Tytuł oryginału: Star Wars Tales #17: Planet of the Dead Scenariusz: Steve Niles Rysunki: Davidé Fabbri Tusz: Christian Dalla Vecchia Litery: Steve Dutro Kolory: Sno Cone Tłumaczenie: Jarosław Grzędowicz Wydanie PL: Egmont 2009 w SWK 11/2009 Wydanie USA: Dark Horse 2003 w Star Wars Tales 17, oraz jako osobny komiks w 2009 |
Recenzja Lorda Sidiousa
Zombie kontratakują w Gwiezdnych Wojnach. Po raz kolejny i chyba jedyne, co usprawiedliwia obecność tej historyjki w Star Wars Komiks to bliskość Halloween oraz premiery „Szturmowców śmierci”, gdzie główne skrzypce będą grać właśnie zombie.
Choć może zombie to za dużo powiedziane, autorzy trochę pomieszali je z duchami, ale czy to ważne? Punkt wyjścia dla twórców jest taki: damy elementy horroru, a inni niech się cieszą. Stąd trudno nie porównywać tej historyjki z „No Way Out” czy „City of the Dead”. I muszę niestety dodać, że niewiele nad te historyjki wyrasta, prezentując w gruncie rzeczy podobny poziom wykorzystania tematu. Jasne, mamy tu pewne klasyczne triki - jak choćby wymarłe miasto, gdzie czujniki nie wykrywają oznak życia. Tylko, że sami autorzy o tym zapominają parę stron dalej, owszem można sobie coś dopowiedzieć. Podobnież jest z samymi zombie, które są nimi dokładnie na początku historyjki, a pod koniec okazują się duchami. Może nie wyszło obrazowanie przemiany, bądź przedstawienie kim oni są, a może twórcy zapomnieli o czym pisali. Porównując to jeszcze z wspomnianymi wcześniej historiami, chyba najbardziej bije w oczy to, że autor nawet nie stara się wytłumaczyć z kim, lub czym mamy do czynienia. Dostajemy tylko zdawkowe informację o rozbiciu okrętu i że w Mocy wszystko jest możliwe. Przypomina mi to, często napiętnowane przez redaktorów podejście niektórych młodych autorów, tłumaczących każdą nielogiczność tym, że skoro to fantastyka, to wszystko jest możliwe. Myślę, że warto było poświęcić trochę czasu nad tą kwestią, bo gdy nawet serum reanimacyjne doktora Evazana wygląda prawdopodobniej, to nie ma czym się szczycić. Wszelkie zombie i podobne stwory w Gwiezdnych Wojnach istnieją, ale są to albo plagi, wirusy (choćby Rakghoule), albo już efekt działania użytkowników Ciemnej Strony Mocy. Szczerze, mnie się to podoba, tworzenie anomalii jest moim zdaniem niepotrzebne, ani z punktu widzenia wszechświata, ani dla tej konkretnej opowieści.
A już chyba największym błędem jest użycie Hana i Chewiego. W efekcie mamy historyjkę, która ani nie jest straszna, ani specjalnie zabawna. Kilka żartów, nic więcej. I mnóstwo irytacji, bo co chwilę pojawia się coś, co aż się prosi o rozwiniecie. Pal licho samą planetę, pal licho te skarby Hana, ale kwestia zombie-duchów, ich stworzenia i pokonania to w moim odczuciu kpina. Wygląda jakby zbytnio zakombinowano, ale zapomniano tego wyjaśnić.
Rysunki na standardowym poziomie Talesów, zjadliwe, a napewno nie tak irytujące jak cała historyjka.
Dla mnie to opowieść z psuedo-zombie, która miała być w zamyśle autora fajna, bo właśnie są zombie. Osobiście wątpię, czy to wystarcza. Mnie z pewnością nie. Szkoda czasu, niestety.
Ocena końcowa
|
Ogólna ocena: 4/10 Klimat: 3/10 Rozmowy: 4/10 Rysunki: 5/10 Kolory: 5/10 Opis świata SW: 2/10 |
OCENY UŻYTKOWNIKÓW:
Aby wystawić ocenę musisz się zalogować Wszystkie oceny Średnia: 5,05 Liczba: 21 |
|
Mirael2010-01-20 20:22:38
Nie zawiera większego sensu... 3/10
Vos2009-11-28 23:54:50
Eee... szczerze mówiąc, ja ten komiks potraktowałem trochę z przymrużeniem oka.
Specyficzna, taki wątek nie pasuje mi w SWK. 5/10
Vergesso2009-11-24 13:35:17
Dziwna historia ze słabymi rysunkami. Jakoś dziwi mnie nieznana planeta. No i nie wyjaśniono, jak te trupy ożyły. 6/10
Bhat Jul2009-11-19 17:02:57
całkiem całkiem 9\10
Hego Damask2009-11-19 09:31:36
nawet fajny.