Wyprawę na Jedi-Con 2004 zacząłem planować już pół roku temu. Po zapoznaniu się ze wstępnymi informacjami zamieszczonymi na stronie konwentu nie zdawałem sobie jeszcze sprawy z rozmiarów z imprezy. Innymi słowy: wiedziałem, że będzie fajnie, ale to co zobaczyłem przeszło moje najśmielsze oczekiwania.
Gwoli przypomnienia, Jedi-Con 2004 (największa tego typu impreza w Europie) odbywał się w dniach 9-11 kwietnia w Centrum Kongresowym w Düsseldorfie i został zorganizowany przez członków Oficjalnego Fan Klubu Gwiezdnych Wojen (OSWFC - Offiziellen Star Wars Fan-Clubs).
Na konwent zaproszeni zostali znani goście: Amy Allen (Aayla Secura), Aaron Allston, Jay Laga`aia (Kapitan Typho), Ian Liston (Wes Janson, pilot AT-AT), Alan Ruscoe (Lott Dod, Plo Koon, Daultay Dofine), Steve Sansweet, Billy Dee Williams (Lando Calrissian), Hans Jenssen i Richard Chasemore.
Swoją podróż rozpocząłem w czwartek 8 kwietnia o 17:44. O tej właśnie porze był planowany odjazd mojego pociągu z Gdyni. PKP jak zwykle stanęło na wysokości zadania, dzięki czemu nie zabrakło atrakcji w postaci opóźnionego wyjazdu o 15 minut i na każdej stacji to opóźnienie jeszcze zwiększało się, do Tczewa włącznie. Pisze o tym dlatego, gdyż pociąg z Poznania do Düsseldorfu czekał specjalnie na mnie i jeszcze jednego gościa ponad pół godziny i niewiele by brakowało, a cały wyjazd diabli by wzięli. Jakby tego było mało, w pociągu do Düsseldorfu też nie było nudno, gdyż we Frankfurcie nad Odrą zepsuł się jeden z wagonów, a konkretnie ten, w którym ja jechałem. Koniec końców do celu podróży dojechałem tylko z półgodzinnym opóźnieniem.
Prosto z dworca udałem się do hotelu, w którym miałem zarezerwowany nocleg. Gdy tylko dotarłem na miejsce poczułem falę Mocy i ujrzałem stojące w holu osoby w strojach rebelianckich pilotów i zwiadowców. W pokoju zostawiłem część bagaży i nie zwlekając dłużej pojechałem do Centrum Kongresowego, gdzie, jak już wspomniałem, odbywał się ten ogromny konwent. Uczestniczyło w nim przeszło 1000 osób z kilkunastu krajów, przede wszystkim z Niemiec, co jest oczywiste, a także z Francji, Szwajcarii, Belgii, Holandii, Włoch oraz, dzięki mojej skromnej osobie, także z Polski. Każdy uczestnik konwentu nim wszedł do środka przechodził przez kontrolę dokonywaną przez scout troopera oraz otrzymywał identyfikator i okolicznościową torbę wraz z komiksem i długopisem.
Na terenie imprezy większość osób przebranych było za jakąś gwiezdno-wojenną postać, co tworzyło niesamowity klimat, którego nigdy w wcześniej nie zaznałem. Z większych organizacji fanowskich akredytowanych przy Jedi-Conie pojawił się Niemiecki Garnizon należący do 501 Legionu Szturmowców, tj. organizacji zrzeszającej ludzi posiadających imperialne stroje. W związku z tym, że sam należę do Polskiego Outpostu otrzymałem od nich specjalny identyfikator, który oznajmiał, iż na konwencie byłem ich gościem, co uważam za bardzo miły gest.
Centrum konferencyjne było naprawdę bardzo dużym miejscem, w którym znajdowało się wiele różnych pawilonów i wystaw. Nie ukrywam, że można było wybierać w całej gamie najróżniejszych produktów spod znaku Gwiezdnych Wojen. Powiem wręcz więcej - było tam do kupienia po prostu wszystko: książki, komiksy, stroje, autografy, koszulki, mnóstwo różnych gadżetów, plakaty, figurki nowe jak i winylowe, produkty Master Replicas. Słowem, wszystko czego dusza mogła zapragnąć lub też - na co grubość portfela mogła pozwolić.
Pierwszy dzień był bardzo emocjonujący i upłynął przede wszystkim na zaznajamianiu się z otoczeniem oraz z resztą fanów. Ciekawą sprawą było, że ilekroć po usłyszeniu tego znamiennego pytania "What nationality are you?" i odpowiedzeniu "I`m from Poland" reakcja drugiej osoby była w 60% następująca "Oh, from Holland, yes nice to meet you!". Na szczęście, szło wyprostować to nieporozumienie. Moich rozmówców ogarniało zdziwienie w momencie, gdy dowiadywali się że nie przyjechali ze mną żadni inni Polacy. Pytali się wręcz czy tak mało fanów jest w Polsce? Może nie słyszeli nic na temat tego konwentu? Trudno było w sumie do końca odpowiedzieć na to pytanie, ale mi również jest przykro, że nikt więcej nie pojechał. A zapewniam Was, że bez dwóch zdań każde pieniądze, są warte żeby choć raz w życiu przeżyć taką przygodę i każdemu szczerze życzę, żeby miał sposobność wybrać się w przyszłości na Jedi-Con lub inną podobną imprezę tego typu.
Do atrakcji, które miały miejsce w piątek, należało niewątpliwie rozdawanie autografów przez Amy Allen (Aayla Secura) i Jaya Laga`aia (Kapitan Typho). Uściślając, było to bardziej kupowanie dedykacji, gdyż jeden autograf od wymienionych gości kosztował siedemnaście (!!!) EURO. Na szczęście, można było sobie wybrać jedno ze zdjęć dużego formatu, które leżały przed aktorami. Dodatkowo, można było sobie pstryknąć z nimi zdjęcie. Dla obojga była to pierwsza wizyta w Niemczech, ale widać było, że się dobrze bawią, w szczególności Jay Laga`aia, który okazał się świetnym komediantem potrafiącym w doskonały sposób naśladować np. Elvisa poprzez modulowanie głosu. Jay Laga`aia to po prostu easy going guy, zresztą Allen tak samo. Widać od razu, że jest urodzoną Amerykanką. Musicie sobie zdawać sprawę z faktu, że było to dla mnie absolutnie szokujące przeżycie. Nawet nigdy nie marzyłem o namacalnym kontakcie [ba, któż by nie marzył o namacalnym kontakcie z Jedi Securą - dop. Rif] z aktorami ze swojego ukochanego filmu.
O godzinie 20:00 nastąpiło oficjalne otwarcie konwentu. Wszyscy jego uczestnicy zasiadali w tym momencie w największej sali konferencyjnej. Uroczyście zaprezentowano po kolei poszczególnych gości, którzy byli eskortowani przez szturmowców. Większość z nich po prostu podziękowała za zaproszenie i wyraziła nadzieje, wszyscy będą się dobrze bawić i miło spędzać czas. Jednym z gości był Steve Sansweet, który jest pracownikiem Lucasfilmu i warto przy tym powiedzieć, że w głównej mierze to dzięki niemu odbył się czwarty Jedi-Con. Naturalnie najbardziej wyczekiwanym gościem bez wątpienia Billy Dee Williams (Lando), który został przywitany wrzawą i gromkimi oklaskami.
Następnie rozpoczęło się przedstawienie, połączone z wyświetlaniem fan filmu powiązane bezpośrednio z podtytułem Jedi-Conu - The Holocron Adventure. Było ono bardzo oryginalne i zabawne. Tuż po pokazie swoją prelekcję wygłosił Jay Laga`aia, który, jak już wspominałem, jest doskonałym showmanem. Opowiadał w jaki sposób zaczęła się jego przygoda z Gwiezdnym Wojnami - o tym jak w 1977 ojciec wziął go na premierę i Jay od razu pokochał ten film. Naturalnie wziął udział w castingu do AOTC i jak doskonale wiemy udało mu otrzymać rolę Kapitana Typho, z czego Laga`aia jest niesamowicie szczęśliwy. Było to od razu równoznaczne z zagraniem tej samej postaci w Epizodzie 3. Na pytanie zadane przez jednego z fanów, czy w EP3 ujrzymy więcej Kapitana Typho, odpowiedział, że zdecydowanie tak. Niestety, nie mógł zdradzić szczegółów, podkreślając przy tym, że zabraniają mu tego zobowiązania wynikające z kontraktu. Tak właśnie zakończył się pierwszy dzień konwentu.
W międzyczasie nawiązałem dość szerokie znajomości z Niemcami, którzy odwieźli mnie do hotelu i przy okazji zaprosili na imprezę. Jak się okazało, 60% niemieckiego garnizonu było zakwaterowane w tym samym hotelu. Impreza była wyśmienita, szczególnie, że miała swoje miejsce w pokoju dwuosobowym, do którego za wszelką cenę chciało wejść jednocześnie 40 osób. Koniec końców połowa z nich bawiła się na korytarzu. Jednakże w związku z tym, że wszyscy byli dość mocno zmęczeni po ciężkim dniu, impreza zakończyła się już o 2:00 nad ranem.
Sobota była zdecydowanie najlepszym dniem całego konwentu. Mnóstwo atrakcji, całe rzesze fanów przemierzające kompleks oraz ogromna, ogromna kolejka do Billy Dee Williamsa, który właśnie tego dnia rozdawał autografy. W związku z tym, że fanów było tak dużo, Lando siedział w osobnym pomieszczeniu, do którego wpuszczano po dziesięć osób. Kiedy nadeszła w końcu kolej na mnie, pierwsze co mu powiedziałem to "Hello Mr. Williams". Po tych oryginalnym słowach, Williams spojrzał na mnie i odpowiedział również "Hello". W takich momentach człowiekowi po prostu język kołkiem staje. Dał mi trzy swoje autografy [w przeliczeniu na nasze: 3 x 81 PLN, także r35p3ct Mike - dop. Rif] i dodatkowo zrobiłem sobie z nim zdjęcie. Kiedy Amy Allen i Jay Laga`aia rozdawali swoje autografy to było to coś niesamowitego, ale kontakt z Billy Dee Williamem to... wow!... po prostu coś tak niezwykłego, niepowtarzalnego, że się tego nie da opisać. To trzeba przeżyć na własnej skórze.
Tego dnia odbył się także pokaz robotów R2 zbudowanych przez członków "R2-D2 Builder`s Club". Możecie mi wierzyć, że wyglądały jak rodem wzięte z filmu. Okazuje się, że zbudowanie podobnego, w pełni funkcjonalnego robota zajmuje około 1000 godzin. Potrafią one normalnie poruszać się, a także wydawać dźwięki.
W jednej sali mieściły się wszystkie prace wykonane przez fanów, nadesłane lub też bezpośrednio przywiezione. Były wśród nich doskonałe fan arty, rewelacyjne modele oraz dioramy, a także repliki. Miłym akcentem był fakt, iż część stuffu jak plakaty i komiksy były całkowicie za darmo, więc można było sobie je brać do woli.
Następnie swoje autografy/dedykacje rozdawał Aaron Allston i to całkowicie za darmo. Kiedy dałem mu do podpisania "Eskadrę Widm" nie krył swego zdziwienia, gdyż nigdy wcześniej nie widział polskiego wydania.
O godzinie 20:00 rozpoczął się pokaz kostiumów wykonanych przez fanów, którzy byli przebrani za takie postacie jak: młody Anakin Skywalker, Tusken Rider, Książe Xizor czy Lyn Me - tancerka z pałacu Jabby (gorąco polecam obejrzenie jej występu, który jest uwieńczony na filmach poniżej). Konkurencja była podzielona na kilka kategorii, a cały pokaz trwał 2 godziny. Był to ostatni punkt programu tego dnia.
Niedziela była już niestety ostatnim dniem imprezy. Mimo, że było już trochę mniej fanów, zapewne z powodu świąt, to wciąż była masa atrakcji. O godzinie 10:00 Niemiecki Garnizon zaprezentował się w pełnej krasie, dokonując przemarszu po całym kompleksie. Na przedzie szli imperialni oficerowie, za nimi gwardziści, następnie skauci i szturmowcy.
Zaraz po przemarszu swoją prelekcje rozpoczął Aaron Allston. Głównie opierała się ona na zadawaniu mu pytań, które dotyczyły przede wszystkim serii o X-wingach oraz NJO. W pewnym momencie padło pytanie na temat Luke`a Skywalkera. Allston zapewnił, że nie ma na razie go uśmiercać.
Również tego dnia można było zdobyć kolejne autografy, tym razem od Alana Ruscoe. Sprawił na mnie bardzo pozytywne wrażenie, niesamowicie otwartej osoby, chyba nawet bardziej niż Jay Laga`aia. W każdym razie również można było sobie z nim porozmawiać i zrobić dodatkowo zdjęcie. Tuż obok Hans Jenssen i Richard Chasemore mieli rozłożone na stołach swoje przekroje pojazdów. Naturalnie można było sobie kupić od nich jakąś pracę i otrzymać przy okazji autografy.
Ostatnią prelekcję wygłosił Billy Dee Williams. Cieszyła się ona niezmiernym zainteresowaniem i - co nie powinno dziwić - cała sala była po brzegi zapełniona. Lando opowiadał o swojej pracy na planie. Na przykład, że trochę lepiej pracowało mu się z Irvinem Kershnerem niż z Marquandem, gdyż ten pierwszy trzymał wszystko w garści i wiedział dokładnie, co chciał od aktorów. Na pytanie, czy chciałby się wcielić ponownie w rolę Lando odpowiedział bez wahania, że jak najbardziej i że byłoby to bardzo ciekawe przeżycie. Można też w tym momencie po raz kolejny założyć, że Epizody VII-IX faktycznie powstaną. Padło też pytanie czy nie bał się Vadera, gdy go pierwszy raz zobaczył. Odpowiedź była krótka i zdecydowana - "No". Ciekaw jestem czy ktoś z Was zgadnie, co Williamsowi przypominała zawsze jama Sarlacca? Otóż, nic innego jak damski narząd rozrodczy. Na sam koniec prelekcji agent czarnoskórego aktora wziął z pierwszego rzędu pierwszą lepszą dziewczynę z sali na scenę, aby zastąpiła ona na moment Leię w celu wygłoszenia przez Lando słynnego cytatu z filmu "You truly belong here with us among the clouds". Na sam koniec, o dziwo, Lando pocałował ją jeszcze w dłoń. Dziewczyna chyba do końca swoich dni nie będzie jej myła.
Po prelekcji Billy Dee Williamsa stało się to, co nieuniknione - doszło do oficjalnego zakończenia całego konwentu. Ponownie na scenę wyszli wszyscy aktorzy wraz z organizatorami dziękując sobie nawzajem oraz fanom za liczne przybycie. Steve Sansweet wyraził przy tym głęboką nadzieje na to, iż fani którzy przejechali na Jedi-Con, przybędą także do Indianapolis w dniach 21 - 24 kwietnia 2005 na Celebration III.
Tak właśnie wyglądał Jedi-Con 2004. Starałem się zawrzeć w swojej relacji wszystkie najważniejsze aspekty. Mam nadzieje, ze choć częściowo narobiłem wam smaku i następnym razem pojedziecie ze mną. Naprawdę, tak jak już powiedziałem, impreza była warta wydanych nań pieniędzy. Kolejny Jedi-Con odbędzie się prawdopodobnie za 2-3 lata, więc już teraz zacznijcie zbierać kasę. Im więcej osób pojedzie, tym koszta podróży będą mniejsze. Pokażmy europejskim fanom, że nie jesteśmy od nich gorsi. Tymczasem zachęcam Was do obejrzenia zdjęć i filmików.
TK-1410 Michal "Mike" Herok
501st Stormtrooper Legion and Member of the Polish Outpost
Zdjęcia można obejrzeć tutaj i tutaj.
Gwoli przypomnienia, Jedi-Con 2004 (największa tego typu impreza w Europie) odbywał się w dniach 9-11 kwietnia w Centrum Kongresowym w Düsseldorfie i został zorganizowany przez członków Oficjalnego Fan Klubu Gwiezdnych Wojen (OSWFC - Offiziellen Star Wars Fan-Clubs).
Na konwent zaproszeni zostali znani goście: Amy Allen (Aayla Secura), Aaron Allston, Jay Laga`aia (Kapitan Typho), Ian Liston (Wes Janson, pilot AT-AT), Alan Ruscoe (Lott Dod, Plo Koon, Daultay Dofine), Steve Sansweet, Billy Dee Williams (Lando Calrissian), Hans Jenssen i Richard Chasemore.
Swoją podróż rozpocząłem w czwartek 8 kwietnia o 17:44. O tej właśnie porze był planowany odjazd mojego pociągu z Gdyni. PKP jak zwykle stanęło na wysokości zadania, dzięki czemu nie zabrakło atrakcji w postaci opóźnionego wyjazdu o 15 minut i na każdej stacji to opóźnienie jeszcze zwiększało się, do Tczewa włącznie. Pisze o tym dlatego, gdyż pociąg z Poznania do Düsseldorfu czekał specjalnie na mnie i jeszcze jednego gościa ponad pół godziny i niewiele by brakowało, a cały wyjazd diabli by wzięli. Jakby tego było mało, w pociągu do Düsseldorfu też nie było nudno, gdyż we Frankfurcie nad Odrą zepsuł się jeden z wagonów, a konkretnie ten, w którym ja jechałem. Koniec końców do celu podróży dojechałem tylko z półgodzinnym opóźnieniem.
Prosto z dworca udałem się do hotelu, w którym miałem zarezerwowany nocleg. Gdy tylko dotarłem na miejsce poczułem falę Mocy i ujrzałem stojące w holu osoby w strojach rebelianckich pilotów i zwiadowców. W pokoju zostawiłem część bagaży i nie zwlekając dłużej pojechałem do Centrum Kongresowego, gdzie, jak już wspomniałem, odbywał się ten ogromny konwent. Uczestniczyło w nim przeszło 1000 osób z kilkunastu krajów, przede wszystkim z Niemiec, co jest oczywiste, a także z Francji, Szwajcarii, Belgii, Holandii, Włoch oraz, dzięki mojej skromnej osobie, także z Polski. Każdy uczestnik konwentu nim wszedł do środka przechodził przez kontrolę dokonywaną przez scout troopera oraz otrzymywał identyfikator i okolicznościową torbę wraz z komiksem i długopisem.
Na terenie imprezy większość osób przebranych było za jakąś gwiezdno-wojenną postać, co tworzyło niesamowity klimat, którego nigdy w wcześniej nie zaznałem. Z większych organizacji fanowskich akredytowanych przy Jedi-Conie pojawił się Niemiecki Garnizon należący do 501 Legionu Szturmowców, tj. organizacji zrzeszającej ludzi posiadających imperialne stroje. W związku z tym, że sam należę do Polskiego Outpostu otrzymałem od nich specjalny identyfikator, który oznajmiał, iż na konwencie byłem ich gościem, co uważam za bardzo miły gest.
Centrum konferencyjne było naprawdę bardzo dużym miejscem, w którym znajdowało się wiele różnych pawilonów i wystaw. Nie ukrywam, że można było wybierać w całej gamie najróżniejszych produktów spod znaku Gwiezdnych Wojen. Powiem wręcz więcej - było tam do kupienia po prostu wszystko: książki, komiksy, stroje, autografy, koszulki, mnóstwo różnych gadżetów, plakaty, figurki nowe jak i winylowe, produkty Master Replicas. Słowem, wszystko czego dusza mogła zapragnąć lub też - na co grubość portfela mogła pozwolić.
Pierwszy dzień był bardzo emocjonujący i upłynął przede wszystkim na zaznajamianiu się z otoczeniem oraz z resztą fanów. Ciekawą sprawą było, że ilekroć po usłyszeniu tego znamiennego pytania "What nationality are you?" i odpowiedzeniu "I`m from Poland" reakcja drugiej osoby była w 60% następująca "Oh, from Holland, yes nice to meet you!". Na szczęście, szło wyprostować to nieporozumienie. Moich rozmówców ogarniało zdziwienie w momencie, gdy dowiadywali się że nie przyjechali ze mną żadni inni Polacy. Pytali się wręcz czy tak mało fanów jest w Polsce? Może nie słyszeli nic na temat tego konwentu? Trudno było w sumie do końca odpowiedzieć na to pytanie, ale mi również jest przykro, że nikt więcej nie pojechał. A zapewniam Was, że bez dwóch zdań każde pieniądze, są warte żeby choć raz w życiu przeżyć taką przygodę i każdemu szczerze życzę, żeby miał sposobność wybrać się w przyszłości na Jedi-Con lub inną podobną imprezę tego typu.
Do atrakcji, które miały miejsce w piątek, należało niewątpliwie rozdawanie autografów przez Amy Allen (Aayla Secura) i Jaya Laga`aia (Kapitan Typho). Uściślając, było to bardziej kupowanie dedykacji, gdyż jeden autograf od wymienionych gości kosztował siedemnaście (!!!) EURO. Na szczęście, można było sobie wybrać jedno ze zdjęć dużego formatu, które leżały przed aktorami. Dodatkowo, można było sobie pstryknąć z nimi zdjęcie. Dla obojga była to pierwsza wizyta w Niemczech, ale widać było, że się dobrze bawią, w szczególności Jay Laga`aia, który okazał się świetnym komediantem potrafiącym w doskonały sposób naśladować np. Elvisa poprzez modulowanie głosu. Jay Laga`aia to po prostu easy going guy, zresztą Allen tak samo. Widać od razu, że jest urodzoną Amerykanką. Musicie sobie zdawać sprawę z faktu, że było to dla mnie absolutnie szokujące przeżycie. Nawet nigdy nie marzyłem o namacalnym kontakcie [ba, któż by nie marzył o namacalnym kontakcie z Jedi Securą - dop. Rif] z aktorami ze swojego ukochanego filmu.
O godzinie 20:00 nastąpiło oficjalne otwarcie konwentu. Wszyscy jego uczestnicy zasiadali w tym momencie w największej sali konferencyjnej. Uroczyście zaprezentowano po kolei poszczególnych gości, którzy byli eskortowani przez szturmowców. Większość z nich po prostu podziękowała za zaproszenie i wyraziła nadzieje, wszyscy będą się dobrze bawić i miło spędzać czas. Jednym z gości był Steve Sansweet, który jest pracownikiem Lucasfilmu i warto przy tym powiedzieć, że w głównej mierze to dzięki niemu odbył się czwarty Jedi-Con. Naturalnie najbardziej wyczekiwanym gościem bez wątpienia Billy Dee Williams (Lando), który został przywitany wrzawą i gromkimi oklaskami.
Następnie rozpoczęło się przedstawienie, połączone z wyświetlaniem fan filmu powiązane bezpośrednio z podtytułem Jedi-Conu - The Holocron Adventure. Było ono bardzo oryginalne i zabawne. Tuż po pokazie swoją prelekcję wygłosił Jay Laga`aia, który, jak już wspominałem, jest doskonałym showmanem. Opowiadał w jaki sposób zaczęła się jego przygoda z Gwiezdnym Wojnami - o tym jak w 1977 ojciec wziął go na premierę i Jay od razu pokochał ten film. Naturalnie wziął udział w castingu do AOTC i jak doskonale wiemy udało mu otrzymać rolę Kapitana Typho, z czego Laga`aia jest niesamowicie szczęśliwy. Było to od razu równoznaczne z zagraniem tej samej postaci w Epizodzie 3. Na pytanie zadane przez jednego z fanów, czy w EP3 ujrzymy więcej Kapitana Typho, odpowiedział, że zdecydowanie tak. Niestety, nie mógł zdradzić szczegółów, podkreślając przy tym, że zabraniają mu tego zobowiązania wynikające z kontraktu. Tak właśnie zakończył się pierwszy dzień konwentu.
W międzyczasie nawiązałem dość szerokie znajomości z Niemcami, którzy odwieźli mnie do hotelu i przy okazji zaprosili na imprezę. Jak się okazało, 60% niemieckiego garnizonu było zakwaterowane w tym samym hotelu. Impreza była wyśmienita, szczególnie, że miała swoje miejsce w pokoju dwuosobowym, do którego za wszelką cenę chciało wejść jednocześnie 40 osób. Koniec końców połowa z nich bawiła się na korytarzu. Jednakże w związku z tym, że wszyscy byli dość mocno zmęczeni po ciężkim dniu, impreza zakończyła się już o 2:00 nad ranem.
Sobota była zdecydowanie najlepszym dniem całego konwentu. Mnóstwo atrakcji, całe rzesze fanów przemierzające kompleks oraz ogromna, ogromna kolejka do Billy Dee Williamsa, który właśnie tego dnia rozdawał autografy. W związku z tym, że fanów było tak dużo, Lando siedział w osobnym pomieszczeniu, do którego wpuszczano po dziesięć osób. Kiedy nadeszła w końcu kolej na mnie, pierwsze co mu powiedziałem to "Hello Mr. Williams". Po tych oryginalnym słowach, Williams spojrzał na mnie i odpowiedział również "Hello". W takich momentach człowiekowi po prostu język kołkiem staje. Dał mi trzy swoje autografy [w przeliczeniu na nasze: 3 x 81 PLN, także r35p3ct Mike - dop. Rif] i dodatkowo zrobiłem sobie z nim zdjęcie. Kiedy Amy Allen i Jay Laga`aia rozdawali swoje autografy to było to coś niesamowitego, ale kontakt z Billy Dee Williamem to... wow!... po prostu coś tak niezwykłego, niepowtarzalnego, że się tego nie da opisać. To trzeba przeżyć na własnej skórze.
Tego dnia odbył się także pokaz robotów R2 zbudowanych przez członków "R2-D2 Builder`s Club". Możecie mi wierzyć, że wyglądały jak rodem wzięte z filmu. Okazuje się, że zbudowanie podobnego, w pełni funkcjonalnego robota zajmuje około 1000 godzin. Potrafią one normalnie poruszać się, a także wydawać dźwięki.
W jednej sali mieściły się wszystkie prace wykonane przez fanów, nadesłane lub też bezpośrednio przywiezione. Były wśród nich doskonałe fan arty, rewelacyjne modele oraz dioramy, a także repliki. Miłym akcentem był fakt, iż część stuffu jak plakaty i komiksy były całkowicie za darmo, więc można było sobie je brać do woli.
Następnie swoje autografy/dedykacje rozdawał Aaron Allston i to całkowicie za darmo. Kiedy dałem mu do podpisania "Eskadrę Widm" nie krył swego zdziwienia, gdyż nigdy wcześniej nie widział polskiego wydania.
O godzinie 20:00 rozpoczął się pokaz kostiumów wykonanych przez fanów, którzy byli przebrani za takie postacie jak: młody Anakin Skywalker, Tusken Rider, Książe Xizor czy Lyn Me - tancerka z pałacu Jabby (gorąco polecam obejrzenie jej występu, który jest uwieńczony na filmach poniżej). Konkurencja była podzielona na kilka kategorii, a cały pokaz trwał 2 godziny. Był to ostatni punkt programu tego dnia.
Niedziela była już niestety ostatnim dniem imprezy. Mimo, że było już trochę mniej fanów, zapewne z powodu świąt, to wciąż była masa atrakcji. O godzinie 10:00 Niemiecki Garnizon zaprezentował się w pełnej krasie, dokonując przemarszu po całym kompleksie. Na przedzie szli imperialni oficerowie, za nimi gwardziści, następnie skauci i szturmowcy.
Zaraz po przemarszu swoją prelekcje rozpoczął Aaron Allston. Głównie opierała się ona na zadawaniu mu pytań, które dotyczyły przede wszystkim serii o X-wingach oraz NJO. W pewnym momencie padło pytanie na temat Luke`a Skywalkera. Allston zapewnił, że nie ma na razie go uśmiercać.
Również tego dnia można było zdobyć kolejne autografy, tym razem od Alana Ruscoe. Sprawił na mnie bardzo pozytywne wrażenie, niesamowicie otwartej osoby, chyba nawet bardziej niż Jay Laga`aia. W każdym razie również można było sobie z nim porozmawiać i zrobić dodatkowo zdjęcie. Tuż obok Hans Jenssen i Richard Chasemore mieli rozłożone na stołach swoje przekroje pojazdów. Naturalnie można było sobie kupić od nich jakąś pracę i otrzymać przy okazji autografy.
Ostatnią prelekcję wygłosił Billy Dee Williams. Cieszyła się ona niezmiernym zainteresowaniem i - co nie powinno dziwić - cała sala była po brzegi zapełniona. Lando opowiadał o swojej pracy na planie. Na przykład, że trochę lepiej pracowało mu się z Irvinem Kershnerem niż z Marquandem, gdyż ten pierwszy trzymał wszystko w garści i wiedział dokładnie, co chciał od aktorów. Na pytanie, czy chciałby się wcielić ponownie w rolę Lando odpowiedział bez wahania, że jak najbardziej i że byłoby to bardzo ciekawe przeżycie. Można też w tym momencie po raz kolejny założyć, że Epizody VII-IX faktycznie powstaną. Padło też pytanie czy nie bał się Vadera, gdy go pierwszy raz zobaczył. Odpowiedź była krótka i zdecydowana - "No". Ciekaw jestem czy ktoś z Was zgadnie, co Williamsowi przypominała zawsze jama Sarlacca? Otóż, nic innego jak damski narząd rozrodczy. Na sam koniec prelekcji agent czarnoskórego aktora wziął z pierwszego rzędu pierwszą lepszą dziewczynę z sali na scenę, aby zastąpiła ona na moment Leię w celu wygłoszenia przez Lando słynnego cytatu z filmu "You truly belong here with us among the clouds". Na sam koniec, o dziwo, Lando pocałował ją jeszcze w dłoń. Dziewczyna chyba do końca swoich dni nie będzie jej myła.
Po prelekcji Billy Dee Williamsa stało się to, co nieuniknione - doszło do oficjalnego zakończenia całego konwentu. Ponownie na scenę wyszli wszyscy aktorzy wraz z organizatorami dziękując sobie nawzajem oraz fanom za liczne przybycie. Steve Sansweet wyraził przy tym głęboką nadzieje na to, iż fani którzy przejechali na Jedi-Con, przybędą także do Indianapolis w dniach 21 - 24 kwietnia 2005 na Celebration III.
Tak właśnie wyglądał Jedi-Con 2004. Starałem się zawrzeć w swojej relacji wszystkie najważniejsze aspekty. Mam nadzieje, ze choć częściowo narobiłem wam smaku i następnym razem pojedziecie ze mną. Naprawdę, tak jak już powiedziałem, impreza była warta wydanych nań pieniędzy. Kolejny Jedi-Con odbędzie się prawdopodobnie za 2-3 lata, więc już teraz zacznijcie zbierać kasę. Im więcej osób pojedzie, tym koszta podróży będą mniejsze. Pokażmy europejskim fanom, że nie jesteśmy od nich gorsi. Tymczasem zachęcam Was do obejrzenia zdjęć i filmików.
TK-1410 Michal "Mike" Herok
501st Stormtrooper Legion and Member of the Polish Outpost
Zdjęcia można obejrzeć tutaj i tutaj.