Autor: Tsavong Anor
Na podstawie serialu "Clone Wars" Genndy'ego Tartakovsky'ego
Autorzy oryginalnych scenariuszy:
Bryan Andrews
Mark Andrews
Darrick Bachman
Paul Rudish
Genndy Tartakovsky
George Lucas
Redakcja i korekta: Wedge
Bastion Polskich Fanów Star Wars, Stopklatka i autorzy
nie czerpią żadnych dochodów z opublikowania poniższych treści.
Adaptacja jest wykonana przez fanów dla fanów.
O D C I N E K
3
Oddział elitarnych żołnierzy Specjalnego Oddziału Zwiadowczego wychodził z wraku rozbitej kanonierki, nie wiedząc, że jest obserwowany przez droidy Federacji Handlowej, zaopatrzone w karabiny snajperskie najnowszej generacji. Żołnierze nie wiedzieli, że są obserwowani przez kogokolwiek.
Kapitan, a zarazem dowódca oddziału oznaczony był jako Alpha-77, ale i tak wszyscy nazywali go po imieniu – Fordo. Nosił specjalną, wzmocnioną zbroję z czerwonymi naramiennikami, elitarną, szarą mandaloriańską blasteroodporną spódniczkę zwaną kamą i hełm przypominający wzorem wyposażenie zwykłego żołnierza, choć również wymalowany na czerwono – miało to świadczyć o jego stopniu w Wielkiej Armii Republiki, o tym, że to on jest dowódcą, co dla jego podkomendnych było oczywiste, ale żołnierze Republiki, którzy nie „urodzili się” na Kamino, a nawet Jedi, mieli czasem problem ze stwierdzeniem, który – z wyglądu identycznych żołnierzy – jest oficerem.
Wreszcie ostatni z żołnierzy wygramolił się na zewnątrz, a wszyscy, którzy już wyszli, zabezpieczyli teren wokół rozbitego transportu.
Fordo wiedział, co robić, mimo, że jego kanonierka została strącona, a w ten sposób misja, którą mieli wykonać, stała się o wiele bardziej skomplikowana. W końcu nie darmo osobiście szkolił go sam Jango Fett.
Należało za wszelką cenę zniszczyć działo planetarne, które uniemożliwiało republikańskim transportom wylądować na powierzchni planety.
„Już ponieśliśmy straty” – pomyślał. Pilot leżał w tej chwili martwy w kokpicie, a raczej w tym, co z niego zostało. Gdy oczach kapitana umierał któryś z jego braci zawsze przypominał sobie słowa mantry klonów: „Z wody się zrodziliśmy, w ogniu umrzemy. Jesteśmy nasieniem gwiazd.”, co pozwalało mu w jakiś sposób uczcić ich pamięć, gdyż żaden z żołnierzy z Kamino nie miał prawa opłakiwać swych druhów. Była to oznaka słabości, którą wyeliminowało restrykcyjne szkolenie.
W międzyczasie droidy Federacji wycelowały swe karabiny w żołnierzy Republiki. Smętne rozmyślania kapitana przerwało nagłe piekło, które rozpętało się, gdy snajperzy rozpoczęli ostrzał.
Od razu jeden z jego podkomendnych padł martwy na ziemię z czarną dziurą w klatce piersiowej, a Fordo natychmiast poprowadził resztę grupy, aby schroniła się przy szczątkach ich pojazdu.
Ostrzeliwując się z pary bliźniaczych blasterów poświęcił sekundę, zatrzymując wzrok na martwym towarzyszu. CT-43/002 nie ruszał się – trudno było się zresztą tego spodziewać, skoro ciało pomiędzy jego ramionami praktycznie zniknęło. Kapitan wiedział, że gdyby zdjął hełm zabitego, ujrzałby tam znajomą twarz. Jego własną twarz. Twarz wszystkich swoich towarzyszy.
Taki czekał ich los. Pogodził się z tym.
Wszyscy zajęli odpowiednie pozycje kierując ogień zaporowy w strony, z których padały strzały. Fordo wydał rozkaz dwóm szeregowcom, aby wyszli poza teren wraku i rozpoczęli bezpośredni ostrzał stanowisk wroga. Nie musiał używać słów – wystarczyło, że wskazał na nich i pokazał na balkony, z których padały blasterowe strzały. Wszystko od razu było jasne. W identyczny sposób rozkazał trzeciemu podwładnemu, by dokładnie zlokalizował pozycję wrogich snajperów.
Szeregowiec wykrył detektorem oddziały droidów, po czym wrócił i zameldował swojemu dowódcy, gdzie ukrywali się żołnierze wroga, również wyłącznie za pomocą gestów.
Następnie jeden z trzech poruczników SOZ w zbroi z błękitnymi szlifami podbiegł do dwóch szeregowców najbardziej narażonych na trafienie i wycelował z przenośnej rakietnicy PLX-1. Nacisnął spust.
Pół minuty. Pół minuty i było po wszystkim.
Piekło się skończyło.
Dowódca najpierw upewnił się, czy niebezpieczeństwo zostało zażegnane. Uważnie zlustrował wzrokiem ruiny budynków, w których jeszcze do niedawna kryły się droidy, zastąpione teraz błyskającymi płomieniami pożarów.
Gdy uznał, że wszystko jest w porządku, wydał sygnał do wymarszu.
„Niezły początek”, pomyślał Fordo. Nic dziwnego, że tę misję określono jako samobójczą. Gdyby wysłano tu oddział zwykłych żołnierzy klonów, od których roiło się w tej chwili w galaktyce, już pewnie by nie żyli, a Republika poniosłaby niewyobrażalne straty na Muunilinst – być może nawet by przegrała. „Ale mimo wszystko my jeszcze żyjemy!”, pomyślał. „Może nie na długo, ale wciąż żyjemy i wykonamy misję. Nie mamy innego wyjścia, jak wykonywać powierzone nam rozkazy, to dla nas jedyna opcja, nigdy nie mieliśmy innej alternatywy.”
Żołnierze SOZ rozpoczęli swoją wędrówkę przez puste ulice Harnaidan. Przez długi czas mijali opustoszałe budynki mając za towarzystwo wyłącznie podmuchy wiatru. Bitwa między Republiką a Konfederacją toczyła się zbyt daleko, aby można było usłyszeć jakieś jej odgłosy.
Nagle kapitan wyciągnął swoje bliźniacze blastery DC-17. Zaalarmowani żołnierze unieśli broń gotowi do otwarcia ognia, jednak dowódca jedynie wypalił do jakiejś czerwonej jaszczurki, po czym schował broń. Nikt nie zapytał go, dlaczego to zrobił. Nikt nie musiał o to pytać. On był ich dowódcą i nikt nie miał zamiaru kwestionować jego poczynań. Więcej – nikt nie miał prawa kwestionować jego poczynań. Tak już było z klonami, mogli się z czymś nie zgadzać, ale swoje opinie zachowywali dla siebie i nikomu ich nie wyjawiali. Nie było ku temu powodów.
Hałas.
Bliski hałas. Coraz bliższy.
Fordo zatrzymał oddział i rozkazał swoim żołnierzom zająć pozycję obronne. Sam już trzymał blastery w ręku.
Nagle zza rogu wyjechał czołg AAT, ciężka jednostka naziemna Federacji Handlowej i błyskawicznie skręcając w stronę republikańskich zwiadowców otworzył ogień z głównego działa. Żołnierze zaczęli zasypywać czołg dziesiątkami laserowych pocisków, ale pancerz pojazdu był zbyt mocny i strzały odbijały się od niego, rykoszetując we wszystkie strony.
Gdy AAT wystrzelił ponownie, kapitan usłyszał za sobą wybuch, przerwał ogień i odwrócił się, by obejrzeć miejsce eksplozji, ale tylko na jedną sekundę. Gdy ponownie zaczął strzelać w kierunku czołgu szeptał słowa: „Z wody się zrodziliśmy, w ogniu umrzemy. Jesteśmy nasieniem gwiazd.”
Widząc, że blasterami nie zniszczą pojazdu, wskazał na swojego drugiego porucznika i wydał rozkaz zniszczenia czołgu wroga. Znowu nie użył słów.
Porucznik wystrzelił harpun z liną w górę budynku, podciągnął się do góry za pomocą silniczka, przebiegł kilkadziesiąt metrów dachem budynku i gdy był już wystarczająco oddalony od AAT zamocował na dachu drugą linę, po której ześlizgnął się w dół.
Zjeżdżając obserwował swoich braci. Nie radzili sobie najlepiej.
Po dotknięciu ziemi oficer ustawił wiązkę lasera w swoim karabinie na największą moc, po czym podbiegł do czołgu, wdrapał się na wieżyczkę i wypalił w kierunku włazu, przez który do pojazdu wchodziły droidy załogi.
Kapitan obserwował akcję swojego podkomendnego z podziwem. Był doskonale wyszkolony, podobnie jak wszyscy jego żołnierze, nie bał się śmierci, tak jak i wszyscy potomkowie Jango Fetta.
Błękitny porucznik wskoczył do AAT, a pancerz czołgu przebiło od wewnątrz kilka promieni blastera. Sekundę później zwiadowca wyjrzał z włazu czołgu, skoczył na ziemię i zaczął się szybko oddalać od pojazdu. Po chwili AAT eksplodował widowiskowo, zaśmiecając okolicę szczątkami własnego poszycia.
Fordo skinął oficerowi głową w uznaniu jego dokonań. Doskonała robota. Porucznik tak jak i on sam był jednym ze stu elitarnych żołnierzy SOZ, wyszkolonych specjalnie do walki w każdych warunkach. Idealni potomkowie nieodżałowanego Jango Fetta. Gratulacje ze strony jednego z nich były największym wyróżnieniem, jakim kapitan mógł obdarzyć swego podwładnego, obydwaj o tym wiedzieli.
Pochód ruszył ponownie w drogę. Gdy tak maszerowali ulicami Harnaidan, kapitan podrzucił w górę robosondę, która uniosła się nad miasto i holokamerami nagrała okoliczny teren. Obraz był przekazywany bezpośrednio na okrągły wyświetlacz, który Fordo trzymał w ręku. Nagle ukazał mu się wizerunek ich celu – sylwetka działa planetarnego.
Wiedząc już, w którą stronę należy się kierować, przebyli ostatnie kilkaset metrów dzielących ich od celu. Fordo stanął przy ścianie pobliskiego budynku i wyciągnął makrolornetkę. Dostrzegł droidy znajdujące się w centrum sterowania ogniem działa, a następnie straż główną – oddział kilkudziesięciu droidów Federacji Handlowej.
Jeśli jakikolwiek klon Jango Fetta walczący w szeregach Republiki mógłby odczuwać strach, to Alpha-77 odczuwałby go z pewnością. Droidy typu B1 może i wyglądały niegroźnie i łamliwie, ale ich blastery były jak najbardziej śmiercionośne. Setki jego poległych na Geonosis braci coś o tym wiedziały.
A ich było zaledwie dziesięciu.
Działo planetarne cały czas prowadziło ostrzał, gdy kapitan kontaktował się ze swoim bezpośrednim dowódcą – generałem Wielkiej Armii Republiki i Rycerzem Jedi, Obi-Wanem Kenobim. Gdy na wyświetlaczu hologramów ukazała się miniaturowa podobizna Jedi, Fordo zaczął mówić:
- Generale Kenobi, cel przed nami.
- Doskonale kapitanie, kontynuować misję – odpowiedziała mu miniatura generała.
Oficer wydał swojemu oddziałowi następny rozkaz, wskazując ręką na działo planetarne. Nie wolno się było zawahać, każda sekunda zwątpienia mogła kosztować życie jego podwładnych, a do tego Fordo nie miał zamiaru dopuścić.
Niezauważeni przez nikogo podeszli do budynku stanowiącego podstawę działa. Kapitan nie musiał dawać im czasu na przygotowanie sprzętu, wszyscy byli już gotowi. Trzymali swoje wyrzutnie harpunów w dłoniach, a karabiny zarzucili na plecy.
Fordo wycelował i wystrzelił swój harpun w górę, to samo w ułamek sekundy po nim uczyniła reszta żołnierzy SOZ. Gdy tylko harpuny znalazły punkty zaczepienia, wszyscy za pomocą silniczków w wyrzutniach zaczęli podnosić się do góry.
Będąc zaledwie kilka metrów od celu, żołnierze trzymali już broń w gotowości. Lecz zanim kapitan zdążył dotrzeć na górę, zza krawędzi wyjrzał jeden z wartowniczych droidów wojennych Federacji Handlowej. W ułamku sekundy Fordo wycelował i wystrzelił, odstrzelając przeciwnikowi głowę. Bezwładny korpus opadł na durabetonową powierzchnię z hukiem.
Zaalarmowane droidy uniosły blastery, ale było już za późno. Zza krawędzi wyskoczył najpierw kapitan, potem jego porucznicy, a później reszta oddziału.
Rozpętało się istne piekło. Zwiadowcy pluli lawiną laserowego ognia do wielokrotnie przewyższających ich szeregów wroga. Dym z przepalonych obwodów mieszał się z hukiem wystrzałów, eksplozji i elektronicznymi jękami trafionych maszyn. Fordo nie przerywał nawały z luf bliźniaczych pistoletów, uważnie dobierając cele. Walka była nierówna pod względem liczby żołnierzy, ale republikańscy żołnierze byli o wiele skuteczniejsi w takim starciu. Wszystkie droidy Federacji Handlowej strzelały tam, gdzie jeszcze przed chwilą znajdował się ich przeciwnik, lecz gdy tylko tak czyniły, klon w następnej chwili padał na ziemię i unieszkodliwiał zagrożenie. Droidy nie były w stanie zrobić, gdyż konstruktorzy nie przewidzieli dla nich takich opcji jak turlanie się po ziemi, padanie na nią, czy też ostrzeliwanie celu z przyklęku. W zasadzie droidy te mogły tylko biegać, a to nie wystarczało w bezpośrednim starciu.
Żołnierze byli otoczeni, większości kończyła się już amunicja i nie mieli wyboru, jak tylko strzelać na pewniaka. Fordo rzucił się na ziemię, wykonał przewrót i wylądował w przyklęku przed szeregiem wrogów. Starczyło mu parę sekund na oddanie tych kilku wyjątkowo celnych strzałów. Trafione droidy zaścieliły okoliczny durabeton, a kapitan zakręcił blasterami efektownego młynka, zanim schował broń do kabur przy pasie.
Wtedy porucznik SOZ w niebieskiej zbroi, właściciel wyrzutni rakietowej – ten sam, który wcześniej tego samego dnia uratował swój oddział przed snajperami nieprzyjaciela – wycelował w kierunku centrum sterowania ogniem działa i wystrzelił jedną ze swoich ostatnich rakiet doszczętnie niszcząc pomieszczenie, w którym jeszcze przed chwilą siedziały droidy Federacji Handlowej.
Kapitan wydał teraz swój najprawdopodobniej ostatni rozkaz w tej misji: wskazał na działo planetarne, które wciąż wykonywało ostatnie otrzymane polecenie – strzelało w kierunku jednostek Republiki.
„Z wody się zrodziliśmy, w ogniu umrzemy. Jesteśmy nasieniem gwiazd.”
Po dwóch standardowych minutach na lufie działa znajdowały się dziesiątki ładunków wybuchowych, a zwiadowcy cały czas zamieszczali na nim nowe.
Gdy skończyli, wszyscy chwycili ponownie za swoje wyrzutnie harpunów i wycelowali je w górę w kierunku dachu budynku, pod którym stało działo. W połowie drogi na górę za ich plecami eksplodowało działo, którego wybuch oślepił na chwilę nawet zwróconych do niego plecami żołnierzy.
Wspinając się po gładkiej ścianie minęli zniszczone rakietą centrum dowodzenia i dotarli na samą górę. Mieli wreszcie chwilę wytchnienia, którego nawet za bardzo nie potrzebowali. Wszyscy wymieniali zużyte ogniwa w swoich karabinach, montując w nich te zdobyczne z blasterów droidów.
Fordo wcisnął przycisk, wywołujący generała Kenobiego. Czekając na połączenie miał chwilę, by pomyśleć o zabitych towarzyszach.
Pilot kanonierki i CT-43/002. Ich strata było bolesna, ale w końcu oddział wykonał swoje zadanie i mógł z dumą obserwować republikańskie transporty, które bezpiecznie wlatywały bezpiecznie w przestrzeń nad miastem Harnaidan.
W ten sposób oddział SOZ, znany później jako „Dziesiątka z Muunilinst”, zaznaczył swój pierwszy krok na drodze ku nieśmiertelności.
Aby wystawić ocenę musisz się zalogować Wszystkie oceny Średnia: 7,59 Liczba: 29 |
|
Mroczna Jedi2008-03-19 20:23:28
Rzeczywiście dobrze napisane w ciekawym stylu.
8/10
Wojtek K.2008-03-12 22:13:19
Lepiej się nie dało napisać...
Vaderr2007-05-08 16:12:16
fajne chciałbym oglondnoć serial
Kasis2007-01-16 15:35:39
Spodobało mi się "zagłębienie" w myśli i uczucia klonów. Miejscami bardzo ładne, gdzie indziej solidne:)
Ricky Skywalker2007-01-14 22:45:17
Tsavongu Anorze, to był trudny odcinek, ale Ty wyszedłeś z opisania go obronną ręką. Nie mówię, że nie mogło być lepiej, ale poziom trzymasz :)
Shedao Shai2007-01-13 23:39:58
Dobre wykonanie, tym lepsze, że sam odcinek był bardzo przestojowy :)
Wedge2007-01-13 16:56:02
Bart -> gwarantuję, że na ten temat odbyła się długa debata :) Wniosek był taki, że my nie jesteśmy Alfą i Omegą i zawsze będzie tak, że każdy fan będzie miał inne zdanie i co innego będzie mu bardziej pasowało. Postanowiliśmy kierować się ku jednolitości i zunifikowanemu wzorcowi - jego jakość to już odmienna sprawa - ale faktem jest, że gdyby tak nie postępowano, do dziś nikt by nie wiedział jaka jest prawidłowa polska nazwa "Millennium Falcon"...
Mam nadzieję, że na tym zakończymy sprawę SOZ'u raz na zawsze ;)
Lord Bart2007-01-13 13:32:51
A nie lepiej iść za własnym zamysłem?? Kopiowanie cudzych wzorców nie zawsze wychodzi na dobre...
the chosen one2007-01-13 12:39:47
hmm
7/10
mgmto2007-01-13 12:16:31
(przepraszam, że piszę dwa pod rząd) Mi się odcinek podobał
mgmto2007-01-13 12:15:49
Trochę przesadzacie z tymi "babolami"
Wedge2007-01-13 11:23:32
Nadiru -> przecież tłumaczyłem odcinek temu, że idziemy za tropem Pani Jagiełowicz, pretensje do Amberu a nie do nas :>
Nadiru Radena2007-01-13 11:20:30
Poprawny (niestety nie zawsze, bo baboli podobnych do wychwyconego przez Bacę jest więcej) opis niezbyt ciekawego odcinka... cóż, mogło być lepiej. 7/10.
PS. Skoro już tłumaczymy to ARC na SOZ, to czemu w takim razie zamiast AAT nie ma np. OSC (Opancerzony Szturmowy Czołg). Skoro już tłumaczyć, to wszystko, nie?
Baca2007-01-12 19:52:37
"Wtedy porucznik SOZ w niebieskiej zbroi, właściciel wyrzutni rakietowej"
To brzmi jakby wyprowadzał psa na spacer :| - 'Za psie odchody odpowiada właściciel.'
Raczej obsługujący, posługujący się nią, odpowiedzialny za obsługę itd. Ale nie "WŁAŚCICIEL" :|
Lord Bart2007-01-12 19:44:58
Oddział elitarnych żołnierzy Specjalnego Oddziału Zwiadowczego i wiele innych baboli językowych.
...
Carth Onasi2007-01-12 19:17:30
Pogratulować. Bardzo dobrze ten trzeci odcinek został przeniesiony na papier. Zwłaszcza, że wcale nie tak łatwo było go napisać (przynajmniej mnie było by ciężko ;) ).
Ocena 9/10