Star Wars: Rozbite Imperium
- Scenarzyści: Greg Rucka
- Rysownicy: Marco Checchetto
- Oryginalny tytuł: Star Wars: Shattered Empire
- Wydanie oryginalne: Marvel Comics, 2015
- Wydanie polskie: Egmont Polska, 2016
- Tłumaczenie: Jacek Drewnowski
- Uniwersum:
- Rodzaj serii: Mini-seria / Seria limitowana
- Seria komiksowa:
- Cykl wydawniczy:
- Projekt multimedialny: W oczekiwaniu na Gwiezdne wojny: Przebudzenie Mocy
Dwudziestoletnie rządy terroru Imperatora Palpatine'a zakończyły się nagle na niebie nad leśnym księżycem Endor. Zwycięstwo Sojuszu Rebeliantów, nawet po utracie przywództwa przez Imperium, nie kończy wojny. Moffowie Imperium i regionalni gubernatorzy zachowali kontrolę nad ważnymi systemami od Jądra po Zewnętrzne Rubieże, dzięki potędze Imperialnej Gwiezdnej Floty. Teraz, gdy na tronie Imperium panuje próżnia, Moffowie walczą o pozycję i kontrolę, a bohaterowie Sojuszu Rebeliantów wkrótce odkryją, że zranione i skłócone Imperium może być bardziej niebezpieczne niż jakiekolwiek zagrożenie, przed którym stanęli wcześniej!
- Wydania
- Recenzje
- Dodatkowe informacje
- Galeria
# | Okładki | Tytuł (Tytuł oryginalny) |
Data wydania (USA) |
Data wydania (Polska) |
---|---|---|---|---|
01 |
Rozbite Imperium #1
(Shattered Empire #1) |
9 września 2015 | ||
02 |
Rozbite Imperium #2
(Shattered Empire #2) |
7 października 2015 | ||
03 |
Rozbite Imperium #3
(Shattered Empire #3) |
14 października 2015 | ||
04 |
Rozbite Imperium #4
(Shattered Empire #4) |
21 października 2015 | ||
- | Shattered Empire | 17 listopada 2015 |
Recenzja Mastera
Gdy w styczniu 2015 roku Marvel wydawał swoje pierwsze gwiezdnowojenne komiksy od ponad 20 lat, nie ukrywam, że się trochę zawiodłem, że nie dostaliśmy nic, co mogłoby wprowadzać lub nawiązywać do nowozapowiedzianej trzeciej trylogii. Żeby ten stan rzeczy się zmienił, musieliśmy poczekać jeszcze prawie rok, bliżej samej premiery The Force Awakens. Wtedy ukazała się 4-zeszytowa miniseria Shattered Empire. Scenariuszem zajął się Greg Rucka (Gotham Central, Lazarus), a rysunkami Marco Checchetto (Punisher, Amazing Spider-Man). Shattered Empire dzieje się jeszcze w trakcie Powrotu Jedi i stanowi most między szóstym epizodem sagi a wszechświatem przed Przebudzeniem Mocy. Na początku zostajemy wrzuceni w wir bitwy o Endor, co, biorąc pod uwagę urywkową i chaotyczną narrację bitewną, jest niezwykle dekoncentrujące i dopiero po kilku stronach zaczynamy kontrolować wydarzenia przedstawione na kadrach. Głównymi bohaterami komiksu jest poślubiona para Shara Bey i Kes Dameron, rodzice Poe Damerona. To niestety jedyne większe nawiązanie do siódmego epizodu, ale miło widzieć, że historie chociaż tak się łączą i przeplatają. Obaj małżonkowie są aktywnymi i wyróżniającymi się w swoich oddziałach żołnierzami Rebelii. Niestety po wygranej bitwie nad Endorem okazuje się, że Imperium nie zamierza się poddać, a Palpatine przygotował się nawet na swoją śmierć przygotowując tzw. Messengerów – maszyny mające dostarczyć wybranym oficerom we flocie instrukcje jak poprowadzić dalej wojska. Te wydarzenia zabiorą nas między innymi na Naboo, które Palpatine najwyraźniej uznał za ważny cel strategiczny. No ale właśnie. Naboo? Zdemilitaryzowana planeta, która nie posiada nawet zorganizowanej armii, a jej najniebezpieczniejszą formacją są stada Gungan? Aktualna sytuacja Imperium to rozproszone wojska, bez głównej stacji bojowej i osoby, która trzymała całość razem. W dodatku na pewno w takiej sytuacji zasoby sprzętowe i personalne Imperium nie są w najlepszej sytuacji. A Palpatine wysyła Niszczyciela i pozostały sprzęt nad Naboo? To nie ma najmniejszego sensu. Oczywiście, Sidious miał specjalny związek z tą planetą i mógł chcieć ją zniszczyć, ale na pewno nie był na tyle głupi, by robić to w takich okolicznościach, gdzie każdy statek jest na wagę złota. A to tylko jedna z wielu takich logicznych perełek w tym komiksie. O pozostałych, takich jak przeżycie i wygranie pojedynku z Niszczycielem mając do dyspozycji trzy przestarzałe myśliwce, pominę w ciszy. Tego komiksu nie czyta się źle, ale logika fabuły jest godna podziwu i niestety niszczy odbiór całości. Na szczęście strona graficzna komiksu wygląda o wiele lepiej. Marco Checchetto ma dość specyficzny styl przez bardzo ostre i wyraźne kontury. Do tego komiks został ewidentnie pokolorowany elektronicznie, co odbiera komiksu trochę uroku w moim odczuciu. Czasami hybrydy rysunków odręcznych i komputerowych wychodzą naprawdę dobrze, lecz tutaj nie jest to zbyt naturalne. Nie da się jednak odmówić Shattered Empire tego, że został solidnie narysowany. Przy końcowej ocenie tego komiksu miałem ogromny dylemat. Z jednej strony to całkiem ciekawa historia z dobrą, dynamiczną narracją, lecz przez rażące błędy ten komiks nie ma po prostu sensu. Wiem, że to komiks to medium, w którym o logice często się zapomina, ale Greg Rucka w tym wypadku całkowicie przesadził. Tonący statek pt. Shattered Empire próbował ratować Marco Checchetto swoimi rysunkami, ale niestety na niewiele się to zdało. A szkoda, bo to mogła być bardzo dobra pozycja.
Ocena końcowa
|
Scenariusz: 3/10 Rysunki: 6/10 Ogólna ocena: 3.5/10 |
- Komiks w Polsce ukazał się na łamach magazynu Star Wars Komiks #061 (01/2016) i Star Wars Komiks #062 (02/2016), natomiast w USA ukazał się w wydaniu zbiorczym Star Wars: Shattered Empire.
OCENY UŻYTKOWNIKÓW:
Aby wystawić ocenę musisz się zalogować Wszystkie oceny Średnia: 6,41 Liczba: 27 |
|
Nestor2018-02-23 09:12:10
Zupełnie nie zgadzam się z oceną recenzenta, dla mnie to był bardzo solidny komiks z dużym wkładem w NK na przyszłość. Ponadto szacun za rysunki. 9/10
I3althazaar2016-05-23 22:42:08
Pierwszego zarzutu, o tym że ciężko się połapać w fabule na początku, się nie zgadzam. Już na pierwszym kadrze widać że to Bitwa o Endor, zwłaszcza jeśli się wie że komiks jest bezpośrednią kontynuacją RotJ. Co do drugiego zarzutu, o tym że atak na Naboo był bezsensowny, to się z nim nie zgadzam. Sam stwierdziłeś że Naboo była zdemilitaryzowana. Sidious spodziewał się szybkiego, zmasowanego ataku, zniszczenia planety nim ktokolwiek zdąży zareagować i ruszyć dalej. Jeśli planeta jest bezbronna to co miałoby mu przecież zaszkodzić? Mi w każdym razie komiks, mimo kilku wad których nie potrafię obronić, bardzo się podobał. Choćby przez swój realizm - różnica między wygraną bitwą a wygraną wojną, jest ogromna; w RotJ tego nie widać, ale tutaj jest to uwypuklone niczym pod mikroskopem elektronowym. Ode mnie pewne 7/10.