Autor: Shadow
Na podstawie serialu "Clone Wars" Genndy'ego Tartakovsky'ego
Autorzy oryginalnych scenariuszy:
Bryan Andrews
Mark Andrews
Darrick Bachman
Paul Rudish
Genndy Tartakovsky
George Lucas
Redakcja i korekta: Wedge
Bastion Polskich Fanów Star Wars, Stopklatka i autorzy
nie czerpią żadnych dochodów z opublikowania poniższych treści.
Adaptacja jest wykonana przez fanów dla fanów.
O D C I N E K
7
Rattatak, mała planeta zagubiona gdzieś w przestrzeni Zewnętrznych Rubieży. Planeta, którą nikt się nie interesował. Dzika i brutalna. Taka, jak jej mieszkańcy.
Twarde, spokojne skały emanują enigmatycznym, czerwonym blaskiem. Krwawa łuna odbija się od górnych warstw atmosfery, zanurzając zagadkowy świat w poświacie grozy i strachu.
Rattatakianie nie znają grozy. Ani strachu. Żyją ze śmierci i dla śmierci.
Dla krwawego sportu. Dla chwalebnych walk gladiatorów.
W naturalnych jamach i jaskiniach, głęboko pod warstwami skał, istnieją specjalne areny. Tutaj tubylcy sprawdzają się w boju. Tutaj obserwują swoich ulubieńców.
Tutaj spełniają swoje marzenia.
Aren jest wiele. Ale tylko jedna się liczy. Sanktuarium śmierci, w którym mierzą się tylko najlepsi. Arena Cauldron.
Jama jest ogromna, otoczona stromymi, popękanymi skałami. Szare ściany pną się wysoko w górę i tworzą wspaniałą kopułę, z której zwisają potężne, kamienne bloki. Sama arena pokryta jest piaskiem, chociaż równie dobrze mogłoby to być cokolwiek. Krew, która wsiąkła w podłoże, nie pozwala jasno określić struktury placu. Od połowy wysokości jama opleciona jest potrójnym pierścieniem lóż widokowych. Umieszczone wystarczająco wysoko, aby żaden gladiator nie zagroził gościom. I na tyle nisko, by było widać wszystko, co dzieje się na dole. Jak na dłoni.
Sanktuarium śmierci.
A na placu stoi ona. Samotnie.
Zanim się pojawiła, arena była tylko miejscem sportu. Zanim się pojawiła, zwycięzca zbierał burzę oklasków. Zanim się pojawiła, wszystko było inne.
Ona zmieniła arenę.
Asajj Ventress urządziła rzeź.
Spokojny szept śmierci. Delikatny zapach krwi w suchym powietrzu areny. Zatrważająca cisza.
I ona.
A za nią kilkanaście kamiennych bloków, znaczących miejsce pochówku jej przeciwników.
Ilu zabiła? Pięciu? Siedmiu? Piętnastu? Nie pamiętała. Nie miało to znaczenia – wszyscy zasługiwali na swój los. Po pokonaniu ostatniego czuła wzbierającą w sobie potęgę Mocy. Po raz kolejny uwolniła mrok zalegający od wielu lat w jej sercu i czuła się naprawdę silna. Tak silna jak nigdy dotąd. Nawet ten starzec, któremu tak usilnie chciała zaimponować, nie mógł się z nią równać.
- Ciemna Strona jest we mnie silna...
Pochylona w ceremonialnym geście, z rękoma skrzyżowanymi na piersi i włączonymi mieczami świetlnymi, wyprostowała się dumnie.
Pierwszym, co rzucało się w oczy, był odcień jej cery. Trupioblady, sprawiający wrażenie, jakby skórę pomalowano śnieżnobiałą farbą. Do tego wzrost, jakieś sto osiemdziesiąt centymetrów. Nad uszami, po obu stronach pozbawionej włosów głowy, wytatuowała po sześć czarnych pasów oznaczających jej zwycięstwa nad dwunastoma wodzami rządzącymi w różnych częściach Rattatak. Wyrzeźbiona łagodnie twarz wbrew pozorom czyniła jej oblicze jeszcze bardziej przerażającym. Całości dopełniały duże, niebieskie oczy.
Jej smukłe ciało ukryte było pod ściśle przylegającym, szarym kombinezonem. Czarny, obcisły kołnierz chronił jej szyję, podobna osłona zdobiła przedramiona. Z bioder aż do kostek spływała luźna, mroczna jak jej serce szata, opleciona zdobionym, materiałowym pasem.
- ...bo jestem Sithem. – dokończyła spokojnie i skierowała wzrok ku jednej z lóż.
Hrabia Dooku, obserwujący ją przy kamiennej balustradzie znaczącej wylot jego loży, roześmiał się serdecznie. Dziewczyna miała potencjał, to prawda. Na Rattatak mówiono o niej, że jest bohaterką, wielką wojowniczką. Czuł, jak kobieta karmi swą siłę własnym gniewem i strachem innych. Kiedyś byłby z niej wspaniały Sith, pomyślał, ale... Na razie będzie z niej wybitny akolita.
- Śmiałe stwierdzenie! – zawołał ze śmiechem. Nagle jego usta ściągnęły się w wąską kreskę. Zmarszczył brwi, kolejne zdanie wypowiadając niemal z gniewem. – Ale ty nie jesteś Sithem.
Dziewczyna patrzyła z irytacją, jak Hrabia unosi się w powietrzu i z dziecinną łatwością, podkreślaną łagodnym szumem ekskluzywnej peleryny, lewituje w dół, ku arenie. Jak on śmiał jej mówić, kim ona jest, a kim nie? Kimże on jest, że nadaje sobie takie prawo? Zacisnęła pięści ze złości.
Dooku wylądował z elegancją zaledwie kilka metrów od niej.
- Zachowujesz się jak Sith, walczysz jak Sith… – podszedł do niej powoli. Był wyższy, a jego charyzma sprawiała, że dziewczyna czuła, jakby stał przed nią olbrzym. Dooku spojrzał prosto w jej oczy i dokończył z naciskiem. – Jednakże to wszystko można imitować.
Odwrócił się i zaczął oddalać, nie przestając jednak mówić. Każde słowo wypowiadał powoli i zdecydowanie.
- Brakuje ci jednej rzeczy, która charakteryzuje wszystkich Sithów – zaintrygowana Asajj odwróciła głowę w kierunku Hrabiego, ciekawa, cóż to takiego mogło być. – Sith się nie boi. – Dooku zatrzymał się. Czuł, jak dziewczyna wbija wzrok w jego plecy. Czuł wzbierającą w niej furię. – A ja wyczuwam w tobie wiele strachu.
Jej reakcja była taka, jakiej się spodziewał.
- Jesteś tylko głupim starcem, który nic nie wie o Ciemnej Stronie! – w ciszy areny rozbrzmiał charakterystyczny dźwięk uruchamianych dwóch mieczy świetlnych. Niebieskie i zielone ostrza pojawiły się posłusznie, niczym wierne psy akk przywołane przez swego właściciela.
Stała przez chwilę, wpatrując się w plecy byłego Jedi. Wyobrażała sobie, z jaką łatwością mogłaby ozdobić ściany areny jego wnętrznościami. Nawet teraz.
- Doprawdy? – Hrabia Serenno roześmiał się pogardliwie. Miał wrażenie, jakby obserwował dziecko próbujące skrzywdzić smoka krayt za pomocą gaderffii. Zmarszczył brwi. Wyczuł, że dziewczyna ruszyła biegiem w jego stronę, kręcąc mieczami świetliste młynki. Nie widział, ale wiedział. Jeszcze parę metrów.
Biegła ze wszystkich sił, wspomagając się Mocą. Myliła się – jak mogła być tak naiwna sądząc, że były Jedi okaże się dla niej godnym mistrzem? Lata służby Zakonowi zaszczepiły w nim tę samą arogancję, której nienawidziła u pozostałych Jedi. Tę samą, która spowodowała śmierć jej prawdziwego nauczyciela Nyreca. Niech śmierć Dooku będzie choć namiastką wyczekiwanej zemsty. Za sekundę dopadnie tego starucha i wtedy pokaże, na ile ją stać.
I nagle świat zmienił barwy i stracił ostrość. Poczuła straszny ból. Potężne impulsy elektryczne pełzały po jej ciele i powodowały skurcze mięśni. Zaskoczona Ventress dostrzegła, jak Dooku odwrócił się, a z jego palców wystrzeliły błękitne, skrzące błyskawice Mocy. Miecze Rattatakianki upadły na ziemię. Ciało wygięło się w tył, owładnięte bezwolnymi konwulsjami. Przez jej mózg przebiegła szybka, krótka myśl – zawiodła siebie i swojego dawnego mistrza. Nie zemści się więcej na żadnym fałszywym Jedi. Nigdy nie zabije Osiki Kirske – mordercy swoich rodziców. Nigdy nie wyrwie się z tej prowincjonalnej planety. Nigdy...
Jej świat był bólem i ból był całym światem. Wszystko przybrało barwę błękitno-białej błyskawicy Mocy.
A potem opuściły ją siły.
Na krótko wszystko stało się białe, niczym oślepiający błysk supernowej, a potem ogarnęła ją ciemność.
Asajj Ventress umierała.
Otworzyła oczy.
Żyła. Jej koszmar się skończył.
A przynajmniej miała nadzieję, że to, co wydarzyło się na arenie, było tylko złym snem.
Moment chwały w jedną sekundę zamieniony w cierpienie i upokorzenie.
Spojrzała poprzez Moc na swoje ciało, szukając ran i obrażeń. Nie znalazła nic. Żadnych bąbli po oparzeniach, żadnych blizn pełzających po niej błyskawic Mocy. Wszystko było w jak najlepszym porządku, tylko...
Usiadła.
...tylko gdzie teraz była?
Zdała sobie sprawę, że leżała na surowej, twardej sofie. Oba końce jej specyficznego łoża wyginały się wysoko w górę; ostre krawędzie przywoływały na myśl pazury drapieżnika. Rozejrzała się po pomieszczeniu.
Komnata była ogromna i masywna. Zauważyła, że pomieszczenie oparte jest na planie koła. Po jej lewej stronie wykuto schody. Wyjście znajdowało się wysoko i gdy siedziała, nie mogła go dostrzec. Następnie jej wzrok powędrował na wysokość stropu. Potężny, szeroki blok skalny zwisał niebezpiecznie i sprawiał wrażenie, jakby za chwilę miał runąć w dół. Na wprost niej, w nieznacznej odległości, stała samotna kolumna wspierająca strop. Nie była podobna do niczego, co do tej pory widziała. Wychodzące z jednego pnia ramiona skręcały się w przedziwny sposób, to pnąc się samotnie w górę, to łącząc się ponownie ze sobą.
Gdzieś z prawej poczuła delikatne muśnięcia wiatru. Dostrzegła dosyć szeroką, pionową szczelinę, której szczytu jednak nie widziała. Poszarpane, delikatne zasłony falowały z lekka, łaskotane pieszczotliwie przez kolejne podmuchy wiatru. Przed tym specyficznym oknem stało biurko, za nim surowy, prosty fotel. Wpadające przez szczelinę światło słoneczne rozjaśniało dużą część komnaty, pogrążając resztę w mroku.
Wszystko w stylu prostej, ale i artystycznej elegancji. Wstała i ruszyła w kierunku kolumny.
Zauważyła, że troszkę po prawej, za kolumną, stoi stół konferencyjny.
Wtedy jej uwagę przykuła niewielka taca leżąca na biurku przy oknie, a na niej dwie rękojeści. Jej miecze. Jej i jej mistrza, poprawiła się szybko w myślach. Zrobiła kilka kroków w ich stronę.
Wtedy wyczuła jego obecność. Był jak duch. Najbardziej zdziwiło ją, że nie wyczuła, ani nie usłyszała go wcześniej. Sekundę później komnatę wypełnił charakterystyczny dźwięk włączanego miecza świetlnego.
Koszmar trwał nadal.
Błyskawiczny atak Hrabiego Dooku przeciął puste powietrze. Ventress była już wysoko w górze. Obróciła się w powietrzu, nurkując głową w dół.
Serce kobiety wezbrało gniewem i chęcią mordu. Chciała zemsty.
Jej miecze świetlne. Wyciągnęła w ich kierunku dłoń, jakby chciała je chwycić. Użyła Mocy i po chwili rękojeści były już w jej dłoniach. Obróciła się ponownie w powietrzu, przygotowując do lądowania. Uruchomiła ostrza i gotowa do obrony wylądowała na sofie.
Dooku natychmiast ruszył w jej stronę. Dzierżący zakrzywiony miecz arystokrata wyprowadził precyzyjne i potężne cięcie z nad głowy, ale jakby od niechcenia. Ventress musiała ponownie ratować się skokiem. Szkarłatne ostrze przecięło kamienną sofę na pół.
Hrabia spojrzał nad siebie w kierunku dziewczyny i bez namysłu wyskoczył w górę. Ventress zaatakowała natychmiast jeszcze w powietrzu, kreśląc świetliste smugi. Dooku z gracją i elegancją odparł pierwsze uderzenia.
Zaczęli opadać powoli w stronę kamiennej posadzki, hamując swój lot za pomocą Mocy i wymieniając kolejne uderzenia. Ich stopy dotknęły podłogi i były Jedi po raz pierwszy wyprowadził atak. Swobodne cięcie zostało zatrzymane przez zielone i niebieskie ostrze. Powietrze wypełniło się iskrami stykających się strumieni energii i głośnym, przyprawiającym o ból głowy buczeniem. Arystokrata natarł mocniej mieczem; ostrza zakleszczyły się. Spojrzał w wypełnione furią oczy Ventress. Złość, którą w niej wyczuwał sprawiała mu niebywałą satysfakcję. Czuł jednak, że dziewczyna ma w sobie jeszcze większe pokłady gniewu, które zresztą miał zamiar wyzwolić.
- Doprawdy… – zaczął z pogardą. Jej ciągłe ucieczki zaczynały go irytować, a jemu zależało na klasycznym, epickim pojedynku. – Gdybyś rzeczywiście była Sithem, czy ta walka nie powinna być już skończona?
Ventress ryknęła gniewnie odpychając klingę przeciwnika i natychmiast zaatakowała trzymanym w prawej dłoni niebieskim ostrzem. Zielone trzymała pionowo nad głową, gotowe do natychmiastowego przejścia do defensywy. Hrabia zdawał sobie sprawę, z jakiego stylu walki korzysta dziewczyna. To był Jar’Kai, oparty na Formie Szóstej zwanej Nimanem, służący do walki dwoma mieczami. Zabawne, że Hrabia w ciągu ostatnich dwóch miesięcy spotykał się z nim po raz kolejny.
Przed oczami stanęły mu rude połacie Geonosis. Podobna, kamienna komnata. Podobne niebieskie i zielone klingi. I Anakin Skywalker. Nawet furia Ventress była tylko dziecinną igraszką przy gniewie młodego Jedi.
Jar’Kai może i miał swoje zalety, ale Dooku miał po swojej stronie znacznie potężniejszą technikę. Jako mistrz Formy Drugiej, znanej jako Makashi, wyjątkowo eleganckiej i przystosowanej specjalnie do pojedynków na miecze, był pewien zwycięstwa. Niezwykła precyzja i dokładność uderzeń zapewniały mu przewagę nad niekontrolującą swej furii przeciwniczką. Ta walka stała się dla Sitha niemalże rekreacyjną rozrywką.
Kolejne cięcie niebieską klingą wyprowadziła od dołu. Minąwszy ciało przeciwnika, złączyła błękitny miecz z zielonym i wspólnie opuściła ostrza w dół. Ataki były szalenie szybkie. Zielono-błękitne ostrza zlewały się w całość, jednak wydawały się w ogóle nie zagrażać byłemu Jedi. Hrabia prostym, oszczędnym ruchem zablokował kolejny atak i przeszedł do ofensywy. Krótkie pchnięcia i oszczędne cięcia powodowały, że Ventress musiała zacząć się cofać.
Atak, blok, finta, cięcie, kolejny atak. Oszczędne ruchy Dooku i szalenie szybkie uniki Ventress.
Kątem oka dostrzegła, jak mijają kolumnę. W myślach już widziała swój triumf. Dooku atakował ciągle, powoli posuwając się naprzód. Ventress po raz kolejny zablokowała czerwona klingę i skoncentrowała się na zwieńczeniu kolumny, która teraz znajdowała się za plecami jej przeciwnika. Odszukała Mocą linię ukrytych pęknięć i siłą woli natychmiast skruszyła skałę.
Kolumna runęła na starca.
Dooku, wyczuwając niebezpieczeństwo, natychmiast wykonał obrót połączony z cięciem. Rozciął skałę, a pojedyncze kawałki zwaliły się w bezpiecznej odległości od niego. Odwrócił się w stronę, gdzie jeszcze kilka sekund temu stała dziewczyna. Nikogo tam jednak nie było. Zaintrygowany rozglądał się wokół, ale dziewczyna kompletnie zamaskowała w Mocy swoją obecność.
Chwilę później wyczuł małe zakłócenie tuż za jego plecami. Zmarszczył brwi w chytrym geście. Wyczuwał, jak Ciemna Jedi unosi miecze, by zadać ostateczny cios. Niemal czuł jej radość. Rzecz jasna przedwczesną.
W jednej chwili kawałek zwalonej kolumny podniósł się i zakleszczył oba miecze Ventress. Dooku zaatakował wściekle, jednocześnie odrzucając kolumnę na bok pchnięciem Mocy.
Zaczęła nudzić go ta zabawa i miał zamiar jak najszybciej ją zakończyć. Spojrzał gniewnie na dziewczynę. Darth Tyranus nie miał zamiaru dłużej bawić się z nią w kotka i myszkę.
Krótkim machnięciem dłonią wyrwał Mocą jej miecze z rąk. Szybkim cięciem przepołowił rękojeść błękitnego ostrza. Zielone, należące niegdyś do Nyreca, poleciało w głąb pomieszczenia.
Ventress stanęła pełna lęku i obaw, pozbawiona swej broni. Tyranus odwrócił się w jej kierunku. Jego zimne spojrzenie wyzwoliło u niej dreszcz strachu i niepewności. Ledwo dostrzegła wyciągniętą w jej stronę rękę Hrabiego. Poczuła tylko zawirowanie Mocy i oczy rozwarły jej się szeroko z niedowierzania.
Potężne pchnięcie Mocy posłało ją w przeciwległy kąt komnaty, aż do podstawy schodów. Silne uderzenie plecami wypchnęło jej oddech z płuc, przed oczami zrobiło się ciemno, ale resztki woli obroniły ją przed utratą świadomości.
Dooku doskoczył do niej natychmiast i powstrzymał w miejscu skierowanym w krtań ostrzem miecza.
- Nie tak łatwo jest pokonać Sitha – upomniał ją twardo.
Spojrzała hardo w górę, wprost w brązowe oczy przeciwnika. Umysł wypełniał jej tylko gniew. Złość na to, że pozwoliła się ponownie pokonać.
- Więc zakończ to.
- Mamy inne plany... – Dooku spojrzał w stronę szczytu schodów, gdzie od dłuższego czasu stał samobieżny nemoidiański mechnofotel, na szczycie którego lśnił hologram zakapturzonej postaci. – Obserwowałeś, mistrzu?
Chodzący przekaźnik holonetowy ruszył w dół po schodach na swych czterech mechanicznych odnóżach. Niebieskawy hologram migotał nieznacznie, targany zakłóceniami. Tajemnicza postać przemówiła.
- Tak, Darth Tyranusie – głos był przepełniony mrokiem. Asajj Ventress wstała z podłogi i stanęła obok Hrabiego Dooku, który wyłączył i schował miecz. – Umiejętności tego dziecka z mieczem świetlnym są bardzo imponujące... Znalazłeś wielce obiecującego adepta, mój uczniu – mechnofotel zatrzymał się u podstawy schodów, naprzeciw Hrabiego i dziewczyny. – Będzie nam dobrze służyła.
Ventress była niezwykle zdziwiona takim obrotem sprawy. Koszmar zmienił się ponownie w chwilę triumfu. Instynktownie skłoniła się przed majestatem hologramowej postaci.
- Jestem zaszczycona.
Hrabia Dooku wyciągnął rękę w stronę hologramu.
- Pozwól, że przedstawię mojego mistrza, prawdziwego Lorda Sithów… – jego głos był teraz spokojny i przepełniony dumą. – Dartha Sidiousa.
Ventress nie mogła w to uwierzyć. Prawdziwi Sithowie… Zaiste, nie mogła trafić lepiej. Jej nowa rola zafascynowała ją do głębi. Patrząc w zniekształconą hologramowym przekazem zamaskowaną twarz, zapytała:
- Jakie są twoje rozkazy?
- Jedi Anakin Skywalker – powiedział spokojnie Sidious. Jego głos był lekko chrypiący, jadowity jak wąż. – Znajdziesz go dla nas... i wyeliminujesz.
Holoprzekaźnik ruszył powoli w głąb komnaty. Sidious obserwował w zamyśleniu zniszczenia, jakich dokonali jego uczeń i nowa adeptka. Gdzieś za nim przemówiła Ventress.
- Jedi! – prychnęła lekceważąco, oglądając się za oddalającym się Lordem Sithów. – Ich Zakon to bledniejące w mroku światło! Skorumpowani, aroganccy... muszą zostać ukarani! – przed oczami stanął jej Ky Narec, opuszczony przez Zakon Jedi, pozostawiony własnemu losowi. Uniosła pięść w furii. – Jedi upadną!
Sidious nie zwracał już na nią uwagi. Teraz była podopieczną jego ucznia, Dartha Tyranusa.
Dooku, stojący cały czas obok dziewczyny, wyciągnął metalowe pudełko.
- Uznaj to za prezent.
Bogato zdobione pudełko otworzyło się automatycznie, odsłaniając dwie zakrzywione rękojeści, bardzo podobne do jego własnego miecza. W byłym Jedi wzbudziło to kolejną falę wspomnień. Te miecze należały kiedyś do jego Padawanki, która przeszła na Ciemną Stronę. Komari Vosa… Walczyła u jego boku na Galidraan, gdy rozprawiał się z Mandalorianami. Niestety później, jako przywódczyni kultu Banu Gora, weszła w drogę planom Dartha Sidiousa. Pokonana przez Jango Fetta i Zam Wessel na Kohlmie, jednym z księżyców Bogdena, była taka bezbronna… Jaka szkoda, że Dooku musiał ją osobiście zadusić uściskiem Mocy. Ale dzięki temu spotkaniu zwerbował Fetta jako wzór dla armii klonów.
Tak, te miecze nie mogły trafić w lepsze ręce. Nowa adeptka z pewnością zasługiwała na taki dar.
Z każdą chwilą zdziwienie dziewczyny rosło. Sięgnęła po jedną z rękojeści i, przyglądając się z ciekawością, uruchomiła miecz.
Asajj Ventress wpatrzyła się w swoją nową, krwistoczerwoną klingę.
Smukły geonosjański myśliwiec typu Ginivex wzbił się w powietrze i chwilę później zniknął w atmosferze.
Asajj Ventress leciała wypełnić swoje zadanie.
Powierzchnia Rattatak skąpana była w krwawym blasku. Hrabia Dooku stał obok mechnofotela wyświetlającego postać jego mistrza. Milcząc, wpatrywali się w znikający, maleńki punkt nowego statku Ventress. W pewnym momencie Tyranus zwrócił się do Dartha Sidiousa.
- To będzie ciężka przeprawa dla młodego Skywalkera.
- To nie ma znaczenia – dla Lorda Sithów wynik pojedynku był niemal oczywisty, ale najważniejsze było, żeby młody Skywalker wpadł w pułapkę. Należało oddzielić Padawana od jego mistrza i pozwolić mu zatopić się w swoim gniewie. A takiego obrotu spraw Sith był w zasadzie pewien. Ventress otrzymała pełne instrukcje co do tego, gdzie ma zwabić Jedi i jej obowiązkiem było wypełnić zadanie. – Ona jest ledwie instrumentem służącym do zniszczenia Jedi.
Było coś, o czym dziewczyna nie wiedziała, a co było ważnym elementem planu Sithów.
Asajj Ventress miała umrzeć w starciu z Anakinem Skywalkerem.
Aby wystawić ocenę musisz się zalogować Wszystkie oceny Średnia: 9,42 Liczba: 31 |
|
Light Side Vader2008-08-08 09:27:30
Swietny odcinek.
Mroczna Jedi2008-04-11 14:52:56
impressive, most impressive.
Szkoda tylko, że Asajj ma umrzeć - fakt, że stanie się to w sposób cokolwiek widowiskowy
Vaderr2007-05-09 20:00:44
bardzo fajne dorze wymyślone,dobrze że ta suka umrze
GrEger2007-05-06 16:13:10
Kurczę... naprawdę świetnie ubrałeś w słowa odcinek, w którym poza walką, niewiele się działo ;] Bardzo fajne opisy, z którymi na szczęście nie przegiąłeś :D Kto próbował czytać Orzeszkową w LO, wie o czym mówię :D Good work!
Syf Lord<yeah>2007-02-21 10:19:30
Świetne, ale i tak Dooku nie był prawdziwym Sithem.
Lord Raider2007-02-05 13:01:27
Super napisane
Winters2007-02-01 20:35:24
Bardzo fajne opowiadanie
Master Grim2007-01-31 16:43:19
Najlepsze z dotychczasowych! Lubię strasznie serial, tutaj wszyscy zadbaliście w tym i poprzednich odcinkach o pogłębienie treści opowiadanej historii. Duuuże brawa dla Was!! Sporo rzeczy się dowiedziałem. Super napisane, czekam na więcej! :-))
Kasis2007-01-30 13:25:14
Brawo!:) 10/10
Bardzo mi się podobało. Styl, język, nawiązania - wszystko bardzo fajnie.
mgmto2007-01-30 11:38:58
Very funny. Naprawdę mi się podobało!
Helian2007-01-29 13:13:32
Świetnie napisane :D Cieniu zdolny jesteś ;)
Lord Nihilus2007-01-28 12:13:32
DOOKU, TO MOJ ULUBIONY SITH, OPROCZ NIHILUSA.
A OPSIW JAKI SPOSOB DZIALAL BARDZO MI SIE SPODOBAL. FACET MIAL LEB NIE OD PARADY:)
Lord Nihilus2007-01-28 12:13:11
DOOKU, TO MOJ ULUBIONY SITH, OPROCZ NIHILUSA.
A OPSIW JAKI SPOSOB DZIALAL BARDZO MI SIE SPODOBAL. FACET MIAL LEB NIE OD PARADY:)
Lord Nihilus2007-01-26 18:14:19
Fajne. Wolalem opis Durga osobiscie, ale opowiesc o Ventress nie jest zla. Chocviaz powiem, ze odcinek wyszedl 100000 razy lepiej. Polecam Clone Wars kazdemu fanowi SW
Merduk2007-01-25 19:20:56
Cieniu jak zawsze wspiołes sie na szczyty swoich umiejetnosci pisania ....:) Naprawde bardzo dobre :) byle tak dalej .:)
Ri Rakhis2007-01-25 16:06:15
Świetna Robota Cieniu! Daje dziesiątkę... Sama kreskówka się chowa ;)
Anor2007-01-24 23:41:33
Naprawdę interpretacja rządzi:) Aż żal oglądać odcinek:P
Włóczykij2007-01-24 20:43:20
Bardzo mi się podobało...Dooku rządzi! Daję 8.
Bakuś2007-01-24 19:37:07
Wprost znakomite
the chosen one2007-01-24 19:08:01
bardzo dobre
Rusis2007-01-24 19:05:44
Kolejny świetny odcinek :]
Carth Onasi2007-01-24 18:59:27
Świetne. Naprawdę świetne. Wszystko zostało opisane w rewelacyjny sposób.
Ocena 10/10
Aren2007-01-24 18:41:22
BArdzo dobre ! ;]
Lord Bart2007-01-24 18:32:57
10. Ale te formy... :r
Komandor Eire2007-01-24 17:49:45
Świetne
Hego Damask2007-01-24 17:24:49
brawo :) dycha bez dwóch zdań :)