2005.03.05. Dziennik pokładowy frachtowca PoloVolks VII.
To był zimny dzień na Coruscant, nawet momentami zaczynał prószyć śnieg, który docierał do niższych poziomów planety-miasta. Ktoś, kto choć raz spędził okrągły rok w Imperial City powiedziałby, że to niemożliwe, no może poza rejonami podbiegunowymi, a jednak tak wyglądała rzeczywistość. Tak egzotyczna pogoda w galaktycznej stolicy była spowodowana awarią systemu meteorologicznego, który steruje siecią satelitów i planetarnych zwierciadeł zapewniających kontrolę tutejszej pogody. Wiadomości, które oglądałem przed godziną w HoloNet’cie podały, że awarię spowodowała, działająca na terenie Imperial City, rebeliancka siatka szpiegowska. Jednak dzięki sprawnej akcji niezawodnej, tajnej, imperialnej policji, która ujęła całą siatkę, nie udało się rebelianckim śmieciom spowodować dużych szkód w planetarnym systemie pogodowym, który już na dniach ma zacząć w pełni sprawnie działać. Bardzo ciekawa historyjka, nafaszerowana do maksimum imperialistyczną propagandą. Nie wiem jak to możliwe, bo to ja należę do jedynej siatki sojuszu na Coruscant, i nic mi o jej całkowitej likwidacji nie wiadomo. Przejdę jednak może do sedna mojej historii.
Tajne spotkanie siatki wywiadowczej sojuszu WSFSW na Coruscant miało odbyć się jak zawsze, w pierwszą sobotę miesiąca, w ustalonym miejscu. Wśród osób, które do tej siatki należą, miejsce to zwane jest „Stary Młynek”, co na Basic można przetłumaczyć „Old Mill” lub „Old Grinder”. Próżno byłoby jednak szukać takiego lokalu w gastronomicznych przewodnikach po Imperial City. Jest to nic innego jak nadana przez sojusz nazwa jednej z ciemnych sal bocznych klubu „Outlander”, mieszczącego się w niższych poziomach samego centrum Coruscant, nieopodal budynku Senatu i Pałacu Imperialnego. Powiadają, że najciemniej pod latarnią i z takiego też założenia wychodzimy przy organizowaniu spotkań naszej siatki.
Do Starego Młynka dotarłem dziś wyjątkowo późno, bo w rejonie 19.00 czasu coruscańskiego. Zanim wszedłem do najbardziej uczęszczanego przeze mnie lokalu, po drodze spotkałem, umykającego z tego miejsca uciech, Pafawaga, który właśnie spieszył z kilkoma (dwoma czy trzema – jakie to ma znaczenie) kumplami w kierunku swojego Parowozu. Przywitałem się tylko szybko i po przekazaniu mu tajnych danych na trzech datakartach RDC, powędrowałem w oczywistym kierunku. W momencie mojego przybycia, nasza sala, którą zarezerwowaliśmy, po ostatnim incydencie przymusowej zmiany lokalu, pękała w szwach. Odniosłem wrażenie, że są już chyba wszyscy. Jednak po dogłębnej analizie stwierdziłem, że kilku osób jeszcze, albo już nie ma, bądź w ogóle ich dzisiaj nie będzie. Z zadowoleniem stwierdziłem jednak, że dzisiaj pojawił się Navar, IoNois i TDC, których już dawno nie widziałem. Z powodu braku jakichkolwiek wieści od nich, zaczynałem już myśleć, że może zostali schwytani przez siepaczy Imperium. Tak się jednak nie stało, o czym świadczyła ich dzisiejsza obecność. Nie to było jednak istotne.
Zasadniczym punktem naszej dzisiejszej nasiadówki nie miał być tym razem żaden „konkursik wiedzowy” na tematy luk w imperialnym systemie bezpieczeństwa, tylko pożegnanie jednej z naszych koleżanek. Mowa oczywiście o Handzik, której dowództwo Wywiadu Sojuszu Rebeliantów zleciło nieco inne zadania w innym rejonie Galaktyki. Handzik pojawiła się dzisiaj po raz ostatni na oficjalnym spotkaniu WSFSW, w naszym wspólnym gronie, aby się z nami pożegnać. Należy jednak zaznaczyć, że to my byliśmy bardziej przygotowani do jakichkolwiek pożegnań, aniżeli nasza koleżanka.
W naszej organizacji, starą tradycją jest szykowanie super niespodzianki na pożegnanie jednego z naszych członków, no w tym przypadku członkini, choć szczerze się przyznam, że chyba jest to nasz pierwszy raz, bo nie pamiętam by ktokolwiek nas opuszczał. Chciałbym dodać, że opuszczająca nasze grono rebeliantka Handzik, zasłużyła moim zdaniem na miano Zaszczytnego Członka naszej tajnej organizacji WSFSW „Outlander”. Może ku potomności następnych pokoleń, nie to żebyśmy żegnali się z nią na zawsze, należałoby coś powiedzieć o naszej koleżance. Handzik ma specyficzny styl bycia, który nadawał naszym spotkaniom charakterystycznego nastroju i myślę, że dużej mierze przyczyniła się do wewnętrznego zjednania naszej grupy. Jest osobą zawsze uśmiechniętą, chętną do współpracy i współdziałania przy wspólnych przedsięwzięciach, jak również potrafi wykazać się własną kreatywnością (chociażby przy organizowaniu w swoim domu całonocnych maratonów filmowych), ale należy również zaznaczyć, że Handzik nie odmówi towarzystwa przy opróżnieniu kilku kufli z koreliańskim. Jest jedną z niewielu osób w naszym klubie konesera SW, którą moim zdaniem wszyscy lubią i pod adresem której nie słyszy się niekończącej się tyrady narzekań i pretensji. No może wystarczy, lepiej aby ktoś, kto zna Handzik bliżej, napisał jakieś konkrety, ponieważ ja ją znam jedynie z naszych oficjalnych spotkań i różnych tematycznych forum w Net’cie.
Powróćmy jednak do szyku narracyjnego naszego ostatniego, tzn. 57 spotkania. Jak już wspomniałem, szykowaliśmy dla Handzik super niespodziankę. Co niektórzy mogą jej nawet zazdrościć, oczywiście nie chodzi o prezent niespodziankę, choć ten był całkiem niezły, ale o cel jej dalszej misji. Dowództwo Wywiadu Sojuszu zleciło Handzik udanie się w rejon odległych rubieży, do Systemu Australia. Powiadają podobno, że można tam jeszcze spotkać jawnych wyznawców religii Jedi. Ponieważ w służbie Rebelii żyje się zwykle „krótko, ale intensywnie”, kupując prezent dla naszej koleżanki staramy się być bardzo praktyczni. Z danych dostarczonych przez wywiad wynika, że Imperium coraz częściej zapuszcza swoje szpiegowskie wici w ten rejon Galaktyki. A ponieważ wiadomo, że imperialny wywiad podlega bezpośrednio ciemnemu Lordowi Darth’owi Vader’owi, postanowiliśmy sprezentować Handzik hełm naszego największego wroga, oczywiście zaraz po Imperatorze. W ten sposób Handzik będzie mogła polecieć na obrzeża systemu i podając się za Vadera wywołać szpiegów Imperium w celu ich ujawnienia i zniszczenia. Ktoś by rzekł, że nasz plan ma wiele wad, my jednak pomyśleliśmy o wszystkim. Hełm został dodatkowo wyposażony w moduł modulacji dźwięku, umożliwiający osobie posługującej się hełmem przemawiać odrażającym głosem (czyt. o wspaniałym brzmieniu) ciemnego Lorda Sith. Zanim jednak Handzik otrzymała ten i kilka innych prezentów, o których zaraz wspomnę, czekaliśmy z wyczekiwaniem na Herbu, który miał dostarczyć główną niespodziankę. I tak też się stało. Herbu dotarł do Młynka wraz ze swoim kolegą płynnie posługującym się Basic’iem i przyniósł oczywiście główny prezent. Po spisaniu Listy Wilsteina, tzn. Listy Herbu (Zielona Pietruszka), przeszliśmy do podpisywania prezentów. A dałbym ciała, gdybym nie wspomniał o innych niespodziankach, a było ich chyba jeszcze dwa. Jeden to portret trzech członkini naszego klubu: Ani, Hani i Beaty od autorki tego dzieła, czyli Ani FaultFett. Drugi prezent to antyrama z przeźroczystej transplastali wraz z pamiątkowymi hologramami z naszych oficjalnych i nieoficjalnych spotkań. Ten prezent przygotowała natomiast Alassea wraz z Jagiem Felem (chyba?). To by było tyle o niespodziankach, a teraz krótko, tak wiem – mam się streszczać, o ich wręczaniu.
Jak podałem wcześniej, pożegnanie przygotowane w naszym gronie koleżance Handzik bardzo ją zaskoczyło. Była tak wzruszona, że co bardziej wnikliwe oko mogło zauważyć kręcącą się w jej oku łzę. Najlepsze moim zdaniem było rozpakowywanie głównego prezentu i zaskoczenie jakie się na jej twarzy malowało, kiedy wyciągnęła z zapakowanego pudełka główny prezent, tzn. hełm swojego największego „wroga” z syntezerem jego głosu. Później było przymierzanie hełmu i próba głosu, nie tylko zresztą przez samą Handzik, sesja zdjęciowa, tzn. hologramowa, oglądanie innych prezentów, czytanie podpisów. Podczas uwieńczania tych niezapomnianych chwil na hologramach, najbardziej ciekawe były chyba dwa. Pierwsze to te, w których trójca naszych członkini próbowała, pod kierownictwem reżysera Chimpo, ustawić się zgodnie z pamiątkowym rysem bohaterek tego hologramu, które w prezencie Handzik otrzymała od Ani. Drugie to natomiast sesja w której Darek Jedi, przebrany za Ciemnego Lorda Sith, Dartha Vadera, prezentuje kilka sztuczek posługiwania się mocą, jak chociażby telekineza, duszenie na odległość, czy posługiwanie się mieczem świetlnym.
Dalsza część spotkania przebiegała już znajomym torem. To znaczy w grupkach ludzie zajęli się różnymi sprawami. Jedni omawiali strategię pokonywania sił Imperium w małych pododdziałach, posługując się SW Miniatures from the Wizards. Inni oglądali stare kroniki z okresu Wojen Klonów. Na spotkanie udało mi się dostarczyć na finplastach (czyt. „Nowy ilustrowany przewodnik po statkach, okrętach i pojazdach”, oczywiście w wersji pełnokolorowej i oczywiście w Basic’u) najświeższe zdjęcia i dane dotyczące różnych jednostek latających. Na uwagę zasługują niepublikowane wcześniej tajne dane floty rasy Yuuzhan Vong. Niektórzy mieli okazję po raz pierwszy zobaczyć kształty i dane techniczno-taktyczne statków przybyszów z poza naszej Galaktyki, których prawdziwość potwierdził nasz agent Vong. Dane do analizy przekazałem Navarowi. I tak w przyjemnej atmosferze, na szczęście bez odwiedzin sił porządkowych Imperium, mijały godziny miłych pogawędek przy lomiańskim piwie, koreliańskiej brandy, niebieskobarwnym lumie, czy też innych trunkach dających odrobinę Mocy.
Spojrzałem na chronometr. Zbliżała się godzina 22.30. Było bardzo miło. Niestety, jak to zawsze w moim przypadku bywa, musiałem się już zbierać. Moje „wczesne” umykanie ze spotkań związane jest to z kilkoma rzeczami. Jedną z nich jest fakt, że większość z nas mieszka lub nocuje w samym Imperial-City, ja natomiast muszę udać się na obrzeża systemu Coruscant. Pożegnałem się więc ze wszystkimi jeszcze obecnymi w Młynku i zasiadłem za sterami swojego starego frachtowca PoloVolks VII.
2005.03.11. Dziennik pokładowy frachtowca PoloVolks VII.
... Propagandowa machina Imperium jest kiepska jak nie wiem. Po tygodniu napraw systemu meteorologicznego, nietypowa zimowa pogoda nad stolicą Galaktyki nadal szaleje, a zdjęć ujętych Rebeliantów nie opublikowano w HoloNet’cie do tej pory...
Raport popełnił John Waiter :)
To był zimny dzień na Coruscant, nawet momentami zaczynał prószyć śnieg, który docierał do niższych poziomów planety-miasta. Ktoś, kto choć raz spędził okrągły rok w Imperial City powiedziałby, że to niemożliwe, no może poza rejonami podbiegunowymi, a jednak tak wyglądała rzeczywistość. Tak egzotyczna pogoda w galaktycznej stolicy była spowodowana awarią systemu meteorologicznego, który steruje siecią satelitów i planetarnych zwierciadeł zapewniających kontrolę tutejszej pogody. Wiadomości, które oglądałem przed godziną w HoloNet’cie podały, że awarię spowodowała, działająca na terenie Imperial City, rebeliancka siatka szpiegowska. Jednak dzięki sprawnej akcji niezawodnej, tajnej, imperialnej policji, która ujęła całą siatkę, nie udało się rebelianckim śmieciom spowodować dużych szkód w planetarnym systemie pogodowym, który już na dniach ma zacząć w pełni sprawnie działać. Bardzo ciekawa historyjka, nafaszerowana do maksimum imperialistyczną propagandą. Nie wiem jak to możliwe, bo to ja należę do jedynej siatki sojuszu na Coruscant, i nic mi o jej całkowitej likwidacji nie wiadomo. Przejdę jednak może do sedna mojej historii.
Tajne spotkanie siatki wywiadowczej sojuszu WSFSW na Coruscant miało odbyć się jak zawsze, w pierwszą sobotę miesiąca, w ustalonym miejscu. Wśród osób, które do tej siatki należą, miejsce to zwane jest „Stary Młynek”, co na Basic można przetłumaczyć „Old Mill” lub „Old Grinder”. Próżno byłoby jednak szukać takiego lokalu w gastronomicznych przewodnikach po Imperial City. Jest to nic innego jak nadana przez sojusz nazwa jednej z ciemnych sal bocznych klubu „Outlander”, mieszczącego się w niższych poziomach samego centrum Coruscant, nieopodal budynku Senatu i Pałacu Imperialnego. Powiadają, że najciemniej pod latarnią i z takiego też założenia wychodzimy przy organizowaniu spotkań naszej siatki.
Do Starego Młynka dotarłem dziś wyjątkowo późno, bo w rejonie 19.00 czasu coruscańskiego. Zanim wszedłem do najbardziej uczęszczanego przeze mnie lokalu, po drodze spotkałem, umykającego z tego miejsca uciech, Pafawaga, który właśnie spieszył z kilkoma (dwoma czy trzema – jakie to ma znaczenie) kumplami w kierunku swojego Parowozu. Przywitałem się tylko szybko i po przekazaniu mu tajnych danych na trzech datakartach RDC, powędrowałem w oczywistym kierunku. W momencie mojego przybycia, nasza sala, którą zarezerwowaliśmy, po ostatnim incydencie przymusowej zmiany lokalu, pękała w szwach. Odniosłem wrażenie, że są już chyba wszyscy. Jednak po dogłębnej analizie stwierdziłem, że kilku osób jeszcze, albo już nie ma, bądź w ogóle ich dzisiaj nie będzie. Z zadowoleniem stwierdziłem jednak, że dzisiaj pojawił się Navar, IoNois i TDC, których już dawno nie widziałem. Z powodu braku jakichkolwiek wieści od nich, zaczynałem już myśleć, że może zostali schwytani przez siepaczy Imperium. Tak się jednak nie stało, o czym świadczyła ich dzisiejsza obecność. Nie to było jednak istotne.
Zasadniczym punktem naszej dzisiejszej nasiadówki nie miał być tym razem żaden „konkursik wiedzowy” na tematy luk w imperialnym systemie bezpieczeństwa, tylko pożegnanie jednej z naszych koleżanek. Mowa oczywiście o Handzik, której dowództwo Wywiadu Sojuszu Rebeliantów zleciło nieco inne zadania w innym rejonie Galaktyki. Handzik pojawiła się dzisiaj po raz ostatni na oficjalnym spotkaniu WSFSW, w naszym wspólnym gronie, aby się z nami pożegnać. Należy jednak zaznaczyć, że to my byliśmy bardziej przygotowani do jakichkolwiek pożegnań, aniżeli nasza koleżanka.
W naszej organizacji, starą tradycją jest szykowanie super niespodzianki na pożegnanie jednego z naszych członków, no w tym przypadku członkini, choć szczerze się przyznam, że chyba jest to nasz pierwszy raz, bo nie pamiętam by ktokolwiek nas opuszczał. Chciałbym dodać, że opuszczająca nasze grono rebeliantka Handzik, zasłużyła moim zdaniem na miano Zaszczytnego Członka naszej tajnej organizacji WSFSW „Outlander”. Może ku potomności następnych pokoleń, nie to żebyśmy żegnali się z nią na zawsze, należałoby coś powiedzieć o naszej koleżance. Handzik ma specyficzny styl bycia, który nadawał naszym spotkaniom charakterystycznego nastroju i myślę, że dużej mierze przyczyniła się do wewnętrznego zjednania naszej grupy. Jest osobą zawsze uśmiechniętą, chętną do współpracy i współdziałania przy wspólnych przedsięwzięciach, jak również potrafi wykazać się własną kreatywnością (chociażby przy organizowaniu w swoim domu całonocnych maratonów filmowych), ale należy również zaznaczyć, że Handzik nie odmówi towarzystwa przy opróżnieniu kilku kufli z koreliańskim. Jest jedną z niewielu osób w naszym klubie konesera SW, którą moim zdaniem wszyscy lubią i pod adresem której nie słyszy się niekończącej się tyrady narzekań i pretensji. No może wystarczy, lepiej aby ktoś, kto zna Handzik bliżej, napisał jakieś konkrety, ponieważ ja ją znam jedynie z naszych oficjalnych spotkań i różnych tematycznych forum w Net’cie.
Powróćmy jednak do szyku narracyjnego naszego ostatniego, tzn. 57 spotkania. Jak już wspomniałem, szykowaliśmy dla Handzik super niespodziankę. Co niektórzy mogą jej nawet zazdrościć, oczywiście nie chodzi o prezent niespodziankę, choć ten był całkiem niezły, ale o cel jej dalszej misji. Dowództwo Wywiadu Sojuszu zleciło Handzik udanie się w rejon odległych rubieży, do Systemu Australia. Powiadają podobno, że można tam jeszcze spotkać jawnych wyznawców religii Jedi. Ponieważ w służbie Rebelii żyje się zwykle „krótko, ale intensywnie”, kupując prezent dla naszej koleżanki staramy się być bardzo praktyczni. Z danych dostarczonych przez wywiad wynika, że Imperium coraz częściej zapuszcza swoje szpiegowskie wici w ten rejon Galaktyki. A ponieważ wiadomo, że imperialny wywiad podlega bezpośrednio ciemnemu Lordowi Darth’owi Vader’owi, postanowiliśmy sprezentować Handzik hełm naszego największego wroga, oczywiście zaraz po Imperatorze. W ten sposób Handzik będzie mogła polecieć na obrzeża systemu i podając się za Vadera wywołać szpiegów Imperium w celu ich ujawnienia i zniszczenia. Ktoś by rzekł, że nasz plan ma wiele wad, my jednak pomyśleliśmy o wszystkim. Hełm został dodatkowo wyposażony w moduł modulacji dźwięku, umożliwiający osobie posługującej się hełmem przemawiać odrażającym głosem (czyt. o wspaniałym brzmieniu) ciemnego Lorda Sith. Zanim jednak Handzik otrzymała ten i kilka innych prezentów, o których zaraz wspomnę, czekaliśmy z wyczekiwaniem na Herbu, który miał dostarczyć główną niespodziankę. I tak też się stało. Herbu dotarł do Młynka wraz ze swoim kolegą płynnie posługującym się Basic’iem i przyniósł oczywiście główny prezent. Po spisaniu Listy Wilsteina, tzn. Listy Herbu (Zielona Pietruszka), przeszliśmy do podpisywania prezentów. A dałbym ciała, gdybym nie wspomniał o innych niespodziankach, a było ich chyba jeszcze dwa. Jeden to portret trzech członkini naszego klubu: Ani, Hani i Beaty od autorki tego dzieła, czyli Ani FaultFett. Drugi prezent to antyrama z przeźroczystej transplastali wraz z pamiątkowymi hologramami z naszych oficjalnych i nieoficjalnych spotkań. Ten prezent przygotowała natomiast Alassea wraz z Jagiem Felem (chyba?). To by było tyle o niespodziankach, a teraz krótko, tak wiem – mam się streszczać, o ich wręczaniu.
Jak podałem wcześniej, pożegnanie przygotowane w naszym gronie koleżance Handzik bardzo ją zaskoczyło. Była tak wzruszona, że co bardziej wnikliwe oko mogło zauważyć kręcącą się w jej oku łzę. Najlepsze moim zdaniem było rozpakowywanie głównego prezentu i zaskoczenie jakie się na jej twarzy malowało, kiedy wyciągnęła z zapakowanego pudełka główny prezent, tzn. hełm swojego największego „wroga” z syntezerem jego głosu. Później było przymierzanie hełmu i próba głosu, nie tylko zresztą przez samą Handzik, sesja zdjęciowa, tzn. hologramowa, oglądanie innych prezentów, czytanie podpisów. Podczas uwieńczania tych niezapomnianych chwil na hologramach, najbardziej ciekawe były chyba dwa. Pierwsze to te, w których trójca naszych członkini próbowała, pod kierownictwem reżysera Chimpo, ustawić się zgodnie z pamiątkowym rysem bohaterek tego hologramu, które w prezencie Handzik otrzymała od Ani. Drugie to natomiast sesja w której Darek Jedi, przebrany za Ciemnego Lorda Sith, Dartha Vadera, prezentuje kilka sztuczek posługiwania się mocą, jak chociażby telekineza, duszenie na odległość, czy posługiwanie się mieczem świetlnym.
Dalsza część spotkania przebiegała już znajomym torem. To znaczy w grupkach ludzie zajęli się różnymi sprawami. Jedni omawiali strategię pokonywania sił Imperium w małych pododdziałach, posługując się SW Miniatures from the Wizards. Inni oglądali stare kroniki z okresu Wojen Klonów. Na spotkanie udało mi się dostarczyć na finplastach (czyt. „Nowy ilustrowany przewodnik po statkach, okrętach i pojazdach”, oczywiście w wersji pełnokolorowej i oczywiście w Basic’u) najświeższe zdjęcia i dane dotyczące różnych jednostek latających. Na uwagę zasługują niepublikowane wcześniej tajne dane floty rasy Yuuzhan Vong. Niektórzy mieli okazję po raz pierwszy zobaczyć kształty i dane techniczno-taktyczne statków przybyszów z poza naszej Galaktyki, których prawdziwość potwierdził nasz agent Vong. Dane do analizy przekazałem Navarowi. I tak w przyjemnej atmosferze, na szczęście bez odwiedzin sił porządkowych Imperium, mijały godziny miłych pogawędek przy lomiańskim piwie, koreliańskiej brandy, niebieskobarwnym lumie, czy też innych trunkach dających odrobinę Mocy.
Spojrzałem na chronometr. Zbliżała się godzina 22.30. Było bardzo miło. Niestety, jak to zawsze w moim przypadku bywa, musiałem się już zbierać. Moje „wczesne” umykanie ze spotkań związane jest to z kilkoma rzeczami. Jedną z nich jest fakt, że większość z nas mieszka lub nocuje w samym Imperial-City, ja natomiast muszę udać się na obrzeża systemu Coruscant. Pożegnałem się więc ze wszystkimi jeszcze obecnymi w Młynku i zasiadłem za sterami swojego starego frachtowca PoloVolks VII.
2005.03.11. Dziennik pokładowy frachtowca PoloVolks VII.
... Propagandowa machina Imperium jest kiepska jak nie wiem. Po tygodniu napraw systemu meteorologicznego, nietypowa zimowa pogoda nad stolicą Galaktyki nadal szaleje, a zdjęć ujętych Rebeliantów nie opublikowano w HoloNet’cie do tej pory...
Raport popełnił John Waiter :)