Recenzja Jaro:
Scoundrel's Wages to pojedyncza historyjka z serii Bounty Hunters. Światło dzienne za oceanem ujrzała w 1999, u nas ok. rok później - na kartach ostatniego numeru miesięcznika Gwiezdne Wojny: Komiks. Jest umiejscowiona krótko po akcji "Cieni Imperium".
Lando Carlissian trafia z dyplomatyczną wizytą na księżyc Blimph 3. Pragnie tam nawiązać przyjazne stosunki z lokalnym "władcą", Huttem Quaffugiem i przy okazji znaleźć jakiś sposob na dostanie się do Gildii Strażników Jabby (ukłon w stronę ROTJ). Okazuje się, że Hutt chowa w sobie urazę do hazardzisty za rzekome oszustwo przy partii sabaka w układzie Rafy (ukłon w stronę "Landa Carlissiana i Myśloharfy Sharów) i skazuje go na "Duff-Jikab", śmiertelne polowanie po zboczach wulkanu. Tropem Carlissiana idą łowcy nagród, Dengar, 4-LOM, Bossk i Guchluk (nie znam gościa :)). Lando przypadkiem trafia w ręce wojowniczych tubylców, którzy okazują się być... maniakami gry Divok!
Trzeba przyznać, że historia jest przemyślana. Przypuszczam, że zalicza się ją do oficjalnego kanonu EU. Potraktowana jest jednak z dużym przymrużeniem oka - humoru tu co niemiara: Lando jest chyba jeszcze lepszy niż w filmach! Bardzo udanie powiązano akcję z ROTJ i z "Cieniami Imperium" (patrz wypowiedź jednego z łowców głów). Wytknąć należy jednak parę naiwnych pomysłów, jak na przykład zgromadzenie przez właściwie "szeregowego" Hutta trzech z najlepszych łowców. Niezbyt spodobało mi się również ukazanie rasy tubylców - i nie mam tu na myśli wspomnianego fanatyzmu do gry, bo to poczytałem za plus. Po prostu kolejny gatunek, który niczym specjalnym się nie wyróżnia i jest podobny do setek innych zamieszkujących galaktykę.
Ogromne zastrzeżenia mam jednak do rysunku. Nie wiem, czy postawienie na humor całkowicie zwalnia rysowników z przyłożenia się do swojej pracy - w rezultacie mamy Landa nijak niepodobnego do Billy'ego Dee Williamsa czy rasa tubylców wyglądająca jak potworki z bajeczki, których nie przestraszy się żadne dziecko. Również kolory są kiepskie - skóra Bosska, zamiast lekko zielonkawej żółci, jest po prostu pomarańczowa. Słabo, oj, słabo...
"Łajdackie potyczki" to ostatni komiks wydany na łamach wspomnianego pisma i jego jakość w polskim wydaniu jest bardzo zbliżona do średniej jakości poprzedników. Tłumaczeniu nie można nic zarzucić, teksty ani trochę nie tracą z humoru, ani nie powodują kłopotliwych nieścisłości. Nie przypada mi do gustu jedynie tytuł, zapisany w zwykłym Times New Roman.
Komiks ten można spokojnie polecić każdemu miłośnikowi Star Wars bez względu na poziom zaawansowania orientacji w tym ogromnym uniwersum. Jeśli ktoś trafi jeszcze gdzieś na "6/2000", a zaręczam, że nie będzie to wcale łatwe, to niech nie żałuje tych sześciu złotych, zwłaszcza że obok tej opowieści znajduje się zakończenie wspaniałego komiksu "Karmazynowe Imperium".
Ocena końcowa
|
Ogólna ocena: 7/10 Klimat: 7/10 Rozmowy: 9/10 Opis świata SW: 5/10 Opis walk: 7/10 Kolory: 4/10 Rysunki: 4/10 Papier: 8/10 |
OCENY UŻYTKOWNIKÓW:
Aby wystawić ocenę musisz się zalogować Wszystkie oceny Średnia: 6,50 Liczba: 18 |
|
Lord Jabba2008-08-08 11:13:27
Właśnie skończyłem go czytać, komiks całkiem dobry.9/10
Nestor2008-01-09 17:16:18
Smieszne wstawki, klimat TESB, dobre rysunki.