Autor: Janusz "Carno" Tomaszewski
IRA
Jest trzydziesty ósmy rok ery imperialnej, a mówiąc inaczej dziewiętnasty rok po bitwie o Yavin IV. Piętnaście dni wcześniej miały miejsce bitwy w przestrzeni planet Bothawui i Yaga Minor. Flim, oszust podszywający się pod wielkiego admirała Thrawna, został zdemaskowany, jego wspólnicy, klon Grodin Tierce oraz imperialny moff Disra wpadli wraz z nim - ten pierwszy został zabity, a drugi postawiony przed sądem. Luke Skywalker wraz z Marą Jade powrócili z planety z Nirauan wraz z pełna listą Bothan mających swój udział w zniszczeniu planety Caamas. Kryzys Cammasjański został zażegnany. W zapasowym stanowisku dowodzenia niszczyciela klasy Imperial, Chimera, podpisano traktat pokojowy między Imperium a Nową Republiką.
- Nadal twierdzę, że to ty powinnaś go podpisać - powtórzył Han, obserwując wraz z Leią i kilkudziesięcioma innymi obecnymi, jak Pellaeon i Gavrisom dokonują uroczystego złożenia podpisów, otoczeni tłumem dygnitarzy. - Zrobiłaś znacznie więcej niż on, żeby ten pokój osiągnąć.
- W porządku, Han - Leia ukradkiem otarła łzy: po tylu latach, zniszczeniach i ofiarach wreszcie osiągnęli cel.
Myliła się.
Streed Davenport spojrzał raz jeszcze na swój odręcznie napisany list. List, jaki do niego pasował. Krótki i treściwy. Następnie raz jeszcze spojrzał w lustro, wygładził swój galowy mundur pułkownika Armii Imperialnej, i poprawił przyczepione do niego odznaczenia. Pułkownik Streed Davenport miał za sobą dwadzieścia pięć lat służby w siłach lądowych Imperium. Służył pod takimi oficerami jak Veers czy Covell. Walczył na takich planetach jak Hoth, Generis, Balmorra i dziesiątkach innych. Wielokrotnie odznaczany za bohaterstwo i rany odniesione w boju, był przykładem dla innych. Od wielu tygodni w Naczelnym Imperialnym Dowództwie Sił Lądowych mówiono się, że już niedługo Davenport otrzyma awans na generała. Streed wiedział o tym, a jak usłyszał od swojego przyjaciela, będącego członkiem tegoż oto Naczelnego Dowództwa, zawiadomienie o awansie miało przyjść na dniach.
- Generał Streed Davenport... – powiedział, wpatrzony w swe lustrzane odbicie imperialny oficer. - Szkoda, że nim nigdy nie zostanę.
Davenport odszedł od lustra, podszedł do stolika, na którym oprócz listu i leżącego obok niego pióra znajdowała się także szklanka, w połowie wypełniona znakomitą whisky, oraz pewien przedmiot, spotykany równie rzadko jak pióro do pisania. Streed usiadł w fotelu, wziął szklankę i powoli, delektując się smakiem płynu w niej znajdującego, opróżnił jej zawartość, po czym odłożył na miejsce. Następnie wziął do ręki ów rzadko spotykany przedmiot i przyjrzał mu się bliżej. Tym przedmiotem był rewolwer bębenkowy. Rewolwer ten był w posiadaniu rodziny Davenport od dwunastu pokoleń. Nigdy jednak nie został użyty w boju. I zapewne nigdy już nie będzie. Streed czyścił swój rewolwer co tydzień i doskonale wiedział że jest sprawny. Nie miał go jednak komu przekazać - jego syn zginął na pokładzie niszczyciela, zniszczonego w jednej z licznych potyczek toczonych z siłami Nowej Republiki. Był porucznikiem w kontyngencie sił lądowych okrętu. Żona Davenporta opuściła go wiele lat temu, wraz z jakimś przedsiębiorcą, który prawdopodobnie nigdy nie miał broni w ręku. Ból po rozstaniu z żoną był jednak dla pułkownika niczym w porównaniu ze stratą syna. Z tym bólem mogło się równać tylko jedno - podpisanie traktatu pokojowego z Nową Republiką, które miało miejsce dzisiaj.
Pułkownik Streed Davenport wodził jeszcze przez chwilę palcami po rewolwerze, po czym spojrzawszy raz jeszcze na stolik i upewniwszy się, że pióro leży idealnie równolegle w stosunku do listu, przytknął sobie lufę do skroni...
Ralph Corte siedział na stołku. I obierał ziemniaki. Dziwicie się? W końcu do funkcji kucharza należy obieranie ziemniaków. Rzecz jasna do funkcji kucharza który nie ma pomocników. Poza tym, żeby było śmieszniej, obieranie ziemniaków odprężało Ralpha. On już nie musiał tego robić, miał od tego podwładnych. Mimo że początkowo nie cierpiał tego zajęcia, albowiem każdy pomocnik, który trafia do kuchni na początku obiera ziemniaki. Całe sterty ziemniaków. W tym akurat aspekcie kuchnie wojskowe i kantyny nie różniły się niczym od kuchni w renomowanych hotelach czy restauracjach. Corte już jednak, jak się powiedziało, tym się nie zajmował. Oficjalnie. Ale nieoficjalnie zawsze gdy się denerwował bądź był zły obierał ziemniaki. A teraz był jednocześnie zły i zdenerwowany. I był w kuchni, o dziwo, sam. Cóż, w końcu i godzina była późna. Starszy kucharz Corte byłby z tego powodu zadowolony, gdyby nie kłębiące się w nim emocje, wymienione wcześniej.
Ralph miał jeszcze jeden nawyk, który pozwalał mu się odprężać. Mianowicie przeklinanie. W zależności od sytuacji, klnięcie głośne lub ciche. Teraz klął cicho. W przekleństwach rzucanych przez niego pod nosem, między niezbyt naukowymi nazwami narządów rozrodczych mężczyzn i kobiet, wulgarnymi określeniami kobiet "pracujących inaczej", kwestii dotyczących potrzeb fizjologicznych, takich jak wydalania (a raczej jego produktów) i seksu, przewijało się nazwisko Pellaeon. Z potoku jakże elokwentnej wypowiedzi kucharza można było wiele dowiedzieć się o preferencji seksualnej admirała, jego sposobie prowadzenia się, o sposobie prowadzenia się jego matki i wielu innych ciekawych, aczkolwiek niekoniecznie sprawdzonych informacji. Jedno słowo w odniesieniu do Pellaeona słychać jednak było najczęściej - słowo to brzmiało zdrajca.
Corte przestał w pewnym momencie kląć, i głośnio westchnął. Widać było, że się zamyślił. Czyżby wracał wspomnieniami do ojca, nota bene kucharza, który zginął na pokładzie Gwiazdy Śmierci nad Yavinem? Czy też może do matki, która zginęła podczas bombardowania Denos VII przez siły Rebelii? Albo może do pamięci jego dziewczyny, która rzuciła go i przeszła na stronę Nowej Republiki? Nie wiadomo. Ralph przerwał jednak nagle swe przemyślenia, rozpiął swój pasek do spodni i zaczął go rozciągać, jakby chciał coś sprawdzić. Potem spojrzał bacznie na siebie, jakby widział się pierwszy raz, niejako oceniając swą sylwetkę. Fakt faktem, kucharz Corte nie przypominał stereotypowego kucharza - był bowiem niski i chudy. Ralph westchnął raz jeszcze, wstał, wziął stołek do wolnej ręki, i trzymając pasek w drugiej, zaczął chodzić po kuchni patrząc w sufit.
Ddwie godziny i czternaście minut później znaleziono ciało kucharza Ralpha Corte, powieszonego na własnym pasku od spodni.
Fletcher Cartwrigth miał dwadzieścia pięć lat i stopień porucznika w Imperialnej Marynarce. Rodzice żyli i byli kochającym się małżeństwem, brat, z którym kontakt zawsze miał świetny, pracował w sektorze spożywczym, a sam Fletcher miał dziewczynę, z którą zamierzali się pobrać. W czasie wojny nikt z członków rodziny nie zginął, nie odniósł rany, nawet nie musieli nigdy uciekać, ponieważ pochodzili z jednej z tych planet, które znajdowały się na terenach tych ośmiu sektorów, które obecnie stanowiły Imperium. Jakby nie patrzeć, Fletch (jak na niego wszyscy wołali), był członkiem szczęśliwej rodziny, która nie ucierpiała zbytnio z powodu wojny, a nawet można by rzec, że w porównaniu z setkami tysięcy (jeśli nie milionami) innych rodzin nie ucierpiała wcale.
IRA
Jest trzydziesty ósmy rok ery imperialnej, a mówiąc inaczej dziewiętnasty rok po bitwie o Yavin IV. Piętnaście dni wcześniej miały miejsce bitwy w przestrzeni planet Bothawui i Yaga Minor. Flim, oszust podszywający się pod wielkiego admirała Thrawna, został zdemaskowany, jego wspólnicy, klon Grodin Tierce oraz imperialny moff Disra wpadli wraz z nim - ten pierwszy został zabity, a drugi postawiony przed sądem. Luke Skywalker wraz z Marą Jade powrócili z planety z Nirauan wraz z pełna listą Bothan mających swój udział w zniszczeniu planety Caamas. Kryzys Cammasjański został zażegnany. W zapasowym stanowisku dowodzenia niszczyciela klasy Imperial, Chimera, podpisano traktat pokojowy między Imperium a Nową Republiką.
- Nadal twierdzę, że to ty powinnaś go podpisać - powtórzył Han, obserwując wraz z Leią i kilkudziesięcioma innymi obecnymi, jak Pellaeon i Gavrisom dokonują uroczystego złożenia podpisów, otoczeni tłumem dygnitarzy. - Zrobiłaś znacznie więcej niż on, żeby ten pokój osiągnąć.
- W porządku, Han - Leia ukradkiem otarła łzy: po tylu latach, zniszczeniach i ofiarach wreszcie osiągnęli cel.
Myliła się.
Streed Davenport spojrzał raz jeszcze na swój odręcznie napisany list. List, jaki do niego pasował. Krótki i treściwy. Następnie raz jeszcze spojrzał w lustro, wygładził swój galowy mundur pułkownika Armii Imperialnej, i poprawił przyczepione do niego odznaczenia. Pułkownik Streed Davenport miał za sobą dwadzieścia pięć lat służby w siłach lądowych Imperium. Służył pod takimi oficerami jak Veers czy Covell. Walczył na takich planetach jak Hoth, Generis, Balmorra i dziesiątkach innych. Wielokrotnie odznaczany za bohaterstwo i rany odniesione w boju, był przykładem dla innych. Od wielu tygodni w Naczelnym Imperialnym Dowództwie Sił Lądowych mówiono się, że już niedługo Davenport otrzyma awans na generała. Streed wiedział o tym, a jak usłyszał od swojego przyjaciela, będącego członkiem tegoż oto Naczelnego Dowództwa, zawiadomienie o awansie miało przyjść na dniach.
- Generał Streed Davenport... – powiedział, wpatrzony w swe lustrzane odbicie imperialny oficer. - Szkoda, że nim nigdy nie zostanę.
Davenport odszedł od lustra, podszedł do stolika, na którym oprócz listu i leżącego obok niego pióra znajdowała się także szklanka, w połowie wypełniona znakomitą whisky, oraz pewien przedmiot, spotykany równie rzadko jak pióro do pisania. Streed usiadł w fotelu, wziął szklankę i powoli, delektując się smakiem płynu w niej znajdującego, opróżnił jej zawartość, po czym odłożył na miejsce. Następnie wziął do ręki ów rzadko spotykany przedmiot i przyjrzał mu się bliżej. Tym przedmiotem był rewolwer bębenkowy. Rewolwer ten był w posiadaniu rodziny Davenport od dwunastu pokoleń. Nigdy jednak nie został użyty w boju. I zapewne nigdy już nie będzie. Streed czyścił swój rewolwer co tydzień i doskonale wiedział że jest sprawny. Nie miał go jednak komu przekazać - jego syn zginął na pokładzie niszczyciela, zniszczonego w jednej z licznych potyczek toczonych z siłami Nowej Republiki. Był porucznikiem w kontyngencie sił lądowych okrętu. Żona Davenporta opuściła go wiele lat temu, wraz z jakimś przedsiębiorcą, który prawdopodobnie nigdy nie miał broni w ręku. Ból po rozstaniu z żoną był jednak dla pułkownika niczym w porównaniu ze stratą syna. Z tym bólem mogło się równać tylko jedno - podpisanie traktatu pokojowego z Nową Republiką, które miało miejsce dzisiaj.
Pułkownik Streed Davenport wodził jeszcze przez chwilę palcami po rewolwerze, po czym spojrzawszy raz jeszcze na stolik i upewniwszy się, że pióro leży idealnie równolegle w stosunku do listu, przytknął sobie lufę do skroni...
Ralph Corte siedział na stołku. I obierał ziemniaki. Dziwicie się? W końcu do funkcji kucharza należy obieranie ziemniaków. Rzecz jasna do funkcji kucharza który nie ma pomocników. Poza tym, żeby było śmieszniej, obieranie ziemniaków odprężało Ralpha. On już nie musiał tego robić, miał od tego podwładnych. Mimo że początkowo nie cierpiał tego zajęcia, albowiem każdy pomocnik, który trafia do kuchni na początku obiera ziemniaki. Całe sterty ziemniaków. W tym akurat aspekcie kuchnie wojskowe i kantyny nie różniły się niczym od kuchni w renomowanych hotelach czy restauracjach. Corte już jednak, jak się powiedziało, tym się nie zajmował. Oficjalnie. Ale nieoficjalnie zawsze gdy się denerwował bądź był zły obierał ziemniaki. A teraz był jednocześnie zły i zdenerwowany. I był w kuchni, o dziwo, sam. Cóż, w końcu i godzina była późna. Starszy kucharz Corte byłby z tego powodu zadowolony, gdyby nie kłębiące się w nim emocje, wymienione wcześniej.
Ralph miał jeszcze jeden nawyk, który pozwalał mu się odprężać. Mianowicie przeklinanie. W zależności od sytuacji, klnięcie głośne lub ciche. Teraz klął cicho. W przekleństwach rzucanych przez niego pod nosem, między niezbyt naukowymi nazwami narządów rozrodczych mężczyzn i kobiet, wulgarnymi określeniami kobiet "pracujących inaczej", kwestii dotyczących potrzeb fizjologicznych, takich jak wydalania (a raczej jego produktów) i seksu, przewijało się nazwisko Pellaeon. Z potoku jakże elokwentnej wypowiedzi kucharza można było wiele dowiedzieć się o preferencji seksualnej admirała, jego sposobie prowadzenia się, o sposobie prowadzenia się jego matki i wielu innych ciekawych, aczkolwiek niekoniecznie sprawdzonych informacji. Jedno słowo w odniesieniu do Pellaeona słychać jednak było najczęściej - słowo to brzmiało zdrajca.
Corte przestał w pewnym momencie kląć, i głośnio westchnął. Widać było, że się zamyślił. Czyżby wracał wspomnieniami do ojca, nota bene kucharza, który zginął na pokładzie Gwiazdy Śmierci nad Yavinem? Czy też może do matki, która zginęła podczas bombardowania Denos VII przez siły Rebelii? Albo może do pamięci jego dziewczyny, która rzuciła go i przeszła na stronę Nowej Republiki? Nie wiadomo. Ralph przerwał jednak nagle swe przemyślenia, rozpiął swój pasek do spodni i zaczął go rozciągać, jakby chciał coś sprawdzić. Potem spojrzał bacznie na siebie, jakby widział się pierwszy raz, niejako oceniając swą sylwetkę. Fakt faktem, kucharz Corte nie przypominał stereotypowego kucharza - był bowiem niski i chudy. Ralph westchnął raz jeszcze, wstał, wziął stołek do wolnej ręki, i trzymając pasek w drugiej, zaczął chodzić po kuchni patrząc w sufit.
Ddwie godziny i czternaście minut później znaleziono ciało kucharza Ralpha Corte, powieszonego na własnym pasku od spodni.
Fletcher Cartwrigth miał dwadzieścia pięć lat i stopień porucznika w Imperialnej Marynarce. Rodzice żyli i byli kochającym się małżeństwem, brat, z którym kontakt zawsze miał świetny, pracował w sektorze spożywczym, a sam Fletcher miał dziewczynę, z którą zamierzali się pobrać. W czasie wojny nikt z członków rodziny nie zginął, nie odniósł rany, nawet nie musieli nigdy uciekać, ponieważ pochodzili z jednej z tych planet, które znajdowały się na terenach tych ośmiu sektorów, które obecnie stanowiły Imperium. Jakby nie patrzeć, Fletch (jak na niego wszyscy wołali), był członkiem szczęśliwej rodziny, która nie ucierpiała zbytnio z powodu wojny, a nawet można by rzec, że w porównaniu z setkami tysięcy (jeśli nie milionami) innych rodzin nie ucierpiała wcale.
OCENY UŻYTKOWNIKÓW:
Aby wystawić ocenę musisz się zalogować Wszystkie oceny Średnia: 7,83 Liczba: 29 |
|
Matek2011-09-12 19:00:39
Dobre. Naprawdę dobre. Nie-nerdowskie Gwiezdne Wojny ? To lubię ! 9/10
Louie2008-12-05 23:14:59
naprawdę mi się podobało^^ daje 8+ ;]
Nadiru Radena2006-12-13 17:44:13
Niestety, choć opowiadanie jest całkiem niezłe pod względem technicznym (wszystkie błędy zauważyli inni użytkownicy przede mną, więc chyba nie ma sensu się powtarzać), to już pod względem fabularnym i strukturalnym jest IMO nieco krucho.
Pierwszy zgrzyt to: Imperium Pellaeona i on sam. Wiele już o tym powiedziano poniżej i można to wszystko streścić jednym zdaniem "To nie wyglądało w ten sposób".
Drugi: po dwóch pierwszych samobójstwach jest już jasne, że dalej też będą samobójstwa. W pewnym momencie zacząłem się obawiać, że to opowiadanie wyłącznie o nich...
Trzeci: IRA jako wszechwiedząca organizacja o wszechgalaktycznych możliwościach. Rozumiem, malutka organizacja wiedząca coś niecoś o tym i o owym... ale nie o wszystkim a już na pewno nie o rzeczach przestawionych w opowiadaniu.
Czwarty: brak równowagi między pierwszą partią tekstu a drugą. Gdyby to był większy tekst, byłoby OK a tak, wygląda to nieco dziwnie.
Piąty: przydałby się jakiś bardziej przejrzysty podział na rozdziały i rozdzialiki. IMO przerwy w tekście występują za często i w dziwnych miejscach (np. w środku rozmowy)
Oczywiście dobrych rzeczy także nie brakowało. Spodobał mi się sam pomysł samobójstw i pokazania Imperium z kilku punktów widzenia. Nawiązania też są miłym dla oka szczegółem.
Shedao Shai2005-09-15 21:20:50
Przeczytałem. 9 miesięcy po tym, jak Carno mnie o to poprosił, ale cóż :P. Opowiadanie dobre, podobało mi się, ale na początek uwagi i krytyka:
nie zapominaj, że to imperialce i jak dla mnie, za próbę zamachu na Pellaeona, cała jego rodzinka zostałaby cicho sprzątnięta, i przy okazji pokryta wiecznym potępieniem ze strony Ludu :) Dalej... okulary? Widziałeś kiedyś jakiegoś bohatera SW w okularach? Bo ja nie. "twojej rodziny nie będą czekać absolutnie żadne nieprzyjemności, a Tamara otrzyma rentę generalską. " a, a, a... powtórzenia błąd.
"Pochopny w sensie sięgnięcia do kabury po blaster, ewentualnie próba odskoczenia od drzwi. " próbY. Niegramatycznie. I "Eskadra", tak jak "Łotrów", jest pisana z wielkiej litery. I niekonsekwencja gramatyczna co do Dnia Gniewu raz pisany z małych, raz z dużych... zdecyduj się, bo to błąd ort. Jedna rada: ostatni paragraf ze strony 1, ten o Fletcherze, przeniósłbym na 2 stronę czemu? Bo psuje trochę dramatyzm, tak, to byłoby akurat śmierć kucharza, a nowa myśl od nowej strony. Tak samo akapit z Darrenem na trójkę.
To się poczepiałem. Teraz plusy. Umiesz budować napięcie, sceny z samobójstwami i cały werbunek Darrena mnie przekonały. Interpunkcja nieco kuleje, no ale to się da wybaczyć, bo ogólnie opowiadanie na wysokim poziomie. Daję ci 8/10 i czekam na więcej :) (które, mam nadzieję, będzie, bo urwałeś w takim momencie, że... :> draniu!)
Zarrow2005-05-22 01:03:03
Zobaczę? Heh, mam nadzieję... Ale tak btw-chyba każdy z nas,imperiali kiedyś myślał o "genialnym planie" który miałby przywrócic świetnośc Imperium. A może by tak zrobić raz zlot, obgadać pomysły i wydać tego owoc w internecie? Podejrzewam, że byłaby to gęsta intryga podlana militarnym sosem, a na deser torcik z Dżedajami i likier z Sithów... A to wszystko wcinalibyśmy pod eskortą Chissów... Taak... ;)
Carno2005-05-15 01:20:29
Zarrow-sam zobaczysz jak to bedzie...nie martw sie, pare okretów zawsze się znajdzie;) i parę niespodzianek....;)
Zarrow2005-04-24 13:18:27
E tam. A moze zamiast super-hiper-duper planow Imperium powinno zajac sie gospodarka i military forces? Co? Zaden super-hiper-duper plan nie jest w stanie przywrocic potegi Imperium z czasow Palpatine'a, jesli nie bedzie go wspierala sila realna. Czyli-piata kolumna sobie, ale 'oficjalne' Imperium powinno takze szykowac sie do jej wsparcia. Bo inaczej to nici z tego. No, ofkoz mozna napisac, ze polowa floty NR czy SG zostanie przejeta przez imperialnych agentow, ale to bedzie dosyc nienaturalnie wygladalo...
Carno2005-03-26 00:13:38
Zarrow-to jest jedyny super-hiper-duper plan odrodzenia Imperium:P a przynajmniej jedyny porządny;P
Zarrow2005-03-24 17:41:54
Fajne... Tylko dlaczego wszyscy imperialni zawsze chcą odrodzenia Imperium za pomoca jakichś stowarzyszeń i super-hiper-duper planów? Heh, mamy chyba jakiś kompleks i inklinacje po Palpim :P
Halcyon2005-02-05 22:41:04
Fajne opowiadanie. Naprawdę mi się podobało. Nawiązanie do II wojny światowej i do Rommla też jest ok. Język i pisownia bez większych zarzutów. Tylko jedna rzecz mi się nie podobała - mianowicie postawa Pellaeon'a. To nie w jego stylu dawać do wyboru śmierć i hańbę (miał byc odpowiednikiem Hitlera? trochę nie pasuje - przynajmniej mi). Ale poza tym super.
Tomeq832005-02-04 11:50:34
Opowiadanie raczej mi nie przypadło do gustu.. chyba dlatego ze było by dobrym wstępem do czegoś większego, bo samo w sobie jest nudne... i tylko końcówka go ratuje. Nie ma żadnej akcji, jakoś nie poczułem imperialnego klimatu a całość kojarzy mi się [w realu] z dobijającą do końca II Wojną Światową i [w świecie SW] kolejną teorią spisku pokroju tej z Wizji i Widma. Koniecznie rozwiń swoje opowiadanie po maturce a ocenka będzie wyższa bo z pewnością pisać opowiadania potrafisz, tylko trzeba celnąć jeszcze w gusta. Ocenka: -8
Otas2005-02-04 11:07:39
no cóz. .naprawdę bardzo fajne opowiadanko jak dla mnie to na 8 pkt. zasługuje. Co prawda widać od razu w nim tendencyjne podejście autora :P ..... Carno napisał o porównaniu do czasów np. Napoleona... cholera.. mi też od razu stanęla III Rzesz przed oczami i jej oficerowie i żołnierze popełniający samobójstwa po haniebnej kapitulacji ich wspaniałej 1000letniej Rzeszy .... hm.. hm.. .. .ale Carnusiowi można to wybaczyć :) Mi się naprawdę podoba :)
Carno2005-01-30 23:32:09
Przede wszystkim chciałbym podziekować za pochwały oraz za kontruktywną krytykę, która to zawsze najbardziej sie przydaje.
Czas na wyjaśnienie par kwestii:
samobójstwa masowe-niemożliwe w Imperium? A to czemu? Kilkudzisięciu zołnierzy polskiego 2 korpusu w czasie II WŚ popełniło samobójstwo gdy dowiedziało sie o postanowieniach Jałty...więc w Imperium mogło być tak samo, i tak to przedstawiłem, więc ten zarzut dla mnie nie istnieje.
Ziemniaki:P-Galaktyka jest ogromna-co, ziemniaków być nie może czy co?:P Jedi 27-jesli myslisz ze tylko my jemy duzo ziemniaków, dowiedz sie czegos wiecej o Irlandii:D
Nawiazania-jak słusznie zauważył Baca, sprawiając mi wielka przyjemność, nawiązałem do śmierci marszałka Neya. Nie rozumiem czmeu niektórym się coś w tych 4 scenahc śmierci skojarzyło z hitleryzmem-tylko rpzez Rommla? Mi raczej chodziło o nawiązanie do epoki Bonapartego i historii 2 korpusu...a Rommlowi nie mogłe sie oprzeć, szczególnie, że pasowało mi jak ulał;)
Pellaeon-tak, ta sprawa wywołała kontrowersję...Nie jego styl powiedzieliście. Ja to widze inaczej:
Daveport musiał zginąć cicho...bo co jak co, ale już w trakcie rokowań miedzy NR a Imperium, już po zlikwidowaniu ,,spisku Disry", wszyscy uważali że już szafa gra, a ujawniene zamachu dokonanego przez 24 latka mogło być cholernie niezręczne i przeszkodzić w negocjacjach-np z jednej strony któs mógłby pomyśleć że pokoju nie popierają ,,zwykli" obywatele Imperium, a z drugiej że istnieje jakis kolejny spisek, i że pozycja Pellaeona jest zagrożona.
Co do kyte'a-cóż, bądź co bądź on w pewien sposób zdradził, ale mimo wszystko walczył ciągle w ciągu tych wszystkich lat z NR, więc Pellaeon mógł dac mu wybór-albo odejdzie w niesławie i trafi do pudła, albo z honorem. Pellaeon wg mnie zachowałby się także ,,honorowo" w ten sposób.
Kontynuacj-atak, bedzie dłuzsza kontynuacja..ale zapewne w wakcje-powód-matura w tym roku:( W międzyczasie planuje pare krótkich opowiadanek, niektóre opisujące bohateów którzy wystapią w rozwinięciu. Prawdopodbnie rozwinę też w jednym z nich psotać Nathaniela, który odegra wielką rolę w Dies Irae;)
That would be it
Misiek2005-01-28 18:11:35
Daję 9. Mnie się to po prostu podobało :-)
Alex Verse Naberrie2005-01-28 11:01:20
Za bardzo kojarzy mi się z hitleryzmem, oficerowie Hitlera popełniają samobójstwo tak jak ich władca, choć Palpatine raczej zginął niż sam się zabił, ale problem jest ten sam
Carno2005-01-27 22:39:04
Co do historii-tak widziano.
Prosty przykład-kilkudziesięciu żołnierzy polskiego 2 korpusu po konferencji w Jałcie.
Gemini2005-01-27 13:48:05
Szczerze mówiąc mnie się nie podobało. ;(( Jakoś mało realne. Czy ktoś widział w historii , by popełniano samobójstwa w wyniku rozejmu czy sojuszu. Natomiadt styl i słownictwo Ok. Dlatego daje 5
Jackson2005-01-26 00:20:01
niezle niezle, a ze wszystko co mozna bylo powiedziec powiedziano to nie mowie nic :P
faultfett2005-01-26 00:00:43
Hm... Opowiadanie samo w sobie jest wciągające (choć sama pokusiłaby się o parę poprawek stylistycznych, ale to już mój pedantyzm językowy :P) i podoba mi się, natomiast mam nieodparte wrażenie, że umiejscowienie w Świecie SW jest jakieś... na siłę. Albo wymaga paru poprawek, żeby nie było to wyczuwalne, albo przeniesienia w jakieś inne realia. Bo poczynając o whiskey, przez rewolwer, ziemniaki itp miałam wrażenie, że jestem nie tam, gdzie autor chce umiejscowić fabułę. Ale - gratulacje, Carno - za pomysł, bo fabuła sama w sobie jest warta uwagi :D i świeża.
Calsann2005-01-25 23:52:06
PS. i unikaj powtórzeń wyrazów :P
Calsann2005-01-25 23:49:50
ogólnie- nieco się przeciąąąga...:P
dobre, dobre, ale mogłoby byc lepsze. nieoc telenowelowate. na siłę próbuje się przedstawić bohaterów...
scena egzekucji Fletchera - jakoś wolę interrogatory :D
a, i jeszcze te 'whisky' - gdzieś na forum jest topic z wymienionymi napojami 'wyskokowymi' z SW ;-)
styl pisania mi się podoba...
...no, to tyle... jakoś nie mam specjalnego zapału pisać recek, jeśli nie dostaje za to 'nagrody' (w postaci ocen w dzienniku hyhyhy ]:> )
Niech wena twórcza będzie z Tobą, Carno :P
jedi272005-01-25 14:07:01
Ode mnie masz 8 żeby Ci palma do głowy nie uderzyła. Pomysł jest świetny, wręcz się prosi o rozwinięcie, dłuuuższe rozwinięcie :))
Jedynym minusem jest zbyt rozbudowany poczatek, ponawianie opisów samobójstw, jak już ktoś napisałe wczęsniej.
No i ziemniaki:) Mam wrażenie, że tylko w naszym kręgu kulturowym ziemniaki sa podawane prawie do każdego obiadu. W innych częściach Ziemi już tak nie jest, a co dopiero mówić o Galaktyce!! :)
Czekam na więcej...
Bendu2005-01-25 13:27:49
good job...
Kawałek niezłej roboty, przyznam że czyta sie szybko i przyjemnie. To właśnie lubię.
Co do stylu pisarskiego, jest bardzo dobry, czasem tylko da się zauważyć niezbyt lubiane przeze mnie pewne stałe elementy stylistyczne amberowskich tłumaczy SW, ale niejako zdążyłem się już kiedyś do tego przyzwyczaić. Wystawiłem ocenę 9. Mam nadzieję, że pojawi się kontynuacja ???
NLoriel2005-01-25 00:50:42
Ano właśnie... W świecie SW obiera się 'tubers' (któraś z książek z serii X-W), a nie ziemniaki :)
No i przyznam szczerze, że tekst o tym, jak to 'oni są wszędzie i wszystko wiedzą' najzwyczajniej w świecie przeskoczyłem po paru pierwszych frazach... To wszystko już gdzieś było.
Kyle Katarn2005-01-24 22:47:35
Uwagi - Trochę za dużo nawiązań do naszego świata jak na jedno opowiadanie ale to rzecz gustu. (ziemniaki zwłaszcza są nie SWsowe :)) I jeszcze, sam wstęp jest taki dosyć suchy i mało wciągający.
Ale ogólnie naprawdę przyjemnie się czytało - zwłaszcza końcówkę - całkiem nieźle trzyma w napięciu. Sądzę, że opowiadanie bardzo dobre jak na debiut. Sam mam ochotę napisać opowiadanko w trochę podobnych klimatach. Poza tym mam duży sentyment do takich realistycznych kawałków w SW, dlatego daję 9 :)
Mihoo2005-01-24 20:18:05
Ze tak powiem dwuznacznie - zaliczyłem!
Podobało mi się, zwłaszcza wątek spiskowy, ale tego można się chyba domyśleć. Od strony fabularnej jest nieźle, ciekawy motyw samobójstw "zawiedzionych" imperialnych, tych nieznanych, by nie rzec szeregowych, prostych. Lekko rozbawił mnie fragment o wyliczaniu "zbrodni Rebeli"...
Całość doskonale oddaje przekonania autora - tu chyba nikt nie będzie się sprzeczał ;)
Język, styl, itp... (Nie mam specjalnych talentów polonistycznych, więc trudno mi oceniać ;) ) Narracja w postaci pozornie ze sobą niezwiązanych krótkich fragmentów jest według mnie dobrym pomysłem, ale, po jakimś czasie, akcja kolejnego fragmentu staje się już przewidywalna. Trudno było jednak tego uniknąć - może nawet o to chodziło ;)
Jeśli idzie o język - mówiąc szczerze, zdarzało mi się czytać lepsze, ale i wiele gorszych. Tak więc - nie jest źle, momentami zdania stawały się troszkę pogmatwane, ale czyta się przyjemnie.
Mogę się jeszcze przyczepić do niewielkiego "bałaganu" w akapitach w końcowej części.
Podsumowując - jest ciekawie, choć do głębi mną nie wstrząsnęło ;)
Anor2005-01-24 20:03:55
Najbardziej z opowiadanka przypadła mi do gudtu forma opowiadania historii poszczególnych barddzo różniących sie miedzy sobą ludzi. Początkwoo myślałem, ze z tymi samobójstwami bedziesz szedł tak do końca i specjalnie nie zakońćzy sie to tak jak sie zakończyło i szczerze mówiąc taka wizja mi odpowiadała... Widzę, jednak, zę tu zanosi sie pewnie na jakąś kontynuację...No zobaczymy...ale w każdym razie juz chyba ktoś to wspomniał, ale proporcje wstępów samobójczych przy tej konstrukcji trochę za bardzo są załamane i przeważają końcówkę...
Ogólnie rzecz biorąc bardzo duzym plusem ejst język a dokładnie dość duża swoboda budowania zdań...zupełnei nie rpzeraża mnie to rozbudowanie zdań, bo czesto ten sam błąd popełniam ija:P W każdym razie widać, pot ym, zę msusiz być oczywtany...no a swoja droga widac tu rękę jakiegoś polonisty/tki:D Niemniej ejdnak jedna rzecz mnie ubodła, szczególnie przy opowiadaniau o kuchciku, a minowicie lekki brak klimatu starwarsowego...te wszystkie obierania ziemniakó itp...jakoś mi to do SW nie pasuje..ah ale to taki szczególik...Ocena wysoka, bo 8/10 przede wszystkim za innowacje i za coś innego:)
Strid2005-01-24 18:29:07
Hmmmm intrygujące, ciekawe, orginalne. Tak najlepiej określić tego ficka ale... no właśnie zawsze musi być jakieś "ale". Niestety czegośc mi tu brakuje. Nie potrafie dokladnie określić o co chodzi ale brakuje tu tego "czegoś".
Dla mnie mocne 9/10 (aczkolwiek wachałem się nad 8 więc ewentulanie można do tej 9 dodać malutki minusik ;) )
Admirał Raiana Sivron2005-01-24 17:45:12
Nie mam nic do zarzucenia :) Fabuła niezwykle ciekawa i wciągająca. Tylko nieco któtkie..
A tak na marginesie : Carno pisz więcej bo masz świetny styl.
Carno2005-01-24 14:35:24
Ze swojej strony chciałbym podziękowac Vongowi,z którym jak wiadomo kontaktów nie mam za dobrych, który bez żadnego zuasadnienia postawił mojmu opowiadanku 1-nie wiedząc zapewne że można sprawdzić kto daje oceny;) Czyżby opowiadanko było takie słabe? Jeżeli tka proszę o argumenty. Bo chyba nie chodziło o sprawy osobiste? ( Nie żebym miał jakiekolwiek przypuszczenia, rzecz jasna że nie)
SeventhSon2005-01-24 13:28:31
Podoba mi się :)
Krogulec2005-01-24 11:46:32
HMmmmmmm....
Trudno mi to ocenić, opowiadanie napisane sprawnie, ładnym językiem i stylem, bez błędów i ogólnie dobre, ale nie zgadzam się z taką wizją masowych samobójst imperium i sam pomysł nie przypadł mi do gustu daję 5....
Baca2005-01-24 08:20:35
Otóż gratuluję opowiadanka całkiem niezłe. Może zbyt przesadzone ziemniaki. W całym Wszechświecie jedynie ziemniaki. Smutna wizja. Faktycznie jeśli chodzi o narrację to jest płynna i warta, dobry ostry język z tendencją do rzucania maciami - to przecież żołnierze, a nie jakieś cioty z kółka różańcowego. Chwilami może stylistycznie wyrażenia nietrafne. Na przsykład: "Dwie godziny i czternaście minut później znaleziono ciało kucharza Ralpha Corte, powieszonego na własnym pasku od spodni." - pasek był jego, lecz czyje na Isztar są te spodnie ? :/ Poza tym błędy, błędy niestety i to mimo szumnie reklamowanej korekty: nie 'Cammasiańki' i nie 'Ddwie'. Głupstwa ale przy tym pianiu w komentarzach nad korektą to kole w oczy niezmiernie. Dla dopatrzalskich jest także nawiązanie do śmierci Neya, jak i Murata bo obaj panowie w dość podobnych okolicznościach odeszli rozstrzelani przez mendy gównianej wartości. Jednak słowa są Neya.
IRA - język dawno zapomniany, może starokoreliański. Ale bardziej kojarzy się obecnie barbarzyńcom wychowanym na ochłapach kultury anglosaskiej, a nie jej największych wartościach z zielonym kolorem, sw.Patrykiem i krwawą niedzielą.
Wyczekująco na sam zamach pozdrawiam Imperialnie.
GrEger2005-01-23 22:14:48
Hmm... ktoś ci zarzucił, że uzywasz przesadnie rozbudowanych zdań. Ja się z tym nie zgodzę... Momentami za to irytowąły mnie te zbyt krótkie :) Stylowo fanfik poprawny, pomijając początek, gdzie można wyłapać nieco powtórzeń(np:rewolwer).
Fabuła: niezła, z ciekawymi nawiązaniami(żeby było widać, że autor co nieco o uniwersum wie:D), np: do Kuellera. Moim zdaniem całkiem to zmyślne, ale nie wszytskim musi się spodobać. Kwestia nastawienia do Imperium i Palleona... i chyba wogóle poglądów i skojarzeń odnośnie reala.
Ode mnie mocna 7, w 10 punktowej skali ; ]
Gilad2005-01-23 21:30:55
Ja ocenie to 7/10 za pisownie. Niemoge se jakos wyobrazic masowego samobojstwa w silach imperialnych. Wszczegolnosci ten zamach na Pellaoena. Oficerowie ktorzy ponad wszystko przekladaja lojalnosc do imperium robia zamach na admirala imperialnego. Zreszta Pellaeon dam zaklad ze nie wydal by takiego wyroku sadu. Tak samo jak z moffem flenniciem. Byly to specialna sytuacja ale patrzylby na nich krzywo albo wydalil z wojska. Mordersto Kate to przypomina mi Hitlera i Rommla. Ba, jak sam autor opisal to jest to samo tylko ze w realiach SW. Tyle ze Pellaeon obrany przez Thrawna na swego nastepce nie lubil tracic cennych zasobow jakimi byli oficerowie zolnierze, i roznego rodzaju bron. W dodatku spisek w armi imperialnej. Rebelia w Imperium no no. Ja rowniez przywola tutaj cytat z Widma Przeszlosci Rozmowa Pellaeona z gen Ramiciem : Jestem Imperialnym oficerem i wykonuje rozkazy(...)totez kiedy zostanie wydany rozkaz przerwania walki,wykonam go. Albo Inny cytat Pellaeon z rozmawia z gen Hestivem :Sadze, ze ma pan racje, sir choc chcialbym, zeby tak nei bylo. Panie admirale, nie bede sie sprzeciwial tej decyzji i wykonam wszystkie rozkazy zwiazane z jeje realizacja. Kazdy z nich, nawet Pellaeon nie przepadal za ta decyzja ale mimo wszystko kazdy z nich zachowywal sie jak na imperialnego ifecera przystalo. Pozostal lojalny. Wg ci ktorzy nie wykonali rozkazy, ba chcieli doknac zamachu na imperialnego ofcera nie moga byc prawdziwymi wiernymi i lojalnymi synami imperium. Opowiesc jest dobrze napisana.czyta sie bardzo fajnie ale tematyka dla mnie to kompletna pomylka w stosunku do imperium :]
Darth Sufi2005-01-23 21:22:03
A niech mnie! Brawa dla autora za aluzje do śmierci Tuchaczewskiego i Rommla!
Ricky Skywalker2005-01-23 21:03:41
Właściwie to mógłym jedynie przekopiować post Freedona :P (ponieważ dostrzegam właściwie te same plusy i minusy, a także byłem jedną z tych osób wprowadzających poprawki), ale dodam coś od siebie.
Jak napisał Freed, chwali się to ukazanie nam galaktyki z perwspektywy szarych żołnierzy Imperium - nie kogoś w stylu Kirtana Loora, jak to miało miejsce w X-wingach, lecz naprawdę zwykłych, niczym szczególnym niewyróżniających się żołnierzy, których życie nagle burzy się z powodu końca wszystkiego, o co walczyli. Nie wszyscy potrafią sobie z tym poradzić... jedni pozbawiają się życia, a niektórzy, jak przedstawiony tu Komandor Menzies, wchodzą w konszachty z kimś, kto być może będzie umiał doprowadzić Imperium do dawnej świetności. Jak się ta historia rozwinie? Czekam, bo po budowie akcji widać, że to nie koniec - zresztą wątpię, żeby Carno mógł zostawić to z TAKIM, budzącym grozę, zakończeniem.
Co do minusów... mam tylko jedno pytanko: gdzie w galaktyce rosną ziemniaki? :D
Poza tym, widać, że to wprowadzenie: akcja jest dość statyczna i trudno oceniać coś, co się dopiero rozkręca. Niemniej jednak, Carno prosił o ocenkę więc ją dostanie: 8. Może potem zasłuży na więcej... ;)
NLoriel2005-01-23 21:02:32
Hm... IMHO to dobry wstęp do jakiejś dłuższej całości. Bez tego, trochę zachwiane są proporcje między wstępem a pozostałą częścią tekstu - seria scenek dość barwnych, ale szybko robi się monotonna. Po dwóch pierwszych wiadomo, czego się spodziewać po następnej, a co najgorsze, nie ma w tej sekwencji żadnej niespodzianki. Kucharza można było wyciąć i zostawić samą wzmiankę o nim w "... i jeden kucharz". IMHO robiłoby to dużo większe wrażenie.
Dodatkowo nie służy opowiadaniu doprawianie go postmodernizmem a'la Sapkowski czy Jeśkow.
No i Pellaeon... zupełne pudło. To nie jest styl Pellaeona. Ale za to dobrze pokazuje 'poglądy polityczne' Autora ;-)
Aha, warto pogratulować braku zgrzytów językowych i ogólnie dość płynnej narracji.
Freed2005-01-23 20:42:31
Generalnie to trudno jest mi ocenić to opowiadanko, ze względu na to, że sam brałem udział we wprowadzaniu niektórych poprawek.
Powiem jednak, że jest ono dosyć dobre, gdyż sam pomysł na poprowadzenie historii jest dość innowacyjny. Nie przewijają się tam znane wszystkim do bólu postacie, ale prości oficerowie, którzy oglądali te wydarzenia czesem z zupełnie innej perspektywy. Dzięki historyjce tej możemy się dowiedzieć, że nie wszyscy tak nienawidzili Imperium, jak pokazywały to filmy. Dla niektórych była to taka sama ojczyzna jak dla nas - za którą chcieli walczyć i umierać.
Teraz kwestia samej stylistyki :P Generalnie opowiadanie nie jest napisane źle, ale w wielu miejscach pojawiają się... jakby to określić "podwórkowe" opisy, i miejscami aż za bardzo złożone zdania, w których trudno się skapować OCB :P
Jednym słowem 8/10