Autor: Tsavong Anor
Na podstawie serialu "Clone Wars" Genndy'ego Tartakovsky'ego
Autorzy oryginalnych scenariuszy:
Bryan Andrews
Mark Andrews
Darrick Bachman
Paul Rudish
Genndy Tartakovsky
George Lucas
Redakcja i korekta: Wedge
Bastion Polskich Fanów Star Wars, Stopklatka i autorzy
nie czerpią żadnych dochodów z opublikowania poniższych treści.
Adaptacja jest wykonana przez fanów dla fanów.
O D C I N E K
9
Obi-Wan Kenobi pędził na swoim śmigu poprzez płonące zgliszcza niegdyś pięknego miasta, które obecnie było stertą porozrzucanych durabetonowych odłamków i poskręcanych stalowych konstrukcji. Nad całą okolicą unosił się gęsty czarny dym, litościwie kryjąc śmiertelne rany strzelistych budowli. Złowrogo łopocące poły płaszcza kierowcy powiewały od pędu powietrza. Na pustych, zrujnowanych ulicach, wycie pracującego na najwyższych obrotach silnika śmiga brzmiało jak brzęk gigantycznego owada. Ścieląca się po ziemi, ograniczająca widoczność mieszanina pyłu i dymu rozwiewała się, gdy generał przecinał ją jak strzała.
Podczas jazdy Obi-Wan rozmyślał o minionych wydarzeniach bitwy. Choć raczej trudno było nazywać to, co się stało, bitwą w klasycznym, bezbarwnym znaczeniu tego słowa, które przystawało raczej do języka historyków niż prostych żołnierzy. Rycerz rozmyślał raczej o masakrze, która się tu dokonała. Na przedpolu Harnaidan leżały całe sterty ciał zabitych klonów. Rozrzucone po polach i uwięzione w szczątkach dział, kanonierek czy maszyn kroczących, zakute w białe pancerze jednakowe postacie tworzyły mozaikę upiornego cmentarzyska. Walka cały czas jeszcze trwała i z każdą chwilą przybywało zabitych i rannych. Właśnie dlatego Rycerz Jedi musiał jak najszybciej dotrzeć do centrum dowodzenia Separatystów, aby położyć kres tej bezmyślnej rzezi.
W szaleńczym pędzie przebył parę dzielnic, zbliżając się do centrum miasta i znajdującego się tam, górującego nad innymi budynku o pochyłych ścianach. Budynku, który musiał za wszelką cenę opanować. Szara ściana budowli przybliżała się nieustannie, ale Kenobi nie zwalniał. Gdy już zderzenie z murem wydawało się nieuchronne, Jedi skorygował nieco płaszczyzny sterowe, zadzierając nos pojazdu ku górze. Z dokładnością, którą zapewnić mogła jedynie Moc, w momencie zetknięcia ze ścianą przestawił obwody repulsorów i wykorzystując siłę rozpędu wystrzelił niemal pionowo do góry wzdłuż ferrobetonowej stromizny. Silnik śmiga typu Lancer był naprawdę potężny – mocy wystarczyło na przebycie wielu dziesiątek metrów pod prawie prostopadłym do ziemi kątem. Jednak w pewnej chwili grawitacja zaczęła zwyciężać, a impet wznoszenia wyraźnie maleć. Kenobi natychmiast wspomógł się Mocą i wykonał wysoki skok, lądując zgrabnie na dachu budynku pośrodku drużyny zwiadowców SOZ. Dziesięciu żołnierzy spojrzało na niego, a jeden z nich wystąpił krok w przód.
- Jesteśmy gotowi, panie generale – zameldował. Obi-Wan nie potrzebował patrzeć na czerwone dystynkcje na pancerzu tego klona, bowiem doskonale wiedział, z kim miał do czynienia. To właśnie dzięki temu oficerowi republikańskie transportowce mogły bezpiecznie zrzucać desant, bez ryzyka zestrzelenia przez działo planetarne.
- Wyśmienicie – rzekł Kenobi, kładąc swą dłoń na barwnym naramienniku kapitana Fordo. O ile go pamięć nie myliła, tak właśnie nazywał się jego rozmówca. – Zakończmy tę bitwę, dowódco.
Obi-Wan był pełen podziwu dla tych żołnierzy. Po drodze na dach minął wysadzone w powietrze działo planetarne, otoczone wianuszkiem zniszczonych droidów. Osiągnięcie tego celu musiało być prawdziwym piekłem. Jedi pamiętał też, że gdy urządził im błyskawiczną odprawę na pokładzie niszczyciela, żołnierzy było więcej. Nie musiał pytać, co się stało z nieobecnymi, bo i tak już znał odpowiedź. Gdyby zostali lekko ranni to na pewno by tu byli, gdyż klony nie zostawiały swoich braci na pastwę losu. Chyba, że tamci nie mieli najmniejszych szans na przeżycie.
Rycerz Jedi nie musiał wydawać szczegółowych rozkazów. Żołnierze doskonale wiedzieli, co mają robić – zaczęli pośpiesznie ustawiać ładunki wybuchowe, a Obi-Wan poświęcił chwilę, by skupić w sobie Moc przed nadchodzącym starciem.
Tymczasem wewnątrz budynku, za grubymi, pancernymi murami, garstka przedstawicieli Klanu Bankowego pochylała się nad trójwymiarową, komputerowo generowaną mapą pola bitwy. Separatystom nie wiodło się najlepiej, ale wciąż mieli przewagę nad Republiką, a to głównie dzięki skutecznej kontrofensywie łowcy nagród Durge’a, która pozbawiła wroga szeregu dział. Jednak od dłuższego czasu nie otrzymali od niego żadnego raportu i nikt nie znał przyczyny takiego obrotu sprawy. Pociągłe, bezwłose oblicza Muunów nie były radosne, malowało się na nich raczej coś pomiędzy obawą a przerażeniem. Swymi długimi palcami wskazywali najbardziej zagrożone rejony pola bitwy, wydawali bezgłośnie polecenia, a komputer z ruchu ich rąk i samych palców odczytywał zamiary i wykonywał polecenia niczym orkiestra z ruchu pałeczki dyrygenta. Wokół garstki dowódców krążyły roboty wartownicze strzegące ich bezpieczeństwa. Wzdłuż tarasów, otaczających wewnętrzne ściany budowli, pomiędzy tonami sprzętu komputerowego i urządzeniami łączności, snuła się cała armia techników sprawdzających setki przyrządów i usuwających każdą, nawet najmniejszą awarię.
Nagle nad głowami bankierów i wszystkich inne istot w budynku rozległ się ogłuszający wybuch, zarzucający centrum dowodzenia szczątkami dachu. Roboty bojowe nie dały się zaskoczyć i lokalizując zagrożenie natychmiast rozpoczęły kanonadę w kierunku sufitu. Jednak ich strzały nie mogły się równać z dokładnością zwiadowców SOZ – zjeżdżające na linach klony zasypały przeciwnika gradem laserowych boltów, a niemal każdy strzał z ich miotaczy niszczył jakiegoś robota. Gdy tylko żołnierze dotknęli ziemi, ustawili się w kole plecami do siebie i kontynuowali ogień.
Bankierzy czmychnęli, ale zamiast nich do sali wtoczyły się trzy droideki na swoich przypominających obręcze plecach. Doturlały się przed grupę klonów i wyprostowały do pozycji bojowej, rozwierając okrągłą bieżnię korpusów tworzącą półkolisty tylny pancerz i wysuwając dwie pary sprzężonych laserowych dział.
Wtem do walki włączył się Obi-Wan Kenobi. Jedi niejednokrotnie walczył już z robotami niszczycielami i znał ich słabe punkty. Nie czekając, aż droideki uruchomią pola ochronne, wskoczył z zapalonym mieczem do wnętrza sali. Łagodząc upadek Mocą wylądował gładko pośród szeregu robotów, ale nim jeszcze na dobre dotknął nogami ziemi, wziął potężny zamach i rozpłatał na dwoje półkolisty tors najbliższego przeciwnika. Eksplodujące szczątki oślepiły go na moment, ale Jedi wyczuł zagrożenie za plecami. Obrócił się i szerokim poziomym łukiem ciął następnego droida, jednak tym razem zanim uszkodzone źródło zasilania zdążyło eksplodować, odrzucił Mocą przepołowiony korpus daleko w kąt. Pozostała już tylko jedna droideka, stojąca zbyt daleko, by Kenobi zdołał ją wziąć z zaskoczenia. Robot namierzył przeciwnika i rozpoczął ostrzał. Generał odruchowo wyciągnął dłoń przed siebie, tworząc ochronną tarczę z pola Mocy, co pozwoliło mu na krótki moment zablokować laserową kanonadę. Nie zwlekał dłużej – zamachnął się trzymanym w prawej dłoni mieczem, zostawiając go w pozycji zablokowanej. Posłana płaską trajektorią ognista klinga wbiła się prosto w generator energii. Obi-Wan wyrwał miecz z korpusu robota i przywołał na powrót do dłoni, a gdy tylko to zrobił, eksplozja rozrzuciła rozżarzone szczątki droida po całej sali.
Gdy Jedi rozejrzał się w poszukiwaniu kolejnych przeciwników, nie ujrzał nikogo z kim mógłby walczyć. Walka była skończona – zwiadowcy SOZ spisali się sprawniej, niż śmiałby przypuszczać.
- Generale – Fordo popchnął ku Kenobiemu jednego z Muunów. Jedi rozpoznał znaną z Geonosis twarz Sana Hilla, prezesa Klanu Bankowego, jednego z założycieli Konfederacji.
- Błagam o litość… – zaskomlał. – Jestem tylko bankierem…
Alphie-77 zrobiło się niedobrze, gdy obserwował, jak ten podstępny szczur miał jeszcze czelność prosić o łaskę po tym wszystkim, co jego podwładni uczynili w całej galaktyce. Gdyby to zależało od kapitana, już dawno dokonałby egzekucji na tej nędznej istocie. Jednak każdy klon musiał słuchał rozkazów dowódcy i przestrzegać kodeksu Wielkiej Armii Republiki.
- To zależy tylko od ciebie i od waszej natychmiastowej kapitulacji – odparł Kenobi. Nagle przerwał, wyczuwają zakłócenie Mocy. Spojrzał na pobliskie, chronione pancerną szybą okno i natychmiast zapalił miecz świetlny.
Po sekundzie wszyscy już słyszeli zbliżający się, złowrogi szum. Nagle przez okno wleciał Durge, unoszony mocą plecaka odrzutowego. „Na Moc, czy on nigdy nie umrze?”, wykrzyknął w myślach Kenobi. Widać nie wystarczyło rozciąć przeciwnika mieczem na dwie połówki, na tego konkretnego łowcę trzeba było czegoś więcej. Żołnierze nie czekali na rozkaz i natychmiast zasypali intruza gradem laserowych strzałów. Któryś strzał trafił w jeden z silniczków plecaka i łowca nagród spadł z hukiem na durabetonową podłogę. Rycerz Jedi obserwował, jak klony wciąż strzelają w kierunku chmury kurzu, jaka podniosła się po upadku łowcy. Błękitny porucznik SOZ podbiegł ze swoją rakietnicą i na dokładkę wystrzelił tam jeden z pocisków. Potężna eksplozja zwieńczyła kanonadę, a w sali zapadła cisza.
Kenobi zerknął na skulonego pod stołem Hilla, a kapitan Fordo zameldował:
- Centrum dowodzenia zabezpieczone, panie generale.
- Nie byłbym tego taki pewien, dowódco – rzekł Obi-Wan, a kapitan spostrzegł, że Jedi nie zgasił swojego miecza świetlnego.
Wszyscy ostrożnie zaczęli się zbliżać do miejsca, gdzie spadł Durge, a wtedy z chmury kurzu wystrzeliła wielka, długa macka i odrzuciła wszystkie klony, które były w jej zasięgu. Z powstałego po eksplozji krateru wyłonił się łowca nagród, a właściwie to, co z niego zostało – zbroję miał prawie całkowicie zniszczoną, ocalał tylko hełm i jeden naramiennik. Żołnierze mogli w pełnej krasie ujrzeć rurkowate, plastyczne, fioletowo-różowe ciało Gen’Daia.
Durge usiłował wstać, ale gdy zobaczył Jedi, jego ręka wystrzeliła w jego stronę, tak jak wcześniej w stronę klonów. Obi-Wan uskoczył na bok i gdy ręka łowcy mijała go, zamachnął się mieczem świetlnym i odciął jej część. Durge natychmiast cofnął pozostałość swojej kończyny formując z niej nową pięść i rzucił się w stronę Obi-Wana. Rycerz wskoczył na holograficzną mapę miasta, a przeciwnik Jedi zrobił to samo. Łowca usiłował zmiażdżyć wroga, ale ten cały czas wymigiwał mu się od ciosów. W końcu nie na żarty wściekły Gen’Dai zrobił potężny zamach i trzasnął w mapę miasta, w miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą stał jego wróg. Tym razem stół nie wytrzymał ciosu i złamał się w połowie.
Obi-Wan czekał na niego parę metrów od stołu, a Durge przyszykował się do skoku. Jednak żołnierze SOZ nie próżnowali w czasie tego starcia – zdążyli wspiąć się na tarasy i teraz wystrzelili w kierunku łowcy liny unieruchamiając go na moment, a następnie zaczęli ześlizgiwać się po nich, jednocześnie obsypując wroga laserowymi strzałami. Jednak blastery nie mogły mu zagrozić i gdy tylko łowca nagród otrząsnął się z chwilowego zaskoczenia, dwoma sprawnymi ruchami szarpnął przyczepionymi doń linami, a wytrącone z toru zjazdu klony pospadały na ziemię. Następnie z niesamowitą prędkością Durge rzucił się w stronę Rycerza Jedi. Fordo próbował go jeszcze powstrzymać kanonadą ze swoich bliźniaczych DC-17, jednak nie dało to żadnego rezultatu. Gen’Dai dopadł zaskoczonego Jedi i błyskawicznym ruchem wciągnął go w swoje ciało. Po sławnym wojowniku pozostał jedynie leżący na ziemi miecz świetlny.
Żołnierze SOZ chyba po raz pierwszy w swoim życiu nie mogli nic zrobić; po prostu patrzyli, nie mogąc uwierzyć własnym oczom. Kapitan przerwał ten impas – opuścił nadgarstek, a z przegubu zbroi wyskoczyła mu cienka linka, która przyssała się do hełmu łowcy. Fordo przepuścił przez linkę impuls elektryczny, który poraził przeciwnika. Durge zatrząsł się w konwulsjach, ale po chwili zdołał jakoś odwrócić kierunek impulsu i przesłać go z powrotem do oficera, odrzucając go kilka metrów w tył. Durge oderwał linkę z głowy, z wielką siłą odrzucił okrążających go z boków żołnierzy i ruszył w stronę bezbronnego w tej chwili kapitana, gotów rozgnieść go na miazgę. Gdy już stanął nad Fordem, nagle coś zaczęło się dziać. Klon zauważył, jak niewzruszone dotychczas ciało łowcy zaczyna od wewnątrz pęcznieć.
Tkwiący w bebechach wroga Obi-Wan, nie zważając na palący płuca brak tlenu, skoncentrował się, otworzył na Moc i poczuł jak przezeń przepływa. Zaczął poszerzać przestrzeń wokół siebie, rozpychając elastyczne i pozbawione witalnych organów ciało Gen’Daia na boki. Plastyczne tkanki łowcy rozciągały się coraz bardziej. Durge jęknął cicho z zaskoczenia i niedowierzania.
Nawet tak giętkie ciało miało swoje granice – gdy Jedi wyczuł, że tkanki zaczynają się rozrywać, jednym potężnym pchnięciem rozsadził je od wewnątrz, przyozdabiając wnętrznościami Durge’a ściany pomieszczenia i wszystkich w jego obrębie.
Gdy żołnierze spojrzeli na miejsce, gdzie do niedawna stał ich przeciwnik, ujrzeli Obi-Wana. Jedi oddychał ciężko, łapczywie łapiąc w płuca powietrze, bez którego musiał sobie przez kilka dobrych chwil radzić w wnętrznościach wroga. Po chwili do oblepionego fioletowo-różowymi glutami generała podszedł kapitan.
- Generale, wszystko w porządku? – zapytał.
- Tak – rzekł Kenobi, odzyskując normalny oddech. Gdyby nie mokra zbroja i włosy nikt nie poznałby, że stoczył przed chwilą niesamowitą walkę. – Zdaje się, że nieźle nabałaganiłem.
- Tak jest, panie generale – odpowiedział natychmiast żołnierz, nie dając po sobie poznać, że zauważył żart.
Jedi wyciągnął dłoń i przywołał do niej miecz świetlny. Podszedł do zdruzgotanej holomapy miasta i uniósł ją w górę. Pod nią, tak jak się spodziewał, ujrzał drżącego Sana Hilla.
Pora było to zakończyć.
- Na czym to stanęliśmy... a tak. Zdaję się, że właśnie się poddawaliście – powiedział Kenobi z wyraźną satysfakcją w głosie.
Zrezygnowany prezes zaskamlał cicho, uderzając pięścią w podłogę w geście całkowitej bezsilności.
Podczas, gdy żołnierze SOZ wyprowadzali z budynku schwytanych przedstawicieli Klanu Bankowego, Obi-Wan podszedł do miejsca, w którym Durge zakończył swój nazbyt długi żywot. Wziął w ręce hełm łowcy i przyglądał mu się przez chwilę. Wspomnienie śmierci, która tym razem prawie go dosięgła, spowodowało, że pomyślał o swoim dzielnym Padawanie, dowodzącym flotą Republiki na orbicie Muunilinst, gdzie wciąż toczyła się bitwa. Zastanawiał się, jakim niebezpieczeństwom Anakin musiał teraz stawiać czoła.
Pogrążony w myślach Jedi nie zauważył, jak zaścielające podłogę szczątki Durge’a drgnęły i powoli, tkanka po tkance, rozpoczęły mozolny proces ponownego łączenia.
Aby wystawić ocenę musisz się zalogować Wszystkie oceny Średnia: 8,37 Liczba: 19 |
|
Mroczna Jedi2008-04-11 15:27:52
Ujmijmy to tak: napisane przez dobrego rzemieślnika. Ale nie mistrza.
Vaderr2007-05-10 21:12:52
rozpiepszyl go od sirodka boba:D
Lord Raider2007-02-05 13:10:52
zablokować laserową kanonadę.fajne
Master Vos2007-02-02 15:13:34
Dzieki, Wedge, ale jak cos, to jestem za,abys to ty go napisal:) Masz duuuuze umiejetnosci literackie, nie podlizujac sie wcale:)
Kasis2007-02-02 13:55:29
Solidne, porządne, podobało mi się. 8/10
Wedge2007-02-01 17:13:37
Vos -> na razie nie, tylko do 20 odcinka będzie.
Master Vos2007-02-01 15:22:30
A swoja droga: czyt bedzie tu odcinek z Roronem Corrobem??
Master Vos2007-02-01 15:21:56
Bez kitu, Durge to kupa miesni...Albo kupa gumy do zycia, ktora ma zdolnosc regeneracji...O Boze jak przegieta postac:( I kto go rozwalil?? Gdyby chociaz Quin, a nie jakis tam Skywalker...
Burzol2007-01-31 15:43:38
Oto właśnie w tym odcinku najwyraźniej widzimy jak strasznie tandetną postacią jest Durge. Nie lubie, nie lubie.
Ale napisane zgrabnie ;).
Lord Nihilus2007-01-31 14:57:50
O tak. Durge to plaga....Ale mozna go latwo wykorzystac do swoich celow... Zobaczcie, wstawiasz takiego Durga i uciekasz. A jelsi go rozwala przeciwnicy to i tak sie zlozy...
Mandalor Wielki2007-01-31 14:33:21
Durge to plaga... Ile on wytlukl Mandalorian... Klonow mogl chociaz nie ruszac:)Daje 10
Lord Bart2007-01-30 21:10:31
Fajny opis. Sam w sobie odcinek jest troszkę... dziwaczny, ale tekst o.k.
mgmto2007-01-30 17:15:58
Durge jest trochę wnerwiający, nie? Ale tekst bardzo dobry
Darth Manshoon2007-01-30 16:02:55
Jak dla mnie 10 :D bardzo dobre opowiadanie :D
Lord Nihilus2007-01-30 15:49:48
Dobre, ale ten Kenobi cos ciemnawy jest... Ale opowiadanko superrrrrr:) Daje 10
Carth Onasi2007-01-30 15:06:27
Baaardzo dobre. Naprawdę mi się podobało :)
Ocena 10/10
the chosen one2007-01-30 15:04:58
dobre
8/10
Szprotu2007-01-30 15:04:05
Cos ciapowaty ten Obi wan jaki
2 raz nie zorientowal sie ze Durg sie "łączy"
Hego Damask2007-01-30 13:38:55
może być - na ósemkę :)