TWÓJ KOKPIT
0

Raport z Kamino2006 :: Fandom

Zaledwie parę dni temu, jeszcze bliżej Bydgoszczy niż ostatnio..

Konwenty 2006

Epizode trzy
(raport z Kamino2006 by Ragnus)

Ostatni konwent lata 2006 był robiony w największym pośpiechu. Praktycznie bez żadnych wcześniejszych zapowiedzi w połowie otrzymaliśmy informację o planach fanów z północy. Czy się udał? O tym w poniższej relacji, która niestety tym razem będzie trochę krótsza. Nie martwcie się jednak moi mili fani, forma, czas i nastrój kiedyś mi wrócą.

Podróż

Trzeci konwent odbył się w najmniej korzystnym okresie czym trzeba tłumaczyć najniższą wyjazdową frekwencję BFSW. Prócz trzonu składającego się z Longa, fana oraz Ragnusa dołączyła do nas tylko Livak. Bynajmniej nie jechaliśmy pociągiem tylko we czwórkę - także Paulina „=KoRNik=” z Poznania oraz Natalia „N220” z naszej rodzinnej miejscowości towarzyszyły nam w tej szybko mijającej podróży. Na dworcu okazało się, że ten ...ekhm.... piękny budynek po raz drugi umożliwił spotkanie fanom poza konwentem. Po Dagobah spotkaliśmy się tutaj z Kamino, a teraz jadąc do Gdyni na dworcu mieliśmy okazję zobaczyć się właśnie z gorzowską ekipą. Cóż wszystkie drogi prowadzące w różne regiony Polski zdają się przechodzą przez Bydgoszcz. Trzeba to będzie kiedyś wykorzystać.

Niestety ekipa z Dagobah miała już wykupione bilety na pociąg pośpieszny, dlatego nie wyruszyliśmy razem i to oni przybyli pierwsi na teren szkoły Jezuitów. Niecałą godzinę później prowadzeni przez Jacka w stroju Jedi także i my zameldowaliśmy się na miejscu. Mając mnóstwo czasu do rozpoczęcia udaliśmy się w poszukiwaniu „Dobrej Zupy”. Konwentowa knajpka nie została jednak przez nas wypróbowana, dlatego nie mogę zamieścić rekomendacji. Rabaty miały być za okazaniem identyfikatorów, których jeszcze nie posiadaliśmy. A ceny bez rabatów, zamiast zachęcać, odstraszały.

Piątek

Po kilku godzinach obijania się w końcu wróciliśmy do szkoły. Jak zwykle przywitała nas kolejka w akredytacji oraz radosne twarze starych znajomych.. Po zajęciu odpowiedniego pomieszczenia, zawieszenia plakatu BFSW w głównej sali byliśmy gotowi na rozpoczęcie. Jak się okazało organizatorzy jeszcze nie. Króciutki występ opóźnił się i tak o około 30 minut. Zaraz po nim były dwa specjale tego dnia. W głównej sali mogliśmy wysłuchać dwóch najbardziej charakterystycznych starwarsowych kawałków zagranych na gitarze elektrycznej, a w mniejszej posłuchać trochę o lubianych przez wszystkich mieczach typu FX. Kilka słów o wykonaniu. Wypada pochwalić za inicjatywę, ale te trzy dni, przez które Deadmaker się przygotowywał zdecydowanie nie starczyły.

Pierwszym normalnym punktem programu była prezentacja Epizodu 21, drugiego już fanfilmu z trójmiasta, choć pierwszego ludzi z Kamimo.. Jak wypadł w porównaniu do starszego już epizodu 13? Moim zdaniem nienajlepiej. Jednak zanim opiszę dokładnie to, co widziałem, wolałbym obejrzeć film jeszcze raz jeszcze na spokojnie w domu.

Widząc cudowne plakaty utrzymane w duchu najlepszego polskiego fanfilmu, czyli Krypty Exara Kuna (według konwentu Dagobah 2006) miałem nadzieję na kawałek dobrej zabawy. Zobaczyłem natomiast niedopracowane dzieło zawierające sporo literówek w napisach, błędy w montażu oraz źle użyte efekty specjalne. Cieszy natomiast bardzo pomysł kręcenia kolejnego dzieła. Miejmy nadzieję, że wyciągną odpowiednie wnioski i zrobią lepszy film.

Po fanfilmie miała się odbyć prezentacja BFSW, ale na scenę siłą wdarła się ekipa z Gorzowa z YangObim na czele, by wręczyć nagrodę za najlepsze zdjęcie z konwentu przez nich organizowanego. Wiedzą jak wpędzić człowieka w zakłopotanie, jakby nie mogli dać tego później. W każdym razie: dzięki, figurka dołączyła do drugiej za konkurs strojów na półce razem z innymi gadżetami z naszego ulubionego świata. Prezentacji natomiast oceniać sam nie będę. Mam nadzieję, że znajdzie to się w jakiejś innej relacji. Jedyne, co powiem to, że ucieszyła nas dużo wyższa frekwencja niż na CorusConie.

Krótko po BFSW po raz kolejny miałem przyjemność zobaczyć relację z nadania nazwy ulicy Obi-Wana Kenobiego. Miagi jest już tak wyćwiczony w opowiadaniu tego, że mógłby to choćby w półśnie robić. Bardzo udany punkt urozmaicony przez prezentację Cygana oraz garść dobrych dowcipów.

Po tych trzech punktach programu fani otrzymali nad wyraz spodziewaną niespodziankę. Spora grupka nie miała jednak zamiaru przebywać dalej w przyciasnych murach, oglądając po raz kolejny znany na pamięć film. Około 15 osób miast siedzieć między ścianami tejże szkoły, udało się do pubu „Na Murku” by do północy świętować 22 urodziny Aidena, a od północy 19 fana_STAR_WARS. Jeszcze raz wszystkiego najlepszego chłopaki! Chyba każdy z nas mile wspomina ten wieczór, szczegóły jednak pozostaną tylko w naszej pamięci i nie będziemy się nimi tak bezwstydnie dzielić.. Po powrocie tradycyjne rozmowy z fanami na przeróżne tematy trwały do późnych/wczesnych godzin by w końcu zalec na bardzo wygodnych posłaniach. W tym miejscu wypada pochwalić za nie organizatorów, a w szczególności bodajże Vadera, jeśli się pomyliłem przepraszam. Przygotowane łóżka były nad wyraz wygodne i pozwalał szybko regenerować siły na następny dzień pełen atrakcji.

Sobota

Drugi dzień okazał się bardzo ważny z wielu względów. Sądząc po programie najważniejsza była parada, ale to błędne wnioski. Owszem spacerek ulicami miasta w licznym tłumie i z darmową, dietetyczną colą wspominam bardzo miło, ale nie to okazało się być gwoździem programu. Sama parada mogła być chyba lepiej prowadzona niż podziemnymi tunelami i po małej ścieżce wśród wysokiej trawy. Choć z drugiej strony dobrze, że się w ogóle odbyła. Konwent był przygotowywany w zaledwie parę tygodni i należy uznać ją za sukces. Zwłaszcza od momentu dotarcia nad morze gdzie mogliśmy przejść się po miejscu wykorzystanym parę lat temu jako plener we wspomnianym już wcześniej „Epizodzie 13”. Taka mała dygresja. Czy widział ktokolwiek na konwencie osoby odpowiedzialne za tamten film? Sam osobiście nie miałem przyjemności.

Pochód zakończył się krótkim przedstawieniem dwóch polskich Legionów oraz pokazem walki na FX’y. Po paradzie podobnie jak duża część ludzi także pokój 104 został nad wybrzeżem. Był to duży minus wybrania punktu docelowego parady. Na samym konwencie leciały głównie powtórki, dlatego przynajmniej ja bez większego żalu kontynuowałem zwiedzanie miasta, a można było zachęcić ludzi do powrotu czymś wyjątkowym. Owszem kilka z atrakcji było warte uwagi z tego, co słyszałem później, ale wtedy to akurat byliśmy na obiedzie. Słowo! Przy okazji brawa dla dwójki prelegentów: Yako oraz Miagiego, którzy ponoć bez przygotować poprowadzili po prelekcji by zapełnić programowe dziury. Postępowanie godne pochwały.

Po powrocie wpadliśmy na chwilkę na prelekcję o 501. Jako rebeliancka szumowina z krwi i kości nie wysłuchałem jednak całego wystąpienia Mike’a. Bardziej ostrzyłem sobie apetyt na niekonwencjonalny punkt, przeprowadzony w basenie. Z lekkim poślizgiem wymaganym na zebranie odpowiedniej ilość chętnych, dziewięć osób przebrało się stroje kąpielowe i wskoczyło do głębokiej wody.. Co prawda sama prelekcja trwała raptem parę minut – akustyka skutecznie uniemożliwiała prowadzenie wykładu to i tak pływacy byli zadowoleni. Najpierw turniej w piłkę wodną, potem siatkówkę. Potwornie zmęczony udałem się na trzecią odsłonę konkursu pogiętego, która niestety okazała się w znacznej mierze kalką tego prezentowanego na cc 1. Nie chodzi, że zadania były tego samego typu, bo to akurat nie jest problem, ale o to, że hasła były w dużej części identyczne. Niestety ten punkt zamiast stawać się z czasem coraz lepszy nie dorasta do pięt pierwszej edycji.

W międzyczasie odbywały się również inne punkty, na które nie dałem rady dotrzeć. Niestety po raz kolejny opuściłem prezentację Kamino, a tym razem naprawdę chciałem to zobaczyć. Jaro opowiadał także w dwóch ratach o efektach specjalnych, choć to akurat jakoś mniej mnie interesowało. Prócz tego, podczas powtórek z CorusConu, czyli prezentacji projektu Ossus oraz Eagle Outopostu wolałem zbierać siły do drugiej konwentowej nocy.

Około 22 rozpoczął się najważniejszy wspomniany wcześniej punkt. Moderowana przez Pażdziocha dyskusja o stanie SW. Pierwszą część okazałą się wielce pouczającym monologiem Miagiego, duże brawa dla tego fana z olbrzymim stażem. W kilkanaście minut dał radę opisać drogę, jaką przebył on i jemu podobne dinozaury by doprowadzić do dzisiejszej sytuacji. Kolejno różne grupy dokładały swoje cegiełki, aż moderator zrobił coś, co w moim mniemaniu należało przemilczeć. Zupełnie niepotrzebnie rozdrapano konflikt, który już przynajmniej oficjalnie ucichł. Gdyby nie szybka reakcja Pawła „Panie premierze” mogłoby to wszystko skończyć się zupełnie inaczej. Głownie jego uwagi oraz późniejsze wejście Aidena pozwoliło przerzucić dyskusję na odpowiedni tor. Zapał jest, możliwości są, wszystko pozostałe też wydaje się być na miejscu. Czy uda się nie zmarnować tego wszystkiego? Przekonamy się w sierpniu przyszłego roku.

Mając dość wywyższania się ponad osoby, które nie mogły sobie pozwolić na wyjście do pubu „Na Murku” na drugą noc przenieśliśmy się do Centrum Dowodzenia Akcji 100% bez alkoholu w pokoju 105. W bardzo miłym towarzystwie spędziliśmy razem jeszcze wiele, wiele godzin dyskutując o sprawach fandomu i nie tylko

Niedziela

Ten tradycyjnie najgorszy, bo ostatni (w żadnym wypadku nie programowo) dzień zaczął się dość niemrawo. Z prezentacji gier naprawdę niewiele się odbyło. W sali Warhammera stało zaledwie parę modeli, Turnieju SW Miniatures nigdzie nie znalazłem. Podobnie sprawa wyglądała z Sabacciem oraz grą SW Risk. Jedynie Solo 7th, który dojechał tego dnia przeprowadził niezapowiedziany wcześniej mini turniej Hexa ze starwarsowym modem.

Główna sala zaczęła od pokazu fanfilmów z całego świata. W znaczącej mierze były to dzieła od dłuższego czasu znane oglądającym, ale przecież nie zawsze można je oglądać na rzutniku z porządnym nagłośnieniem. Szkoda, że zabrakło polskiego akcentu. Polacy nie gęsi wszak i swoje dobre półprofesjonalne fan video też mają.

Po południu pozostał już tylko czas na dyskusje o naszej miłości do SW, kalambury z zasadami ustalanymi na bieżąco oraz fotkę tych osób, które jeszcze pozostały na konwencie. Szkoda, że nie pomyślano o niej dzień wcześniej, gdy w szkole było zdecydowanie więcej osób.

Około 15 w budynku pozostała już naprawdę garstka ludzi, która stawiała się na zakończenie konwentu. W kilku ładnych słowach organizatorzy podsumowali kończący się weekend. Oni dziękowali za liczne przybycie, natomiast my brawami odwdzięczyliśmy się za bardzo dobrą organizację i zabawę. Kilka pożegnalnych fotek z fanami oraz umywalkami, uścisków dłoni i już musieliśmy, czym prędzej podążać na ostatni osobowy pociąg do Bydgoszczy.

Podsumowanie

Czy można zrobić konwent w czasie krótszym niż dwa miesiące? Ekipa z Kamino (wcześniej Sluis Van) pokazała, że tak. Wystarczy tego tylko mocno chcieć i stracić parę kilogramów biegając po mieście w poszukiwaniu sponsorów i środków. Wielu fanów myśl o organizowaniu imprezy dla prawie 150 osób przeraża, jak widać niepotrzebnie. Mając ręce gotowe do pracy, łeb na karku i licząc na życzliwość innych osób w bardzo krótkim czasie można zorganizować naprawdę wyśmienity weekend dla ludzi z całego kraju.

Pochwalić należy również za wybór szkoły jako samego budynku. Nowoczesna placówka, z porządnym zadbanym sanitariatem. Szkoła była położona stosunkowo blisko dworca, choć szkoda, że w kierunku przeciwnym do morza. Budynek był przez to troszkę zbyt na uboczu. W wyniku tego by dojść do knajpki konwentowej trzeba było przejść naprawdę ładny kawałek drogi. Orientację utrudniała także niezbyt czytelna mapka w informatorze.

Źle natomiast rozplanowano sale prelekcyjne i sypialne. Podział konwentu na trzy, czy też nawet cztery piętra nie był dobrym pomysłem. Na każdym korytarzu przebywało w danym momencie bardzo mało osób i po prostu nie czuło się tych wszystkich fanów uczestniczących w imprezie. Jakbym nie przeczytał, że na listach było 141 osób, powiedziałbym, że maksymalnie 80 osób uczestniczyło w tym zjeździe.

Żal, że zniżki na basen były jedynie dla grup, a nie osób indywidualnych. Dziwnie wyglądał także fakt, iż trzeba było płacić za wejście na punkt programu odbywający się na basenie. Choć przy całkowicie darmowym konwencie z czasem zapomnieliśmy się o tej drobniutkiej niedogodności.

Podziękowania

Tradycyjnie kończąc wakacyjny cykl „z relacją po konwentach” zacznę od słów uznania dla Kamino. Pomimo, że jest ich tylko garstka, dodatkowo większość ma 20 bądź mniej lat sprawili wspaniały prezent na koniec wakacji. Moi drodzy pokazaliście, że chcieć to móc. Oby wszyscy teraz brali z Was przykład.

BFSW natomiast się nie popisał. Kapitan Planeta zdaje się umarł śmiercią naturalną i został wezwany podczas całego konwentu zaledwie sześć razy. Pomimo to dzięki ludzie za podróż i całą resztę.

Dla wszystkich pozostałych fanów, których znowu nie wymienię, ponieważ boję się kogokolwiek pominąć. Za dyskusje, piwo, wspólne zaliczanie umywalek. Miło było po raz kolejny Was spotkać, bądź też zobaczyć się, z co niektórymi właśnie ten pierwszy raz. Miejmy nadzieję, że będą w najbliższym czasie będą kolejne okazje.

Oraz speszyl fenks dla =KoRNik=. Tak po prostu.

A poniżej garść fotek z konwentu:























































TAGI: Gdynia (2) Kamino (1) Konwent (55) Relacja (301)
Loading..