Autor: Rusis
Na podstawie serialu "Clone Wars" Genndy'ego Tartakovsky'ego
Autorzy oryginalnych scenariuszy:
Bryan Andrews
Mark Andrews
Darrick Bachman
Paul Rudish
Genndy Tartakovsky
George Lucas
Redakcja i korekta: Wedge
Bastion Polskich Fanów Star Wars, Stopklatka i autorzy
nie czerpią żadnych dochodów z opublikowania poniższych treści.
Adaptacja jest wykonana przez fanów dla fanów.
O D C I N E K
11
Anakin zbliżał się do wrogiego myśliwca, już prawie miał go na celu. Działka młodego Jedi nie przestawały ostrzeliwać przeciwnika. Wróg był niesamowicie szybki, ale Anakin był szybszy. Nie mógł pozwolić, by ktoś był lepszy od niego. Wiedział, że tym razem mu się uda. Musiało mu się udać. W końcu był najlepszym spośród pilotów.
Już jako dziecko doskonale sprawdzał się w tej roli. Jeszcze w czasach gdy był niewolnikiem brał udział w wyścigach ścigaczy na Tatooine – udało mu się wygrać, a miał przecież tylko dziewięć lat. Później, kiedy został już Padawanem, wielokrotnie uciekał z Akademii, aby startować w nielegalnych wyścigach na paralotniach. Również tam, niejednokrotnie ocierając się o śmierć, okazał się być prawdziwym mistrzem. Pilotowanie myśliwca przychodziło mu z taką samą łatwością, jak miało to miejsce w ścigaczu czy na paralotni. Po prostu czego by się nie dotknął, zawsze osiągnął mistrzostwo.
Myśliwce zbliżały się do siebie. Anakin przeczuwał, że tym razem nie chybi. Nieprzyjacielskie Nantexy, na które natrafiał do tej pory, były pilotowane przez roboty. A żaden robot nie mógł mu sprostać, żaden nie był w stanie przewidzieć jego ruchów i zareagować wystarczająco szybko. Żywy pilot, z jakim się właśnie mierzył, podnosił poprzeczkę nieco wyżej. Teraz uczeń Obi-Wana pozwolił, aby Moc przez niego przepływała. Zagłębił się w nią, ukojony w cichym nurce. Wystarczyło nakłonić Moc do swoich celów, a pojedynek natychmiast zostałby rozstrzygnięty. Jeszcze parę sekund, a przeciwnik znajdzie się na wprost jego działek. Jeszcze jedna… Anakin wystrzelił.
Nie mógł spudłować, a jednak stało się. Laserowe strzały przeleciały zbyt daleko, aby porażkę przypisać wyłącznie na konto niedokładnego oka młodego Jedi. Przeciwnik po prostu zdążył zrobić unik. Przewidział jego ruch! Pulsująca aura Ciemnej Strony, jaką od początku wyczuwał we wrogiej maszynie, musiała z tym mieć coś wspólnego. Ale Skywalker potrafił uczyć się na własnych błędach.
„Lazurowy Anioł” minął się z wrogą maszyną o włos. Pragnący śmierci piloci natychmiast zrobili nawrót i ponownie ruszyli na czołowe zderzenie. Tkwiąca w gnieździe astromecha Arfour zapiszczała ostrzegawczo, ale Skywalker zignorował robota kompletnie. Pędził na przeciwnika, starając się naprawić popełniony błąd. Tym razem wróg nie mógł mu się wyśliznąć.
Serie z działka trafiały coraz bliżej i bliżej. Gdy Anakin namierzył przeciwnika, wyczuł zmarszczkę Mocy. I gdy tajemniczy pilot po raz kolejny dokonał uniku, Padawan był na to przygotowany. Posłał krótką serię i trafił w maszynę, wybijając ją z kursu. Strzał był zbyt słaby, by przebić tarcze wroga, ale przynajmniej dał mu do myślenia.
- Mam cię! – wykrzyknął uradowany Anakin. Pozwolił sobie na uczucie triumfu. Jednak nagle role się odwróciły.
Nieprzyjacielski pilot wyczuł jego satysfakcję i wykorzystał moment nieuwagi Skywalkera, by wykonać błyskawiczny nawrót i siąść mu na ogonie. Smugi czerwonych laserów, z celnością na jaką stać wyłącznie posługującego się Mocą strzelca, namierzyły „Anioła” i trafiły w kadłub. W okolicy gniazda przerażonej R4-G4 wykwitło kilka solidnych dziur wielkości pięści. Anakin błyskawicznie zlustrował stan przyrządów – na szczęście trafienie ominęło ważne systemy, w tym wbudowany hipernapęd, który przede wszystkim odróżniał „Anioła” od wszystkich pozostałych Delt używanych przez Jedi.
Padawana na moment zamroczyła dzika wściekłość. Jak dał się trafić? To było nie do pomyślenia, chociaż... Młody Jedi po chwili ochłonął. Do tej pory podchodził do sprawy od złej strony, zakładał, że walczy z wrażliwym na Moc, ale jednak niewyszkolonym przeciwnikiem, który nie mógł równać się Jedi. Właśnie... Jedi. Anakin przyłapał się na tym, że uprościł swój tok myślenia. Zawsze podziwiał Obi-Wana za trzeźwość osądów i umiejętność dostosowywania się do sytuacji. I tak jak on, nie mógł zakładać niczego z góry. Pogrążył się w Mocy. Nie skupił się jednak na walce, lecz na własnym przeciwniku. Tym razem dostrzegł go wyraźnie... Silna aura mrocznego pilota zajaśniała niczym czarna gwiazda. Ktokolwiek siedział za tymi sterami, znał Ciemną Stronę od podszewki. Był także świetnym pilotem…
Dooku?
Nie, to nie on. Skywalker dobrze pamiętał, jak wygląda mroczna aura Lorda Sithów. Kikut prawej ręki zapulsował bólem, gdy przypomniał sobie nieudane starcie na Geonosis… I kontakt ze skwierczącymi błyskawicami Mocy. Ale Sithowie nie występowali w pojedynkę…
Drugi Sith?
Nie, to też nie to. Aura Dooku była przytłaczająca, posępna i potężna. Tutaj młody Jedi wyczuwał gniew, agresję… Ale za to pozbawioną charakterystycznego dla Hrabiego opanowania. Jednak bez wątpienia mógł to być Ciemny Jedi…
Godna zwierzyna.
Takiego pojedynku nie mógł przegrać.
Tymczasem siedząca za sterami myśliwca Asajj Ventress pozwoliła sobie na cień uśmiechu po trafieniu myśliwca swojej ofiary. Spędziła trzy miesiące na poszukiwaniu Anakina Skywalkera, miesiące przerywane innymi misjami i starciami z różnymi Jedi. O włos dopadłaby Padawana wcześniej na księżycu Ohma-D’un, niestety musiała się wtedy wycofać. Teraz mając kolejną szansę mogła go zabić, a Lord Tyranus byłby z niej dumny. Czyż nie tego od niej oczekiwał?
Smukły myśliwiec klasy Ginivex, szerzej znany jako Wachloostrze*, stanowił godnego przeciwnika dla zmodyfikowanej Delty-7. Wyprodukowana na Geonosis jedna z sześciu bliźniaczych maszyn, oddanych jej do dyspozycji przez Hrabiego, słuchała się każdego ruchu sprawnych palców Rattatakianki. Elegancki myśliwiec miał unikatową konstrukcję, zapewniającą niesłychaną zwrotność. W formie wyjściowej Wachloostrze przypominało dwa złożone równolegle płaty rurowatej, podłużnej, grubej durastali z łączącą je na czubku kulistą, czerwoną kabiną. Jednak w pozycji bojowej płaty kadłuba rozsuwały się w przeciwległych kierunkach, każde z nich dokładnie o 90 stopni. Rozsunięte płaty łączył półkolisty żagiel słoneczny, podobny do tego z jachtu Dartha Tyranusa. Cała konstrukcja rozsuwanego myśliwca przypominała wachlarz, stąd nazwa. W połączeniu z umieszczonymi na koniuszkach płatów bliźniaczymi działkami laserowymi, maszyna była śmiercionośną bronią w rękach umiejętnego pilota.
Niestety Asajj nie mogła ryzykować trzeciego czołowego starcia, ten chłopak zdecydowanie zbyt dobrze sobie radził w przestrzeni. Gdyby go jednak sprowadzić w atmosferę, może udałoby się go pokonać…
A jeśli nie, miała w zanadrzu kolejny pakiet niespodzianek…
Tak jak się tego obawiała Ventress, nie udało się jej utrzymać wroga zbyt długo w celowniku. Anakin zrobił kolejny nawrót i sprawnie siadł jej na ogonie. Nie odpuści. Nie teraz, gdy wiedział z jakiej klasy przeciwnikiem miał do czynienia. Zasypywał nieprzyjacielską maszynę strugami błękitnego ognia, nie dając pilotowi chwili wytchnienia. Wyświetlana na celowniku czerwona podobizna maszyny, którą komputer zidentyfikował jako myśliwiec klasy Ginivex, wciąż wymykała się centralnie umieszczonemu krzyżykowi. Nagle komputer zapiszczał – celownik zapłonął czerwonym blaskiem, sygnalizując namierzenie celu.
- Jesteś mój… – warknął Anakin i nacisnął spust. Jednak Ginivex wywinął szybką spiralę, a przecinająca rozłożony wachlarz w pół oś silnika zapłonęła na czubku jaśniejszym blaskiem. W ułamku sekundy pilot maszyny uruchomił dopalacze, a Wachloostrze oddaliło się natychmiast poza zasięg ognia Padawana.
Anakin wytrzeszczył oczy w bezgranicznym zdumieniu. To było nie fair! R4 zapiszczała, podzielając zdumienie pilota.
- Arfour, zwiększ moc dopalaczy! – rozkazał Skywalker, przerzucając szaleńczo na pulpicie kilka kontrolek. – To nie droid pilotuje tamten myśliwiec.
Po chwili „Lazurowy Anioł” błyskawicznie przyspieszył i już po chwili dogonił Ginivexa. Anakin zauważył, że zbliżył się bardziej do planety. Przeciwnik skierował myśliwiec w kierunku powierzchni Muunilinst. Czyżby Ciemny Jedi chciał uciec lub walczyć w atmosferze? Proszę bardzo – wróg nie mógł wiedzieć, że Anakin miał duże doświadczenie w manewrowaniu w atmosferze o wiele trudniejszymi pojazdami, jak choćby ścigaczem. W myśliwcu radził sobie jeszcze lepiej.
Wciąż starał się wziąć wroga na cel, ale nieprzyjaciel przewidywał jego ruchy, zwinnie unikając namierzenia. Anakin zaczynał tracić cierpliwość.
- No dalej… – wysyczał przez zaciśnięte zęby.
Schodzili coraz niżej. W końcu Padawan zdał sobie sprawę, że przebili warstwę chmur i ujrzał w dole lśniące wieżowce Harnaidan. Już nie miał wyboru – walka miała się rozstrzygnąć pomiędzy budynkami.
Wiedział, że jego mistrz Kenobi będzie na niego zły, że zostawił swój oddział w przestrzeni. Ale przecież Obi-Wan nie musiał się o niczym dowiedzieć.
Asajj wleciała pomiędzy budynki. Była pewna, że potęga Ciemnej Strony pomoże jej tu wygrać. Tak jak podejrzewała, młody Skywalker nie zaprzestał pościgu. Wciąż się zbliżał, a był już naprawdę blisko... Nadeszła pora, by pokazała mu, na co ją stać.
Anakin zanurkował śladem Ginivexa między zrujnowane budynki. Wytrwale podążał ulicami za przeciwnikiem – niejeden pilot rozbiłby się na tylu przeszkodach przy tak szaleńczym tempie, ale nie Anakin. Był całkowicie skupiony na celu.
Tak jak wiele lat temu na Tatooine, gdy brał udział w wyścigu ścigaczy. Pamiętał, jak podążał wzdłuż ścian Kanionu Żebraków w pogoni za Sebulbą. Pamiętał smak zwycięstwa. Bardzo pragnął raz jeszcze doświadczyć tego uczucia, dlatego teraz pędził z maksymalną prędkością starając się dopaść ofiarę – tylko zamiast niebezpiecznych skalnych ścian przeszkodami były wąskie ulice. Przez chwilę chłopak bezwiednie wykonywał ruchy, pogrążony we wspomnieniach. Otrząsnął się widząc, że jest coraz bliżej przeciwnika. Oczyścił umysł, aż zostało w nim jedynie tu i teraz. Na wspomnienia będzie czas później... O ile będzie jakieś później.
Ciemna Jedi zanurkowała, ale ten młody Padawan był naprawdę dobry. Musiała szybko coś wymyślić zanim ją dopadnie. W ostatniej chwili ratowała się dramatycznymi unikami, a serie z laserowych działek myśliwca Jedi zamieniały w parę i żużel fasady budynków, które właśnie minęła. Skywalker niczym się nie przejmował – strzelał niemalże na oślep, wkładając sporo wysiłku w to, by i tak już zrujnowane miasto zamienić w istne cmentarzysko.
Asajj przygryzła wargę. Jej plan się nie powiódł, nie uzyskała przewagi nad Jedi pomiędzy ulicami miasta. Co więcej, jej sytuacja znacznie się pogorszyła. Skywalker radził sobie o wiele lepiej, musiała mu się wyrwać i przejąć inicjatywę. Przyspieszyła.
- Co to było? – zapytał stojący na ulicy Obi-Wan, słysząc zbliżając się rumor. Brzmiało to, jakby walka myśliwców przeniosła się do miasta.
- Nie wiem, generale – odparł zakuty w błękitną zbroję porucznik SOZ. Obi-Wan przeczuwał, że taką odpowiedź usłyszy, jednak wciąż był zaniepokojony. Działo się coś niedobrego, a on nie miał bladego pojęcia co.
Hałas narastał i niewątpliwie zbliżał się do oddziału Kenobiego. A Obi-Wan nie został generałem po to, by tylko stać i patrzeć bezczynnie.
Nagle nad głową Rycerza Jedi przemknął półkolisty, nieznany myśliwiec. To nie była maszyna klonów – mimo to minęła oddział w pełnym pędzie i nawet nie wystrzeliła. Wyglądało to jakby pilot przed czymś uciekał.
- To nie był żaden z naszych – zauważył Jedi.
- Nie, generale – potwierdził usłużnie klon.
Ledwie przebrzmiały jego słowa, nad żołnierzami tym samym kursem przeleciał charakterystyczny, niebiesko-biały kształt „Lazurowego Anioła”.
- To był Anakin! – zawołał Kenobi.
- Tak, generale.
Z całą pewnością jego Padawana nie powinno tu być. Obi-Wan sięgnął do komunikatora.
- Anakinie! – zawołał.
Skywalker nie musiał nawet pytać, skąd jego mistrz wie. Moc zdradziła mu, że przeleciał bezpośrednio nad Kenobim jeszcze zanim to zrobił. Teraz trzeba było po prostu bronić swoich racji.
- Wszystko jest pod kontrolą, mistrzu – Anakin zgrywał niewiniątko choć wiedział, że Obi-Wan jest na niego zły, i wiedział też, że ma ku temu poważne powody.
Tymczasem Asajj Ventress wywinęła pętlę i pragnąć zgubić Skywalkera zanurkowała z powrotem w stronę oddziału klonów. Widząc zbliżającą się, nisko lecącą maszynę, żołnierze rozpierzchli się w poszukiwaniu schronienia. Sam Kenobi musiał się schylić, gdy myśliwiec Separatystów przemknął tak blisko, że porwana pędem powietrza połać płaszcza prawie się oderwała. Za moment ruchy wroga powtórzył Anakin, nie spuszczając przy okazji palca ze spustu. Laserowa kanonada wybiła w bruku potężne dziury – za blisko, jak na gust starszego Jedi.
- Powinieneś być w przestrzeni, dowodząc naszymi myśliwcami! – głos mistrza wydawał się opanowany, ale Anakin wiedział, że tak nie jest. Zbyt długo znał Obi-Wana, zbyt często wystawiał jego cierpliwość na próbę. Wiedział, kiedy jego mistrz naprawdę jest zdenerwowany. To była jedna z takich chwil.
Młody Jedi nie mógł jednak teraz zakończyć pościgu. Włożył w to zbyt dużo wysiłku, żeby tak po prostu się poddać. Może gdyby nie wiedział, że jego wrogiem jest jakiś Ciemny Jedi, to postąpiłby inaczej. Lecz nie w tej sytuacji.
- Wszystko jest pod kontrolą! – powtórzył z naciskiem, obserwując, jak myśliwiec wroga strzela pionową świecą ku przestworzom. Teraz, gdy już postanowił, że nie przerwie pościgu, nie pozwoli, aby Obi-Wan go zatrzymał.
- „Pod kontrolą”? Nie wydaje mi się – tym razem w głosie Obi-Wana wyraźnie wyczuwalna była irytacja i nauczycielska nagana. – Powinieneś być ze swoimi eskadrami Padawanie, a nie…
Anakin przestał na moment słuchać, gdyż zwodzący go przeciwnik znów zanurkował ku powierzchni. Obydwa myśliwce po raz kolejny musiały przeleć tuż nad ziemią i znów zbyt blisko jak na gust Kenobiego.
- …a nie ścigać jeden statek po ulicach miasta!
Odpowiedzią była kolejna chmura ognia, jaka wyrosła w miejscu trafienia pobliskiego budynku przez salwę Skywalkera. W końcu młodzian odezwał się:
- Mistrzu, tego myśliwca nie pilotuje droid. I Moc jest z nim! Nie mogę pozwolić mu uciec!
Tym razem przeciwnik na dobre wystrzelił w kosmos. Wyglądało na to, że ponownie próbuje uciec.
- Anakinie, ja również czuję coś dziwnego, ale musisz zostawić ten myśliwiec. On jest przynętą! – ostrzeżenia Obi-Wana wydawały się bezsensowne dla młodego Jedi. Kto śmiałby się wciągać go w zasadzkę?
Będzie go gonił dalej. Nawet przez nadprzestrzeń, jeśli będzie trzeba. Trochę niepokojąca była myśl, że musiał zostawić swoje eskadry bez dowódcy, ale szybko uznał, że sobie poradzą. Są ważniejsze rzeczy.
R4-G4 zaświergotała jakąś wiadomość. Skywalker szybko przebiegł wzrokiem po tłumaczeniu.
- Będzie skakał w nadprzestrzeń? Masz koordynaty?
R4 pisnęła potwierdzająco.
- Załaduj je! Nie zgubi nas.
Asajj została zmuszona do realizacji planu B. Jej zdolności pilotażu nie wystarczyły, by pokonać przeciwnika. Ale nie miała wątpliwości, że w walce wręcz pójdzie jej znacznie lepiej… Dlatego też wiodła swoją ofiarę w ostatnie miejsce, gdzie ktokolwiek chciałby się zmierzyć z potężną Ciemną Jedi. A Skywalker podążał za nią jak po sznurku.
Uśmiechnęła się. O tak, Darth Tyranus będzie bardzo zadowolony.
- Anakinie! – wykrzyknął ponownie Kenobi.
- Mistrzu, ta walka to coś więcej niż zwykły pojedynek. Poradzę sobie.
- Nie podążaj za tym myśliwcem! Anakinie, słyszysz mnie?! Nie podążaj za tym myśliwcem! To jest rozkaz! Anakinie!!! – Obi-Wan wrzeszczał z całych sił, starając się przywołać chłopaka do porządku.
Mina Skywalkera robiła się coraz bardziej ponura. W końcu odparł nonszalancko:
- Przykro mi, generale, Twój sygnał zanika – wyciągnął sztuczny palec do wyłącznika komunikatora.
- Padawanie, jeśli nie…
Kenobi usłyszał trzask wyłączanej łączności. Wiedział, że jego Padawan kłamie. I to zabolało go nawet bardziej niż złamanie rozkazu. Wolałby, gdyby Anakin otwarcie mu powiedział, że go nie posłucha, niż żeby skłamał.
Krótka zmarszczka Mocy poinformowała go, że młodzian skoczył w nadprzestrzeń w ślad za wrogiem.
Rycerz Jedi był przyzwyczajony do niesubordynacji swojego Padawana, ale nie w takim stopniu. Za młodu Anakin często wymykał się w nocy ze Świątyni, żeby szukać części do swoich robotów, czy też brać udziału w nielegalnych wyścigach. Łamał wtedy wszystkie możliwe reguły Świątyni, jednak Obi-Wan nigdy nie robił mu poważnych awantur z tego powodu.
Później, już na Geonosis, Skywalker był gotów nawet na opuszczenie Zakonu, gdy emocje zaślepiły go podczas pościgu za Hrabią Dooku. Jednak i wtedy Obi-Wan zdołał mu przemówić do rozsądku.
Tym razem było inaczej. Mistrz stracił wpływ na swojego Padawana. „Całkiem jak niegdyś Qui-Gon na mnie”, pomyślał Obi-Wan. Zemsta losu?
Wiele lat temu, gdy Obi-Wan był jeszcze Padawanem, poleciał z Qui-Gonem na misję na planetę o podwójnej nazwie – Melida/Daan. Zaślepiły go tam ideały walczącej młodzieży. Tak bardzo utożsamiał się z nimi, że postanowił im pomóc wszelkim kosztem. Pomimo sprzeciwu swojego mistrza, Obi-Wan podjął wtedy trudną decyzję i rozstał się z Zakonem. Nie mógł być bowiem posłuszny mistrzowi i jednocześnie zrobić to, co chciał. A chciał walczyć razem z młodzieżą z Melidy/Daan za ich ideały. Zrządzenie losu i wyrozumiałość Qui-Gona sprawiły, że dostał później drugą szansę na stanie się Jedi. Tej szansy już nie zmarnował.
Obi-Wan zdawał się rozumieć, że jego Padawan przechodzi w życiu podobny okres jak niegdyś on sam. Bał się tylko, że może on w porę się nie opamiętać...
Musiał mu pomóc i to szybko. A przede wszystkim nie mógł pozwolić, żeby Anakin leciał sam.
- Macie namiary? –zwrócił się do porucznika.
- Tak, generale.
- Weźcie oddział i ruszajcie za nim.
Minęło ledwo parę minut, jak czerwonobiały transportowiec piechoty CR20, przypominający skrzynkę na amunicję z trzema potężnymi silnikami, wzniósł się w powietrze z czterdziestoma klonami na pokładzie. Obi-Wan przyglądał się temu z mieszanymi uczuciami. Najchętniej sam poleciałby z nimi, ale miał rozkazy. Nie mógł pozostawić oddziału bez dowodzenia.
To przede wszystkim różniło go od jego ucznia.
Przez chwilę miał niejasne wrażenie, że z tą całą wyprawą wiąże się coś bardzo niedobrego. Coś niedobrego związanego z klonami, Anakinem i tajemniczym pilotem myśliwca. W końcu mruknął:
- Mam złe przeczucia…
* ang. Fanblade – przyp. Wedge
Aby wystawić ocenę musisz się zalogować Wszystkie oceny Średnia: 9,25 Liczba: 20 |
|
Mroczna Jedi2008-04-11 16:00:44
Nie czepiam się niektórych zdań jak przedmówcy, a Zumarowi radze poczytać troche książek o tematyce wojennej, od biedy pograć, może wtedy się dowie, co to znaczy "mieć coś na celu".
Daję 10, co praktycznie mi się nie zdarza.
Wojtek K.2008-03-24 20:33:19
Świetne. Polecam.
Vaderr2007-05-16 16:13:36
bardzo fajne,pozdrawiam
Przybor2007-02-23 19:55:50
Nie zgrywam kozaka tylko mowie co zauwazyłem. I wydawalo mi sie ze na tym to polega zeby ocenic czyjąś prace. Może sie myliłem. Ale widze ze sam napisałes ze dajesz 10 wiec nie wiem o co sie przyczepiles. A odcinek moim zdaniem ładnie napisany. Pozdrawiam
mgmto2007-02-11 17:09:48
Całkiem ciekawie napisane. Trzeba pochwalić
Qui Gon552007-02-11 11:05:11
Nie czepiam sie merytoryki tylko ortografii i składni, a to musi być perfekt!!! Poza tym zasłanianie się tekstami typu "a wy tak nie umiecie" jest trochę gówniarskie, wiesz?
dualsaber2007-02-08 22:10:21
odcinek na 10, i tyle :)
Lord Nihilus2007-02-07 16:28:07
Ech...czepiacie sie...Latwo jest oceniac, ale sami cos takiego napiszcie.Takich kozakow zgrywacie??;/
Qui Gon552007-02-07 14:19:35
"Kto śmiałby sie wciągać go w zasadzkę?"...Kononowiczem zajechało:p
Przybor2007-02-06 20:55:38
"Moc zdradziła mu, że przeleciał bezpośrednio nad Kenobim jeszcze zanim to zrobił" - Coś mi nie pasi w tym zdaniu:P
the chosen one2007-02-06 20:37:27
świetne
zumar2007-02-06 17:08:57
"Miał go na celu???" - co to ma niby być?
Lord Nihilus2007-02-06 15:15:33
10!!!! Nic dodac nic ujac.:)
Kasis2007-02-06 11:35:08
Mniam...:)
Podobało mi się. Walka fajnie opisana, ciekawe nawiązania, no i relacje Anakin - Obi-Wan. 9/10
Darth Manshoon2007-02-06 07:30:22
10...nie lubie walk powietrznych...ale ta była boska :D....
Lord Bart2007-02-05 21:23:34
Ciemny Jedi…
Wachloostrze...
Dobre.
Carth Onasi2007-02-05 19:02:05
Mi również bardzo się podobało. :)Wszystko bardzo ładnie opisane.
Ocena 10/10.
Shadow2007-02-05 18:57:53
Solidne opowiadanie godne Mistrza Jedi ;) Brawo Mistrzu :)
Hego Damask2007-02-05 18:05:39
Cóż, po raz kolejny uważam, że Mroczna Jedi brzmiałoby lepiej, ale może się czepiam :P
Odcinek na ósemkę.