W dniach 22-24 lipca 2005, w Jeleniej Górze odbył się konwent fantastyczny o nazwie Kar-Kon 2005. Ten drugi człon nazwy, znaczy 2005 pochodzi od roku, w którym odbył się konwent, reszta cóż, są za prawdę najrozmaitsze teorie, począwszy od tego, że podobno ów konwent był Kar-Ko-łomNy. Ale za jego zniszczenie tak naprawdę odpowiada tylko i wyłącznie jedna osoba i bynajmniej nie ta piszące te słowa :D.
W każdym razie warto wspomnieć, że Wrocławski Fanklub Gwiezdnych Wojen zrobił na owym konwencie kilka ciekawych punktów programu.
Cały wyjazd na Kar-Kon, zaczął się spotkaniem na wrocławskim dworcu PKS. Byłem pierwszy, potem doszedł Yuri GM z bratem Kuba (zwanym później Celedivem), Rusis, Lord Sidious i ostatni, ale nie najmniej ważny BSolar. Po wejściu do autobusu okazało się, że bilety, które wg. Miśka miały kosztować max. 15 PLN kosztowały 21. Tym sposobem Miśkowi została przyznana przechodnia nagroda im. Fizyka za kręcenie. Ale jak się okazało, wszystko można zwalić na warunki w których wychowywał się Misiek. Gdy dotarliśmy już doYuuzhan’tar Jeleniej Góry, zobaczyliśmy niedokończony most, zapewne dlatego, że pod nim nie było żadnej rzeki. Dobrze, że się zorientowali w porę, znaczy w połowie, a nie w momencie, gdy most byłby już oddany. Inna teoria jest taka, że ów most był żywy i po prostu przewędrował sobie do suchego miejsca, gdyż bał się wody.
Na dworcu odebrał nas niejaki kolega Misiek i tłumaczył, że pod mostem jest a raczej był jakiś strumień, tyle że susza, bieda i zima, więc wysechł, a w czasie powodzi się ponoć utopił. W każdym razie warto wspomnieć, że podobne zapewnienia otrzymaliśmy, iż bilety faktycznie po te 15 PLN.
Na miejscu okazało się, że sala Star Wors (tak było napisane), jest już częściowo zajęta, więc rozłożyliśmy się w kącie i czekaliśmy aż zrobi się miejsce. W między czasie dostaliśmy plan konwentu, byśmy mogli go zweryfikować z naszym. Wyszło na to, że prelekcja Lorda o Sithach zaczynała się za 10 minut, co skutecznie wypłoszyło wszystkich z Sali. BSolar zaczął w autobusie czytać Harry’ego Pottera VI, więc postanowił go sobie dokończyć, przysypiając od czasu do czasu (nie wiadomo czy usypiał go Potter czy Lord). Rusis coś mamrotał pod nosem, że Sidious zmyśla albo znów gada o „Spotkaniu na Mimban”. Nie wiem co się działo z resztą bo zacząłem grać w węża na komórce.
Po prelekcji wzieliśmy z Kubą moje rurki pcv i poszliśmy walczyć na zewnątrz. Lecz nie powalczyliśmy długo, gdyż lada chwila przyszła jakaś dziewczyna, która wyzwała mnie na pojedynek. Przyniosła ze sobą 2 rurki pcv sklejone taśmą klejącą i powiedziała, ze to lanca. Oczywiście chodziło jej o lightstaffa, ale to szczegół. Chwilę później pojawiły się kolejne osoby ze swoimi mieczami, a ja w rezultacie walczyłem chyba z 4 osobami, ale tylko w przerwach w pojedynkach z Muriel (bo taką ksywkę owa pani miała na swym identyfikatorze, gdy ją pchnałem w klatę). Według mnie walka była wyrównana.
Tymczasem w sali SW Misiek z Rusisem grali w TCGa, BSolar czytał Pottera, a reszta grała w Miniaturki. Dołączyłem do bitewniaka, tylko po to by przegrać z Yurim, który Ewokiem dziabnął Grievousa w kolano (bo wyżej nie sięgał) i zabił go. Potem była prelekcja BSolara, którą prawie całą przespałem.
Do wieczora zdążyli odwiedzić nas jeszcze gorzowianie z Sizarem i YangObim na czele, a także wybuchła wielka afera, gdy okazało się, że niejaki pan Andrzej Pilipiuk gwizdnął nam projektor tuż przed pokazem fanfilmów.
Wieczorem odbył się koncert, ale nudny, bo tylko śpiewali, oraz pokazy ogni, nawet fajnie wyszło. A myśmy, oprócz BSolara, który usypiał przy Potterze i Miśka, który poszedł do domu, grali w miniaturki na 5 drużyn. Okazało się, że największym zabójcą w tej bitwie okazał się Utapaun z widelcem. Pech chciał, żeśmy głośno gadali o tym widelcu, że podchwycił to Andrzej Pilipiuk, już lekko zluzowany i potem pół nocy, ktoś się wydzierał pod drzwiami naszej sypialni o widelcach.
Następnego dnia byliśmy tak zmęczeni, żeśmy szybko się zerwali z tego konwentu.
Spisał Ki Adi Mundi.
W każdym razie warto wspomnieć, że Wrocławski Fanklub Gwiezdnych Wojen zrobił na owym konwencie kilka ciekawych punktów programu.
Cały wyjazd na Kar-Kon, zaczął się spotkaniem na wrocławskim dworcu PKS. Byłem pierwszy, potem doszedł Yuri GM z bratem Kuba (zwanym później Celedivem), Rusis, Lord Sidious i ostatni, ale nie najmniej ważny BSolar. Po wejściu do autobusu okazało się, że bilety, które wg. Miśka miały kosztować max. 15 PLN kosztowały 21. Tym sposobem Miśkowi została przyznana przechodnia nagroda im. Fizyka za kręcenie. Ale jak się okazało, wszystko można zwalić na warunki w których wychowywał się Misiek. Gdy dotarliśmy już do
Na miejscu okazało się, że sala Star Wors (tak było napisane), jest już częściowo zajęta, więc rozłożyliśmy się w kącie i czekaliśmy aż zrobi się miejsce. W między czasie dostaliśmy plan konwentu, byśmy mogli go zweryfikować z naszym. Wyszło na to, że prelekcja Lorda o Sithach zaczynała się za 10 minut, co skutecznie wypłoszyło wszystkich z Sali. BSolar zaczął w autobusie czytać Harry’ego Pottera VI, więc postanowił go sobie dokończyć, przysypiając od czasu do czasu (nie wiadomo czy usypiał go Potter czy Lord). Rusis coś mamrotał pod nosem, że Sidious zmyśla albo znów gada o „Spotkaniu na Mimban”. Nie wiem co się działo z resztą bo zacząłem grać w węża na komórce.
Po prelekcji wzieliśmy z Kubą moje rurki pcv i poszliśmy walczyć na zewnątrz. Lecz nie powalczyliśmy długo, gdyż lada chwila przyszła jakaś dziewczyna, która wyzwała mnie na pojedynek. Przyniosła ze sobą 2 rurki pcv sklejone taśmą klejącą i powiedziała, ze to lanca. Oczywiście chodziło jej o lightstaffa, ale to szczegół. Chwilę później pojawiły się kolejne osoby ze swoimi mieczami, a ja w rezultacie walczyłem chyba z 4 osobami, ale tylko w przerwach w pojedynkach z Muriel (bo taką ksywkę owa pani miała na swym identyfikatorze, gdy ją pchnałem w klatę). Według mnie walka była wyrównana.
Tymczasem w sali SW Misiek z Rusisem grali w TCGa, BSolar czytał Pottera, a reszta grała w Miniaturki. Dołączyłem do bitewniaka, tylko po to by przegrać z Yurim, który Ewokiem dziabnął Grievousa w kolano (bo wyżej nie sięgał) i zabił go. Potem była prelekcja BSolara, którą prawie całą przespałem.
Do wieczora zdążyli odwiedzić nas jeszcze gorzowianie z Sizarem i YangObim na czele, a także wybuchła wielka afera, gdy okazało się, że niejaki pan Andrzej Pilipiuk gwizdnął nam projektor tuż przed pokazem fanfilmów.
Wieczorem odbył się koncert, ale nudny, bo tylko śpiewali, oraz pokazy ogni, nawet fajnie wyszło. A myśmy, oprócz BSolara, który usypiał przy Potterze i Miśka, który poszedł do domu, grali w miniaturki na 5 drużyn. Okazało się, że największym zabójcą w tej bitwie okazał się Utapaun z widelcem. Pech chciał, żeśmy głośno gadali o tym widelcu, że podchwycił to Andrzej Pilipiuk, już lekko zluzowany i potem pół nocy, ktoś się wydzierał pod drzwiami naszej sypialni o widelcach.
Następnego dnia byliśmy tak zmęczeni, żeśmy szybko się zerwali z tego konwentu.
Spisał Ki Adi Mundi.