Recenzja Nestora
„Star Duel!”, czyli ostatni numer miniserii Marvel Comic Star Wars poświęcony zmaganiu Hana Solo z kapitanem Crimson Jackiem, rozpoczyna się od pirackiego ataku na zwodowanego Sokoła Millennium. Kończy wątek utraty nagrody Hana za pomoc Rebeliantom w walce z Gwiazdą Śmierci.
Okładka iście fenomenalna. Widzimy na niej prawdziwy gwiezdny pojedynek. Tym bardziej, że w takiej formie nie był on przedstawiony w żadnym innym komiksie. Han Solo i Crimson Jack, ubrani w maski tlenowe, strzelają do siebie z blasterów. W tle imperialny krążownik i pomoc dla pirata, w postaci czterech uzbrojonych piratów. Wszyscy dryfują w pustce kosmosu. Han otrzymuje trafienie od Jacka. Jedna rzecz w tej okładce mnie boli. Wszystkie znajdujący się na niej osoby nie mają kombinezonów próżniowych. O ile powietrze chcące wydostać się z ludzkich płuc nie zabija dzięki uszczelnieniu, to -200 stopni w skali Celsjusza już tak. Mimo tego ogromnego mrozu wszyscy są ubrani w zwykły sposób, zupełnie jakby chodzili po pokładach okrętów.
Piracki statek odzyskuje funkcjonalność dzięki wyłączeniu zagłuszacza sonicznego. Crimson Jack od razu wysyła do boju myśliwce, które mają zniszczyć zuchwałego Hana Solo. Zadania podejmuje się Jolli, która siada za sterami Y-Winga. Dochodzi do starcia w przestrzeni miedzy Sokołem, a statkiem Crimson Jacka. Kiedy na polu bitwy powstaje pat, kapitan Solo wysuwa niecodzienną propozycję wymiany. Ta właśnie wymiana jest punktem kulminacyjnym komiksu. Świetnie przedstawiona, ze zwrotami akcji. W końcu Archie Godwin wspiął się na wyżyny swoich umiejętności. Komiks czyta się bardzo przyjemnie, a końcowy pojedynek kapitanów daje wiele satysfakcji. Postacią numeru staje się Jolli, której chęć dezintegrowania wszystkiego nie jest spowodowana wewnętrzną złością, lecz niedocenianiem. Osobiście bardzo lubię, kiedy postacie drugoplanowe odgrywają istotną rolę w toczonej akcji. Zakończeniowy pocałunek nadaje pewien sentyment fabule i może nawet wzruszyć.
Styl rysowania niezmienny. Ciągle te same powtarzające się błędy. Lecz przy takiej wartkiej akcji możemy je wybaczyć autorom. Tylko Han Solo bardziej przypomina mi dowódcę dwudziestodziałowej brytyjskiej brygantyny niż kapitana kosmicznego frachtowca. Cała seria weszła w fazę pojedynków myśliwców, co dało okazję do popisu rysowników. Ten był całkiem dobrze przedstawiony. Dzięki zamieszczeniu kilku szczegółów czytelnik dobrze orientuje się w przebiegu bitwy. Rysowanie kosmosu i statków lepiej wychodzi Infantino i Austinowi, niż planet i zamieszkujących ich istot, przez co można zobaczyć ich talenty w pełnej okazałości. Zdecydowanie jest to obecnie najlepszy zeszyt serii.
Ocena końcowa
|
Ogólna ocena: 6/10 Klimat: 10/10 Rozmowy: 4/10 Rysunki: 5/10 Kolory: 4/10 Opis walk: 6/10 Opis świata SW: 4/10 |
OCENY UŻYTKOWNIKÓW:
Aby wystawić ocenę musisz się zalogować Wszystkie oceny Średnia: 6,00 Liczba: 5 |
|
SW-Yogurt2018-11-22 20:30:16
Zarąbiste. ~XD I już 40 lat temu istniało wytłumaczenie lewitującej Leii. Żadna tam Moc - pole magnetyczne. Działało na Hana i Jacka w krótkich gatkach, to i na Księżniczkę powinno. Zwłaszcza, że była świadkiem.
Jolli w Berecie życie miała smutne, więc i całusa dostała pośmiertnie.
Skończyła się historia skarbu Hana, Karmazynowego Jacka, Jolli w Berecie, gubernatora Quarga i smoków. Że niby to były Gwiezdne Wojny dowodzi obecność Nieśmiertelnej Szóstki i Sokoła, którzy po przeżytych przygodach znaleźli się w punkcie wyjścia. A tak ZERO SW. Ale czyta się znośnie, ogląda gorzej, za to pośmiać się można na całego. ~:D
Burzol2014-05-17 23:12:05
Finał finałów epicki i z pojedynkiem w próżni. I jakże smutny finał dla Jolli.