Jak zapewne wiecie, 2 maja pojawi się w sklepach ścieżka dźwiękowa do długo oczekiwanego, trzeciego epizodu Gwiezdnych Wojen – Zemsty Sithów. Jednak już dziś, dzięki uprzejmości Sony BMG mamy okazję zrecenzować cały album, jak i również dodatki do niego.
Całość zawiera dwie płyty – jedną z nich jest krążek ze ścieżką dźwiękową z filmu, drugą natomiast płyta DVD, na której nagrane są teledyski ze wszystkimi, najbardziej zapadającymi w pamięć utworami całej sagi. Oczywiście płyta DVD dołączona jest do albumu całkowicie za darmo, dzięki czemu możemy cieszyć się nią za cenę samego soundtracka. Dla mnie, jako fana Star Wars z niezbyt wysokim budżetem, jest to coś wspaniałego.
Wróćmy jednak do informacji o albumie. Podobnie jak we wszystkich poprzednich częściach, do zestawu dołączona jest rozkładana książeczka, zaprojektowana dosyć innowacyjnie. Otóż, po jej rozłożeniu z jednej strony otrzymujemy mini-plakat z Zemsty Sithów, przedstawiający Dartha Vadera, Obi-Wana, Anakina, oraz złowrogiego generała Grievousa, z drugiej natomiast możemy przeczytać tekst wprowadzający, napisany przez George’a Lucasa, oraz spis utworów ścieżki dźwiękowej, i teledysków z bonusowej płyty DVD.
To właśnie krążkiem zawierającym ścieżkę dźwiękową zajmiemy się na początek. Pierwsza rzecz, która zaskakuje nas po włożeniu go do odtwarzacza i wciśnięciu przycisku „play”, to niesamowita jakość dźwięku – początkowe fanfary po prostu wgniatają nas w fotel, lub oparcie tego, na czym w danym momencie siedzimy. Dźwięk wydaje się rozbrzmiewać po całym pomieszczeniu jak w najlepszym kinie. A wszystko to dzięki systemowi, w jakim została nagrana płyta. Różnicy w jakości nie odczują może tak bardzo posiadacze małych, komputerowych głośniczków, ale na lepszym sprzęcie jest ona wręcz wyczuwalna i nie mogą się do niej równać najlepsze kopie stereofoniczne, dostępne do ściągnięcia z internetu. Jakość ta jest po prostu klasą samą w sobie, dzięki czemu wpływa na sposób w jaki odnosimy się do ścieżki dźwiękowej po wysłuchaniu całości.
A całość... No właśnie, wiele osób zapewne zapyta jak muzyka z Zemsty Sithów ma się do tej z poprzednich epizodów? Czy jest lepsza, czy gorsza? Jak będzie pasowała do klimatu nowego filmu? No i wreszcie, czy John Williams po raz kolejny pokaże klasę nowymi, zaskakującymi pomysłami? Na wszystkie te pytania postaram się odpowiedzieć w sposób przynajmniej częściowo was satysfakcjonujący.
Wstrzymajmy się na razie z oceną muzyki, a skupmy raczej na jej powiązaniach tematycznych z poprzednimi częściami. Oczywistą sprawą jest, iż John Williams przy tworzeniu podkładu do Zemsty Sithów miał o wiele mniej swobody, niźli przy poprzednich filmach, gdyż musiał połączyć muzyczną część Sagi w całość. Stąd właśnie momentami możemy usłyszeć przewijające się motywy z Mrocznego Widma, Ataku Klonów, a nawet ze Starej Trylogii – zwłaszcza w ostatnim utworze. Nie są to jednak fragmenty powtórzone nutę w nutę. Już przy pierwszym słuchaniu można dostrzec wiele różnic – wyraźnie widać, iż muzyka ewoluuje wraz z rozwojem akcji. Stare tematy muzyczne, jak motyw Anakina z Mrocznego Widma, z wolna przemieniają się w te, których ostateczną wersję usłyszymy dopiero w Klasycznej Trylogii – w tym przypadku w motyw Vadera, i Marsz Imperialny z Imperium Kontratakuje. Nie oznacza to jednak tego, że w muzyce do Zemsty dostaniemy same odgrzewane kąski. Zupełnymi nowościami są takie tematy, jak choćby marsz Republiki, który można usłyszeć w pierwszym utworze, tuż po początkowych fanfarach, temat generała Grievousa z utworów: piątego, oraz trzynastego – w którym pod koniec pojawiają dość klimatyczne chórki, przypominające trochę Duel of the Fates, no i oczywiście główny temat Zemsty Sithów; czyli Battle of the Heroes. Według mnie, to właśnie ten utwór ukazuje nam prawdziwy geniusz Williamsa. Można go słuchać całymi godzinami, wyobrażając sobie choćby walki na miecze świetlne. Nie mogę się zgodzić ze stwierdzeniami niektórych, iż przypomina on Duel of the Fates. Są to dwa odrębne tematy, a jedyną rzeczą która je łączy, jest obecność chórów. Trudno mi także odnieść się do stwierdzenia, że temat ten przypomina fragmenty soundtracku z Harry`ego Pottera – w końcu Gwiezdne Wojny to zupełnie inny film. Jeśli zatem chodzi o podobieństwa, to poszedłbym raczej w kierunku twórczości Ryszarda Wagnera – od którego skądinąd Williams czerpał inspirację – i zwróciłbym uwagę na utwór „O Fortuna”; motyw Excalibura. To właśnie on wydaje mi się swoistym prekursorem dla Battle of the Heroes; potężne męskie chóry, przerywane czasem motywami wygrywanymi przez samą orkiestrę, a także rytm budujący dość ponury, typowo rycerski klimat. Po wysłuchaniu obydwu tych utworów jeden po drugim, podobieństwo wydaje się nam dość duże, a z pewnością większe, aniżeli porównanie z Duel of the Fates i Harrym Potterem.
Czy zatem soundtrack do Zemsty jest lepszy od tych, z poprzednich epizodów? Zaryzykuję stwierdzenie, iż nie jest lepszy, aczkolwiek nadal utrzymuje bardzo wysoki poziom. Nie ma tam wielu nowych utworów zapadających w pamięć – z wyjątkiem wyżej wspomnianego Battle of the Heroes. Tym razem jednak Williams nie miał za zadanie przebijać swoich poprzednich płyt pod względem poziomu. Musiał po prostu połączyć Sagę w jedną całość, co według mnie udało mu się znakomicie – nie wiadomo, czy nie lepiej, niż samemu Lucasowi. Wiele osób powie zapewne, że skończyły mu się pomysły. Nic bardziej mylnego – świadczy o tym zwłaszcza Battle of the Heroes. Chodziło właśnie o zatoczenie kręgu, poprzez wyewoluowanie utworów z Mrocznego Widma i Ataku Klonów tak, aby odnosiły się do tych z Klasycznej Trylogii. Zobaczycie to zresztą sami, jeśli tylko znajdziecie trochę czasu na przesłuchanie soundtracków z całej Sagi jeden po drugim, w kolejności chronologicznej. Zrobi to na was naprawdę ogromne wrażenie.
Pozostaje jeszcze pytanie – jak muzyka ta będzie pasowała do filmu Zemsta Sithów? Sądzę, że o to akurat najmniej musimy się obawiać. John Williams nie raz już udowodnił, że jego dzieła znakomicie pasują do każdego filmu, do którego podjął się tworzenia ścieżki dźwiękowej. Teraz z pewnością będzie tak samo. Możecie być pewni, że jego muzyka wprowadzi was w klimat i wydarzenia nowego epizodu tak, jak to było z poprzednimi.
Kolejnym powodem, dla którego warto zainteresować się kupnem nowego soundtracka, jest płyta DVD, wspomniana przeze mnie na początku tego tekstu. Zawiera ona szesnaście teledysków z najbardziej znanymi i lubianymi przez fanów utworami z filmów całej Sagi. Do każdego z teledysków wprowadza nas komentarz Iana McDiarmida, który opowiada o sytuacji w galaktyce, o przeżyciach wewnętrznych każdego z bohaterów, oraz o relacjach między nimi. Dzięki temu ponad 70-minutowemu materiałowi możemy przypomnieć sobie całą sagę w pigułce, słuchając w tym samym czasie wspaniałej muzyki Johna Williamsa w najlepszym możliwym systemie dźwięku – 5.1 surround! Żadna, nawet najlepsza internetowa kopia nie jest w stanie dorównać czemuś takiemu.
Podsumowując, ścieżka dźwiękowa z Zemsty Sithów to wydatek obowiązkowy dla każdego z fanów, a także zwykłych miłośników filmu. Jestem pewien, że wypełnia ona lukę pomiędzy Starą i Nową Trylogią w sposób, którego się po niej spodziewałem. I choć może poziomem nie dorównuje tej z Nowej Nadziei, czy Imperium Kontratakuje, to i tak stawia poprzeczkę wysoko, dzięki czemu można jej słuchać godzinami. Do tego wszystkiego dochodzi jeszcze wspomniany wcześniej materiał DVD, który z pewnością będzie wspaniałym zwieńczeniem i podsumowaniem całości Gwiezdnej Sagi.
Jednym słowem: „Polecam”.
Mateusz „Freedon Nadd” Smolski
29.04.2005
Teraz ja dorzucę swoje trzy grosze do recenzji Freedona. Zacznę od tego co na wierzchu, czyli od opakowania. Wygląda standardowo, choć „okładkowo” wiąże się raczej z soundtrackami z E1 i E2, niż z nowymi wydaniami soundtracków ze „Starej Trylogii”. Wewnątrz – niespodzianka. Zamiast książeczki rokładana karta gdzie po jednej stronie widnieje spis utworów CD i DVD a po drugiej – mały plakacik.
Pierwsze co zrobiłem, to wrzuciłem do odtwarzacza płytkę DVD. O Raaany! Ian MacDiarmid w roli narratora. Ten głos, który na koniec mówi „May the Force be With You... Always”. Coś pięknego! I tylko jedna myśl w głowie Fana: „I kto to mówi”...
Na tym bonusowym dysku mamy 16 teledysków, a każdy poprzedzony jest właśnie wprowadzeniem Iana. Świetna jakość dżwięku i doskonały obraz... No to chyba standard. Zaczynamy oczywiście od Fanfar 20th Century Fox i tematu otwierającego Star Wars, a kończymy na „The Throne Room”. Co najciekawsze nie ma tam na przykład znanego nam już teledysku Duel of the Fates z pokazaną orkiestrą – Wszystkie filmiki na tej płycie, są poskładane z kawałków filmów tak, aby dobrze obrazowały muzykę biegnącą w tle. Naprawdę świetna rzecz dla fanów – siedemdziesięciominutowa powtórka całych Gwiezdnych Wojen.
Zmieńmy płytę. Nad konkretnymi utworami rozwodził się nie będę, gdyż robiłem to już, kiedy soundtrack nielegalnie pojawił się w sieci (więcej). Powiem tylko o jakości. Najkrócej rzecz ujmując - znacznie lepsza niż to, co mieliśmy możliwość ściągnąć z netu.
Pytanie które się pojawia teraz w Waszych głowach brzmi zapewne, czy kupić, czy nie – według mnie – kupić. Zdecydowanie. Dla tej płyty DVD i dla tej jakości muzyki – warto! Dobre zakończenie (miejmy nadzieję, że jednak nie) kolekcji muzyki ze Star Wars.
Yako