Tytuł oryginału: Marvel Comics Star Wars #61: Screams in the Void Scenariusz: David Michelinie Rysunki: Walter Simonson Tusz: Tom Palmer Litery: Joe Rozen Kolory: Glenis Wein Okładka: Walter Simonson Tłumaczenie: brak Wydanie PL: brak Wydanie USA: Marvel Comics 1982 Wydanie USA TPB: Dark Horse 2003 w Classic Star Wars vol. 4 |
Recenzja Nestora
61 numer serii Marvel Comics Star Wars to kontynuacja rozpoczętych wątków w poprzednich komiksach. Luke wraz z jego Eskadrą Łotrów przygotowuje się do jednej z najniebezpieczniejszych misji dla Sojuszu Rebeliantów, która może zmienić losy całej wojny domowej.
Okładka komiksu zapowiada ostateczne starcie, czyli bezwzględną walkę na śmierć i życie, do którego bieżąca miniseria zmierza. Na okładce bowiem widnieje Luke Skywalker w rebelianckim kombinezonie ale za to w TIE. W tafli szyb jego myśliwca odbija się wizerunek kolejnego TIE. Taka kompozycja niesie całkiem sympatyczny ładunek napięcia i gdzie choćby najmniejsza pomyłka może kosztować pilota najwyższą cenę. W tle znajdują się inne myśliwce TIE, czuć chaos i wybicie z standardowego układu X-Wing kontra TIE. Tutaj nie wiadomo kto jest przeciwnikiem, a kto wrogiem, choć Rebelianci mieli urządzenia pozwalające odróżnić ich statki spośród innych imperialnych transponderów.
Komiks rozpoczyna się od epickiej sceny wręczenia medalu Shirze Brie za jej heroizm w czasie ostatniej misji i uratowaniu życia Luke’a Skywalkera i jego ludzi. Ceremonia odbywa się w jaskini na Arbrze, gdzie Rebelianci mają swoją bazę. Wszystko w klimacie ceremonii z Epizodu IV, z tym że tutaj czuć troszkę większy rozmach. W końcu dowiadujemy się dlaczego nowa imperialna armada jest taka ważna dla Imperatora. Na jej statku flagowym przewożony jest Teelz, istota która może zagłuszyć nadawanie wszelkich sygnałów dźwiękowych w przestrzeni kosmicznej na znacznych obszarach. O samym Teelzie nie wiemy nic więcej, poza tym że może to być jedyny przedstawiciel gatunku w galaktyce, w dodatku stał się więźniem Imperium, które go wykorzystuje. To właśnie jego zniszczenie staje się celem Rebelii, dla której cała armada stanowi niebywałe zagrożenie. Komiks w spokojny sposób przechodzi z sekwencji do sekwencji. Jest praktycznie bez słabych momentów, czytelnik wprost wtapia się w kolejne strony. A kiedy dochodzi do potyczki rebelianckich TIE pod dowództwem Luke’a z imperialnymi TIE. Sceny walki w „Screams in the Void” są niebywałe. Wybuchające myśliwce i niszczyciele to szczególnie piękny widok dla miłośników Rebelii. Nie braknie też nagłych zwrotów akcji i tego ostatecznego wstrząsu, który wprowadzi nie jednego w prawdziwy szok. Ten komiks jest po prostu pastiszem komiksu Star Wars i jednym z najlepszych Marveli. W dodatku jego konsekwencje będą się za nami ciągły do końca serii.
W przypadku tego komiksu sterowanie rysunkami oddano w pełni Walterowi Simonsowi. Ten nie zmarnował okazji i pokazał się z jak najlepszej strony. Jest nawet rysowniczy element humorystyczny, który wypatrzyć można na stronie dziesiątej. Powala też różnorodność statków kosmicznych, jest czym oko nacieszyć. Szkoda tylko, że Teelz i lot przez nadprzestrzeń wyglądają identycznie. Poza tym jest idealnie!
Ocena końcowa
|
Ogólna ocena: 10/10 Klimat: 10/10 Rozmowy: 8/10 Rysunki: 9/10 Kolory: 6/10 Opis walk: 10/10 Opis świata SW: 10/10 |
OCENY UŻYTKOWNIKÓW:
Aby wystawić ocenę musisz się zalogować Wszystkie oceny Średnia: 9,25 Liczba: 4 |
|
SW-Yogurt2018-12-29 20:32:18
Rebelsi to mają pomysły. ~:) Medal za uratowanie kogoś z bagna, do którego samemu się tego kogoś wrzuciło. No i Luke dowodzi, że jednak był największym mordercą w Odległej. Niby jeden Teezl raczej się nie rozmnoży, ale teraz i tak nie ma szans na sprawdzenie, czy może jednak.
Bolek2013-02-12 00:02:27
Co za świetny komiks! Póki co seria z Shirą pomijając TArkina jest najlepszą z całego cyklu Marveli : )