Gwiezdnych Wojen we Wrocławiu
16 Lutego 2008 r.
autorzy: Urthona & Taraissu & Rajourney
***
Kochany pamiętniczku!
Na miejscu spotkania zjawiłem się jako pierwszy. W chwilę później dołączył Rajourney, fan z Bydgoszczy, i razem wstąpiliśmy do Empiku poszukać ksiązki "Dziedzictwo Mocy III: Nawałnica". Ponieważ tam jej nie było, skierowaliśmy się do pobliskiej księgarni w bibliotece. Rajourney wyszedł z niej z powieścią, w związku z czym mogliśmy się udać pod Empik i oczekiwać na następnych fanów. Wkrótce się zjawili i poszliśmy się do "Zielonej Latarni". Rozpoczął się program. Na początku porozmawialiśmy wstępnie o projekcie koszulek. Jako że skończyły mi się baterie do aparatu wyszedłem do kiosku po nowe. Kiedy wróciłem, okazało się, że doszli kolejni fani. Rozmowa dotyczyła zbliżających się Dni Fantastyki we Wrocławiu. Za chwil kilka zjawił się Ulv, który wraz ze swoim kolegą o ksywce Shockvawe wygłosili wstęp do przygotowanej prelekcji, a która dotyczyła zabawek z SW. Po nim nastąpiły luźne dyskusje, a następnie obaj koledzy przystąpili do właściwej części swojej bardzo ekspresywnej (bardzo!) prelekcji. Wielkie zainteresowanie zgromadzonych wywołały duże modele "Sokoła Millenium" i "TIE Fightera", oraz figurki postaci. Prelegentów nagrodzono brawami, po czym nastąpiła dyskusja o komiksowej serii "Legacy", a następnie serialu "The Clone Wars". Ki Adi, który przyszedł chwilę potem pochwalił się podwójnym mieczem świetlnym oraz jednym pojedynczym i to spowodowało szał głównie młodszej części fanów. Zielone i czerwone błyski rozświetlały wnętrze pubu :D
Kilka osób wyszło na obiad, a kiedy wrócili, omówiliśmy wyjazd na Pyrkon do Poznania, po czym udałem się do domu.
***
Dnia 16.02 roku żółwia w skorupie z porcelitu i pomponem czyli 2008, odbył się kolejny zlot fanów filmu „IniemaMOCni” pod zieloną latarnią gdyż tam jak wiadomo bywa najciemniej. Wśród atrakcji fani Transformers opowiedzieli „Toy Story” a całe spotkanie zakończyło się zepsuciem ekspresu do kawy i roztrzaskaniem jarzeniówek oraz zagubieniem Godzilli, która to jak gdyby nigdy nic wróciła z wojaży po Grodzie nad Odrą i przycupnęła na skraju pobojowiska…
…na szczęście to wydarzyło się w innej części lokalu. W tym samym czasie w świecie równoległym odbyło się kolejne spotkanie Wrocławskich Fanów Gwiezdnych Wojen i gości. Nie było to spotkanie przełomowe, bo to nie poznańskie spotkanie, choć gościliśmy 1,5 poznaniaka (dla niewtajemniczonych: Urthona to tylko w połowie poznaniak, gdyż drugie pół należy do Wrocławia), ale należy je zaliczyć do udanych i dość specyficznych, gdyż zdominowane zostało przez Miniaturkowców. Poza tym wśród gości znalazł się delegat z Legendarnej Bydgoszczy (pozdrowienia dla Rajourneya), Godzilla w cywilnym przebraniu Otasa oraz JORUUS, który na szczęście uprowadził największych zadymiarzy po tej stronie Odry.
Na spotkaniu poruszono kilka ważnych kwestii i kilka nieważnych z przewagą tych ostatnich. Poza ustaleniem szczegółów projektu „Koszulka” oraz projektu „Podsumowanie serii X-Wing” zapoznaliśmy się z zasadami Castingu odbywającego się pod patronatem Wrocławskiego Fanklubu Gwiezdnych Wojen, składającego się z dwóch członków. Wspomniani Lord Sidious i Rusis z największą przyjemnością i tryskając entuzjazmem zaprezentowali konkretne kryteria przyjmowania zgłoszeń do programu Dni Fantastyki 2008. Z ustaleń wynikło, iż wprawdzie sami organizatorzy nie wiedzą, co i jak, ale chętnie się dowiedzą. W tym celu poprosili o nadsyłanie swych kandydatur na prelegentów – wśród wymaganych dokumentów należy dołączyć własne portfolio przygotowane w Power Poincie (minimum cztery zdjęcia, jedno z profilu, jedno w stroju Batmana i odcisk lewej stopy). Po gruntownej dezinformacji wyszli szybciej niż weszli (udając się na Lordiadę – przyp. Łedż), żegnani chichotami Ewoków biegających pod stołem. Na szczęście pozostałym uczestnikom udało się dojść do porozumienia w sprawie DF, więc może jednak nie wszystko stracone…
W dalszej części spotkania Ulv i Shockwave zaprezentowali dynamiczną prelekcję wspomaganą MOCą o zabawkach SW. W między czasie podyskutowaliśmy o nowych pozycjach komiksowych oraz książkowych, oślepiani raz po raz fleszami holoprasy, a potem poświatą z mieczy świetlnych przyniesionych przez Mando-Mistrza (czyli M&M’sa – przypis Łedż) Ki-Adiego i jego Padawankę Agatę. Niestety lub stety, z braku czasu, nie udało się zorganizować drużynowej zabawy w planety-miasta (należącej do czołowych osiągnięć poprzedniego kierownictwa – przyp. Nowe Kierownictwo, z dużej litery naturalnie), ponieważ same dyskusje na temat Star Wars i nie tylko, bo także na temat gier oraz lotnictwa (MTFBWY, marynarzu Harpoon) trwały do 19.30 i o tej godzinie większość padała ze zmęczenia, wliczając w to baterie w FX’ach. Na ten sygnał uczestnicy Rebeliady zaczęli rozchodzić się do domu, a organizatorzy odwieźli zacnych gości na dworzec (po drodze mijając trzech członków konkurencyjnej Lordiady – przyp. Łedż) i dopilnowali, żeby poznańsko-bydgoskie towarzystwo przypadkiem nie wypadło z pociągu.
Lokal „Pod Zieloną Latarnią” jak na razie nie złożył zażaleń, więc wszystko jest na dobrej drodze, aby na jakiś czas zaanektować jedną z sal na siedzibę wrocławskiej kantyny. Koniec transmisji.
***
wszystko okiem Rajourney’a(1) czyli członka LBFSW
podczas misji bojowej w swoim Viperze
Niezależnie jaki mamy rok, niezależnie do jakiego miasta w Polsce zajrzymy każde sobotnie wyjście na miasto dla w miarę normalnego obywatela stanowi prawdziwą próbę charakteru. Ulice i place większych rodzimych grodów (Warszawa, Bydgoszcz, Poznań, Wrocław czy Gorzów) zostają zazwyczaj wzięte w posiadanie przez gromady dziwaków rojących się niewiadomo skąd i w jakim celu… Może gryzą? Może potrafią dać w zęby? Fraza „może” przewija się nieustannie. Matki zaś chowają swe córki i dziatki po piwnicach obawiając się, iż osobliwe stwory porwą je znikając w ciemnych i mrocznych czeluściach pubów, barów i (o zgrozo) domów kultury…
Czemu akurat sobota? Nie wiem… Podejrzewam jednak związki z brakiem świeżego powietrza, ślęczeniem przed komputerem i poszukiwaniem ugody między brakiem dziewczyny, maratonem KOTOR’a dwójki a narzekaniem rodziców zaniepokojonych tym, że ich przecudnej urody syn czy córka nie ma żadnych przyjaciół, a weekendy spędza w sieci.
Przeciętny obywatel nie wie, że strach ma drugą twarz, że któraś pierwsza, druga czy trzecia sobota każdego miesiąca oznacza nawrót koszmaru dla tej zdołowanej życiem grupy ludzi. Niestety trzeba wyjść z domów i powalczyć przez kilka godzin ze światem pełnym niebezpieczeństw. Taka groza dotknęła grupę fanów Star Wars w ostatnie sobotnie przedpołudnie. Nadszedł czas kolejnej Imperiady. Właściciele restauracji i pubów na rynku na wieści o zbliżających się barbarzyńcach z różnych części kraju zabili okna, drzwi i wystawy dechami, a sami udali się na narty w wysokie Alpy, zabierając po drodze Malaka…
W poprzednią sobotę czyli 16-go bm. zakończyłem swój fandomowy trip. Po rdzennym spotkaniu w Bydgoszczy i wizycie w Poznaniu szczęśliwy zbieg okoliczności szkoleniowych pozwolił mi zabawić na kolejnej Imperiadzie we Wrocławiu. Drugiej z kolei kreowanej przez nową, acz znana mi ekipę… Program znałem pobieżnie. Godzina zbiórki wbiła mi się natomiast dość mocno w pustostan zwany głową…
Karnie, aczkolwiek przypadkowo po godzinnej tułaczce po miejscowym rynku, stawiłem się na miejscu zbiórki, a przyciągnął mnie tam widok małego wzrostem, lecz wielkiego duchem Zabraka zwanego Urthoną. Zaciekawił natomiast widok jakiejś zdechliny leżącej przed wejściem do leżącego po sąsiedzku lokalu. Zaciekawił, ale jako żem facet w sile wieku w żaden sposób nie zmusił do zaspokojenia tej potrzeby poprzez zadanie niezbędnych pytań. Nie godzi się bowiem chwalić swą niewiedzą zatem udawałem, że wiem kto zacz i po co tam zdechł…
Z czasem (jak to na miejscu zbornym) zebrało się jeszcze kilku nerdów czy geeków a jako, że zimno przenikliwe dotykało moich trzewi, a kalesonków nie noszę, z radością przyjąłem wybicie zegara „punkt południe” i nakierowanie na pub o wdzięczniej nazwie „Pod Zieloną latarnią”…Chyba dobrze zapamiętałem? (Tak, dobrze – przyp. Łedż).
Większość lokalnych klubów ma permanentne problemy z miejscem spotkania. Wrocław również. Po tej Imperiadzie można jednak liczyć, iż dylemat został rozwiązany. Sam lokal obszerny, cichy (!!!) z przemiłą obsługą (notabene – po awarii ekspresu do kawy urocza Barmanka własnymi zębami zmieliła mi kawę – stąd jej „smak”). Z drugiej strony mający jednak swoje minusy – zbyt mroczny (ku Twojej pamięci, Ricku McCallumie – przyp. Łedż) w swej ciemnocie i za długi w swym kształcie…Ważne jednak jest to, że nie sprawdzano w nim dowodów popełnienie pełnoletniości i młodsza, lecz bardzo rozgadana część fandomu bawiła się bez obaw…
Wielu tubylczych fanów poznałem podczas przeróżnej maści imprez, konwentów, spotkań etc. Pierwszy raz jednak miałem okazję obserwować te zwierzęta w ich naturalnym środowisku czyli regularnej Imperiadzie (bez tortu, konkursu wiedzy czy dyskoteki). Obserwacja wypadła znośnie z tendencją do dobrze nad wyraz…
Jak wspomniałem wcześniej Imperiadami zajmuje się nowa ekipa… Na pewno zbiera jeszcze doświadczenie, ale przyznam, że ma niezbędny entuzjazm i pomysł na zabawę. Zapowiadany w newsach program został zrealizowany w 80%... Zaakceptowano projekt i cenę koszulek. Omówiono specyfikę przygotowań do wyjazdów na Pyrkon i urodziny LBFSW… (co ciekawe, acz nie dziwi – chętni do wyjazdu są wszyscy – młodzi, starzy, płodni i bez…). Zgrzytem w mojej opinii była natomiast rozmowa dotycząca „Dni Fantastyki” o czym poinformowałem Wedge’a i spółkę. Ale to problem do wyjaśnienia lub sprawa do wygrania. Szczególne pokłony składam natomiast w kierunku Ulva i Shockwave’a. Ich (no, prelekcją tego nie nazwę) pełne pasji, skwapliwości i szczególnie barwne językowo opowieści o pamperkach ożywiły publiczność i na pewno nastroiły pozytywnie na resztę weekendu. A że Ulv dał jeszcze niektórym potrzymać… Sama radość… Odpadło natomiast pogrywanie w mutację gry „Państwa-miasta” nazwanej chyba „Planety-miasta”. Odpadło z powodu przedłużającej się i ciekawej dyskusji na wszelkie starwarsowe tematy… Pojawił się także Ki-Adi z niespodzianką. Zabawa spowodowała, iż niespodzianki szybko mu jednak zgasły…Znaczy wyczerpały się bateryjki w dwóch FX’ach – Maula i Yody…
Gwoli ścisłości dodam, iż nie byłem jedynym gościem LII Imperiady…Z Bielska i do tego Białej zawitał Otas, a honoru grodu z trykającymi kozłami bronił Harpoon…
Uprzednio nadmieniłem o małym zgrzycie… Pragnę zatem wspomnieć o WIELKIM… Organizator nie uiścił na moje konto opłaty za konsultacje w kwocie 500 PLN!!! Pytam gdzie są te pieniądze i za co będziemy z Otasem pili następnym razem? No nic – to też sprawa do wyjaśnienia, jeśli w końcu doczekam się gwarantowanego czeku :-)
Wyczerpanie bateryjek okazało się także momentem, w którym ulotniła się energia życiowa fanów. Imperiada powoli, ale sukcesywnie przygasała… Pozostawały niedobitki prowadzące spektakularne rozmowy. Przyznam, że z uwagą wysłuchałem opinii tak starszej jak i młodszej partii lokalnego fandomu. Widać w tej grupie zapał i chęci.
Podsumowując całość przyznam, że było to jedno z bardziej zajmujących spotkań jakie obserwowałem. Wedge, Issu, Ulv, Misiek (nieobecny/chory) i reszta mają pomysł na Imperiady. Jak utrzymają tempo i wiarę we własne możliwości to wygrają… Frak – chwalę… Niedobrze… Aby nie było za słodko – jedna uwaga. Wedge – jak ktoś Ci przeszkadza w prowadzeniu zabawy nie wahaj się podnieść głosu… ewentualnie wyzwij delikwenta od dziewczyny nawet jak takową przypomina – nie wiem czemu, ale to działa :-) (obiecuję zrobić, co w moim gardle – przyp. Łedż).
SO SAY WE ALL!!!
***
A na koniec lista obecności na Imperiadzie:
1) Urthona – miał aparat
2) Rajourney – miał koszulkę
3) Azerius – miał kaptur
4) Olorin – miał imperiadowy debiut
4) Sev – miał głoda na knyszę
5) Wedge – miał banan z porzeczką
6) Taraissu – miała brata
7) Otas – miał wyj***
8) Rav – NIE MIAŁ BERETU!!!
9) Wes – miał miniaturki
10) Appo – miał Mandalora
11) Luke Skywalker – miał drugi aparat
12) DarthKac – miał siostrę
13) Ulv + Transformersi w liczbie zacnej – mieli “Sokoła”
14) Maquis Scorpio – miał brodę
15) Shockwave – miał Jabbę
16) Harpoon – miał Uśmiech nr. 6
17) Ki Adi – miał FX’a
18) Agata – też miała FX’a
19) Lara Notsil - miała kolegę
Fakultatywna lista obecności na Lordiadzie:
1) Lord Sidious – miał płaszcz
2) Rusis – miał płaszcz
3) JORUUS – on nie nosi płaszczy…
A poniżej jak zwykle kompromitujące i obleśne zdjęcia (resztę znajdziecie tutaj oraz tutaj):
Oto radosne lutowe słoneczko oświetliło pierwszych przybyłych – zakapturzonego o. Azeriusa i św. Olorina, z giermkiem po lewej w postaci Rajourneya
Jaśniejący blask zwabił krążące w pobliżu sępy – Wedge’a i Otasa…
…do których za chwilę dołączył Klan Trzech Braci (w składzie od prawej: Appo, Wes i Rav)
W knajpie zastaliśmy czekającego na nas Mandalora Ultimate’a…
…trzeba więc było wezwać Ulva, który rozwalił go za pomocą fragmentów myśliwca TIE i kierowanego przez Shockwave'a “Sokoła Millennium”
Zachęcany przez pół Wedge’a Sev prędko pospieszył z pomocą w naprawionym TIE…
…jednak Olorin, Maquis Scorpio i schowany za piwem Azerius przechwycili go przeprowadzając wiwisekcję
Wtedy do akcji wkroczyli Agata oraz Ki Adi, wprawiając przycupniętego pod ścianą Shockwave’a w błogi nastrój…
…a gdy już zaczęli młócić mieczami, aparat nie mógł za nimi nadążyć
Jedną z ofiar tej rzezi był nie kto inny, a główny prowadzący Wedge…
…drugim zaś był mylony z Pilsnerem JORUUS, który jednak był na tyle krótko, że nikt go nie zauważył
Po skończonej walce zwycięski Shockwave wychylił zasłużoną %Moc%...
…zaś Taraissu i Wedge zawiązali Kościół Obi-Wana Kenobiego, dzięki czemu mieliśmy ich z głowy na jakiś czas
Tymczasem nieprzejmujący się tym Otas po kryjomu dokarmiał bardzo wygłodniałego Ulva…
…za co Rajourney podziękował mu w stylu Star Treka (Wedge też tak chciał, ale Ulv zdążył mu odgryźć palce)
W końcu przy życiu pozostali tylko Harpoon, Rajourney, Urthona i Taraissu…
…a także Wes i DarthKac, którzy omówili szczegóły przejęcia władzy nad Imperiadami za 10 lat
Ho ho ho!
Oficjalny temat na forum
(1) Co oznacza, że wszystko co napisałem jest prawdą i tylko prawdą, a z moimi opiniami i obserwacjami należy się zgadzać…