Recenzja Lorda Sidiousa
Star Wars: The Complete Saga (Blu-ray)
Saga na BD to bez wątpienia największe gwiezdno-wojenne wydarzenie roku 2011. To coś, na co fani czekali od bardzo dawna, nie tylko ze względu na wspaniałą jakość filmów, ale też niesamowite dodatki oraz, coś bez czego nie mogą się obyć wszystkie większe edycje sagi, zmiany. George Lucas i jego ekipa nie zawodzą i tym razem, choć zawsze zostaje jeszcze ta nutka goryczy. Nie wszystko wygląda tak jak mogłoby czy powinno, choć i tak całość robi piorunujące wrażenie.
Kilka słów o polskim wydaniu
Przyznaję, że tą recenzję opieram na wersji angielskiej, jednak nie w sposób nie wspomnieć o tej rodzimej, którą wydał Imperial Cinepix. Dystrybutor, który nie przejmuje się zbytnio swoimi klientami, dyktuje wysokie ceny i dostarcza przy tym produkt gorszej jakości. Niemniej jednak po raz pierwszy cała saga została zdubbingowana. I nie tylko nowa trylogia (dla porównania, poza Zemstą Sithów Imperialowi nigdy wcześniej nie chciało się wgrać dubbingu na płyty DVD), ale także i stara, której polską wersję dźwiękową przygotowano specjalnie pod tę edycję. Można nie lubić dubbingu, jednak jest to z pewnością duży krok w kierunku promowania sagi. Tylko, że nie wiadomo na ile w tym ręki Imperialu, a na ile to wymóg Lucasfilmu.
Samego dubbingu niestety nie mogłem ocenić, gdyż kupiłem wersję brytyjską filmów. Natomiast w polskim wydaniu czekają nas jeszcze trzy niespodzianki. Z dodatków udało się przetłumaczyć jedną z trzech płyt. Swoją drogą to samo tłumaczenie na język polski, znajduje się na wydaniu brytyjskim. Dystrybutorowi udało się też stworzyć wspaniały, kolekcjonerski napis na polskim wydaniu – „Komplenta saga”. Literówka, czeski błąd, jednak jak ktoś poczyta sobie tłumaczenia Imperiala na Facebooku, zrozumie z czego się nabijam. Obie te rzeczy nie są poważnymi minusami wydania, to raczej pewne mankamenty do których nas przyzwyczajono, natomiast jest jeszcze trzecia, najpoważniejsza. Brak dźwięku HD w języku angielskim (nie mówię już o polskim). W zamian za to jest niemiecki dźwięk HD (dubbing).
DTS HD jest formatem bezstratnym, w przeciwieństwie do dźwięku DTS znanego z DVD. Oba oczywiście są bardzo dobre, w wielu przypadkach nie słuchać różnicy, zwłaszcza na sprzęcie średniej jakości, ale w pewnych scenach gdzie wiele dźwięków zlewa się w jeden, DTS HD bije na głowę stary, wysłużony DTS. I w takich scenach tę różnicę słychać, nawet na gorszym sprzęcie. Problem polega na tym, że zwłaszcza przy klasycznej trylogii dźwięk został praktycznie złożony na nowo, dostosowany do wymogów jakościowych DTS HD. Szkoda, że polski dystrybutor zdecydował się na kastrację filmu.
Dla mnie brak dźwięku HD był tym, co przelało czarę goryczy. Szkoda wydawać prawie 400 PLN na film, który został okaleczony. Film, który dostosowywano do dźwięku HD i jednocześnie film, który znam praktycznie na pamięć. Nie potrzebuję polskich napisów, ani dubbingu czy lektora, by oglądać Gwiezdne Wojny. O tym Imperial zapomniał. Przede wszystkim chcę się cieszyć doskonałą jakością tak obrazu jak idźwięku.
Na koniec dochodzi jeszcze cena. Brytyjskie wydanie, które posiada dźwięk HD, nie ma tłumaczenia filmów, ale ma przetłumaczoną ostatnią płytę z dodatkami (tę samą co w Polsce), kosztuje praktycznie ok. 100 PLN mniej. Z wysyłką. Oczywiście cena może się trochę wahać w zależności od kursu, ale decydując się na sprowadzenie zza granicy można przecież poczekać na dogodniejsze kursy.
Wydanie brytyjskie
Muszę przyznać, że pudełko jest zrobione bardzo ładnie. Zresztą grafika na Kompletnej Sadze, dość prosta trzyma jednak klimat. Płytki znajdują się w poręcznym etui. W środku znajduje się książeczka z obrazkami „Guide to the Galaxy”. Są to obrazki, które wykorzystano w amerykańskim wydaniu na opakowaniach do poszczególnych płyt. W broszurce znajdziemy też opis dodatków.
Drugim dodatkiem, jest karta z klatką filmową. Ta karta nie była dodawana do wszystkich egzemplarzy, a jedynie do specjalnej serii zwanej „Senitype”. To dość fajny, kolekcjonerski dodatek, zawierający fragment pojedynku Obi-Wana i Anakina z „Zemsty Sithów”. I pomimo tego dodatku, cena i tak może być niższa niż w Polsce.
Tak jak wspomniałem, filmy niestety nie mają polskich podpisów.
Nowa trylogia
Choć cały pakiet nazywa się kompletną sagą, niestety różnica między starymi a nowymi epizodami jest zauważalna. Wiadomo „Atak klonów” i „Zemstę Sithów” kręcono już w technice cyfrowej, w HD, więc to jest format w którym te filmy się odnalazły. Natomiast muszę przyznać, że sposób w jaki odnowiono „Mroczne widmo” jest rewelacyjny. Ten film, choć kręcony jeszcze analogowo, w niczym nie odbiega od dwóch kolejnych części. Wygląda świetnie, zdecydowanie lepiej niż na DVD. Raz ze względu na rozdzielczość, dwa faktycznie został dopracowany. To nowa konwersja, która dodatkowo pokazuje na ekranie więcej niż poprzednia, gdyż mniej „taśmy” odcięto po bokach.
„Mroczne widmo” także zostało też najbardziej zmienione. Tym razem jednak większość zmian ma charakter poprawek. Chyba najważniejszą z nich jest wymiana Yody na cyfrowego. I tu po raz kolejny muszę przyznać, że wyszło to lepiej niż się spodziewałem. Dzięki temu postać jest nie tylko bardziej naturalna, ale i film zdecydowanie bardziej przystaje do kolejnych.
Każda z części doczekała się jakiś modyfikacji. Choć przyznaję, że niektóre są trudne do wyłapania, nawet przez ortodoksyjnych fanów. Są to między innymi sceny w których kolejność ujęć została zamieniona miejscami. Często też są to drobne poprawki, choćby w „Zemście” gdzie poprawiono synchronizację dźwięków i ruchów ust w scenach, w których w ostatniej chwili zmieniono trochę dialogi.
Inną pozytywną zmianą jest dodanie głosu Shmi, gdy Anakin ma koszmary w „Ataku klonów”.
Jednak wydanie Blu-ray to przede wszystkim powrót odświeżonego „Mrocznego widma”, ten film wygląda świetnie i chciałbym by starą trylogię tak przerobili. Prawdopodobnie nałożyło się tu także przygotowanie materiału pod konwersję 3D, ale to dobrze rokuję na przyszłość.
Przyznaję z oceną klasycznej trylogii mam trochę kłopotu. Po pierwsze te filmy jeszcze nie wyglądały tak dobrze, nawet telewizyjna wersja HD wymagała wielu poprawek. Część z nich wprowadzono. I to chyba jest największy problem tego wydania. Zrobiono ogromną pracę, która przede wszystkim widać w „Nowej nadziei”, przy niektórych ujęciach szczęka opada. Przy innych niestety nie, raczej odniosłem wrażenie, że nie skończono tego. Szczególnie irytujące jest to, gdy jedno ujęcie w danej scenie odrestaurowano a kolejne nie. Przez to mamy między innymi migotanie nieba na Tatooine czy zmianę intensywności zieleni na Endorze. No i w końcu filmy nie wyglądają już w całości tak ładnie jak nowa trylogia. Są zawieszone między klimatem starej ramotki a czymś nowoczesnym. Niemniej jednak, to co poprawiono prezentuje się znakomicie.
Gorzej jest ze zmianami w klasycznej trylogii, te najbardziej eksponowane wydają się często niepotrzebne. Nowe dźwięki, Dug w pałacu Jabby czy mrugające Ewoki to niestety przykład zmian pozbawionych sensu. Zwłaszcza, że jak się ogląda dodatki to można się z nich dowiedzieć, że mruganie oczu Ewoków było dużym problemem, więc zrobiono wszystko, by się go pozbyć. Teraz je dodano, niestety w sposób sztuczny. Gdy widzimy jakiegoś Ewoka (najczęściej Wicketa) na pierwszym planie, wtedy mruga. Gdy jest ich mnóstwo, nie mruga żaden. Oczywiście takie zmiany można przeżyć, nie są aż tak kontrowersyjne jak te z dźwiękiem.
Z tym, że znów trzeba przyznać, że zdecydowana większość zmian jest niezauważalna dla normalnego widza. Dotyczy to głównie poprawek i poprawiania błędów w tle. I takich zmian jest prawdopodobnie najwięcej, ciekawe czy Lucasfilm kiedyś opublikuję ich listę.
Jednak najlepsze w nowym wydaniu jest właśnie to, co zrobiono ze ścieżką dźwiękową. Zazwyczaj poprawiano obraz, tu mamy w przypadku klasycznej trylogii właściwie zmontowany na nowo dźwięk HD. Owszem nie jest on takiej jakości jak ten w nowych epizodach, w końcu zgrano go ponownie z taśmy, której nie nagrano przecież na nowoczesnych nośnikach. Niemniej jednak to jest nowa jakość, którą można się cieszyć.
O ile do prequeli nie mam zastrzeżeń, o tyle w przypadku klasycznej trylogii żałuję, że poświęcono czas na zbędne zmiany (patrz np. Ewoki), zamiast dopracować oczyszczanie i poprawienie ostrości obrazu we wszystkich ujęciach. W porównaniu z poprzednimi edycjami jest o wiele lepiej, ale jeszcze potrzeba włożyć w te filmy trochę pracy. Może do wersji 3D uda się ten proces zakończyć i następne wydanie będzie już znakomite wizualnie w każdym najdrobniejszym szczególe.
Dodatki
„The Complete Saga” to sześć płyt z dwoma kompletami komentarzy do filmów. Ciężko przez to przebrnąć w krótkim czasie. No i jeszcze trzy płyty dodatków.
Dwie pierwsze nie zostały przetłumaczone na język polski. Obie płyty mają tę samą strukturę i chyba najbardziej przypominają klasyczną już dziś encyklopedię Behind the Magic. Na każdej płycie mamy podział na Epizody (I, II i III oraz IV, V i VI na drugiej płycie), następnie na planety (względnie miejsca w których działa się akcja), a potem na wywiady, usunięte i poprawione sceny, Kolekcję oraz koncepty artystyczne. Konstrukcja tych dodatków wymaga spędzenia dużo czasu w menu wybierając konkretną rzecz, którą chcemy obejrzeć. To, co sprawdzało się w encyklopedii multimedialnej niekoniecznie sprawdza się na dodatkach Blu-ray, zwłaszcza, że próba obejrzenia samych usuniętych scen kończy się tym, że więcej czasu spędzamy na chodzeniu po menu niż oglądaniu.
Sceny, które pojawiły się w dodatkach, zazwyczaj nie były wcześniej oficjalnie prezentowane. Ale też w przeciwieństwie do wydań DVD, nie są to skończone sceny, a takie, które wyleciały z montażu dużo wcześniej. Mnóstwo tu niebieskiego ekranu (w nowej trylogii). Choć fajnie jest zobaczyć reprezentację Alderaanu w senacie. Jasne, znajdziemy też kilka skończonych scen, jak choćby klony przebrane za Jedi pod świątynią, ale takich jest mniejszość. Za to są także sceny animatyczne, w tym pościg i pojedynek Obi-Wana i Grievousa z „Zemsty Sithów” autorstwa Stevena Spielberga. Inne sceny, jak choćby zniszczenie Okrętu Kontroli Droidów z „Ataku klonów” były wcześniej prezentowane na Hyperspace. Trzeba jednak pamiętać, że większość ujęć jest naprawdę bardzo krótka.
Ciekawiej za to wyglądają wycięte sceny z klasycznej trylogii, większość z nich jest oczywiście znana fanom, choćby ze słyszenia, inne pojawiły się na „Behind the Magic”, ale niektóre można było zobaczyć pierwszy raz. To świetny dodatek, który z pewnością ubogaci wiedzę każdego fana.
W niektórych miejscach znajdują się też krótkie wywiady z twórcami, oraz małe dokumenty z planu. Zazwyczaj są to kilkuminutowe filmiki, które podobnie jak koncepty ogląda się z przyjemnością, acz nie wnoszą wiele. Zresztą część z nich i tak jest znana z innych źródeł. To przede wszystkim gratka dla fanów, którzy mogą się bawić tym wydaniem.
Dość ciekawym dodatkiem jest Kolekcja, gdzie znajduje się kilka przedmiotów, najczęściej makiet, strojów lub modeli z filmu, które można oglądać w przybliżeniu lub okręcać o 360 stopni. Poza krótkim opisem, często dołączono też krótki filmik. Zazwyczaj to znów wywiad, względnie mini-dokument, ale też pojawia się „Starlog”, czyli legendarna kreskówka z Holiday Special.
Prawdziwe królestwo dodatków to dopiero trzecia płyta. I tu uwaga, ta została przetłumaczona na język polski, także w wydaniu brytyjskim!. Na płycie znajdziemy osiem dokumentów (ale tylko trzy z nich są wydane w HD).
„The Making of Star Wars” (1977), „The Empire Strikes Back: SPFX” (1980) oraz „Classic Creatures: Return of the Jedi” (1983) to właściwie oryginalne dokumenty ukazujące produkcję filmów. Niestety nie odnowiono ich, przegrano z taśm w takiej wersji jakiej były. Wiele z nich znanych jest z TV bądź dostępnych w Internecie, ale dobrze je mieć w domu. Choć chyba wolałbym dostać kolekcję takich dokumentów, w końcu podobnych filmów było trochę więcej. Jednak i tym można się cieszyć.
Niejako ich uzupełnieniem jest „Anatomy o Dewback” (1997), ongiś dostępny na StarWars.Com, ukazujący proces powstawania „Wersji Specjalnej”. Niestety zabrakło podobnych dodatków dotyczących prequeli.
„Star Wars Tech” (2007) to dokument, który wyświetlano kiedyś na History Channel, a swego czasu był dostępny w oficjalnym sklepie na DVD (więcej). Tym razem dostaliśmy go w wersji BD, co akurat się chwali.
„A Conversation with Masters: The Empire Strikes Back 30 years later” (2010) był wyświetlany podczas Celebration V w Orlando. To krótki wywiad z twórcami, w tym nieżyjącym już Irvinem Kershnerem, wspominającymi powstawanie Imperium. To drugi dodatek wydany w HD.
Ostatnim, także w HD jest „Star Wars Spoof” (2011), chyba jedyny nowy materiał, choć raczej niewiele się przy nim napracowano. To zestaw kilkudziesięciu ujęć z różnych telewizyjnych, kinowych i internetowych produkcji, które w jakiś sposób nabijają się z sagi, bądź odwołują się do niej. Mnóstwo seriali, gagi z „Robot Chickena”, nawet o „Fanboysach” nie zapomniano, czy starych dobrych „Hot Shots!”. To również miło się ogląda i czasem można się pośmiać. A najważniejsze, że są tu także produkcje z 2011.
W dodatkach właściwie brakuje czegoś na miarę „The Empire of Dreams” z Trylogii na DVD. Ale z drugiej strony obrazuje jak przepaśne są archiwa Lucasfilmu i ile rzeczy da się z nich jeszcze wyciągnąć.
Podsumowanie
Saga na BD to coś na co fani czekali od dawna. To bardzo dobre wydanie, choć jeszcze nie idealne. I to zarówno jeśli chodzi o odświeżenie filmów, jak i dodatki. Jest dobrze, ale chciałoby się więcej. I pewnie będzie, już po wersjach 3D. Bez wątpienia największym beneficjentem tego wydania jest „Mroczne widmo”, które wygląda rewelacyjnie i nie odstępuje już niczym swoim następcom. Wizualnie nadal niestety kuleje klasyczna trylogia, choć i ona prezentuje się bardzo dobrze. I co trzeba powiedzieć głośno, część zmian naprawdę służy tym filmom. I musi to przyznać zadeklarowany obrońca oryginalnej klasycznej trylogii.
Dodatki tym razem raczej nie są odkrywcze. I zdecydowanie bardziej powinny podobać się fanom, niż innym odbiorcom. Nie dlatego, że są nowe, ale dlatego, że to część znanego, ale i zapomnianego materiału, który zebrano teraz w jedno miejsce. A takie „Star Wars Tech” nawet przetłumaczono na polski. Przede wszystkim zaś trzy płyty zabiorą mnóstwo czasu nim przejrzy się je w całości a o to chyba chodziło.
Ja jestem bardzo zadowolony z tego wydania i cieszę się, że żyjąc w globalnej wiosce nie jestem zdany tylko i wyłącznie na polskiego wydawcę. Odświeżony obraz i dźwięk HD wspaniale pasuje do tych filmów i naprawdę szkoda z tego rezygnować, zwłaszcza gdy się do sagi wraca co jakiś czas.
Recenzja dubbingu Dartha Kasy Poza odświeżonym obrazem, kolejnymi zmianami w oryginalnej trylogii i wieloma dodatkami, nasze krajowe wydanie Gwiezdnych Wojen na Blu-rayu przyniosło jeszcze jedną nowość – polski dubbing trzech klasycznych filmów. Pierwszym głosem (nie licząc narratora), który słyszymy po włączeniu Nowej nadziei jest C-3PO, niewątpliwie najjaśniejszy punkt polskiego wydania. Grzegorz Wons podkładał głos pod Threepio już w nowej trylogii i słychać, że jest to doświadczony aktor, potrafiący wczuć się w rolę. Dziwi to, że skoro udało się dość dobrze oddać ducha tego wyjątkowego droida, pozostałe postacie brzmią tak... bezbarwnie. Niestety, większość aktorów nie zdołała podołać wyzwaniu i w najmniejszym stopniu nie zbliżyła się do oryginalnej wersji. Ucierpiały na tym zarówno postacie pierwszoplanowe, jak i te z pozoru najmniej ważne, ale także mające duży wpływ na klimat. Jedną z postaci, które straciły najwięcej ze swojego charakteru, jest Tarkin – w oryginale zagrany przez charyzmatycznego Petera Cushinga, a w polskiej wersji brzmiący jak każdy inny imperialny oficer, czyli pozbawiony wszelkiej ekspresji. Równie dobrze mógłby się tu pojawić lektor, który, jak stwierdziłem po obejrzeniu filmów, jest w przypadku Gwiezdnych Wojen o wiele lepszym rozwiązaniem dla osób, którym nie wystarczają napisy. Tacy bohaterowie, jak Ben, Luke, Han czy Leia również nie spełniają oczekiwań. Owszem, w niektóych scenach wyraźnie widać ich starania, ale co z tego, skoro ich głosy nawet nie są podobne do pierwowzorów? Lepiej wypada chociażby Vader – nie dorastający do Jamesa Earla Jonesa, lecz na pewno nie rażący, albo Palpatine, który co prawda traci nieco ze swojej grozy, ale nadal brzmi poważnie. Wśród postaci z drugiego planu również pojawiają się całkiem niezłe głosy (jak choćby Owen Lars czy świetna Mon Mothma), ale ogół prezentuje się bardzo słabo. Poczyniono bardzo niewiele wysiłków, aby szturmowcy brzmieli tak, jakby rzeczywiście mieli na głowach hełmy (choć to nic w porównaniu ze wzbudzającym nieprzyjemne ciarki głosem Lei w hełmie Boushha). Szczegółnie nieprzyjemne wrażenie robi Powrót Jedi. Wydawałoby się, że stawia on najmniej wyzwań (niemała część filmu z oczywistych powodów zachowuje oryginalne głosy – Jabba, Ewoki), ale jest zupełnie na odwrót, ponieważ są momenty, w których to polscy aktorzy muszą powiedzieć coś po huttańsku lub ewocku, co niestety brzmi źle nawet u chwalonego przeze mnie Threepia. Komiczny jest fragment, w którym opowiada on mieszkańcom Endora historię swoich rebelianckich towarzyszy – pośród narzecza Ewoków pojawiają się znienacka zwroty takie, jak ''Gwiazda Śmierci'' czy ''Millennium Sokół'' (swoją drogą przez większość trylogii nazywany ''Sokołem Tysiąclecia'' – a myślałem, że to archaiczne tłumaczenie przeszło już do historii...). Skoro poruszony został już temat dziwnych tłumaczeń, warto wspomnieć, że jest to częsta przypadłość dubbingu – innymi kwiatkami są ''commander'' notorycznie tłumaczony na ''komendanta'', ''nawilżacz parowy'' zamiast ''skraplacza wilgoci'' czy wzbudzający uśmiech na ustach okrzyk ''Rebeliancki chamie!'' (tak, chodzi o ''You rebel scum!''). Na szczęście nie wszystkie, przyjęte już przez fanów terminy zostały przetłumaczone byle jak – lepiej pod tym względem wypadają części V i VI (realizowane przez innego reżysera – za ANH odpowiada Agnieszka Zwolińska), gdzie przyjemną niespodzianką jest swojska korzeniuszka, a nie występująca ostatnio w lektorze ''duszona nać korzenna'' czy coś podobnie zawiłego. Niestety, sam Yoda brzmi nienaturalnie, co rujnuje efekt. Ponadto realizatorzy dubbingu pozwolili sobie na dużą swobodę i dowolność w tłumaczeniach. Często są to tylko drobne przekręcenia, ale nawet one potrafią irytować – nie wiedzieć czemu ciągle zmieniane są rozmaite liczby, pojawiające się w całej klasycznej trylogii, co niekiedy jest po prostu niezrozumiałe, ale czasami pozbawia dialogi smaczków – np. zamiast bloku więziennego 1138 mamy blok nr 2338. Po co? Szczytem kuriozum jest jednak moment, w którym Luke zaczepia barmana w kantynie – w oryginale nie mówi nic, w polskiej wersji zaś ''Poproszę wody z lodem''. Komizm? Może lepiej zostawić takie rzeczy reżyserowi i aktorom. Na koniec najlepsze – Vader przez wszystkie trzy części wymawiane jest jako ''wader''. A ja myślałem, że już bez tego wiele osób nie potrafi poprawnie wypowiedzieć tego imienia... Co ciekawe, z innymi, z pozoru trudniejszymi nazwami nie ma takich problemów. Myślę, że należy pogodzić się z tym, że klimatu wielkich filmów nie da się oddać, zastępując głosy oryginalnych aktorów – szczególnie, jeśli robi się to niedbale, a z pewnością jest to cecha dubbingu w ''Komplentej sadze''. Oryginalna trylogia traci tam wiele ze swego uroku i magnetyzmu. Szkoda by było, gdyby ktoś odłożył ją na półkę i już do niej nie wracał tylko dlatego, że zniechęcił go polski dubbing.
OCENY UŻYTKOWNIKÓW:
Aby wystawić ocenę musisz się zalogować Wszystkie oceny Średnia: 8,88 Liczba: 25 |
|
bartoszcze2017-03-11 12:01:10
@JAK0&ogór
Ta scena jest w Hot Shots Part Deux, dla ścisłości :)
Emcek002016-12-16 10:29:07
Mnie strasznie irytuje ten kawałek taśmy bezbarwnej którą są sklejony przegrody z płytami .Odkleja mi się ,mogli to lepiej zaprojektować.
I3althazaar2014-04-15 08:10:53
Co do ,,wadera" to może to mieć związek z etymologią samego imienia. Słowo vader pochodzi z holenderskiego więc skąd miałaby się tam wziąć angielska fonetyka?
ogór2011-11-10 11:12:55
W "Hot Shots" jest scena jak Saddam Hussein przemawia głosem Vadera i mówi "czekałem na Ciebie Obi-wan", czyli parodia sceny z ANH.. A potem oczywiście panowie walczą ;p
JAX02011-11-08 01:05:53
"czy starych dobrych "Hot Shots!" Wstyd mi, ale nie kojarzę w tych genialnych parodiach motywów SW :( Albo mam blokadę, albo pora umierać.