Autor: Misiek i Strider
Na podstawie serialu "Clone Wars" Genndy'ego Tartakovsky'ego
Autorzy oryginalnych scenariuszy:
Bryan Andrews
Mark Andrews
Darrick Bachman
Paul Rudish
Genndy Tartakovsky
George Lucas
Redakcja i korekta: Wedge
Bastion Polskich Fanów Star Wars, Stopklatka i autorzy
nie czerpią żadnych dochodów z opublikowania poniższych treści.
Adaptacja jest wykonana przez fanów dla fanów.
O D C I N E K
13
Mace Windu stał po środku całej armii tych niszczycielskich maszyn, które przez ostatnie parę godzin w swym śmiertelnym przemarszu zrównały z ziemią całą okoliczną nizinę. Superdroidy bojowe Konfederacji, liczone w setkach, otoczyły Mistrza Jedi szczelnym kordonem, który z perspektywy małego Sylo zlewał się w wielką, metaliczną masę. Dziesiątki durastalowych ramion z podwójnymi działkami na nadgarstkach wycelowały w Windu, obiecując szybką śmierć. Wydawało się, że bez swej cudownej broni – miecza o błyszczącym purpurą ostrzu – Mace będzie bezradny i zginie, zamordowany przez te machiny zniszczenia.
Nic jednak bardziej mylnego.
Miał on bowiem najpotężniejszego sojusznika, jakiego można sobie wyobrazić.
Moc.
Szybkim jak strzał z bicza ruchem Mace Windu wyprostował ręce, omiatając nimi przestrzeń dookoła siebie. Towarzyszyła temu wezbrana fala Mocy, która tylko czekała, żeby znaleźć ujście. I Mistrz Jedi jej to umożliwił, odrzucając wszystkie droidy wokół na kilka metrów do tyłu. Telekinetyczna fala Mocy ciskała jedne maszyny na drugie, przewracając je niczym kości koreliańskiego domina. Mace zmrużył oczy, skupiając się na niszczycielskiej energii, którą wyzwolił. Ona zaś parła dalej, posyłając na ziemię kolejne dziesiątki superdroidów bojowych. Po kilku sekundach metaliczna masa wokół Mistrza Windu przerzedziła się, pozwalając mu na kolejne, zadziwiające manewry.
Jednak nie wszystkie droidy poznały na własnym, blaszanym ciele potęgę Mocy. Miejsce powalonych piechurów zastępowali bowiem kolejni, podchodzący do Mace’a w luźnym szyku, z wyciągniętymi blasterami przed sobą.
Mistrz Jedi wziął głęboki oddech, a każda komórka jego ciała wypełniła się esencją Mocy. Bez miecza nie mógł bezkarnie odbijać wymierzonych w niego czerwonych błyskawic, na szczęście jednak nie musiał. Był szybki i silny, a ponadto miał jeszcze jeden atut.
Był wynalazcą Vaapadu. Natomiast Vaapad opierał się na założeniach Formy Siódmej, do której należała także starożytna forma walki wręcz z planety Bunduki, znana jako Teräs Käsi, „Żelazne Dłonie”.
A mistrzowi Teräs Käsi niepotrzebny był miecz, by siać zniszczenie.
W jednej sekundzie ciemnoskóry Jedi stał się rozmazaną, brązową plamą, śmigającą po polu bitwy wśród zdezorientowanych droidów, które na próżno usiłowały go namierzyć. W stronę bezkształtnego widma sypały się setki blasterowych błyskawic, ale Mace był zbyt szybki; ponadto z łatwością wyszukiwał słabsze miejsca w siatce przecinających się strzałów, z których korzystał, by uniknąć trafienia. Szybciej, niż Paxi Sylo mógł to zauważyć, Windu doskoczył do jednego z droidów, by wspomaganym Mocą uderzeniem nadgarstków posłać go w kupę innych, nie spodziewających się niczego maszyn. Do innego dopadł się w czasie krótszym niż sekunda, jednocześnie odbijając jego dłoń i posyłając w korpus dwa mordercze ciosy twardymi jak durastal pięściami. Walczył w uniesieniu, nie zastanawiając się nad swoimi ruchami czy zamiarami. Otworzył się na radość z walki i dreszcz emocji, związany z brakiem miecza świetlnego w dłoniach. Jego ruchy były zadziwiająco płynne, oszałamiająco szybkie i zabójczo skuteczne. Machnięciem ręki Mistrz Jedi posłał kilka superdroidów bojowych kilkanaście metrów do tyłu, by za chwilę złapać inną maszynę za przegub i, wykręcając go, zmiażdżyć jej pancerz serią morderczych uderzeń Teräs Käsi. Maszyny napierały na niego, ale on parował każdy cios, wyprowadzając od razu śmiercionośną kontrę. Jeśli padał strzał, robił unik. Gdy jakiś droid na niego napierał, on chwytał go i celnym uderzeniem eliminował z dalszej walki. W pewnym miejscu błysnął jego kopniak. W innym, niemal w tej samej chwili, uderzył otwartą dłonią. Gdzieś indziej miażdżył serwomechanizmy przeciwników dwoma uderzeniami pięści. Był jednocześnie wszędzie i nigdzie; maszyny były bezradne.
Wtedy poczuł kolejny wstrząs, i następna fala uderzeniowa pomknęła w jego stronę, odrzucając go kilkadziesiąt metrów dalej. Czołg sejsmiczny zbierał kolejne, krwawe żniwo.
Tym razem Mace Windu nie miał zamiaru dać się otumanić. Użył Mocy, by wyhamować swój lot, po czym zaraz stanął na nogi i posłał telekinetyczne pchnięcie poprzez wirujący w powietrzu pył, odrzucając zbliżające się superdroidy bojowe. Zaraz potem podobnym ruchem porozrzucał dookoła inne maszyny. Był niczym niepowstrzymane narzędzie wojny i z każdą sekundą radził sobie coraz lepiej, wynajdując w formacjach przeciwnika punkty przełomu, które błyskawicznie interpretował.
Jednak największy z nich, klucz do zwycięstwa w tej bitwie, wciąż siał zniszczenie.
Mace zacisnął pięści i spojrzał hardym wzrokiem w stronę czołgu sejsmicznego.
A potem ruszył niczym błyskawica, przemierzając całe pole bitwy w kilku długich, potężnych susach.
- Przeładować akcelerator – rozkazał mechaniczny dowódca czołgu.
- Rozkaz, rozkaz – posłusznie odpowiedział inny, a potężny durastalowy walec uniósł się w górę. Wskaźniki zaczęły rosnąć dążąc do poziomu, który pozwoliłby reaktorowi na kolejne napędzenie walca, by zabić następne dziesiątki klonów.
Mace Windu zbliżał się jak piorun. Szybko wyskoczył w powietrze, wykonując potrójne salto, by upadając pojedynczym pchnięciem Mocy oczyścić miejsce lądowania z wszelkich maszyn Konfederacji, jakie się tam znajdowały. Przedarł się tym samym przez najsilniejsze formacje wroga, stojące między nim, a czołgiem sejsmicznym.
Który szykował się do kolejnego uderzenia.
Mace jednak niepowstrzymanie parł dalej. Kilkanaście droidów rozpoczęło ostrzał brązowej, rozmazanej plamy, jaką się stał, jednak Mistrz Jedi bez trudu unikał wszelkich kanonad, wiedząc doskonale, gdzie padnie strzał, zanim fotoreceptory maszyn Konfederacji zdążyły wycelować. Szybkim ślizgiem podsunął się pod linię wroga, przy użyciu Mocy miażdżąc głowy ośmiu stojącym tam droidom. Błyskawicznie wstał, blokując łokciem rękę innej maszyny, by zaraz wspomaganym Mocą ciosem oderwać jej górną część. Zaraz zrobił to z następną, by niemal w tej samej chwili rozbebeszyć kolejną. I kolejną. W następnej od razu znalazł mały defekt; punkt przełomu, który wykorzystał, naciskając nań Mocą i powodując, że wadliwa maszyna rozleciała się na kilkadziesiąt niegroźnych kawałków, śrubek i blaszek. Całą tę stertę Mace od razu wykorzystał jak pociski z antycznego, miotające kule karabinu; pchnął je Mocą w stronę zbliżających się maszyn, dziurawiąc je nimi jak sito. Wszystko to trwało nie więcej, niż trzy sekundy.
- Uderzyć! - rzucił dowódca czołgu.
- Rozkaz, rozkaz!
Po chwili gigantyczny tłuczek ponownie uderzył w ziemię, miażdżąc dziesiątki szturmowców-klonów i droidów, a także generując kolejną falę uderzeniową. Mace ponownie zbyt późno dostrzegł zbliżający się wstrząs, karcąc się w duchu za nieuwagę. Znów za bardzo się rozpędził; stracił kontrolę nad zażartością, z jaką walczył z maszynami Konfederacji i nie dostrzegł kolejnego niebezpieczeństwa.
Nie miał jednak innego wyjścia. Walczył o życie.
Kiedy fala uderzeniowa odrzucała Mace’a po raz kolejny, Mistrz Jedi zrozumiał, że znów dał się ponieść na manowce Formy Siódmej. Stało się dla niego jasne, że nawet dysponując darem wykrywania punktów przełomu, sam gołymi rękami nie zniszczy czołgu sejsmicznego. Odepchnął więc od siebie kocioł emocji i zagłębił się w Moc, poszukując znanego sobie kształtu... Z niejakim zaskoczeniem spostrzegł, iż jest on bardzo blisko.
Każdy Rycerz Jedi własnoręcznie konstruuje swoją broń. Poświęca temu nieraz wiele dni, a gdy jest ona już gotowa, praktycznie nigdy się z nią nie rozstaje. Jest ona jego częścią w równym stopniu, jak ręka czy noga. Dochodzi nawet do tego, że między mieczem a jego właścicielem wytwarza się za pośrednictwem Mocy pewna psychokinetyczna więź, dzięki której Jedi nie musi obawiać się, że zgubi swój oręż.
Tak też było i teraz. Mace Windu wyczuł obecność swojego miecza i, ciągle lecąc, spojrzał w określonym kierunku. Rzeczywiście, wśród tumanów kurzu i pyłu błyszczało coś srebrnego. Mistrz Jedi momentalnie przywołał Moc i chwycił zgubioną rękojeść, która natychmiast wylądowała miękko w jego dłoni. Wszystko to trwało nie dłużej, niż dwie sekundy.
Po upływie których Mace Windu, z powiewającą na wietrze wystrzępioną i obszarpaną szatą, stał już na twardym gruncie z uaktywnionym, purpurowym ostrzem.
Teraz już nic nie było w stanie go powstrzymać.
Nawet nie zerkając na przeciwników, ciemnoskóry Mistrz odbijał ich wystrzały, a gdy kolejna fala uderzeniowa wywołana przez opadniecie kolosalnego walca zmiotła maszyny, przywołał Moc, by osłonić się przed skutkami wstrząsu. Stał niewzruszony, koncentrując się na napięciach i załamaniach rzeczywistości; w tej sytuacji dostrzegał wiele punktów przełomu, jednak tylko jeden, jeśli go poruszyć, mógł uaktywnić je wszystkie.
Czołg sejsmiczny.
Mace Windu wiedział, co musi zrobić. Wystrzelił w stronę metalowego kolosa szybciej niż myśl, czerpiąc siłę z Mocy. Już nie zagłębiał się w Vaapad; nie było takiej potrzeby, a poza tym nie chciał, by ogień walki zbytnio go pochłonął w chwili, kiedy miał bitwę do wygrania. Moc go prowadziła.
Wyskoczył w górę, szybując niczym rozmazana, brązowa kula, aby po chwili, wspierając się Mocą, dopaść do jednej ze ścian unoszącego się nieopodal czołgu sejsmicznego. Intuicyjnie wyczuł pod palcami pewne wypukłości i załamania, których mógł się chwycić, po czym zrobił użytek ze swojego miecza. Purpurowe ostrze przebiło się przez gruby, durastalowy pancerz, przecinając też droida, stojącego po drugiej stronie. Kiedy Mace wycinał sobie wejście, inny droid włączył alarm i do ściany, po której tańczyła końcówka ostrza miecza świetlnego, podbiegło kilka innych maszyn Konfederacji. Stanęły z wycelowanymi karabinami, gotowe otworzyć ogień do czegokolwiek, co pojawi się w dziurze.
Nie przewidziały jednak, że Mistrz Jedi wbije wycięty kawał durastali do wewnątrz, prosto na czekające nań droidy.
Mace Windu wpadł do środka, tnąc wszystko dookoła. Nie robiło mu różnicy, czy ścina głowę droida bojowego, czy smaga ostrzem ściany i systemy kontrolne czołgu. Wśród wycia alarmu dało się usłyszeć skwierczenia uszkadzanych mechanizmów i odgłosy kroków innych droidów, kończących jednak tak samo, jak ich poprzednicy. Gdzieniegdzie miecz Mace’a trafił na transformator czy też obwody zasilające, bo wnętrze gargantuicznego czołgu wypełniły pojedyncze eksplozje.
- Wybuchy wewnątrz pojazdu. Tracimy kontrolę – zameldował jeden z droidów w kokpicie.
Jego przełożony nie zdążył jednak zareagować, gdyż drzwi rozsunęły się i całe pomieszczenie zalała purpurowa poświata.
- Co... – zaczął tylko, lecz w tej samej sekundzie miecz Mace’a Windu przeciął go na pół, by zaraz potem wypchnąć przez iluminator inne obecne na mostku maszyny. Na tym jednak nie poprzestał; ciął dalej, uszkadzając ściany, obwody, kontrolki przepływu paliwa, natężenia pola antygrawitacyjnego, obsługi walca, systemów obronnych... W pewnym momencie, wskutek jego niszczycielskiego tańca, pompa hydrauliczna przesłała zbyt wiele paliwa do układu turbiny, zalewając silnik. Wkrótce padła tam iskra, co wywołało w brzuchu gigantycznego czołgu sejsmicznego serię eksplozji, po której nie mógł on już sprawnie funkcjonować. Durastalowy kształt złowrogiej machiny ogarnęły płomienie, natomiast sama superbroń powoli, acz nieubłaganie, sunęła się ku zderzeniu z ziemią.
Mace Windu jednak na to nie czekał. Wyskoczył przez rozbity iluminator kokpitu, na sekundę przed tym, jak mostkiem czołgu wstrząsnął spektakularny wybuch. Sam pojazd zmierzał nieuchronnie ku zagładzie i nic nie mogło go już uratować. Po chwili wbił się w ziemię, by wśród dymu i kurzu eksplodować wewnątrz po raz kolejny.
I pozbawić Konfederacji jej najważniejszego atutu w Bitwie o Dantooine.
Teraz zwycięstwo Republiki wydawało się pewne.
Dzieciństwo to najpiękniejszy okres w życiu każdej istoty. Tylko wtedy nasze największe marzenia mają szansę realizacji.
Właściwie tylko wtedy nie boimy się marzyć.
Mały Paxi Sylo spełnił swoje marzenie. Zawsze pragnął spotkać kogoś wielkiego, bohatera, o którym w przyszłości będą krążyć legendy. Herosa, obdarzonego wielką siłą, ratującego wszechświat. Walczącego w szlachetnej wojnie o sprawiedliwość i pokój.
I spotkał.
Bowiem Mace Windu po tym, jak wyskoczył z kokpitu czołgu sejsmicznego, wylądował na wzniesieniu obok małego Sylo. Dumny, twardy, potężny, z siłą drzemiącą w ciemnych, nieubłaganych oczach, stał przed dziewięcioletnim chłopcem, niczym postać żywcem wycięta z legend i opowieści słyszanych w dzieciństwie. Stał z włączonym mieczem, patrząc w dal, jak gdyby czekając na nowe wezwanie – zupełnie, jakby bitwa za jego plecami była już wygrana. Wielki, potężny, silny, srogi.
W pewnym momencie ów Mistrz Jedi spojrzał na małego Sylo. W tej samej chwili cała harda otoczka i nieprzejednana maska, jaką uczynił z twarzy, zniknęła. Mace Windu uśmiechnął się.
Paxi Sylo był wniebowzięty.
Nie wiedział, jak ma zareagować. Stał może z pół metra od bohatera, który odmienił los jego rodzinnej planety i w pojedynkę zniszczył potężny czołg sejsmiczny. Jedyne, co przyszło zmieszanemu chłopcu do głowy, to myśl, że Mistrz Jedi musi być spragniony. Bez słowa wyjął manierkę i podał ciemnoskóremu Jedi.
A potem patrzył rozpromieniony jak Mace Windu chowa miecz, bierze z wdzięcznością bukłak z wodą po czym opróżnia go jednym haustem i oddaje małemu chłopcu, szczęśliwemu, że mógł spotkać postać ze swoich marzeń.
A następnie jednym susem wraca na nizinę, by walczyć dalej.
Paxi Sylo nigdy nie zapomniał tego dnia. Przez wiele kolejnych lat z uśmiechem wracał do tamtej cudownej chwili, kiedy jego wszystkie marzenia się spełniły, kiedy przeżył największą przygodę swojego życia. Wkrótce zapomniał o tym, że rodzice srogo go skarcili za to, że uciekł im podczas ewakuacji. Istotne było to, że wtedy, na wzniesieniu nieopodal ich rodzinnej farmy przekonał się, że marzenia się spełniają.
I nawet wiele lat później, już za czasów Imperium, nie przestał w to wierzyć. A nagranie wyczynów Mace’a Windu na Dantooine, które zrobił za pomocą swojej makrolornetki, krążyło po nielegalnych kanałach holonetowych, rozbudzając tę wiarę w innych.
Rozbudzając marzenia.
Tak narodziła się legenda.
Aby wystawić ocenę musisz się zalogować Wszystkie oceny Średnia: 9,38 Liczba: 24 |
|
Syf Lord<yeah>2007-02-21 10:55:36
Kongratulejszons- świetne, lepsze nawet od poprzedniego
Draygo2007-02-19 09:44:44
bardzo dobrze 10 !!!!!
Helian2007-02-13 23:50:33
Bardzo chciałem opisać te dwa odcinki o Windu, niesety były już zajęte. Wykonane bardzo dobrze i oceniam z podziwem i łezką w oku. Gratulacje chłopaki :)
Lord Bart2007-02-12 19:51:41
To samo co w poprzednim.
znaczit
Powielone błędy z poprzedniego odcinka :D
I taka sama ocena przez to.
the chosen one2007-02-12 19:33:37
świetne
mgmto2007-02-12 19:10:23
hmmmm, bardzo dobry odcinek!
Widzę, że nawet uczuleni na błędy językowe nie narzekają
dualsaber2007-02-12 13:09:09
Mace wymiata lepiej niż Neo z matrixa... o.o
dobra robota, wszystko ładnie opisane :)
Szprotu2007-02-12 08:40:13
Najwieksze marzenie dzieciaka to spotkanie bohatera a nie zostanie nim....
dziwny jest :)
halo2007-02-12 00:24:52
ekhm... Jako drugi najpotężniejszy Jedi :)
Świetny art o moim ulubionym bohaterze.
Przybor2007-02-11 21:40:04
Bardzo fajne:D I to nagranie... W końcu jakiś hołd dla Windu:)
Lord Bart2007-02-11 21:19:10
kurde nie wiedziałem, że makrolornetki mają opcję record :P:P
To samo co w poprzednim.
Carth Onasi2007-02-11 18:19:39
I znowu super :). Misiek i Strider spisali się znakomicie. :)
Ocena 10/10
Miszczu Windu2007-02-11 17:39:09
Daje 10. Mace Windu zostal wreszcie pokazany nie tylko jako najpotezniejszy z Jedi...zosatl pokazany jako symbol. Symbol wolnosci, zwyciestwa i... republiki dla ktorej zginal w walce z Imperatorem...Piekne;]
Hego Damask2007-02-11 17:27:19
No ładnie, namawiamy do piractwa? :D :D (jakby ktoś nie skapował, to żart)
Dobry odcinek :)