Recenzja Lorda Sidiousa
Jakby na potwierdzenie tego, co pisałem przy TESB, parzysty epizod - ROTJ znów jest dużym spadkiem w stosunku do poprzedniego fotokomiksu. Co prawda nie spadł do poziomu ANH, ale nie wiem czy to wielkie pocieszenie.
W oczy rzucają się przede wszystkim dwie rzeczy. Po pierwsze kolory w trakcie wybuchów, co prawda tym razem nie są wściekło różowe, acz mamy jasny odcień niebieskiego, ale podobny niesmak pozostaje. Jednak znów największą bolączką jest wybór scen, ich długość i fragmentaryczność. Najdziwniej to wygląda podczas szturmowania bunkra na Endorze, gdzie Han wlatuje do środka i wylatuje a zaraz następuje wybuch. Ta skrótowość jest czasem zbyt wielka, z drugiej strony ewidentnie brakuje pomysłu na to, co na prawdę można wyciąć, by skrócić akcję, mniej ją komplikować. To bynajmniej udało się zrobić w ROTJ, więc czemu nie sięgnięto po sprawdzony scenariusz nie wiem. Problem tkwi nie w tym, że wszystko jest zrobione skrótowa, ale że brakuje konwencji i pomysłu na cięcia. W TESB ten pomysł był, wycięto dużo rzeczy z Dagobah, bo źle wygląda w książeczce dla dzieci. Tu wiadomo, Ewoków się nie wytnie z innymi scenami też jest problem, więc nie wiadomo z czego można zrezygnować. I efekty widać... niestety.
Na osłodę jak zwykle dołożono bonusowe strony tym razem przedstawiające nam okręty z filmu.
I znów na koniec wypada sobie porównać to dzieło z Powrótem Jedi - opowieścią filmową wydaną u nas przez Egmont. Tym razem wersja książeczkowa była minimalnie lepsza od komiksowej, głównie dlatego, że tam wycinano z głową, a tam gdzie nie wiedziano co wyciąć, wrzucano więcej tekstu. Tu twórcy takiego luksusu nie mieli.
Ocena końcowa
|
Ogólna ocena: 4/10 Klimat: 3/10 Jakość zdjęć: 5/10 |
OCENY UŻYTKOWNIKÓW:
Aby wystawić ocenę musisz się zalogować Wszystkie oceny Średnia: 2,50 Liczba: 2 |
|