Raport będzie zlepkiem wrażeń poszczególnych uczestników.
To alfabetycznie:
Ganner:
„Bo na Śląskich fajnie jest...”
czyli XX SŚFSW
Jako, że miało być krótko to i tak będzie, więc zabiorę się od razu do spotkania.
Jaya, ja, Ricky i Switch przybywamy wynajętym frachtowcem do Kotoolina, udajemy się do szkoły, gdzie wita nas ceta, JOORUS i droid typu KaSA-Kyle ;).
Po rozpakowaniu się zaczęli przybywać nowi spotkaniowcy, i zabawa zaczęła się na dobre.
Zaczęło się od Star Warsowego Monopoly, gdzie wygrał Otas, a skończyło się na wieczorze, który spokojnie można nazwać filmowym, chociaż niektórzy poszli z Lordem S. grać w War-młotka.
Kiedy wieczór filmowy się skończył udaliśmy się na zasłużony odpoczynek.
Dzień drugi rozpoczął się od wstania :P, zjedzenia czegoś, a później wszyscy z uwagą słuchali osoby tłumaczącej zasady gry w sabacc’a, ponieważ miał się odbyć drugi już jej turniej.
Nad niuansami turnieju w którym dominowały emocje wszelakie- od rozpaczy po radość, od płaczu do śmiechu, od skupienia po rozluźnienie nie będę się rozwodził, bo wiadomo o jego wynikach.
Zaraz potem planowany pizza-time, oczekiwanie na pizze umilały „Kosmiczne Jaja”, później warsztaty JOR’a, na których lepiliśmy R2-D2 (proszę nie patrzeć na dzieła Lorda), aż w końcu atrakcja wieczoru czyli SWMiniatures i Kotoolin party.
Niedziela zaczęła się niewinnie; na początku pokaz i gra w dejarika oraz planety-rasy, a jakąs godzinkę później bieganina, bo kto już jechał musiał przecież zdążyć na pociąg :P .
Osoby, które zostały dłużej posprzątały szkołę, a później dzięki ofiarności mamy cety dodatkowych trzech pasażerów zawiozło się do Kato.
A wszyscy z niecierpliwością czekają do następnego roku...
/*Dobra, jest sukces, nie rozpisałem się za bardzo :) */
Jaya:
To było moje czwarte oficjalne spotkanie. Odkąd pojawiłam się po raz pierwszy staram się być na każdym i jak do tej pory mi się to udaje. Dlatego w piątek bez chwili wahania spakowałam torbę i popędziłam na pociąg.
U wrót szkoły zostaliśmy powitani przez koordynatorów – JORUUSA i Cetę, oraz bardzo nieufnego Kyle’a Katarna, któremu musiałam pokazać dowód osobisty, żeby uwierzył, że nie potrzebuję zgody rodziców (miło z jego strony).
Potem było już jak zwykle, z tym, że przewidywana liczba uczestników miała się nijak do rzeczywistej. Zagęszczenie na metr kwadratowy było porównywalne do spotkań w Krakowie i w Katowicach (nieoficjalnych), choć tym razem zajęliśmy dwa metry kwadratowe, a nie jeden.
Przez te trzy dni gadaliśmy, oglądaliśmy filmy, graliśmy w różne gry... Niektórzy pili i potem próbowali otwierać drzwi od strony zawiasów.
Z eliminacji sabacca odpadłam jako pierwsza i w finale mogłam wziąć udział wyłącznie w roli talizmanu, czego nie omieszkałam uczynić (skutecznie :) ).
Na całym spotkaniu przespałam coś cztery godziny. I są to jedyne cztery godziny od przyjazdu do opuszczenia szkoły, które mogłabym uznać za zmarnowane. A wyjechałam późno, bo przyłączyłam się do niewielkiej grupki, która postanowiła pomóc w sprzątaniu bałaganu, który zrobili uczestnicy Star Wars Party. Najwięksi bałaganiarze uciekli pierwsi, żeby ktoś im czasem nie wetknął miotły.
Na koniec napiszę jeszcze to co zawsze po spotkaniu piszę na forum, albo w komentarzach. Było rewelacyjnie, niech żałują ci, którzy nie dojechali bo zapomnieli karimaty, czy coś...
JORUUS:
Na XX Spotkaniu Śląskich Fanów Star Wars, które odbyło się 19 lutego 2005 roku w Kotulinie zostały przeprowadzone warsztaty modelinek.
Wzięło w nich udział 11 osób - Ganner, Immobilaizer, Jaqob, Jaya, Kell Tainer, Ki Adi Mundi, Lord Sidious, Otas, Rael, Ricky Skywalker, Tomeq83.
Drogą wcześniejszego emaliowego głosowania do ulepienia został wybrany R2-D2.
Każdy uczestnik dostał modelinę (razem zostało zużyte pół kilograma) i krok po kroku według wskazówek tworzył własnego droida. Część uczestników miała drobne trudności techniczne, a część jak Otas czy Kell radziła sobie wyśmienicie.
Największym odkryciem była praca Lorda Sidious który sam postanowił lepić i stworzył replikę dewbacka z filmu "Star Wars" z 1977 roku w skali 1:1.
Po ulepieniu nastąpił proces utwardzania, a następnie każdy zabrał sobie swoją pracę na pamiątkę.
JORUUS
Ricky Skywalker:
THE UNIFYING %FORCE%
czyli o XX SŚFSW krótka opowieść
Rickiego Skywalkera
Cztery twarze. Cztery pary oczu, spoglądające uważnie to na krupierkę - replikantkę cetę, to na przeciwników, to na trzymane w ręku karty. Moje zmysły węchu wyłapujące swoistą mieszankę woni, na którą składały się głównie wydychane przez graczy cząsteczki %Mocy% i, być może przede wszystkim, bardzo charakterystyczny zapach... potu Wookiego.
Czterej gracze. Ja, Ricky Skywalker, zamieszkały i wyszkolony wśród Yuuzhan potomek wspaniałego rodu Jedi; Ganner - kolejny, aczkolwiek nieukształtowany jeszcze użytkownik %Mocy%; Kell Tainer - pilot z Coruscant i Otasowbacca, zwany w skrócie Otasem - najmniej ofutrzony Wookie galaktyki.
A wokół nas widzowie. Wśród nich - Jaya, koreliańska Jedi, która ciągle sonduje umysły przeciwników, raz po raz przekazując mi prosto do głowy informacje na temat ich kart. Nie ma to jak więź %Mocy% ;)
Mijają minuty, które dłużą się jak godziny. Pierwszy odpada Tainer, jakiś czas potem - Ganner. Zostaje nas dwóch. Ja i Otas. Patrzymy na siebie.
Prosto w oczy.
On już wie, że przegra.
Bo choć w tej chwili w nim jest więcej %Mocy%, to właśnie ja jestem tym, który umie ją lepiej kontrolować.
Wkrótce moje ręce unoszą się w geście triumfu. Tak, właśnie! Wygrałem, tym samym biorąc odwet za zeszłoroczną, druzgocącą klęskę.
A kilka godzin później, otoczony przez wszystkich w Wielkiej Sali Zgromadzeń, otrzymuję gromkie brawa przy akompaniamencie starego, wspaniałego marszu. Uśmiech rozkwita na mojej twarzy; wciąż nie mogę uwierzyć w fart, jaki mnie spotkał. Mimo wszystko, nie to było głównym celem mojego przyjazdu.
Wizyta w Kotoolinie to coś więcej, niż wygrana w Sabacca. To nie zaszczytny złoty medal, ani związane z nim sława i nagrody.
To możliwość zobaczenia się z przyjaciółmi. Poczucia się fragmentem czegoś większego - nazwijmy to grupą, stadem... czy też po prostu całością. To czas, kiedy choć przez chwilę każdy, niezależnie od pochodzenia czy rasy - Wookie, Yuuzhanin, replikantka, Mroczny Jedi, Twi’lek, czy ktokolwiek inny - może zapomnieć o codziennych smutkach życia w galaktyce i po prostu być wśród przyjaciół. Śmiać się, rozmawiać... zagrać wspólnie o wysokie stawki, poprzypominać sobie trochę nazw czy imion. Popląsać na parkiecie, gdy grają Modal Nodes lub jakikolwiek inny zespół, pooglądać razem holofilmy. Poprzewracać się w śniegu. A gdy burczy w brzuchu (najgłośniej zawsze w wooczym :D), jeść, pić... i wciąż się uśmiechać.
Jak prawdziwi przyjaciele, dzięki Jednoczącej %Mocy% (i pewnemu gościowi z brodą i pełnym kontem) złączeni w oczekiwaniu na nowe dni chwały i nową historię - historię, która nigdy nie przemija.
Tak jak wspomnienia dni, które dały nam radość.
Bo trzeba przyznać, że mimo braku kilku stałych członków ekipy, trzy dni spędzone w twierdzy na planecie Kotoolin znów zostawiły niezatarty ślad w pamięci wszystkich uczestników. Znów zjawili się goście z odległych zakątków galaktyki. Bo to w końcu Silesian Sector, gdzie zawsze odbywają się najwspanialsze imprezy. A wszystko dzięki dwojgu osobom - JORUUSowi, władcy Kotulina, i replikantce cecie.
Oby sił starczyło im na wieki ;)
Do zobaczenia wkrótce, na kolejnych SŚFSW! :)
R.S.
Lord Sidious
Zgodnie z tym co zapowiedziałem wcześniej, nie miałem szans być na całym Spotkaniu, ale i tak myślę, że widziałem wystarczająco dużo.
Sam wyjazd zaklepany do ostatniego momentu zaczął się nagle sypać, a to pociąg, a to opcja samochodu twardego, a to znów pociąg, ale skończyło się, że szczegóły dogadaliśmy z Ki Adi Mundim, gdy byłem w pracy. Moc ma mnie w swojej opiece, bo podpowiedziała mi, bym poszedł do pracy o tyle wcześniej o ile się da, dzięki temu mogłem wyjść wcześniej. Po wielu perypetiach, których streszczenie mogłoby zająć pięć stron, skończyło się na tym, że wychodząc wcześniej spod pracy, zostałem zabrany od razu do samochodu ojca Ki Adiego i po kolejnych perypetiach i innych przypadkach, wyjechaliśmy na autostradę. Tam się okazało, że mapa była zrobiona przez jakiegoś Yuuzhanina i miejscowości przemieszczały się po niej, więc trudno było znaleźć Kotulin.
Już nie wspomnę o ludności miejscowej, która zapytana czy wie gdzie jest Kotulin, odpowiada że tak, a potem mówi, żeby jechać prosto. Na skrzyżowaniu, które ma tylko skręt w prawo i w lewo. Uświadomienie tego miejscowemu, spowodowało, że się zaciął i wskazał złą drogę.
Ale udało się. Dojechaliśmy.
Oczywiście od razu wyczaił nas Ricky, który swoim zwyczajem siedział w oknie i podglądał sąsiadów... pech chciał, że nie mógł nikogo zobaczyć, więc udało mu się nas dopatrzeć :) .
Po przywitaniu się, rozlokowaniu, okazało się, że Otas łyka wszystko jak młody pelikan, a potem roznosi ploty. Co ciekawe, w to, że Leo kupił bilet na sobotę, bo Fizyk i Misiek powiedzieli mu, że 19 to piątek, wszyscy uwierzyli (potem okazało się, że jest jeszcze kwestia sobotniego egzaminu Lea). Na szczęście Otas wywiązał się doskonale ze swojej części umowy, za co bardzo mu dziękuje.
Potem trwał turniej gier monopoly itp. ja w tym czasie z JORUUSem zagrałem w bitwę o Śródziemię. Potem rozłożyłem się z TCG ;) . potem przyszedł czas na wspólną kolację przy świecach, a potem rozbiliśmy się na dwie grupy. Jedna z Otasem oglądała Ewoki - a druga ze mną grała w RPGa (warhammer). Graliśmy z Kellem, Tremaynem, Ki Adi Mundim i Switchem. Oczywiście najlepszy był Switch, który wcielił się w rolę psychopatycznego zabójcy, walczącego wiosłem.
Przygoda skończyła się gdzieś przed 4. ale głównie dlatego, że gracze dalej nie przeżyli. Po wpadce na cmentarzu, został jeden, acz miast się skryć jeszcze bardziej, bo go nikt nie szukał, to spanikował i zaczął biec. i tym samym popełnił samobójstwo. Acz nie była to najgłupsza śmierć jaką widziałem w Kotulinie :D .
Potem położyliśmy się spać. Choć niektórzy - jak toda, spali na siedząco. Najlepszy był Otas, który spał między materacami, bo bał się, że jak nie będzie barierki to z materaca spadnie.
Rankiem Otas obudził wszystkich, jak zaczął pić śniadanie. Była tokaszka z mleczkiem %moc%. I gdyby nie ja później, toż Otas by nic nie zjadł tego dnia.
Okazało się, że Tomeq83 godnie reprezentuje Bielsko, podtrzymując tam kotulińską tradycję brenczowania, przez uczestnika minibielskich spotkań.
Od 10 zaczął się II Śląski Turniej Sabacca z cennymi nagrodami. W tym czasie prowadziłem też grę i naukę gry w TCG. Kilka osób się skusiło. Ale i tak najlepszy był Rael, który grając w TCG z Otasem powiedział "to co popełnimy herezję?" (gdyż obaj są posiadaczami olbrzymich zbiorów CCG). Ale wygrał z Otasem. Potem przyszedł czas na pizzę. Okazało się, że pizza średnia to jest mała itp. Szkoda, że okazało się to po... jej dostarczeniu :) .Ale i tak była dobra.
Potem Otas przypomniał sobie, że nie ma czym popić pizzy. Poszliśmy więc do sklepu hasający Otas, Gunfan prowadzący go na smyczy i ja, by zobaczyć, czy Otas mu się zerwie z tego łańcucha. Otas wpadł do sklepu, od razu poleciał do gazetek i stwierdził, że skoro nie ma Nowej Techniki Wojskowej, to wie czemu twardy nie przyjechał. potem kupił 58 piw i jednego Snikersa, którego od razu zgubił. [podobno ktoś mu go zabrał!].
Gdy wyszliśmy ze sklepu Otas zorientował się, że nie ma snikersa... ponieważ powiedziałem mu, że mogłem go wrzucić do skrzynki na listy, Otas natychmiast zaczął mnie przeszukiwać. stwierdził, że musiałem zjeść razem z papierkiem...
Potem przyszła ceta a Otas tłumaczył się, że Lord mu zabrał snikersa. ceta przeszukała wpierw mnie.. oczywiście byłem czysty. a potem Otasa. też nie miał. Doszła do wniosku, że Otas przepił kasę na snikersa, więc Otas pokazał jej rachunek, a tam miast snikers pisać, było napisane "WYRÓB CZEKOLADOPODOBNY". Otas musiał pójść po prawdziwego snikersa. W tym czasie Gunfan zajrzał sobie do kieszeni i okazało się, ze jakimś cudem "snikers" Otasa mu tam wpadł. Natychmiast oddał to cecie. potem jak przyszedł Otas to się wnerwił i zaczął wywijać workiem piw. To był błąd, bo mu piwa poleciały we wszystkich możliwych kierunkach i kilka zgubił w śniegu.
Potem był warsztat modelinkowy. JORUUS nawet mnie kazał w nim uczestniczyć. To się zgodziłem. Tyle, że jak się zorientowałem, że mój R2 wygląda jak glizda lub robak, zrobiłem z niego Jabbę.
Następnie, gdy się ściemniło wyszliśmy na spacer na dwór. początkowo w pięć osób - ja, Otas, ceta, Tomeq83 i Ganner. Otas od razu wpadł na pomysł by natrzeć Tomeqa śniegiem i zaczęło się, totalna bitwa na śnieg. Wkrótce sprzymierzyłem się z cetą i uciekliśmy do twierdzy śnieżnej, by z niej się bronić. Mimo tego, że od jednej kulki z twierdzy wypadłem, broniliśmy się dobrze, dopóki był ostrzał. Potem Ganner wpadł na pomysł szarzy i tego twierdza nie wytrzymała.
Warto dodać, ze wcześniej wraz z Gannerem załatwiliśmy bałwanów (dwóch!!).
Po bitwie Otas skapnał się, że ino Tom jest nie wytarzany w śniegu. Więc niczym byk ruszył na niego z kopyta i głową walnął w plecy Toma tak, że ten wpadł w zaspę. Potem wracając napadaliśmy kolejnych nieświadomych uczestników spaceru. Kellowi udało zapiąć się kurtkę dopiero w zaspie. Ki Adi Mundi zdziwił się najbardziej, bo Otas złapał go w pół przeniósł trochę i wrzucił do zaspy.
Potem została przeprowadzona sesja bitewniaka, znów trochę gry w TCG.. a w między czasie było wręczenie nagród.. a potem rozpoczęło się KSWP.
W tym czasie ruszyła kolejna sesja Warhammera. Tym razem grał Gunfan jako pasterz, Ki Adi Mundi jako bydło kradł (acz został zabity przez MG wyjątkowo szybko), Immobilaiser jako młoda treserka niedźwiedzi, Rael jako Giermek oraz Ganner jako Ochroniarz. Tradycję Switcha - czyli gracza z najdziwniejszymi pomysłami kontynuował niejaki .... Tomeq83 będący gajowym!! toda i Kell robili za publikę.
W pewnym momencie toda poszedł opowiedzieć innym, że Rael leży w sali kuchennej nieprzytomny i zarzygany. Niektórzy nawet przyszli zobaczyć, bo nie skapnęli się, że był to tylko w RPG.
Sesja skończyła się tym, że Gunfan zginął na czerwonkę, bo go Ganner sprzedał na części zamienne niż uleczyć. Immo dostał z miecza od Tomeqa, na oczach strażników, wiec sam nie przeżył. Rael wszedł do knajpy i chciał zrobić sztuczkę - połykanie miecza. Nie wyszło mu. Tomeq go tylko dobił.
A Ganner który został sam, postanowił zginąć z honorem i zabił kilku strażników.
Potem poszliśmy spać.
W niedzielę rano pograliśmy jeszcze w dejarica oraz planety miasta.
A potem pożegnaliśmy się i pojechaliśmy na dworzec, a tam już prosto do Wrocławia.
I jeszcze raz, wszystkim za udział i wspaniałą zabawę bardzo dziękuję i chciałbym powtórzyć to w następnym roku.
Lista obecnych:
ceta
JORUUS
Ganner
Rael
Immobilaiser
Kell
Klaudiusz
Danni
Tremayne
Switch
Lord Sidious
Ki Adi Mundi
Banita
Kyle Katarn
Ricky Skywalker
Jaya
Gunfan
Tomeq
Otas
toda
Jakob
To alfabetycznie:
Ganner:
czyli XX SŚFSW
Jako, że miało być krótko to i tak będzie, więc zabiorę się od razu do spotkania.
Jaya, ja, Ricky i Switch przybywamy wynajętym frachtowcem do Kotoolina, udajemy się do szkoły, gdzie wita nas ceta, JOORUS i droid typu KaSA-Kyle ;).
Po rozpakowaniu się zaczęli przybywać nowi spotkaniowcy, i zabawa zaczęła się na dobre.
Zaczęło się od Star Warsowego Monopoly, gdzie wygrał Otas, a skończyło się na wieczorze, który spokojnie można nazwać filmowym, chociaż niektórzy poszli z Lordem S. grać w War-młotka.
Kiedy wieczór filmowy się skończył udaliśmy się na zasłużony odpoczynek.
Dzień drugi rozpoczął się od wstania :P, zjedzenia czegoś, a później wszyscy z uwagą słuchali osoby tłumaczącej zasady gry w sabacc’a, ponieważ miał się odbyć drugi już jej turniej.
Nad niuansami turnieju w którym dominowały emocje wszelakie- od rozpaczy po radość, od płaczu do śmiechu, od skupienia po rozluźnienie nie będę się rozwodził, bo wiadomo o jego wynikach.
Zaraz potem planowany pizza-time, oczekiwanie na pizze umilały „Kosmiczne Jaja”, później warsztaty JOR’a, na których lepiliśmy R2-D2 (proszę nie patrzeć na dzieła Lorda), aż w końcu atrakcja wieczoru czyli SWMiniatures i Kotoolin party.
Niedziela zaczęła się niewinnie; na początku pokaz i gra w dejarika oraz planety-rasy, a jakąs godzinkę później bieganina, bo kto już jechał musiał przecież zdążyć na pociąg :P .
Osoby, które zostały dłużej posprzątały szkołę, a później dzięki ofiarności mamy cety dodatkowych trzech pasażerów zawiozło się do Kato.
A wszyscy z niecierpliwością czekają do następnego roku...
/*Dobra, jest sukces, nie rozpisałem się za bardzo :) */
Jaya:
To było moje czwarte oficjalne spotkanie. Odkąd pojawiłam się po raz pierwszy staram się być na każdym i jak do tej pory mi się to udaje. Dlatego w piątek bez chwili wahania spakowałam torbę i popędziłam na pociąg.
U wrót szkoły zostaliśmy powitani przez koordynatorów – JORUUSA i Cetę, oraz bardzo nieufnego Kyle’a Katarna, któremu musiałam pokazać dowód osobisty, żeby uwierzył, że nie potrzebuję zgody rodziców (miło z jego strony).
Potem było już jak zwykle, z tym, że przewidywana liczba uczestników miała się nijak do rzeczywistej. Zagęszczenie na metr kwadratowy było porównywalne do spotkań w Krakowie i w Katowicach (nieoficjalnych), choć tym razem zajęliśmy dwa metry kwadratowe, a nie jeden.
Przez te trzy dni gadaliśmy, oglądaliśmy filmy, graliśmy w różne gry... Niektórzy pili i potem próbowali otwierać drzwi od strony zawiasów.
Z eliminacji sabacca odpadłam jako pierwsza i w finale mogłam wziąć udział wyłącznie w roli talizmanu, czego nie omieszkałam uczynić (skutecznie :) ).
Na całym spotkaniu przespałam coś cztery godziny. I są to jedyne cztery godziny od przyjazdu do opuszczenia szkoły, które mogłabym uznać za zmarnowane. A wyjechałam późno, bo przyłączyłam się do niewielkiej grupki, która postanowiła pomóc w sprzątaniu bałaganu, który zrobili uczestnicy Star Wars Party. Najwięksi bałaganiarze uciekli pierwsi, żeby ktoś im czasem nie wetknął miotły.
Na koniec napiszę jeszcze to co zawsze po spotkaniu piszę na forum, albo w komentarzach. Było rewelacyjnie, niech żałują ci, którzy nie dojechali bo zapomnieli karimaty, czy coś...
JORUUS:
Na XX Spotkaniu Śląskich Fanów Star Wars, które odbyło się 19 lutego 2005 roku w Kotulinie zostały przeprowadzone warsztaty modelinek.
Wzięło w nich udział 11 osób - Ganner, Immobilaizer, Jaqob, Jaya, Kell Tainer, Ki Adi Mundi, Lord Sidious, Otas, Rael, Ricky Skywalker, Tomeq83.
Drogą wcześniejszego emaliowego głosowania do ulepienia został wybrany R2-D2.
Każdy uczestnik dostał modelinę (razem zostało zużyte pół kilograma) i krok po kroku według wskazówek tworzył własnego droida. Część uczestników miała drobne trudności techniczne, a część jak Otas czy Kell radziła sobie wyśmienicie.
Największym odkryciem była praca Lorda Sidious który sam postanowił lepić i stworzył replikę dewbacka z filmu "Star Wars" z 1977 roku w skali 1:1.
Po ulepieniu nastąpił proces utwardzania, a następnie każdy zabrał sobie swoją pracę na pamiątkę.
JORUUS
Ricky Skywalker:
czyli o XX SŚFSW krótka opowieść
Rickiego Skywalkera
Cztery twarze. Cztery pary oczu, spoglądające uważnie to na krupierkę - replikantkę cetę, to na przeciwników, to na trzymane w ręku karty. Moje zmysły węchu wyłapujące swoistą mieszankę woni, na którą składały się głównie wydychane przez graczy cząsteczki %Mocy% i, być może przede wszystkim, bardzo charakterystyczny zapach... potu Wookiego.
Czterej gracze. Ja, Ricky Skywalker, zamieszkały i wyszkolony wśród Yuuzhan potomek wspaniałego rodu Jedi; Ganner - kolejny, aczkolwiek nieukształtowany jeszcze użytkownik %Mocy%; Kell Tainer - pilot z Coruscant i Otasowbacca, zwany w skrócie Otasem - najmniej ofutrzony Wookie galaktyki.
A wokół nas widzowie. Wśród nich - Jaya, koreliańska Jedi, która ciągle sonduje umysły przeciwników, raz po raz przekazując mi prosto do głowy informacje na temat ich kart. Nie ma to jak więź %Mocy% ;)
Mijają minuty, które dłużą się jak godziny. Pierwszy odpada Tainer, jakiś czas potem - Ganner. Zostaje nas dwóch. Ja i Otas. Patrzymy na siebie.
Prosto w oczy.
On już wie, że przegra.
Bo choć w tej chwili w nim jest więcej %Mocy%, to właśnie ja jestem tym, który umie ją lepiej kontrolować.
Wkrótce moje ręce unoszą się w geście triumfu. Tak, właśnie! Wygrałem, tym samym biorąc odwet za zeszłoroczną, druzgocącą klęskę.
A kilka godzin później, otoczony przez wszystkich w Wielkiej Sali Zgromadzeń, otrzymuję gromkie brawa przy akompaniamencie starego, wspaniałego marszu. Uśmiech rozkwita na mojej twarzy; wciąż nie mogę uwierzyć w fart, jaki mnie spotkał. Mimo wszystko, nie to było głównym celem mojego przyjazdu.
Wizyta w Kotoolinie to coś więcej, niż wygrana w Sabacca. To nie zaszczytny złoty medal, ani związane z nim sława i nagrody.
To możliwość zobaczenia się z przyjaciółmi. Poczucia się fragmentem czegoś większego - nazwijmy to grupą, stadem... czy też po prostu całością. To czas, kiedy choć przez chwilę każdy, niezależnie od pochodzenia czy rasy - Wookie, Yuuzhanin, replikantka, Mroczny Jedi, Twi’lek, czy ktokolwiek inny - może zapomnieć o codziennych smutkach życia w galaktyce i po prostu być wśród przyjaciół. Śmiać się, rozmawiać... zagrać wspólnie o wysokie stawki, poprzypominać sobie trochę nazw czy imion. Popląsać na parkiecie, gdy grają Modal Nodes lub jakikolwiek inny zespół, pooglądać razem holofilmy. Poprzewracać się w śniegu. A gdy burczy w brzuchu (najgłośniej zawsze w wooczym :D), jeść, pić... i wciąż się uśmiechać.
Jak prawdziwi przyjaciele, dzięki Jednoczącej %Mocy% (i pewnemu gościowi z brodą i pełnym kontem) złączeni w oczekiwaniu na nowe dni chwały i nową historię - historię, która nigdy nie przemija.
Tak jak wspomnienia dni, które dały nam radość.
Bo trzeba przyznać, że mimo braku kilku stałych członków ekipy, trzy dni spędzone w twierdzy na planecie Kotoolin znów zostawiły niezatarty ślad w pamięci wszystkich uczestników. Znów zjawili się goście z odległych zakątków galaktyki. Bo to w końcu Silesian Sector, gdzie zawsze odbywają się najwspanialsze imprezy. A wszystko dzięki dwojgu osobom - JORUUSowi, władcy Kotulina, i replikantce cecie.
Oby sił starczyło im na wieki ;)
Do zobaczenia wkrótce, na kolejnych SŚFSW! :)
R.S.
Lord Sidious
Zgodnie z tym co zapowiedziałem wcześniej, nie miałem szans być na całym Spotkaniu, ale i tak myślę, że widziałem wystarczająco dużo.
Sam wyjazd zaklepany do ostatniego momentu zaczął się nagle sypać, a to pociąg, a to opcja samochodu twardego, a to znów pociąg, ale skończyło się, że szczegóły dogadaliśmy z Ki Adi Mundim, gdy byłem w pracy. Moc ma mnie w swojej opiece, bo podpowiedziała mi, bym poszedł do pracy o tyle wcześniej o ile się da, dzięki temu mogłem wyjść wcześniej. Po wielu perypetiach, których streszczenie mogłoby zająć pięć stron, skończyło się na tym, że wychodząc wcześniej spod pracy, zostałem zabrany od razu do samochodu ojca Ki Adiego i po kolejnych perypetiach i innych przypadkach, wyjechaliśmy na autostradę. Tam się okazało, że mapa była zrobiona przez jakiegoś Yuuzhanina i miejscowości przemieszczały się po niej, więc trudno było znaleźć Kotulin.
Już nie wspomnę o ludności miejscowej, która zapytana czy wie gdzie jest Kotulin, odpowiada że tak, a potem mówi, żeby jechać prosto. Na skrzyżowaniu, które ma tylko skręt w prawo i w lewo. Uświadomienie tego miejscowemu, spowodowało, że się zaciął i wskazał złą drogę.
Ale udało się. Dojechaliśmy.
Oczywiście od razu wyczaił nas Ricky, który swoim zwyczajem siedział w oknie i podglądał sąsiadów... pech chciał, że nie mógł nikogo zobaczyć, więc udało mu się nas dopatrzeć :) .
Po przywitaniu się, rozlokowaniu, okazało się, że Otas łyka wszystko jak młody pelikan, a potem roznosi ploty. Co ciekawe, w to, że Leo kupił bilet na sobotę, bo Fizyk i Misiek powiedzieli mu, że 19 to piątek, wszyscy uwierzyli (potem okazało się, że jest jeszcze kwestia sobotniego egzaminu Lea). Na szczęście Otas wywiązał się doskonale ze swojej części umowy, za co bardzo mu dziękuje.
Potem trwał turniej gier monopoly itp. ja w tym czasie z JORUUSem zagrałem w bitwę o Śródziemię. Potem rozłożyłem się z TCG ;) . potem przyszedł czas na wspólną kolację przy świecach, a potem rozbiliśmy się na dwie grupy. Jedna z Otasem oglądała Ewoki - a druga ze mną grała w RPGa (warhammer). Graliśmy z Kellem, Tremaynem, Ki Adi Mundim i Switchem. Oczywiście najlepszy był Switch, który wcielił się w rolę psychopatycznego zabójcy, walczącego wiosłem.
Przygoda skończyła się gdzieś przed 4. ale głównie dlatego, że gracze dalej nie przeżyli. Po wpadce na cmentarzu, został jeden, acz miast się skryć jeszcze bardziej, bo go nikt nie szukał, to spanikował i zaczął biec. i tym samym popełnił samobójstwo. Acz nie była to najgłupsza śmierć jaką widziałem w Kotulinie :D .
Potem położyliśmy się spać. Choć niektórzy - jak toda, spali na siedząco. Najlepszy był Otas, który spał między materacami, bo bał się, że jak nie będzie barierki to z materaca spadnie.
Rankiem Otas obudził wszystkich, jak zaczął pić śniadanie. Była to
Okazało się, że Tomeq83 godnie reprezentuje Bielsko, podtrzymując tam kotulińską tradycję brenczowania, przez uczestnika minibielskich spotkań.
Od 10 zaczął się II Śląski Turniej Sabacca z cennymi nagrodami. W tym czasie prowadziłem też grę i naukę gry w TCG. Kilka osób się skusiło. Ale i tak najlepszy był Rael, który grając w TCG z Otasem powiedział "to co popełnimy herezję?" (gdyż obaj są posiadaczami olbrzymich zbiorów CCG). Ale wygrał z Otasem. Potem przyszedł czas na pizzę. Okazało się, że pizza średnia to jest mała itp. Szkoda, że okazało się to po... jej dostarczeniu :) .Ale i tak była dobra.
Potem Otas przypomniał sobie, że nie ma czym popić pizzy. Poszliśmy więc do sklepu hasający Otas, Gunfan prowadzący go na smyczy i ja, by zobaczyć, czy Otas mu się zerwie z tego łańcucha. Otas wpadł do sklepu, od razu poleciał do gazetek i stwierdził, że skoro nie ma Nowej Techniki Wojskowej, to wie czemu twardy nie przyjechał. potem kupił 58 piw i jednego Snikersa, którego od razu zgubił. [podobno ktoś mu go zabrał!].
Gdy wyszliśmy ze sklepu Otas zorientował się, że nie ma snikersa... ponieważ powiedziałem mu, że mogłem go wrzucić do skrzynki na listy, Otas natychmiast zaczął mnie przeszukiwać. stwierdził, że musiałem zjeść razem z papierkiem...
Potem przyszła ceta a Otas tłumaczył się, że Lord mu zabrał snikersa. ceta przeszukała wpierw mnie.. oczywiście byłem czysty. a potem Otasa. też nie miał. Doszła do wniosku, że Otas przepił kasę na snikersa, więc Otas pokazał jej rachunek, a tam miast snikers pisać, było napisane "WYRÓB CZEKOLADOPODOBNY". Otas musiał pójść po prawdziwego snikersa. W tym czasie Gunfan zajrzał sobie do kieszeni i okazało się, ze jakimś cudem "snikers" Otasa mu tam wpadł. Natychmiast oddał to cecie. potem jak przyszedł Otas to się wnerwił i zaczął wywijać workiem piw. To był błąd, bo mu piwa poleciały we wszystkich możliwych kierunkach i kilka zgubił w śniegu.
Potem był warsztat modelinkowy. JORUUS nawet mnie kazał w nim uczestniczyć. To się zgodziłem. Tyle, że jak się zorientowałem, że mój R2 wygląda jak glizda lub robak, zrobiłem z niego Jabbę.
Następnie, gdy się ściemniło wyszliśmy na spacer na dwór. początkowo w pięć osób - ja, Otas, ceta, Tomeq83 i Ganner. Otas od razu wpadł na pomysł by natrzeć Tomeqa śniegiem i zaczęło się, totalna bitwa na śnieg. Wkrótce sprzymierzyłem się z cetą i uciekliśmy do twierdzy śnieżnej, by z niej się bronić. Mimo tego, że od jednej kulki z twierdzy wypadłem, broniliśmy się dobrze, dopóki był ostrzał. Potem Ganner wpadł na pomysł szarzy i tego twierdza nie wytrzymała.
Warto dodać, ze wcześniej wraz z Gannerem załatwiliśmy bałwanów (dwóch!!).
Po bitwie Otas skapnał się, że ino Tom jest nie wytarzany w śniegu. Więc niczym byk ruszył na niego z kopyta i głową walnął w plecy Toma tak, że ten wpadł w zaspę. Potem wracając napadaliśmy kolejnych nieświadomych uczestników spaceru. Kellowi udało zapiąć się kurtkę dopiero w zaspie. Ki Adi Mundi zdziwił się najbardziej, bo Otas złapał go w pół przeniósł trochę i wrzucił do zaspy.
Potem została przeprowadzona sesja bitewniaka, znów trochę gry w TCG.. a w między czasie było wręczenie nagród.. a potem rozpoczęło się KSWP.
W tym czasie ruszyła kolejna sesja Warhammera. Tym razem grał Gunfan jako pasterz, Ki Adi Mundi jako bydło kradł (acz został zabity przez MG wyjątkowo szybko), Immobilaiser jako młoda treserka niedźwiedzi, Rael jako Giermek oraz Ganner jako Ochroniarz. Tradycję Switcha - czyli gracza z najdziwniejszymi pomysłami kontynuował niejaki .... Tomeq83 będący gajowym!! toda i Kell robili za publikę.
W pewnym momencie toda poszedł opowiedzieć innym, że Rael leży w sali kuchennej nieprzytomny i zarzygany. Niektórzy nawet przyszli zobaczyć, bo nie skapnęli się, że był to tylko w RPG.
Sesja skończyła się tym, że Gunfan zginął na czerwonkę, bo go Ganner sprzedał na części zamienne niż uleczyć. Immo dostał z miecza od Tomeqa, na oczach strażników, wiec sam nie przeżył. Rael wszedł do knajpy i chciał zrobić sztuczkę - połykanie miecza. Nie wyszło mu. Tomeq go tylko dobił.
A Ganner który został sam, postanowił zginąć z honorem i zabił kilku strażników.
Potem poszliśmy spać.
W niedzielę rano pograliśmy jeszcze w dejarica oraz planety miasta.
A potem pożegnaliśmy się i pojechaliśmy na dworzec, a tam już prosto do Wrocławia.
I jeszcze raz, wszystkim za udział i wspaniałą zabawę bardzo dziękuję i chciałbym powtórzyć to w następnym roku.
Lista obecnych:
ceta
JORUUS
Ganner
Rael
Immobilaiser
Kell
Klaudiusz
Danni
Tremayne
Switch
Lord Sidious
Ki Adi Mundi
Banita
Kyle Katarn
Ricky Skywalker
Jaya
Gunfan
Tomeq
Otas
toda
Jakob