Recenzja Nestora
53 numer serii Marvel Comics Star Wars to kolejny koszmar, w dodatku czeka na swoją kontynuację. Niestety tak to już w Marvelach jest, że nie zawsze można uraczyć się dobrym gwiezdnowojennym klimatem. „Last Gift From Alderaan” jest niestety następnym komiksem, który ze Star Wars ma tylko wspólnych bohaterów.
Okładka nie wróżyła jeszcze nic złego. Transportowa odmiana TIE zwisa nad pałacem, a szturmowcy imperialni wspinają się z pojmanymi jeńcami. Scena nawet ciekawa, ale można mieć jedno zastrzeżenie. Otóż szturmowiec, który trzyma Leię jest nienaturalnie duży. Księżniczka przy nim jest po prostu kruszyną, a jego hełm jest wielki. Na szczęście w komiksie jest wytłumaczone, że to nie tradycyjni szturmowcy, ogromni szturmowcy. Tajemnica nie została do końca odkryta, trzeba poczekać na kolejny numer.
Początek komiksu jest całkiem sympatyczny, Leia poszukuje planety, na której Rebelianci mogli by założyć swoją bazę. Niestety jej statek ulega awarii i z całej załogi okręty przeżywa tylko Księżniczka. Jej kapsuła ratunkowa ląduje na jedynej zdatnej do zasiedlenia planety systemu Shiva – gdzieś na obrzeżach znanych nam krańców Galaktyki. Na powierzchni czeka ją niemiła niespodzianka. Otóż zostaje zaatakowana prze człekokształtnych barbarzyńców. Z odsieczą przybywa jej królewski odział księcia Arona. Od tego momentu zaczyna się prawdziwa kaszana. Zaczynając od samych walk między postaciami, a kończąc na czymś co przypomina fabułę. Czytając komiks można mieć wrażenie, że nie mam on żadnej fabuły. Wspomina się tylko o antymaterii, która była przyczyną zniszczenia statku Leii oraz jednego z miast na planecie. Poza tym nasza mała Księżniczka wspomina swoje iście królewskie życie oraz związane z nim przyjemności. Do tego dochodzi przykry koniec tego epizodu w jej życiu, który totalnie ją rozstraja i z wielkiej bojowniczki o wolność obywateli Galaktyki zmienia się w niedojrzałą smarkulę. W jej konflikt wewnętrzny wmieszani są stopniowo dostojnicy dworu Arona, jak i sam władca. Na koniec mamy efektywne lądowanie ogromnych szturmowców. Taki trochę misz-masz bez fajerwerków. Komiks się niesamowicie wlecze i jej do przesady przegadany. Nie pozostawia wolnego miejsca na rozmyślania czytelnika. Widać, że scenarzysta bardzo chciał, żeby każdy podążał jego tokiem rozumowania dokładnie. Przez to wszystko komiks prezentuje się fatalnie i dołącza do grona jednego z najgorszych w serii.
Jedyną rzeczą jaka ciągnie 53. numer w dobrą stronę są rysunki. Choć te też nie zawsze dobrze wychodzą. Widać, że nikt się do pracy nad tym komiksem nie przykładał, co jest oczywiście smutne, bo można było wyciągnąć z niego nieco Mocy. Oby kontynuacja losów Leii była ciekawsza...
Ocena końcowa
|
Ogólna ocena: 1/10 Klimat: 1/10 Rozmowy: 1/10 Opis świata SW: 1/10 Opis walk: 4/10 Rysunki: 4/10 Kolory: 3/10 |
SW-Yogurt2018-12-26 13:28:26
Zaczęło się źle. Na (nie)szczęście później było jeszcze gorzej! ~XD
Bolek2012-12-23 13:26:51
Jak można było wymyślić coś takiego po świetnym "Tarkinie"? : /