Mówi się, że każdy żeglarz ma dwie żony. Jedna czeka na niego na suchym lądzie. Kochająca, cierpliwa, wyrozumiała, czasem nawet wierna. Druga to kapryśny, niespokojny żywioł. Magnetyczne morze. Do niego żeglarz uparcie wraca, niekiedy zostaje z nim na wieki...
Sith nie potrzebuje kochanki innej niż Ciemna Strona Mocy. Niebezpieczny to flirt, można by rzec- zabójczy. Pokrętny związek, złożona emocja dwojga sobie najbliższych. Bowiem Ciemna Strona wabi... Ciemna Strona kręci biodrami i kusi...
To leży w jej naturze. Robi to dlatego, że jest mroczna. Jeśli pójść dalej w porównania do kobiety, CSM jest sexy. Przyciąga do siebie fanów na całym okrągłym świecie. Jest panią dusz i umysłów tysięcy ludzi. Bo są na Ziemi istoty, którzy do życia, jak powietrza potrzebują zua. W gatunku homo sapiens tkwi nieprzemijająca fascynacja zuem. Jest ono częścią naszego jestestwa. I właściwie już sam ten fakt wyjaśnia czemu chcemy stać się spadkobiercami Lorda Dartha Vadera, Exara Kuna i całej rzeszy wyznawców CSM. Wszak anihilacje całych planet, uśmiercanie wysokich oficerów gwiezdnych flot to nie są rzeczy, na które możemy sobie pozwolić w tak zwanym realnym życiu.
Cóż więc ma zrobić szary fan SW, spędzający dnie przed komputerem w jakimś wielkomiejskim biurze? Wystarczy, że poświęci godzinę lub dwie dziennie, by przedzierzgnąć się w Lorda Sithów lub też innego użytkownika Ciemnej Strony i ulży w ten sposób genetycznym skłonnościom.
Zło jest w każdym z nas. Większość ludzi nie kontroluje go, a ono wyziera z nich w sposób niekontrolowany i ze szkodą dla bliźnich. Zatruwają życie sobie i innym, bo nie umieją sobie poradzić z tym, co ich wypełnia od wewnątrz. Od czasu do czasu „pękają” i zło ulatuje z nich jak powietrze z dętki.
Dlaczego jednak nie zorganizować wentylu bezpieczeństwa? Dlaczego nie oddać się Ciemnej Stronie, przynajmniej wirtualnie?
Część fanów „Gwiezdnych wojen” czyni w sieci to, co nakazuje im natura naszego gatunku. Zaspokajają swą żadzę destrukcji, obwołując się następcami Jego Imperialnej Wysokości Imperatora Palpatine’a. Zło czynią w Internecie, ale robią to raczej wirtualnie, w jedwabnym kapturze i z mieczem świetlnym w ręku.
Skoro zgadzamy się co do tego, że każdy potrzebuje wentylu bezpieczeństwa, zaryzykujmy kolejną tezę.
Fan „Gwiezdnych wojen”, który mus postępowania niewłaścwie zaspokaja w Internecie, jest zdrowszy psychicznie. W porównaniu do kogoś, kto nie odkrył leczniczych właściwości CSM, fan jest kimś, kto cechuje się niezywkłym spokojem i pewnością siebie. Nic nie zżera go od środka, tak jak przeciętnego Ziemianina.
Prywatnie? Fani SW są troskliwymi matkami i ojcami. Kochającymi dziećmi. Wspaniałymi małżonkami. Służbowo? Są doceniani w pracy. Osiągają kierownicze stanowiska. Rządzą krajem i światem.
No dobra, bez przesady ;) Musicie jednak przyznać, że wolelibyście żyć w Polsce rządzonej przez fana Sagi. A to wszystko dzięki Ciemnej Stronie!
Więc jeśli ktoś kiedyś powie: „Sithowie to krwiożercze, egoistyczne bestie!”, odpowiedz mu: „Nieprawda. To fajni goście.”