ciekawą ścieżką dźwiękowa i kilkoma naprawdę śmiesznymi scenami, które są świetną satyrą na obecne hollywood. Panie Black jeśli tylko zwolni pan z akcją to o trzeciego Ironmana jestem spokojny 6/10
Hotel Transylwania - ten film obejrzałem właściwie z powodu braku innych ciekawych premier w tym samym czasie. Animacja twórcy Samuraja Jacka czy pierwszych Wojen Klonów jest bardzo przyjemną rozrywką dla mniejszych widzów ale również tych starszych. Ci pierwsi będą się świetnie bawić z całą masą barwnych bohaterów a Ci drudzy wyłapią wiele nawiązań do klasycznych horrorów. Historia przedstawiona na ekranie jest banalna jednak cała siła tej animacji tkwi w świetnych dialogach i postaciach. Osobiście moim ulubieńcem był tata wilkołak ze sporą gromadką dzieciaków, które nie dawały mu ani chwili spokoju. Potencjał bohaterów "Hotelu..." jest tak duży iż półtora godzinny film to po prostu za mało aby ich wszystkich wykorzystać. Wypada również wspomnieć o polskim dubbingu, który jest naprawdę przyzwoicie zrobiony.7/10
Wall Street: Pieniądz nie śpi- od początku nie widziałem sensu w kręceniu sequela świetnego filmu Oliver`a Stone`a z 1987 roku. Przed premierą filmu reżyser twierdził, że chciał pokazać w przystępny sposób jak rozpoczął się największy kryzys ekonomiczny naszych czasów. Niestety w tym aspekcie poległ gdyż moim zdaniem nie jest to wytłumaczone wcale. Jednak po raz kolejny pokazał środowisko giełdowe w bardzo dobry sposób. Shia LaBeouf może nie nie miał takiej charyzmy i werwy którą posiadał Charlie Sheen jednak gra dość wiarygodnie. Micheal Douglas nie miał tu tyle do pokazania co w części pierwszej jednak jak zwykle wywiązał się z zadania bez zarzutu. Niestety wątek relacji z córką sprawia, że film odchodzi od głównego motywy filmu. Również zbyt szczęśliwe zakończenie nie pasuje do klimatu pierwowzoru. Szkoda, coś się dzieje z Oliverem Stonem, niestety jego ostatnie filmy nie mają już tego "czegoś". 6/10
Karate Kid- naprawdę nie wiem po co robić remaki takich filmów jak pierwszy Karate Kid. Fabuła się zestarzała? Nie. efekty były gorsze? Nie. Przesłanie filmu jest nie dzisiejsze? Również nie. Tym razem główny bohater Dre (Jaden Smith) jedzie wraz z mamą do Pekinu aby rozpocząć nowe życie. Tam wpadnie w kłopoty a jego mistrzem zostanie Han (niezły Jackie Chan). Szkoda tylko, że filmie ze słowem karate w tytule nie widzimy tego sportu ani przez chwilę - tym razem mamy kung fu. I chociaż całość została ładnie nakręcona, nieźle zagrana, sklejona i podrasowana niezłą ścieżką dźwiękową to jednak filmowi z roku 1984 może czyścić buty. Osobiście zawsze będę wracał do oryginału gdyż jest o wiele lepszy. 5/10
Licznik na filmwebie wskazuje liczbę obejrzanych filmów: 705
Średnia: 6,36
Obejrzałem sobie dziś Śniegi wojny. Zaciekawiło mnie dość nietypowe zestawienie - norwesko-szwedzki dramat wojenny z rudzielcem z Pottera w jednej z głównych ról... Postanowiłem zaryzykować, zwłaszcza że film miał dość pozytywne opinie na filmwebie.
Co można o nim powiedzieć... Film w modnej ostatnio konwencji przetrwania w mrozie i śniegu. W 1940 roku podczas walk w Norwegii zestrzelone zostały samoloty Niemców i Anglików. Przypadek chciał, że załogi obu samolotów przeżyły i szukając schronienia w mroźnej dziczy trafiły do tej samej myśliwskiej chaty. Historia w jakiejś części oparta jest na autentycznych wydarzeniach. Da się przewidzieć rozwój wypadków, ale to nie przeszkadza - ogląda się naprawdę przyjemnie.
Film André Ivredala zrealizowany jest w konwencji paradokumentu. Grupa studentów zaczyna śledzić tajemniczego mężczyznę, który może być kłusownikiem. W końcu udaje im się przekonać go, żeby zdradził im kim tak naprawdę jest. Hans pozwala im przyjrzeć się jego pracy i kręcić o tym materiał.
Całkiem dobry film. Poznajemy różne gatunki trolli, ich zwyczaje i biologię, a także dowiadujemy się, że niektóre bajki o nich to właśnie to - bajki i nic więcej, rzeczywistość różni się od nich. Mamy też okazję zaobserwować kilka gatunków w naturalnym środowisku.
"Łowca trolli" wciągnął mnie i mimo kilku wpadek polecam obejrzeć. Aktorzy grają przekonująco, trolle wykreowane są bardzo realistycznie i wydaje się, że naprawdę dotrwały do naszych czasów, muzyki właściwie nie ma. Jak ktoś lubi filmy kręcone z ręki oraz chce pooglądać krajobrazy Norwegii (ładne zresztą ) a także ma ochotę na nieco inne podejście do mockumentaries, bo tak to się nazywa, powinien dać filmowi szansę.
Pod koniec, po napisach, jest króciutka, niespodziewana scenka
Byłam przedwczoraj w kinie na najnowszej produkcji Disneya. Jak tylko zobaczyłam zwiastun do „Wreck-it Ralph”, wiedziałam, że muszę wybrać się na seans, jak dotrze do nas ta animacja. I bardzo mi się podobało, to był taki sympatyczny film, w którym przede wszystkim zachwycały mnie wszystkie te pomysły na stworzenie świata salonu gier. Przeróżne, czasami bardzo drobne, szczególiki urzekły mnie swoją oryginalnością, a przecież w rzeczywistości była to zabawa znanymi elementami i schematami z naszego świata (i świata gier). Bawiło mnie wyłapywanie wszystkich nawiązań do gier, a zapewne każde kolejne obejrzenie tego filmy przyniesie następne odkrycia. Śmiałam się i chichotałam co chwilę. Na seans poszłam prosto po pracy, więc nie było wielu osób, w sumie sami rodzice z kilkuletnimi dzieciakami. Dzieci śmiały się zwłaszcza przy różnych slapstickowych scenach, podczas gdy ja (i jakiś tata po 30tce, siedzący za mną) rżeliśmy momentami, jako jedyni na sali, przy pojedynczych słowach. Naprawdę sympatyczny (z nutką nostalgii) i wprawiający w dobry nastrój film.
Ach, a krótkometrażówka puszczona przed filmem – „Paperman” – absolutnie urocza :]
http://youtu.be/aTLySbGoMX0
om, też byłem. A który zwiastun cię przekonał? Mnie ten co się to zombie z tasakami przytula do Ralpha i mówi mu, że tak naprawdę należy pokochać wnętrze
W swoim czasie to opiszę, ale uważam że ten filmy jeszcze by zyskał gdyby dano więcej znanych postaci z gier video. No chyba, że nie do końca wszystki rozpoznałem
Trafiłem ostatnio przypadkiem na artykuł o filmie Searching for Sugar Man - dokumentalnej historii muzyka Sixto Rodrigueza. Historia opisana w artykule wydawała się tak nieprawdopodobna, że aż z ciekawości postanowiłem nie czekając na premierę w Polsce ściągnąć i obejrzeć film.
Rodriguez na początku lat 70. wydał dwa albumy w Stanach, producenci wróżyli mu dużą karierę, ale płyty w ogóle się nie sprzedawały więc kontrakt został zerwany, a o nim słuch zaginął. Tymczasem w mocno odizolowanym ze względu na apartheid RPA, ktoś przywiózł ze Stanów kopię płyty, puścił znajomym, ci dali ją dalej... I w szybkim czasie jego muzyka stała się tak popularna jak The Beatles czy Stonesi. Problem polegał na tym, że każdy znał jego nazwisko, muzykę, ale na jego temat nie można było zaleźć żadnych informacji, poza legendami o jego samobójstwie... początek spoilera Tymczasem Rodriguez żył sobie w nieświadomości jako pracownik remontowy w Detroit, nie mając pojęcia że po drugiej stronie oceanu jest wielką gwiazdą. koniec spoilera
Historia wydaje się tak nieprawdopodobna jakby pochodziła z jakiejś głupiej komedyjki, więc fakt że zdarzyła się w rzeczywistości jest wręcz niesamowity. Film zebrał bardzo pozytywne recenzje, co zupełnie mnie nie dziwi. Bardzo pozytywna historia, świetnie opowiedziana i do tego z genialną ścieżką muzyczną - oczywiście muzyką Rodrigueza. Polecam każdemu.
dzisiaj, jeśli oczywiście "benkowanie" czegoś nie zmieniło
Ostateczne rozwiązanie
w gwiazdroskiej obsadzie
http://www.gwiezdne-wojny.pl/b.php?nr=448084#512923
się, świetnie zagrane, dokumentarsko przedstawione.
I nawet był Loki
Niezły burdel ostatnio miałem i jakoś (mimo chęci) nie miałem okazji ogarnąć. Oscarów w tym roku w ogóle nie tykam, ale nadrobię sobie ostatnie filmy z listy widzianych w kinie 2012.
Miałem je opisać szerzej, ale gdzieś mi się to zapodziało i będę dawał z głowy:
Mój rower
Półtorej godziny z trzema facetami, kulturalnie, artystycznie + fenomenalny pies.
Historia z kobietą w tle, ale tak naprawdę kolejne rozliczenia i rozmyślania na poziomie dziadek-ojciec-syn. Przyjemnie się to oglądało, daje dużo do przemyśleń własnych i w ogóle.
Michał Urbaniak jako tak naprawdę nie-aktor - w porządku.
Artur Żmijewski - człowiek jednej (w danym czasie) roli... lekko mi zalatywał kasą stefczyka, ale i tak lepiej niż popylanie w sutannie
Krzysztof Chodorowski - rocznik 1992 i jak patrzę na polską nową falę "aktorską" mojego wieku czy młodszych... cienko to widzę.
Gangster
Cóż... oprawa filmu oryginalna, chociaż tyle już się rozlało w tematyce prohibicji. Oryginalna, bo mało kto robił filmy o wieśniakach amerykańskich i tamtejszym samogonie.
Nie mniej w głowie pozostaje dość infantylny scenariusz, mało trzymający się kupy i liczne głupoty tj. przeżycie solidnego podcięcia gardła czy samochód odpalany na samogonie...
Jedyną, jak zawsze zresztą, zaletą filmu jest występ Gary`ego Oldmana. Ta fotka
http://25.media.tumblr.com/tumblr_m73sbtDi3O1qbau4go1_500.jpg
tłumaczy wszystko.
Swoją drogą, mam już tego guna i kapelusz. Teraz marzy mi się garnitur w tamtym stylu i zorganizowanie sylwestra 2013 w stylu chicago-gangsta... ale to już inna parafia.
7 psychopatów
Jak wiecie, a może nie, zlewałem ten film przez plakat. Nie cierpię bowiem podpierania się nazwiskami typu i to jeszcze tego formatu co Tarantino czy Coen.
Tak czy siak to jeden z dwóch-trzech ostatnio filmów, na którego zobaczenie nakłoniła mnie mama. Pójdź, mówiła. Spodoba ci się, lubisz takie pojebane, mówiła. I, kurde, faktycznie miała rację
Film jest... żeby nie używać już słów FUBARNy. I to po maksie. Martin McDonagh spokojnie może tworzyć swoją własną markę, ma tam momenty godne Quentina/Joela/Ethana, więc nie widzę po co wozić się na cudzym.
Historia jest zakręcona jak weki babci Stasi, ilość "twarzowych" gwiazd, które dają z siebie wszystko - mocna. Ulubieniec mojej mamy - Sam Rockwell, świr archetypowy. Mój ulubieniec Woody Harrelson. Twarz twarzy Christophera Walkena, zwłaszcza w nagraniu o Wietnamie
Tom Waits a na samym początku, skoro to gangsterka - epika: Michael "Jimmy" Pitt i Michael "Rothstein" Stuhlbarg w tarantinowskiej dyspucie o rozwałce
Jest psychopatycznie i jest dobrze i znowu jest świetny pies.
Jest też fapowana chyba na B Olga Kurylenko, której pierwszy wjazd to oczywiście skromne cycki w fajnym staniku. Swoją drogą jak ona ma zrobić w H "karierę" inaczej niż dupą skoro jej angielski, mimo sporych nakładów sił, leci jednak Berdiańskiem?
Piąta pora roku
Film, który niektórych może drażnić, bo porusza tematy, z którymi podobno nie ma problemu itp. Bez jaj, ale kult młodości i tego całego syfu zajmuje już stanowczo za dużo miejsca i stanowczo ze zbyt ... repertuarem.
A każdy wiek ma swoje prawa, ale i możliwości. Ewa Wiśniewska i Marian Dziędziel oddają to znakomicie. Zwłaszcza ten ostatni ma się ostatnio świetnie i grywa super role w ciekawych filmach. A jakie lata? No właśnie.
Oceny zbiorczo
Mój rower 4.0
Gangster 3.0
7 psychopatów 4.5
Piąta pora roku 4.5
Średnia sezonu 2012
3.80
Z roku na rok patrząc
3.8 -> 3.4 -> 3.7 -> 3.8
Czy kiedyś nastanie rok naprawdę zaje filmów?
Lord Bart napisał(a):
Tak czy siak to jeden z dwóch-trzech ostatnio filmów, na którego zobaczenie nakłoniła mnie mama. Pójdź, mówiła. Spodoba ci się, lubisz takie pojebane, mówiła. I, kurde, faktycznie miała rację
________
Cytujesz słowo w słowo?
ha!
obecnie jestem na małym urlopie domowym, teściowa dała mi zlecenie bym ściągnął jej Koszmar z Ulicy Wiązów
po przeszukaniu torrentów znalazłem aż 8 filmów z Freddym Krueggerem i niby to horrory dla dzieci to jednak obejrzałem sobie na 40 calowym pustaku..
Kupa śmiechu, kiedyś to był strach a teraz? bułeczki z Lidla oblane keczupem wydaja mi się groźniejsze.. ale fajnie było zaliczyć taki mały maraton...
Niedawno obejrzałem film Terry`ego Gilliama "Las Vegas Parano". Jest to rozgrywająca się w latach 70. historia dziennikarza i jego adwokata, którzy jadą do Vegas zrelacjonować wyścigi motocyklowe. Do samochodu pakują różnego rodzaju narkotyki, którymi się odurzają.
Dwóch głównych aktorów: Johnny Depp i Benicio Del Toro zagrało bardzo dobrze - szczególnie ten pierwszy Sceny z "odpałami" po narkotykach doskonałe. Muzyka z lat 70. również tworzy klimat. Niektóre sceny są komiczne, jak choćby początkowe z autostopowiczem
W epizodach występują tacy aktorzy jak między innymi Cameron Diaz, Tobey Maguire czy Ellen Barkin. Mam zamiar też przeczytać książkę "Lęk i odraza w Las Vegas" (taki jest też oryginalny tytuł filmu - "Fear & Loathing in LV") Huntera S. Thompsona, na podstawie której powstał.
Jeśli ktoś wytrzyma, to o północy na Ale Kino będzie dziś powtórka. Warto
Obejrzałem właśnie 4 filmy z wojowniczymi żółwiami ninja (3 aktorskie, 1 animowany). Całkiem sympatyczne Trochę humoru, nieco akcji, aktorzy dobrze grają i głosy podkładają (za żółwie ), niezły stuff
Oskary pominę, bo za dużo by było pisania o tym co widziałem, zacznę więc od zeszłego tygodnia:
Drogówka - Smarzowski jak zawsze w formie, świetny scenariusz, świetny montaż; mocna, angażująca historia. 8/10
Władza - potwornie dziurawy scenariusz, historia absolutnie niewciągająca i totalnie szablonowa, kiepskie postacie, słaba rola Crowe`a. Niby Broken city a miasta tu strasznie mało. 5/10
Oz wielki i potężny - dość kiepsko napisane postacie i niezbyt wybitna historia, ale od strony wizualnej całkiem nieźle; poza tym momentami widać rękę Raimiego. Na szczęście!6/10
Niektórzy już pewnie wiedzą, a większość nie, że jarałem się na nowe Mroczne zło jak 16latka na faceta z własnym samochodem. Dziś premiera, popędziłem do kina na 15:40 żeby zdążyć do domu przed podwójnym expem w TORze i co tu dużo mówić?
Film jest genialny, jestem nim zachwycony, wszystkie moje oczekiwania zostały spełnione a nawet przekroczone. Przede wszystkim: jest straszny, nie bałem się tak od czasu RECa 2. Jest nieprzewidywalny, nie sposób przewidzieć kto jak i kiedy. Całość jest zrobiona z szacunkiem dla kultowego oryginału, coś obecnie w USA niesamowicie rzadkiego. Każdy komu podobało się stare "Mroczne zło" zachwyci się i nowym. Całość jest śmiertelnie poważna, za wyjątkiem ostatnich scen będących jednym wielkim mrugnięciem oka dla fanów trylogii Raimiego, gdzie natłok gore przeradza się w swoisty pastisz, a mimo to wciąż straszy, a może to już widz po przeszło godzinie matretowania jest zniszczony psychicznie
Tak się powinno robić horrory, tak się powinno robić remake`i, tak się powinno robić... po prostu filmy. Polecam serdecznie. Ale nie dla ludzi o słabych nerwach.
Fajne premiery w tym tygodniu:
Martwe zło - podzielam entuzjazm kolegi z powyższego posta. Wprawdzie scenariusz średni i z niepotrzebnymi wątkami, aktorstwo też średnie, ale od strony wizualnej (zdjęcia, kadrowanie, głębia ostrości!) majstersztyk... I to gore! Po prostu cudo. Tak więc 7/10
Spring breakers - absolutna wirtuozeria Korine`a; fantastyczne zdjęcia, dźwięk, montaż (także dźwięku), fantastyczna zabawa barwami i gra z widzem, fenomenalny Franco. Scena z fortepianem tak genialna, że chyba nie umiem tego wyrazić słowami. Jak na razie najlepszy film roku. 8+/10
Układ zamknięty - bardzo ciekawa historia nakręcona dobrze, ale bez wirtuozerii. Słabe kreacje aktorów z drugiego planu. Tak czy siak, solidne polskie kino. 7/10
Jako że moje możliwości oglądania filmów ograniczają się do kina, dvd albo starego dobrego wideo, wybrałam się na Nędzników.
Wiedziałam, że to musical. I co z tego? Mamma Mia też jest musicalem i w niczym to nie przeszkadza. I Chicago. No tak. Ale.
Nędzników nigdy nie czytałam. Raz widziałam jedną ekranizację i uznałam, że takie sobie, ale na Jackmana i Crowe`a można się przejść, pooglądać, posłuchać dobrej muzy. No i poszłam.
Niby to było kino, ale wydawało mi się, że jestem w operze. Nie sądziłam, że Russell i Hugh potrafią TAK śpiewać! Reszta bohaterów spokojnie dotrzymuje im kroku, wszystkie kwestie są śpiewane, nawet krótkie dialogi, film się nie dłuży, chociaż trwa dobrze ponad dwie godziny. No i ta muzyka!
Świetna jest scena pojedynku Valjeana i Javerta w szpitalu, a kiedy Javert przysięga pod gwiazdami, że dopadnie zbiega choćby nie wiem co, aż chce się, żeby mu się to udało.
Bardzo dobrze zagrany, film ma w sobie coś z przedstawienia teatralnego w stylu Moulin Rouge!. Więc jeśli ktoś lubi musicale i nie przeszkadza mu taka konwencja, niech obejrzy.
Koniecznie
polecałem kiedyś Conspiracy/Ostateczne rozwiązanie, teraz ktoś wrzucił i jest Teatr TV, wspaniała sztuka w cudownym wykonaniu tj. Księżyc i magnolie Rona Hutchinsona.
http://youtu.be/iCN98s96jlY
Widziałem tą sztukę chyba z 50x, włączam ją sobie na poprawę humoru, ale miałem wielką przyjemność obejrzeć wersję Macieja Englerta w warszawskim Teatrze Współczesnym.
Jest to mega-sztuka, każdy fan filmów, kinomaniak, wielbiciel srebrnego ekranu powinien obowiązkowo to obejrzeć, tekst o (co cieszy mnie nadal niezmiernie) powstawaniu scenariusza najbardziej kasowego filmu wszechczasów - Przeminęło z wiatrem.
I najlepsza scena, istna rozprawka pomiędzy panem, wójtem i plebanem tj. producentem, scenarzystą a reżyserem. Nie wiem tylko czy w tej kolejności
http://youtu.be/iCN98s96jlY?t=32m22s
Cała naga prawda o przemyśle filmowym
Gorąco polecam.
PS. Po polecam przeczytać
http://en.wikipedia.org/wiki/Gone_with_the_Wind
http://en.wikipedia.org/wiki/Gone_with_the_Wind_%28film%29
no i oryginał, który mam zamiar niedługo wypożyczyć, bo o dziwo chociaż mam GwtW na dvd to... książki nie czytałem. Pora nadrobić.
Kilka ostatnio obejrzanych filmów, jako że charakterystycznych, to postanowiłem opisać wrażenia, czego zwykle nie robię.
Punisher: War Zone - drugi film o Punisherze, jednak nie kontynuacja. A szkoda, bo fabularnie mógłby bez problemu robić za kontynuację, wystarczyłoby zmienić tylko Raya Stevensona na Thomasa Jane`a. Fabuła to jakby opowieść jednej z wielu akcji Punishera: rozwalanie kolejnych gangsterów, tyle że tym razem głównym villainem staje się gangster poharatany przez samego Punishera, przez co wygląda bardzo komiksowo, czyli Jigsaw. Bardzo fajnie zagrany, nieźle też pokazany.
Film ma też jedną zaletę: jest brutalny i krwawy, tak jak trzeba. Do tego kilka świetnych i znanych z komiksów(i nie tylko z nich) postaci. Teoretycznie nowa wersja Punishera mogłaby być lepsza od tej z 2004(którą uważam za dobry film, jednak zbyt łagodny jak na postać Franka Castle`a). Ale nie jest.
Głównym zawodzącym czynnikiem jest fabuła. Na początku jej nie ma i wszystko wygląda jak zlepek dziwnie posklejanych scen. Potem już jest, dzięki czemu ogląda się trochę lepiej, jednak zawodząca. Kolejną kwestią jest dla mnie aktor, który w kreacji Punishera prezentuje się gorzej, niż Jane w 2004.
Ale za to jest kilka kapitalnych scen. Najlepsza to Jigsaw werbujący gangsterów i żuli do wojny przeciw Punisherowi...przemawiający na tle powiewającej amerykańskiej flagi Jak dla mnie idealna satyra na jankeski kult flagi. Rozbrajające też było wyżywanie się brata Jigsawa na lekarzu z psychiatryka który go leczył (karmienie w stylu "mmm to jest pyszne" i riposta zabójcy).
Z tych gorszych? Ostatnia scena, gdzie Soap mówi do Punishera "Wiesz, jestem przeciwnikiem kary śmierci", po czym jakiś gangol przykłada mu lufę do skroni w celu przejęcia portfela, i następnie błagalne "Fraaank". Manifest na popieranie kary śmierci? Dobre dla zwolenników czapy, jednak ja się do nich nie zaliczam.
Z 5,5/10 lub 6/10 w porywach.
Kołysanka - tu już polskie klimaty, czyli film Machulskiego o wampirach z Mazur. Rodzinka wampirów Makarewiczów z 500 letnim wampirzym dziadkiem, do tego utalentowana muzycznie. Wprowadzają się na Mazury, gdzie nie dość, że zaczynają porywać ludzi na wysysanie krwi, to jeszcze mają problemy z biedą i kryzysem. No i spaczoną moralnością - wampiry nie są złe, tylko potrzebują się wyżywić, no i po paru tygodniach wypuszczą - a że księdza potrzymają, no musi się dziecko wyżywić by zdrową kupkę mieć
Niestety, to jeden z niewielu dowcipów, bo humoru w filmie trochę brakuje. Głównie sytuacyjny, gagów niewiele. Choć kilka kapitalnych scen - choćby Niemiec, któremu Makarewiczowie dla dowcipu założyli hełm esesmana.
No i ostatnia scena - poszukiwania nowego domu w Warszawie. W końcu go znajdują. Ale jaki
To co trzeba pochwalić, to pomysł na film, oryginalny scenariusz, a przede wszystkim genialne aktorstwo i znakomita charakteryzacja. Nawet kilka efektów specjalnych by się znalazło.
7/10, bo przydałoby się więcej humoru.
Vergesso napisał(a):
Kilka ostatnio obejrzanych filmów, jako że charakterystycznych, to postanowiłem opisać wrażenia, czego zwykle nie robię.
Punisher: War Zone - drugi film o Punisherze, jednak nie kontynuacja. A szkoda, bo fabularnie mógłby bez problemu robić za kontynuację, wystarczyłoby zmienić tylko Raya Stevensona na Thomasa Jane`a. Fabuła to jakby opowieść jednej z wielu akcji Punishera: rozwalanie kolejnych gangsterów, tyle że tym razem głównym villainem staje się gangster poharatany przez samego Punishera, przez co wygląda bardzo komiksowo, czyli Jigsaw. Bardzo fajnie zagrany, nieźle też pokazany.
Film ma też jedną zaletę: jest brutalny i krwawy, tak jak trzeba. Do tego kilka świetnych i znanych z komiksów(i nie tylko z nich) postaci. Teoretycznie nowa wersja Punishera mogłaby być lepsza od tej z 2004(którą uważam za dobry film, jednak zbyt łagodny jak na postać Franka Castle`a). Ale nie jest.
Głównym zawodzącym czynnikiem jest fabuła. Na początku jej nie ma i wszystko wygląda jak zlepek dziwnie posklejanych scen. Potem już jest, dzięki czemu ogląda się trochę lepiej, jednak zawodząca. Kolejną kwestią jest dla mnie aktor, który w kreacji Punishera prezentuje się gorzej, niż Jane w 2004.
Ale za to jest kilka kapitalnych scen. Najlepsza to Jigsaw werbujący gangsterów i żuli do wojny przeciw Punisherowi...przemawiający na tle powiewającej amerykańskiej flagi Jak dla mnie idealna satyra na jankeski kult flagi. Rozbrajające też było wyżywanie się brata Jigsawa na lekarzu z psychiatryka który go leczył (karmienie w stylu "mmm to jest pyszne" i riposta zabójcy).
Z tych gorszych? Ostatnia scena, gdzie Soap mówi do Punishera "Wiesz, jestem przeciwnikiem kary śmierci", po czym jakiś gangol przykłada mu lufę do skroni w celu przejęcia portfela, i następnie błagalne "Fraaank". Manifest na popieranie kary śmierci? Dobre dla zwolenników czapy, jednak ja się do nich nie zaliczam.
Z 5,5/10 lub 6/10 w porywach.
Kołysanka - tu już polskie klimaty, czyli film Machulskiego o wampirach z Mazur. Rodzinka wampirów Makarewiczów z 500 letnim wampirzym dziadkiem, do tego utalentowana muzycznie. Wprowadzają się na Mazury, gdzie nie dość, że zaczynają porywać ludzi na wysysanie krwi, to jeszcze mają problemy z biedą i kryzysem. No i spaczoną moralnością - wampiry nie są złe, tylko potrzebują się wyżywić, no i po paru tygodniach wypuszczą - a że księdza potrzymają, no musi się dziecko wyżywić by zdrową kupkę mieć
Niestety, to jeden z niewielu dowcipów, bo humoru w filmie trochę brakuje. Głównie sytuacyjny, gagów niewiele. Choć kilka kapitalnych scen - choćby Niemiec, któremu Makarewiczowie dla dowcipu założyli hełm esesmana.
No i ostatnia scena - poszukiwania nowego domu w Warszawie. W końcu go znajdują. Ale jaki
To co trzeba pochwalić, to pomysł na film, oryginalny scenariusz, a przede wszystkim genialne aktorstwo i znakomita charakteryzacja. Nawet kilka efektów specjalnych by się znalazło.
7/10, bo przydałoby się więcej humoru.
________
Hejtuję Kołysankę.
Poszedłem na nią do kina wraz z moją dziewczyną bo skusiło nas nazwisko reżysera i parę dobrych recenzji.
Film jest skonstruowany jak - daleko nie szukając - Wiedźmin. Aż widać że miał to być typowy polski "pilot kinowy" i sceny miały pojawić się w odcinkach serialu który (na szczęście ? niestety ?) nie powstał.
Cóż, pomysł wyjściowy był fajny, wprowadzenie bohaterowie również nie najgorsi jak na polską kinematografię ale niestety czułem że mam przed sobą "powycinane" pomysły z róznych odcinków. Humor też często trącał myszką ... Ogólnie jestem na nie.
Już by lepiej spróbowali jednak tej ekranizacji Wędrowycza ... Chociaż kto wie, gdyby te fragmenty pomysłów ubrać w sensowne 45 minutowe akty to może by miało toto ręce i nogi ...
A co do Punishera to nie oglądałem War Zone, ale polecam poświęcić 10 minut na ten 10 minutowy filmik ...
http://www.youtube.com/watch?v=bWpK0wsnitc
10 minut, a uważam je za najlepszą rzecz, jaką widziałem związaną z Punisherem na ekranie - przynajmniej od 1998 roku, czyli fali filmów na podstawie Marvela
Co do Kołysanki to czytałem, że miał być z tego serial. I faktycznie, szkoda że nic z tego nie wyszło, bo efekt byłby pewnie lepszy. Mimo jednak kulejącego humoru uważam sam pomysł, charakteryzację i aktorstwo za powody, dla których warto na ten film zwrócić uwagę.
Vergesso napisał:
Punisher: War Zone - drugi film o Punisherze[/cytat]
________
Trzeci. Czaj:
http://youtu.be/umYvv7K4Z_I
Pierwsza ekranizacja, z Dolphem. Cudownie komiksowa, w klimatach wczesnych Punisherów z TM-Semic (rysowanych przez Whilce`a Portacio). Polecam.
Nie oglądałem - choć zamierzam nadrobić - ale z tego co słyszałem Lundgrenowi brakuje podstawowego Punisherowego atrybutu: czachy
i to jest absolutnie jedyne, czego mu brakuje, i całemu filmowi również. No, może jeszcze zmieniony origin trochę boli. Ale nadal polecam, sam do dziś nie mogę się zdecydować czy nr 1 to dla mnie Punisher z Dolphem czy War Zone. Wersja z Jane`em to fajny film, ale to NIE JEST Punisher.
Daje Nam Rok - dość dawno leciało w kinie (kilka miesięcy ). Cóż angielski humor zawsze mnie rozczarowywuje, ale tym razem tak nie było. Trochę było za dużo gadania o sprawach damsko-męskich, ale da się jeszcze oglądać. Dobra komedia (romantyczna? :/), można się pośmiać, ale w niektórych momentach czasami staje się to irytujące. Cóż moja ocena : 5/10
Trzeba wspomnieć o zacnej inicjatywie, którą można znaleźć na tym kanale:
http://www.youtube.com/user/StudioFilmoweKADR/featured
Dlaczego?
http://youtu.be/yMUg4b_sWaQ
Klasyki i nie tylko. Bez downloadu, problemów itd. No i rekonstrukcja cyfrowa. Jak sobie porównam to z tym co mam na dvd to... suba dałem.
Naprawdę zacne i polecam.
http://www.youtube.com/watch?v=5svO5DekUhY - ile ja się tego naszukałem na torrentach, namęczyłem, i nie ściągnąłem w końcu... dzięki! Inicjatywa rzeczywiście zacna
To jeszcze subuję Studio Filmowe TOR
http://www.youtube.com/user/StudioFilmoweTOR/videos
Tak że zapomniałem. Można złapać klasykę, tak bardzo lubianą tutaj, ale i adekwatną w każdym czasie
http://youtu.be/IkEf42l6vo4?t=27m33s
Ten hmmm teatr sensacji, czyli jak podaje wiki telewizyjny cykl sztuk sensacyjnych wymiatał w czwartkowe wieczory ludzi z wszystkich innych zajęć w kierunku telewizorów.
Można powiedzieć, że jedna z kultowych produkcji Telewizji Polskiej przed 1989 rokiem. Sam miałem okazję kupić pakiet DVD i zapoznać się z twórczością, która m.in. trafiła do książek jak np. w Panu Samochodziku i hmm chyba strasznym dworze
Roman Wilhelmi i inni wspaniali artyści - coś w tym było. Ja pewnie odbieram to inaczej moi rodzicie czy dziadkowie.
Nie mniej ucieszyła mnie wiadomość, że obecna tele-publiczna postanowiła Kobrę wskrzesić.
Chociaż patrząc na to jak poniedziałki z Teatrem TV zamieniły się w debilne testy narodowe oraz ile nieuzasadnionego narzutu marketingowego jest przy tym wszystkim - wątpię.
Nie mniej sztuk na świecie nie brakuje. Tutaj wzięto się za "Dawne grzechy" - dwuaktówkę angielskiego autora Rogera Mortimera Smitha. Czy udała się robota?
Problem w tym, że ten utwór pisany jest przez Anglika po angielsku Nic odkrywczego, ale zmierzam do tego, że w oryginale mniej więcej ważne są też sposoby mówienia, oddające podziały klasowe tego społeczeństwa.
Ma to być też pół-sensacja, pół-komedia...
Moim zdaniem aktorzy podeszli do tego lekko (a może lekko-średnio) stremowani. Idea TeatrówTV na żywo jest może fajna hmmm dla "elitki" zgromadzonej na widowni, nie mówię że "Boska" czy "Trzy razy Fredro" nie były świetne, ale jednak o niebo wolałbym świeże nagrania.
Byłem zdziwiony tremą Adama Woronowicza, chociaż już "plastikowość" Karolaka nie dziwi, z uwagi gdzie i jak gra w większości. Niby pomylili tekst, ale wybrnęli - tak przynajmniej stwierdził reżyser
Kamilla Baar świetna, w całej okazałości - aktorsko i (nie będę ukrywał) cieleśnie - piękno. + Jan Frycz, też szamoczący się w produkcja typu "Wyjazd integracyjny", ale pełna profeska i chyba chociaż epizodzik - to najlepszy.
Nie wiem czy to było TO samo co oryginalna Kobra (chociaż "Upiór w kuchni" 1975 i 1993 są identycznie ), nie wiem też czy chwyci. Chciałbym, bo to jednak świeżość jakaś w zalewie tandety publicznej. Bawiłem się dobrze, bo to teatr, ale chyba oczekiwałem czegoś innego.
Obejrzałam wczoraj duński film u nas zwany "Kochankiem królowej", na zachodzie "A Royal Affair". Tytuł sugeruje przede wszystkim romansidło, ale ten film to o wiele więcej. Świetnie zrobiony film kostiumowy, historyczny, dramat. Bardzo mi się podobał. Był naprawdę zgrabnie nakręcony, ciekawy i dobrze zagrany. Historia ciekawa, oparta na faktach, realizacja na wysokim poziomie. Film był zresztą nominowany do Oscara.
Akcja opowiada o wydarzeniach rozgrywających się w XVIII wiecznej Danii, kiedy na tronie zasiadał Christian VII. Jego żoną była Karolina Matylda, siostra króla Wielkiej Brytanii, która nie spodziewała się, że jej przyszły małżonek ma problemy psychiczne. Na dwór trafił niemiecki lekarz Johann Struensee, który miał zająć się królem, a który w rezultacie zdobył władzę i królową. Odtwórcy tych trzech ról wypadli świetnie, zwłaszcza debiutujący w filmie Mikkel Følsgaard jako niezrównoważony król. Piękna Alicia Vikander bardzo mi się podobała jako młodziutka i raczej nieszczęśliwa królowa. Lekarza grał najbardziej z tej trójki doświadczony i znany Mads Mikkelsen. Między nim i Alicią była wyczuwalna chemia. Samego Madsa trudno uznać za pięknego mężczyznę, ale potrafił być bardzo magnetyzujący w tej roli.
Polecam.
PS Bardzo miłą niespodzianką jest dla mnie informacja, że reżyser tego filmu - Nikolaj Arcel ma reżyserować adaptację komiksowych Baśni (Fables).
Nowy Scorsese, film "Wilk z Wolf Street"...czyli 3 godziny ćpania i porno imprezy. To nie jest szczególnie łatwy film do oglądania, choć z pewnością jest imponujący. Świetna obsada. No i faktycznie można coś z tej historii ciekawego wynieść (co ładnie opisano tu: http://jezebel.com/a-ladys-defense-of-the-wolf-of-wall-street-1492397853 ). Ale nie wiem czy go wszystkim polecam.
Burzol napisał:
Nowy Scorsese, film "Wilk z Wolf Street"...czyli 3 godziny ćpania i porno imprezy. To nie jest szczególnie łatwy film do oglądania, choć z pewnością jest imponujący. Świetna obsada. No i faktycznie można coś z tej historii ciekawego wynieść (co ładnie opisano tu: http://jezebel.com/a-ladys-defense-of-the-wolf-of-wall-street-1492397853 ). Ale nie wiem czy go wszystkim polecam.
-----------------------
Widziałem go przedwczoraj. Podobał mi się ale bolało mnie to że nie poświęcono nieco więcej czasu na pokazanie tego co oni dokładnie, jako firma, robią.
Do pewnego momentu filmu wydaje się że przekręty giełdowe będą jednym z bohaterów filmu ale okazuje się że chlanie, ćpanie, imprezy, problemy osobiste bohatera/ów oraz próby ukrycia forsy i ekscesy pracownicze wyparły niemal całkowicie wgląd w przekrętactwo firmy Nawet były ze 2,3 sceny gdzie Leo zaczynał tłumaczyć widzowi o co biega ale sam po 3-4 zdaniach machał ręką i mówił "no ale to was przecież nie obchodzi"
ale sierpień też dobry miesiąc. Zwłaszcza w hrabstwie Osage
Byłem na vipowsko-kameralnej przedpremierce, właściwie zachęciło mnie to
http://imageshack.com/a/img23/3485/vbta.png
Więc szczerze ja i Obi możemy polecić ten doskonały film, z cudowną obsadą (Meryl Streep pomnikowa, fajna Julia Roberts, Ewan , Chris Cooper i Sam Shepard + Julianne Nicholson, pierwszy raz widziana przeze mnie na ekranie prokuratorka z TBE)i świetnymi dialogami, ale skoro sztuka została nagrodzona Pulitzerem...
Na film pójdę jeszcze raz, rok zaczyna się niezłym wysypem, co tylko wbija mi szpilę w nadrobienie tutaj ostatnio oglądanych. Za cały rok. No ale, ten uśmiech
Tak wyszło. Wielka zrzuta. Bo nie miałem czasu/ochoty/sił/miejsca żeby pisać na bieżąco. Zawsze można sobie już kupić/wypożyczyć/ściągnąć
Manipulacja
Otwarcie sezonu 2013. Dramat po prostu. Niby jakaś szpiegowska intryga, ale sączy się to jak, za przeproszeniem, czyrak na dupie. Długo i boleśnie.
Zagrali fajni aktorzy (Klaus Maria Brandauer i Sebastian Koch), nawet całkiem nieźle, ale nie zmienili beznadziejnie wykonanej i nakręconej fabuły. Idzie się tylko zastanowić czy film mający światową premierę na początku 2011 roku, celowo był pomijany w polskich kinach.
Zupełnie jak JEdgar, tylko ten drugi jest prawie-arcydziełem.
Za prawdą nie dojdziesz.
Ralph Demolka
Cudowny film dla maniaków gier video. A patrząc na końcówkę – stanowczo animacja nie dla dzieci Ale dla starszaków? Nawiązania do Sonica, Mario, Street Fightera, Kano z MK wyrywający serce zombiakowi A już w ogóle wejście do skarbca jako „tajny” kod z NESa – rozwaliło mnie.
Co prawda po wyjściu z kina narzekałem, że jest tam za mało postaci znanych, za mało wkrętów dla ludzi wychowanych na pikselach i 8-bitowej muzyczce. Ale potem obejrzałem kopię oryginalną (tu muszę powiedzieć, że część polskiego dubbingu jest lepsza a część angielskiego - Ed O`Neill jako właściciel salonu ) zatrzymywałem i przewijałem parę momentów – i jest ok.
Zgrabnie napisana historia, świetnie wpasowana w klimat oraz hmmm hardware gier video. Słitaśna Wandelopa, która przyćmiewa Ralpha lekko zalatującego mi Shrekiem. Razem ze swoim wyścigiem, cudownie przypominającym o rajdówkach z bonusami, przeszkodami na torze. Do tego Felix i jego magiczny młotek, a nad tym wszystkim duch tych Anonimowych Złych, którzy też mają swoje uczucia. Tak się przy tym zastanowiłem ile gier im poświęcono i dlaczego ta druga strona zawsze skazana jest na samotność
Finał stanowczo nie dla dzieci, a całość ubawiła mnie serdecznie. Co już jest rzadkością przy animowanych komedyjkach.
Sesje
To bolesny film dla mnie. Jakoś zawsze taka niepełnosprawność mnie przeraża, ściska w brzuchu, przy jednoczesnym niezmiernym podziwie dla osób podejmujących walkę. ***, bo to jest bój jak mało z czym - co z tego, że 6-latek wdrapuje się z ojcem na jakiś tam tysięcznik. 30 lat „życia” głową to jest mistrzostwo. Nie wiem czy dałbym radę, nie wiem czy bym chciał.
A tak to dramato-komedia wybitna. Świetna rola Williama Macy’ego jako księdza wysłuchującego niesamowitych spowiedzi głównego bohatera. John Hawkes jako Marc O`Brien – niesamowity. Do tego Helen Hunt i problem cielesności, seksualności oraz niepełnosprawności nabiera zupełnie innego znaczenia.
Tak się tylko zastanawiam czy film ten nadaje się na polski rynek, bo już nie pierwszy raz zdarzyło mi się, że ludzie śmiali się wtedy kiedy… ja nie uważałem sceny za zabawną. I na odwrót. Nie znaczy to, że ja mam rację. Ale to było… dziwne. Po prostu.
Film do obowiązkowego obejrzenia.
Django
Miałem wcześniej napisany elaborat na temat tego filmu, ale gdzieś to zniknęło. Miałem naprawdę dużo przemyśleń, bo to co zobaczyłem – pierwszy raz od dawna poszedłem na film, a potem następnego dnia poszedłem jeszcze raz. A jak dostałem DVD to się popłakałem.
Tarantino był, jest i pozostanie moim osobistym bogiem. Ponad Pulp Fiction nie ma dyskusji, nie ma istnienia. Poniżej dłuuuugo, bardzo długo były Reservoir Dogs. Przez moment może zagrożone pierwszą częścią Kill Billa. Przy Basterdsach nastąpiło pewne zamieszanie, ale… Django stał się moim drugim rewolwerem. Zawsze lubiłem gunslingerów, którzy strzelali nie na 6, ale na 12. A RD wysłużyły się. To jest też film nieporównywalny do tego, tak jak Django nieporównywalny jest do westernów innych w ogóle. Ale wpadłem w niego i nie mogę? Nie chcę wyjść.
Perfekcja tego filmu jest w każdej scenie, w każdym dialogu, w obsadzie. Wszystko dopieszczone na maksa, łącznie ze zmiksowaną ścieżką dźwiękową RZA, Morricone, Casha… oglądam ten film, słucham go i nie mogę się nacieszyć.
Filmu nie kradnie wcale główny bohater. Jamie Foxx jest kolejny na liście płac. Nie mogę się zdecydować pomiędzy Christophem Waltzem, za którego odkrycie dla Hollywood (czyli dla świata) Tarantino powinno wystawić się pomnik, a Leosiem DiCaprio co do którego, przyznam szczerze, miałem kiedyś wielkie wątpliwości i nadzieje że zniknie z ekranów.
Nie wiem co mnie bardziej zachwyca – sposób w jaki doktor King Schultz realizuje kolejne kontrakty łowcy nagród czy wykłady frenologiczne Calvina Candiego w oparciu o czaszkę jego lokaja Ale jeśli jesteśmy przy lokaju, obecnym, pomocniku i tak dalej to co powiedzieć o Stephenie, roli SLJ która przestraszyła mnie, a tego nie spodziewałem się w tym filmie?
Film jest długi, bardzo długi jak na moje możliwości i chęci. A mimo to brakowało mi sceny owych walk Mandingo, na jakiejś arenie wybudowanej w środku „cudownego” Candylandu. Gdybym miał się też czepiać to finał rozprawy między Schultzem a Candiem, biorąc pod uwagę brak brania pod uwagę co się potem stanie, jest trochę mało hmmm logiczny.
Ale to tak naprawdę nieważne. Ważne jest to, że QT nigdy nie dostał Oscara za najlepszy film. Nigdy nie dostał Oscara za najlepszą reżyserię. Jeśli kiedykolwiek dostanie to ten film mnie zabije. Bo nie jestem sobie w stanie wyobrazić co to mogłoby być.
I myślę, że cokolwiek zobaczę w tym roku jeszcze to i tak nie zmieni werdyktu, że najlepszy film już jest. Taki film. Boski.
Cezar musi umrzeć
Kino ambitne. Z racji tematyki, ujęcia, chociaż sam środek jest raczej… krwawy. Z racji tematyki i racji włoszczyzny. Inscenizacja „Juliusza Cezara” wg więźniów zaostrzonego zakładu Rebibbia. Właściwie bardziej dokument niż film, patrząc na czas trwania i na większościową kolorystykę taśmy.
Ciekawe, ambitne, nagrodzone, ale i tak dziwota że było w polskich kinach.
Broken
Zupełnie nie złapałem tego filmu. Trzy domu, trzy rodziny, obraz Anglii od zaplecza odstrasza, a gdzieś między tym „mała” Skunk, z problemami i tak dalej. Nie wiem o co chodziło scenarzyście, ale… mimo że mnóstwo rzeczy się ze sobą przeplata to jednak obejrzałem to tylko dla Tima Rotha. Trochę smutny, pokręcił się, podziałał i starczy. A produkcja brytyjska trochę taka jak ich jedzenie czy ruch na ulicach.
Drogówka
Smarzowski, więc zazwyczaj nie chodzę, ew. oglądam potem na DVD czy kiedy tam dadzą w telewizji. Ale teraz poszedłem. Mama mnie zachęciła Że temat samochodowy i w ogóle, nie leci tak „Smarzolem”.
Nie wiem czy nie leci, nie mniej przedstawione wydarzenia uderzają w tą samą sztampę – syf, brud, ubóstwo i 0 szans na poprawę. Jedyny pozytywny bohater i tak ginie, w sposób powiedziałbym aż za widowiskowy, a „cała prawda” o policjantach z drogówki jest jaskrawym odbiciem tego jakich mamy kierowców. Co prawda założenie fabuły jest całkiem niezłe, potem jak to się rozwija nawet, ale aż do finału…
Najlepszy Jakubik-erotoman, może jeszcze Braciak, którego trzymają opary alko, a reszta – ta sama, męcząca i przesadzona. Jak finał orala sierżanta sztabowego Petryckiego. Albo ogryziony wacek. To na nikim już nie robi wrażenia.
Lincoln
Grube dzieło. Miało być. W założeniu. Patrząc przez pryzmat czasu powstawania scenariusza, patrząc przez pryzmat samego prezydenta USA, JAKIEGO prezydenta – TAKIEGO, ikony – Abrahama Lincolna, patrząc na reżysera… moim zdaniem nie udźwignięto tematu. Nie porwano mnie niczym i przez to banały „amerykańskości” trochę bolą.
Ale po kolei. Mnie w historii Ameryki ich „domówka”, wojna secesyjna, której wojennym niejako prezydentem był Lincoln – nigdy nie interesowała. Zawsze wolałem zdobywanie Zachodu i tych wszystkich kolejarzy, gunslingerów i poszukiwaczy złota. Stąd raczej moja nikła wiedza o Lincolnie. Kiedy jednak zobaczyłem charakteryzację Day-Lewisa (Anglik, który nie pierwszy raz odgrywa hmmm Amerykanina z tej ziemi), jego manierę – zacząłem się zastanawiać czy charakteryzacja na taką postać nie załatwia przypadkiem aktorowi roli w 90%. Tyle że aktorstwo to udawanie. A „co” tu udawać skoro „kogo” nie ma, bo gapimy się w lustro i widzimy postać sprzed 150 lat?
Nie wiem jak było naprawdę, ale Spielberg zrobił z Lincolna myśliciela, który wyprzedza epokę. Połączeniem wiedzy prawniczej, politycznego doświadczenia, pewnej dozy filozofii i nauki okraszonych życiowymi historyjkami. To jest wszystko super, ale cały, niezmiernie powolny i przegadany film można by przecież skrócić do wykładu prawniczo-logicznego na temat zniesienie niewolnictwa, którego to wykładu udzielił prezydent podczas sztabowej narady. Z dodatkiem Euklidesa później. I tyle. To brutalna prawda o tych 150 minutach.
Ja rozumiem, że tematyka jest ciężka. Że polityka, wojna, rodzina, ale nade wszystko wielki wybór Lincolna pomiędzy końcem masakry narodu a zniesieniem niewolnictwa. Tylko wszystko co pokazano to jednocześnie za mało i za dużo. Niestety ani scenarzysta ani reżyser nie znaleźli złotego środka. Nie wyszło im też epickie dzieło, może jest ono takim w odczuciu Amerykanów, ale tutaj (kiedy normalnie nie mam czegoś takiego) pewnego rodzaju „amerykanizmy obrońców demokracji i praw człowieka” bolą. Może nie bolą – uwierają. Trochę.
Nie mniej hmm nie wiem czy kiedyś w skeczu Dańca nie padły takie słowa, że w Krakowie są kamienice starsze niż sam kraj zwany Stanami Zjednoczonymi Ameryki. Super. I co z tego? Tylko ten kraj miał prezydenta (wspartego oczywiście gronem podobnie [chociaż czy naprawdę ktoś myślał wtedy tak jak tu pokazany Lincoln?] mu myślących), miał wybitnie wizjonerką postać, która ponad wszystko inne postawiła sobie cel – żaden człowiek nie może być własnością drugiego. I zostało to zrealizowane. I mimo tego, że wiemy jak film ma się zakończyć to ściskamy kciuki podczas ostatecznego głosowania.
Rola Lincolna w historii świata to jedno. Rola Day-Lewisa w filmie to drugie. Ale najbardziej zaskoczył mnie Tommy Lee Jones jako Thaddeus Stevens. Nie wiem dlaczego, ale ta postać, sposób jej pokazania, zrobiły na mnie największe wrażenie.
Ale mimo to ocena końcowa jest jaka jest. Nie mogę dać więcej, po prostu. Nie wiem też czy ktoś kiedyś sprosta tematyce, formatowi postaci i ramom czasowym dopuszczalnym w kinie. A może lepiej nie próbować?
Lot
Smoleńsk, k…urde? Na szczęście nie. Na studium uzależnienia też za mało, ale pierwsze 25 minut zwiastuje mocne uderzenie, które niestety potem… rozmydla się, rozpływa a finał pozostawia naprawdę wiele do życzenia.
Scena katastrofy niesamowita, podobno na autentycznym locie, tylko że im nie wyszło i przywalili w ocean. Zawsze mnie ciekawi wtedy czemu pijany/na haju zawsze jest winien wypadkowi, nawet jeśli uratował komuś życie, ba – prowadził/kierował/pilotował lepiej niż na trzeźwo?
+ boska rola Johna Goodmana, iście trafnie ktoś określił „jak wyjęty z Big Lebowskiego”
Nie mniej after-crash rozczarowuje. Jeszcze tylko dobra scena z lodówką hotelową drugiego pokoju (groza jak u Kinga) i tyle. Szkoda.
Być jak Kazimierz Deyna
Deyna. Ta. Mój wielki idol, wielki piłkarz, któremu los i czasy nie dały w pełni zachwycić świata swoim talentem. Na film skusiło mnie jego nazwisko w tytule, chociaż nie bardzo wiedziałem co to ma być. Filmy z piłką/o piłce są najczęściej beznadziejne i to zachodnie produkcje. A co dopiero powiedzieć o polskich?
Film jest o niczym, znaczy o życiu, raczej bez fajerwerków, pewnego Kazia. Po prostu, urodził się, dorastał, miał być piłkarzem bo tatuś kibicem wielkim był, studiował, nie mógł skończyć, pisał, nie mógł wydać, poznał jednak miłość, potem dziecko i… ktoś zrobił o tym film. Sam Deyna eeee naprawdę nie wiem co z tym wspólnego.
Niby to komedia miała być, ale czy śmieszna? Trener piłkarski to klasyk grepsów i schematów, jest wyjaśnienie mitu „białych skarpet” (mnie nie przekonuje chociaż takie lepsze niż inne), ale to właściwie cały czas jest o niczym. Cóż, to debiut reżyserski, kobiecy dodatkowo. Widziałem gorsze, niewiele, ale widziałem.
Całość właściwie ratuje Jerzy Trela jako dziadek głównego bohatera. Mistrzowsko. I tyle.
Hitchcock
I to jest drugi film tego roku, który ponowił pytanie postawione przy Lincolnie – czy wystarczy ucharakteryzować się i już? Rola skończona? Czy trzeba czegoś jeszcze?
Bo prezydent prezydentem, nawet z brodą i cylindrem, który wcale nie był taki wielgaśny między nami mówiąc, ale zagrać Hitchcocka? Człowieka, reżysera, króla suspensu? To mało powiedziane. Nawet jeśli w tym ogrodzie wybrańców, jakim jest Hollywood, trafiają się jednostki wybitne to hmmm Alfred Hitchcock był osobowością osobowości.
Nie mówię tego z punktu widzenia fana-wyznawcy, chociaż imo nie ma na świecie reżysera (poza Tarantino, ale wszyscy są poza Tarantino) który stworzyłby pod rząd dwa tak genialne filmy jak Psychoza i Ptaki. A ‘Hitch’ był kimś takim. I ktoś taki nigdy nie dostał Oscara za najlepszą reżyserię. To trochę świadczy o poziomie tych nagród i o sposobie wyboru.
Sam film jest świetny. Fabularnie, mimo założeń (kręcenie Psychozy), jest ok., ale nie to zachwyca. No, może poza fajnymi piersiami Scarlett Johansson, gdyby one były i przeszły… nie nie, nie zmieniajmy geniuszu
Film opiera się na, słusznym czy nie to ja nie umiem powiedzieć, stwierdzeniu że za każdym mężczyzną, z sukcesami, stoi jakaś kobieta. I tu niewątpliwie żona AH, Alma Reville, jest tą z tych stojących. I to bardzo. Z góry powiem, że nie wiem czy tak było, jakoś nigdy żadnej biografii reżysera nie czytałem, może warto to nadrobić. Nie mniej odbierając w 1979 roku AFI Life Achievement Award wspomniał, że dzieli ją, tak jak życie, razem z żoną.
Postacie AH i Almy, jak na Brytyjczyków przystało, odgrywane są przez Anthony’ego Hopkinsa (Walijczyk) i Helen Mirren (Angielka), tak więc samą przyjemnością jest wsłuchiwanie się w ich angielszczyznę. Mirren zagrała dla mnie normalnie, z klasą, jej postać mimo wszystko nie ma dla mnie tego czegoś co Hitch. On z kolei… no właśnie, charakteryzacja perfekcyjna, naśladowanie sposobu mówienia, patrzenia – świetne. Ale czy to już mistrz suspensu, ze swoim ‘dzień dobry/dobry wieczór’ i ‘do widzenia/dobranoc’ przed/po każdej zekranizowanej zbrodni?
Wg mnie swoje, interpretacyjne, z czym się wiele razy nie zgadzam, ale tutaj pasuje – dołożył scenarzysta, John J. McLaughlin (Czarny łabędź). Poza znaną obsesją na tle blondwłosych aktorek, dorzucił AH nooo prawie że mordercze instynkty. Które on zaspokajał taśmą filmową, a nie łopatą i nożem, jak jego „przyjaciel” - Ed Gein (świetne powierzenie roli Michaelowi Wincottowi). A ja nie mogłem oderwać głosy Hopkinsa od pewnego innego miłośnika… suspensu powiedzmy. Takiego sobie Lectera
Wszystko to + ptaszek na końcu + świetny Michael Stuhlbarg jako agent, dają film pełen i skończony. W zacny sposób. Można było nie podołać temu wyzwaniu. Ale udało się. Wzorowo.
Dzień kobiet
Film właściwie powinienem zlać po plakacie. „Polska Erin Brockovich”, co prawda tytuł z gówna zwanego Galą, ale na posterach się znalazło. Mimo wszystko kultywują tradycję chadzania na nasze krajowe produkcje – czasami żałuję
W tym wypadku film nie jest zły. Co prawda Sadowska lepiej powinna zostać przy śpiewaniu (nie mówię, że dobrze to robiła – tego akurat nie spróbowałem) niż pisaniu scenariuszy, ale da się to obejrzeć. Problemy całkowicie życiowe, tyle że momentami baaaardzo przejaskrawione i wrzucone w stylu „jak się wszystko wali to jeszcze urok i sraczka”.
Porównania Katarzyny Kwiatkowskiej do brawurowej roli Julii Roberts to porównywanie bezcelowe. Więc daruję sobie, średnio też wypadł mój cichy ulubieniec, czyli Eryk Lubos. Nie mniej film nie jest aż tak straszny jak go skreślono.
Warszawa 1935
4 lata pracy na 20 minut. W 3D. Byłem… 3 razy? Fakt, że bilet tani jak barszcz, bo się chyba jakieś ministerstwo szarpnęło, ale przepraszam – szarpnęło się za mało skoro w Kinotece reklamy trwały tyle samo co projekcja. W pewnym momencie chciałem po prostu wyjść…
Sama animacja, w okularkach tutaj jak najbardziej pasujących, to było cudo. Chociaż zabrakło mi paru innych fragmentów Warszawy to to co pokazali i jak porównuję z dzisiejszą zabudową – miazga. Warszawa tamtych czasów niczym nie różniła się od amerykańskich miast, może nie było drapaczy chmur. Reszta – cudowna, ze smakiem, architektonicznym zamysłem i sensem.
Wychodzą z sali za każdym razem nie mogłem się pozbyć uczucia, że powstanie w 1944 było zbrodnią. Nieważne z jak szlachetnymi pobudkami wystartowano, ale widać jak skończono. Co szczerze powiedziawszy było do przewidzenia. Gdyby ktoś myślał. Ale przecież Polak-patriota mózg wyłącza.
I tamtej pięknej Warszawy nie ma. I nigdy już nie będzie. Wspaniała robota ludzi ze studia Newborn mnie przynosi smutek i żal. Ale warto było. Poza grandą z reklamami.
Układ zamknięty
Powiem tak – ten film mnie w ogóle nie zdziwił. Niczym mnie nie zaskoczył. Nic odkrywczego nie pokazał. Nie dlatego, że jestem starym dziadem i wszystko wiem. Ale taki mechanizm to banał, można go spotkać na poziomie szkoły podstawowej, gdzie dzieciaki wykorzystują różne układy, znajomości, do swoich małych dziecięcych gierek. A że potem z tego nie wyrastają?
Natomiast niesamowicie zaskoczyła mnie dyskusja dookoła produkcji. Nagroda od Pracodawców RP, sponsoring Kasy Stefczyka… to trochu to się wyklucza, bo wiadomo jakiego drobiu jest dzisiaj Stefczyk a i wiadomo jak to się zderzyło już PRP…
Zdziwiło mnie to, że wykorzystuje się motyw komucha-prokuratora do walenia w czerwonych. Zdziwiło mnie, bo akcja „z przypadkowym udziałem kamer telewizyjnych” to raczej specjalność innych. Dziwi mnie, że wszystkie strony zwalają jedna na drugich. I dziwi mnie, że mnie to dziwi.
W końcu wiem w jakim kraju mieszkam. Polska może nie odbiega łapownictwem, układami i biurokratyczną machiną od średniej światowej. Ale jakoś też nie dziwi mnie to, że jesteśmy liderem produkcji jabłek i ziemniaków (tych drugich podobno, bo widziałem bazar z Monachium z ziemniakami), a Niemcy procesorów i samochodów. Polskich marek jest a jakoby nie było, polskich marek znanych w świecie nie ma, albo prawie nie ma, żeby nie obrazić tych pojedynczych co są.
Ja to widziałem z innej perspektywy i do życzeń o zdrowie, które zawsze jest najważniejsze, dokładam teraz ciche myśli bym nigdy nie nastąpił na odcisk mielącym trybom biurokracji. Bo czy czerwoni czy czarni, czy esbecy czy styropian – w tym wszystkim siedzi jedno gówno. Wszystko jedno jakie, ale i tak śmierdzi.
Pewnie że chciałoby się inaczej, ale to może kiedyś, jak ja będę stary? Chociaż czy da się zmienić mentalność? A sam film w porządku. Nawet Gajos nie imponował aktorstwem, ale dam mu dobrą ocenę, bo dlaczego nie? Ale dyskusje nadal śmieszą…
Kac Vegas 3
Widzę, że jak już pójdzie dwójka to i musi kasa się domknąć. Do trzech razy. Sztuka, o nie. Kac Vegas totalnie mnie zaskoczył. KV2… powiedzmy, że miał sens i czasami dwa razy coś się jednak zdarza. Ale KV3 to TOTALNA POMYŁKA.
Podobno to nadal komedia, komedia w której nie zaśmiałem się ANI RAZU. Naprawdę, a nie miałem wielkich wymagań. W fabule, w całym „we fucked up”, nie ma najmniejszego sensu, nic nie usprawiedliwia powstania tego filmu. Nic go nie broni. A już to co jest między napisami… naprawdę żałuję, że zobaczyłem i że nie mogłem sobie potem strzelić na zapomnienie.
Dlaczego nie najniżej? Nie wiem, może dobra muza? Może Heather Graham, która wygląda ślicznie nawet z brzuszkiem? Nie wiem.
World War Z
Przezabawny film. Idąc na niego wiedziałem, że będzie to miało niewiele wspólnego z książką, jeśli w ogóle, ale ilość bek na centymetr taśmy zabija. Bez przemiany w zombiaka
Jedyna nadzieja ludzkości dostaje pistolet, potyka się i ginie.
Trzeba zachować ciszę, ale oczywiście bohaterowi zadzwoni komórka w samym środku akcji.
Jakieś odpalane z dupy atomówki…
Żydowski mur (nomen omen cudownie pasuje do dzisiejszej polityki), który i tak zostaje zdobyty „na chama”.
Katastrofa samolotu – beka beki i gniotem powala.
I tak dalej i temu podobne. Mimo wszystko, jeśli odłączy się logikę i myślenie w ogóle po pierwszej scenie, to da się obejrzeć. Chociaż ilość zombie-tematów chyba powinna się, za przeproszeniem, przejeść jakoś niedługo.
Bo ile można uciekać, wrzeszczeć i być zjadanym/zarażanym. Zwłaszcza tak jak tutaj…
Jeździec znikąd
Po tym filmie zapamiętałem tylko to, że się zdziwiłem. Cyckami Helenki Bonham Carter. Ten seans to również jedyny w tym roku i chyba jedyny od pewnego czasu, z którego wyszedłem. Nie mam bladego pojęcia dlaczego pomyślałem, że to będzie western. Dobry western.
Nie mam bladego pojęcia jak przegapiłem to, że dostałem dubbing. I jak nie załapałem, że to jest chamska kopia blockbusterowych Piratów, tylko że w innym klimacie.
Film jest nudny, przekalkowany z Piratów a więc tego samego typu „humor”, miny Deppa, efekty specjalne i tak dalej. Koń jest w porządku. Ruth Wilson jak najbardziej. Reszta? I w ogóle po co dubbing jak mimo wszystko to nie wygląda mi na film dla dzieciaków.
Koneser
Kolejna świetna rola Geoffreya Rusha, którą widzę w kinie. Wysmakowany a jednocześnie dziwacznie hermetyczny licytator i znawca sztuki, który rekompensuje sobie nieśmiałość wobec kobiet i brak miłości fantastyczną kolekcją portretów kobiecych. I właściwie skoro pojawia się kobieta, która zaczyna go fascynować, to już wiadomo co będzie dalej. Przynajmniej ja wiedziałem ale mimo wszystko udawałem zaskoczonego. Bo przyjemnie się oglądało i zawsze warto pomyśleć na temat tych odwiecznych podchodów pomiędzy kobietą a mężczyzną…
Blue Jasmine
To Woody Allen, którego od dawna odpuszczam, bo zaczął robić filmy na jedną nogę. Zawsze robił, ale… zawsze jakoś inaczej. BJ bym pominął gdyby nie to, że grała tam Cate Blanchett. Cóż
Rola fenomenalna, kobiety rozpieszczanej, żyjącej w luksusach, trochę ześwirowanej, gadatliwej, naiwnej i właściwie mimo powierzchownej sympatycznej aury, którą stwarza – niedającej się lubić. Do czasu kiedy wszystko legnie w gruzach i z klasy AAA trzeba zejść do stanów mocno średnich. Złych? Tylko wg Jeanette/Jasmine
A mimo nadal próbuje zachować stare przyzwyczajenia, manieryzm, chociaż jeszcze bardziej świruje i stacza się (oczywiście ładnie, jak u Allena) w otchłań… kiedy to wypadałoby sobie powiedzieć „jestem w czarnej dupie i trochę na to zapracowałam”. Mimo że z pracą miała niewiele wspólnego
Oprócz genialnej Cate świetną rolę zagrał tutaj Bobby Cannavale, pamiętny Gyp Rosetti z Boardwalk Empire. A jeśli już jesteśmy w tym klubie to swój mały epizodzik ma AR, czyli fantastyczny Michael Stuhlbarg.
Czy WA wrócił? Może. Nie wiem. Chyba trzeba jeszcze poczekać.
W imię...
Historia 40-letniego księdza-geja, który zesłany na prowincję, boryka się z własnym powołaniem oraz odkrywa, że miejscowy hmmm „inny” o wyglądzie Jezusa może mu pomóc. Z problemem wiary, homoseksualizmu, swojego ja i tak dalej.
Film Małgośki Szumowskiej, dla niektórych to powinno wystarczyć za argument. Na tak albo na nie. Jak dla mnie temat średnio kontrowersyjny (chyba że jest się fanatycznym kato-prawicowcem), średnio pogłębiony i bez wyraźnego finału. Reżyserka zgarnia wiele nagród i nominacji na wielu festiwalach europejskich, ale mnie nie zachwyciła do tej pory niczym. Tym filmem też, chociaż Andrzej Chyra jako główny bohater wykonał dobrą robotę.
Wałęsa. Człowiek z nadziei
To, że Andrzej Wajda ma najlepsze lata za sobą to wie chyba każdy. Nieliczni tylko umieją to powiedzieć, jeszcze mniej potrafi poprzeć to argumentami, a jednostki mówią o tym głośno. Tylko tak, że ich nie słychać.
To, że filmu o Wałęsie, neutralnego czy skrzywionego politycznie w którąś stronę, ale dobrego filmu nie da się u nas zrobić to chyba też każdy wiedział. Pominę już jak ściubiono kasę na tą produkcję, jak wygląda i do czego ograniczył się scenariusz i tak dalej.
Film jest po prostu słaby. Wałęsa ani razu nie ma tam nic wspólnego z nadzieją. Ale rozumiem, że „wajdowanie” zawsze jakiegoś człeczynę musi stworzyć. To film o człowieku hmmm łatwo powiedzieć jakim, bo każdy chociaż trochę wie kim był i co robił Lech Wałęsa. Ale tutaj każdej scenie czy serii scen brakuje wyraźnego zaznaczenia o co chodzi. Są tylko urywki kolejnych strajków, protestów, rodzenia dzieci, zostawiania obrączki i zegarka, w końcu wywiadu z Orianą Fallaci (a tu podobno plotki mówią, że miała ją zagrać Monia Bellucci, ale kasa nie styknęła). Jeszcze mniej czasu (i sensu) poświęcono Danucie Wałęsowej, co zwłaszcza po przeczytaniu jej książki daje dziwne wrażenie, że „no tak, ktoś tym domem musiał się zajmować”. I tyle.
Nie będę mówił co politycznego wystaje z filmu Wajdy, ale wystaje. Mógł sobie darować, ale w końcu jego projekt. Ja mu odpuszczam za genialną wstawkę z „Człowieka z żelaza”, kiedy Janda i Radziwiłowicz rozdają w pociągu ulotki. I tą odbiera Wałęsa-Więckiewicz.
Aaa właśnie, Wałęsa i Więckiewicz. Nie można aktorowi odmówić talentu. Do naśladowania, sparodiowania, odegrania? Nie wiem, niby wyszło dobrze, ale dla mnie to do końca nie był ani Lechu ani nie-Lechu. Tak jak już mówiłem wyżej, ciężko jest grać jednostki wybitne i charakterystyczne.
Największym i chyba właściwie jedynym plusem, który mogę dać z czystym sumieniem, jest ścieżka dźwiękowa. Dobrano świetne kawałki, a otwierający i kończący utwór Chłopców Z Placu Broni – Wolność to maestria.
Wychodząc z kina całą drogę nuciłem ten prosty refren
Wolność kocham i rozumiem
Wolności oddać nie umiem
chociaż jak dla mnie patrząc na wszystko to co było potem i to co mówi się o tym filmie i o Wałęsie to powinno brzmieć „kocham i NIE rozumiem”. Bo właśnie „polską” wolność ciężko jest przyjąć na rozum.
Ida
Krewna „Pokłosia”. Jeśli ktoś uważał film Pasikowskiego za antypolski to przy Idzie, co prawda spokojnej przedstawionej i zagranej, dostanie zawału. I na zdrowie
Nie będę się wykłócał o to ile w filmie jest prawdy, na ile takie wydarzenia odzwierciedlają całą powierzchnię Polski tamtych poj* czasów. Ale cieszę cię, że produkcje tego typu powstają i tak zresztą imo za późno. Bo im głębiej w las tym dalej od spalonych stodół.
Cudna rola Agaty Kuleszy jako hmmm stalinowskiej prokurator z wątpliwościami po fakcie i bardzo ładny debiut Agaty Trzebuchowskiej jako przyszłej zakonnicy.
Płynące wieżowce
Film o dojrzewaniu do homoseksualizmu. Czy jakoś tak. Z tematyki można wycisnąć od groma więcej, zresztą można to też zrobić ciekawiej, niekoniecznie scenami seksu. Wynudziłem się i osobiście nie dziwi mnie czemu tytuł chyba nie wszedł szerzej, poza kina studyjne.
Ostatnie piętro
Ostatni film polski tego roku i chyba ostatni na dłużej, bo takie dna scenariuszowo-reżyserskiego nie widziałem dawno. Przez takie właśnie produkcje z każdego rogu słychać „polski film? Nie idę, nie ma po co”. A największy ból dupy to rola Janusza Chabiora, chyba przez warunki jednego z najbardziej niedocenionych polskich aktorów. Świetna rola, nawet przy miałkości swojej postaci w całkowicie złym filmie.
Boli, że główną musiał dostać w kaszanie
Ani słowa więcej
Ostatni chyba wyemitowany film śp. Jamesa Gandolfiniego. Dlatego poszedłem. Głowy nie urywa, produkcji o przeciętnych (choć w znaczeniu pozytywnym, wszak wszystkim wpojono „amerykanizm” że przeciętniak/średniak to loser) ludziach po pięćdziesiątce, mających swoje przeżycia, a szukających jeszcze tego czegoś + dopadająca ich przeszłość – trochę widziałem.
Zobaczyłem i ten, głównie przez wzgląd na nieodżałowanej pamięci Tony’ego… i tyle.
Babcia Gandzia
Zaczęło się słabo i kończy się słabo. Znaczy filmowy rok. Podeprę się tutaj reckę cudzą
http://www.filmweb.pl/reviews/Babcia+G.-15123
i powiem, że Paulette nie da się polubić ani przed, ani w trakcie, ani po. Niektórym się wydaje, że radosne opary (bądź smaki) maryśki załatwią wszystko. Wątpliwe, niestety.
Oceny: (skala 1.0-5.0 + znak jakości !)
Manipulacja – 2.5
Ralp Demolka – 4.5
Sesje – 5.0! czyli Wujaszek Bart Poleca
Django – 5.0! ale to jest w ogóle poza skalą polecania
Cezar musi umrzeć – 4.0
Broken – 2.5
Drogówka – 3.0
Lincoln – 3.5
Lot – 3.0
Być jak Kazimierz Deyna – 2.5
Hitchcock – 5.0!
Dzień kobiet – 3.0
Warszawa 1935 - ! polecam, poza oceną bo taki format, ale wybitne
Układ zamknięty – 4.0
Kac Vegas 3 – 1.5
World War Z – 3.0
Jeździec znikąd – 1.0
Koneser – 4.5
Blue Jasmine – 4.5
W imię – 3.0
Wałęsa. Człowiek z nadziei – 3.0
Ida – 4.5
Płynące wieżowce – 2.5
Ostatnie piętro – 1.0
Ani słowa więcej – 3.0
Babcia Gandzia – 2.5
Średnia sezonu 2013
3.3
Z roku na rok patrząc
3.8 -> 3.4 -> 3.7 -> 3.8 -> 3.3
Damn :/ Naprawdę? Chyba muszę wyostrzyć mój kredyt zaufania...
Lord Bart napisał:
Django
Miałem wcześniej napisany elaborat na temat tego filmu, ale gdzieś to zniknęło. Miałem naprawdę dużo przemyśleń, bo to co zobaczyłem – pierwszy raz od dawna poszedłem na film, a potem następnego dnia poszedłem jeszcze raz. A jak dostałem DVD to się popłakałem.
Tarantino był, jest i pozostanie moim osobistym bogiem. Ponad Pulp Fiction nie ma dyskusji, nie ma istnienia. Poniżej dłuuuugo, bardzo długo były Reservoir Dogs. Przez moment może zagrożone pierwszą częścią Kill Billa. Przy Basterdsach nastąpiło pewne zamieszanie, ale… Django stał się moim drugim rewolwerem. Zawsze lubiłem gunslingerów, którzy strzelali nie na 6, ale na 12. A RD wysłużyły się. To jest też film nieporównywalny do tego, tak jak Django nieporównywalny jest do westernów innych w ogóle. Ale wpadłem w niego i nie mogę? Nie chcę wyjść.
Perfekcja tego filmu jest w każdej scenie, w każdym dialogu, w obsadzie. Wszystko dopieszczone na maksa, łącznie ze zmiksowaną ścieżką dźwiękową RZA, Morricone, Casha… oglądam ten film, słucham go i nie mogę się nacieszyć.
Filmu nie kradnie wcale główny bohater. Jamie Foxx jest kolejny na liście płac. Nie mogę się zdecydować pomiędzy Christophem Waltzem, za którego odkrycie dla Hollywood (czyli dla świata) Tarantino powinno wystawić się pomnik, a Leosiem DiCaprio co do którego, przyznam szczerze, miałem kiedyś wielkie wątpliwości i nadzieje że zniknie z ekranów.
Nie wiem co mnie bardziej zachwyca – sposób w jaki doktor King Schultz realizuje kolejne kontrakty łowcy nagród czy wykłady frenologiczne Calvina Candiego w oparciu o czaszkę jego lokaja Ale jeśli jesteśmy przy lokaju, obecnym, pomocniku i tak dalej to co powiedzieć o Stephenie, roli SLJ która przestraszyła mnie, a tego nie spodziewałem się w tym filmie?
Film jest długi, bardzo długi jak na moje możliwości i chęci. A mimo to brakowało mi sceny owych walk Mandingo, na jakiejś arenie wybudowanej w środku „cudownego” Candylandu. Gdybym miał się też czepiać to finał rozprawy między Schultzem a Candiem, biorąc pod uwagę brak brania pod uwagę co się potem stanie, jest trochę mało hmmm logiczny.
Ale to tak naprawdę nieważne. Ważne jest to, że QT nigdy nie dostał Oscara za najlepszy film. Nigdy nie dostał Oscara za najlepszą reżyserię. Jeśli kiedykolwiek dostanie to ten film mnie zabije. Bo nie jestem sobie w stanie wyobrazić co to mogłoby być.
I myślę, że cokolwiek zobaczę w tym roku jeszcze to i tak nie zmieni werdyktu, że najlepszy film już jest. Taki film. Boski.
[/cytat]
-----------------------
TAK! Nareszcie pełne zrozumienie. Znam mnóstwo osób, które uważają ten film za bardzo dobry... ale to wszystko. I ciężko mi wtedy znaleźć wspólny język bo Django jest jednym z tych filmów (podobnie jak District 9) na temat których mam ochotę krzyczeć z pianą na ustach niczym fanatyk. W tym filmie jest tyle scen które bezlitośnie ściskają mnie za gardło świetnymi ujęciami, genialnie dopasowaną muzyką, niesamowitym ładunkiem emocjonalnym jaki niosą, ogólną maestrią! Zakochany byłem już w chwili kiedy rozpoczął się tytułowy utwór. Mógłbym się o nim rozpisywać w nieskończoność, ale esencja tego wszystkiego jest w tym co napisałeś. Myślę, że jeszcze długo nie trafię na film, który rzuci mnie na kolana jak Django.
teatr TV to teraz leci na jedynce. Można znaleźć transmisję w necie.
Norymberga z Januszem Gajosem i Dominiką Ostałowską
http://www.telemagazyn.pl/program-tv/1000016250243,norymberga,id,t.html
Dragon Lore: Curse of the Shadow
Ubaw doprawdy przedni. Całość wygląda jak dobre nagranie z Larpa (aż sprawdzałam potem, czy na pewno nim nie jest). Całkowicie amatorska gra, praktycznie brak efektów specjalnych i naprawdę fajna charakteryzacja. Do tego miażdżąco prosta i schematyczna, larpowa fabuła. I krasnolud z shotgunem.
początek spoilera i fenomenalne zakończenie, kiedy ciężko ranna elfka, która ledwie może się ruszyć-chwilę później zrywa się z ziemi i dołącza do walki, za pomocą miecza rozwalając jednego bossa po drugim, a oni sobie stoją i patrzą xD koniec spoilera
Przeglądając watek o Ossusie, trafiłem na świetny dokument o powstawaniu Starej Trylogii i nie tylko. Pewnie większość zna, ale nie zaszkodzi wrzucić linku:
http://youtu.be/h-Gl9-3lINM
naprawdę godny polecenia
http://tinyurl.com/miloscnakrymie
chociaż to Mrożek
Bo wg mnie jego twórczość jest bardziej niż specyficzna
Obejrzałem, zapomniałem podzielić się wrażeniami.
Dróżnik/The Station Agent/2003/Thomasa McCarthy`ego
Film z gatunku tych w których niewiele się dzieje, niewiele się mówi, właściwie nie wiadomo o co chodzi, ale po fakcie zostają jakieś przemyślenia albo człowiek w ogóle zaczyna ptzetrawiać to jeszcze raz.
Nawet ukochanych przez naszego bohatera pociągów nie ma tam za wiele. Przynajmniej jak na mój gust. A co jest? Zaskakująca obsada, oprócz Petera, grającego karła zamieszkującego otrzymaną w spadku stację dróżniczą, znaleźli się tam:
Patricia Clarkson - `Good Night and Good Luck` & `Sześć stóp pod ziemią` jako malarka, zdrowo zdrowo zakręcona
Bobby Cannavale - `Blue Jasmine` & Gyp Rosetti z BE, w ogóle przez pewien czas go nie rozpoznałem; gra obwoźnego sprzedawcę kawy ze zdrową nadpobudliwością
Michelle Williams - `Mój tydzień z Marilyn` i wiele innych ról, wygląda sweet-hot chociaż gra tak naprawdę zagubioną życiowo bibliotekarkę.
Zagubioną w mieścinie, którą określiłbym cudownym angielskim idiomem middle of nowhere. Realne centrum niczego.
Pojawienie się tam karła... powoduje różne reakcje, miałem wrażenie że UFO wywołałoby mniejszą.
Peter Dinklage znosi to ze stoickim spokojem, chociaż pierwsza scena w sklepie z aparatem fotograficznym -
A reszta? Każda z ww. postaci hmmm odstaje trochę od dziuro-miasteczkowego wizerunku. Każda z nich jest pewnego rodzaju samotnikiem, który ma osobisty powód by stać z boku. Jednocześnie jakoś tak chcą być w większym stadzie. Nawet jeśli "przewodzi" mu Finbar. Fin po prostu.
Jest to ciekawa pozycja, myślę że nie dla wszystkich, ale z pewnością warta obejrzenia.
Zgon na pogrzebie/Death at a Funeral/2007/Franka Oza
Komedia, myślałem że z angielskim humorem skoro wygrała gdzieś tam plebiscyt popularności. Ale jako produkcja podane jest "USA | Germany | UK | Netherlands"...
Najogólniej w skrócie uroczystości pogrzebowe nawiedza "znajomy" śp. tatusia, który czując się źle po pominięciu go w testamencie, postanawia wywalczyć swoje pewnymi kompromitującymi zdjęciami. W tej roli oczywiście Peter Dinklage.
Reszta tj. synowie zmarłego, mający własne przeróżne problemy dnia pogrzebowego lub codzienne, próbują z tego wszystkiego wybrnąć. Po angielsku? Nie wiem - mamy tu pełen przekrój dość prostackich gagów, począwszy od pomylenia tabletek, na "fekalnych" żartach skończywszy. Gównianych dosłownie, bo z ukazaniem brązu.
Uśmiechnąłem się przy tym może z 3 razy i aż nie chcę wiedzieć jak wygląda `Zgon` z 2010, też z Peterem, ale teraz wyłącznie ala USA.
Spore rozczarowanie, chociaż Dinklage niezły.
To tyle, może jeszcze skuszę się przy wolnej okazji na Uznajcie mnie za winnego/Find Me Guilty. Albo coś innego, filmy przed hmmm tzw. wg mnie falą post-GoT, która zgarnęła... nie, na której grzebiecie surfuje nasz uroczy kurdupel.
Nie mam mu tego za złe oczywiście, chociaż mam nadzieję, że ktoś wykorzysta jego talent bardziej niż po warunkach. Tak jak w GoT właśnie. Nomen omen.
IT`S AN ANGERU!
<hermetic joke mode off>
Nie no, fajnie było. Nie była to co prawda legendarna największa sala najlepszego kina w Polsce Cinema City Poznań Plaza IMAX (w Poznaniu) w 3D, tylko zwykła łódzka, ale wrażenia są na plus. Czy jest to blockbusterowe wydarzenie roku? W moim odczuciu - nie, zwłaszcza w obliczu zbliżających się kolejnych superprodukcji, zdecydowanie jednak król potworów był wart imaxowego biletu. Fabularnie nie ma szczególnych fajerwerków, choć wyłączywszy kilka potknięć, jak początek spoilera głupiutkie wracanie do motywów żywiących się promieniowaniem potworów plus amerykanie dokarmiający te potwory atomówkami koniec spoilera ogląda się to gładko i bez większego znudzenia oczywistością klisz - na co w zasadzie byłam przygotowana, więc jest to miłe zaskoczenie.
Fabuła na poziomie `ludzkim` stanowi tylko pretekst dla ustawienia tła dla Wielkiej Rozwałki i poprowadzenia płynnie od jednej bitwy do drugiej. A one są zaiste miodne. Theatrum monstrorum jest przeprowadzone z należnym majestatem i stopniowym odsłanianiem wszystkich wspaniałości, zostawiając Króla Potworów w pełnej krasie zasadniczo na finał. Zdjęcia, muzyka, udźwiękowienie - piękne; jest jedna scena zapierająca dech w piersiach, z którą nie mogą się równać nawet dopieszczone kompozycyjnie kadry Oblivionu; aż żal, że prowadzi ona dalej
Generalnie - jak ktoś chce filmu katastroficznego, powinien być usatysfakcjonowany. Nie pamiętam ze szczegółami produkcji Tōhō, ale wydaje mi się, że założenia tribute`u zostają spełnione (jakkolwiek wyłapałąm tylko jedno nawiązanie z Mothrą). Może odrobinę więcej autoironii by się przydało, ale jest to moje osobiste odczucie
To czekam teraz na X-menów
Ostatnio obejrzałam kilka ciekawych filmów. Raczej starsze tytuły. Jednym słowem próbuję nadrabiać braki
Życie na podsłuchu. Od lat przymierzałam się do obejrzenia tego filmu i w końcu to zrobiłam. Zdecydowanie warto. Interesująca historia, dobrze zagrane, w ciekawy sposób przedstawione realia NRD.
Labirynt (Prisoners). Zacny thriller. Długi, ale na tyle wciągający, że nie czuło się tych 2,5 h. Interesujący pomysł, dobrze zagrany i miejscami naprawdę trzymał w napięciu. Nawet jeśli w którymś momencie można było już mniej więcej domyślić się jak potoczy się dalej akcja. Film przerażający jeśli pomyśli się o tych wszystkich zaginionych dzieciach, które znikają bez śladu i zastanawiający jeśli myśleć o ewentualnych własnych reakcjach na coś takiego. Ponieważ zdarzało mi się czytać o podobnych prawdziwych historiach, to muszę przyznać, że pod wpływem filmu, przez dłuższą chwilę nie mogłam zasnąć. A już dawno żaden film tego nie spowodował.
O północy w Paryżu. Zgrabnie zrobiony film Allena. Zabawny, a przy całym swoim lekkim tonie z ciekawym przesłaniem. Miło się oglądało.
Niedawno też, po raz kolejny obejrzałam Godziny, które widziałam dobrych kilka lat temu. Film dobry, ale to co mnie zaskoczyło, to fakt jak bardzo może zmienić się odbiór filmu w przeciągu kilku lat. Interesujące.
Wczoraj był. Czarna komedia Petera Shaffera, w reżyserii Barbary Borys-Damięckiej. Spektakl z 1976 roku, w obsadzie z Piotrem Fronczewskim, Ewą Wiśniewską, Janem Machulskim, Zdzisławem Wardejnem czy Edwardem Dziewońskim.
Najogólniej rzecz biorąc w mieszkaniu młodego, dobrze zapowiadającego się artysty rzeźbiarza, ma odbyć się podwójne spotkanie - rozmowa ze srogim pułkownikiem, ojcem jego narzeczonej i wizyta znanego milionera zainteresowanego kupnem jego prac. Chcąc zaprezentować się jak najlepiej, artysta pożycza z mieszkania nieobecnego przyjaciela niektóre meble. Nagle gaśnie światło. Awaria. Spotkanie w ciemnościach wszystkich oczekiwanych i niespodziewanych gości komplikuje sytuację i jest powodem wielu zabawnych sytuacji.
Najciekawsze w tej sztuce było odwrócenie sytuacji - sceny przy świetle kręcono w ciemnościach a ciemności - przy świetle. Fronczewski wypadł genialnie. Jestem ciekaw czy współczesne przedstawienia też trzymają się tego formatu. Można to sprawdzić np. w NT im. Witkacego, w Słupsku.
Gdyby ktoś miał okazję - polecam.
Bele dokładnie oddał moje odczucia wobec filmu "Godzilla" pana Edwardsa: http://stopklatka.pl/komiks/-/122684424,the-movie-godzilla
Kiedy na ekranie pojawia się Godzilla, wtedy jest super. Jednak scen z Godzillą są może trzy. A cała reszta jest nadzwyczajnie nudna, a miejscami również głupia. Nuda, nuda i jeszcze raz odrobina fajnej Godzilli. Myślę, że wolałbym wrócić do tandetnej Godzilli Emmericha, niż po raz kolejny oglądać Zillę Edwardsa. A szkoda.
Burzol napisał:
Myślę, że wolałbym wrócić do tandetnej Godzilli Emmericha, niż po raz kolejny oglądać Zillę Edwardsa. A szkoda.
-----------------------
Aż tak źle ?
Powiem szczerze : hype mi opadł niesamowicie, im więcej czytam tym gorzej (a od tego jak film zjechał Angry Joe to już w ogóle).
Niemniej - walić to. Idę dzisiaj ze znajomymi i się jaram Filmy o wielkich potworach (a szczególnie gadopodobnych) to moje guilty pleasure więc tak czy siak będzie giiiit Ludzie jarają się coraz to gorszymi produkcjami Marvela i wątpliwej jakości serialikami DC więc ja się pojaram tym )
Burzol miał rację.
Dziecko we mnie jest zawiedzione. I to mimo że początkowo nie miałem wielkich wymagań do tego filmu, a potem, po recenzjach, byłem gotowy na to że "mało Godzilli w Godzilli".
Ale żeby aż tak mało ? ;/
No i rzeczywiście : głupota głupotę głupotą pogania.
PS : Angry Joe też miał jednak rację :
https://www.youtube.com/watch?v=z8wRyimbzW8
obejrzałem wczoraj film (chociaż bardziej miniserial, trwający 42 minuty) zatytułowany "Dr. Horrible`s Sing-Along Blog" (w napisach przetłumaczono to jako Śpiewający Blog Doktora Potwora), którego pomysłodawcą jest Joss Whedon. W rolach głównych wystąpili Neil Patrick Harris, Nathan Filion i Felicia Day.
Bohaterem jest niejaki doktor Potwór, marzący o tym, by dostać się do sławnej Złej Ligi Zła (Evil League of Evil), zrzeszającej złoczyńców. Na codzień prowadzi życie jako zwykły chłopak, Billy, i zakochuje się w wolontariuszce imieniem Penny. Wkrótce zjawia się jego nemezis, niejaki Kapitan Młotek. Co z tego wyniknie, przekonacie się oglądając film.
Jest to przede wszystkim musical. Piosenki są bardzo fajne i wpadają w ucho, zakończenie zaś jest dość nietypowe.
Harris i Filion zagrali bardzo dobrze. Day moze trochę odstaje ale i tak daje radę.
Polecam i czekam na sequel, który podobno ma być po Avengers: Age of Ultron. Oby
Film jest do obejrzenia tutaj (nie wiem tylko czemu po 5-6 minutach powtarza się to samo, tylko bez głosu) :
https://www.youtube.com/watch?v=jLtZf4nz6yg
https://www.youtube.com/watch?v=2cHUJiFunTU
https://www.youtube.com/watch?v=e20o4zLvbgY
https://www.youtube.com/watch?v=pMjmtTaB4Ic
https://www.youtube.com/watch?v=AB6saXmBgRw
https://www.youtube.com/watch?v=NJn7I0VNdq0
To już nie wczoraj, tylko z tydzień temu w internecie napotkałam się na jakiś przypadkowy zwiastun (z tylko 20 wyświetleniami,) filmu Mean Creek (2004). Od razu mi się spodobał mimo tego, że nie zobaczyłam zwiastunu do końca chcąc uniknąć spoilerów. Film nigdy bodajże nie był puszczany w polskiej telewizji jak i zagranicznej z racji tego, że jest to nisko budżetowy film oraz mało znany. Wyszukałam ten film w internecie i go oglądnęłam. Film opowiada o 12 letnim chłopcu Samie, który jest bity przez swojego "kolege" ze szkoły George`a Tooney`a. Starszy brat Sama, Rocky postanawia wraz ze swoimi kumplami zemścić się na dręczycielu poprzez zaproszenie go na "miłą" imprezę urodzinową na małej łódce. Sam zaprasza tam swoją "dziewczynę" Millie, która nic nie wie o planie zemsty na George`u. Na pozór prosta fabuła, może się komuś, że to kolejny młodzieżowy film z happy-endem. Otóż nie.
Jest to tragiczny film z wstrząsającym zakończeniem. Obejrzałam "Mean Creek" 3 razy i do tej pory mnie nie nudzi. Gra aktorów jest świetna. Rory Culkin [Sam], Carly Shroeder [Millie], Trevor Morgan [Rocky], Scott Mechlowicz [Marty], Josh Peck [George] i Ryan Kelly [Clyde] to dzięki tym aktorom widz przez mógł chociaż przez chwilę zapomnieć, że ogląda tylko film.
Oczywiście film również zmusił mnie do zmiany avatara na Bastionie
Obejrzałaś go 3 razy w niecały tydzień ? O_o
Nie powiedziałbym że jest "mało znany" - swego czasu narobił sporo szumu. Dobry film
Jak jakiś film mi się -naprawde- spodoba to mogę nawet go obejrzeć 3 razy w -jeden dzień-
Oczywiście, swego czasu był to głośny film. Ale gdyby do tej pory byłby aż tak znany to puszczali by go w telewizji
Obejrzyj Paranoid Park, podobna (dosyć) tematyka, powinno Ci się spodobać.
https://www.youtube.com/watch?v=ZkMDs3FXVzg&hd=1
To NIE był fajny film.
Na kwejku w zobaczyłem ranking, filmów, których nie powinienem obejrzeć. Jednym z nich był Serbski film.
Okazało się, że film jest na YT, dodatkowo z polskimi napisami (już zgłosiłem).
Sam nwm co chcę napisać, wytrzymałem 45 minut filmu, do tej pory rzygać mi się chce. początek spoilera Pedofilia (gwałt noworodka), nekrofilia, gwałty, hard-porn, i inne takie koniec spoilera
Nie rozumiem jak admini YT tego nie zauważyli, ten film jak i twórce tego "dzieła" powinni zostać zamknięci w psychiatryku! Oczywiście mogłem nie oglądać, teraz żałuję, ale już 10 latki mają dostęp swobodny do neta, taki mały zobaczyłby taki film i co? Wielkie prawdopodobieństwo, że psychika zryta.
Cały Bastion ruszył na YouTube`a
A tak poza tym wszystkim to epatowanie tym syfem niesie sobą jakąkolwiek wartość? Krytykuje środowisko z branży nielegalnego porno, porusza jakiś problem? Czy to tylko dla fejmu?
Pokazuje, że jak masz dużo hajsu to w obecnym świecie decydujesz kto może żyć, a kto może zginąć. Pewnie takie zboczenia są na świecie jak te ukazane w filmie, wiec jakieś tam przesłanie ma. Takie komenty można przeczytać. Dla mnie to istna obrzydliwość. Jak mówiłem długo nie wytrzymałem, początek filmu to pokazanie człowieka, który skończył z porno biznesem, potem jak znów dołącza do "grupy", pierwsze sceny (na początku nie na takim hardzie),a właśnie koło 40 minuty to już istne Ilu ludzi tyle opinii, ja już podwójnie zgłosiłem to na YT Za " Treści pornograficzne" i "Wykorzystywanie dzieci". Zgłosiłbym też za "Przemoc", ale musiałbym znów wejść do tego klipu, a na chwilę obecną staram sobie to wymazać z pamięci Jeżeli masz naprawdę silną psychikę, to obejrz, może odkryjesz drugie dno. Choć wątpię.
prawdziwej "straszności" tego filmu to oryginał ma chyba 104 minuty? A wersja brytyjska ocenzurowana 99? Więc jak na masakrę to 5 minut wyciętych momentów przy tym co robią Chińczycy z amerykańską kinematografią...
OK, 300 sekund to więcej niż 30, które przyciął Kubrick dla R-Mechanicznej pomarańczy, ale jednak...
Sztuka jest sztuka.
Parę filmów ostatnio obejrzałem. Recenzje Transatlantyku wylądują niebawem na blogu, ale pomyślałem, że dam je też tutaj:
„Monty Python’s Live (Mostly)” – czyli zapis z koncertu, który w Polsce nadawało kino Cinema-City w wybranych dniach. (Trafiło mi się, bo akurat mój ojciec miał urodziny i mogliśmy mu urządzić odpowiednio komediowy prezent.) Ostatni wspólny występ grupy Monty Pythona, gdzie zagrali swoje najpopularniejsze skecze. To piękne nagranie, bo wszystkie te żarty są nadal śmieszne, , a seniorzy nadal mają w sobie trochę werwy…a pewne żarty wciąż są zbyt absurdalne i surowe i w zwykłej telewizji polskiej by nie przeszły. Podczas niektórych skeczów nie wszystko szło jak należy i tym lepiej, bo dzięki temu zdarzało im się improwizować. I tu całkiem poważnie najpiękniejszy jest skecz z papugą. Polecam!
A reszta to już filmy z Transatlantyku:
„1001 jabłek” – w ramach bloku konfrontacji, patronowanego przez Amnesty International, film o masakrze ludności kurdyjskiej w 1988 roku…i o tych, którzy to ludobójstwo przetrwali i starają się jakoś z tym poradzić. (Dosłownie kilkanaście minut po zakończeniu oglądania nagrań z tegorocznego koncertu Monty Pythona, więc idealne wprowadzenie w nastrój festiwalu.) Tu właściwe oba aspekty tego filmu są istotne: zarówno tego co się kiedyś wydarzyło, bo skandal Anfal jest na Zachodzie współcześnie całkowicie ignorowany. Ale też ta współczesna strona jest bardzo ciekawa, bo pokazuje jak bliscy ofiar dekorują goździkami swoje jabłka, żeby w ten sposób utworzyć znak pokoju i pojednania wobec swoich oprawców...albo ich przedstawicieli w obecnym rządzie, ciągle szarpanego szamotaniną, Iraku. Fascynujący wgląd do innego świata.
6/10
„Zabić człowieka” – chilijski dramat, który wygrał w Sundance nagrodę główną. Ponura historia człowieka bezradnego wobec zła, bezsilności systemu i samotności. Film w nadzwyczaj spokojnym tonie pokazuje jak zwykły prosty człowiek doprowadza się do czynów…o które byśmy się nie podejrzewali. Świetne studium moralności.
8/10
„Magic Camp” – kolejny powód, że kocham Amerykę i dowód, że pewnych rzeczy należy się od nich uczyć. Film dokumentalny o tygodniu w obozie dla magików, gdzie młodzież w wieku różnym uczy się magii. Śledzimy czterech bardzo różnych artystów i tego co w tydzień na obozie mogą się nauczyć… oraz tego jak ich życie popłynie dalej. (Dla nerdów dodatkowe smaczki, w postaci nerdowskich koszulek noszonych losowo przez bohaterów na ekranie.) Pozytywne!
6/10
„No Fire Zone: The Killing Fields of Sri Lanka” - to film dokumentalny, będący przede wszystkim właśnie dokumentem, kompletnym dowodem na zbrodnie wojenne i zbrodnie przeciwko ludzkości, jakie dokonały władze Sri Lanki w 2008 roku, w czasie wojny z Tamilskimi Tygrysami, która w sumie służyła całkowitemu wybiciu tamtejszej cywilnej ludności tamilskiej. Trudny, mocny, wstrząsający, ale przede wszystkim kompetentny. Ponieważ film może zmieniać życia, pokazanie tego akurat filmu w siedzibie ONZ doprowadziło do wszczęcia oficjalnego postępowania w tej sprawie.
8/10
„This Ain`t No Mouse Music” – historia wydawnictwa muzycznego Arhoolie Records i jego założyciela Chrisa Strachwitza. Kolejny dowód na fajność Ameryki, a konkretniej jej bogactwa w tradycję i ciągłe trwanie muzyki folkowej, od bluesa, przez jazz, po bluegrass. Chris był swoistym antropologiem-bibliotekarzem ważnej południowej muzyki w USA. Fajna historia ciekawego człowieka i przede wszystkim przepiękna muzyka.
7/10
„Difret” – oparty na faktach, dramat dziewczynki z Etopii, porwanej przez starszego mężczyznę i jego kolegów, w ramach tamtejszej odwiecznej tradycji. Film o ścieraniu się ze sobą prawa i tradycji, a także opowieść o kobietach coraz śmielej radzących sobie w archaicznie patriarchicznym świecie. Niezłe sądowe dramatyczne kino, a przy okazji wreszcie nadzieja, że w pewnych krajach faktycznie następuje rozwój.
6/10
„Mój kuzyn Zoran” – włoska komedia o zepsutym moralnie pijaku i jego utalentowanym, choć nieśmiałym siostrzeńcu. I tu właśnie ten główny bohater nie podobał mi na tyle, że film oceniam słabo. Otóż główny bohater jest tak niemiły dla wszystkich wokół, są w filmie ludzie którzy z jakiegoś powodu nieco go tolerują, ale nie jestem pewien dlaczego. Film miał być śmieszny i publiczność w kinie wyraźnie potrafiła znaleźć momenty komediowe, ale do mnie one nie trafiały.
4/10
„Omar” – historia zakazanej nieudanej miłości, kolejna iteracja Romeo i Julii, opowieści starej jak świat. Tym razem kochankiem jest młody mieszkaniec Palestyny, a Julią siostra przywódcy jego małej grupy walczącej z opresją Izraela. Z punktu widzenia Europejczyka, film moralnie jest pogmatwany tak samo, jak tamtejsza sytuacja polityczna. Główny bohater jest terrorystą i pomógł w zamordowaniu żołnierza, ale to strona rządowa jest wyraźnym czarnym charakterem, która głównego bohatera gnębi, prześladuje i manipuluje. W finale dostajemy więc z jednej strony opowieść o przyjaźni, honorze, zaufaniu…i braku tych czynników, a z drugiej właśnie wgląd w tamtejsze pogmatwane codzienne życie.
6/10
„20 000 ” - Nick Cave jest tak bardzo dziwny. Film pokazuje dzień z życia Nicka Cave`a, a dokładniej 20 000 dzień. Film pięknie nakręcony, pokrętnie opowiedziany…no ale cóż, jest dzięki temu idealnym odzwierciedleniem samego artysty.
6/10
„Połów bez sieci” – opowieść o somalijskich piratach, swoista druga strona filmu „Kapitan Phillips”. Bardzo niezły film, piękne zdjęcia, znakomici somalijscy aktorzy i główny bohater, który mimo wewnętrznego sprzeciwu usiłuje zostać piratem. Całkiem dobry dramat, choć ma dość dziwne moralnie zakończenie.
8/10
„Pewnego razu na dzikim wschodzie” – czyli Kurdystan po kowbojsku. To jest naprawdę dość klasyczna opowieść westernowa, tylko że mała wioska położona jest w górach pomiędzy Irakiem i Turcją, zamiast szeryfa jest szef policji, zamiast Indian są rebeliantki, a zamiast rzezimieszka lokalny watażka. Całkiem dobre kino, choć miejscami mroczne.
7/10
„Brudne wojny” - film dokumentalny o nieudanych natowskich akcjach specjalnych przeprowadzanych w ramach walki z terroryzmem, oraz jaka część amerykańskiego wojska się nimi zajmuje, czyli kolejne potwierdzenie tego, że Obama może być najbardziej krwawym laureatem pokojowej nagrody Nobla. Pod względem dokumentalnym bardzo dobry i informacyjny, pod względem kinematografii niestety trochę za dużo autokreowania samego autora, który wyraźnie próbuje zabłysnąć przed kamerami. Mimo to warto się zapoznać.
6/10
„Blue Highway” – czyli po prostu kolejny amerykański film drogi, tym razem kręcony w stylu para-dokumentalnym. Film nazywany jest komedią, i ma zabawne momenty, ale jak na mój gust trochę za mało w tym zwiedzania ładnej Ameryki, a za dużo nieudanych żartów filmowych.
4/10
„W jego oczach” – historia nastoletniego niewidomego chłopaka i jego grupy przyjaciół, czyli film o dojrzewaniu…a także opowieść o tym, że miłość niejedno ma imię. Bardzo dobry film, świetna muzyka w tle, i nareszcie jakieś optymistyczne przesłanie na finał. (SPOILER! Film tak całkiem przy okazji jest pro LGTB, przez co niektóre środowiska traktują go specjalnie…ale moim zdaniem nie powinny, film broni się właśnie tym, że jest o zwykłej nastoletniej miłości).
8/10
„Tosty Po Meksykańsku” – meksykański film z wakacji, o nastoletnim synu, jego nadopiekuńczej matce i nowej koleżance, na którą ta matka jakoś musi reagować. Film….nudny. Naprawdę, ten film emocjonalnie i narracyjnie tkwi w strefie zero. Owszem miał kilka zabawnych momentów, wydaje się, że autorzy chcieli ich utworzyć nawet więcej, ale niezbyt to wyszło.
3/10
„Ulica w Palermo” – historia małej uliczki sycylijskiego Palermo i dwóch twardych kobiet, które…nie chcą na niej wyminąć się swoimi autami. Film jest bardzo sycylijski, z jednej strony miejscami nadzwyczaj zabawny, z drugiej umiejętnie dramatyczny. Kawał niezłego kina, na dobre zakończenie festiwalu.
8/10
...nie spodziewaj się, że któryś z tych filmów trafi na moją listę najlepszych filmów roku .
Tam będą tylko filmy dla mnie najważniejsze, czyli jak najlepiej utworzona pulpa.
parafrazując Paktofonikę.
Od 2009 roku, od czasów przefenomenalnego "Rewersu" Borysa Lankosza i Andrzeja Barta, nie było w Polsce takiego filmu.
Jasne, był Wymyk, głębokie Erratum i Lęk wysokości, mocne Pokłosie, Ida i Róża, Jesteś Bogiem a nawet Baby są jakieś inne.
Ale czegoś tak... światowego nie było.
Łukasz Palkowski (wcześniej praski Rezerwat, ale i totalna chała Wojny żeńsko-męskiej) i Krzysztof Rak (scenarzysta średniej bardzo Ostatniej akcji) stworzyli coś hmmm niezwykłego, nie tylko dlatego, że bardzo dobrze im wyszło, ale dlatego że bardzo dobrze udało się nie eeee zrobić z Religą tego wszystkiego co robi się w Polsce z postaciami w tej czy innej tematyce pomnikowymi.
Tymi prawdziwie zasługującymi na spiżowy i tak dalej.
Prawie dwie godziny zlatują błyskawicznie, tylko tak się zastanawiam... w jakim stanie jest naprawdę polska kinematografia jak tego typu produkcje wypuszcza raz na 5 lat?
Więcej napiszę przy podsumowaniu rocznym, może pójdę jeszcze raz, jak już będzie luźniej...
Film to oczywiście Bogowie, bo widzę że najważniejsze uciekło
Znowu krótko tylko - dajcie zarobić Tymonowi. Zasłużył. Film może wsobny lekko, ale na pohybel sk* którzy nie chcieli zaryzykować ze sponsoringiem.
Szkoda tylko, że nic to nie zmieni, ale rola Grzesia Halamy -
Biały miś i jedziemy!
Bart znowu postuje po pijaku xD
nie idzie zrobić nic innego jak picie, patrząc po "rekordzie" wybitnego filmu na podstawie wybitnej książki.
Sex sells, porno sells, ale już że z bdesemem idą w Polsce? No no... jeszcze nie dawno nie lubili anala :/
Tak czy siak pisałem poważnie
"Polskie gówno"
Reżyseria Grzegorz Jankowski
Scenariusz Tymon Tymański
Czesław Skandal, menadżer "Tranzystorów" Grzegorz Halama
Polecam!
Niektórzy powinni iść na to za samą muzykę...
Jeszcze naćpany xD
Może obczaję, co do gówna i polskiego kina, to miałem niedawno obejrzeć "Gównożerców"
znam? o0
Sorry, "Gównojady".
nie znam. Żeś wybrał. Byłeś na tym w kinie?
Lord Bart napisał:
nie znam. Żeś wybrał. Byłeś na tym w kinie?
-----------------------
"Miałem obejrzeć", czyli nie obejrzałem ;d
Leciało na TVP Kultura.
http://filmpolski.pl/fp/index.php?film=1234649
Obejrzałem niedawno film Christophe`a Gansa (tego od "Braterstwa wilków") z 2014 roku zatytułowany "Piękna i bestia". Jest to kolejna wersja znanej baśni, tym razem w rolach głównych Lea Seydoux i Vincent Cassel. Nie oglądałem wersji Disneya ani żadnej innej ale wiedziałem o co tam chodzi.
Jest rok 1720. Pewien bogaty kupiec, po śmierci żony mieszkający z 6 dorosłych dzieci, po katastrofie jego statków zostaje bankrutem i rodzina zmuszona jest wyjechać na wieś, z dala od wygodnego życia. Nie przeszkadza to jedynie najmłodszej córce, Belle. Podczas powrotu z miasta, kupiec trafia do tajemniczego zamku...
Potem wiadomo, Belle wyrusza do Bestii zamiast ojca, spotyka właściciela budowli itp. Przy okazji w tle czarny charakter, problemy jednego z braci dziewczyny i trochę magii
Atutami filmu są kostiumy, scenografia i muzyka. Całkiem nieźle wypadły efekty specjalne. Historię przemiany głównego bohatera w stwora poznajemy nietypowo bo podczas snów Belle. Przy okazji, Bestia wygląda jak Cathar z TOR
https://ladentdure.files.wordpress.com/2014/12/la-belle-et-la-bete-2.jpg
Cóż, jakoś specjalnie nie czuć tzw. chemii między bohaterami, za dużo scen razem nie mają. Aktorstwo przyzwoite, ale nie nastawiajcie się na jakiś oscarowy albo cezarowy seans Jeśli lubicie tą historię, przekonajcie się jak wyszła Gansowi, może wam się spodoba.
Teoretycznie powinny być w ten poniedziałek, tak teoretycznie powinien on być poświęcony Teatrowi TV czy podobnej kulturze. Dzisiaj jednak reżimowa daje kolejny debilny test, żeby zarobić parę złotych na esemesach... taki kraj.
Jednak informacja o powrocie programu, który w pewien sposób wpłynął na moje życie i jest jednym z najlepszych wspomnień dzieciństwa i... nastolatkowości (może jest inne słowo na to, zgubiłem je) była totalnym zaskoczeniem ponieważ dużo wcześniej pamiętałem jak to się kończyło + chryja wokół jego współpracy z SB.
Ale gdzie publiczne leży tam ogarnia prywatne i podobno National Geographic Channel zauważył, że powtórki jego programów mają świetną oglądalność, więc zainwestowali w kolejny sezon.
http://www.natgeotv.com/pl/sensacje-xx-wieku/info
Przy współpracy TVP, nie wnikam jak ona wyglądała, chociaż mogę się domyślać. Tak czy siak widowiska wróciły i miejmy nadzieję, że łaskawie (dla tych co chcą a nie mają NGC) wszystkie i odpowiednio zostaną wyświetlone. Bo już różnie z tym bywało.
Oj tak, uwielbiam Sensacje XX Wieku, wieść o ich powrocie była bardzo pozytywnym zaskoczeniem, szkoda tylko że TVP nie potrafi nadać temu właściwego priorytetu, jak słusznie zauważyłeś, wczoraj ważniejszy był kolejny kretyński test. A szkoda bo widowisko Wołoszańskiego byłoby dobrą zmianą na tle różnych głupot obecnych w telewizji. Na szczęście prócz NG, powtórki lecą na TVP Historia i Polonia. A co jak co, ale wiedza, świadomość naszej historii powinna być dla nas bardzo ważna, już nawet pomijając że to niesamowicie ciekawe . Tydzień temu było o Jerzym Sosnowskim, bardzo interesującej i kontrowersyjnej postaci, a to dopiero początek. Sensacje XX Wieku to główny powód dla którego jakiś czas temu, zainteresowałem się II wojną światową. Już się jaram na przyszłe odcinki .
Ostatnie spotkanie z Terminatorem miałem około 5-6 lat temu. Nie jestem nawet pewien czy obejrzałem Ocalenie. Na film poszedłem po prostu, by "coś zobaczyć w kinie".
Okazało się, że film jest bardzo dobry i z przyjemnością mi się go oglądało. Nie jest to oczywiście jakieś arcydzieło, ale w końcu nie nudziłem się w kinie.
Miałem problem z zrozumieniem całej historii, bo po prostu nie pamiętałem wcześniejszych części. Do tej pory nie wszystko rozumiem Tej całej pętli czasowej. Ale było warto.
Cieszę się też, że nie był to film typowy dla Arnolda. Znaczy się sztuczny patos, pseudo heroiczne rozmowy bohaterów i inne. Dialogi wyglądały na naturalne, nie rozumiem ludzi narzekających na obsadę. Myślę, że niektórzy krytykują z zasady, że zbyt popularni aktorzy w ostatnim czasie nie odnajdą się w kultowej produkcji. Moim zdaniem Emilia Clarke jako Sarah Connor wypadła naprawdę dobrze. Niektórzy naśmiewają się z jej dorobku aktorskiego, dla mnie tą rolą pokazała, że potrafi. A cycków wcale nie było dużo
Ogólnie każdy aktor trzymał poziom. Bardzo podobała mi się kreacja Johna Connora. Arnold nie wyszedł jako nadmuchany twardziel, był klasyk "I`ll be back" w odpowiednim momencie.
Jednym z powodów pójścia na film było zobaczenie Emilii, która nie zawiodła, a wręcz pokazała, że jest dobrą aktorką. W kolejce Tyrion w Pikselach Może być wesoło
Nie spodziewałem się, że nowy Terminator okaże się tak dobrą produkcją.
oglądałem Wolverina tak w ramach "maratonu" X - Men, a dziś kolej na Przeszłość
Będzie trochę wstępu. To już drugi rok chyba z rzędu, gdzie „nie daję” rady pisać kina na bieżąco. Przykładowo miesiąc po miesiącu. Różne są tego powody, za dużo miejsca musiałbym im poświęcić. W ogóle kiedyś, przyznaję się bez bicia, wydawało mi się, że polecane/recenzowane przeze mnie filmy wnosiły trochę światła w standardową sci-fi/CGI papkę, która dominuje wśród bastionowych widzów. Wydawało mi się, że jak opiszę dobry film to jednak ktoś na niego pójdzie, odpisze i w ogóle.
Tak mi się wydawało, ale z czasem przestało, czy miało w ogóle sens? Dzisiaj pisane z poślizgiem każdy ew. obejrzy sobie w dość licznym zakresie (VOD/DVD/.avi/TV), a że po fakcie… wiele w życiu się dzieje. Grunt, że może przyda mi się do tematu telewizyjnego
http://www.star-wars.pl/Forum/Temat/17678
a może ktoś jednak obejrzy. Dziś faktycznie mam na to wyj*, ale… nieważne.
Stąd proszę się ew. nie dziwić, że część opisów wygląda jak gdyby z przeszłości, część pisana dzisiaj, rożnie to mieszałem, spinałem, wyszło krócej niż normalnie bym chciał pewnie, ale po 30-tce postanowiłem się już szarpać tylko z poważniejszymi kwestiami.
Wilk z Wall Street
Swoją drogą rok 2013 również zaczął się od kiszki…
Z Martinem Scorsese to ja mam zawsze taki problem, że on ma problem z zejściem filmowym poniżej 2 godzin. Wyspa tajemnic, Infiltracja, Aviator, Gangi, Kasyno i tak dalej. Oczywiście nie będę się rozwodził nad tym ile tych tytułów powinno dostać Oscara za reżyserię i dlaczego od czapy dostała ją Infiltracja. W końcu taki Hitchcock… no właśnie.
Spojrzałem na czas projekcji Wilka i… 3 godziny. Nogi się pode mną ugięły, ale – poszedłem.
Scorsese – ok. Ale ten film to jeden z największych gniotów „poważnego” kina jaki widziałem w życiu. Totalny, k***a przepraszam, dramat.
3 bite godziny chlania, ćpania, dymania, luksusu, małp z wiadomym finałem, czyli wsypaniem kumpli dla krótszej odsiadki. TRZY BITE GODZINY O NICZYM!
Wychodziłem z sali chyba 4 razy, gdybym jeszcze palił wychodziłbym częściej. Wracałem i żadnej fabularnej straty – chlanie, ćpanie, dymanie i oszustwa. Nawet przez moment próba złapania Belforta przez agenta Denhama nie jest ciekawa, a ja miałem wrażenie że wepchnięto te sceny, bo tak było w rzeczywistości. I jeśli rzeczywistość Jordana (wg znawców jego biografii) to faktycznie tylko chlanie, ćpanie, dymanie i wydawanie cudzych dolców – to po co marnować na to taśmę filmową?
Tak jak już napisałem wcześniej – ten film nie zasługuje na żadnego Oscara, na żadną nominację natomiast Malinka, którą sam bym dostarczył, chociażbym musiał przejść oceany – dla Margot Robbie. Co to za drewno? Jasne, wyglądem i głosikiem zrobiłaby w trymiga karierę w Vivid czy Digital Playground, ale przecież to można nadrobić. Tylko czym? Jak spojrzałem na jej wiek i na inne kandydatki do roli, to polskie leśnictwo filmowe „młodego” pokolenia nie wydaje się niczym dziwnym. To raczej trend, globalny.
Żadnego Oscara dla tego badziewia! Chociaż raz niech staną na wysokości zadania. A Leoś? Cóż… może jeszcze Martinowi wyjdzie drugi taksówkarz z Di Caprio. Chociaż wait – De Niro też nie dostał…
Tak pisałem, napisałem i dzięki bogom – sprawdziło się. Teraz, po obejrzeniu fragmentarycznie jeszcze raz doszedłem do wniosku, że to też jest jakiś miks Leosia ze ‘Złap mnie’ i ‘Aviatora’. Czyli wtórność straszliwa.
Straszny cios na początek roku.
Pod Mocnym Aniołem
Smarzowski i Pilch o chlaniu. Znowu dałem się namówić i znowu to jest to samo – bród, smród, ubóstwo + alko, rzygi i przypadkowe dymanie. + ta sama obsada + siekiera.
Jasne, że są reżyserzy, którzy stawiają na sprawdzony skład i robią filmy w podobny sposób. Ale nie takie kalki jak Smarzowski. Jedno trzeba tylko przyznać – film jest minimalnie lepszy od samej książki, przynajmniej wysiedziałem go do końca, co o nagrodzonym Nike „dziele” niestety (a może z radością) nie mogę powiedzieć.
Nie mniej studium pijaństwa i rozkładu pokazano idealnie we „Wszyscy jesteśmy Chrystusami” i (nomen omen scenariusz Pilcha) „Żółtym szaliku” z Gajosem. Ale oczywiście fapowany Smarzowski niby to zwrócił na coś uwagę, rozpoczął dyskusję – jasne.
To jest jego ostatni film, na który dałem się nabrać, chyba że zrobi jakąś komedię albo pornosa.
Sierpień w hrabstwie Osage
W końcu mistrzostwo.
Po dwóch klęskach na początek w końcu powiew cudownego świeżego wiosennego i tak dalej. Byłem dwa razy na tym, z raz jeszcze obejrzałem w domu, kupiłem DVD dla siebie i mamy.
GENIALNA obsada, brawurowa Meryl Streep na prochach, humanistyczny moment Sama Sheparda, kipiąca energią mimo ogólnego syfu Julia Roberts, stylizacja Ewana McGregora, Julianne Nicholson z BE i dawno przeze mnie niewidziana Juliette Lewis. Do tego świetny Chris Cooper jako ojciec, którego każdy by chciał mieć, rodzinny dramacik, rodzinne trupy w szafie i pod dywanem + zaskakująca tajemnica.
Są takie filmy, z takimi dialogami i obsadą, które faktycznie powinny trwać 3 godziny. Chwilowo dla mnie film roku, ciekawe co może być lepsze albo chociaż na poziomie.
Ratując pana Banksa
Długo się zastanawiałem czy pójść na ten film, w końcu po części o Disneyu, robionego po części przez Disneya. Udałem się praktycznie w ostatnim możliwym terminie i… ten film, zwłaszcza teraz, po TFA, powinni zobaczyć wszyscy.
Dlaczego? Bo chociaż przedstawienie Walta daleko odbiega od rzeczywistości, to Hancockowi udało się zgrabnie przemycić cały ten kicz, który dźwiga ze sobą i zawsze dźwigała ta korporacja. Korporacja szczęścia, radości i prze-słodyczy. Oczywiście próbuje się to przykryć jego smutną historią, jakby nie wystarczyło tej od Travers, ale całość zgrabnie pokazuje co i jak robił Disney z oryginałami. Chociaż im to się pewnie wydaje na +.
Ale ten film ma też drugą stronę i pewnie dlatego tak mnie zaskoczył – nie tylko walkę autorki o zachowanie ducha swojego dzieła, ale też naprawdę ładne wplecenie jej dzieciństwa. Nie wiem czy tak było, nie wiem ile w tym prawdy, ale… nawet jeśli to dramat jednej dziewczynki, potem kobiety dał setkom milionów brytyjskich dzieci coś pięknego.
Mary Poppins. Nigdy nie zapomnę jak na otwarciu Igrzysk w Londynie jej postacie spływały na stadion przeganiając demony z Pottera. Chciałoby się by nadal tak było, w literaturze – jakość od Travis kontra papka od Rowling.
To wszystko oczywiście w cudownym wykonaniu Emmy Thompson. Cieszę się, że jednak się zdecydowałem.
Zniewolony. 12 Years a Slave
Oj, niedobrze jednak jakoś z tym kinem. Tego filmu nie dosiedziałem do końca. Wyszedłem z kina i ostatnie pół godziny obejrzałem z wypożyczenia. Dlaczego? Tytuł niewątpliwie jest wstrząsający, tak jak sama sytuacja bohatera, przedstawia niewolnictwo w pigułce. Tyle że pigułka to właśnie powinna być skondensowana, idealnie dobrana dawka emocji. A nie ostra ilość dłużyzn.
Jedyne wielkie moje zaskoczenie to rola Brada Pitta, po prostu też nie kojarzyłem że będzie tam występował. I naprawdę byłem zadowolony. Z tego fragmentu.
Pomimo to, teraz po fakcie, mogę się nawet zgodzić, że to najlepszy film Oscarów 2014. Znaczy – zasługuje na to wyróżnienie, nie wiem obiektywnie, ale nawet jeśli dostał za politykę, za poprawność – z pewnością nie jest to sytuacja bardziej przegięta niż Oscary 2002.
Może nagrodzono tym również historię tych milionów ludzi, których tyle czasu traktowano jak zwierzęta na dwóch nogach i z dwoma kończynami górnymi zdolnymi do pracy.
Znalazłem „przypadkowo” w magazynie ‘Książki’ reckę „Letters of note. Correspondence deserving of a wider audience", listów zebranych przez Shauna Ushera. I na samym końcu jest coś co jakoś mogłoby podsumować moje wrażenia z filmu, w ogóle to co też pisałem przy okazji ‘Lincolna’.
Chciałem zrobić fotkę, ale znalazłem oryginał
http://tinyurl.com/listwolnegoczlowieka
Za długi zatem, ale jednak…
American Hustle
Co się dzieje, ja się pytam? Co się dzieje? Chodzę na filmy ponaddwugodzinne i same kichy. Jak to się dzieje? Na złość czy jak? Tutaj zostałem na sali tylko dlatego, że byłem z kimś jeszcze i nie wypadało wyjść.
Teoretycznie pięknie – może reżyser średnio znany (jeden ‘Fighter’), ale obsada? Bale jak Bale (chociaż uważam, że to jego lepsza rola, lepiej zagrana od standardowego wyrazu twarzy), ale jest Cooper i dwie zjawiskowe kobiety, które w przeciwieństwie do tej z ‘Wilka’ potrafią jeszcze coś zagrać. Chociaż ktoś napisał, że dekolty Amy Adams grają same i to na Oscara – nie sposób zaprzeczyć, można o tym śnić i myśleć w czasie ciepłej kąpieli. Zjawisko. Ale coś zagrane jednak.
W dramatycznym scenariuszu. To nie to, że nawet wtórny, ale… zaniepokoiła mnie już scena układania włosów na starcie. Takich paru minut, 30 sekund to jakbym wyciął z tego filmu to by zostało na godzinę czterdzieści.
A i tak zostałaby nuda, może odrobinę wykadrowana moim montażem. Nie wierzę, że ten tytuł zdobył ponad 60 różnych nominacji. Nie wierzę.
Złodziejka książek
Tu już powoli zaczynałem być ostrożny. 131 minut i pójść czy nie? Bardzo lubię książki, niektóre wręcz kocham, jest Geoffrey Rush – podjąłem wyzwanie.
Film ma oczywiste dłużyzny, ale jakoś nie zmuszał mnie do wyjścia z kina. Nie wynudziłem się, historia mało odkrywcza, ale wielką przyjemność sprawiło mi oglądanie Sophie Nélisse. Tak, wiem – ma 14 lat i w ogóle. Ale ja mówiłem o jej grze. No dobra, o wyglądzie też trochę, nie poradzę na to
Natomiast i tak najbardziej zapada w pamięć „śmiertelny” narrator i scena nalotu – praktycznie kupuje mi film. To trochę mało, ale i tak lepiej niż w przypadku gdzie nie ma nic ciekawego.
Jack Strong
Czyli mój ulubiony i zawsze poprawiający humor… nie nie, na reżysera przyjdzie czas. Zatem ulubiony ból dupy polskiej pseudo-prawicy. Dlaczego? Ponieważ Pasikowski zrobił bardzo dobry film o bohaterze tamtej strony, ale jednocześnie dwa lata temu popełnił ‘Pokłosie’
I czytanie tych wijących się piskorzy, jak to tutaj pochwalić za Kuklińskiego, mając w pamięci szubienicę za braci Kalinów… a jeszcze bardziej ubawiło mnie to, kiedy po obejrzeniu filmu stwierdziłem, że te głuptaki biją brawo słowom Jaruzelskiego odnośnie wprowadzenia stanu wojennego. Bo jak się dokładnie prześledzi bieg pokazanych wydarzeń to stoi jak byk – Jaruzel skasował Teleranek żeby ruskie czołgi nie skasowały nas. Czyli jego na wierzchu, a prawica w zachwytach
Beka, ale zostawmy chów wsobny.
Władysław Pasikowski najlepszym reżyserem jest. I ulubionym. Moim. Z całym szacunkiem dla Wajdy za „ludzi z marmuru i żelaza” czy Kieślowskiego za „dekalog kolorów” – Władek miecie mnie każdym filmem. Może poza „Słodko gorzki”, ale tu winię raczej aktorów..
Tutaj też dał popis, cały film razem i każda scena są nakręcone tak jak powinniśmy to robić i jak powinno powstawać więcej podobnych filmów. Będąc szczery powiem tylko, że końcówka lekko już nie styka, zwłaszcza ten pościg zimowy, no i rola Ostaszewskiej, ale wszyscy wiemy jaki jest stosunek reżysera do kobiet w jego filmach Nie mniej nawet te „złe” miały więcej wyrazistości niż żona Kuklińskiego.
Czepiłbym się jeszcze Pieńkowskiego, jednak to co pokazano w ‘Akwarium’ bardziej mi utkwiło w pamięci, ale to już szczególarstwo.
Tak naprawdę Pasikowski pozamiatał w tym filmie wyborami lingwistycznymi. Niby to tak zawsze jest odwieczny spór w ilu językach robić daną produkcję, jeśli nie dzieje się ściśle w jednym. Ja tam nie mam nic przeciwko temu, że cokolwiek się mówione jest po angielsku. Niemcy walą dubbingiem po całości, co kraj to obyczaj.
Ale tutaj miks polskiego, angielskiego, rosyjskiego i niemieckiego w końcówce pogłębia jeszcze autentyczność zdarzeń tak mocno jak tylko można. Idzie to w parze z doborem obsady – Maslennikovem i Bilovem czy jeszcze genialniejszym trafieniem Dagmary Dominczyk i Patricka Wilsona. Stąd realistyczny polski tego ostatniego.
Świetna robota, nie lepszy od Osage, ale twarde drugie miejsce.
Ona
O mój boże OSie Kapitalny, fenomenalny film, po prostu z niczego. Ale zanim napiszę co i jak to największe ogarnięcie po fakcie, że ten tytuł klasyfikowany jest nie tylko jako Drama-Romance, ale… Sci-Fi. Serio, sci-fi takie samo jak SW czy Matrix. I uświadomiłem sobie, że faktycznie – świat przedstawiony wygląda niby jak nasze teraz-dziś, ale tak naprawdę w funkcjonowaniu… to przyszłość?
Nie ma co opisywać fabuły, bo jakoś mi się chyba nie uda, ale najkrócej to facet pracujący w firmie… no właśnie, produkującej listy odręczne (to w ogóle karkołomne dla mnie) nawiązuje relację z systemem komputerowym, bądź faktycznie operacyjnym, tak właściwie OSem, który stanowi jakiegoś rodzaju SI.
To gdzie pracuje to jest tylko cząstką tamtejszej teraźniejszości, ważniejsze kim jest. Joaquin Phoenix stworzył przecudowną postać uczuciowego nieudacznika, fajtłapy heh praktycznie te słowa są za mocne, chociaż wina zawsze leży po obydwu stronach. Bądź w większości przypadków.
Bo sam film jest o uczuciach właśnie. O relacjach międzyludzkich, ale te czym są jeśli nie zderzeniem uczuć? I nie mówię tu tylko o miłości, intymności i temu podobnych, ale również o funkcjonowaniu w społeczeństwie. Chyba najbardziej zbliżonym tytułem, który przyszedł mi na myśl po seansie, byli ‘Surogaci’ Jonathana Mostowa, chociaż oczywiście jest to wizja zupełnie inna i bardziej łopatologiczna.
Nasz bohater traci prawdopodobnie coś wspaniałego, małżeństwo które (jak każde) wymaga nieustannej pracy, pielęgnacji. Wbrew opiniom niektórych nie odniosłem wrażenia, że Phoenix i jego żona byli akurat niedobrani. Ciężko to ocenić przez brak szczegółów ich rozstania, ale takie odniosłem wrażenie.
I ten rozwód pogłębia jego problemy uczuciowe, co przeszkadza nawiązywaniu (zdawałoby się normalnych) relacji damsko-męskich. Ale hmmm fizycznych? Znaczy cielesnych heh też źle, twarzą w twarz, z krwi i kości. A tymczasem pojawia się OS będący spełnieniem marzeń – sztuczna inteligencja, ucząca się z rozmów z nami i danych zawartych na naszych dyskach (a tam obecnie jest totalnie wszystko), która zdaje się być… naszą idealną drugą połówką. Jest nawet ‘fantastyczny’ seks
Tych scen nie da się opisać, trzeba je zobaczyć. Jest tu wiele małych i dużych smaczków, subtelnych (acz wyraźnych) odniesień do roku 2015/6, wspaniałych dialogów m.in. mój ulubiony
Okay. So before we address your organizational methods, I`d like to sort through your contacts. You have a lot of contacts.
I`m very popular.
Really? Does this mean you actually have friends?
You just know me so well already!
Tak, ta bystrzach to SI o imieniu Samantha. Ale co mnie zagięło w tym filmie to… jej głos. SamI nie pojawia się w filmie ani na chwilę, nawet jako holo (chociaż są momenty ), natomiast całe dwie piękne godziny spędzamy z głosem Scarlett Johansson
OMFG, czułem się wstrząśnięty, zmieszany i jeszcze mnóstwo innych rzeczy tylko ją słysząc. To było coś fenomenalnego. Ten film trzeba oglądać w oryginale, jakikolwiek lektor zabije go w 80%.
I chociaż SJ kradnie ten tytuł to grzechem byłoby nie wspomnieć o dwóch innych kobiecych rolach – epizodycznej Olivii Wilde i trochę większej Amy Adams. Obydwie… roztapiają serduszko, przynajmniej moje
Tyle wspaniałych kobiet, a tymczasem ma się wrażenie, że wszyscy kręcą się w… wirtualu jakimś? Ciężko to opisać, ale mam wrażenie, że jeśli już chcemy mówić o wyginięciu naszego gatunku, nie doprowadzi do tego „homopropaganda” czy gender, ale… gapienie się w ekran. Dzisiaj smartfonów, fejsów, tinderów i instagramów, a jutro?
Mnie zresztą bardziej od tego zabolała takie trochę zdziwienie Samanthy, która wysłała stare listy Phoenixa do firmy, która… wciąż wydaje książki. Papierowe, z okładką, do… samodzielnego czytania. Masakra.
Film jest boski, myślę że wiele osób znajdzie tam coś dla siebie (i o sobie, ja znalazłem), a w to bym zagrał za każde pieniądze
https://www.youtube.com/watch?v=Yf78Q87QPYQ
PS. Oczywiście zapomniałem chyba o najważniejszej rzeczy, znaczy takiej która nurtowała mnie mocno po seansie - końcówka. Trochę mi się zdaje, że mogłaby obniżyć ogólną ocenę filmu bo jest jakaś... dziwna trochę.
Chodzi mi oczywiście o zniknięcie tych OSów, wcześniej zawiązanie jakieś "wspólnoty SI", a potem... odejście? Gdzie? I dlaczego? Bo zrozumiały lepiej niż ludzie, że tak naprawdę im szkodzą? A może to homo sapiens, po kolejnych apgrejdach i paczach, wydali się OSom... nudni i banalni? No właśnie.
Obrońcy skarbów
Kiedy w jednej z pierwszych scen widzisz Clooneya z Damonem (chociaż byli już na plakacie) to od razu ciśnie ci się jakaś akcja w Vegas czy okolicach. Przynajmniej mnie się tak to układało. I film potrosze taki jest – co prawda super-plan nie polega tym razem na rabunku, ale na ocaleniu i ochronieniu rzeczy dość unikalnych, choć w dużych ilościach.
11 Oceana to w tym wypadku ósemka fachowców od sztuki, a cały scenariusz opiera się o książkę Edsela i Wittera „The Monuments Men: Allied Heroes, Nazi Thieves and the Greatest Treasure Hunt in History”. Którą mam nadzieję kiedyś przeczytać.
Oczywiście ostatecznie nie jest to kopia filmów Soderbergha, ale ‘Obrońcy’ powielają utarte schematy, trochę na poważnie, trochę grepsów, trochę patosu. Właściwie wszystkiego jest trochę, troszeczkę, wymieszane bez większej werwy, bez większych emocji.
Zresztą widać to też po obsadzie, mistrzowskiej po nazwiskach, ale takiej której potrzeba więcej dobrego tekstu. Z tego co mieli wywiązali się ok (i tak pozamiatała Cate Blanchett), ale można było popłynąć znacznie wyraziściej.
Clooney jako reżyser jest powtarzalny do bólu. Zaczął od średniego mocno ‘Niebezpiecznego umysłu’, żeby potem na przemian robić dobre i „złe” kino. Obrońcy, niestety, nie obronili się. Ich pech, dobrze że sztuka przetrwała. Bądź jej duża część.
Witaj w klubie
Reżyser praktycznie znikąd, scenarzyści jeszcze bardziej i Matthew McConaughey, którego pamiętam z ‘Czasu zabijania’… z 1996 roku. Potem słuch o nim mi zaginął. I tu nagle takie coś, rola może nie brawurowa, ale naprawdę mocna, z dobrym scenariuszem i świetnym wykonaniu. No ale to życie, pewnie dlatego
Natomiast pełna brawura dla Jareda Leto. Rola „oczywiście” oscarowa, ten męski duet, tak patrząc po wtedy nominowanych hmmm Leto z pewnością zasłużył najbardziej, ale i McConaughey nie dostał tylko za temat i kreację. Chyba drugie największe pozytywne zaskoczenie tego roku, nie na miarę filmu ‘Ona’, ale jednak.
I co ciekawe, jak tak sobie ogarniałem komentarze polskie, to jakimś dziwnym sposobem przy tematyce „pedalskiej krwi” praktycznie nie było o tym wiele. Nie wiem czy to z racji sposobu zarażenia czy może czegoś więcej… nie, chyba jednak z tego pierwszego
Niemniej też mnie to zaskoczyło.
Jeszcze przy okazji tego filmu – tak mnie naszły rozważania nad tym słynnym „naturalnym poczęciem i naturalną śmiercią”. Gdyby tak przyjąć to Woodroof wyciągnąłby kopyta faktycznie po 30 dniach AZT i morfiny – ale on walczył, wbrew prawu, wbrew logice, całkowicie nienaturalnie. A z drugiej strony gdyby chciał umrzeć to co? Tylko strzał w usta z własnej broni?
Człowiek, który pierwszy wymyślił tą „naturalność” pewnie już dawno usmażył się na popiół, ale reszta gnije nadal, przeszkadzając żyć i umierać innym.
Grand Budapest Hotel
Ten moment kiedy wybierasz się do kina skuszony plakatem czy po prostu zarysem fabuły, a dostajesz… totalnie odjechaną psychodelę, z elementami ‘Twin Peaks’, ‘Lśnienia’, ‘Pulp Fiction’ i pewnie ‘4 pokoi’
Ale to jest jeszcze mało, bo Wes Anderson (którego kojarzyłem tylko z ‘Kochanków z księżyca’, swoją drogą tylko przez Edwarda Nortona) zebrał… na dzień dzisiejszy, bo pamięcią po prostu nie sięgam, największy gwiazdozbiór aktorski od lat. Fantastyczni ludzie, którzy zgodzili się wystąpić w tym filmie tylko nawet dla jednej scen, dla paru minut. Absolutny geniusz.
Oprócz kolorystyki filmu, nawiązań sposobem kręcenia do tytułów wyżej wymienionych i mega-obsadą GBH sprawił, że po raz pierwszy od dawna siedziałem na prawie całym filmie z bananem na gębie. Parsknąłem śmiechem może 2-3 razy, ale ci którzy liczyli „po prostu” na komedię, a potem mówili, że nic ich nie rozbawiło… na serio mają poczucie humoru na poziomie Ferdka Kiepskiego. Każdy ma swoje, to ciężka sprawa i tak dalej, ale po prostu to jest komedia nie-komediowa, bez chamskich, prostackich grepsów, scenek jakie już były miliard razy. A jednak czekałem na każdą następną minutę z radością i wyszedłem z sali naprawdę napakowany optymizmem i jakimś takim, dawno nieodczuwanym, poczuciem że chciałbym… jeszcze raz. Jak na karuzeli czy automatach.
Coś niesamowitego. Po fakcie jeszcze widziałem wpisy, że Johnny Depp i Natalie Portman odrzucili proponowane im role. O ile JD zagrał już w paru takich „popieprzonych” produkcjach i mógłby trącić naftaliną, to Natalka… serio? Jednak spodziewałem się więcej szarych komórek.
Droga do zapomnienia
Plakat promujący ten film uderzał dwiema całkiem sporymi statuetkami Oscarów, przy nazwiskach Firth i Kidman. I jak często się zdarza – nie miało to nic wspólnego z ich rolami. Nie oznacza, że zagrali źle, ale może po prostu nie mieli z czego? Chociaż Skarsgård miał to samo i dał więcej…
Film jest adaptacją bestsellerowej autobiografii Erica Lomaxa, wydanej pt. ‘The Railway Man’. Taki też jest oryginalny tytuł filmu. Kolejny raz jakim cudem Polacy wyciągnęli to na ‘Drogę do zapomnienia’ – nie wiem. Chociaż książkę mam odłożoną do przeczytania na ten rok.
W największym skrócie chodzi o przeżycia Lomaxa w czasie IIWŚ, w strefie pacyficznej, kiedy to był japońskim jeńcem zmuszonym do budowy Kolei Birmańskiej, bardziej znanej jako Kolej Śmierci. Teoretycznie chodzi o jego powrót w dawne miejsca i konfrontację z jednym z oprawców, ale… tak naprawdę jest to chyba zaledwie 20-parę ostatnich minut z prawie dwugodzinnego seansu. I one są najlepsze. Wszystko wcześniej, wszystkie sceny i pomysły – nie kleją się. Po prostu. Film momentami może się wydać nudny, może nie męczący, ale nudny, pomimo interesującej tematyki. Co prawda nie chciało mi się wyjść z sali, ale naprawdę można to było zrobić znacznie lepiej, dodatkowo mając taki duet aktorski.
Bogowie
Polski genialny film, dla niektórych to mało, ale… genialny polski z holiłódzkim (i nie chodzi o tej śp. miasto filmu) zacięciem. Już pierwsza scena – masakra. Jak się człowiek zastanowi, nowe wersja Wiktora Frankensteina
Ale tu przecież jest, powinna być, powaga. W końcu serce to w Polsce relikwia, ale tak naprawdę najważniejszy mięsień organizmu. Bezcenny, a jednak idea zabrzańskiej kliniki kosztowała wiele. Nie tylko pieniędzy, ale przede wszystkim niesamowitego samozaparcia Zbigniewa Religi, którym to mało nie przypłacił utratą swojego zdrowia. I pewnie głównie psychicznego.
Film ma wszystko, co powinien mieć dobry tytuł, do tego wiele z tych rzeczy podbitych jest na wyższy poziom, szczególnie miks humoru (czasem czarnego wręcz) i bolesnego realizmu w walce o życie. A nad tym wszystkim stoi Tomasz Kot, aktor… chyba mój TOP3 polskich, ale tak jakoś mam wrażenie, że wiele osób patrzy na niego przez pryzmat takich tytułów jak ‘To nie tak jak myślisz, kotku’, ‘Idealny facet dla mojej dziewczyny’, ‘Ciacho’ czy ‘Wyjazd integracyjny’. Nawet ukuło się takie powiedzenie „o znowu komedia z Adamczykiem, Karolakiem, Szycem i Kotem”.
Ale tak uczciwie – przyjrzyjcie się jego rolom w tym filmie, a potem postaciom Zbigniewa Religi, Michała Bogusza, Ryszarda Riedla czy nawet Robala z ‘Testosteronu’. Kot potrafi nie tylko wcielić się w postać (czyli wg mnie udawać ją, ale to oprócz aktorów potrafią jeszcze np. komicy czy mimowie), ale jeszcze przy tym zagrać. Wiadomo, wchodzimy w spór (wg mnie to jest spór) odnośnie Metody i Systemu. Nie ma na to tutaj miejsca, nie mniej Tomasz Kot to bardzo dobry aktor i mam nadzieję, że w polskim kinie będzie jeszcze miał się z czym mierzyć.
A ‘Bogowie’ to najlepszy polski tytuł tego roku.
Obywatel
Ostatni film jaki widziałem w 2014 roku. I tak jak początek był fatalny, tak zakończenie… nie jest takie złe, ale sam film, sama idea miała dużo większy potencjał. A Jerzy Stuhr, niestety, nie wykorzystał go.
‘Obywatel’ to zbiór lepszych i gorszych grepsów, stereotypów o powojennych losach Polaków. Niektóre są autentyczne w punkt, niektóre… i tego nie spodziewałem się po Stuhrze – boleśnie łopatologiczne i uproszczone. Niestety też całości filmu (i tutaj nie czepiam się chronologicznemu pomieszaniu scen) brakuje przez to jednej myśli przewodniej, czegoś co będzie spajało wszystko w sensowną całość.
Pech życiowy Jana Bratka? Może, ale ja tego nie czuję. A tym bardziej jak przed seansem obejrzałem sobie znowu ‘Zezowate szczęście’ Munka i ‘Obywatela Piszczyka’ Kotowskiego. I wyczuwam tu dość wyraźny brak. Oczywiście w kwestiach artystycznych, bo nie zniżę się do poziomu polemiki o „antypolskości” i innych takich bredniach.
Nie mniej gorąco protestują przeciwko jakimkolwiek porównaniom z Forrestem Gumpem. To że na plakacie jest ławeczka i że niby bohater wpada w tryby wielkiej historii to jest zbyt proste. Ławeczka ławeczką, ale FG przede wszystkim brał czynny udział w wielkich wydarzeniach w historii USA, a więc niejako historii świata. Bratek prześlizguje się po kolejnych datach starć obywateli PRLu z władzą, poza tym jest praktycznie przezroczysty w stosunku do Gumpa.
Finalnie film nie jest aż taki zły, do Bogów oczywiście brakuje mu lat świetlnych, ale lepsze takie zakończenie roku niż otwarcie.
Oceny: (skala 1.0-5.0 + znak jakości !)
Wilk z Wall Street - 1.0
Pod Mocnym Aniołem - 1.5
Sierpień w hrabstwie Osage - 5.0! czyli Wujaszek Bart Poleca
Ratując pana Banksa - 4.0
Zniewolony. 12 Years a Slave - 3.0
American Hustle - 2.0
Złodziejka książek - 3.5
Jack Strong - 5.0! czyli Wujaszek Bart Poleca
Ona - 5.0! czyli Wujaszek Bart Poleca Głosem SJ
Obrońcy skarbów - 3.0
Witaj w klubie - 4.5
Grand Budapest Hotel - 5.0! czyli Wujaszek Bart Poleca
Droga do zapomnienia - 3.0
Bogowie - 5.0! czyli Wujaszek Bart Poleca
Obywatel - 3.0
Średnia sezonu 2014
3.6
Z roku na rok patrząc
3.8 -> 3.4 -> 3.7 -> 3.8 -> 3.3 -> 3.6
Jest wzrost, chociaż... ilość polecanych naprawdę godna, to jednak ilość kiszek i dłużyzn :/ Poza tym jednak ostro spada mi ilość wizyt w kinie. Dziwne
Sacha Baron Cohen wrócił. Po cienki/słabszym raczej Dyktatorze - wrócił. Oceny niziutkie, ale humor taki jak w Boracie, a nawet jeszcze gorzej
He’s not MI5. When your hand’s dirty in Black Ops.
Normalnie gardzę takim "humorem", ale u SBC jakoś mi "leży". Hehehe
Więcej recenzji z czasem, jest jeszcze 2015 do opisania...
Parę filmów które ostatnio widziałem - dwa w kinie i jeden (ostatni wymieniony) w domu.
Independence Day: Resurgence
Dzień Niepodległości 2 w IMAX 3D - czyli kolejna porcja doskonałej rozrywki w tym cudownym kinie
Na początku film zalatywał ździebko niedopracowanym CGI, lecz w ogólnym rozrachunku było dobrze. Fabularnie wszystko to czego można się było spodziewać, duża... nie, nie duża... GIGANTYCZNA porcja poprawności politycznej, lekki humor, nawiązania do innych popularnych uniwersów science-fiction m.in. do Mass Effect <3 początek spoilera Miałem ochotę zawołać "plagiat!" gdy w napisach pojawiło się słowo "Żniwiarze", ale twórcy wymigali się od oskarżenia stosując słowo "harvester" zamiast "reaper" - choć podobieństwa do Tygla oraz nadajników Protean też były koniec spoilera
Genialna zabawa - tylko do IMAX!!!
The Legend of Tarzan
Tarzan: Legenda - zaskakująco dobre 3D, jak na film który nie jest przystosowany do technologii IMAX, jak na Master Image było dobrze.
Film jako całość jest wykonany bardzo dobrze, jest klimat itp.
Najsłabszym punktem jest sam Tarzan którego postać jest mocno przerysowana - miał być Tarzan, a momentami wyszedł Superman. <facepalm>
Od strony technicznej warto zauważyć że film zawiera sporo retrospekcji (Tarzana poznajemy jako dorosłego człowieka), nawiązań do problematyki historyczno-społecznej oraz klasyczne love story.
Ponadto, trochę (nie)śmiesznych żartów Samuela L. Jacksona - typowych dla niego zresztą...
Film dobry, ale więcej oglądać go nie chcę
Enragés
Francuski kryminał psychologiczny - Rabid Dogs (angielski tytuł) z 2015 roku.
Jak zwykle kino francuskie mnie nie zawiodło. Świetna muzyka, klimatotwórcza gra światła, budowanie napięcia, ciekawe zakończenie (bez happy end`u). Polecam!
Ostatnia wizyta w kinie...
Ghostbusters
Do wczoraj byłem przekonany że wersja 3D będzie tanią konwersją, żeby tylko nabić dodatkową kasę. Zarezerwowałem bilet do pobliskiego Multikina, po czym zajrzałem na stronę Cinema City by sprawdzić czy jest już repertuar i przedsprzedaż biletów na Star Trecka w IMAX. Zdziwiłem się, gdy okazało się że Ghostbusters lecą też w IMAX - ale i tak uznałem że pójdę już tylko na zwykłe 3D (Master Image).
To co zobaczyłem było całkiem niezłe. Oczywiście CGI i tylko CGI, ale w tej konwencji było OK. Duchy rzygające wprost na widzów - to jest coś czego dawno już w kinie nie było, przypominały mi się początki kinowego 3D, kiedy wyznacznikiem jakości były fruwające przedmioty, które "atakowały" widza Od razu poczułem się 10 lat młodziej
Inna sprawa, to to że statyczne momenty nie były płaskie, a to się ceni choć może rewelacji z tym nie było, niemniej było OK.
Jak na remake, wyszło całkiem nieźle - momentami można było odnieść wrażenie małego przerostu formy nad treścią w żartach (nie wszystkie były śmieszne), które były non-stop w niemalże każdym, nawet najpoważniejszym dialogu. Twórcy puszczali również oko do starszych widzów, którzy znali poprzednie dwa filmy - np. poprzez wprowadzanie epizodycznych postaci, granych przez czołowych aktorów z pierwowzoru.
Ogólnie, nic tylko wyłączyć większość funkcji mózgu i bawić się jak dziecko podczas pierwszego seansu 3D
Potwierdzam wyjątkowość 3D. Film będzie się nadawał do testowania/promowania sprzętu.
Polecam IMAX. Jak ktoś pójdzie do zwykłego kina niech usiądzie bliżej niż zwykle. Dlaczego?
Pogromcy są w formacie 16x9 czyli mamy mniejszy obraz. Na dodatek zastosowano ciekawy i unikalny "patent" - w tym kadrze 16x9 wyświetlany jest "fałszywy" obraz panoramiczny (z czarnymi pasami), czyli dodatkowo zmniejszony o górę i dół. Brzmi to kuriozalnie, ale ma sens i już tłumaczę jaki. Otóż duża część efektów 3D (tych wychodzących z ekranu) przechodzi na te czarne ramki u góry i dołu ekranu, potęgując wrażenia. Dlatego właśnie najlepiej ten film oglądać w kinach IMAX. Ja oglądałem w zwykłym kinie i po początkowym "co jest grane?" przesiadłem się bliżej.
Oczywiście jest to "jarmarczna" rozrywka, ale zawsze.
Potwierdzam w IMAX kładzie nan cyce.
Mnie film zaskoczył na plus. Jest lekki ale idzie sprawnie i miejscami śmiesznie. I z tego co kojarze tam efekt czarnych pasów jest niezauważalny..
Ja uwielbiam takie "zagrywki" z formatem obrazu i Pogromców ze względu na ten "patent" na pewno zakupię.
W telewizorze/projektorze będzie to wyglądało tak: cały film 2.35:1 (panorama z czarnymi pasami góra-dół). A efekty CGI (plazma, promienie, duchy itd.) będą na cały ekran 16x9.
Inne filmy, które bawią się obrazem to:
TRON - realny świat 2.35:1 2D, wirtualny to 16x9 3D.
Oz Wielki i Potężny - cały film 2.35:1 3D, ale początek czarno-biały i sztuczne czarne pasy bo bokach, które rozsuwają się jak kotara gdy film robi się kolorowy. 3D ciekawe, takie warstwowe - jak tekturowe książeczki dla dzieci.
Interstellar i "Batmany" Nolana - wielokrotne przeskakiwanie obrazu z 2.35:1 na 16x9 w scenach z użyciem kamer IMAX.
Poszedłem na Dzień Niepodległości 2 przez sentyment do pierwszej części. Miałem plan, że po powrocie z kina napisze tak: Film jest głupi, płytki, bezsensowny, przeładowany efektami, odmóżdżający. Zwykła debilna nawalanka - czyli bawiłem się świetnie.
No właśnie. Czy bawiłem się świetnie? Nie do końca.
Pierwsza połowa filmu i nie mogłem uwierzyć w to co widzę - jakbym się w czasie cofnął do lat 90. Nikt tak filmów już nie kreci. Ale niestety ja już dzieckiem nie jestem i czułem się coraz bardziej zażenowany. Najgorszy był ten "humor". Pierwszy raz się zaśmiałem po godzinie filmu (marynarze) a wcześniej było tysiąc żenujących żartów.
Gdybym wiedział wcześniej jaki ten film jest to... i tak bym poszedł na premierę. Taka jest siła sentymentu.
Czyli to nie tylko ja jestem taki dziwny, że z calego filmu najbardziej podobali mi się pazerni marynarze?
Ech... ile to się kasy traci przez sentymenty.
Aby odreagować byłem na "Secret life of pets" - nie powiem, tutaj bawiłem się świetnie, tylko dlaczego wzorowali się na moich kotach? Zadziwiające, że na tym filmie, przy prawie pełnej sali było nawet kilkoro dzieci.
Finster Vater napisał:
byłem na "Secret life of pets"
-----------------------
WTF? Gdzie Ty mieszkasz?
Premiera w Polsce jest zaplanowana "tylko" 3 miesiące po światowej (czyli koniec na września). Byłeś w kinie za granicą, czy po prostu tam mieszkasz stale?
Filmy z takim opóźnieniem zwykłem ignorować. Ale... nie, ten też ominę dużym łukiem.
Z takim podejściem, to musiałbym zdecydowanie zignorować "Nową Nadzieję" i w ogóle całą OT
Kiedyś to opóźnienie liczyło się w latach.
No przecież mam w podpisie, gdzie mieszkam
"Secret life of pets" - byłem wczoraj i potwierdzam, że fajny. Ciężko wybrać najlepszą postać, bo wszystkie były fajne, ale... królik-nienawistnik daje radę.
Mi się "Secret..." nie podobało; baa - powiedziałbym że to spore rozczarowanie. Mało zabawne, przekombinowane, myślałem że to będzie film o "tajemniczych" działaniach zwierzaków - kiedy człowiek nie patrzy, i z początku tak było, ale potem jak popłynęli z tą rozróbą na mieście... dla mnie taki film 3/10. Do "Zwierzogrodu" się nie umywa, a tuż po "Secret..." obejrzałem na poprawę humoru "Angry Birds" i wyszło - było dużo lepiej
Mi się szczególnie spodobało to epizodyczne kociątko - morderca
A zwróciłes uwagę na plakaty w autobusie?
W tej chwili nie mogę sobie przypomnieć nawet kociątka (mam spory deficyt snu), ale jak się wyśpię porządnie to jest szansa, że mi się przypomni (śmiech). Byłem na wersji 3D i była świetna (jak znam siebie to pewnie kupię).
Shedao Shai - u mnie "Zootopia" = "Secret" > "Angry Birds", ale złego słowa o ptakach nie powiem bo byli spoko. Zabawny to był "Roman barbarzyńca" (2011) https://www.youtube.com/watch?v=32sj97-DZf0
"Zootopia" = "Secret" > "Angry Birds" , ale złego słowa o ptakach nie powiem [2]
"Roman B" też był fajny.
"Bociany" też dają radę, szczególnie jako alegoria społeczeństwa konsumpcyjnego (kiedyś dzieći, dziś najpierw smartfon z amazona, znaczy "od bociana")
I rewelacyjny był "Mały Książe", trochę jak "książka w filmie"
Epoka Lodowcowa 5
31 film w tym roku kalendarzowym. Jeśli odejmę ponadprogramowe siedmiokrotne seanse TFA (tylko w tym roku - łącznie było 10) i dwa seanse Zwierzogrodu (łącznie 3) oraz Obecność 1 i Iluzję 1 (oba filmy w maratonach), to był to mój 20, jednorazowo oglądany film w kinie, od 1 stycznia.
No, ale do rzeczy...
Idąc na Ice Age, nie nastawiałem się na jakąś mega ciekawą fabularnie bajkę, wielką historię z morałem itp. Do kina udałem się głównie po to, by się pośmiać. Dostałem to co chciałem, główny wątek fabularny był tylko pretekstem, by cisnąć bekę ze wszystkiego i wszystkich w całym filmie.
Niestety nie zawsze śmieszną bekę, czasem była to tylko beka dla beki...
Podejrzewam że za rok nie będę już pamiętał dokładnie o czym była ta część, tak jak w przypadku części trzeciej i czwartej (tam zdaje się były dinozaury i piraci, jakoś tak ). Jedynka i dwójka jako historie, były dużo lepsze, chociaż w dwójce już mocno jest odczuwalny obecny kierunek rozwoju serii. Sam fakt zaniku ludzi, już w dwójce, świadczy o zmianie charakteru serii.
Aczkolwiek, patrząc po widowni (pełna sala w kinie), film spełnił wszelkie oczekiwania - rodzice się śmiali, a ich dzieci wręcz płakały ze śmiechu.
Wizualnie było w porządku, sierść wyraźna, lokalizacje też OK, ale "głębia" obrazu była płaska to 3D do prawdziwego się nie umywa...
Jak zwykle, żal ogarniał na widok biednego Wiewióra, ale poza jedną sceną, to co najlepsze pokazano już na trailerze, a widząc go wcześniej kilka razy, nie wzbudzał już we mnie porządanej reakcji śmiechowej.
Jako kino familijno-komediowe 6/10
Qel Asim napisał:
Epoka Lodowcowa 5
31 film w tym roku kalendarzowym.
-----------------------
U mnie 77x - 46 licząc tytułami, bo 28x TFA, 2x Mr Pool i 4x Warcraft
Wiesz Jor, tylko ja nie mam Unlimited
a ile płacisz za bilet 15 pln ? 465. Unlimited to 504 za rok, a z kk bzwbk 1/2 z tego matematyka
JORUUS, ale mnie nie musisz przekonywać że Unlimited by mi się bardziej opłacało.
Poza tym na moje bilety poszło już dużo więcej niż 465zł, bo 11 seansów było w IMAX, a i pozostałe bilety z zasady kosztują więcej niż 15zł. Także, to jasne że karta mi się bardziej opłaca, nawet po uwzhlędnienou kosztów dojazdu.
Problem leży gdzie indziej... otóż karta Unlimited wymaga posiadania konta bankowego, którego nie posiadam.
JORUUS napisał:
28x TFA
-----------------------
28 razy TFA ogółem, czy tylko w tym roku?oO
Ja myślałam, że moje 13 razy ogółem to dużo xD
W tym roku.
Ogółem byłem 32x na TFA w kinie
Uroki Unlimited widzę Strasznie mnie to kusi, tym bardziej, że na R1, Strażników Galaktyki i EVIII wybiorę się pewnie kilka/kilkanaście razy
Dobra, już nie offtopuję.
http://star-wars.pl/Forum/Temat/20459
W tym temacie jest opisane kto ile razy był na TFA.
JORUUS najprawdopodobniej był najwięcej razy, spośród Bastionowiczów.
Aczkolwiek nie wiemy tego na pewno, bo nie każdy się pochwalił ile razy był.
Wiem np. że Darth GROM był w tygodniu premierowym 8 razy i że nie był to koniec jego wycieczek do kina.
Póki co, JORUUS przoduje i dobrze
W tym temacie chyba 20x nikt nie przekroczył.
Ciekawe ile razy był GROM - ale tak naprawdę.
8x w tyg premiery to musiał być 2-3x/dzień
Komentarz GROMA zaraz po premierze
--> http://star-wars.pl/News/20301#212892
A tutaj komentarz do dianogi w połowie stycznia
--> http://star-wars.pl/News/20398#214591
Wnioskuję, że jak napisał - tak faktycznie zrobił. Był 18 grudnia o północy, a później przez cały tydzień. Z tymi 8 seansami w tygodniu premierowym musiało mi się coś pomylić (albo nie znalazłem właściwego komentarza), jakby nie patrzeć to czytałem to parę miesięcy temu. A z drugiej strony mógł być drugi raz 18 grudnia popołudniu - więc ósemka w 7 dni była możliwa.
A w styczniu, GROM musiał już stracić rachubę.
Podejrzewam że nie dowiemy się, czy był więcej razy od Ciebie, więc utrzymujesz swoją pozycję
No, ale zdaje się że uprawiamy offtop. Także kończę już na ten temat, żeby Kathi nie dostała apopleksji...
Z tego roku - BvS i Warcraft - opinie krytyków i publiczności - druzgocąco różne, tu byłam jednak po stronie krytyków. W przypadku Bourne`a jednak jest znów tak samo - krytycy jeżdżą, publika kupuje. I jestem z publiką.
W trylogii trudno nawet wskazać najlepszą część (imo Tożsamość najlepsza), a jeśli ktoś polubił 2 i 3 to nie ma prawa nie polubić czwórki. W zasadzie kopiuje wszystko to, co dobre w Bournach i to, za co się te filmy lubi. Plus także za osadzenie fabuły wokół bardzo aktualnego problemu, aczkolwiek już eksploatowanego. Obawiałam się, że będzie to zbyt oklepane, a wyszło zgrabnie.
Na siłę możnaby się przyczepić, że może za wolno się rozkręca i że posiada jedną bardzo nierealistyczną scenę, jak w jedynce skok z klatki schodowej. Tutaj jest to finałowy pościg (kto grał w GTA SA to się raczej uśmiechnie). Ale na całokształt to nie wpływa.
Evening Star napisała: Z tego roku - BvS i Warcraft - opinie krytyków i publiczności - druzgocąco różne, tu byłam jednak po stronie krytyków. W przypadku Bourne`a jednak jest znów tak samo - krytycy jeżdżą, publika kupuje. I jestem z publiką.
Ja mam odwrotnie. Wprawdzie na BvS trochę marudziłem, ale przy najnowszym Jasonie to arcydzieło.
Muszę tutaj wyjaśnić, że nie chodzę na wszystkie filmy jakie się nawiną. Robię wstępną selekcję, więc jak piszę że słaby to daję przynajmniej 5/10.
Średnia wieku na widowni to 30 lat - to dobrze.
Co było dobrego?
Hmm...co by tu napisać?
Już wiem. W filmie nie ma żadnych głupich żartów i humorystycznych sytuacji. Aktorzy znakomicie dobrani: Damon, Johns i Cassel.
Tommy i Vincent mają "zniszczone" twarze, a 30% filmu to zbliżenia twarzy, więc zapowiadało się "męskie granie". Matt też już nie wygląda jak "pupcia niemowlaka".
Ostatnia dobra rzecz to walki wręcz - jest krótko i na temat. Jak Bourne kogoś atakuje to zadaje max. 4 ciosy (słyszymy, bo niewiele widać).
Co jest nie tak?
Hmm...od czego zacząć?
Scenariusz - brak. Wygląda na to że, najpierw nakręcili materiał, a potem zmontowali to "coś" (zalążek fabuły).
Kamera się trzęsie cały czas i próbuje złapać ostrość (często bezskutecznie). Jak ktoś nie lubi szybkiego montażu albo cierpi na epilepsję, to niech nie idzie do kina, bo to jest normalny stroboskop. Ujęcia nie trwają dłużej jak 3-4 sek. Ja jestem odporny, ale może kogoś rozboleć głowa lub też zwymiotuje. Kamera jest cały czas w "akcji" nawet jak nic się nie dzieje. Można się nawet nabrać, ale na krótko. Podczas walk mamy zbliżenia, więc ...a dajmy spokój.
Kilka niechcąco podsłuchanych opinii (nieDZIELNYCH widzów) na schodach:
-taki monotonny,
-nic specjalnego,
-lubię tego aktora, ale nic nie wniósł
Jest to najgorsza część i nie wiem po co powstała skoro nie mieli scenariusza. Przez wielu krytykowana część "Dziedzictwo Bourne`a" jest wybitnym dziełem sztuki filmowej, na tle tego ...czegoś.
Idę jeszcze w tym roku na kilka filmów, ale nie chcę już pisać źle. Więc ...albo będę chwalił, albo będę milczał.
Co się dzieje w tym Hollywood?
Kurczę, zmartwiło mnie to co napisałeś nt. zbliżeń kamery i nic nie ukazujących ujęć w czasie walki.
Jest równie źle, pod tym względem jak w ST Beyond, czy gorzej/lepiej?
Scenariusz i gra aktorska, też brzmią niepokojąco, ale to już będę musiał sam się przekonać.
Star Trek przy tym to klasyka i poezja. Nie ma porównania.
Aktorzy są świetni, zwarzywszy na to że grają bez scenariusza (aktorów zostawmy w spokoju, starają się).
Oczywiście znajdzie się ktoś kto powie, że Bourne to poważny i mroczy film, a Star Trek to bajka dla dzieci itd. Ale porównujmy filmy podobne gatunkowo. Poprzednie 4 części, również mam na Blu-ray i dlatego poszedłem na tą.
Gdzieś w połowie filmu zorientowałem się, że to wszystko co oglądam, do niczego nie prowadzi i nic się nie wydarzy (istotnego fabularnie), bo będą pościgi itd. ale kompletnie bez emocji. W Vegas zaczyna się "efektowny" pościg, który masz już całkowicie gdzieś i myślisz tylko: "kończcie to już, ja chcę do domu."
Nie szkoda mi pieniędzy, tylko czasu bo mam kilka filmów na Blu-ray których jeszcze nie oglądałem w domu (np. Marsjanin).
HAL 9000 napisał:
Star Trek przy tym to klasyka i poezja. Nie ma porównania.
Ale porównujmy filmy podobne gatunkowo.
-----------------------
Wiesz, odniesienie do Star Treka zrobiłem tylko dlatego że oba filmy są na czasie, a w ST montaż i reżyserka wołają o pomstę do nieba. Także, choć inny gatunek - to w tym wypadku jest wspólny mianownik.
A Marsjanina zobacz, bo całkiem sympatyczny film wyszedł
Źle mnie zrozumiałeś. Można porównać filmy. Może być świetnie zrobiona bajka i kiepski horror. Chodziło mi o ludzi, którzy powiedzą, że horror jest lepszy bo bajka była dziecinna.
Pisząc: nie ma porównania - chodziło mi o to, że Star Trek jest mld razy lepszy i brakuje skali.
A Marsjanina widziałem w kinie, dlatego go kupiłem. Jak przymkniemy oko na debilny motyw z gaśnicą, to jest to świetny film w moim ulubionym gatunku hard S-F.
czyli "Idź i patrz" jak wygląda wojna. I jak robić o niej filmy. Radziecki, z 1985 roku. Reżyser po tym filmie nic więcej nie nakręcił, bo i tak nic lepszego by mu nie wyszło.
Krótko: wojna z perspektywy dziecka. Na granicy jawy i snu. Piękne zdjęcia, oniryczna muzyka, dużo symbolicznych scen, jest brutalnie. Druga połowa filmu i końcówka wywalają z kapci. Nie będę się więcej rozwijać, kto nie widział - niech da sobie szansę na naprawdę mocne, filmowe przeżycie.
Z małym opóźnieniem, ale stało się... dotarłem dzisiaj do kina.
Zacznę, nawiązując do dysputy powyżej.
1) Praca kamery
Faktycznie bardzo dużo zbliżeń, ukierunkowania na twarz aktora itp. Aczkolwiek w scenach walki, to był taki standard, jaki widuje się w większości filmów. Chciałbym zobaczyć wyraźną walkę, ale na to chyba można liczyć tylko przy filmach z Jetem Lee itd., a nie przy zwykłych aktorach, którzy poza planem filmowym niewiele mają ze sztukami walki wspólnego. Jak dla mnie, pod tym względem Star Trek wypadł gorzej. Podobnie jak z zaciemnieniem scenografii, tutaj było widać wszystko, nie zawsze wyraźnie, ale było widać - nie było czarnego ekranu z jasną plamą poszczególnych postaci, tak jak w ST.
2) Aktorzy
Tu też wszystko było tak jak trzeba, nie mam się do czego przyczepić. Wyszło im bardzo dobrze.
3) Scenariusz
Nie jest tak źle, jak się obawiałem, ale jest średnio. Rozumiem stwierdzenie HALa że aktorzy grali bez scenariusza. Bo tak na prawdę, historia nagle zaczyna się dziać, wraz z początkiem filmu. Nie wiadomo: kto? po co? dlaczego? itd.
Oczywiście jak ktoś zna serię, to jakoś się odnajdzie w przypadku starszych postaci, ale co do nowych - jest kompletna pustka i do końca filmu nie wiadomo czym się kierują.
początek spoilera Babka która pomogła Bourne`owi wykończyć szefa CIA - niby ambicja by zająć jego miejsce itp. ale to do cholery nie jest powód by na zimno wykończyć szefa, bo jego posadka nie była dla niej pewna. Chciała wykorzystać Jasona do brudnej roboty? OK, ale co z jej prywatną znajomością z Kollerem czy jak mu tam było. Nic tutaj nie wytłumaczono koniec spoilera
Tematyka głównego problemu tak jak gdzieś już zauważono jest oklepana, choć oczywiście wciąż aktualna.
Fabuła to zdecydowanie najsłabszy punkt filmu.
4) Klimat serii
Tutaj twórcom się udało. Wszystkie "obowiązkowe" elementy takie jak hakowanie, pościgi, deszyfracja, ucieczka, centra operacyjne - to wszystko było, czasem więcej niż raz. Muzyka zasadniczo podkręcała atmosferę (inna sprawa że nie pamiętam już ani jednego dźwięku), jak była potrzebna cisza to znikała - tu było dobrze.
Ostatni pościg był mocno przesadzony - początek spoilera rozumiem że auto pancerne wytrzyma zderzenie z kilkoma samochodami, ale nie oznacza to że przejedzie bez zatrzymania przez szereg kilkunastu, rozszarpanych na części wtórne aut, bez zadrapania i spowolnienia. koniec spoilera
Faktycznie na tle całej serii, wyszło najsłabiej.
6/10 - jakieś dwa/trzy stopnie niżej niż pozostałe filmy.
Czemu dopiero teraz?
Nie wiem. No, przegapiłem. Moja wina, moja wina, moja...
Jaki jest film?
Znakomity. Rewelacja. Jest to mix "Ostatniego skauta" z "Big Lebowski" plus odrobina "Zabójczej broni".
Kiedy człowiek traci już nadzieję na dobrą rozrywkę z kinem USA, dostaje niespodziewanie taką perełkę i znów nadzieja powraca. W latach 90. to byłby film - jeden z wielu. Dzisiaj będę na niego dmuchał i chuchał.
Jakie są wady?
Nie wiem. Nie ma. Jak jest dobra zabawa, to do głowy nie przychodzi szukać jakiś wad.
Czy polecam?
Nie. Odradzam. W filmie nie ma żadnych "żelaznych ludzi", pająków, krokodyli i nietoperzy. Nikt nie nosi pelerynek.
Mamy tylko dwóch "clownów" i są też początek spoilera cycki koniec spoilera.
Nowy film Allena jest świetny. Po znakomitym "Blue Jasmine" był dobry "Magia w blasku księżyca" potem niestety słaby "Nieracjonalny mężczyzna". Teraz Mistrz wrócił na właściwe tory i fani jego twórczości są zadowoleni. Nie piszę o czym jest film, bo... kto widział jeden - ten widział wszystkie (śmiech). Dodam tylko, że do dobrej gry aktorów dostajemy w pakiecie ładne i ciekawe zdjęcia (scena przy świecach). Woody, tak trzymaj!
Ostatni dzień wakacji i powrót do domu po wakacyjnym wyjeździe, to dobry moment by po nadrabiać kinowe zaległości. Wybrałem się więc na 4 filmy - czyli na tyle ile pozwolił mi czas, bo chętnie zobaczyłbym jeszcze Złe Mamuśki i Nowe Przygody Aladyna, ale niestety nie wystarczyło mi na to dnia
Ben Hur 3D
Wystarczająco dobrze ukazane realia starożytnego świata, niespecjalnie wysokiej jakości CGI, film bardziej na motywach historii niż ekranizacja czy adaptacja. 3D którego prawie nie było - choć to może wina technologii - jak się okazało, w bielskim Cinema City mają tylko Dolby... ciekawe jak to wyglądało w IMAX...
Oglądało się dobrze, ale bez szału.
Ocena 6/10, ze względu na małą dawkę sentymentu
Śmietanka towarzyska
Jesse Eisenberg mnie nie zawiódł, jak zwykle zresztą, a nawet rozkręcał aktorsko Kirsten - a to oznacza kawał dobrej roboty
Klimat lat trzydziestych XX wieku bardzo dobrze sprzedany, a wszechobecny jazz w żaden sposób nie był nachalny - wszystko z wyczuciem. Obłuda tytułowej "śmietanki" też świetnie ukazana. Subtelny humor, sytuacyjny i nie tylko.
Jak zwykle nie oglądam takich filmów, tak raz na rok warto zobaczyć coś takiego - zwłaszcza że jest to coś świetnie wykonane. Film choć momentami mi się dłużył, to nie nudził.
Ocena 8+/10
Sausage Party
Jaskinia platońska, Matrix, pesymizm ontologiczny i poznawczy, zagadnienie wczucia by Edith Stein, hedonizm, prymitywizm, poprawność polityczna, dewiacje seksualne, beka absolutna... to pierwsze skojarzenia związane z tym filmem.
Komedia totalna, szydząca dosłownie ze wszystkiego, w animowanej, lekko przyswajalnej formie. Sporo Easter Eggów i multum nieocenzurowanych tekstów.
Bajka dla dorosłych, pełną parą!
9/10, za lekką przesadę na koniec. Zbyt dużo pikanterii potrafi zniesmaczyć każde danie, nawet to najostrzejsze
Rekiny Wojny
Trailer tego filmu sugeruje lekką komedię, opartą na motywach prawdziwej historii.
Trailer niestety nie pokazuje prawdziwego charakteru tego filmu. To opowieść o głupocie i pazerności, o tym co nadmiar kasy i chęć dalszego wzbogacenia się robi z człowiekiem - jak przyczynia się do jego upadku, a później do moralnych i prawnych konsekwencji, które musi ponieść. Film mnie nie porwał, ale był dobrze zrobiony.
Ocena 5+/10
Mam wrażenie że Sausage Party to coś me gusta
Hehe, wiesz chyba tak jest, patrząc po Twoich psychologicznych i innych analizach W tym filmie jest wszystko. Z jednej strony dość prymitywna komedia z seksem offen wciskanym gdzie tylko się da, a z drugiej multum kwestii do omówienia przez filozofów i fanów nauk społecznych
Tak, to jest zdecydowanie mój obszar zainteresowań, potrafisz zachęcić
Jeżeli to coś więcej niż wrażenie, to współczuję...
Qel, dzięki za zmarnowane 2 godziny z życiorysu...
Język, jakby afroobywatelska rodzina robiła zakupy w Walmarcie (tak, tak to właśnie wygląda, z fakiem co drugie słowo. Odpowiednik "dialogów" spod rodzimej budki z piwem). Zaśmiac się (wróć, raczej pobrechtac) można na tym "dziele" z 3-4 razy... I to głównie ze stereotypów typu niemmiecka nazi musztarda czy konfikt żywność halal vs. kosher. Autorzy dali sobie w żyłkę chyba coś mocniejszego niż jeden z bohaterów. Końcowe sceny, poczynając od parówki w spodniach to dno żenady, a finałem chyba chcieli przebić "Pachnidło". Nie bardzo wyszło.
Hej, ależ to moja działka, podobne narzekanie..i sporą nutkę goryczy wyczuwam, aż mnie coś zakłuło. Jakoś Ci to nie pasuje
Sausage Party ściągaj migusiem, to jest czasami tak durne, że aż śmieszne. A do kina na Małżeńskie porachunki.
Oj, Finster... Wybacz za zmarnowanie 2 godzin
Faktycznie zapomniałem dopisać że cały wspomniany powyższy ładunek filozoficzny jest przedstawiony w możliwie najbardziej prymitywny sposób jaki się da
Aczkolwiek ostrzegałem przed ostatnimi minutami filmu, to było już bardzo niesmaczne.
Każdy film staram się oceniać w jego kategorii. "Parówki" to kategoria niejako artystycznego prymitywizmu, dlatego oceniałem tak wysoko.
No i faktycznie tam było dużo motywów filozoficznych, inna sprawa że ukazanych w obrzydliwy sposób.
Nie oceniam konwencji, która mnie w tym wypadku moralnie obrzydza. Oceniam wykonanie w ramach konwencji - to było bardzo dobre
Pardon, właśnie poczytałem swoją rozmowę z Princess nt. tegoż filmu.
Jednak pisałem o nachalnym prymitywizmie tej produkcji, ze zboczeństwami wciskanymi gdzie się tylko da. Także jako czytelnik tematu "o fajnych filmach" powinieneś to dostrzec Finsterze
Qel Asim napisał:
O
Rekiny Wojny
Ocena 5+/10
-----------------------
Co ty pleciesz, film jest MEGA 8/10, no dobra 7/10
Resztę muszę w weekend nadrobić
JORUUS napisał:
Qel Asim napisał:
Ocena 5+/10
----------------------
film jest MEGA 8/10, no dobra 7/10
-----------------------
No dobra, 6/10 - tak jak go oceniłem na Filmwebie.
Film jest dobry - nie zaprzeczę, ale nie na takie coś się nastawiałem.
To oceń swoje nastawienie, a nie film! Film jest w 10, a Hill ta wwymiata. To że polazłeś na komedię a chciałeś głebokiego katarsiz to świadczy raczej o Tobie źle - nie o filmie
Jor, no helloł! Jest odwrotnie - ja poszedłem na komedię, której nie otrzymałem. Miało być zabawnie, a wyszło zwyczajnie i bezpłciowo.
Było prześmiesznie. Może idz na coś romantycznego, komedie chyba za trudne
OK, jak dla Ciebie Rekiny Wojny były śmieszne, to się nie dogadamy dla mnie śmiesznych momentów było tyle że można je policzyć na palcach jednej dłoni.
To co piszesz też jest śmieszne ale nie tak jak Rekiny
Najważniejsze, żeby po walce coś na owe miecze polać.
Qel Asim napisał:
Sausage Party
-----------------------
Też to oglądałem Będę miał czas to wyskrobię jakąś reckę, ale powiem, że bardzo mi się podobało, choć spodziewałem się czegoś ostrzejszego przez cały film - inna sprawa, że ostatnia scena(no, właściwie przedostatnia) to faktycznie był niezły hardcore
Bez przesady, Sausage Party nie było aż tak dobre Choć faktycznie Meat Loaf doprowadził mnie do łez
Podpisuję się pod opinią o Sausage Party, w całej rozciągłości. Nadmierna czasami sprośność robi krzywdę temu filmowi, ale gdy zrzucimy ją na drugi plan i zechcemy bawić się wszystkim innym - tym co wymieniłeś + ogólnie płynącym z filmu nihilizmem i obśmianiem absolutnie wszystkiego (i WSZYSTKICH religii - wielbicielom kóz też się dostało) to film dużo zyskuje. A najlepsze było lądowanie w Normandii, Meat Loaf i Hawking
Od siebie mogę polecić Boską Florence. Długo się rozkręca, ale warto dla duetu Streep-Grant. Nie jest to nic wybitnego, ale dla Streep w dobrej formie i dla Granta w formie fenomenalnej - warto.
Na szybko
Jak powiem że to jeden z najlepszych filmów 2016 r., to chyba nie przesadzę. Niby prosta opowieść o dwóch takich, teoretycznie dobrych (ale nie, nie dajcie się zwieść) robiacych złe rzeczy początek spoilera czyli jak spłacić odwrotną hipotekę w banku pieniędzmi z napadów na ten sam bank koniec spoilera w dobrej sprawie. Ale JAK pokazana - zdjęcia, dialogi -to trzeba zobaczyć. Wszystko na tle Texasu po kryzysie 2008, gdzie jednak ciągle napadanie na banki to ryzykowna sprawa. No jak zwykle świetny Jeff Bridges.
Smoleńsk. Yup, nie cieszcie się, jeszcze mnie nie zamykają, nie zwariowałem. Chociaż najwyraźniej mam za dużo pieniędzy i wolnego czasu.
...
Biorąc pod uwagę liczne "dziwne" tytuły z 2016 roku
Ale o tym więcej kiedyś, jak już sklecę posta o filmach z 2015.
ALE
(capsem pisane)
to coś w reżyserii Antoniego Krauzego hmmm nie warto pisać nic o propagandowo-kłamliwej treści. To się rozumiem tak samo jak to, że nie powinno się lądować we mgle, latającym złomem, na kartoflisku zwanym lotniskiem tylko przez pryzmat dziwacznej, rosyjskiej beki.
ALE
taka Leni Riefenstahl, Fritz Hippler czy ostatecznie Siergiej Eisenstein - robili filmy dobre jakościowo. Nie mówię o efektach (chociaż praca kamery u Leni, w porównaniu z Pakulski, Jańcem i Krauze, to Oscar), ale postępowaniu zgodnie z kanonem.
Nie powiem głośno "sztuki", ale te "dzieła" nie rażą... paździerzem i drewnem.
Czego sztandarowym przykładem jest Redbad Klijnstra, aktor którego lubię, aktor który potrafi grać i nie przeszkadzała mu w tym do tej pory różnie rozumiana prawicowość.
Zatem i mnie to nie przeszkadzało. Teraz jednak sztuczność, spina i drzewny dramat czuć było w każdej jego sekundzie na ekranie.
Jak gdyby wiedział, że robi w g*, że sam się zgłosił żeby łapać punty, ale jednak w miarę uczciwy człowiek wyczuwa żenadę.
Zagrał jak drewniany amator.
To mówi wszystko.
I potwierdza tylko, że "polska prawa strona" nie umie zrobić niczego wartościowego. Nawet w temacie, który im "leży".
E tam, akurat interakcje Redbada i Beatki były w tym wszystkim najbardziej "realistyczne", choć przerysowane.
Mnie najbardziej raził (poza skandaliczną metaforą na zakończenie) stosunek wykorzystanego żywcem materiału telewizyjnego z lat 2010-2012 do filmu faktycznego, scen kręconych. Ile tego było? 25%? Dramat
A końcówka podobno niszczy system. xD
o żołnierzy pomordowanych w Katyniu?
Tutaj tylko pięści się zaciskają, bo za coś takiego powinno się bić po ryju, ale... scena pasuje do łopatologii i prostactwa całości.
BTW
http://vignette2.wikia.nocookie.net/hitlerparody/images/3/3e/GerdaTraudlClassic.jpg
Szydło i Kempa na wieść o reckach i ocenach na filmwebie
(nie moje, gdyby Zbyszek pytał)
Słyszałem że film ma problem, bo Krauze nie pokazał w nim faktów - co prawda dalej nie odpisał na mój list, ale doszły mnie słuchy, że prawdy i faktów nie pokazał.
A FAKTY SĄ TAKIE, ŻE SMOLEŃSK TO BYŁ ZAMACH DOKONANY PRZEZ MAGNETO, MYSTIQUE I APOCALYPSE`A!!!!!!!
Najpierw Mystique wdarła się na pokład samolotu, zabiła tam Lecha Kaczyńskiego i parę innych osób.
Potem Magneto użył swoich mocy, aby strącić Tupolewa z nieba i docelowo zabić całą resztę.
Na samym końcu Apokalips jednym skinięciem ręki zabił te wszystkie niedobitki, które jakośtam przeżyły katastrofę.
I tak rozumieć trzeba Smoleńsk!
na ten film, warto to zobaczyć na własne oczy, bo normalnie nie uwierzysz
https://www.youtube.com/watch?v=_Y1Rnj6mOgs
No nie wiem, Magneto dalej tak czy siak nie ma:/
A jakbym NAPRAWDĘ poszedł na to filmidło, to chybaby rodzina mnie wydziedziczyła
Szczerze mówiąc nie rozumiem ludzi którzy robią sobie z katastrofy smoleńskiej bekę. Wiadomo że dla osób postronnych szum jaki wokół tego robi Kaczyński może stać się drażniący czy męczący. Mimo to jestem w stanie go chociażby częściowo zrozumieć tak od czysto ludzkiej strony. Dla niego to sprawa bardzo osobista, zginął jego brat-bliżniak z żoną. On do końca życia nie odpuści. A że jest osobą na takim a nie innym stanowisku, więc... Czy powinien, to inna kwestia, no i ludzie rzadko robią to co powinni, zwłaszcza gdy idzie o takie sprawy. Niemniej, jeśli chodzi o innych. Bądź co bądź zginęło tam 96 osób, nie tylko prezydent z żoną. Chociażby z tego względu możnaby odrobinę wziąć na wstrzymanie.
Co do samego Kaczyńskiego - zgoda, ale za Kaczorem stoi cała świta debili w postaci Macierewicza, Brudzińskiego, Ziobry, Glińskiego i innych, którzy dla własnych celów politycznych teź twierdzą, że w Smoleńsku był zamach - a sorry, oni żadnych strat osobistych tam nie mieli.
Skoro więc Macierewicz propaguje swoje teorie spiskowe i w zamian za to zostaje ministrem obrony narodowej, to dlaczego ja nie mogę propagować własnej teorii o Magneto? Co ja, gorszy od Macierewicza?
Skoro PiS propaguje własne debilizmy o Smoleńsku, to dlaczego ja nie moge kpić i szydzić z katastrofy tak samo jak oni? Co ja, gorszy od nich?
Wreszcie - śmierć części ofiar w tamtej katastrofie, jak np. śmierć Wassermana czy Kurtyki akurat była czymś pozytywnym dla Polski. Więc wierz mi, nie ma co żałować wszystkich ofiar Smoleńska.
A czy ja mówię że jesteś gorszy od nich? Nie. Tylko czy jest jakikolwiek sens zniżać się do ich poziomu?
No i właśnie to jest bardzo dobre pytanie, które zastanawia mnie już od dłuższego czasu - trzymać cały czas swój poziom, czy może jednak go dostosowywać do różnych sytuacji, co wiąże się też z koniecznością zniżania się do czyjegoś poziomu?
Kiedyś uważałem, że należy trzymać cały czas taki sam poziom - że niezależnie od wszystkiego, powinno być się obiektywnym, altruistą, trzymać wysoki poziom niezależnie od tego, z kim się rozmawia...
To było kiedyś.
Potem jednak coraz częściej zaczęły nachodzić mnie refleksje, czy na pewno warto. Zbyt często w życiu zdarzało mi się przejechać na zbyt idealistycznym podejściu - pierwszy przykład z brzegu: przez lata namawiałem ludzi do chodzenia na wybory licząc na to, że przyczyni się to do stworzenia społeczeństwa obywatelskiego w Polsce.
A teraz? Gdzie społeczeństwo jest teraz? Czy stworzenie społeczeństwa obywatelskiego jest w Polsce w ogóle możliwe? A jeśli nie?
Co jeśli od "trzymania pewnego poziomu" ważniejsza w życiu jest skuteczność? Co, jeśli aby być skutecznym, trzeba uderzać z taką samą siłą, takim samym impetem, a nawet czasem takim samym okrucieństwem co druga strona?
Kiedyś byłem gotów hołdować powiedzeniu "Walcząc z potworami uważaj, abyś sam nie stał się potworem". A teraz się zastanawiam: a co, jeśli stanie się potworem nie ma żadnego znaczenia? Co jeśli stanie się potworem nic w życiu nie zmienia, a dodatkowo pozwala być skuteczniejszym?
Obecnie takie myślenie staje się myśleniem dominującym w państwie polskim - kiedy obecna partia rządząca atakuje Konstytucję, Trybunał Konstytucyjny, czy sedziów-elektów TK, to odpowiada: "Ale przecież poprzednicy też naruszyli Konstytucję, więc my możemy tym bardziej". Co więcej, takie myślenie cieszy się poparciem wielu ludzi, nawet na Bastionie znajdziesz osoby, które argumentują w ten sposób.
Powiem szczerze, że sam potrafię mieć odwetowe podejście i na chamstwo i prostactwo odpowiadać dokładnie tym samym - co można zaobserwować również na Bastionie. Może dlatego, że stałem się bardziej chamski i narwany niż kiedyś co powoduje, że brak mi cierpliwości do pewnych rzeczy? Może stałem się okrutny, rozgoryczony? A może po prostu straciłem pewne złudzenia?
Nie potrafię odpowiedzieć na te pytania. Tak samo, jak nie potrafię odpowiedzieć na pytanie zadane przez Ciebie. Kiedyś byłbym gotów na nie odpowiedzieć: nie powinno się zniżać do czyjegoś niskiego poziomu.
A teraz... teraz nie mam zielonego pojęcia.
Dobrze wiem o czym mówisz. Sama czasem sobie podobne pytania zadaję. Ale przede wszystkim chodziło mi o to że...Akurat kwestia Smoleńska jest czymś co się wręcz nakręca samo. A dodatkowe karmienie tego w taki czy inny sposób, wydaje mi się że nie rozwiąże niczego, a jeszcze pogorszy.
Wow, RESPECT, jestem pod wrażeniem, bez żadnej ironii. Widać można napisać coś z sensem.
Chapeau Bas.
Tak jak kilka innych osób powyżej z tego tematu, również byłem na Sausage Party - czyli animacji dla dorosłych o tym, jak to artykuły spożywcze z parówką Frankiem na czele odkrywają, po co właściwie je stworzono. Film-niespodzianka, bo o jego istnieniu dowiedziałem się w zasadzie na 2 miesiące przed premierą.
Trailer pokazuje nam, z czym właściwie będziemy mieli do czynienia - z gadającym jedzeniem, dużą ilością wulgaryzmów i jazdą po bandzie...
...choć z tym ostatnim jest mały problem Z jednej strony - mamy wszystko to, co nam trailery obiecywały, jest jazda po bandzie, mnóstwo absurdalnych pomysłów. Z drugiej jednak strony - spodziewałem się, że to wszystko będzie ostrzejsze i bardziej hardcorowe, a jak na mój gust - wyszło trochę za łagodnie. No, może z wyjątkiem przedostatniej sceny, która faktycznie, jak napisał to Qel, jest specyficzna Poza tym jednak - myślałem, że będę śmiać się przez cały seans, a zamiast tego naprawdę zaśmiałem się parę razy.
Ale za to plusy za zabawę stereotypami narodowymi, zarówno tymi typowymi - jak niemiecki keczup czy co to tam było, to oczywiście hitlerowcy - jak i nietypowymi - czyli przekomarzanki żydowskiego pączka i arabskiego... naleśnika? W każdym razie miałem wrażenie, że to świetna aluzja do konfliktu Izraela z Palestyną. Szkoda tylko, że zabrakło jakiegoś stereotypu polskiego - no nie wiem, polska wódka kradnąca rzeczy z innych półek sklepowych
Siłą "bajki" są też postacie i ich głosy - James Franco jako narkoman("Ty masz ręce, i nogi, i... rękawiczki!"), Edward Norton jako żydowski pączek(chyba, że to nie był pączek), mnie natomiast najbardziej rozwaliła Salma Hayek jako napalona lesbijka w postaci meksykańskiego taco.
Nie zrozumiałem jedynie, dlaczego najpierw "trzy wieczne artykuły" tworzą bajkę o "Cud-nieznanym" by uspokoić motłoch, a potem mają wyjebkę na to, że parówka chce tą sielankę rozwalić? Tzn. walka o wolność ładna, ale skoro chcieli świętego spokoju, to czemu w ogóle pozwolili Frankowi działać?
No i przedostatnia scena, czyli początek spoilera meksykańskie taco robiące minetę bułce do hot-doga i inne podobne zabawy a la obciąganie druta musztardzie koniec spoilera.
Dżizas, ale to zabrzmiało. Kto jak kto, ale Rogen z Jamesem Franco naprawdę musieli się nieźle ubawić. Aż nie mogę się doczekać co ta ekipa zmontuje, jak będą toczyć bekę z Tommy`ego Wiseau.
Faktycznie, dobry film do analiz filozoficznych, egzystencjalnych, socjologicznych, kulturowych, artystycznych, nawet politologicznych... chociaż bądźmy szczerzy, traktować tego poważnie to nie można.
Niemniej, naprawdę dobra zabawa, choć niestety ciut słabsza niż zapowiadały to zwiastuny.
Trochę filmów o zombie już było, ale i tak "Duma i uprzedzenie i zombie" to wbrew pozorom całkiem dobry film Chociaż nie czytałem ani jednej ani drugiej książki, więc nie wiem jak wiernie to zekranizowano. Charles Dance i Lena Headey trochę się marnują, bo za dużo scen z nimi nie ma. Zwłaszcza Catherine de Burgh mogła być niezłą postacią, bo z flashbacka krótkiego wynika, że nieźle dawała sobie radę z zombie Główni bohaterowie grani są przez Lily James, Sama Rileya i Jacka Hustona całkiem dobrze. Matt Smith nie wiem czemu przypominał mi Cezarego Pazurę Muzyka Fernando Velazqueza też niezła. No i plus, że akcja rozgrywa się w XIX wieku
A, i po pierwszych napisach jest scenka, nie powiem jaka ale szkoda byłoby zmarnować potencjał Może coś zadziałają xD
Także jak komuś nie przeszkadza temat zombie połączony z XIX wiekiem to może obejrzeć. Owszem, jest kilka nielogiczności ale można przymknąć oko
Czekałem na ten film. w `99 Blair Witch Project rozwalił system - w tym pod względem reklamy.
BW to swoisty remake BWP (tak jak TFA do ANH)
Jeżeli to komuś nie przeszkadza to powinien być zadowolony. Ja jestem zachwycony. Film wywołał u mnie faktyczny strach w kinie - co zdarza się bardzo rzadko . Jest świetnie nagłośniony, szybki, pod niektórymi względami zaskakujący.
Polecam.
Obejrzałam BWP chyba jakieś 10 lat po premierze i jak potem zetknęłam do neta jak się tym ludzie rzekomo zachwycali to nie wiedziałam o co im chodzi..miało to być niby hiperklimatyczne i trzymające w napięciu. Niestety,nie czułam tego.
Ostatnio trafiłam na jołopską komedyjkę z Jackiem Blackiem. Problem z tymi tworami jest tego typu że starają się tam by było śmiesznie. Imo na staraniach zwykle się kończy, bo żarty są tak głupie zdurne że raczej żałość człowieka bierze niż śmiech.
A jednak! Nacho Libre złamało u mnie ten schemat. Oczywiście nadal jest żałośnie ale przy okazji naprawdę się śmiałam i to sporo a w przypadku pierdół z Blackiem to u mnie niespotykane. A może historyjka o jołopie zakonniku próbującym zaimponować ładnej zakonnicy w której się bujnął i dlatego przebiera się w strój superherosa (z wielkim bebzolem😂) i staje do zawodów zapaśniczych gdzie popisuje się swym łamagactwem tak mnie rozbroiła bo mam wrażenie że obśmiewa kino superbohaterskie😉
Princess Fantaghiro napisał:
Obejrzałam BWP chyba jakieś 10 lat po premierze i jak potem zetknęłam do neta jak się tym ludzie rzekomo zachwycali to nie wiedziałam o co im chodzi..miało to być niby hiperklimatyczne i trzymające w napięciu. Niestety,nie czułam tego.
-----------------------
Ten film tak ma albo go kochasz albo nienawidzisz. Na mnie BWP wywarł ogromne wrażenie - przede wszystkim autentyczności dzięki swojej prostocie i pewnym zabiegom jak obraz z ręki, mało znani aktorzy, klaustrofobiczny klimat gdzie psycha puszcza. BW to remake ale udany. BWP ma swoją klasę
Yy,tyle że ja ani nie kocham ani nie nienawidzę. Ot, u mnie kategoria zbz, czyli zobaczone-bez żalu- zapomniane. 😜 W każdym razie na pewno lepsze jak poziom sedesalny Paranormal Activity...
Byłem na BW w kinie w sobotę i potwierdzam zdanie JORa - to jest praktycznie remake BWP, chociaż podszedł mi bardziej niz oryginał (którego fanem nie jestem). Ma swoje momenty, jest dobrze zagrany, jeśli komuś nie przeszkadza fabularna wtórność to powinien się dobrze bawić. Jest OK.
No ciekawe były te wstawki typu początek spoilera zabawa czasem koniec spoilera. Nie podobało mi się tylko jak początek spoilera zginęła ta laska gdy złamali "kukłę" koniec spoilera. No i świetnie dźwięk wspomagał obraz. Szkoda że tego w maxiorze nie było
Shedao Shai napisał:
to jest praktycznie remake BWP, chociaż podszedł mi bardziej niz oryginał
-----------------------
Serio? Zrobili rimejk filmu kręconego z ręki ala para-dokument?
...
Czyżby świat miał się ku końcowi i naprawdę nawet w przemyśle filmowym zaczęło brakować pomysłów?
o0
No ale mieli większy budżet bo latają po początek spoilera lesie w 6 koniec spoilera a nie jak w oryginale w początek spoilera 3 koniec spoilera
pytasz, jakbyś nie znał odpowiedzi na swoje pytanie
tylko czekam, aż świat się dowie o tajnej konferencji, trochę na wzór tej w Atlantic City z 1929, gdzie czołowe studia filmowe dogadają się, że nie ma co robić nowego - od tej pory będą wznawiały swoje produkcje od czasów początków XX wieku.
Dla zmyłki tylko Goldwyn-Mayer będzie powtarzał produkcje Paramountu, Warner Bros. Columbii i odwrotnie
Bardzo fajny i pięknie nakręcony film o katastrofie platformy BP w 2010 r. Nie ma tutaj przesadnego bohaterstwa czy heroizmu, patosu, banału, uproszczeń czy nadętych przemówień. Zamiast tego mówi obraz. Całość jest tak zrobiona, że wychodząc z kina czujesz wściekłosć, że takie rzeczy są możliwe w XXI w.
Jak zwykle świetni Kurt Russel i Mark Wahlberg oraz John Malkovich.
Rewelacyjne efekty dzwiękowe, strzelających nitów, łamiącej się stali itp. Przed napisami końcowymi lista poległych na pltformie wraz ze zdjęciami.
A i jeszcze scena gdzie uratowani nafciarze odmawiają "Ojcze Nasz" na pokładzie - naprawdę mocne.
Widziałem. Zgadzam się naprawdę mocny film. Szkoda że w Polsce IMAX nie zdecydował się aby go puścić na wielkim ekranie. Jedyny minus filmu to zabrakło trochę wyjaśnień technicznych - do końca nie wiem jak to funkcjonowało i dlaczego wybiło.
W sumie na samym początku jest to wyjaśnione, scena gdzie jest puszka coli i miodem Jak jest za duże ciśnie złoża, i da mu się nawet niewielkie ujście, to skończy się niekontrolowana erupcją.
-Nie oddychaj / Don`t Breathe
Latka mijają, a "Mroczne zło" z 2013 roku wciąż jest u mnie najlepszym horrorem ostatnich lat. Pewnie, pojawiło się od tego czasu parę świetnych filmów, ale żaden który by mnie wbił w ziemię tak jak tamten.
Kiedy więc usłyszałem że reżyser (Fede Alvarez) i aktorka grająca tam główną rolę (Jane Levy) powracają z nowym filmem, naturalnie byłem z miejsca zainteresowany.
Przeczytałem gdzieś, że Alvarez powiedział że "Nie oddychaj" jest poniekąd reakcją na opinie ludzi, którzy twierdzili że "Mroczne zło" było zbyt krwawe, w zbyt dużym stopniu polegało na gore. Nakręcił więc film bardziej kameralny, skoncentrowany na budowaniu napięcia, suspensie a nie szokowaniu widza. Odszedł od horroru w stronę thrillera. Thrillery mieszczą się jeszcze w kręgu moich zainteresowań, więc nie zmniejszyło to w żadnym stopniu mojego entuzjazmu.
Fabuła filmu jest prosta, ale i intrygująca. Trójka młodych ludzi włamuje się do domu niewidomego weterana US Army, w poszukiwaniu majątku który rzekomo posiada - jego córka została zabita w wypadku samochodowym, a rodzina sprawczyni wypłaciła mu sowite odszkodowanie. Wydaje się, że będzie to prosty skok - co może w końcu zrobić niewidomy człowiek przeciwko trójce uzbrojonych napastników?
W roli niewidomego fenomenalny popis daje Stephen Lang, czyli płk. Quaritch z "Avatara" lub Increase Mather z "Salem" (fuck, to też była świetna rola :O).
Wybrałem się więc wczoraj do kina - i bardzo się z tego cieszę, to jest film który trzeba oglądać w kinie, albo na dobrym sprzęcie w domu, w ciszy - strona audio jest tutaj bardzo istotna. Co tu dużo mówić - jak film chwyta za jaja, to nie puszcza do samego końca. Alvarez po raz drugi pokazał, że mistrzowsko potrtafi budować napięcie, teraz widzę już że odnalazł się w dwóch zgoła odmiennych sceneriach. To jest nazwisko, które fani mocnych wrażeń powinni śledzić w przyszłości. "Nie oddychaj" jest mocne, brutalne i bezkompromisowe; Jane Levy to świetny wybór na główną postać - perfekcyjnie gra przerażenie i cierpienie.
9/10. Polecam!
Trailer: https://www.youtube.com/watch?v=76yBTNDB6vU Po jego obejrzeniu obawiałem się, że pokazał zbyt wiele z filmu. Nie jest tak.
Plus, jeszcze mały suplemencik o którym chciałem wspomnieć, a zapomniałem.
Jako, że apetyt rośnie w miarę jedzenia, zacząłem sobie przeglądać zapowiedzi kinowe na następne miesiące. Horror to gatunek, który jak mało który zyskuje w kinie - stworzenie odpowiedniego klimatu (ciemność, duże pomieszczenie, najlepiej pustawe), atakowanie zmysłów widza potężnym ekranem i nagłośnieniem - to jest coś co ciężko odtworzyć w domu. Dlatego staram się chodzić do kina na wszystkie obiecujące horrory. Tych niestety jest mało, ponieważ - kolejna prawidłowość: dobre horrory najczęściej nie są puszczane w kinach. Nie w normalnej dystrybucji. Toteż moje wizyty na horrorach w kinie ograniczają się do... 2-3-4? rocznie? Jakoś tak. Jak już coś leci, to jest to przeważnie jakieś wysokobudżetowe rakowisko dla horrorowych Januszy pokroju "Insidious".
W tym miejscu powinienem chyba zaznaczyć, że jeśli miałbym wyznaczyć jeden podgatunek horrorów, który uważam za najgorszy, są to filmy o tabliczkach Ouija. To już chyba piąty film w krótkim odstępnie czasu o tej tematyce, i bez wątpienia leję na niego ciepłym moczem nie tylko w kinie, ale i w bd-ripie - szkoda mi na to czasu i nerwów. Seanse poprzednich dwóch ouiji przerwałem w trakcie, bo nie umiałem wyrobić z nudów. Ogólnie nie jestem fanem filmów o opętaniach i duchach - szczególnie o duchach. Widziałeś jeden taki porządny, widziałeś wszystkie. Tak samo z opętaniami i dzielną walką bliskich/egzorcystów o wyrwanie biednego opętanego ze szponów demona. Pewnie, to samo można powiedzieć np. o slasherach - ale widok mordowanych taśmowo nastolatków nie znudzi mi się chyba nigdy. Większość horrorów opiera się o jakiś utarty schemat, ale te z duchami i opętaniami mnie wyjątkowo drażnią, męczą, nudzą.
Przy filmach o duchach dochodzi często chyba najgorszy możliwy motyw w horrorach, czyli parent/children drama. Wiecie: oooch, coś złego opętało/porwało/blebleble moje dziecko, zrobię wszystko żeby je uratować!!!! (k***a strzelałbym do ludzi którzy robią takie horrory).
No w każdym razie. Przeglądam sobie zapowiedzi na kolejne miesiące. A tam, z horrorów:
Ouija: Narodziny zła - 28.10
The Possession Experiment - 9.12
X
D
Jak żyć, panie premierze?
-No w każdym razie. Przeglądam sobie zapowiedzi na kolejne miesiące. A tam, z horrorów:
Ouija: Narodziny zła - 28.10
The Possession Experiment - 9.12
X
D
Jak żyć, panie premierze?
A panie kochany z hard sf ni ma nic...
Ano jo. Do końca roku to już niewiele w kinie widzę dla siebie. Doctor Strange, R1 i tyle chyba...
z hard sf mamy to:
https://en.wikipedia.org/wiki/Arrival_(film)
Nie wiem jak film sam w sobie ale na podstawie opowiadania obecnie najbardziej nagradzanego pisarza, Teda Chianga (jak ktoś nie kliknął w link z lenistwa ), liczonego jako autor science fiction.
A widziałem nawet zwiastun ale dawał on poczucie wtórności. Zobaczymy jak sam film
co film sobą będzie reprezentował to się okaże ale opowiadanie ma całkiem wywrotową koncepcję
dalej bez formy. Jego najnowszy film jest po prostu nie dość że nudny to jest to podróbka X-menów. A gościu robił TAAAKIE filmy. Ehhh...
JORUUS napisał:
jest to podróbka X-menów.
-----------------------
Nie bronię Burtona za cały film, ale to akurat nie jego wina. To jest adaptacja jakiejś książki, w sumie to dowiedziałem się o tym dopiero po dzisiejszym seansie, wcześniej też myślałem że ta historia jest jego.
to polecam koreańskiego "Old Boya",(nie mylić ze ściekową przeróbką hamburgerską) oraz "Pani Zemsta".
A jak kto lubi piękną panią Evę Green to polecam thrillerek "Pęknięcia" bo niezłą tam gra schizolkę 😏
Ostatni czwartek, ostatni dzień wyświetlania Siedmiu wspaniałych w IMAX... udało mi się załapać na seans o 13:30. Od 31 sierpnia był to mój pierwszy nowy film w kinie - bo TFA 11 raz się nie liczy
Wyszło świetnie!
Nie miałem żadnych oczekiwań poza chęcią rozluźnienia się, po kilku tygodniach totalnego przepracowania, więc może to dlatego podobał mi się aż tak bardzo... lub faktycznie film był rewelacyjny
10/10
Choć to stara historia, to pięknie ją sprzedano na nowo, chętnie zobaczę jeszcze raz i sprawdzę czy faktycznie był taki dobry Póki co, jestem bardzo zadowolony
W piątek o 20:00 widziałem Inferno, z rodzicami w Multikinie.
Było słabo w porównaniu do dwóch poprzednich filmów. Film to średniak, ze wskazaniem na plus, ale niewielkim. Okazja by pooglądać piękne zabytki jak zwykle cieszyła, ale fabuła niestety mnie nie porwała. To nie jest tak, że cały film był nudnawy, raczej dopiero od momentu w którym początek spoilera Jyn Erso okazała się być tą złą koniec spoilera, no i jeszcze trochę na początku, zaś środek jest nawet spoko.
Troszkę martwi mnie gra aktorska Felicity Jones - bo poza sympatycznym wyglądem, w porównaniu z Daisy Ridley, Felicity nie dorasta do pięt, a przynajmniej w Inferno się specjalnie nie popisała talentem aktorskim. Czy taka jest też w innych filmach? Tego nie wiem, bo nawet jeśli już widziałem jakieś filmy z Felicity, to nie zwróciłem na nią uwagi - choć to akurat nie jest pocieszająca myśl, w perspektywie jej osoby jako odtwórczyni roli Jyn Erso w R1. Mam nadzieję, że to tylko kwestia Inferna, bo R1 zapowiada się świetnie, zwłaszcza po ostatnich dwóch klipach.
6/10, choć trochę bardzo na wyrost...
-Osobliwy dom Pani Peregrine
Było... osobliwie... jak w każdym filmie Burtona zresztą. Klimat OK, scenografia itp. itd. też OK. Problem w tym że tylko OK. Najsłabsza w całym filmie, była scena walki z Głucholcami... no to po prostu kabaret jakiś był, niestety nie śmieszny, ani nie straszny - choć podejrzewam że gdybym miał 10 lat, to pewnie świetnie bym się przy tej scenie bawił.
6/10, ale więcej tego oglądać nie chcę, bo przysłowiowych 4 liter nie urywa i żadnych specjalnych emocji w sobie nie wyczuwam po filmie.
Sully - ciekawa (choć dobrze mi znana) niskobudżetowa opowieść o "cudzie na rzece Hudson". Czyli o tym że jak jedni na siłe robią z Ciebie bohatera, to inni (choć rzecz nie dzieje się w Polsce) zawsze się przyczepią że nie tak, ze xle, że to można było zrobić lepiej itp. Szczególnie gdy chodzi o pieniadze z ubezpieczeń. Na koniec autenytyczna scena w muzeum na lotnisku w Charlotte (warto zobaczyć swoją drogą) gdzie autentyczny Sullu spotyka się z pasażerami przy samolocie wydobytem z dna rzeki. I fajna gra Toma Hanksa.
Masterminds - oparta na faktach (ale - "oparta" ) autentyczna historia gdy grupa "inteligentnych inaczej" dokunuje największego w USA rabunku pieniędzy. Typowy amerykański humor, gagi itp. - w sam raz dla oderwania się od rzeczywistości i porechotania, z małą iloscią żartów ponizej poziomu (nie wchodzcie do basenu po zjedzeniu burito) przy czym smiać się chce tym bardziej jak się wie, że oni faktycznie tak to zrobili... Galifianakis i Owen jednak mogli by się trochę bardziej postarać. początek spoilera Fajna scena "w napisach" gdzie prawdziwy Ghantt - konsultant w tym filmie - pozuje razem z Galifianakisem - jest sporo wyższy i zdecydowanie chudszy koniec spoilera
Accountant - zdecydowanie najlepszy film z całego zestawu, bardzo dobry Affleck, dobra Kendrick -tu nie ma co opisywać, trzeba zobaczyć. Nieco przesadzili z jedną z końcowych scen początek spoilera ze spotkaniem brata koniec spoilera, ale to można wybaczyć. Kolejny film w którym dialogi są równie ważne co akcja, jak nie ważniejsze.
Oj, czekałam na powrót Gibsona i jego ukazywania rozwałki a`la Apocalypto, Braveheart, Pasja. Film jako całość dobry/niezły, czasem trudny do oglądania ze względu na wszechobecny patos (serio, spodziewałam się, że może tym razem nieco spuści z tonu - nic z tego), raczej poprawną, niezapadającą w pamięć muzykę (a w takim filmie nijaka muzyka to dość duży zarzut) i lekko przydługawy początek (choć romans, niby jak każdy inny, ale bardzo uroczy).
Ale ma plusy. A jeden - PRZEPOTĘŻNY. Jeden z plusów - główny bohater i jego dziewucha - spisali się, ale najbardziej Hugo Weaving. Drugi plus - sądziłam, że ukazanie motywacji głównego bohatera (religia) wywoływać będzie odruch wymiotny, że Gibson jako konserwa tutaj przegnie. Ale nic z tego. Bohater ma motywacje religijne, ale nie tylko. Ta inna motywacja uwiarygadnia jego przekonania, co powoduje, że bardziej wierzy się w jego wybór. Można się z nim identyfikować, bo nie kieruje nim tylko ślepa wiara w bóstwo, ale prawdziwe wydarzenia z przeszłości. Dlatego nie będzie problemu dla osób, dla których światopogląd bohatera jest im daleki.
Te plusy to jednak nic przy jednym - sceny batalistyczne. Powiem tak - nie wiem, co Nolan będzie musiał zaprezentować w Dunkierce, żeby zdetronizować nowego króla. Mówią, że lepsze jest wrogiem dobrego. Nie w tym przypadku. To podrasowany, brutalniejszy, intensywniejszy szeregowiec Ryan. Na polu, na które większość liczyła nie zawiódł, wręcz przerósł oczekiwania. Warto dla samych tych scen się wybrać.
No, jutro idę (dziś był "Dziwny Doktor"). Nb. dawno takich tłumów nie widziałem, jak i tego że kilka seansów było "sold out"
Teaser Dunkierki nie powala, nb. stara czarno-biała "Dunkierka" ciagle się IMHO broni. Ale zobaczymy.
W zasadzie (poza jednym) mogę się podpisać pod tym co napisała Evening Star. Do tego nalezy dodać fsjny sierżancki humor barakowy i scenki gdzie siedzące obok bacie (80+) aż klaskały z zachwytu.
Natomiast nie zgodze się z tym wszechobecnym patosem. Może z tymi popełniającymi seppuku japończykami...
Pierwszy wypad do kina z kartą Unlimited, to i parę seansów trzeba było zaliczyć
Księgowy
Dobre rozrysowanie postaci i gra aktorska (zwłaszcza Bena Afflecka), trochę easter eggów, dość dobry scenariusz.
8/10
Jack Reacher 2
Inny kierunek niż w jedynce, choć też bardzo pozytywnie. Niemniej wolę jedynkę.
Ocena 7,5/10
Bociany
Piękna beka!
Niby bajka, ale wiele smutnej prawdy o świecie można było znaleźć, natomiast każdy przykry faktbył zapakowany w prześmieszne dialogi i żarty sytuacyjne
Wilki rządzą! 😁
Ocena 8,5/10, choć zastanawiam się nad 9/10
Quija: Narodziny zła
Mam mieszane uczucia.
Z jednej strony kilka typowych dla mojego gustu elementów horroru było, co mi się podobało. Jednakże nie było ich tak wiele, jak choćby w Obecności, zaś o Zemście po latach nawet nie pomnę.
Z drugiej strony, film nie wniósł nic nowego, a wszystko to co w filmie jest własne, było średnie.
Ocena 5,5/10
Asy bez kasy
Komedia o amerykańskim wieśniaku-idiocie, który ma więcej szczęścia niż rozumu. W odróżnieniu od innych filmów tego typu, można było się nawet pośmiać. Lepszy od Rekinów Wojny - filmu, który też był w konwencji historii opartej na koloryzowanych faktach.
Ocena 7/10
Jutro Trolle 3D i Przełęcz Ocalonych, zaś w środę Doctor Strange w IMAX (wcześniej widziałem tylko w Master Image 3D). A za tydzień Fantastyczne Zwierzęta.
-Bociany
Piękna beka!
Owszem ,ale jak napisałeś - z dosyć niewesołym (jak się dobrze zastanowić) podtekstem, choć podanym w zabawny sposób.
Asy bez kasy
Komedia o amerykańskim wieśniaku-idiocie,
Jak sądzę "Masterminds" o którym pisałem wyżej . Inwencja spolszczająca twórców tytułów mnie ciągle zadziwia Choć raczej nie wieśniaku, tylko o małomiasteczkowym głupku(kach) i takimż drobnym cwaniaczku. Najśmieszniejsze, że tylko końcówka odbiega trochę od faktów
Nie inaczej
Tak, to jest dokładnie ten sam film.
Na prawdę ten skok wykonali w taki sposób? Masakra...
Gorzej - do furgonetki napakowali tyle kasy (co zresztą pokazali w filmie) że im się nie zmieściła do samochodów, i musieli 2 mln$ zostawić. Ot tak po prostu...
A ja mam podobnych rozgarnietych na fabryce... W końcu to się zdarzyło tuż obok.
<trzask opadającej do podłogi szczęki>
To... brak mi słów.
Jak napisałem wcześniej, więcej szczęścia niż rozumu - to że taka akcja się udała, jest tego najlepszym dowodem...
A co do tych ponad 2 milionów $ myślałem że się po prostu nie przyznali gdzie to ukryli i kiedyś ich wnuczęta ogarną temat... A oni to zwyczajnie, gdzieś wyrzucili bo im miejsca brakowało? <facepalm>
Z tymi milionami to nie tak
Te 3,3 (bo tyle porzucili, pomyliłem się z tymi 2) z furgonetki to od razu odzyskano, brakuje tych 2 "ostatecznie" ukradzionych.
Stąd jest problem, czy to największy rabunek w historii USA (20,6 mln wywiezione z firmy) czy też drugi w kolejności - 17,3 mln ukradzione ostatecznie.
O, jest Unlimited, jest dobrze
Podpisuję się pod Księgowym, Reacherem i Asami - wszystkie pozytywnie.
A tymi Bocianami, nie powiem, zaintrygowaliście mnie z Finsterem, chyba trzeba iść.
A co mi tam, inni robią listy, to ja też Krótko i na temat:
Inferno
Głupi, nudny, z dziurami fabularnymi, Hanks jak zwykle drewno, Jones - bezpłciowa. Jakieś plusy za muzykę z napisów końcowych i Khana.
3/10
Doktor Strange
Strange uroczy, Tilda zjawiskowa, znośny romans, dobre aktorstwo, świetna muzyka, efekty w IMAX muszą być mega, spoko finał. Marvel znów dał radę.
8/10
Prosta historia o morderstwie
Świetna muzyka, przekonujące postacie, stary, dobry zabieg z mieszaniem w chronologii scen - solidna smarzowszczyzna od Jakubika.
7/10
Ouija: Narodziny zła
Pierwsza połowa całkiem znośna, budująca jakąś historię i całkiem zagrana. Gdy zamienia się w horror to jest katastrofa - nudna, niestraszna sztampa do bólu.
4/10
Szkoła uwodzenia Czesława M.
Miałam zaćmienie umysłu, skoro dobrowolnie na to poszłam...
1/10
Jack Reacher: Nigdy nie wracaj
Przyjemnie się ogląda główne trio, ale to w sumie tyle, historia jakoś nie ziębi, ni grzeje. Ot, poprawny film akcji.
6/10
Księgowy
Ciekawy pomysł, dobry scenariusz, trzyma w napięciu, dobra muzyka, dobrze zagrane. Bardzo dobry dramat, pozytywnie zaskoczył.
8/10
Asy bez kasy
Galifianakisa, Wilsona, Sudeikisa i Wiig zwyczajnie dobrze się ogląda, bo pasują jak ulał do takich głupot. Durne, ale świetne na reset mózgu.
7/10
Przełęcz ocalonych
Przydługawy początek, nijaka muzyka, okrutnie pompatyczny, nawet jak na Gibsona. Co z tego, scenami batalistycznymi zaorał konkurencję na dłuuugi czas.
7/10
A na celowniku Wszystkie nieprzespane noce i Jestem mordercą.
-Trolle
Jest słabo, w porównaniu do innych bajek które w tym roku wyszły i jako bajka po prostu. Był jakiś pomysł i konwencja, ale do mnie to nie przemówiło.
Zasadniczo, zmarnowane półtora godziny - dobrze że seans w 3D kosztował mnie tylko 2 zł, bo przy regularnej cenie wyszedłbym wkurzony z kina. Może w oryginalnej wersji językowej, to byłoby lepsze? Musicale jednak nie powinny być tłumaczone (poza napisami).
Ocena 4/10
Przełęcz Ocalonych
Pierwsza godzina filmu się przeciągała, a jednocześnie bardzo dobrze rozrysowała kontekst życiowy głównego bohatera. Kolejna godzina (w sumie, to nawet więcej niż godzina), to genialne kino wojenne. Zasadniczo ujmując - jak w Pasji Gibson ukazywał egzekucję Jezusa w wybitnie naturalistyczny sposób, tak w Przełęczy Ocalonych zrobił dokładnie to samo, ale w znacznie większej, bitewnej skali. Ilość pourywanych kończyn, rozlanych flaków i krwi, oraz ogrom ginących jak muchy od kul, granatów itp. żołnierzy - to wszystko było ukazane w rzadko spotykanej do dzisiaj skali. Na prawdę z gigantycznym rozmachem.
Ocena 8,5/10 może nawet 9/10 - ale nie wyżej, bo film mógł być krótszy w jego pierwszej części.
"Arrival" - to bardzo dobry film i pozycja obowiązkowa dla fanów klasycznych obrazów Sci-Fi.
Jest to znakomita odtrutka na dominujące obecnie "kino komiksowe".
Klimat jest dość poważny, zdjęcia raczej surowe, oszczędna muzyka, jednym słowem asceza.
Obcy są świetni - nareszcie tacy jak chciałem.
Daję 8/10 bo lubię mroczniejsze klimaty i bardziej zakręconą fabułę ale podobało mi się i jeszcze do tego filmu będę wracał.
15 marca "Arrival" wychodzi u nas na Blu-ray, będzie też ładny steelbook - to dobra wiadomość.
http://bluedvd.pl/group/en/recommended
Niestety obraz nie wygląda już tak różowo (czerń jest do niczego). Tu są zdjęcia:
http://www.blu-ray.com/movies/Arrival-Blu-ray/164834/
Taka szkoda
Wróciłem do tego filmu i muszę mu podnieść ocenę na 9/10.
Obraz niestety bez czerni i źle to wygląda, zwłaszcza sceny w tunelu aż błagają o czerń
"Naprawiłem to"
Na płycie UHD wyłączyłem HDR i tym sposobem uzyskałem smolistą czerń. Nie jest to zgodne z wizja reżysera ale mam to gdzieś
Arrival (Nowy początek)
Film dobry, nawet bardzo ale to zdecydowanie nie jest lekki film do oglądania w kinie, szczególnie odradzam osobom które przychodzą do kina w celach odmóżdżających.
Nie jest to film o tym, o czym się wydaje że jest.
W trakcie seansu troszkę czułem się tak jakbym oglądał Kontakt (z 1997 roku z Jodie Foster), oczywiście tylko w pewnych aspektach.
Co do reszty, zgadzam się z HALem - choć przyznam że jakoś marzeń co do aparycji/sposobu bycia/tego czegoś co HAL ma na myśli odnośnie kosmitów, ja po prostu wcześniej nie miałem
7,5/10
Wykładowca nie przyszedł na wykład... czyli trzeba iść do kina
Wilk w owczej skórze 2D
Ruscy się postarali i choć nie było tak fajnie jak w starych rosyjskich bajkach aktorskich, czy we współczesnej bajce Masza i Niedźwiedź, to było o wiele lepiej niż ostatnio na zachodnich Trollach.
Po trailerze spodziewałem się większej beki, ale skłamałbym pisząc że nie było śmiesznie. Ogólnie bawiłem się całkiem dobrze i nie zmarnowałem czasu, choć do Zwierzogrodu film się nie umywa, niemniej film jest lepszy od ostatniej Epoki Lodowcowej.
Ocena 6,5/10, albo nie 7/10.
Z bajek, w tym roku czekam na Vaiane (czy jakoś tak) - premiera już za tydzień. Swoją drogą, światowa premiera Wilka w owczej skórze była 22 kwietnia... a w Polsce dopiero dzisiaj...
Podejrzewam że wersja 3D musi wyglądać dobrze, choć nie jest niezbędna by się cieszyć z tego filmu.
Pewnie uznasz, że znów się czepiam i hejtuję, ale muszę to napisać. Serio? Chodzisz na takie filmy? Ja rozumiem że karta unlimited, te sprawy, ale serio? Chyba naprawdę musisz się nudzić.
Nie widzisz że miałem dzisiaj niezaplanowany dodatkowy czas wolny?
Bajki potrafią być świetnymi komediami, z ciekawymi podtekstami dla starszych widzów. A obecnie - ze wspomnianą kartą Unlimited nie mam żadnego powodu by nie pójść do kina, by się trochę pośmiać. A jak mi się trafi taki gniot jak Trolle, to trudno.
Aha, nie uznaję że się czepiasz, nie w tym wypadku bo tutaj zadałeś dość konkretne pytanie, w odróżnieniu od ostatnich pustych uwag na temat gustu.
Czy ty przypadkiem nie jesteś zazdrosny że ktoś chodzi do kina a ty nie?
Po drugie nie powinno ciebie interesować kto na jakie filmy chodzi do kina....
Po pierwsze - chodzę na to co mnie naprawdę interesuje (ostatnio byłem np. na Doctorze Strange`u), a nie na wszystko jak leci, tylko dlatego, że nie mam nic do roboty.
Po drugie - zarzucasz mi, że się czepiam, podczas gdy teraz ty robisz dokładnie to samo.
Ja nie chodzę na wszystko co leci. Wystarczy spojrzeć na aktualny repertuar kin i moje posty by wiedzieć dokładnie na jakich filmach nie byłem i zasadniczo ujmując nie mam zamiaru być nawet za free.
Pomijam wszelkie romansidła, dramaty i wszystko co polskiej produkcji.
Czy jestem zadowolony z każdego filmu na który idę? Nie, nie jestem - ale przynajmniej mogę z czystym sumieniem stwierdzić że mi się podobało lub nie i przyrównać to do innego filmu tego samego typu.
Inna sprawa że wolę podchodzić do wszelkich produkcji sympatycznie, szukam plusów i się nimi cieszę. Minusów szukać nie muszę, one same się rzucają w oczy, dlatego właśnie wolę zwracać uwagę na plusy bo nie chcę być zgorzkniałym człowiekiem jakich w tym kraju niemało...
Bardziej dziwi że temu furasowemu świństwu dał ocenę taką jak Arrival. Chyba za dużo odmóżdżających seansów zrobiło swoje.
Co to jest "furasowe świństwo" ???
Mówię o tym `Wilku w owczej skórze`. Czym są furasy? Wpisz w Google `furry`
Nie pomyślałem o tym (futrzaki, sierściuchy itp . to tak), ale dobre
Ale czemu "świństwo" - takie złe, czy te z "z podtekstami"?
Świństwo bo brzydka ta animacja jak nieszczęście, świństwo bo to kiepski film, i świństwo, bo gdyby ludzie znali subkulturę furasów to pewnie w życiu by nie kupili dziecku pluszaka
Dylemat między 6,5/10 a 7/10 to wg Ciebie to samo co bezsporne mocne 7,5/10?
To prawie cały jeden stopień wyżej.
Inna sprawa że porównywanie bajki do mocnego klasycznego SF, które tu zasugerowałaś jest co najmniej bezsensowne. Równie dobrze można porównać horror z komedią...
Ja w ocenie porównywałem Wilki do innych bajek które ukazały się w tym roku, stąd taka a nie inna ocena - na tle pozostałych produkcji ostatniego czasu.
Zaś wspomniany Arrival jest bardzo dobry w swoim gatunku, o czym też zresztą pisałem.
Nie wiem czy nie najlepsze sf od dekady - ale nie będę upierać się przy swojej wersji, bo opinia jest na świeżo; panie Nolan, skończ z tą swoją popeliną, oto jak się robi prawdziwe SF.
Nie czytałam opowiadania Chianga, ale z punktu widzenia materii filmowej film jest rewelacyjnie przemyślany, tak pod względem konstrukcji historii jak sposobu jej prezentacji ( w tym - fenomenalna muzyka i bezkonkurencyjne zdjęcia). Dostatecznie prosto prezentuje swoje koncepcje, by każdy odbiorca mógł je zrozumieć, ale nie obraża niczyjej inteligencji. Każdy element jest we właściwym miejscu i - hehe - czasie; słowem, jest to niezwykle wyważona produkcja.
Zawsze darzyłam szczególną sympatią historie które uświadamiają małość człowieka w obliczu świata i jego tajemnic, więc ten film skradł mi serce
Nie chcę się spierać, bo ja też ten film polubiłem, ale...
Mógł to być film wybitny i na taki się zapowiadał przez pierwszą godzinę. Niestety jest za krótki (powinien być godzinę dłuższy) i następuje w drugiej części pewne przyspieszenie, które skutkuje pewnymi uproszczeniami i trzeba przymknąć lekko oczy na pewne rzeczy.
Denis Villeneuve musi być świetny w pokera bo znakomicie blefuje. Z pokerową miną sugeruje nam, że oglądamy lepszy film niż jest w istocie. Najlepiej mu to wyszło w "Labiryncie" a najgorzej w "Sicario".
Tak jak mówiłem nie chcę się spierać, ale...
"Interstellar" postawiłem na półce między "Odyseją" a "Blade Runner". "Arrival" kupię i postawię troszkę niżej
Więcej takich filmów nam trzeba, więcej!
Domagam się "Wiecznej wojny" Joe Haldemana. No ile można czekać!
również nie chcę się spierać, ale jak ktoś stawia Interstellar na jednej półce z Odyseją Kosmiczną i Łowcą Androidów to najwidoczniej ma fatalną opinię o tych dwóch klasykach sf. Jak można chwalić tonącą w patosie bajkę wmawiającą że miłość pozwoli złamać prawa fizyki? Czy Arrival to arcydzieło - nie będę dowodzić póki nie obejrzę jeszcze z trzy razy, ale jest o kilka klas lepszy niż ta oszukańcza metafizyka dla plebsu made by Nolan
Triggered
bo są różne poziomy dziwactw, ale Interstellar jako dobry film to jest herezja
Zaburzenie równowagi mocy wyczuwam, na ciemną stronę takie myślenie prowadzi. Miłość bowiem wszystkiemu wierzy, wszystko przetrzymuje, we wszystkim pokłada nadzieję itd., więc co to dla niej zakrzywienie praw fizyki.
Ale na poważnie, to wiecie jak zachęcić do oglądania filmu, muszę tego Interstellara w końcu nadrobić...
Jak już kiedyś pisałem, na siłę nie będę przekonywał, bo to do niczego nie prowadzi.
"Interstellar" znajdzie w końcu drogę do Twojego serduszka. Może za rok, może za dziesięć lat, ale w końcu docenisz. Im wcześniej tym lepiej.
Kathi Langley - otwórz swoje serduszko na "Interstellar". Naprawdę warto.
Oglądałem ten film wielokrotnie i jeszcze mi mało, bo jest znakomity.
Kino SF to mój ulubiony gatunek. Dzieło Nolana różni się od "Odysei" tak jak "Odyseja" od "Blade Runner". Każde jest inne, ale każde jest piękne. I nie są to filmy IDEALNE, bo co to znaczy?
Wszystkie oceniam na 10/10, bo są na tym samym poziomie. Powtarzam, "Interstellar" prezentuje ten sam poziom co "Blade Runner" i "Odyseja".
Tak naprawdę to "bajka" Nolana z POZORNYM "szczęśliwym zakończeniem" jest bardziej "mroczna" i niż wszystkie Alieny razem wzięte. Widocznie trzeba umieć to dostrzec, albo wiedzieć gdzie patrzeć... no nie wiem jak to określić, w każdym razie ja nie czekałem na taki film, ani takiego filmu nie chciałem. Jednak powstał, mogę go oglądać i jestem z tego powodu szczęśliwy.
Nie chciałem tego, ale sama zaczęłaś. Wiedz, że będę bronił tego filmu jak "Księżniczka" Anakina więc to jeszcze przemyśl
Zakończę cytatem z filmu "Arrival" - Chrzanić to. - Ian Donnelly (Jeremy Renner)
Zaraz idę na Arrival, a wieczorkiem zobaczę Interstellara (lub jutro) - to porozmawiamy
To miłego seansu życzę. A o "Interstellar" to poproś Świętego Mikołaja, żeby Blu-Ray pod choinką zostawił. Jak choinka za mała na te wszystkie prezenty to kup sekwoję, w końcu żyje się tylko raz
Nie wiem czy nie najlepsze sf od dekady [2]
Faktycznie za krótki w drugiej części i za szybki. Nie powiem że najładniejszy "obcy", ale zdecydowanie jeden z najciekawszych.
Jakby ktos się wahał czy iść - zdecydowanie warto.
Bonus - Reklama "Valeriana" w 4K I Passengers na dodatek.
Mi też się ten Interstellar zupełnie nie podobał. Tzn wiem o co chodzi, widzę, że faktycznie to JEST dobry film, dobry materiał. Rozumiem, że jeżeli widz potrafi wczuć się w ten klimat, to może być nawet i "arcydzieło". Ja się w to wczuć nie potrafię.
Dla mnie osobiście ten film nie jest kompletny. Brakuje mu pewnego zabarwienia emocjonalnego. Mianowicie, jakiejś bajkowej, triumfalnej podniosłości, czegoś co wycisnęło by łzę z oka z innego powodu, niż spotkanie ojca z córką po 90 latach. W końcu jesteśmy świadkami najważniejszego wydarzenia w historii ludzkości. Film nie daje tego odczuć.
I tu właśnie jest pies pogrzebany. Interstellar jest zbyt zimny - a widać z jego struktury narracyjnej, że nie taki miał być. To jest film Spielberga, zrealizowany przez nie-Spielberga. Tylko Spielberg ma "rękę" do tworzenia bajek, bo w głębi duszy jest chyba dzieckiem. Interstellar, żeby naprawdę na mnie zadziałać, musiałby być "bajką". A nie był, i tylko mnie solidnie wymęczył.
Arrival... jakoś nie mam ochoty. Widzę, że film zbiera dobre oceny, ale chyba sobie odpuszczę.
Bardziej prawdopodobne jest że stracę wzrok, niż że uznam ten film za dobry
Zadajmy sobie podstawowe pytanie: jakie prawdy o kondycji ludzkości, jakie ważkie tematy podejmuje Interstellar? Co uświadamia odbiorcy? W jaki sposób realizuje podstawowe założenie SF jako dzieła obnażającego problemy stojące przed Homo Sapiens? To, że leci się w kosmos bo nie umie się ogarnąć suszy i grzyba to pierwsza głupota i nadużycie. To że naukowcy, ludzie którzy muszą być bezwzględnie racjonalni, zachowują się jak stado rozwydrzonych nastolatków to kolejny idiotyzm. Dziura za Saturnem? Jasne że tam polecimy! O karygodnej puencie filmu już mówiłam. Podlejmy to sosem górnolotnych banałów i nadętej do granic śmieszności narracji, pochlastajmy widza po twarzy klasykiem literatury by uwierzył że może chodzić o coś więcej... A mrok? Gdzie ty tam masz mrok? Bo chyba nie nazwiesz mrocznym zakończeniem tej ascendencji do ponad czterowymiarowej rzeczywistości? To jest najbardziej optymistyczne zakończenie z wszystkich możliwych czekających na nasz gatunek.
Widziałam Interstellar trzy razy: na pierwszym seansie wybuchałam śmiechem, a kolejne dwa były zwyczajnie bolesne. Nolan to największy szarlatan dzisiejszego kina; każdy kolejny film po Prestiżu to kolejny pchli cyrk, w którego wielkość masy zaskakująco mocno wierzą. Batmany są nic nie warte (wyłączywszy kreację Denta i Jokera) Incepcję da się jeszcze traktować jako zwykły film sensacyjny, mimo jej miernoty przekazu. Ale Interstellar tak głośno dowodzi swojej (nieistniejącej) głębszej treści, że nie sposób tego zignorować. Są w tym filmie nieliczne dobre rzeczy - jak roboty, bardziej ludzkie niż papierowi bohaterowie składający się z jednej cechy (nie licząc powszechnej głupoty), czy próba przybliżenia zagadnień fizycznych, nad czym rozpływał się Dukaj.
Ale ja odmawiam udziału w tym hochsztaplerstwie
A z drugiej strony Arrival. Nakręcony za małe pieniądze, bo 50 milionów dolarów (co to za kwota dla Hollywood), kameralny i wyważony, nie szarżujący ani patosem ani udawaną filozofią. Przeczytałam opowiadanie Chianga - i muszę powiedzieć, że choć pominięto pewną kwestię naukową (Zasada najkrótszego czasu Fermata, wokół której w zasadzie zbudowano to opowiadanie; skądinąd Historia twojego życia przypomina pod tym względem Marsjanina - czyli fabułą będąca dodatkiem do hipotezy naukowej), to Villeneuve udoskonalił opowiedzianą historię, przynajmniej w kontekście medium do którego ją przeniósł. Na każdej płaszczyźnie - naukowej, psychologicznej, aktorskiej, wizualnej, muzycznej - wszystko jest na swoim miejscu i nie aspiruje do udawania że jest czymkolwiek więcej; a mimo to nadal jest o czymś, nawet o więcej niż jednym czymś.
Jak dziewczyna mówi NIE, to znaczy NIE. Koniec, KROPKA.
Mówiłem, że na siłę się da. Dukaj Cię nie przekonał, to ja tym bardziej. Mam dużeEgo ale bez przesady
Na ten film trzeba otworzyć SERCE, a nie ROZUM.
Każdy film SF to większy lub mniejszy stek bzdur. Dlatego niektórzy nie lubią tego gatunku. Filmy, które będą wiernie naśladować "Odyseję" lub "Łowcę" będą mi się podobać, ale to artystyczna porażka (zawsze będą kopią). "Interstellar" jest kompletnie inny (gra na uczuciach, a to wielu widzom bardzo przeszkadza) i tym wygrywa bo nie jest kopią tylko oryginałem. Film Nolana jest KLASYKIEM co nie oznacza, że musi się wszystkim podobać. Przypominam jak "ciepło" została przyjęta "Odyseja" i "Blade Runner" kiedy debiutowały. Ale teraz to wszyscy doceniają... i tak samo będzie z "Interstellar".
Prowokacyjnie zgodzę się, że Batmany nie są nic warte, bo cały DC Comics i cały Marvel nie jest nic warty
Klasykiem się zostaje z upływem czasu Oby czas uczciwie ocenił to `dzieło`.
Dodaję to sobie do zakładek na poczet przyszłego cytowania gdybym jeszcze kiedykolwiek miał zamiar stracić choć by pięć minut na dyskutowanie z kimś na temat tego filmu
Sam nigdy nie zebrałem się, żeby coś sensowniejszego na ten temat napisać, ale korci mnie za każdym razem, gdy ktoś próbuje uświadamiać innych, że Interstellar wielkim filmem jest, a wszelka krytyka wiąże się po prostu z brakiem zrozumienia. Może i zrobili na potrzeby filmu badania, może ktoś próbował tu coś powiedzieć i podparł się przy tym jakimiś podstawami naukowymi. Ale jako film to po prostu nie działa. Tak jak u Kathi, większość seansu zleciała mi na naprzemiennym głuchym śmiechu, załamywaniu się i niemal bezbłędnym przewidywaniu większości wydarzeń pół filmu wcześniej. To jest sztampa rozdmuchana ponad wszelką przyzwoitość.
Do tej pory nie spotkałem się z żadnymi przekonującymi argumentami, które wyjaśniłyby co jest w tym filmie takiego wybitnego. Słyszę, że ten film jest ambitny, przełomowy, trudny do zrozumienia - ale w którym miejscu? Przez pół filmu dzieją się różne głupie rzeczy, przez drugie pół wszyscy sobie te rzeczy nawzajem tłumaczą. Bardziej niedorzecznych "naukowców" i śmiechu wartej misji kosmicznej nie widziałem od czasu Prometeusza.
Pozwolę sobie zacytować moją najukochańszą wypowiedź dotyczącą tego filmu:
Why people gets confused it`s because Christopher Nolan doesn`t like spoon feeding obvious info to the audience like many movies now a days
To jest parodia. Ten film to jeden wielki spoon feeding chochlą do nalewania zupy na stołówce. Incpecji (nie)stety jeszcze nie oglądałem, ale z tego co słyszałem, to tam też pół filmu zlatuje n a tłumaczeniu tego, co wydarzyło się chwilę wcześniej. Nolan jest tak porwany przez swoją wielką wizję, że musi się biedak co chwilę tłumaczyć ze swoich profetycznych obrazów.
Arrival, chociaż pod koniec zaczął sobie trochę słabo radzić, wypada zdecydowanie lepiej. Jest w tym filmie pewna pokora, a jednocześnie o wiele większa moc niż u Nolana. Cała początkowa część filmu autentycznie trzyma w napięciu i udaje jej się wywołać u widza realne emocje, jakie mogłyby towarzyszyć takiej sytuacji. Świetna muzyka i zdjęcia budują fenomenalny klimat, ale one służą narracji i opowieści, uzupełniają ją, nie na odwrót. To nie jest popisywanie się i zagłuszanie treści formą, jak u Nolana i Zimmera. Ludzie są ludźmi, naukowcy naukowcami. Ich działania mają sens, naukowe wyjaśnienia są zgrabnie włączone w historię, nie ma w tym wszystkim niepotrzebnej dramy i ostentacyjności. Bliżej końca przebijają się powolutku pewne banały, ale w formie, którą można zaakceptować - Nolan z drugiej strony próbuje robić jednocześnie epopeję o kosmosie, nauce, rodzinie, miłości, traktorach, zbożu i własnym samouwielbieniu.
Jednych kręci kręcąca się stacja kosmiczna w Interstellar, na mnie większe wrażenie robią proste, wręcz ascetyczne, nieruchome ujęcia w Arrival. Jednych kręci trąbienie Zimmera na sąd ostateczny, które momentami zagłusza dialogi i w ogóle myśli widza, innych wyrazista, ale współgrająca z całością ścieżka Nowego początku. Nolan rozdmuchuje jakieś w gruncie rzeczy zwyczajne tematy do takiego stopnia, że kłótnia rodzeństwa osiąga skalę walki o los ludzkości, podczas gdy Arrival cały czas przypomina (co zresztą jest też w pewnym sensie clue historii), że patrzymy tylko na pewne trybiki większej całości, że w gruncie rzeczy jesteśmy mali i nic nie wiemy, ale staramy się robić swoje najlepiej jak umiemy.
Nawet tak z pozoru nieistotne kwestie jak uzupełniająca oba filmy warstwa rodzinna - w Arrival faktycznie uzupełniała ona fabułę, ale (poza końcówką) nie przyćmiewała jej, nie narzucała tonu; w Interstellar była to tylko niepotrzebna, wymuszona drama, odciąganie uwagi przez doklejanie do filmu kompletnie zbędnych elementów, przy czym postaci dalej pozostały płaskie jak kartka papieru.
Dla mnie zasadnicza różnica jest taka, że Arrival stara się do widza przemówić, a Nolan na niego krzyczy i jest święcie przekonany, że ton głosu i długość eksklamacji świadczy o jej wartościowości.
Kathi Langley napisał:
miłość pozwoli złamać prawa fizyki
-----------------------
Podobny koncept był w Endymionie o ile dobrze pamiętam, coś co ludzie nazywają miłością miało być jednym z oddziaływań podstawowych. Tak więc nie tyle łamała prawa fizyki a raczej była manifestacją tychże.
O tym samym pomyślałem. A czteroksiąg Hyperiona to jedne z moich ulubionych książek - zatem skoro kupiłem ten koncept tam, to nie będę się na niego rzucał tu.
Chociaż pamiętam jaki zirytowany był kolega, któremu poleciłem te książki, a którego zdenerowała właśnie ta konkluzja z "miłością". Nie może mi zapomnieć do dziś.
.
.
.
Kathiii, poczytaj Hyperiona, chciałbym twojej recki
ale wiesz że w Hyperionie to może działać jako element świata przedstawionego? Tam `science` jest mocno magiczne
Jestem w trakcie od wielu miesięcy, ale jak trafię na jakieś idiotyzmy to na pewno się popastwię ;d
Ależ wiem, przecież czytałem. Po prostu czekam na twoją opinię
Tom 1, wydany przepięknie, w twardej oprawie, leży chyba czwarty rok i się kurzy u mnie na półce.xd
No to fajnie, już to wydanie się wyprzedało, I wyszło kolejne - w Artefaktach.
No pewnie, czytaj sobie dalej jakieś komiksy, zamiast dobre książki, tak właśnie rób!
Najpierw dokończę Dark Tower ... co leży od 2012 bodajże nieruszone, mimo że wtedy 3 tomy wchłonąłem ciągiem xD Nie wiem czemu tak wyszło xDDD
Hyperion to saga jak Wiedźmin lub Dark Tower właśnie i najlepiej pod rząd, czy każdy tom sobie?
Podobno IN DEVELOPMENT
http://deadline.com/2015/04/channing-tatum-the-forever-war-movie-richard-edlund-1201418549/
Osobiście nie jestem już ani fanem ani znawcą kina SF. Jakoś mi przeszło. Ale jedno muszę przyznać. Ostatnia dekada plus to złote czasy dla kina SF, i studyjni bossowie na pewno zauważyli, że jest to dobry rynek, stabilny i przewidywalny, można zarobić. Otwarło się znowu okno możliwości dla "względnie ambitnego" kina SF.
Co do FOREVER WAR - zawsze uważałem, że to świetny materiał na film. Może coś z tego wyjdzie.
Zgadzam się w 100% w sprawie kina SF.
Natomiast "Wieczna wojna" jakoś nie może się przebić. To dziwne, bo uważam że idealnie się nadaje do sfilmowania i to za stosunkowo nieduże pieniądze.
Temat jest śliski politycznie, tak mi się wydaje.
Natomiast fakt, że istnieje komiksowa adaptacja powieści, dzisiaj może pomóc. Koszty realizacji takich filmów też bardzo spadły. Tak czy owak, film potencjalnie stąpać może po grząskim gruncie. Tego studia nienawidzą i boją się (to był powód opóźnienia Mad Maxa 4). Były też podobno poważne zgrzyty z prawami do ekranizacji.
to bardzo dobry film. Bardzo, bardzo dobry. Tak jak i każdy poprzedni film Denisa Villeneuve, który miałem przyjemność zobaczyć. Widziałem jego autorstwa cztery filmy: Enemy, Prisoners, Sicario i Arrival. Każdy z nich oceniłem na 9/10. To ewenement jakiego wcześniej nie było, chyba nie muszę dodawać że ten pan jeszcze przed Arrival miał u mnie taki kredyt zaufania, że łyknąłbym w ciemno cokolwiek jego autorstwa. Stąd też o nowego Blade Runnera jestem całkowicie spokojny. Raz, że nazwisko reżysera + Gosling to dla mnie gwarancja najwyższej jakości, dwa - że nie stawiam pierwszego Blade Runnera na piedestale tak jak niektórzy, więc nie będzie tu problemu pt. "nie sprostał legendzie...".
Nie zdziwię więc chyba nikogo, jeśli stwierdzę że wiedziałem że Arrival będzie świetny jeszcze przed obejrzeniem go. No i był. Surprise, surprise. Amy Adams była bardzo dobra - aczkolwiek aktorzy byli tutaj tylko tłem dla fabuły, dla reżyserii, dla kreacji świata przedstawionego. Takim tłem była postać grana przez Whitakera, takim tłem był Jeremy Renner (z punktu widzenia in-universe obecność jego postaci przez większość filmu była nieuzasadniona - jego jedyny wkład to było nazwanie kosmitów "Abbott" i "Costello" - tak jakby jego rolą było przede wszystkim partnerowanie Adams, tak co by nie wychodziła do obcych sama. Pod koniec coś tam się przydał, ale tak czy siak - był tłem). I bardzo dobrze, bo to zadziałało - aktorzy nie dekoncentrowali, nie skupiali całej uwagi widza na sobie - co czasami jest dobre, ale czasami nie.
Fabularnie było również świetnie. Nie umiałem przewidzieć jak rozwiną się wydarzenia, a sposób w jaki zostały poprowadzone był satysfakcjonujący. Ten film wymagał ode mnie nieco pomyślunku, ale z drugiej strony nie był snobistyczny i pretensjonalny. Był po prostu dobrym sajfajem.
Rozmówcy powyżej kategoryzowali filmy, stawiając je na wyższych bądź nizszych półkach. Ja powiem tak: Arrival to dla mnie ta sama półka co Odyseja, Blade Runner czy Interstellar. I parę innych filmów. Jest to najwyższa półka, gdzie znajdują się filmy ocenione przeze mnie na 8-9/10. Nad nią lewituje tylko pierwszy "Matrix", czyli dla mnie film idealny, gdzie wszystko tak współgra, że ech i och. Aż bym sobie znowu obejrzał
Marzy mi się horror w wykonaniu Villeneuve`a. Ten człowiek umie budować napięcie jak mało kto; sceny prowadzące do pierwszego spotkania z obcymi były po prostu mistrzowskie, siedziałem wtedy jak na szpilkach, i myślę że nie tylko ja. Oceniając samą reżyserię: to jest niekwestionowane 10/10, ujęcia, praca kamery, kompozycja z muzyką, to wszystko składa się na niesamowitą całość, bez której film by tracił. Ten film z tą samą fabułą i aktorami, ale z innym reżyserem byłby zauważalnie słabszy.
TL; DR - świetny film, jeden z najlepszych w tym roku, idźcie do kina bo warto!
PS. Na przyszłość: nie ma co z Kathi dyskutować o filmach Nolana, same jego nazwisko triggeruje ją do stopnia, w którym musi ukazać rozmówcy że to najbardziej przereklamowany filmowiec XXI wieku. Nie rozumiem tego (dla mnie to jeden z najlepszych reżyserów), ale szanuję - sam mam przecież takie tematy, przy których - gdy poruszone - muszę innym ukazać swoje racje. Spróbujcie nazwać Jamesa Wana mistrzem nowoczesnego horroru, albo GRR Martina świetnym pisarzem fantasy - i czekajcie tylko aż się pojawię. Każdego z nas coś triggeruje.
A pamiętam te czasy prawdawne kiedy jechali po Goslingu jak po Christensenie
Kto? Bo chyba nie na Bastionie, to chyba nie na mojej warcie!
Shedao Shai napisał:
PS. Na przyszłość: nie ma co z Kathi dyskutować o filmach Nolana, same jego nazwisko triggeruje ją do stopnia, w którym musi ukazać rozmówcy że to najbardziej przereklamowany filmowiec XXI wieku. Nie rozumiem tego (dla mnie to jeden z najlepszych reżyserów), ale szanuję - sam mam przecież takie tematy, przy których - gdy poruszone - muszę innym ukazać swoje racje. Spróbujcie nazwać Jamesa Wana mistrzem nowoczesnego horroru, albo GRR Martina świetnym pisarzem fantasy - i czekajcie tylko aż się pojawię. Każdego z nas coś triggeruje.
-----------------------
No właśnie. Jeśli lubicie wszystkie filmy Nolana i spróbujecie o tym napisać to prędzej czy później (prędzej) pojawię się z pochodnią i widłami.
Przygotowałem graficzną wizualizację:
http://i.imgur.com/kYOYcWd.png
gdzie moje widły?
w domyśle
BTW. widzę że Alex przed chwilą wrzucił przynętę na mnie... too obvious - było odczekać ze 2 dni to bym się złapał
Nolan to czołówka reżyserów/scenarzystów Hollywood, a nawet sobie pozwolę napisać, że w tym momencie numer jeden!!!!! Wszystkie jego filmy są wspaniałe!
Ja na przykład mam zasadę, że nie wchodzę w długie dyskusje (wyjątek - Wioska Gungan). Robię tak, bo nie spotkałem się jeszcze z "internetowym" przypadkiem, gdy ktoś tak negatywnie nakręcony ( ...Nolan, skończ z tą swoją popeliną... , ...oszukańcza metafizyka dla plebsu made by Nolan... itp. ) zmienił zdanie.
Reagować jednak trzeba, zazwyczaj informuję że uważam inaczej, potem jeszcze raz potwierdzam i tyle. Więcej się nie da zrobić.
Z zadowoleniem jednak stwierdzam, że skoro AŻ 3 razy oglądała, to jednak coś tam czuje w serduszku i za jakieś 10 lat Nolan skruszy ten lód
Czemu nikt mnie nie ostrzegł, ze to są prawie 3 godziny??? Tne interstellar, znaczy się...
Powiem tak - nie da się porównywać "A" vs. "I" - to są dwa dobre filmy. Aczkolwiek podtrzymam to co pisałem wyżej - Arajwal jednak ciut wyżej, przy czym obydwa te filmy mozna trzymać na jednej półce, jednak nieco niżej niż "Odyseję" czy "Łowcę". Raczej pod choinkę "Interstellaru" nie zamówię, wystarczy mi wersja UHD na Prime.
I jeszcze tylko jedno, bo nie mogłem się powstrzymać:
o że naukowcy, ludzie którzy muszą być bezwzględnie racjonalni, zachowują się jak stado rozwydrzonych nastolatków to kolejny idiotyzm.
Girl, please... Chyba naprawdę nie miałaś do czynienia z naukowcamai skoro tak uważasz. A naprawdę w życiu zdażają się sytuacje, gdy terminy gonią to się na spotkaniu (fakt że koło 10 godziny...) wrzuca schematy lightsabra na ekran i stara się to rozpisać na wzory. Tak, life is full of surprises...
Dyplomatyczna odpowiedź z której wnioskuję, że film trochę "wymęczył". Biorę winę na siebie, bo to ja namawiałem - w ramach rekompensaty stawiam drugą pizzę
https://zapodaj.net/6b83815adc555.jpg.html>3.jpg</a>
Nie tyle wymeczył, bo oglądało się fajnie (choć bez wielkich fajerwerków) - ile był dłuższy niż myslałem, i musiałem po 2:20 przerwać oglądania i odebrać latorośl po wycieczce, i potem (po jakiś 45 minutach) wrócić ponownie do oglądania. Podtrzymuje - to jest DOBRY film, choć jednak nie jest to "Łowca Androidów"
W każdym razie jeszcze pewnie parę razy ten film obejrzę
Dobry okres ostatnio, sporo dobrych filmów w listopadzie.
Wszystkie nieprzespane noce
Relacja z zakrapianych alkoholem/narkotykami imprez warszawskiej wyrośniętej dzieciarni. Zdając sobie z tego sprawę (że oni wszyscy tak naprawdę ciągle są w innym świecie pod wpływem używek) nie miałam problemu zagłębić się w film. Strumień świadomości "poszukiwacza" z Warszawki i jednocześnie relacja z przeżywanych "pięknych chwil". Nic odkrywczego, nazywanie tego obrazem współczesnego pokolenia na wyrost. Trafił jednak w moją wrażliwość i coś tam przekazał.
7/10
Bociany
Bardzo solidna animacja. Sporo śmiechu (i tak, wilki rządzą ). I rzeczywiście, dodatkowe plusy za walory edukacyjne dla dorosłych, nie spodziewałam się tego po tej animacji (po obejrzeniu trailera). Dzięki za polecenie Qel Asim.
7/10
Jestem mordercą
Aktorski popis praktycznie wszystkich (Kulesza, Haniszewski, Jakubik szczególnie, nawet Adamczyk xD), bardzo klimatyczny, trzyma w napięciu. Na plus też ukazanie relacji milicjant-podejrzany. Też opowieść o dylematach moralnych.
8/10
Nowy początek
Absolutny zachwyt nad muzyką, która kapitalnie buduje klimat i napięcie aż do finału, pomimo stosunkowo wolnej akcji. Oszczędna, ale przekonująca Adams. Wreszcie - cały koncept filmu bardzo pomysłowy.początek spoilera schemat z przedstawieniem nieliniowości czasu - prosto, ale jak pomysłowo koniec spoilera
Możnaby się nad tym filmem rozpływać, ale HAL 9000 użył mniej więcej określenia, że świetnie maskuje swoje mankamenty, przez co odnosimy wrażenie, że oglądamy lepszy film niż nim jest. Po części podzielam to zdanie. Z dwóch powodów.
Po pierwsze tak naprawdę jeden wątek powoduje, że robi się dość przewidywalny. I dwa - zakończenie, początek spoilera które w gruncie rzeczy jest ckliwe i dość płytkie w stosunku do lwiej części filmu. Film musiał się skończyć pozytywnie, bo inaczej nie miałby sensu z samego założenia. Czy jednak nie dało się zakończyć bardziej satysfakcjonująco? Owszem, bohaterka przeżyje swoją własną tragedię, ale ludzkości się nie oberwie. Przez cały film serwuje się nam głupotę ludzkości, by w finale pokazać, że jednak potrafimy. Scena z tym generałem była dość żenująca. Gdyby skończył się mniej pozytywnie, czy raczej bardziej realistycznie byłby też bardziej wartościowy koniec spoilera
8/10
Trolle
No, historia sztampowa, niezakonieczne piosenki, mało charakterystyczni bohaterowie, ale ogląda się znośnie, ma zabawne momenty (hello darkness )
5/10
Pitbull. Niebezpieczne kobiety
Kilka ciekawych postaci było, nie powiem, ale TRAGICZNY złoczyńca początek spoilera zakochany gangster, cytujący Schopenhauera i walący tak ckliwe teksty, że można zwymiotować. Ja mam uwierzyć, że on jest w stanie prowadzić jakąkolwiek organizację przestępczą?xD koniec spoilera fajnie poplątane wątki, ale za dużo "heheszkowych" scen, momentami bardziej komedia niż sensacyjniak (i to komedia niskich lotów, poza czasami fajnym, czarnym humorem).
6/10
Zwierzęta nocy
Ogromny zawód. Ciekawa muzyka, zjawiskowy Shannon (dla niego wymęczyłam ten film do końca), problem w tym, że film jest potwornie nieangażujący emocjonalnie.początek spoilera od pewnego momentu interesująca jest tylko historia z powieści, bo ta realna to w zasadzie urywki z reakcji Adams na książkę. Spaprany wątek realny. koniec spoilera. Sprawnie nakręcona, estetyczna, ale wydmuszka.
3/10
Fantastyczne zwierzęta i jak je znaleźć
Jestem absolutnie oczarowana i ogromnie zaskoczona tym filmem Gdzieś już na początku seansu złapałam się na myśli "wow, jakbym oglądała Kamień Filozoficzny za dzieciaka". Pod względem klimatu jest mistrzowski, można odpłynąć na 2h w rzeczywiście magiczny świat. Poza jakimiś drobnostkami początek spoilera tak, finał i tak, fizjonomia Grindelwalda koniec spoilera
praktycznie wszystko tu gra. Bohaterowie dają się polubić. Myślałam, że już wyrosłam z HP i że żaden z filmów tej serii już mnie niczym nie zaskoczy, jak Kamień Filozoficzny i Komnata dawno temu, a tu proszę - mój ulubiony z tego uniwersum koniecznie do powtórki.
9/10
Evening Star napisał:
Bociany
Dzięki za polecenie Qel Asim.
Fantastyczne zwierzęta i jak je znaleźć
mój ulubiony z tego uniwersum koniecznie do powtórki.
-----------------------
Hehe, do usług
Mój też, choć dopiero 3 razy w kinie, w czwartek na pewno będzie 4 raz
Środa
Katowice Punkt 44 IMAX
Fantastyczne Zwierzęta i jak je znaleźć
Trzeci seans zaliczony --> http://star-wars.pl/Forum/Temat/20176#653504
Czwartek
Katowice Silesia
Pitbull. Niebezpieczne kobiety
Idź na Pitbulla mówili... będzie fajnie mówili...
<facepalm>
Nie chodzę na polskie filmy, zasadniczo to bardzo mi się one nie podobają - ale czasem trafi się coś co da się zobaczyć i jest nawet bardzo dobre (wyjątek potwierdzający regułę). Przynajmniej raz na rok oglądam "Jak się pozbyć cellulitu" (jeden z moich ulubionych filmów w ujęciu generalnym) i raz na jakieś trzy lata "Testosteron". "Służby specjalne" też uszły, czasem jakaś komedia jest do zobaczenia, ale ogólnie ujmując dla mnie polskie filmy to nędza i czarna rozpacz...
Wielu znajomych mnie pytało czy Pitbull 3 jest tak dobry jak poprzednie części (nie widziałem poprzednich, więc się nie wypowiem). Odpowiadałem że nie widziałem, bo nie chodzę na polskie filmy. Oni na to że poprzednie dwa to rewelacja, na pewno nie będę żałował że zobaczę trójkę w kinie. Jeszcze inni, którzy już widzieli rozpływali się w zachwycie, że świetny itp. No to postanowiłem że zaryzykuję...
Ten fil... nie to nie film... to coś, ta maszkara... to największy gniot... największe dno kinowe jakie widziałem w tym roku...
Masakra... ten potworek zawierał w sobie wszystko to, czego w filmach NIENAWIDZĘ!!!
Prymitywizm, nuda i ludzko-polskie gó**o... DNO
Całe szczęście że nic nie płaciłem za bilet, chyba zgłoszę to dziadostwo do konkursu o Złotą Malinę... choć to i tak zbyt prestiżowe wyróżnienie jak na tego arcygniota...
1/10 to i tak zbyt wiele... nawet "Legion Samobójców" był już lepszy... i w związku z tym gniotem (Pitbullem) oficjalnie podnoszę jego (Legionu) ocenę z 1/10 do 3/10, bo takiego DNA jak w przypadku Pitbulla nie widziałem w całym swoim życiu.
Piątek
Katowice Punkt 44
Sprzymierzeni
Film OK, dobry choć to jeden z tych które lepiej zobaczyć w domu przy nadmiarze wolnego czasu. Także do kina nie polecam (chyba że z Unlimited), ale jako tako daje radę To tyle, nie chcę pisać specjalnie spoilerów, by napłodzić więcej tekstu.
7/10
Katowice Silesia
Vaiana 3D
Jedna z lepszych bajek w tym roku
Co prawda do Zwierzogrodu się nie umywa, ale jest dobrze Jedyny minus to śpiewające postacie, no cholera jasna nawet jako dziecko takie bajki mnie drażniły, tym bardziej teraz. Niemniej w porównaniu do Trolli tego przynajmniej jakoś dało się słuchać, bo na Trollach moje uszy mi krwawiły...
8/10
Sobota
Bielsko-Biała
Sekretne życie zwierzaków domowych
Załapałem się przez przypadek na seans o 13:20 w bielskim Cinema City, w sobotę. Poszedłem bo wszystko inne już widziałem (ewentualnie nie chcę wiedzieć).
Ludzie mówili że bajka słaba itd.
No to uwierzyłem i nie poleciałem na to do kina od razu, w sumie to wcale miałem tego w kinie nie oglądać. To był błąd!!!
Drugi raz w ubiegłym tygodniu przekonałem się że opinie ludzi są kompletnie nie adekwatne do rzeczywistości. W odróżnieniu od Pitbulla który jest gniotem, Sekretne życie zwierzaków domowych okazało się na prawdę spoko komedią.
Sam film to pierdoły totalne, ale przyjemnie się je oglądało Z całą pewnością nie będę tego oglądał drugi raz, ale ten jeden raz w kinie, to był dobrze spędzony czas
7,5/10
Film do którego podchodziłem z dość dużymi obawami. Z jednej strony, uwielbiam filmy Burtona, a jego samego uważam za jednego z najlepszych reżyserów świata.
Z drugiej jednak strony - od 10 lat Burton nie nakręcił dobrego filmu, same średniaki albo chłamy. Dlatego bałem się, jak będzie tutaj.
Okazuje się, że film jest całkiem przyjemny. Ma jednak jedną zasadniczą wadę - klasycznego stylu Burtona to to za bardzo nie przypomina. Raczej miałem wrażenie, że jakby nakręcił to ktoś inny, to wyszłoby na to samo.
W historii mamy najpierw klasyczne irytujące od frajera do bohatera - choć za to z grającym Terencem Stampem - potem natomiast główny bohater Jake odkrywa tytułowy Dom Pani Peregrine dla... burtonowych mutantów Tak, miałem te same skojarzenia z X-Menami co wszyscy.
Dziwi mnie, że mieszkańcy domu potulnie godzili się na wieczne zamknięcie w pętli czasowej z Panią Peregrine, niby miłą, a jednak trochę trącącą dyktatorką. Kompletnie też nie rozumiem, dlaczego osobliwi - czyli tutejsi mutanci - nie wykorzystali swoich supermocy do zmiany biegu historii. Cholera, skoro przecież mamy dziewczynę kontrolującą ogień, inną latającą, to dlaczego nikt nie spróbował nawet strącić niemieckich bombowców przelatujących nad domem Peregrine?
Wewnętrzne konflikty między Osobliwymi ważniejsze, niż kwestia II wojny dotykającej też ich? Serio? Zawsze wkurzały mnie takie idiotyczne motywy rodem z Narnii.
Przybycie Jake`a w zasadzie było plusem - w końcu mieszkańcy domu mogli poczuć, co to jest wolność na skutek zaburzeń linii czasowej w związku z Jakem, Barronem i... Slender Manami. No i miał chłopak gdzie się wymknąć od ponurej dotychczasowej rzeczywistości.
No właśnie - Slender Man Główne potworki zwane pustokrakami strasznie trącą Slender Manem. Nie mam pojęcia, czy to celowy pomysł Burtona czy przypadek, ale bardzo mi się to spodobało.
Barron z kolei to zabawna postać, ale za bardzo trącąca Julesem z Pulp Fiction i Nickiem Furym. Cholera, czy Samuel L. Jackson ostatnio coraz częściej grywa swoje role na jedno kopyto, jak Johnny Depp? Jeszcze okaże się, że Mace Windu naprawdę był unikatowy...
Film w zasadzie przyjemny, ale na jeden wieczór. Poza tym nie jest to żadna rewelacja, a jak na Burtona niestety kolejne rozczarowanie, choć mniejsze niż zwykle, bo jednak ten film jest lepszy niż przeciętny Charlie z Czekoladą czy chłamowata Alicja.
Czwarty (środa) i piąty (czwartek) seans Fantastycznych Zwierząt i jak je znaleźć
4 --> http://star-wars.pl/Forum/Temat/20176#654280
5 --> http://star-wars.pl/Forum/Temat/20176#654433
Zły Mikołaj 2 (czwartek)
Wyszedłem po około 50 minutach z sali, pozostawiając ją pustą. Wyszedłem o jakieś 45 minut za późno. W sumie to szkoda że w ogóle poszedłem. No, więcej komentarza nie trzeba - niemniej to wciąż Pitbull 3 jest dla mnie największym gniotem roku. To było po prostu nudne i nieśmieszne.
Underworld 5 (piątek)
--> http://star-wars.pl/Forum/Temat/21134#654577
Sully (piątek)
Rewelacja. Ta historia w pełni zasługiwała na swój film, pełny szacuneczek dla prawdziwego Sully`ego. Wykonanie, gra itp. itd. też takie jak trzeba. Zdecydowanie w czołówce, najlepszych 10 filmów w tym roku
Ocena 9/10, nawet 9,5/10
Sully to faktycznie jeden z najlepszych filmów tego roku, ale jednak po "Hell or Highwater"* - dziecko mi uświadomiło, że w Polsce to ma (nie wiedzieć czemu) tytuł "Aż do Piekła" ???
* - po naszemu to "co byśnie robił, d... zawsze z tyłu"
Finster Vater napisał:
"Hell or Highwater"
-----------------------
To przegapiłem, w Polsce premiera była we wrześniu, a ja wtedy nie miałem kiedy pójść do kina i przez cały miesiąc byłem tylko raz na... 11 seansie TFA
Nadrobię na streamie bo jak tak czytam Twoje posty, to widzę że mamy podobny gust filmowy
Wczoraj byli "Alianci" - całkiem fajny fim, z w miarę zaskakującym zakończeniem - tylko trzeba tzw. "realia historyczne" wyrzucić do kosza i przyjemnie się oglądą, choć film jest nieco rozwleczony. Brad Pitt solidny jak zwykle, Cotillard daje radę. Żonie siępodobało nawet, a ajkieś małolaty to się nawet popłakały nakoniec. Takie solidne 7/10 (punkty ujemne za śmieszące mnie "realia" drugowojenne w poważnym filmie)
Bestie Fantstyczne - dorze pokazana i co ważniejsze "rozwojowa" histori przesunięcie czasoprzestrzeni zdecydowanie wyszło Rowling na dobrze. Czego to ludzie nie trzymają w walizkach... Niuchacz świetny, inne zwierzątka też sympatyczne, no i Kowalski Nb., dyrektor banku to idiota, ktoś mu proponuje "ponczkis" a ten mówi że przecież może jeść donuty, kretyn jeden. 8.5/10
Jutro "Sen to Chihiro no Kamikakushi" Miyazakiego, jeszcze na dużym ekranie nie widziałem, a jest okazja.
Całkiem dobrze opisałeś Aliantów, (w Polsce to "Sprzymierzeni"). Mi jakoś nie chciało się rozpisywać na ich temat - przynajmniej mam pod czym się podpisać, bo ocena końcowa nam się zgadza idealnie
Tak, rozwój uniwersum to jeden z największych plusów Fantastycznych Zwierząt, zresztą inne przez Ciebie opisane kwestie też. Przeklęte Dziecko wychodzi bardzo słabo w porównaniu do Fantastycznych Zwierząt, właśnie dlatego że nic nowego nie wnosi, nie jest rozwojowe.
Tak wiem, że film już dawno wyszedł ale dopiero teraz naszło mnie na obejrzenie go. Pierwsza część bardzo mi sie podobała. Tutaj nie zawiodłem sie aczkolwiek oceniam niżej niż część 1. Animacja jak zwykle niezła, różnorodnosc smoków zdecydowanie na plus, wikingowe klimaty w dalszym ciagu super sprawdzaja sie w formie bajki. Na lekki minus prosta fabuła, mniej wciagajaca od czesci pierwszej. Ale w dalszym ciagu ogladalo mi sie to przyjemnie i odstresowujaco. 7.5/10.
Titanic wczoraj na Polsacie co z tego ze to 100 powtórka ten film zawsze mnie wzruszy i ta muzyka <3 płakać się chce
Środa
6 seans Fantastycznych Zwierząt i jak je znaleźć --> http://star-wars.pl/Forum/Temat/20176#655134
Czwartek
Osaczona
Spodziewałem się "Zanim się obudzę" 2.0. Na takie coś wskazywał w pewien sposób trailer. A tu miłe zaskoczenie Niby wątki tego typu już były, ale wyszło to całkiem dobrze, a nawet bardzo.
To bardzo lekki horror psychologiczny (w seansie nie z tych wzbudzających skrajne emocje) z lekkimi dodatkami dramatu, choć nie z tych smętnych na szczęście
8/10
Kubo i dwie struny
Dziwne, trochę abstrakcyjne, ale jednocześnie proste jak deska. Bardzo dobra muzyka, grafika jakiej nie lubię ale rozumiem że była konieczna dla oddania atmosfery filmu. Widać że to nie jest amerykańska produkcja... pomimo że oficjalny kraj produkcji to USA
6/10
Jestem świeżo po seansie „Arrival” (tak à propos, dramatyczny jest ten polski tytuł; zdaję sobie sprawę, że „Przyjazd” albo „Przybycie” słabo by brzmiały, ale „Nowy początek”? Srlsy?) i jestem bardzo usatysfakcjonowany. Liczyłem na dobre kino science-fiction i takie właśnie dostałem. Genialny film, jeden z lepszych sf, jakie ostatnio widziałem.
Arrival to film trzymający w napięciu od pierwszej do ostatniej minuty. Tak jak zauważył Shedao, nie da się nie siedzieć jak na szpilkach podczas scen z obcymi. Cały czas jest ta nutka niepewności, wątpliwość. Napięcie buduje dodatkowo przeszywająca, kapitalna muzyka.
Nowy początek (większą umiejętnością tłumaczenia wykazywała się grana przez Amie Adams doktor Louise Banks, niż polscy tłumacze, ale niech już im będzie) to trudny w odbiorze film. Nie jest to typowy odmóżdżacz. Jest to kino raczej kino dla osób, które potrafią cieszyć się każdą sceną, wolną akcją, kontemplować podczas seansu. Jeżeli ktoś przyszedł do sali, by zobaczyć efektowne wybuchy i masę sztampowych efektów specjalnych, to nieco się przeliczył. Tego tutaj nie doświadczymy. I bardzo dobrze!
Jednak czasami bywa nudno i nie sposób tego nie zauważyć. Nie można się jednak ani na chwilę wyłączyć, bo wówczas łatwo o zgubienie sensu i głównego wątku. Być może trochę się czepiam, ale taką małą wadą jest to, że pierwsza połowa filmu to wyjątkowo wolna akcja, pokazanie z ogromną dokładnością i dobitnością każdego kontaktu z obcymi, by w drugiej godzinie dosyć mocno przyspieszyć (jak na ten film rzecz jasna) z wydarzeniami.
Najważniejszą sprawą nie są jednak kosmici i ich przylot na ziemię. Film ma ukryty przekaz, morał i radę dla ludzkości, która w istocie - tak jak chcą pokazać obcy - jest skonfliktowana, walczy ze sobą, kiedy powinna być jednością i działać razem, a nie przeciw sobie. W rzeczywistości bowiem jest tak, jak przedstawia to film - ludzkość potrzebuje zgody, odejścia od walk, wojen, śmierci.
Fabuła też jest rewelacyjna, a to przede wszystkim za sprawą głównej postaci - doktor Louise Banks, którą gra - jak wspomniałem - Amie Adams. I wypada wprost rewelacyjnie. Po prostu kradnie show. Każda scena z jej udziałem należy w stu procentach do niej. Do tego mamy ciekawe postacie Iana Donnelly`ego, w którego wciela się, i to z bardzo dobrym skutkiem, Jeremy Renner, a także pułkownika Webera (niezawodny Forest Whitaker). Co prawda postacie te są tłem dla Banks/Adams, która jest wyniesiona na piedestał i wokół której kręci się cała akcja, ale bez tych dwóch ważnych postaci ta jej historia, która jest bardzo ważna w perspektywie następnych wydarzeń i mocno wiąże się z istotą i sensem filmu, nie wypadłaby tak okazale. Zarówno Weber, jak i (a w zasadzie przede wszystkim) Ian są ważnymi elementami układanki. Bez tych dobrze odegranych ról nie można by tak bardzo docenić Adams, bo cała trójka stworzyła system naczyń powiązanych, dobrze wyglądający i zgrany na ekranie. Nie widać było, by główni bohaterowie wzajemnie sobie przeszkadzali.
Podsumowując - to był bardzo dobry film science-fiction. Chyba najlepszy obok Prometeusza i Interstellar. A nie wiem nawet, czy przypadkiem nie najlepszy. Nie mogę doczekać się wydania blu-ray. Kupię z wielką chęcią.
Ocena filmu: 9/10
Tak BTW, to dopiero teraz wybrałem się na ten film, bo w pilskim Heliosie nawet go nie było. Przy okazji wizyty w Warszawie wreszcie udało mi się zaliczyć ten seans, z czego jestem bardzo zadowolony. Niech Moc będzie z Wami.
Mistrz Mateusz napisał: Jednak czasami bywa nudno i nie sposób tego nie zauważyć.
Być może trochę się czepiam, ale taką małą wadą jest to, że pierwsza połowa filmu to wyjątkowo wolna akcja...
Uważam, że pierwsza część filmu jest znakomita i nie ma mowy o nudzie.
Co do reszty to ogólnie zgoda. Mimo iż film jest raczej "kameralny" warto go jednak w kinie zobaczyć.
Widziałem "Rogue One"
Ale na poważnie - Collateral Beauty. Bardzo mi się mi i małżonce, wbrew opiniom krytyków (na pohybel im). Fajnie zrobiony i zagrany, świetna Mirren i drugoplanowa Knightely. Nie będę nic mówić o fabule, bo zepsuje całą przyjemność z oglądania, powiem że jest duże zaskoczenie na koniec.
Panowie, bierzcie Wasze kobiety i idzcie do kina, panie weźcie Waszych facetów - i nie zapomnijcie o paczce chusteczek
Aaaa, to nie jest typowe "Christmas movie" anie film rodzinny. Jak ktoś pójdzie z takim nastawieniem, to mu się podobać raczej nie będzie.
Jutro "Manchester by the Sea" - krytycy mówią że dobry - zobaczymy.
Dwie świetne (polskie, bo światowe były już dawno) premiery dzisiaj zaliczyłem
Tancerka (La dansenuese)
Poszedłem na niego z jednego zasadniczego powodu - bo jest to film francuski, a tak się składa że bardzo cenię sobie kino francuskie począwszy od filmów z Fernandelem po współczesne. Był też jeszcze drugi powód, ale grał znacznie mniejszą rolę - otóż do dzisiaj pamiętam Black Swan z Natalie Portman, film który bardzo mi się podobał.
Aspekty techniczne
Operacje muzyką, dźwiękiem i ciszą, zbliżenia kamery i ujęcia z dystansu, odcienie szarości i gra światłem. Elementy klimatotwórcze na najwyższym poziomie.
Muzyka
Wykorzystanie znanej muzyki klasycznej (teraz nie pomnę czy Mozart czy Vivaldi czy jeszcze ktoś inny, bo w następnym filmie też dużo klasyki było) i współczesnej? A może bardziej niszowej klasyki której nie rozpoznałem? Nie istotne, brzmiała cudownie i jak zawsze poruszała moją duszę.
Lokacje i stylizacja
Piękne wnętrza, stylizowane na koniec wieku XIX, otulony delikatną mgłą ogród w stylu angielskim, no i te krajobrazy z początku filmu. Jako film kostiumowy też wszystko było dobrze, na prawdę nie mam do czego się przyczepić.
Gra aktorska
Wszyscy się spisali, jak zawsze we francuskich filmach. Mój "zmysł" empatii czuł wszystko to co przeżywała główna bohaterka. Poza tym dochodzi do tego jeszcze jeden aspekt. Mianowicie erotyka. Ta poza jedną błyskawiczną sceną z początku (taką w której nic nie widać) była bardzo subtelna i nienachalna, zaś przede wszystkim zupełnym przeciwieństwem tego co serwują w polskich filmach czyli prymitywizmu przy którym nie wiadomo czy mamy do czynienia jeszcze ze sceną erotyczną czy już z kryptopornografią. Aczkolwiek to nie jest najważniejsze w tym filmie, ani nawet w omawianym jego aspekcie. Najistotniejsze jest to że dzięki dobrej grze aktorskiej, mogłem poczuć się współuczestnikiem wydarzeń. Poza tym to pokazuje że główna bohaterka nie musi być Miss World, by skraść myśli i przyciągać uwagę, ma być po prostu grana przez dobrą aktorkę i tak się też stało.
Fabuła
Historia oparta na prawdziwym życiorysie, co podnosi jej wartość bo nie jest to zwykły schemacik filmu o tancerce, baletnicy itp. choć oczywiście można taki schemat (obecny w większości tego typu filmów) dostrzec. To jednak nie problem, bo wydarzenia następują po sobie tak naturalnie, że to właśnie odejście od takiego schematu byłoby pozbawione sensu. Jednocześnie jest to coś innego niż Black Swan, motyw przewodni podobny, ale to zupełnie inna bajka.
Taniec
Czysty zachwyt, zachwyt i jeszcze raz zachwyt! Same występy jak i szkolenie jej podopiecznych. Pasja, wszechobecna pasja i prawdziwe poświęcenie, oddanie całego jestestwa dla tego co się czyni oraz wizjonerstwo - nic nie mogło być oddane przypadkowi, we wszystkim i wszystkich musi wyrazić się artyzm.
Film mnie niebywale zaskoczył i przejął prowadzenie w moim prywatnym rankingu na film roku 2016. Ten film nie ma wad, a jeśli jednak jakieś ma to ja mam je gdzieś, to co przeżyłem w kinie parę godzin temu było genialną ucztą dla oczu, uszu i całego mojego wewnętrznego ja. Chociaż jest to dramat, to nie nudziłem się ani chwili, a jestem raczej zwolennikiem szybkiej akcji w filmie.
10/10 FILM ROKU!!!
Dusigrosz
Drugi film francuski dzisiaj i drugi świetny film tak przy okazji
Ktoś może powiedzieć że cały czas ten sam schemat komedii z tym samym aktorem, ale kichać to! Zabawa była przednia!
8/10
a u mnie Tancerki nie grają
Swoją drogą, czytałam, że na polskie filmy nie chodzisz, ale serio, daj kiedyś szansę Ostatniej Rodzinie.
Szkoda! W katowickim CC Punkcie 44 leci, ale w CC Silesi (5 minut pieszej drogi dalej) już nie, a szkoda bo film jest wart obejrzenia.
Premierę (światową) miał w maju, być może jest już gdzieś dostępny na streamie.
Wiesz, zbyt często się już zawiodłem na polskim kinie. Poza tym zauważyłem pewną zależność - im bardziej ludziom film polski się podoba, tym bardziej mam ochotę pluć w ekran (patrz Pitbull 3). Działa to też odwrotnie, im bardziej Polacy hejtują jakiś polski film, tym bardziej mi się podoba (patrz Jak się pozbyć cellulitu - moja komedia number one), oczywiście spośród tych do których zobaczenia dałem się namówić.
Zaś patrząc po trailerze którym katowano mnie w kinie od sierpnia - odnoszę wrażenie że jest to baaardzo polski film i choć osobiście uwielbiam malarstwo i grafikę Beksińskiego, to kompletnie nie mam ochoty oglądać filmu o nim ani jego rodzinie, zwłaszcza że co nie co się o nich nasłuchałem na kursie przewodnickim podczas zwiedzania Sanoka.
Wiesz, po prostu nie chcę znowu przeżywać traumy po filmie
Niezłe filmy, rozczarowujące animacje? Tak bym podsumowała ostatnie seanse w CC.
Sprzymierzeni
To taki film, gdzie przed obejrzeniem zdecydowanie odradzam oglądanie zwiastunu, bo zdradza całą fabułę. Z drugiej strony nie warto się tak czy siak na to wybierać. Cotillard i Pitt jadą na autopilocie, jakby zmęczeni tym, że muszą w tym grać, choć Cotillard coś tam stara się dać z siebie więcej. Romansik bez przekonującej gry aktorskiej i chemii wyjść nie może. Na siłę z plusów - niezłe krótkie sceny strzelanin? Nie męczy oglądanie tego filmu?
4/10
Osaczona
Trailer zapowadał coś całkeim niezłego, wyszła, no, kupa. Stara się być na siłę horrorem, jump scare`y (?) jedne z najgorszych, jakie widziałam w tym roku. Nie trzyma w napięciu, nudzi i w sumie jest głupi. Szkoda młodego Tremblay`a, że zagrał w tym czymś.
2/10
Zaćma
O zbrodniarki drodze w poszukiwaniu Boga(?), odkupienia(?). Wzięto na tapet bardzo interesującą postać i wyszedł dobry film. Bardzo kameralny, praktycznie większość scen to rozmowy, a właściwie mini-konfrontacje słowne w cztery oczy. Właściwie z jedną bohaterką, przekonująco odegraną przez panią Mamonę. Coś w sam raz dla fanów filmów, które rozkładają postaci na czynniki pierwsze i dobrze je eksponują.
7/10
Światło między oceanami
Naczytacie się opinii, że to ckliwy wyciskacz łez. I jest w tym dużo racji. Jednak jedną z najważniejszych rzeczy dla mnie w filmach są przekonujące postaci, dobrze zagrane. Szłam z pełną premedytacją, wiedząc, że idę na wyciskacz łez, i to słabo zagrany (takie założenie po płaczliwym trailerze). Ale nic z tych rzeczy. Vikander wypadła rewelacyjnie, Fassbender i Weisz dotrzymują kroku. Romans jest dość wiarygodny (no, czasami sielanka za bardzo bije z ekranu), ale chyba ważniejszy jest dylemat moralny, z którym bohaterowie się muszą zmierzyć. No i poza tym widoczki mnie kupiły... Moja słabość do nowozelandzkich widoczków wygrała...
8/10
Vaiana: Skarb oceanu
To ci było rozczarowanie, ha! Wizualny cukiereczek (naprawdę! Animacja jest śliczna!), ale... nic poza tym? Historia głupia do bólu, właściwie brak antagonisty (to lawowe coś - nie liczę) powoduje, że ogląda to się beznamiętnie i bez zaangażowania. Żadna piosenka też nie zapada w pamięci, żadna niczym się nie wyróżnia. Tak naprawdę śladowe ilości humoru, a jeśli już jest to kiepski. Co najgorsze - i to w animacji Disney`a - nudne postaci (poza babcią), które tak naprawdę ma się gdzieś. Najlepszym momentem jest pomysłowa krótkometrażówka Serce w rozterce, puszczana przed seansem Vaiany. Omijać to.
3/10
Kubo i dwie struny
Co ja się nie naczytałam jakiż trud został włożony w zrobienie tej animacji. Bo to w sumie wszystko animacja poklatkowa. No i fajnie. Cała para poszła w technikę animacyjną, a zapomniano w sumie o reszcie. I w sumie wysiłek był daremny, bo całość wygląda po prostu brzydko. Z przegadanych scen nic tak naprawdę nie wynika, niczemu one nie służą, poza tym, że nużą widza i wcale bardziej nie angażują w sumie nieciekawą historię. Ale to nie jest tak, że nic tu nie ma. Pewne sceny pod względem wizualnym wyszły pięknie np. pierwsze spotkanie sióstr - naprawdę to było dość przerażające. Plus także za dość poważny ton i sporą dawkę brutalności.
4/10
Sully
Znów z pełną premedytacją poszłam na Hanks`a, którego nie trawię. I znów spisał się śpiewająco, tzn. "grał" tą samą zbolałą miną po raz enty, ale, o dziwo, w tym przypadku to aż tak nie przeszkadzało. Może dlatego, że lwia część filmu to sceny z samej katastrofy, które są znakomite, a w trakcie których eksponowani są niektórzy pasażerowie/personel na tyle dobrze, że można się przejąć ich losem? Może. W każdym razie świetnie się to oglądało.
7/10
Łotr 1
Z kronikarskiego obowiązku, bo swoje trzy grosze już popełniłam w innym wątku, no ale film w podsumowaniu znaleźć się tak czy siak musiał. Krótko - od ostatniego razu widzę jaki jest to film pełen kontrastów. Z jednej strony znakomite postaci w CGI, z drugiej słabe bądź przeciętne aktorstwo. Z jednej strony smaga w sposób udany po twarzy nostalgią, z drugiej wszystko, co ma do zaoferowania nowego - nie jest nic warte.
5/10
Z innego świata
Infantylna opowieść o fascynacji, z nachalną i prostą symboliką. Oszczędna w formie, Cotillard daje radę. Dzięki niej to się całkiem dobrze ogląda.
6/10
Lion. Droga do domu
Jeśli miałabym polecić na co iść w ostatnim czasie do kina (poza najświeższymi premierami, na które się wybieram) to bym wybrała ten film. Pierwsza część z perspektywy dziecka jest mistrzowska. Czuć brud, smród i beznadzieję, w których znalazł się chłopiec (młody też był świetny!) w ogromnym, bezwględnym mieście. Gorzej w drugiej połówce, gdy mamy do czynienia z dorosłym Saroo, akcja trochę za szybko nabiera tempa, ale aktorsko jest nadal dobrze (drugoplanowa Kidman <3). Zakończenie jest urocze i po prostu wychodzisz z kina z miłym ciepełkiem na serduszku
8/10
W "Aliantach" to raczej secny militarne były słabe (poza sceną porodu w czasie nalotu), poza tym to jednak ona bardziej go wykorzystjue niż kocha.
Moana (czy jak jej tam w PL) to quasi-musical dla małych dziewczynek, które w trakcie seansu podskakuja, tańczą itp. z bardzo ładną grafiką. No i kurak jest fajny
O tak, kurak-idiota był świetny. A uwaga o quasi-musicalu jak najbardziej słuszna, bo te piosenki byłytak denne jak tylko się da. To był najsłabszy aspekt Moany/Vaiany
Kurczaka, gdyby z połowę scen z nim wyciąć to byłoby ok. W pewnym momencie ten dowcip był już tak powtarzalny, że nudny.
Co do Moany - wiesz, mimo wszystko jak idziesz na animację Disney`a i to po zachęcającym trailerze to możesz mieć jakiesz większe oczekiwania. Trailer nie zapowiadał jakiejś Barbie i fabryka bucików 3.
Hoho! Widzę że jestem jednak o wiele łagodniejszym oceniającym Nie pierwszy raz zresztą Chociaż z wyjątkami zgadzam się z Twoimi spostrzeżeniami.
Osaczona tak nisko? Ja wiem że schemat, powtarzalność itp. ale patrząc po trailerze myślałem odwrotnie - że to może być klapa, a mile się zaskoczyłem. Pewnie kwestia gustu, lub oczekiwań względem filmu.
Zaćma zdaje się jest polską produkcją, także nie widziałem
Światło między oceanami, Z innego świata i Lion. Droga do domu nie widziałem, choć przyznam że byłem nimi zainteresowany (zwłaszcza dwoma ostatnimi), ale seanse mi nie pasowały. Trudno
Kubo i dwie struny. Tak, brzydka grafika - doceniam wykonanie, ale konwencja kompletnie mnie nie przekonuje i chociaż musieli się przy niej nakombinować, to też mi się nie podoba.
Sully, tak to się świetnie oglądało
Vaiana - hehe, oceniłem trochę wyżej ale to na tle innych bajek w 2016 roku, bo generalnie ujmując to jest tak jak opisałaś.
Rouge One - tutaj wiesz dobrze co o nim myślę Niemniej za trzecim razem nawet troszkę mi się sposobał. Także zachęcam do przeczytania mojego recenzjopodobnego tworu we wiadomym temacie
Ja rzucam za dużo ósemek zdecydowanie Do tych surowo oceniających nie należę, patrząc nawet po naszym forum czy odsłonach tematu o najlepszych filmach.
Osaczona - poszłam właśnie na ten film ze względu na zachęcający trailer Bo zapowiadał niezły horror. Z horrorem wyszło jak wyszło, z dramatem psychologicznym (no chyba przeginam tu xD) również sztampowo, więc... Z drugiej strony czasem to tylko i wyłącznie kwestia, że coś do nas dociera, a coś nie. To dla mnie coś w stylu jak nowy Pitbull dla Ciebie Bo starając się być maksymalnie subiektywnym nawet w największym gniocie znajdziesz jakieś plusy (nawet Pitbull je ma), ale jak film jest z pewnych względów dla Ciebie nie do przyjęcia to i tak te plusy zbagatelizujesz.
Z tej trójeczki najbardziej to Lion. Mogą być potrzebne chusteczki
Do wypowiedzi o Rogue One coś dopiszę, bo widziałam, że długie i można się do wielu rzeczy odnieść, ale po kolei nadrabiam zaległości.
A co do polskich produkcji to rozumiem Twoje podejście, bo najczęściej to, co u nas jest dobre jest zbyt hermetyczne, zrozumiałe tylko dla Polaków, bo uwielbiamy się babrać we własnym bagnie, wyciągając często najbardziej bolsesne tematy. A z drugiej strony mamy zupełną mizerię w postaci nieoglądalnych komedii romantycznych. Nie mając karty właściwie nie chodziłam na polskie produkcje z powodów powyższych. Od kiedy mam Unlimited (chwała karcie) jednak to robię i tego nie żałuję, na pewno w tym roku
Tak, jak już się po czymś jeździ i rzuca mięsem, to się jeździ i rzuca mięsem Wszelkie plusy wydają się być nic nie warte
No właśnie. Pięknie to ujełaś - Polacy uwielbiają się babrać w polskim bagnie. Ujełaś to pięknie bo ja zwykle mówię dosadniej o polskim gó***e, którego w naszym kraju jest dość na codzień i kompletnie nie mam ochoty oglądać tego w filmach.
Unlimited to piękna sprawa. Choćby dlatego że bez karty raczej bym nie poszedł na Tancerkę czy inne dramaty itp. i straciłbym coś wspaniałego. Także w pełni rozumiem o czym mówisz