TWÓJ KOKPIT
0

Co przyniesie przyszłość :: Różne

Marcin "Vua Rapuung" Waniek

Dzisiaj żyjem, jutro gnijem

„Zawsze w ruchu przyszłość jest” rzekł niegdyś pewien zielony gnom. Rzut oka na otaczającą nas rzeczywistość zdaje się potwierdzać jego słowa. W czasach, gdy światowe trendy zmieniają się z dnia na dzień, a gospodarki upadają niemal równie szybko, niczego nie można być pewnym. Wielu z nas zastanawia się pewnie, jak potoczą się przyszłe losy naszej ulubionej sagi. Na zawsze pozostanie na piedestale jako jeden z klasyków kina SF, czy może zniknie w odmętach niepamięci? Będzie wzorcem, do którego porównywane będą kolejne produkcje, czy zredukowana zostanie w ludzkiej świadomości do źródła paru chwytliwych powiedzonek? Fani nadal raczeni będą kolejnymi produktami sygnowanymi złotym logiem, czy raczej skazani zostaniemy na przeszukiwanie zakurzonych półek antykwariatów? Przyjrzyjmy się kilku aspektom naszej wspólnej pasji i temu, jak mogą się one zmieniać wraz z upływem lat.

W 3D i jeszcze dalej

Z pewnością wielu z nas z niecierpliwością oczekuje premiery „Gwiezdnych wojen” w technologii 3D. To, co dzisiaj określamy mianem kina 3D (a co ma do tej nazwy niezbyt dobrze ugruntowane prawa) niewątpliwie nie jest szczytem możliwości technicznych kinematografii. Hollywood na dobre otworzyło swe podwoje dla obrazów oszukujących oko widza po premierze „Avatara” w 2009 roku. Od tamtej pory zdawać by się mogło, że co drugie dzieło pyszni się dopisanym do tytułu „3D”. Już na rok 2012 zapowiadana jest premiera „Mrocznego widma” w tej samej technologii.
Czy kiedy osiągniemy poziom techniczny pozwalający nam na zrealizowanie faktycznie trójwymiarowego, gotowego do oglądania z każdej strony obrazu, również jednym z pierwszych filmów „zaktualizowanych” do nowej wersji będą „Gwiezdne wojny”? Biorąc pod uwagę, że Lucasfilm zawsze znajdował się w czołówce, jeżeli chodzi o technologiczne nowinki, sądzę, że możemy na to liczyć. Jako futurystyczne, z epickim rozmachem rozpisane widowisko saga nasza świetnie nadaje się do wykorzystania w niej wszelkich nowych trendów. Któż chciałby oglądać smerfy na pterodaktylach w 5D, jeżeli mógłby znaleźć się nagle w samym środku monumentalnej bitwy o Endor? Czemuż przesiadywać w parnych dżunglach Pandory, jeżeli mamy do dyspozycji uniwersum o ogromnej liczbie zróżnicowanych światów? Kto wie, być może w bliżej nieokreślonej przyszłości nasz daleki potomek wyciągnie się wygodnie w swojej hibernacyjnej kapsule, poprawi lekko wpięte w pień czaszki złącze i po raz kolejny przeżyje przygody rodu Skywalkerów, już bez pośrednictwa ekranu czy okularów, w przytulnym leżu własnego umysłu.
Jednego możemy być pewni, tak długo, jak zainteresowanie „Gwiezdnymi wojnami” będzie żywe, tak długo możemy liczyć na pojawianie się coraz to nowych produktów. Nikt nie zarzyna kury znoszącej jajka z czystego aurodium. A skoro, jak pokazała nam już ostatnia dekada, każde pojawienie się na wielkim ekranie sunących przez przestrzeń napisów budzi ogromne zainteresowanie, myślę, że możemy liczyć na powracające fale gwiezdnowojennej gorączki.

Tam, gdzie żyją lwy

Gdy spojrzymy na linię czasu uniwersum „Gwiezdnych Wojen”, widzimy na niej mnóstwo białych plam. Prócz kilku gęsto wypełnionych wydarzeniami okresów, historia odległej galaktyki wciąż czeka na odkrycie i opisanie. Czy doczekamy kiedyś chwili, gdy twórcy Expanded Universe ciasno wypełnią swymi dziełami oś czasu od okresu pierwszych schizm, aż po lata, gdy Cade Skywalker będzie kołysał na kolanach własne wnuki? Osobiście mam nadzieję, że nie. Spora część przyjemności płynącej z obcowania z, nie najwyższej przecież literackiej próby, dziełami spod znaku „Star Wars” płynie z odkrywania wciąż nowych to szczególików o przeszłości uniwersum. Przeszłości, która powinna jednak pozostać przesłonięta nimbem tajemnicy. W przeciwnym wypadku może się okazać, że straci cały urok.
Przyjrzyjmy się jeszcze temu, w jaki sposób rozwija się na przestrzeni lat historia odległej galaktyki. Często bywało tak, że dziewiczy jeszcze okres został jedynie wspomniany w książce czy komiksie opowiadających o znacznie późniejszych czasach. Tak, z krótkiej wzmianki w książkowej adaptacji „Mrocznego widma”, narodziła się zguba Sithów, Darth Bane. Innym razem twórcy po prostu umieścili swoje dzieło w nieeksplorowanej dotąd erze, by pokazać zupełnie nowe spojrzenie na świat. Tak w latach dziewięćdziesiątych pojawiła się komiksowa seria „Opowieści Jedi”.
Tak, czy inaczej, wokół tego zalążka zaczynają pojawiają się nowe dzieła, rozwijające wątki rozpoczęte w swoim „przodku”. Do nich z kolei nawiązują kolejne opowieści, dostarczając nam coraz to nowych informacji o danym okresie. Całość procesu przypomina nieco rozrastanie się rafy koralowej, gdzie nowe organizmy wyrastają na ciałach swoich poprzedników. Można przypuszczać, że proceder ten będzie trwał, rzucając światło na coraz to nowe fragmenty historii. Być może zdanie w książce, czy krótka kwestia w komiksie, na które dziś nie zwracamy nawet uwagi, w przyszłości stanie się zalążkiem całkiem nowej serii, którą fani będą się ekscytować przez lata.

Retconując retcony

Jeżeli jednak wciąż powstawać będą kolejne dzieła spod znaku „Star Wars”, czy historia odległej galaktyki nie stanie się zbyt obszerna do choćby ogólnego ogarnięcia przez jedną osobę? Już dziś kolejne wydania znanej i cenionej „Star Wars Timeline Gold” Nathana Butlera liczą przeszło tysiąc trzysta stron. Na konkursach wiedzowych prowadzonych na licznych konwentach usłyszeć można pytania wywołujące wyraz zdziwienia na twarzach najbardziej nawet zagorzałych fanów. Z czasem trzeba będzie się pogodzić z tym, że nie da się wiedzieć wszystkiego.
Gorzej jednak, kiedy problem ten napotykają na swej drodze (względnie zupełnie go lekceważą) sami twórcy Expanded Universe. Problem pogłębia jednocześnie stałe eksplorowanie tych samych, około filmowych okresów. Ile jeszcze zobaczymy wersji zdobycia planów pierwszej Gwiazdy Śmierci, czy zawiązania Sojuszu Rebeliantów? W ilu jeszcze kluczowych wydarzeniach wojen klonów weźmie udział duet Kenobi & Skywalker? Jeżeli już teraz muszą powstawać książki będące w istocie jednym wielkim retconem, to przyszłość nie rysuje się w zbyt wesołych barwach.
Z drugiej strony, oznacza to więcej okazji do tego krótkiego uśmiechu, który ciśnie się na wargi, gdy widzimy w książce przemyślnie ukryte nawiązanie do starszych pozycji. To skierowane do nas mrugnięcie okiem od autora, gdy w „Zdradzie” Leia stwierdza, że Han strzelił pierwszy. To uczucie zadowolenia, gdy stary fan może unieść wzrok znad lektury, pogładzić się po siwej brodzie i rzec: „Pamiętam, jakby to było wczoraj…”.

Podążać odważnie tam, gdzie nikt jeszcze nie dotarł

Przyszłość skrywa wiele sekretów. Niektóre zapewne wprawią nas w zachwyt, inne przerażą. Prawda jest taka, że ile czasu nie poświęcilibyśmy na analizowanie możliwych scenariuszy, i tak zostaniemy zaskoczeni. Spytajcie ekonomistów. Pozostaje żywić nadzieję i cieszyć się swoim ulubionym hobby. Czego zarówno wam, jak i sobie życzę.

OCENY UŻYTKOWNIKÓW:
Aby wystawić ocenę musisz się zalogować
Wszystkie oceny
Średnia: 8,00
Liczba: 1

Użytkownik Ocena Data
Sith Acolyte 8 2011-02-22 20:51:53


TAGI: Publicystyka (79) spekulacje (7)

KOMENTARZE (0)

ABY DODAWAĆ KOMENTARZE MUSISZ SIĘ ZALOGOWAĆ:

  REJESTRACJA RESET HASŁA
Loading..