Autor: Marcin „Vua Rapuung” Waniek
Dwa lata przed bitwą o Yavin
System Lybeya
Moc.
Echa miliardów głosów przepływały przez umysł Himo Quesse niczym fala światła. Przynosiły ukojenie i błogość, tak odmienne od trudów życia w ukryciu. Splatały się w doskonały chór życia. Ich harmonia dawała siłę, tworzyła tarczę niepozwalającą przedrzeć się zwątpieniu i rezygnacji.
Wtem w głos chóru wkradła się fałszywa nuta. Na powierzchni fali światła zatańczył cień. Himo wytężył wszystkie siły i sięgnął głębiej, w poszukiwaniu źródła mroku. Niestety, znalazł je bliżej, niżby chciał…
Dżungle planety Dxun nie są bezpiecznym miejscem.
Powoli przedzierał się przez gęste zarośla. Przepocona tunika kleiła się do jego pleców, ale rękojeść miecza świetlnego pewnie spoczywała w dłoni. Parne powietrze rozbrzmiewało odgłosami nocnych łowców i ich ofiar. Przestrzeń nad jego głową raz po raz przecinały wielkie, fosforyzujące ważki.
Nagle z najwyższej gałęzi omszałego drzewa zeskoczyła postać w antycznej, mandaloriańskiej zbroi z antycznym, durastalowym mieczem w ręku. Mrok rozświetliła biała klinga miecza świetlnego, która napotkała opór w postaci przestarzałego ostrza. Bronie odskoczyły od siebie z cichym trzaskiem. Świetlista klinga zatoczyła krąg, ale wojownik schylił się, by uniknąć ciosu. Smukłe ostrze nieprzyjaciela przecięło powietrze na wysokości kolan, zmuszając go do wyskoku. W chwilę potem ciężki, wojskowy but wylądował na jego piersi, posyłając go pod pobliskie drzewo.
Przestrzeń wokół zamigotała. Drzewa przeistoczyły się w wysokie, metalowe słupy, ciemna gleba w twardy durabeton, a opancerzony Mandalorianin w młodego Zabraka dzierżącego treningowy miecz świetlny. Chwila zaskoczenia drogo kosztowała. Skóra zapiekła, gdy ostrze przejechało po gardle.
Vua Verrim gniewnie potrząsnął głowoogonami.
- N’wah! O. Przepraszam, mistrzu – dodał, gdy dostrzegł siwowłosego Codru-Ji za konsoletą holoprojektora.
- Przygotujcie się do ewakuacji – rzucił Himo, po czym ruszył korytarzem.
- Nie musiałeś tego robić, Xyrll – Twi’lek zwrócił się do przyjaciela, rozmasowując szyję.
- Pewnie nie – odparł z uśmiechem długowłosy młodzieniec. – Tak czy inaczej - wygrałem.
- Chciałbyś. Przegrałeś walkowerem. Za oszukiwanie.
- Chyba marzysz.
- A poza tym ta twoja holomaska jest idiotyczna.
- Wcale nie!
- Owszem. Kto w ciągu ostatniego tysiąclecia widział mandaloriańską zbroję?
Dżungle planety Dxun nie są bezpiecznym miejscem.
Bywają jednak miejsca jeszcze groźniejsze.
Słońce systemu Lybeya zostało przesłonięte przez wychodzący z nadprzestrzeni niszczyciel klasy Imperial. Na kadłubie gigantycznego behemota pobłyskiwały światełka iluminatorów i lamp sygnalizacyjnych. Nagle z dziobowego hangaru okrętu wyłoniły się trzy promy klasy Lambda. Niewielkie jednostki ruszyły w stronę jednej z asteroid okrążających jaskrawożółtą gwiazdę układu.
Elektroniczna lornetka.
Komunikator.
Lekki, sportowy blaster.
Talia kart do sabaka.
Vua pakował do pojemnej torby wszystkie te przedmioty. Cały jego dobytek. Westchnął w myślach i spojrzał przez ramię na Zabraka Xyrlla, swojego towarzysza z pokoju. Zapuszczający ostatnio coraz dłuższe włosy młodzieniec także wypełniał swoją torbę różnymi drobiazgami. Vua pozwolił sobie na głośne westchnięcie. Ileż już takich próbnych alarmów przeżył w czasie swego pobytu w ostoi mistrza Quesse? Mieszkał na tej nigdy nie skatalogowanej asteroidzie od piątego roku życia, to znaczy już od dziesięciu lat. Wiedział, że mistrz Himo ukrywa się tu przed siepaczami Imperatora już niemal dwadzieścia lat, ale nigdy nie przestał w tajemnicy poszukiwać nowych uczniów. Wszyscy żyli w napięciu i obawie przed odkryciem miejsca ich pobytu. Dlatego właśnie często urządzane były próbne alarmy. Młody Twi’lek westchnął jeszcze raz, napiął i rozluźnił mięśnie swoich lekku, a następnie wrócił do pakowania.
Elektroniczny notatnik.
Portfel z zaoszczędzonymi kredytami…
Wszyscy zebrali się w największej sali kryjówki, wielkim pomieszczeniu przykrytym transpastalową kopułą. Po prawej stronie Vuy stał Quarren Ishill. Po swojej lewej ręce Twi’lek widział Xyrlla oraz chyba najdziwniejszą istotę z całej grupy - niedojrzałego Codru-Ji, przypominającego sześcionożnego wilka Wyrwulfa Ulfgara. Był on jednocześnie uczniem i bratankiem mistrza Quesse.
Czteroręki, starszawy Codru-Ji stanął przed nimi z poważną miną. Vua z niepokojem zauważył, że u pasa mistrza kołyszą się kościane rękojeści mieczy świetlnych, których Himo zwykle nie nosił na terenie kryjówki.
- Nadszedł dzień, do którego się przygotowywaliśmy – zaczął bez wstępów.
Uczniowie poruszyli się nerwowo. W tym miejscu mistrz informował zazwyczaj, że to tylko ćwiczenia i kazał rozejść się do pokojów.
- Zostaliśmy odnalezieni przez sługi Imperatora – kontynuował. - Wiecie, co robić. Udacie się do hangaru i zaczekacie tam na mnie, albo odlecicie, gdy wszystko się uspokoi.
- Ale… - zaczął Xyrll.
- Żadnych „ale”. Idźcie już. Vua, zaczekaj jeszcze chwilę - poczekał, aż zostaną sami. – Vua, jesteś najrozsądniejszy z całej czwórki…
- Zazwyczaj wyrażałeś nieco odmienną opinię, mistrzu.
- Przestań choć na chwilę dowcipkować i zamknij się. Trzymaj – sięgnął do kieszeni szaty i podał Twi’lekowi kartę danych z symbolem klucza na tle wschodzącego słońca. – Udasz się z tym na Korelię, do Banku Centralnego i odbierzesz ze skrytki wasze dziedzictwo.
- Mistrzu, mógłbyś choć w takiej chwili przestać popisywać się elokwencją. Co masz na myśli mówiąc „dziedzictwo”?
- Przymknij się i idź. Wyczuwam, że jest blisko.
- Kto?
- Anakin Skywalker. A raczej to, czym się stał.
- Ale…
- Zmiataj stąd!
Vua obrócił się na pięcie, rzucił ostatnie spojrzenie i pobiegł wdrążonymi w skale korytarzami. Miał udać się wprost do hangaru, ale doszedł do wniosku, że chwila zwłoki nie zaszkodzi, a miał do załatwienia jeszcze jedną, ważną sprawę…
Imperialne promy wylądowały w obrębie pola utrzymującego cienką warstwę atmosfery wokół kopuły. Po opuszczonych rampach zbiegli zakuci w białe pancerze szturmowcy. Jako ostatni stopę na powierzchni asteroidy postawił budzący grozę mężczyzna w czarnej zbroi i długim, ciemnym płaszczu.
Kolejne grodzie otwierały się z cichym sykiem. Nie zablokował wejścia. Po cóż mieliby przebijać się przez ściany jego domu?
Prosta droga doprowadziła ich do głównej sali. Pluton szturmowców rozstawił się na galeryjce okrążającej pomieszczenie, wycelowując karabiny w odzianą na czarno postać stojącą samotnie na środku komnaty. W końcu grobową ciszę zakłócił odgłos pracy aparatu oddechowego wtłaczającego filtrowane powietrze do wypalonych płuc Lorda Sith.
- Aaach, Lord Vader. Palpatine nie uznał za stosowne pojawić się osobiście?
- Nie uznał cię za aż tak wielkie zagrożenie, mistrzu Quesse – spod maski dobiegł gardłowy głos.
Codruański mistrz uśmiechnął się półgębkiem.
- Widzę, że przyprowadziłeś też paru harcerzyków w białych mundurkach. Starasz się mnie obrazić? Do dziś pamiętam, jak na Kothlis zaczepił mnie taki oddzialik – oblizał swe wilcze zęby.
Szturmowcy poruszyli się niespokojnie. Mimo prób wyciszenia sprawy Masakra w Tal’carze stała się słynna. W ciągu jednej nocy w niewyjaśnionych okolicznościach zaginęło około setki szturmowców. Ich rozczłonkowane ciała znaleziono następnego dnia w jednym z miejskich kanałów ściekowych. Bothański ruch oporu zaprzeczył, jakoby miał cokolwiek wspólnego ze sprawą. I tak nikt nie podejrzewał Bothan, znanych raczej z działalności wywiadowczej. Poza tym ciała nosiły ślady miecza świetlnego…
- Dosyć tych wspominek! – wysyczał Mroczny Lord. Wykonał gest ręką i pomieszczenie opuścili wszyscy szturmowcy, poza dwoma, noszącymi insygnia poruczników. – Wiem, że w wielu sprawach nie zgadzałeś się z Radą. Dlatego składam ci propozycję. Dołącz do nas i przekaż swych uczniów pod naszą opiekę. Ty jeden byłbyś godzien służyć Imperatorowi.
- Nie zostanę pieskiem Palpatine’a, jak ty – zrzucił z ramion długi, czarny płaszcz.
- Tak też sądziłem. Mój mistrz kazał mi złożyć ci tą ofertę – w półmroku zapłonęła czerwona klinga. – Nigdy nie wierzyłem, że będziesz wystarczająco przewidujący, by do nas przystać.
- Jak dziecko, Vader, jak dziecko… - dłonie górnej pary rąk chwyciły za kościane rękojeści mieczy świetlnych. Pomieszczenie wypełnił błękitny blask. – Walczymy, czy kontynuujemy konwersację?
Zaraz potem cały świat stał się jedynie labiryntem kolorowych smug.
Vua obejrzał się jeszcze raz i znów skupił uwagę na panelu podłogowym w swoim pokoju. Podważył go wyjętym z kieszeni składanym nożem i wyciągnął ze skrytki niewielkie zawiniątko – skarb tak cenny, że pierwotny instynkt kazał mu go ukryć nawet podczas pobytu w tej bezpiecznej przystani. Ostatni przedmiot łączący go z rodzinną planetą. Mały, niepozorny kryształ. Sherunshur. Skupiający najdrobniejszy promyk światła i jaskrawożółty, niczym płonące, śmiercionośne słońce Ryloth.
Twi’lek potrząsnął głową, wrzucił pakunek do kieszeni, chwycił torbę i pobiegł korytarzem, mijając kolejne drzwi. Po paru chwilach znalazł się w sali projekcyjnej z wielkim, otoczonym rzędami siedzisk holoprojektorem. Wystukał na klawiaturze polecenie wyświetlenia projekcji dokumentalnej na temat bitwy o Cato Neimodię od dwudziestej czwartej minuty i trzydziestej trzeciej sekundy. Urządzenie wyłączyło się z cichym terkotem, a część ściany opadła, ukazując pancerne drzwi z małym wgłębieniem w miejscu zwyczajowego czytnika karty lub cylindra funkcyjnego. Vua położył palec w wyznaczonym punkcie i poczuł, jak mikroskopijna igła pobiera próbkę krwi do analizy. W kilka sekund później ciężka płyta odsunęła się, umożliwiając przejście do jasno oświetlonego hangaru. Na środku płyty stał, podłączony jeszcze kablami i przewodami paliwowymi do aparatury przy przeciwległej ścianie, frachtowiec typu YT-1210. Xyrll wnosił właśnie na pokład pudła z żywnością.
- Jesteś wreszcie. O co… Cholera! – ciężki pojemnik spadł na płytę hangaru, a pojemniki z racjami żywnościowymi potoczyły się we wszystkie strony.
- Ręce do góry, rebelianckie śmiecie!
OCENY UŻYTKOWNIKÓW:
Aby wystawić ocenę musisz się zalogować Wszystkie oceny Średnia: 7,45 Liczba: 11 |
|
Vua Rapuung2007-01-06 08:45:18
Chciałbym podziękować za wszystkie oceny i komentarze (zwłaszcza te liczące więcej, niż pięć wyrazów :P). Swego rodzaju kontynuację opowiadania znajdziecie tutaj http://gwiezdne-wojny.pl/tekst.php?id=995
jedi_marhefka2006-06-30 19:25:56
Hmmm... opowiedanie całkiem ciekawe, jednak lekko ubogie opisy walki. reszta jest w pożądku. czekam na kontynuacje
Maquis Scorpio2006-06-21 11:26:10
Tylko 8, bo za krótkie i zbyt oszczędne opisy walk.
Lato 2006 właśnie się zaczęło oczekuję kontynuacji.
Adela2006-03-10 18:41:19
Trochę krótkie,ale fajne.
Darth Bor2006-02-04 17:36:09
bardzo fajne ale szkoda że tak mało walk daje 8/10
mistrz stachu2005-12-11 12:23:08
niezłe ale wogule nie było walk
Gadul2005-11-21 18:58:01
Było fajne lecz trochę krótkie, dlatego daję 9.
Globerek2005-11-20 16:40:11
fajnie, naprawdę... szkoda, że takie krótkie... no i zgadzam się z Jaro, że trudno się połapać z imonami, ale ogólnie super - 8/10.
I byłoby naprawdę fajnie, gdyby pojawił się sequel :) Albo może i nie... niech wyobraźnie popracuje ;)
Shedao Shai2005-10-31 19:47:41
Podobało mi się, dobra budowa napięcia, acz widać jeszcze niedoskonałości w warsztacie - plusem są nawiązania do EU, ogółem - siedem. :)
Darth Phabious2005-10-31 17:24:07
Mogę tylko powiedzieć, ze świetnie się czyta:) Dałem 8/10
Lady Aragorn2005-10-31 09:36:05
hmmm ciekawe opisy miejsc, opisy walka krótkie ale ciekawe i treściwe. masz bardzo duży zasób słów. daje 8/10
Alex Verse Naberrie2005-10-30 15:38:49
no więc, dobrze że nie jest z nowej ery jedi, nie nawidze Vongów, na początku trochę sie pogubiłam kto jest kto, dlaczego Vader tak łatwo się poddał w związku z padawanami? przecież logicznie rozumując : Imperator woli posiadać, niż niszczyć, dlatego lord powinien ich jeszcze trochę poszukać, a nie od razu niszczyć bazę, przecież młodzi uzależniają się szybciej od ciemnej srtrony niż starzy. Chwalę moment kiedy Vader powiedział, że to Imp kazał mu przekazać propozycję przyłączenia do niego, nudzą mi się momenty "zabiję cię od zaraz" albo V prywatnie zachęca "byłych znajomych", a z tym dziedzictwem, wg mnie to będą miecze świetlne, a może coś innego :) ?
Jaro2005-10-30 09:38:34
fajne, 7/10. co prawda trochę skomplikowałeś z imionami - trudno się połapać, kto jest kim i kto mówi. ale ogółem warte przeczytania
Jaro2005-10-30 09:19:57
mała uwaga - Dxun to księżyc, nie planeta
Aquenral2005-10-30 09:09:43
Fajnie.... Troche krótkie, nie ma Yuuzhan, ale fajne...
Vua Rapuung2005-10-30 08:10:21
Cóż za zaskoczenie! Dawno temu wysłałem to opowiadanko i już prawie o nim zapomniałem, a tu taki suprise!
Jest ono po części owocem nudy w czasie wakacji i deszczu nad morzem:].
Z chęcią powitam wszelkie twórcze uwagi...
Krogulec2005-10-29 22:22:23
dobre opowiadanie: ciekawa fabula , ale średnie opisy walk i za krotkie :P 8/ 10
krzychu_michal2005-10-29 20:40:38
ajajaj...mnie akurat tak to wciągnęło jak Mroczne Spotkanie, czyli ledwie...rozumiem, że ciąg dalszy będzie za jakiś czas, ale nie bardzo przypadło mi do gustu