Jak zwykle, życzymy dobrej zabawy przy oglądaniu.
Dla każdego kto kiedykolwiek spojrzał na plakat do filmu Fritza Langa „Metropolis” jest całkiem jasne, że zainspirował on Ralpha McQuarriego, gdy ten projektował i malował See-Threepio. „Metropolis”, który miał premierę w 1927 jest powszechnie uznawany za pierwszy pełnometrażowy film science-fiction, opowiada historię klasy pracującej rządzonej przez tyranicznego dyktatora imieniem Joh Frederson.
Dla kogoś, kto nie widział tego filmu, łatwo będzie uznać, że projekt plakatu był największą inspiracją dla sagi Star Wars, ale jak się zgłębimy w obraz okazuje się, że podobieństw jest dużo więcej. Choćby miasto Metropolis jest rozległe w stylu art deco, sięgające tak wysoko, jak można sobie tylko wyobrazić. Od razu przypomina się planeta-miasto Coruscant. Pomijając styl, nawet paleta odcieni w tym czarno-białym, niemym filmie jest podobna do Coruscant, gdzie rozkwitają kolorowe światła.
Maszyny w podziemnym mieście zdają się coś robić, ale ich praca jest prawie absurdalna. Nawet zestawienie ujęć wydaje się zdecydowanie bardziej ostrożne w niemych filmach niż dziś, więc nie jest niespodzianka dla mnie, że George Lucas studiował ten film by uchwycić techniki montażu i efektów specjalnych Langa. Jedną z rzeczy, którą George Lucas robi najlepiej, jest sprawienie by uwierzyć, że maszyny, którymi manipuluje się na ekranie, są prawdziwe i pracują, gdy operują nimi postaci, a ponieważ „Metropolis” to chyba pierwszy taki przykład w kinie, więc nawiązanie zdaje się być oczywiste.
Innymi kropkami, których nie trzeba łączyć jest prawa ręka Rotwanga. Rotwang to wynalazca robota w stylu Threepio, a jego mechaniczna prawa dłoń jest schowana w czarnej rękawicy. Przypomina trochę to historię Threepio i Anakina Skywalkera, z motywem czarnej rękawicy który pojawia się w całej sadze Star Wars.
Projekty i warstwa wizualna to nie jedyne rzeczy, które „Metropolis” dzieli z „Gwiezdnymi Wojnami”. Jest mnóstwo elementów fabularnych, wspólnych dla tych dwóch dzieł. Największym będą zmagania niższej klasy, które przypominają Sojusz Rebeli, w swojej walce z tyranią klasy wyższej. Wzniecają rebelię która ma poprawić ich los, ale zostają oszukani przez roboty wyglądające jak ich przywódcy, które zostały wysłane przez klasę rządzącą by zmylić i zrujnować buntowników. Ta dwoistość sobowtórów rozbrzmiewa echem w podzielonej naturze Anakina Skywalkera i Dartha Vadera, z jednej strony zimnej maszyny służącej z złu, z drugiej człowieka z najlepszymi intencjami wypływającymi z jego ludzkiego, bijącego serca.
W filmie znajdują się także absurdalne, podniecające sceny taneczne i inne przykłady ekscesów klasy rządzącej, które natychmiast przywołują porównanie do tańców urządzanych na życzenie Jabby w „Powrocie Jedi”.
Tematyczne tezy „Metropolis” także są poniekąd odzwierciedlone w sadze „Gwiezdnych Wojen”. Ludzie i maszyny to z jednej strony ręce społeczeństwa, natomiast klasa wyższa w tym równaniu jest umysłem. Dopóki nie znajdzie się mediator, który pogodzi oba światy, wygrywa tyrania. Poza wspomnianymi numerami tanecznymi, film jest odpowiedni dla widowni w każdym wieku, oczywiście dopóki mają cierpliwość siedzieć i oglądać niemy film.
Tak jak II wojna światowa dotknęła każdego zakątka naszego świata, tak wydarzenia „Wojen klonów” zdają się dotykać każdego zakątka galaktyki „Gwiezdnych Wojen”. Szósty sezon „Wojen klonów” dał nam głębszy wgląd w implikacje galaktycznego konfliktu, który jedynie zarysowano w filmach „Gwiezdne Wojny”. W 2008 George Lucas powiedział, że zapowiadane wówczas „Wojny klonów” będą jak „Kompania braci”, tyle że z Jedi, ale niewiele wiedzieliśmy o tym ile ten niejednokrotnie nagradzany serial będzie czerpał inspiracji z historii. Teraz gdy cały serial „Wojny klonów” jest już dostępny na Netfliksie, nastał doskonały moment, by spojrzeć na to jak II wojna światowa zainspirowała największy konflikt w galaktyce.
Inspiracja zaczyna się z początkiem każdego odcinka „Wojen klonów”. Zamiast zacząć go lecącymi napisami jak w filmach, telewizyjne odcinki rozpoczyna narrator.
- Narrator sprawia wrażenie kroniki – tłumaczy główny reżyser Dave Filoni.
Tom Kane, czyli głos narratora, Yody i jeszcze kilku innych, wspomniał w 2008 o początkach narratora.
- Ten pomysł pochodzi bezpośrednio od George’a. Seriale to geneza „Gwiezdnych Wojen” i „Poszukiwaczy Zaginionej Arki”, on na nich dorastał. Zachodnie seriale, czy to audycje radiowe czy telewizyjne, wywarły na nim wielkie wrażenie, gdy jeszcze był młodym człowiekiem, więc chciał je zachować w filmach.
Inspiracje dla głosu Kane’a były klasyczne. Powiedział:
- To głos, którego używałem często w reklamach i podobnych rzeczach, nazywaliśmy go głosem z „March of Time”.
„March of Time” to był popularny i przełomowy radiowy program informacyjny z lat 30. i początku 40. XX wieku. Była to jedna z najbardziej popularnych audycji radiowych w Ameryce w czasach wielkiego kryzysu jak i II wojny światowej.
Zapytałem głównego reżysera, Dave’a Filoniego, czy historyczne wydarzenia takie jak II wojna światowa, wpłynęły na samą opowieść, wygląd czy nawet dźwięki serialu, na co on odpowiedział:
- Na każdym poziomie. To zawsze wpływa. Zawsze możesz wziąć to jako punkt wyjścia dla projektu, „bombowiec B-17 to niesamowicie wyglądający samolot, jak możemy go wykorzystać?” Bombowiec Heinkel ma w sobie dużo z esencji kokpitu „Sokoła Millennium”. Myślę, że taki wpływ był tam zawsze, nawet w sposobie w jaki filmowano „Gwiezdne Wojny”. Jak zdjęcia ścigających się samolotów, używaliśmy je przez cały czas, gdy montowaliśmy sekwencje lotnicze, a niedawno rozmawialiśmy by zrobić to jeszcze raz pewnego dnia. To zawsze jest obecne.
Filoni mówił także jak integralnym aspektem tworzenia dźwięku „Wojen klonów” była II wojna światowa, przypominając, że Matthew Wood i David Acord używali tysięcy dźwięków, w tym tych wydawanych przez samoloty, by ożywić świat „Gwiezdnych Wojen”. Reżyser nawet zauważył:
- Mieli nawet P-51 Mustangi, gdy nagrywali dźwięk ich silników do „Red Tails”. Te dźwięki ostatecznie znalazły swoją drogę do „Wojen klonów”, i jest to doświadczenie, część „Gwiezdnych Wojen”, która myślę, że się sprawdza. To odległa galaktyka, ale czuje się, że jest relatywnie bliska i znana. To taka znajomość, którą szybko się odnajduje, ale zrobiona w sposób taki jakiego jeszcze się nie wyobrażało. – Filoni dodaje – to właśnie coś, co myślę, że jest naprawdę wyjątkowe. To co George zrobił było tak wspaniałe, on dodał do tego tylko spektakularność, wyobraźnię i przygodę. Staraliśmy się uchwycić część tego w każdym odcinku „Wojen klonów”.
By uchwycić esencję II wojny światowej zrobili wszystko, od projektów okrętów po scenariusze inspirowane wojną to w jednym miejscu a to w innym. Weźmy na przykład pojazd zwiadowców Naboo z odcinka pierwszego sezonu Blue Shadow Virus. Russel Chong wspomina o inspiracjach tego pojazdu.
- Zaadaptowałem projekt Douga Chianga, który dał nam George Lucas. By dodać mu wyglądu Naboo dodałem mu trochę bardziej opływowych, organicznych kształtów. A ponieważ był to pojazd zwiadowczy, użyłem PB4Y Catalina, samolotu obserwacyjnego z II wojny światowej, jako podstawy do stworzenia okien obserwacyjnych w środku.
Consolidated PBY Catalina, łódź latająca, było to jeden z najczęściej używanych samolotów morskich podczas II wojny światowej. Służyły jako samoloty przeciw łodziom podwodnym, poszukiwawcze, ratunkowe, oraz bombowce patrolowe Stanów Zjednoczonych (i nie tylko). Ich charakterystyczne otwory na karabiny także wykorzystywano jako okna obserwacyjne.
Jedną z moich ulubionych inspirowanych II wojną światową historii jest cykl o Umbarze z sezonu czwartego. Scenarzysta Matt Michnovetz wyjaśnia jak wiele filmów wojennych inspirowało tą historię.
- George przyszedł z historią – tłumaczy Matt – wszedł do nas do pokoju i rzucił ten pomysł. Czerpał wiele inspiracji z klasycznych filmów. Jako scenarzysta serialu mam zadanie domowe, które polega na tym, że szukasz inspiracji na te rzeczy. Chciał zrobić bitwę jak z filmu „Najdłuższy dzień” (The Longest Day). Mieliśmy kilka pomysłów. Chciał opowiedzieć historię trochę bliską do starego filmu Jimmy’ego Cagneya pt. „What Price Glory”, który był dla nas wielkim źródłem inspiracji, podobnie jak „Bunt na okręcie” (The Caine Munity).
Bitwa o Umbarę jest jedną z wielu, które zostały zainspirowane wojną lub filmami wojennymi. Jak będziecie oglądać lub wracać do „Wojen klonów” na Netfliksie, zwróćcie uwagę na tą klasyczną, wojenną stylistykę.