Tytuł oryginału: Marvel Comics Star Wars #54: Starfire Rising! Scenariusz: C. Clarmonte Rysunki: Infantino i Simons Litery: Burzon Kolory: Wein Okładka: Infantino Tłumaczenie: brak Wydanie PL: brak Wydanie USA: Marvel Comics 1981 Wydanie USA TPB: Dark Horse 2003 w Classic Star Wars vol. 4 |
Recenzja Nestora
54 numer serii Marvel Comics Star Wars kontynuuje historię rozpoczętą w poprzednim komiksie. Powracają w nim nasi starzy dobrzy oryginalni bohaterowie, których dobrze jest znowu zobaczyć po bardzo słabym numerze 53. Tu też nie jest rewelacyjnie, ale Luke Skywalker tworzy na tyle dobrą atmosferę, że upadła miniseria powstaje i zostawia po sobie miły akcent.
Okładka komiksu jest troszeczkę wyrwana z kontekstu. Każdy kto czytał poprzedni numer, wie że różowo on się nie skończył, o czym świadczy położenie jego bohaterów. Dodatkowo nie przedstawia sceny, która ma miejsce w komiksie. Na domiar złego sceneria nie odzwierciedla tej pokazanej nam na późniejszych stronach. Ogólnie rzecz ujmując okładka z komiksem niewiele ma wspólnego, poza kilkoma postaciami zawartymi na niej. Przyciągająca wzrok jest kwestia Sk’ara, który krzyczy: „In the name of Darth Vader”. W Gwiezdnych Wojnach przywykliśmy, że szturmowcy czy inne psy Imperatora wzywają imię swojego najwyższego władcy, a nie jego „prawą rękę”. To jest z pewnością wyraz szacunku i stosunku jaki między Sk’arem a jego bezpośrednim mocodawcą występował.
Sam komiks jest nudny i wlecze się jak flaki z olejem. Kilka razy w serii było takich momentów, że się odechciewało przewracać kartki do końca. Tutaj nie jest inaczej, choć warto wytrwać do końca, bo finał miniserii jest zachwycający. Dobrze, że do gry powrócił stary dobry Luke i jego kompani, bowiem nowi bohaterowie zupełnie nie poradzili sobie ze swoimi rolami. Leia z krzepkiej wojowniczki stałą się melancholijną księżniczką płaczącą za domem. A to bardzo słabo się sprzedaje, bo Leia jest dla wielu fanów symbolem kobiecej krzepkości. Sam konflikt Illyraqum z Imperium jest bardzo płytki. Imperium atakuje słabo rozwiniętą planetę, przy czym robi to w tak marny sposób, że nie może w pełni okiełznać ludu zamieszkującego ją. Nie pomagają tu niszczycielskie technologie i przewaga liczebna. Natomiast w zupełności do pokonania tyranów wystarczy Luke i spółka, którzy w ostatecznym rozrachunku radzą sobie nawet z niszczycielem gwiezdnym.
„Starfire Rising” to przede wszystkim końcowe strony komiksu, które prezentują się niezwykle – chodzi o walkę w przestrzeni kosmicznej. Simons i Infantino odwalili kawał dobrej roboty i ostatecznie uratowali stracony numer.
Ocena końcowa
|
Ogólna ocena: 3/10 Klimat: 10/10 Rozmowy: 2/10 Opis świata SW: 2/10 Opis walk: 4/10 Rysunki: 6/10 Kolory: 6/10 |
SW-Yogurt2018-12-26 13:33:54
Jeden plus: Calianie nie są ludźmi, nie mają pępków. ~;)
Jedno "zdziwienie": Lando przeżył lepszą jazdę Sokołem. W/z SOLO. ~;)
Reszta to paść. ~XD
Bolek2013-01-30 20:04:48
Nudy!