TWÓJ KOKPIT
0

wywiad :: Newsy

NEWSY (154) TEKSTY (38)

<< POPRZEDNIA     NASTĘPNA >>

Twórcy Przeznaczenia Jedi o serii

2012-06-07 17:18:58 RI

Niedawno na stronie firmy Barnes&Noble, jednego z największych sprzedawców książek na świecie, ukazał się artykuł w którym twórcy serii Przeznaczenie Jedi zamieścili swoje przemyślenia na temat całej serii. Zachęcamy do zapoznania się z nim poniżej.

Aaron Allston

Od 2002 uczestniczyłem w pisaniu trzech serii powieści ze świata Gwiezdnych Wojen z wieloma autorami, i w przypadku dwóch miałem zaszczyt napisania pierwszej powieści w serii („Dziedzictwo Mocy” i „Przeznaczenie Jedi”). To nie tylko zaszczyt, zaczynanie nowej serii to także wyzwanie, którego autor nie ma w samodzielnej powieści.

Musiałem przedstawić, lub przynajmniej jakoś napomknąć, o wątkach, które będą obecne przez całą serię. W „Przeznaczeniu Jedi” te tematy to między innymi:

- Niepewność co do przyszłości Zakonu Jedi w nieprzyjaznym środowisku politycznym i w obliczu nowego, nieznanego zagrożenia.
- Przywrócenie trochę poczucia śmiałości, po marsowym „Dziedzictwie Mocy”.
- Polityczny zamęt, który może odmienić naturę Sojuszu Galaktycznego i Imperium.
- Dorastanie - Zakon Jedi który musi nauczyć się funkcjonować bez swojego ojca, Luke’a Skywalkera oraz transformacja Bena ze zdolnego nastolatka w młodego mężczyznę.

Tak więc w przypadku „Wygnańca”, pierwszej powieści w serii, po wspólnych sesjach z moimi przyjaciółmi pisarzami, gdzie układaliśmy fabułę, przedstawiłem kilka wątków głównych i pobocznych. Szaleństwo atakujące niektórych Jedi, niepoczytalność w jakiś sposób powiązana z upadłym Jedi Jacenem Solo, który teraz jest martwy. Luke Skywalker, który przyjmuje odpowiedzialność za błędy popełnione w „Dziedzictwie”, zgadza się na wieloletnie wygnanie, więc Jedi muszą znaleźć sobie nowego przywódcę. Luke tymczasem wyrusza w podróż śladami Jacena Solo, by znaleźć przyczynę szaleństwa Jedi. Towarzyszy mu jego syn Ben, całość trochę jest inspirowana „Odyseją”, odwiedzają egzotyczne światy, ten wątek trwa przez pierwszą połowę serii. Luke i Ben odwiedzają planetę Dorin, jeden z przystanków Jacena, gdzie natykają się na pewien niepokojący rodzaj Kultu Mocy. Na Kessel, Han i Leia odkrywają jaskinie wypełnione antyczną technologią, podobną do zniszczonej stacji Centerpoint. To odkrycie i inne wydarzenia powiązane są z obecnością złej i potężnej istoty gdzieś w okolicach Maw.

Pod koniec powieści problematyczny kult na Dorin zostaje uspokojony, a Jedi odnoszą swe pierwsze zwycięstwo w zmaganiach z rządem. Te dwa wątki zostają uśpione, ale inne wciąż pozostają w grze.

Innym ważnym zadaniem w pierwszej książce serii jest przedstawienie lub przypomnienie postaci, które będą odgrywać ważne role. I tu akurat miałem łatwiejsze zadanie. Gdy musiałem przypomnieć wiele postaci, większość z nich była dobrze znana czytelnikom z Expanded Universe i nie wymagała specjalnego dopracowania. Troy, Christie i ja uznaliśmy, że trzy najważniejsze nowe postaci/grupy - Vestara, Abeloth i Zaginione Plemię Sithów, powinni zostać wprowadzeni w późniejszych książkach. Więc tylko wspomniałem o Abeloth, nawet nie dotykając Vestary czy Sithów.

Tak więc „Wygnaniec” wprowadził piłkę w ruch, choć może słowo lawina byłoby tu lepszą analogią. I lawina ruszyła prosto ku Christie Golden.

Christie Golden

Lawina została poprzedzona przez bardzo interesujący fakt, że to było moje pierwsze w życiu pisanie Gwiezdnych Wojen. (No może nie licząc historii, którą napisałam, gdy miałam 15 lat, w której Luke zakochał się w córce Imperatora, którą nawrócił na jasną stronę... I to było lata przed Marą Jade!). Więc sobie wyobraźcie przez chwilę, że pierwszym projektem z Gwiezdnych Wojen, który piszecie nie jest opowiadanie czy samodzielna powieść, ale trzy ważne tytuły, jedna trzecia wielkiej serii, w świecie którego nie zna się zbyt dobrze (nie licząc pierwszych trzech filmów kwestia po kwestii), w dodatku współpisana z dwoma obcymi facetami.

Na szczęście zestawiono mnie z dwoma najlepszymi pisarzami w tej materii, którzy już nie są obcy, no i na szczęście miałam jeszcze Shelly Shapiro, moją redaktorkę, Sue Rostoni z Lucasfilmu oraz Lelanda Chee, Opiekuna Holokronu. Wszyscy mnie miło przyjęli i byli bardzo entuzjastycznie nastawieni do mojego uczestnictwa w projekcie, a ja jestem im bardzo wdzięczna za pomoc, gdy potrzebowałam informacji.

Bycie tą w środku ma swoje plusy i minusy. Plusem jest to, że mogłam poprosić Aarona o przygotowanie kilku rzeczy pod moje książki, i że mogłam powiedzieć Troyowi, gdzie zamierzałam dojść przekazując mu pałeczkę. Negatywną stroną jest to, że nigdy nie miałam możliwości zacząć coś samodzielnie, lub skończyć. Hm, zastanawiam się czy Aaron i Troy myślą, że zaczynanie lub kończenie takiej serii to plus czy minus!

Miałam dużo szczęścia, mogąc przedstawić całą kulturę Sithów w świecie Gwiezdnych Wojen, wprowadzając Zaginione Plemię i w szczególności Vestarę Khai. Wszyscy w trójkę ustaliliśmy, że chcemy by Ben zaangażował się emocjonalnie z dziewczyną z Sithów, ale to ja mogłam kształtować jej osobowość i wygląd, ale też, oczywiście współpracując z innymi, naturę Zaginionego Plemienia. Wprowadziłam także Wynna Dorvana. Jako ciekawostkę dodam, że Dorvan został stworzony jako postać do jednorazowego wykorzystania. Troy chciał, bym stworzyła asystentowi Daali parę chitlików. Więc tak zrobiłam, i domyślam się, że jest lub będzie jakaś historia dlaczego Dorvan ma teraz tylko jednego chitlika - Kieszień. No i oczywiście czytelnicy wiedzą, że Dorvan zaczął żyć i stał się pełnowymiarową postacią. Jestem zaskoczona ale i zadowolona, że fani polubili tę postać. Tak samo z dziennikarzami, stworzyłam ospałego Javisa Tyrra, oraz uczciwą i odważną Madhi Vaandt.

Dałam też Troyowi mały prezent w postaci nexu Allany. Troy powiedział potem do mnie: „Nie możesz dać Allanie szczenięcia nexu w jednej książce, tak bym ja nie musiał się nim zajmować w mojej!” Podobało mi się obserwowanie rozwoju Anji w tej serii, podobnie jak Vestary czy Dorvana.

Uważam, że to jest wyzwanie napisać książkę, która A) zadowoli czytelników, B) będzie się czuło, że to wartościowa kontynuacja tego, co napisał wcześniej Aaron i C) czuło się, że coś się zaczęło i skończyło między okładkami każdej książki. Zrobiłam co mogłam, by kontynuować wątki wprowadzone przez Aarona, ale często musiałam wybierać by pracować także nad tym, co moje. Czytelnicy zauważą, że wątek wprowadzony w „Wygnańcu” nie był w całości adresowany do „Omena”, ale dopiero dostał swój czas w „Hegemonii”. Powód jest prosty, czasem coś pasuje dobrze w jednym miejscu, ale w innym już nie.

Podczas gdy wiele wątków zeszło się do odpowiednich miejsc w serii, wiele z nich właśnie w „Hegemonii”, to Troy został z zadaniem skończenia wszystkiego, a ja celowo zostawiłam mu kilka krwistych rzeczy do posprzątania.

Troy Denning

Seria jak ta wymaga wielkiej ilości koordynacji i kreatywnej współpracy. Często słyszałem, że ludzie mówią tu o przekazywaniu pałeczki, gdy pisarz 1 kończy swoją książkę zanim pisarz 2 zacznie swoją. Ale tak to nie wygląda, nawet w dużym przybliżeniu.

Pracowałem przy trzech wieloautorowych seriach Gwiezdnych Wojen, w dwóch z nich od samego pomysłu, i mogę uczciwie stwierdzić, że to raczej maraton grupowy niż wyścig. Zaczynamy od wielkiej sesji planowania, gdzie autorzy, redaktorzy i wiele osób z marketingu, kanonu a nawet zarządów Del Rey czy Lucasfilm Licensing zbierają się razem i ustalają zarys opowieści na serię. To naprawdę wielka, fajna sesja burzy mózgów, gdzie rozwijamy pomysły, układamy szkielet fabuły, ale też jej najważniejsze punkty dla każdej z książek.

Najważniejszą rzeczą w zrozumieniu sesji planistycznej jest to, że to jazda bez trzymanki, i każdy wrzuca swoje pomysły do wspólnego kotła. Oczywiście wiemy, jak będzie wyglądała rotacja autorów, jest zazwyczaj podyktowana harmonogramem lub względami marketingowymi, nikt nie wie kto zajmie się którym pomysłem. Jeden pisarz może zasugerować wątek, który ma się skończyć w powieści drugiego pisarza, a dyrektor marketingowy może odrzucić ten pomysł lub przenieść go do powieści trzeciego pisarza. Pod koniec takiej sesji, mamy listę ważnych punktów dla każdej książki, ale zaskoczyłoby mnie, gdyby ktoś pamiętał, kto wpadł na który pomysł. A jeszcze bardziej zaskoczyłoby mnie, gdyby kogoś z nas to obchodziło. W tym momencie opowieść staje się dzieckiem całej grupy, i ma cząstkę każdego z nas.

Po sesji planistycznej pisarze wracają do swoich domów, mają wytyczne i piszą streszczenia trzech pierwszych książek. Ponieważ jednym z celów takiej serii jest wydanie jej w ciągu trzech lat anie dziewięciu, pracujemy równocześnie. Więc kiedy Aaron pisał streszczenie do „Wygnańca”, Christie pracowała nad „Omenem” a ja pisałem „Otchłań”. Mogliśmy to zrobić, bo byliśmy na świeżo po sesji planistycznej, gdzie rozmawialiśmy twarzą w twarz i znajdowaliśmy się na prawie na tej samej stronie. Oczywiście są pewne subtelne różnice w interpretacji, które trochę się rozrastają gdy streszczenia są ukończone, no i pojawiają się nowe pomysły, gdy każdy z nas pracuje.

Streszczenia są wysyłane do redaktorów i krążą między pisarzami. Każdy komentuje, szuka nieścisłości, ale i możliwości by poprawić opowieść, a przede wszystkim staramy się upewnić, że jesteśmy na tej samej stronie. Potem gdy streszczenia są już poprawione, pisarze zaczynają pisać swoje książki.

Gdy rozpoczyna się ta rotacja, zaczyna się wyzwanie. Jest mnóstwo nawrotek, kiedy piszemy. Dosłownie tysiące emaili z pytaniami w stylu „co jeśli” lub „czy możemy jakoś zapowiedzieć to” albo „czy nie byłoby lepiej gdyby?”. Wszyscy pisarze robią więc nawrotki i dostosowują się do pozostałych, poprawiają sceny, ulepszają bohaterów, a czasem nawet dodajemy lub usuwamy cały rozdział lub wątek. W końcu jednak nadchodzi ostateczny termin, schodzą manuskrypty i nadal robi się interesująco.

Nie ważne jak dokładnie planujemy, nie ważne jak często pisarze się kontaktują, prosta prawda jest taka, że nasze umysły pracują inaczej, i to widać w naszym pisaniu. Manuskrypt, który przychodzi jest dokładnie tym, co autor zaproponował w swoim streszczeniu, a co potem zostało poprawione w dyskusjach i emailach, ale i tak jest zawsze znają się niespodzianki. Takie subtelne różnice w interpretacji, lub małe ale wspaniałe pomysły, a nawet dodatkowe wątki, które pisarz uznał za samowystarczalne, które jednak trzeba rozciągnąć na dwie lub trzy książki.

Często wiele z tych niespodzianek można naprawić podczas poprawiania manuskryptów. Ale niektórych nie można, przynajmniej nie w czasie w którym książka jest kierowana do produkcji. Poza tym raczej częściej niż nie, wiele z tych niespodzianek to dobre niespodzianki. Takie małe klejnociki, które chce się zachować i oszlifować, co staje się zajęciem następnego pisarza, by osadzić to jakoś w reszcie historii. Oczywiście trzeci pisarz w linii będzie miał ich jeszcze więcej niż pierwszy czy drugi, ale gdy jest się ostatnim masz całą lawinę dobrych pomysłów które zmierzają ku tobie.

Na szczęście nie jest tak, że ta lawina nie słabnie w całej serii. Za każdym razem, gdy nasze trio przygotowuje streszczenia trzech kolejnych książek, bierzemy wirtualny oddech i oceniamy. Jak mamy szczęście to się dzieje, gdy pisarze i redaktorzy są razem na konwencie, wtedy można to przegadać przy stole konferencyjnym. Ale nawet jeśli nie, naturalnie każdy pisarz zabiera się za swoje streszczenie. Ten proces pozwala się nam przegrupować. Lawina może nadal narastać, ale przynajmniej mamy poczucie, że jest pod jakąś kontrolą.

Pomimo to, gdy pisarz 3 przygotowuje ostatnią książkę w serii, lawina narosła większa niż przedtem. Jest szybka i ciężka, i pozostaje niepewność, czy on sobie da radę i przejdzie się na lawinie, czy ona go zmiecie. Poza normalnymi niespodziankami, on stara się zebrać i powiązać wszystkie wątki serii, zwłaszcza te które odpłynęły często w niespodziewanych kierunkach. I musi też skończyć główny wątek, budowany przez osiem książek, w sposób satysfakcjonujący, epicki i napakowany akcją.

I jest jeszcze jedno ostateczne wyzwanie. To nie jest tylko seria dziewięciu książek. To Gwiezdne Wojny, więc powieść musi być bliska swojej erze w Expanded Universe. Musi przeprowadzić czytelnika przez drzwi, gdzie czeka na niego galaktyka pełna nowych, potencjalnych przygód.

Szczerze, nie mogę się doczekać, kiedy Expanded Universe ruszy z tym dalej.
KOMENTARZE (3)

Wywiad z Jennifer Heddle

2012-05-27 14:14:13 LS za EUCantina

Tym razem EUCantina przeprowadziła wywiad z główną redaktorką w Lucas Licensing, odpowiedzialną za akceptację tak książek jak i komiksów.

P: Jak to jest pracować w Lucasfilmie? Masz jakiś ulubione wspomnienie?
O: Jest fajnie, trochę surrealistycznie i (może to zaskoczenie) łatwo, zważywszy na to jak wielki wpływ Gwiezdne Wojny miały na moje życie. Zawsze są chwile, w których myślę „nie mogę uwierzyć, że tu pracuję”, jak choćby widząc szturmowców z 501 Legionu wędrujących po korytarzu z jakiegoś powodu, albo wizyta na Big Rock Ranch, by zobaczyć zaawansowane prace nad odcinkami Wojen Klonów, lub robienie zapasów na wyprzedaży dla pracowników. Jedno z najciekawszych wydarzeń miało miejsce w tym tygodniu, na obiedzie z członkami LucasBooks i ludźmi z Random House, w pewnym momencie zboczyliśmy z głównego tematu konwersacji i zagalopowaliśmy się, by odkryć, że rozmawiamy o przeznaczeniu Dartha Vadera w końcówce Powrotu Jedi zarówno z punktu widzenia narracji jak i przeżywania filmu. To był taki moment, w którym wiedziałam, że to moi ludzie.

P: Czasem słyszymy od redaktorów w Del Rey o propozycjach na książki od autorów lub o burzach mózgów. Czy masz podobny wkład w proces tworzenia jak oni?
O: To zależy. Czasem uderzam do nich z pomysłem, który już przewałkowali, a czasem pomysł wpada podczas rozmowy przez telefon lub pisania emaila. Ale nieważne, gdzie powstaje pomysł, jestem zaangażowana na każdym etapie procesu.

P: Jak bardzo zaangażowana jesteś w komiksowe publikacje? Czy zobaczymy więcej efektów współpracy LucasBooks i Dark Horse?
O: Właściwie to pełnię tę samą funkcję dla Dark Horse’a jak i dla Del Rey, więc jestem bardzo zaangażowana. I tak myślę, że niedługo usłyszycie o współpracy Random House i Dark Horse’a.

P: Którą powieść wzięłaś na warsztat pierwszą, gdy przyszłaś do LucasBooks?
O: Pierwszą którą przeczytałam, był manuskrypt „Apocalypse”, ale ponieważ to była dziewiąta książka w serii dziewięciu, nie miałam tam swojego dużego wkładu. Powieści, którymi zajmowałam się od początku zaczną się pojawiać pod koniec 2012 i będą to: „The Old Republic: Annihilation” oraz „Scoundrels” Tima Zahna.

P: Gdybyś miała wybrać autora do skończenia serii „Komandosi Imperium”, kogo byś wybrała i dlaczego?
O: Ktokolwiek by to był, byłby to najlepszy autor do tego zadania. Irytująca odpowiedź, co nie?

P: Czy możesz zdradzić jakieś szczegóły o książkach Paula S. Kempa lub „Annihilation” Drew Karpyshyna?
O: Niewiele mogę powiedzieć o tych dwóch książkach Paula Kempa, poza tym, że są w fazie rozwoju, a sam pomysł jest naprawdę interesujący. Jeśli chodzi o „Annihilation”, ta książka spodoba się fanom gry „The Old Republic” i/lub komiksów. Występuje w niej Theron Shan, a jego matka Satele Shan odgrywa istotną rolę. Jest też mnóstwo przygód, które powinny was wciągnąć nawet jeśli nie usłyszeliście o grze. Pojawia się wspaniały szwarccharakter Darth Karrid, była Jedi, która teraz dowodzi wielkim wojennym okrętem Sithów przez cybernetyczne łącze. Ona nie tylko dowodzi tym okrętem, ona nim jest. A Theron jest zdeterminowany by ją zabić.

P: Czy jeśli „Mercy Kill” okaże się sukcesem, rozważycie publikację kolejnej serii X-Wingów?
O: Absolutnie to rozważamy.

P: Jakaś szansa na powieść o Leii bądź Padme w nadchodzącym czasie?
O: Mamy kilka różnych pomysłów w których trochę skupiamy się na Leii (zarówno w książkach jak i komiksach), ale nie mamy żadnych planów związanych z Padme, choć nigdy nie mów nigdy.

P: Czy mogłabyś zdradzić coś na temat nowej serii po „Przeznaczeniu Jedi” lub czegoś w tej erze?
O: Zapowiemy coś na San Diego Comic-Conie, więc bądźcie czujni.

P: Będziesz na Celebration VI?
O: Będę. Może nie cały czas, bo dziwnym zbiegiem okoliczności, moje wcześniej zaplanowane wakacyjne plażowanie zaczyna się w sobotę wieczorem. Ale będę się kręcić na początku konwentu. I czekam na niego.

P: Myślisz, że jest szansa na powrót Matthew Stovera do Gwiezdnych Wojen?
O: Myślę, że jego powrót jest całkiem możliwy.

P: Czy jest szansa, że komiksy będą odgrywać większą rolę w wypełnieniu dziury między „Przeznaczeniem Jedi” a „Dziedzictwem”? Czy twoim zdaniem istnieje okres, który medium komiksowe mogłoby dobrze eksplorować?
O: Trochę się obawiamy dokładnie podążać tą ścieżką prosto do „Dziedzictwa”. Choć warto pamiętać, że Yoda mówił, iż przyszłość jest zawsze w ruchu. Na razie rozważamy, jak się w ogóle tym zająć. I komiksy mogą być uwzględnione w tej opowieści, ale skoro pytasz o okres, który dałoby się eksplorować dobrze w komiksach to moja odpowiedź brzmi – każdy okres. Ale jeszcze nic nie zdecydowaliśmy.

P: „Przeznaczenie Jedi” skończyło się nawiązaniem do serialu „The Clone Wars”, w dodatku w innych książkach również pojawiają się nawiązania do tego serialu. Czy nawiązywanie do niego w książkach i komisach jest obecnie celem?
O: Nie sądzę, że chodzi tu tylko o nawiązywanie do „Wojen Klonów”, staramy się raczej nawiązywać do wszystkiego co mamy, w tym także „The Clone Wars”. Książki, komiksy, serial to są różne twarze tego samego uniwersum i właśnie tak należy je traktować.
KOMENTARZE (6)

Wywiad z Tomem Taylorem

2012-05-27 13:31:49 The Force.net

Niedawno Jedi Journals przeprowadziło wywiad z twórcą wielu gwiezdnowojennych komiksów, Tomem Taylorem. Stworzył on scenariusze do takich serii jak Invasion, Blood Ties, Sar Wars Adventures, czy też Darth Maul: Death Sentence. Przetłumaczoną rozmowę prezentujemy poniżej.



Jedi Journals: Tom, mógłbyś przedstawić wszystkim czytelnikom projekty, nad którymi aktualnie pracujesz?

Tom Taylor:
Oczywiście, stworzyłem komiks The Deep: Here Be Dragons o rodzinie podwodnych odkrywców, którzy żyją na łodzi podwodnej. Prawdopodobnie jest to moja ulubiona pozycja i chciałbym zechęcić każdego fana Gwiezdnych Wojen do sięgnięcia po nią. Jestem również scenarzystą i dramatopisarzem. Głównie piszę dla Dark Horse'a, DC Comics i Gesalt Publishing. Do tego zajmuję się seriami Invasion, Blood Ties, Star Wars Adventures i Darth Maul: Death Sentence. Pisałem również The Authority dla DC i kilka innych, w tym o Green Lantern i Batmanie. Ostatnio pracowałem również nad historią Rocketeer Adventures z rysownikiem Invasion, Colinem Wilsonem.

JJ: Piszesz gwiezdnowojenne komiksy od okresu okołofilmowego po Nową Erę Jedi. Mógłbyś powiedzieć nam za jakiego fana Gwiezdnych Wojen się uważasz? Jaka jest twoja ulubiona era? A epizod?

TT:
Moją ulubioną erą jest ta, na której się wychowałem, czyli okres okołofilmowy. Najbardziej lubię Oryginalną Trylogię, ale nie potrafię wybrać konkretnego epizodu. To tak jakby wybierać pomiędzy ręką, a nogą.

JJ: W trakcie poprzedniego Jedi Journalist rozmawialiśmy z Chrisem jak Invasion polepszało się z zeszytu na zeszyt i z każdej miniserii na następną. Revelations było po prostu świetne! Skąd czerpieszpomysły na te historie? Masz jeszcze jakieś opowieści z Finnem w roli głównej, które chciałbyś pokazać wszystkim?

TT:
Cieszę się gdy słyszę takie komplementy. Invasion było moim pierwszym zetknięciem z nowoczesnymi komiksem, dzięki któremu się wiele nauczyłem. Nigdy niewyobrazisz sobie jak szczęśliwy byłem, gdy wyszło Invasion #0. Od tamtej chwili ta historia rosła i rosła, a ja z Colinem się tym cieszyliśmy. Miałem wszystko zaplanowane na wiele zeszytów do przodu. Wiedziałem gdzie i jaki będzie koniec. Wiem co się dzieje na Artorias i na granicy dzikiej przestrzeni. Jednak teraz nie wiem, kiedy opowiemy te historie. Projekt jest aktualnie wstrzymany.

JJ: Miałeś możliwość pisania o wielu filmowych bohaterach. Z którym miałeś najwięcej problemów? A który jest twoim ulubionym?

TT:
Najbardziej problematyczny był chyba Maul. W końcu przeszedł tą całą transformację odkąd ostatnio go widzieliśmy. Całkowicie się zmienił i właśnie to stanowiło ogromną trudność w trakcie pisania o nim. Ale oczywiście świetnie się bawiłem pisząc Death Sentence, które niedługo będzie miało swoją premierę.
Za to ulubionym bohaterem jest Luke. Gdybym mógł to pisałbym cały czas tylko o nim. Dodatkowo bardzo spodobał mi się też Han Solo. Ma on tak specyficzny charakter, że gdy zacząłem o nim pisać w Invasion, jego kwestie same wchodziły mi do głowy.

JJ: Twoi fani są bardzo podekscytowani Death Sentence. Jak powstał pomysł na tą serię?

TT:
Po prostu Randy Stradley zapytał mnie czy nie chciałbym napisać czegoś o Maulu. Kończyłem wtedy Boba Fett is Dead, więc się zgodziłem. Zawsze lubiłem Maula. Spodobał mi się od pierwszego trailera Mrocznego Widma. Od tamtej chwili proponowałem Randy’emu różne warianty fabuły. Niedługo zobaczycie proroctwo, armię Maula i Dzień Trzech Słońc.

JJ: Ostatnie pytanie. Jeżeli twoi fani chcieliby zapoznać się z innymi twoimi dziełami to co byś im polecił?

TT:
Po pierwsze zachęcam do lektury komiksu The Deep: Here Be Dragons. To moje największe dzieło, które wygrało wiele nagród. Oczywiście polecam też wszystkie moje gwiezdnowojenne komiksy, zaczynając od Blood Ties, a kończąc na Invasion i Darth Maul: Death Sentence. Niedługo ukaże się też nowy tom wcześniej wspomnianej serii The Deep. Dodatkowo kilka miesięcy swoją premierę będzie miał też komiks Rose and Thorn i krótka historia o Batmanie.



Rysownikiem zbliżającej się nowej serii, Darth Maul: Death Sentence ma być Bruno Redondo (poniżej znajduje się jego szkic Dartha Maula).
Na początku maja w sieci ukazał się preview pierwszego zeszytu tego komiksu. Można go zobaczyć tutaj.


KOMENTARZE (5)

Kolejny wywiad z Jeffem Grubbem

2012-05-26 12:28:10 RI

Niedawno mieliśmy okazję zaprezentować Wam wywiad z Jeffem Grubbem jaki odbył się na łamach Facebooka. Teraz Jeffa Grubba wzięli w obroty specjaliści z Del Rey. Poniżej wywiad przeprowadzony przez Del Rey i TheForce.Net z autorem „Scourge’a”.

P: Na początek witamy w Expanded Universe Gwiezdnych Wojen. Jakie jest twoje najstarsze wspomnienie związane z sagą?

O: To był mój drugi rok studiów na Uniwersytecie Purdue, siedzieliśmy w Pizza Keg z grupą graczy, fanów SF i członkami bractwa rycerskiego. Jeden z członków tej grupy mówił o jakimś nowym SF, który miał się pojawić latem następnego roku. Opisał to jako space operę, ale w której źli noszą białe zbroje.

P: Kto jest twoją ulubioną postacią i jaka jest twoja ulubiona scena z tą postacią?

O: Z filmów? Oczywiście Han, za jego wspaniałą umiejętność, że w środku danej sytuacji nagle rozumie, że to go przerosło. Cała rozmowa przez interkom na Gwieździe Śmierci to dobry przykład. „Wszystko w porządku, dziękuję. A co tam u was?” To chwila w której on wierzy, że to zadziała, ale chwilę później wszystko się wali.

P: Czy kolekcjonujesz jakieś pamiątki/gadżety?

O: Słowo kolekcjonuję jest trochę zbyt silne. Ale jeśli byśmy użyli słowo „akumuluję” w zamian. Mam mnóstwo starych komiksów Marvela, mam też kilka oryginalnych figurek (w tym C-3PO, którego łączone części zamalowano tak, że nie mogą się ruszać).

P: Jak bardzo byłeś obeznany z EU zanim dostałeś kontrakt na „Scourge’a”? Która era w uniwersum jest twoją ulubioną?

O: Krążę wokół uniwersum Gwiezdnych Wojen od lat. Brałem udział w tworzeniu Star Wars RPG Wizardów (mój Wookiee miał na imię Whappamanga), napisałem kilka projektów dla tej gry, byłem też jednym z projektantów gry miniaturkowej Wizardów. Natomiast moja ukochana żona gra w Star Wars RPG od West End Games od prawie zawsze.

Ulubiona era? Należę do starej szkoły. Era Rebelii jest moją ulubioną, potem okres Nowej Ery Jedi.

P: Czy dostałeś jakieś rady od innych autorów Gwiezdnych Wojen, jak pisałeś „Scourge’a”?

O: Troy Denning był bardzo pomocny i chcę mu podziękować publicznie za jego rady i pomoc. Razem jesteśmy starymi weteranami z TSR, pracowaliśmy przy wielu dzielonych światach. Troy wsiąkł już w uniwersum Gwiezdnych Wojen tak głęboko, że doskonale wie jak wszystko działa, więc wyjaśnił mi czego mogę się spodziewać pracując z klasyczną marką jak Gwiezdne Wojny.

P: Dlaczego chciałeś napisać książkę z samymi nowymi postaciami?

O: Kiedy zacząłem tę książkę, złożyłem kilka pomysłów w Del Rey. Niektóre z nich dotyczyły znanych postaci, inne mniej znanych, które pojawiły się w kanonie (Dexter Jettster to jedna z moich ulubionych), a kilka całkowicie nowych postaci. Ustaliliśmy, że wybierzemy historię, która jest osadzona w znanych miejscach i okresie, ale z nowymi postaciami.

P: Czy planowałeś włączyć jakąś znaną postać do książki, by się pojawiła na krótką chwilę?

O: Nie, żadnych pojawień. Wyobraziłem sobie Hana, który pojawia się, macha ręką i znika. Lubię pomysł, że to duży wszechświat, z mnóstwem opowieści do rozwinięcia. Owszem, te ikoniczne postaci mają bardzo długie cienie, a ich osiągnięcia i wiedza są wspominane latami.

P: Możesz opowiedzieć trochę o decyzji by oprzeć powieść o podręcznik do RPG pt. „Tempest Feud” firmy Wizards of the Coast. Jak zdecydowałeś co należy wyciąć, a co dodać? Czy coś musiało być zmienione ze względu na rozwój oryginału jako gry RPG?

O: „Tempest Feud” stanowiło kręgosłup historii. W oryginale zostało to napisane tak by przypominało trochę film. Podzielono na trzy części, każda dziejąca się na innej planecie, jak trylogia.

Gdy jednak robi się przygodę RPG, dostarcza się scenerii, bohaterów niezależnych, fabułę i mechanikę gry. To gracze odgrywają protagonistów, to oni tworzą ich osobowość i historię. Gdy przenosi się to do powieści, trzeba odnaleźć motywację postaci, a także zmiany wynikające z interakcji między nimi. Dodatkowo jest możliwość ukazania tego, co dzieje się poza bohaterami, czego nie da się oddać w scenariuszu do RPG.

W rezultacie dodałem światy i postaci. Wszedłem głębiej w postaci, niż poprzednio. W szczególności dużo pracowałem nad główną postacią, Manderem Zumą. Opowiadam czasem, że zacząłem z historią o łotrach, która stała się opowieścią o Jedi. To właśnie Mander Zuma jest przyczyną tej ewolucji.

P: W jaki sposób przemawiają do ciebie Huttowie i Wspólny Sektor? One nie pojawiają się często w EU, choć mają duży wpływ na wszechświat.

O: Lubię obie ze względu na ich miękką władzę - ekonomiczną, w przeciwieństwie do militarnej. W końcu Korporacje nie są jakieś pazerne, są zadowolone że mogą egzystować w swoich granicach. Z drugiej strony obie (i Huttowie i korporacje) zachowały swoje strefy wpływów przez całą Erę Republiki i Imperium. Dodatkową rzeczą, która mnie pociąga we Wspólnym Sektorze jest seria przygód Hana Solo Briana Daleya, z zamierzchłych czasów. Mówiłem, że pochodzę ze starej szkoły.

P: Mander Zuma to nie jest typ Jedi, do których przywykliśmy. Nie jest doświadczonym wojownikiem, nie czuje dumy ze swego miecza świetlnego i pracuje głównie na zapleczu Zakonu Jedi. Czy ten brak typowej „Jediowatości” sprawia, że to ciekawa postać?

O: Myślę, że to jego podstawowa rola w powieści. On ma syndrom oszusta, nie wierzy że jest Jedi. Widzi plakaty, hologramy, słucha legend i wie, że owszem ma Moc, ale ona manifestuje się u niego zupełnie w inny sposób, zgodny z jego charakterem. Czasem przez to działa efektywniej niż tradycyjny, heroiczny Jedi, ale to ma też skutki uboczne. Myślę, że w nim jest pełno niepewności, że nie jest prawdziwym Jedi, że nikt nie będzie szukał o nim informacji w holonecie.

P: Jest trochę zamieszania i zmyłek z prawdziwą tożsamością pozostającego w cieniu głównego czarnego charakteru, który rządzi handlem Tempest. Miałeś od początku kogoś w głowie, czy raczej postać ewoluowała w trakcie pisania?

O: Tożsamość Lorda Przyprawy była ustalona na samym początku. Władca handlu Tempestem, jego rozwój i interakcja z postaciami jest lustrzanym odbiciem tej którą ma Mander Zuma, sprawia, że to doskonały arcywróg.

P: Rzadko spotykamy rodzinę lub osobę wybraną do treningu Jedi, ale niektóre źródła wskazują, że wiele istot żywiło obawę i niechęć wobec Jedi zabierających ich dzieci lub niemowlęta. Co myślisz o tym sposobie rekrutacji Jedi, i w jaki sposób twoje uczucia odbijają się w tym jak napisałeś Reen Iranę?

O: Nie wiemy dużo o życiu rodzinnym Reen i Toro, ale wiemy, że Reen także udało się wyrwać z jej rodzinnej planety, co pewnie nie miałoby miejsca gdyby zakon Jedi nie rozbił jej rodziny. W rezultacie brat i siostra trzymali ze sobą kontakt, po opuszczeniu domu. Ale Reen wierzy, że Jedi sprzedali Toro marzenie o byciu Jedi, więc w rezultacie są odpowiedzialni za to, co się z nim stało. Więc podobnie trochę jak Mander, czuje się odpowiedzialna za śmierć Toro, i częściowo szuka osoby odpowiedzialnej, by zamknąć sprawę.

P: Nie wyjaśniasz dokładnie kwestii śmierci Toro Irany. Czytelnicy mogą się zastanawiać, czy był słabo wyszkolony, czy to może uzależnienie. Czemu taka niejednoznaczność? Co twoim zdaniem jego przeznaczenie ma nam powiedzieć o byciu Jedi?

O: Jednym z największych pytań o śmierć Toro jest to czy to natura czy wychowanie doprowadziły go do jego końca. Czy zawiodło szkolenie, czy on sam? Część historii jest o tym jak Mander radzi sobie z tym pytaniem. Jak radzi sobie z śmiertelną porażką, jaką okazało się ostatecznie szkolenia kogoś, kto mu zaufał.

Tak jak Mander nie czuje się w roli Jedi, tak Toro ma wszystkie cechy bycia dobrym Jedi, jest impulsywny, ale też zdolny, dynamiczny i bohaterski. Myślę, że te cechy przykryły wiele znaków ostrzegawczych, których ani Jedi ani Reen nie dostrzegli, nim było za późno.

P: Wyobraźmy sobie, że dostajesz drugi kontrakt na książkę Star Wars. Co byś chciał w niej opisać?

O: Myślę, że jest mnóstwo rzeczy, które można zrobić z Huttami i Korporacjami. Lubię ten typ książek, które zajmują się mrocznymi stronami Imperium. Opowieść Mandera rozwinęła się do wspaniałego poziomu, a teraz ze względu na jego doświadczenie jest idealnym bohaterem, by się zajmować tymi dwiema społecznościami.

Ale biorąc wszystko pod uwagę, wciąż jestem wielkim fanem Dextera Jettstera. I zastanawiam się jak on by sobie poradził z mieczem świetlnym?
KOMENTARZE (4)

Wywiad z twórcami soundtracków do "Kinect SW" i "The Old Republic"

2012-05-19 19:58:44 MTV Geek

Strona MTV Geek przeprowadziła niedawno wywiad z dwoma kompozytorami - Gordym Haabem i Kylem Newmasterem. Obaj artyści, poza tym, że są prywatnie fanami Gwiezdnych Wojen, są znani ze stworzenia soundtracków m.in. do gier The Old Republic i Kinect Star Wars. Z tej okazji MTV Geek udostępniło również kilkanaście utworów ze ścieżki dźwiękowej do KSW. Cały wywiad prezentujemy poniżej, muzyki zaś można posłuchać na tej stronie.

P: W jaki sposób Gwiezdne Wojny wpłynęły na wasze dotychczasowe kariery?

Gordy: Gwiezdne Wojny były dla mnie bardzo inspirujące. Od kiedy byłem dzieckiem, była to moja ulubiona seria filmowa; ma ona również jeden z moich ulubionych soundtracków. Mając skłonności muzyczne jako dziecko, ciężko mi było nie czerpać z tego inspiracji. Wierzę, że muzyka, którą John Williams napisał do Gwiezdnych Wojen, ma wpływ na wielu kompozytorów. Ja jednak pochodzę z bardzo szczęśliwego pokolenia, którego dzieciństwu po prostu akompaniowała ta muzyka. Stało się to więc nie tylko wielką inspiracją dla mojej muzyki, lecz ostatecznie także częścią mnie.

Kyle: Dorastałem jako wielki fan Gwiezdnych Wojen i, oczywiście, gwiezdnowojennych soundtracków. Te filmy miały duży wpływ na moje życie i z pewnością inspirowały mnie muzycznie przez cały czas. Powiedziałbym, że Gwiezdne Wojny były jednym z głównych powodów, dla których zdecydowałem się zostać kompozytorem! Po przeprowadzce do Los Angeles skupiłem się na tworzeniu ścieżek dźwiękowych do większej ilości projektów science fiction i postrzegałem gwiezdnowojenne fanfilmy jako okazję do pisania tego typu muzyki. Stworzyłem muzykę do paru znanych fanfilmów gwiezdnowojennych, Forced Alliance i Ryan vs. Dorkman 2 (RVD2). Filmy te przyciągnęły wiele uwagi w sieci i wśród społeczności Gwiezdnych Wojen, a muzyka z obu fanfilmów zapewniła wiele orkiestrowego materiału w tym stylu muzycznym do mojej pokazówki. RVD2 był również pierwszym filmem, do którego Gordy i ja komponowaliśmy wspólnie, co ostatecznie doprowadziło do mojej pracy dla Gordy'ego przy Star Wars: The Old Republic i kooperacji przy Kinect Star Wars. To moja początkowa fascynacja Gwiezdnymi Wojnami poprowadziła mnie tą drogą, więc z pewnością mogę powiedzieć, że Gwiezdne Wojny miały duży wpływ na moją karierę.

P: Jakie to uczucie tworzyć nowy soundtrack dla serii, która zajmuje ważne miejsce w sercach swoich fanów?

Gordy: Ekscytujące – i straszne! Możliwość życia „wewnątrz” uniwersum Gwiezdnych Wojen, które było tak dużą częścią mojego życia odkąd pamiętam, jest prawdziwym zaszczytem i czymś nieco nierealnym. Podobnie jak wtedy, gdy pisałem muzykę do Star Wars: The Old Republic i Indiana Jones and the Staff of Kings, przy Kinect Star Wars mogłem tworzyć w stylu tej samej muzyki, która na początku dała mi bodziec do zostania kompozytorem. Nie znam zbyt wielu artystów, którzy nie uważaliby pisania do Gwiezdnych Wojen za szczytowe przeżycie. Z drugiej strony jest to również nieco przerażające. Nie tylko miałem złożyć hołd jednemu ze swoich ulubionych kompozytorów – zadanie niosło ze sobą również zastraszającą świadomość odbiorców w postaci dosłownie miliarda fanów Gwiezdnych Wojen, co jest swego rodzaju przerażającą myślą!

Kyle: Pisanie muzyki do gwiezdnowojennego projektu to zaszczyt, lecz jest to też bardzo tremujące. John Williams napisał do serii Star Wars część z najlepszej muzyki filmowej wszech czasów i niełatwo jest podążyć jego śladem! Ponadto sam jestem jednym z tych über-fanów, więc wiem z pierwszej ręki, jak krytyczni mogą być fani w stosunku do czegokolwiek związanego z Gwiezdnymi Wojnami. Kiedy pisałem muzykę do Kinect Star Wars, wciąż myślałem o tym, co chciałbym usłyszeć podczas gry jako fan Gwiezdnych Wojen. Było to zachowywanie równowagi pomiędzy tworzeniem nowego materiału muzycznego a utrzymywaniem go w gwiezdnowojennym brzmieniu. Podsumowując, pisanie muzyki było świetną zabawą i mam nadzieję, że fani uznają, że dobrze pasuje do wszechświata Gwiezdnych Wojen!

P: Czy John Williams lub George Lucas w ogóle uczestniczyli w tworzeniu utworów do gry? Jak się z nimi pracowało?

Gordy: John Williams nie miał w tym udziału, poza tym, że był moją inspiracją podczas pracy nad grą. George Lucas jest silnie zaangażowany we wszystko, co ma coś wspólnego z marką Star Wars. To właśnie czyni Gwiezdne Wojny tak wspaniałymi... to jego dziecko! Choć spotkałem go kilka razy, jego wkład przechodzi zwykle przez różne departamenty Lucasfilmu i Lucasartsu zanim dociera do mnie. Praca dla niego jest jednak niesamowita, choć nie bezpośrednia.

P: Czy był jakiś fragment gry, do którego ciężej było pisać niż do innych?

Gordy: Każda część gry miała swoje wyzwania. Wyścigi były wymagające ze względu na szybkie tempo muzyki, którą mieliśmy napisać (mnóstwo nut!). Jedi Destiny był wymagający z powodu wagi, jaką miał posiadać w grze. Powiedziałbym jednak, że dla mnie najtrudniejszym trybem był rankor, ponieważ naszym celem było stworzenie muzyki lekkiej, lecz potwornej. Oczywiście musiała być ona również utrzymana w gwiezdnowojennym brzmieniu, nawet mimo tego, że w istocie w oryginalnym soundtracku nie ma wiele muzyki odpowiadającej tym kryteriom. Aby tego dokonać, musiałem wyobrazić sobie, w jaki sposób John Williams mógłby zmierzyć się z tym wyzwaniem. Rezultatem było wesołe podejście łączące Gwiezdne Wojny i oldschoolowe filmy o potworach (King Kong itp.). Jestem bardzo zadowolony z rezultatu i pomimo problemów, z którymi się zmagaliśmy podczas jej tworzenia, uważam, że jest to najbardziej wyjątkowa muzyka w grze.

Kyle: Niemal wszystko, co napisaliśmy do Kinect Star Wars, to intensywna muzyka akcji, a jest ona zwykle najtrudniejsza do napisania! Tak więc ogółem pisanie do większości trybów było wymagające technicznie. Jednakże jeśli chodzi o pomysł, prawdopodobnie najciężej było się uporać z trybem rankora. Musieliśmy połączyć odgłosy tego szalejącego potwora z odrobiną komedii. Chcieliśmy również, aby muzyka pozbawiła tego fragmentu gry części grozy. Z muzycznego punktu widzenia było to jak mieszanie Bernarda Hermanna z wczesnym Dannym Elfmanem. Aby zasięgnąć dodatkowej inspiracji, studiowaliśmy również komediowe soundtracki Williamsa, takie jak Kevin sam w domu czy fragmenty Indiany Jonesa.

P: Jakie były wasze pierwsze opinie o trybie Galactic Dance Off?

Gordy: Kiedy po raz pierwszy usłyszałem o tym trybie, pomyślałem, że brzmi to przezabawnie, i nie mogłem się doczekać, by go wypróbować – w zaciszu własnego domu!

Kyle: Moją pierwszą myślą było, że to będzie wielki hit na imprezach! Znam wielu ludzi, którzy świetnie by się bawili przy trybie tanecznym!

P: Gdybyś mógł stworzyć coś do trybu Galactic Dance Off, co by to było?

Gordy: Hmm, trudne pytanie. Pewnie utwór LMGAO („G” jak „galactic”). Może I'm Chewie and I Know It - z tekstem typu „Wookiee, Wookiee, Wookiee, Wookiee, Wookiee... Yeah!”. I potem jeszcze raz; może będzie lepiej dla wszystkich, jeśli po prostu będę się trzymał muzyki orkiestrowej.

P: Na ile proces tworzenia orkiestrowego podkładu do gier różni się od tworzenia takich soundtracków do filmów?

Gordy: Proces twórczy jest dla mnie zasadniczo taki sam. Wciąż staram się tworzyć tematy pozwalające rozwijać się bohaterom i pisać muzykę raczej zwiększającą przeżycia odbiorcy, niż przyciągającą zbyt wiele uwagi na samą siebie. Aspekty techniczne są jednak całkowicie różne. Na filmie czas trwania muzyki jest określony przez czas trwania obrazu. Wyzwanie polega więc na wpasowaniu muzyki w ramy konkretnych parametrów czasowych. Przy grach jednym z wielu wyzwań technicznych jest stworzenie muzyki, która może się niezauważalnie zapętlać. Jest to szczególnie skomplikowane przy muzyce w stylu Gwiezdnych Wojen, ponieważ oryginalna ścieżka dźwiękowa została stworzona do filmu. Tak więc aby mogła ona akompaniować filmowi, ramy czasowe muzyki nieregularnie się zmieniają i rzadko pozostaje ona w tym samym kluczu przez dłuższy czas. Prosty przykład: jeśli zacznę fragment muzyczny w kluczu C, ale zakończę w kluczu D, muszę wpaść na to, jak przejść z powrotem do C przed zapętleniem do początku, aby uniknąć niezgodności. To trudniejsze, niż się wydaje.

P: Jaki jest wasz ulubiony instrument, do którego komponujecie?

Gordy: Orkiestra. Słyszę orkiestrę i sumę wszystkich jej części jako jednorodny dźwięk, gdzie żaden instrument nie jest bardziej lub mniej ważny od pozostałych. Mimo tego instrumenty, które trafiają do moich kompozycji częściej niż rzadziej, to puzon i waltornia. Waltornie posiadają niezaprzeczalnie epickie brzmienie, puzony zaś mają niezrównaną moc. Jeden puzon może osiągnąć poziom głośności konkurujący z silnikiem odrzutowym komercyjnego samolotu! No, poza tym gram na puzonie.

Kyle: Jako że gram na trąbce, można by pomyśleć, że moją odpowiedzią byłoby pisanie pod instrumenty dęte, lecz moją ulubioną sekcją do komponowania są instrumenty strunowe. Jest tyle niesamowitych możliwości barwnych i dynamicznych przy pisaniu dla zespołu strunowego. Im większy jest ten zespół, tym wspanialsze są również możliwości dźwiękowe. W przypadku London Symphony mamy około 30 skrzypiec, 10 altówek, 10 wiolonczel i 6 basów. To potężne brzmienie!

P: Jakie są wasze ulubione części Gwiezdnych Wojen?

Gordy: Imperium kontratakuje. Bezkonkurencyjnie. Mimo to naprawdę kocham całą serię.

Kyle: Jestem wielkim fanem oryginalnej trylogii, a Imperium kontratakuje jest moim ulubionym filmem z nich wszystkich. Zaraz na drugim miejscu byłaby Nowa nadzieja. Imperium kontratakuje było jednym z pierwszych filmów, które zobaczyłem w kinie i pamiętam stanie w kolejce, która ciągnęła się wokół budynku, aby zobaczyć go na premierze. Oczekiwanie poprzedzające ukazanie się filmu i podniecenie związane z oglądaniem go po raz pierwszy w kinie to coś, czego nigdy nie zapomnę.

P: Czy muzyka z któregokolwiek filmu z Gwiezdnych Wojen w szczególności miała wyjątkowy wpływ na Kinect Star Wars, The Old Republic lub na was samych?

Gordy: Dla mnie, osobiście, Imperium kontratakuje. W przypadku The Old Republic - trzy oryginalne filmy. Muzyka do Kinect Star Wars jest jednak prawdopodobnie zainspirowana bardziej przez prequele, niż cokolwiek innego. W istocie naszym celem było dopasowanie się do brzmienia prequeli tak bardzo, jak się da. Aby to osiągnąć, nagraliśmy tą samą orkiestrę w tym samym studiu, wykorzystując identyczne rozplanowanie pomieszczenia, mikrofony, instrumenty itd.

Kyle: Przy Kinect Star Wars postanowiliśmy przyjąć raczej prequelowe spojrzenie na muzykę. Brzmienie Johna Williamsa zdecydowanie się zmieniło pomiędzy Powrotem Jedi a Mrocznym widmem. Wciąż miał to charakterystyczne, melodyjne podejście, ale język jego harmonii i orkiestracji stał się nieco inny niż wcześniej. Przestudiowaliśmy i zbadaliśmy sporo muzyki Johna Williamsa, aby zbliżyć się do tego brzmienia. Orkiestra była też nagrywana nieco inaczej przy prequelach i staraliśmy się osiągnąć ten dźwięk. W pewnym sensie jest to większe brzmienie orkiestrowe, a blisko ustawione mikrofony nie są tak mocno wykorzystywane. W Kinect Star Wars jest jednak również niemało wpływów muzycznych z oryginalnej trylogii. Tryb wyścigów w Mieście w Chmurach jest tego dobrym przykładem i zawiera parę jasnych cytatów muzycznych z Imperium kontratakuje.

P: Czy waszym zdaniem są inne gry, które mogłyby zyskać na pełnym orkiestrowym soundtracku?

Gordy: Z wielką chęcią nagrałbym nową ścieżkę dźwiękową z pełną orkiestrą do mojej ulubionej gry, Q*bert. Wyobraź sobie przygniatające uczucie zagłady, które mogłaby stworzyć orkiestra, gdy Coily wykluwa się ze swojego fioletowego jaja i nadeptuje ci na głowę! Gry zawsze starają się być bardziej realistyczne i bliższe prawdziwym ludzkim doznaniom. Wykorzystanie żywych muzyków jest świetnym sposobem, by to uzyskać. Żywa muzyka ma wyraźny organiczny charakter. Zawsze oddzielała wielkie filmy od przeciętnych. Obserwowanie tej tendencji w grach jest ekscytujące, a wygląda na to, że ma się ona utrzymać!

Kyle: Wydaje mi się, że współcześnie większość wielkich marek gier wideo, stosujących w ścieżce dźwiękowej muzykę orkiestrową, nagrywa ją z żywą orkiestrą. Mam nadzieję, że ten trend się utrzyma, aby orkiestrowe soundtracki wysokiej jakości były zawsze ważnym elementem doznań związanych z grami!

P: Czy w soundtrackach z filmów jest coś, co byście zmienili lub co zrobilibyście w inny sposób?

Gordy: Nie. Definiują one moje dzieciństwo i sądzę, że są dla mnie zbyt święte. Mimo tego, gdyby nigdy nie powstały, a ja zostałbym poproszony o komponowanie do filmów, na pewno podszedłbym do tego w inny sposób. Znając moją typową estetykę, prawdopodobnie miałyby mroczniejszą naturę. Na pewno jednak nie byłyby lepsze – po prostu inne.

Kyle: Dość ciężko jest w jakikolwiek sposób krytykować gwiezdnowojenne ścieżki dźwiękowe. Są to bardzo mocne soundtracki i naprawdę nie jestem sobie w stanie wyobrazić tych filmów z inną muzyką.

P: Schodząc z tematu Gwiezdnych Wojen, czy jakieś inne filmy lub gry wpłynęły na was przez te lata?

Gordy: Zawsze byłem zainspirowany przez filmy Hitchcocka i pewnie dlatego zawsze skłaniałem się ku komponowaniu do horrorów i thrillerów. W młodym wieku byłem też bardzo poruszony przez ścieżkę dźwiękową do E.T. De facto to właśnie ten soundtrack zapoczątkował moje zainteresowanie pisaniem muzyki. Pamiętam, że w wieku zaledwie 6 lat rozpracowywałem wszystkie motywy i melodie z filmu na gitarze mojego taty, na długo zanim byłem w stanie w ogóle zapamiętać imiona postaci. Co do gier, przypominam sobie, że byłem pod dużym wrażeniem ścieżki dźwiękowej Clinta Bajakiana do Indiana Jones and the Emperor's Tomb. Wydaje mi się, że to był pierwszy raz, kiedy naprawdę zwróciłem uwagę na to, że soundtrack do gry został nagrany z orkiestrą (choć nie była to pierwsza taka gra). Zainspirowała mnie później, kiedy pisałem muzykę do Indiana Jones and the Staff of Kings.

Kyle: W latach 80. byłem dzieckiem, a pojawiło się wtedy wiele epickich filmów, które mnie zainspirowały. E.T., filmy z Indianą Jonesem, Star Trek, Bliskie spotkania..., Goonies itd. Większość z nich miało również bardzo pamiętne soundtracki. Pod względem muzycznym duży wpływ na mnie miała również ścieżka dźwiękowa Jerry'ego Goldsmitha do Planety małp (1969). Ma takie mroczne, natrętne i niespokojne brzmienie, naprawdę tworzące nastrój filmu. Co do świata gier, wychowałem się jako ich wielki fan, grając w masę klasycznych gier Nintendo, Segi, IBM i Atari. Do moich ulubionych należały oldschoolowe gry takie jak Double Dragon, Super Mario Brothers, The Legend of Zelda i Space Quest. W istocie chyba nie powinienem zapominać o tym, że sądzę, iż zdobyłem większość swoich umiejętności prowadzenia samochodu w grach wyścigowych typu Rad Racer. Muzyka nie była jednak wtedy tak istotna i to niesamowite, jak epickie stały się dzisiaj soundtracki do gier. Wśród moich ulubionych ścieżek dźwiękowych do gier są te z Call of Duty, Lair i Star Wars: Shadows of the Empire.

P: W jaki sposób waszym zdaniem gwiezdnowojenne soundtracki tak dobrze zniosły próbę czasu?

Gordy: Dzięki melodii. John Williams ma wyjątkowy talent tworzenia wspaniałych motywów do swoich ścieżek dźwiękowych i Gwiezdne Wojny nie są wyjątkiem. Nie bez znaczenia jest też fakt, że muzyka została połączona z tak świetnym filmem – wystarczająco dobrym, by samemu przejść próbę czasu. Głębia historii i postaci, połączona z akompaniamentem wspaniałych tematów muzycznych, to przepis na sukces.

Kyle: Sądzę, że muzyka z Gwiezdnych Wojen zniosła próbę czasu, bo jest to niezwykle dobrze skonstruowana muzyka orkiestrowa z bardzo zapadającymi w pamięć motywami. Muzyka Williamsa jest również bardzo głęboka pod względem harmonii i orkiestracji. Za każdym razem, kiedy słucha się soundtracków, słyszy się coś nowego. Połączenie z najbardziej epicką serią wszech czasów zapewne również nie umniejsza trwałego wpływu tej muzyki!

P: Na czym polega różnica w twoim podejściu do The Old Republic i Kinect Star Wars?

Gordy: Spora część muzyki, jaką napisałem do Star Wars: The Old Republic została napisana jako podkład pod dialogi bohaterów i akcję fabularną, więc przyjąłem bardziej emocjonalne podejście. W Kinect Star Wars jest o wiele więcej akcji i ekscytacji, bitew oraz wyścigów i pościgów, więc niemal cała muzyka, jaką napisaliśmy do tej gry, to energiczna, szybka muzyka akcji. Obie gry niosły ze sobą swoje wyzwania. Myślę jednak, że mogę bezpiecznie powiedzieć, że pisanie muzyki do Kinect Star Wars było bardziej wymagające z technicznego punktu widzenia. Mówiąc krótko, pisanie muzyki akcji jest trudne! Do tego dochodzi dość krótki czas na komponowanie – około 6 czy 7 tygodni na napisanie 120 minut tego typu muzyki. Dlatego poprosiłem Kyle'a o dołączenie do mnie przy tworzeniu tej ścieżki dźwiękowej. Wspólnie każdy z nas mógł wziąć na siebie około godziny muzyki. Pozwoliło nam to poświęcić każdemu fragmentowi gry taką ilość czasu, na jaką zasługiwał, aby oddać hołd naszym ulubionym filmom i ich soundtrackom.
KOMENTARZE (3)

Wywiad z Jeffem Grubbem

2012-05-15 22:07:25 RI

Ostatnio na Facebooku Del Rey gościło Troya Denninga. Następnym gościem został Jeff Grubb, nowy pisarz w Gwiezdnych Wojnach. Oto zapis czatu z Jeffem Grubbem.

P: Jak to się stało, że zaangażowali cię do Gwiezdnych Wojen?

O: Zostałem polecony przez Troya Denninga (dzięki Troy!). Mam duże doświadczenie we współdzielonych światach i pracowałem już przy Gwiezdnych Wojnach, więc to była wspaniała okazja.

P: Skąd się wziął pomysł na „Scourge’a”?

O: Kiedy rozmawialiśmy po raz pierwszy o tej książce, miałem kilka pomysłów. Jeden z nich bazował na przygodzie RPG, którą napisałem dla Star Wars d20 z WOTC. Tamten projekt nazywał się „Tempest Feud” i stał się sercem powieści.

P: Pomiędzy „Tempest Feud” a „Scourgem” pisałeś trochę o Huttach i półświatku. Co sprawia, że Huttowie są tak wciągającym dla ciebie tematem?

O: Są bardzo ludzką rasą nie-ludzi. Są potężni, niebezpieczni i zręczni. Są trochę jak smoki w uniwersum Star Wars.

P: Skąd czerpałeś inspirację na głównego bohatera, Mandera Zumę?

O: Jedi mają reputację, rosłych, nieustraszonych herosów. Tak ich widzimy w filmach, ale podobnie też widzą je postaci z galaktyki. Pomyślałem zatem o postaci, która jest Jedi, ale nie czuje by jej życie okazało się spełnieniem marzeń. Jest dalekie od ideałów. W skrócie, on czuje się jak kuglarz, pomimo zdolności używania Mocy.

P: Jaka jest twoja ulubiona powieść Star Wars?

O: Bardzo, bardzo stara szkoła. Kocham serię z „Han Solo na krańcu gwiazd” Briana Daleya. Myślę, że stamtąd pochodzi moje zainteresowanie Wspólnym Sektorem.

P: W której innej erze Gwiezdnych Wojen chciałbyś pisać?

O: Czuję się dobrze w erze Rebelii oraz Nowej Republiki. Uważam, też że okres powstania Imperium byłby interesujący, ponieważ to czas gdy wszystko się załamuje.

P: Kiedy dokładnie dzieje się „Scourge”?

O: W roku 19 ABY, zanim pojawili się Yuuzhan Vongowie i rozwalili przestrzeń Huttów.

P: Czy czasem się denerwujesz, gdy George Lucas mówi o Gwiezdnych Wojnach?

O: Nie. To jego wizja, bazujemy na niej. To my bawimy się w jego wszechświecie. Częścią pisania we współdzielonym świecie jest to, że trzeba się wgryźć i znaleźć główne etosy, podstawowe prawdy i umieć je rozwinąć. Jeden z moich przyjaciół określa to tak, możemy pobawić się zabawkami, ale jeśli zostawimy nasze rowery na podjeździe, a wujek George wróci, to nie będzie jego wina.

P: Czy czytasz inne książki Star Wars? Jeśli tak, co sądzisz o „Przeznaczeniu Jedi”?

O: Nie czytałem „Przeznaczenia Jedi” (tak, opuszczam się). Ostatnią książką którą przeczytałem była „Zjawa z Tatooine”.

P: A masz jakieś ulubione postaci z Gwiezdnych Wojen?

O: Han, bez dwóch zdań. Po pierwszym filmie, wszyscy lubili Luke’a, ale każdy chciał być Hanem. Dokładniej lubię w nim to, że Han jest niesamowicie pewny siebie, a potem nadchodzi moment, że on mentalnie wie, że jest skończony.

P: Podobał mi się „Scourge” w szczególności Mander. Jakaś szansa, że go jeszcze zobaczymy?

O: Myślę, że zostawiliśmy Mandera w dobrym miejscu pod koniec powieści, ale z jego doświadczeniem, stał się ekspertem w sprawach tego sektora. Chciałbym jeszcze zobaczyć jak teraz sobie radzi z Huttami i Korporacjami.

P: Jak dużo poszukiwań zrobiłeś do tej powieści?

O: Mnóstwo. Uzbroiłem się w Holokron i Wookieepedię, ścigałem wszelkiej maści odnośniki do książek, gier i komiksów. Miałem szczęście, że wiele materiałów kanonicznych bazowało na tym, co pisałem dla gier RPG dziesięć lat temu. Więc mogłem wrócić i sprawdzić moje oryginalne notatki.

P: Jeff, są jakieś zasady, których trzeba przestrzegać pisząc Gwiezdne Wojny?

O: Twierdzę, że jest jedna wielka zasada, której trzeba przestrzegać w Gwiezdnych Wojnach. Trzeba pozostać wiernym etosom i realności tego świata. To jest epickie, to coś więcej niż życie. To jest heroiczne. Pomimo natury Mandera, ta książka nie jest o jego pracy w archiwach. I choć opowiadanie w stylu CSI byłoby fajne, byłoby trudno sprawić by zadziałało przy tych założeniach. W tej książce miałem kilka miejsc, gdzie musiałem wyrwać chwasty z naukowego punktu widzenia, a potem je przywrócić w późniejszych wersjach.

P: Mander Zuma jest innym typem Jedi niż przywykliśmy widzieć w Gwiezdnych Wojnach. W jaki sposób go stworzyłeś?

O: Podczas gdy większość Jedi odnajduje się w heroicznym stylu, Mander nie potrafi się w nim odnaleźć. On jest Jedi, ukończył trening, ale potem przyhamował, bojąc się, że on tam nie pasuje. Dobrze się czuł w Praxeum i archiwach. Więc to historia o tym jak on wychodzi w świat i dorasta. Lubię postacie z wadami, zwłaszcza jak dojrzewają z czasem.

P: Jak rozpoczęła się twoja przygoda z pisarstwem?

O: Piszę od czasów college’u, czyli lat 70., były to słuchowiska radiowe, opowiadania. Potem przygody dla TSR, z czasem zacząłem dla nich pracować, współtworząc zarówno settingi Forgotten Realms jak i Dragonlance. Moje pierwsze książki właśnie były napisane w Forgotten Realms, ale przeszedłem przez wiele współdzielonych światów, zarówno takich które pomagałem tworzyć, jak i takich w których gościłem. Kiedy pracowałem w Wizards of the Coast w zespole Billa Slavicseka, miałem okazję pisać przygody i materiały do gier Star Wars. Podobało mi się to, że miałem szansę coś wnieść do większego uniwersum.

P: Jakbyś porównał pisanie książek w świecie Gwiezdnych Wojen do tych światów, których dotknąłeś w przeszłości?

O: Każde uniwersum ma swoje własne zalety ale i wyzwania. Lubię widzieć Gwizdne Wojny jako wielką galaktykę, gdzie jest miejsce na mnóstwo historii które używają pewnych elementów znanych mitów. No i miecze świetlne. Te są cudowne.

P: Kiedy zdecydowałeś, że chcesz zostać pisarzem?

O: Czytałem mnóstwo SF i fantasy gdy byłem dzieckiem, i chciałem dostać posadę Isaaca Asimova, jego naukową kolumnę, w której tłumaczył zawiłości techniki ludziom. A kiedy zacząłem pisać, zrozumiałem, że mogę tworzyć światy, sprawić by funkcjonowały jak spójne, kreatywne byt. To mnie kręci, to też jedna z przyczyn, dla których lubię pracować w współdzielonych światach.

P: Jak to jest pisać o gwiezdno-wojennym półświatku? Podobało ci się pisać o Huttach? Czy jest może jakaś inna część uniwersum o której chciałbyś jeszcze napisać?

O: Jestem fanem książkowych szumowin i łajdactwa. To pewien cień uniwersum, zarówno niebezpieczny jak i kreatywny. Imperium ma bardzo ludzką formę, co sprawia, że inne rasy gdzieś się chowają. To pozwala wykorzystać bardzo ciekawą gamę postaci. Lubię te enklawy, więc Wspólny Sektor jest innym miejscem, w które chciałbym się wgłębić. Są taką drugą stroną Huttów.

P: Kto według ciebie wygrałby walkę Parella czy Ziro?

O: Uwielbiam Ziro, ale to Parella wygrałby.

P: Planujesz serię w Gwiezdnych Wojnach z powracającymi postaciami?

O: Na razie nie planuję żadnej kontynuacji serii. Myślę, że jest tu mnóstwo opowieści do napisania.

P: Który autor cię najbardziej inspirował?

O: Wielu. Tolkien za tworzenie światów, Twain za język, Raymond Chandler za dialogi. Dziś uznajmy, że najbardziej był to profesor Tolkien.

P: Na ile ci pozwolono w odwoływaniu się i integrowaniu wydarzeń z innych powieści z twoją własną?

O: Nie miałem z tym problemów, gdyż uniwersum Gwiezdnych Wojen jest stosunkowo dobrze udokumentowane. Wszystko, co napiszę, jest wysyłane do Lucasfilmu z prośbą o zatwierdzenie, więc jeśli coś jest nie tak, wysyłają mi informację. Jedną rzeczą, w którą wierzę jest respektowanie pracy poprzednich twórców. Skoro zatem ktoś przedstawił konkretny fakt, traktuję go jako prawdę. Jeśli bym nie mógł, to dlaczego ktoś powiedział, co powiedział?

P: Większość, jeśli nie wszystkie główne postacie w „Scourge” to nowi bohaterowie w EU. A o których istniejących już postaciach chciałbyś pisać?

O: Mander, Reen, Eddey czyli główni bohaterowie to faktycznie nowe postaci, podobnie jak wiele pobocznych. Klan Anjiliac pojawił się w projektach gier i czekał na mnie aż ich stamtąd wyrwę. Natomiast ze wszystkich Jedi chciałbym napisać o Obi-Wanie. Han też byłby wyzwaniem, ze względu na jego długą historię. Lubię też mniej znaczące postacie, jak Dexter Jettster.

P: Jakie są wyzwania przy pisaniu w współdzielonym uniwersum, w szczególności w Gwiezdnych Wojnach?

O: Jednym z najważniejszych jest firma. Wiele osób pisze w tym samym czasie, co ty, więc nie możesz kontrolować jednocześnie wszystkiego (na szczęście redaktorzy to robią). Musisz być gotów robić zmiany dla dobra większego uniwersum. Nawet jeśli twój projekt jest najlepszy dla uniwersum, musisz mieć na uwadze to, co robią w tym czasie inni. Dobry przykład jest taki, roboczy tytuł tej książki brzmiał „Tempest” („Nawałnica”), ale okazało się, że ta nazwa została już użyta w innej książce. Nie piszesz więc samemu, ale to także jest zaleta.

P: Jeśli miałbyś napisać śmierć głównej postaci jak Luke, jak byś go zabił?

O: Miałem powiedzieć „heroicznie”, ale to co mam na myśli lepiej oddaje słowo „spełniony”. Jego zadanie udało się wykonać, jego przygoda się skończyła. Nie ważne, czy umarłby w bitwie, czy w domu otoczony wnukami, Luke dostałby swój szczęśliwy koniec.

P: Gdybyś miał opisać wojnę w kosmosie i na planecie pomiędzy dwiema dowolnymi armiami z EU, które byś wybrał i dlaczego.

O: Dowolny okres czasowy? Wybrałbym Kozzaka Hutta z jego Klatooinianami, Nikto i Vodranami wspomaganymi przez armię droidów. A z drugiej strony Mace’a Windu. Tak, chciałbym napisać coś o Macie Windu.

P: „Scourge” koncentruje się na bardziej wywrotowych aspektach niż większość książek Star Wars, ukazuje też naturę uzależnienia. Jak to współgra z Gwiezdnymi Wojnami?

O: Przyprawa to część uniwersum Gwiezdnych Wojen od zarania, ma też szerokie zastosowania, od substancji uzależniającej, przez medycynę, aż do różnego typu stymulantów. Ta książka pozwoliła mi ukazać, że są różne typy przyprawy i ludzie różnie na nie reagują. Hutt Popara stawia się ponad swych współtowarzyszy, gdyż nie handluje ani twardą przyprawą ani niewolnikami. Reen szmuglowała, ale nigdy nie miała do czynienia z czymś tak podstępnym jak Tempest, stąd jej reakcja i poczucie winy, no i działania.

P: Jednym z ważniejszych bohaterów Gwiezdnych Wojen, który nie doczekał się swojego rozwoju jest Bail Organa. Co o nim myślisz?

O: Opowieść Baila byłaby fajna, brał udział w akcjach, wspierał rebelię, powstrzymywał imperatora nic nie tracąc. I ostatni poranek w jego życiu wyglądał tak, że spogląda na Gwiazdę Śmierci na niebie i myśli: „więc końcu się stało”.
KOMENTARZE (6)

Wywiad z Troyem Denningiem

2012-05-14 21:10:02

Del Rey nie odpuszcza. Magluje swoich autorów wywiadami, a gdy braknie im pomysłów na pytania, wrzucają pisarzy na facebookowego czata. Tam autor, w tym wypadku Troy Denning, musi bronić się sam. Czat jak łatwo się domyślić dotyczył „Apokalipsy”, stąd możliwe pewne spoilery.

P: Ile lat ma Ojciec?

O: Nie mam pojęcia. To pytanie lepiej zadań Dave’owi Filoniemu. Na moje oko jakieś 100000 lat.

P: Jaki byłby twój wymarzony projekt Gwiezdnych Wojen?

O: Zostałem już obdarzony tyloma wymarzonymi projektami Star Wars, że aż mi głupio pisać o kolejnym... ale chciałbym opisać historię Yody wkraczającego w dorosłość.

P: Masz już pomysł, gdzie chciałbyś nas zabrać teraz w EU? Czy wciąż jeszcze o tym myślisz?

O: Jednym z celi „Apokalipsy” było przygotowanie dobrego startu pod przyszłe historie. I myślę, że osiągnęliśmy ten cel. Są setki możliwych różnych historii Star Wars, które chciałbym opowiedzieć, a które w jakiś sposób sugeruje końcówka „Apokalipsy”.

P: Czy Mortis jest domem Mocy?

O: Myślę, że wszystkie pytania o Morits powinno się zadawać Dave’owi Filoniemu. Z mojego punktu widzenia, to mityczna interpretacja funkcji Mocy, ale jak z każdym symbolem, uważam, że trzeba zachować ostrożność, gdy odczytuje się je zbyt dosłownie.

P: Powiedz, czy są jakieś plany by ponownie uratować Raynara Thula z łap Killików?

O: To ja sprawiłem, że Luke powiedział pod koniec „Apokalipsy”, że ktoś będzie musiał znów ratować Raynara od Killików. Ale wątpię, by zostało to opisane, choć jestem prawie pewien, że następnym razem gdy zobaczymy Raynara, będzie on z Jedi w znanym wszechświecie.

P: Kiedy dowiemy się czegoś więcej o Jaggedzie Felu i o tym jak został Imperatorem?

O: Naprawdę nie wiem jak odpowiedzieć na to pytanie. Jestem tylko pisarzem, a takie decyzje podejmują redaktorzy i inni ludzie w Del Rey i Lucasfilm. Ja mogę mieć tylko na nich pewien wpływ, ale dopiero jak mnie o to poproszą. Osobiście mam nadzieję, że trochę to potrwa, chciałbym dać wpierw szansę Jagowi i Jainie pożyć normalnym życiem... Jedi.

P: Którą część „Apokalipsy” pisało ci się najlepiej?

O: Bawiłem się przednio pisząc większość scen „Apokalipsy”. Wśród moich ulubionych są sceny z Tahiri i Bobą (w sumie to zostały one przepisane), wszystkie z moją ulubioną Sabą. Miałem też wiele radości opisując Jainę w bitwie. Lubiłem też interakcje Bena i Vestary aż do samego końca, gdy zrozumieli, że ona nigdy nie będzie prawdziwym Jedi.

P: Teraz, gdy Jedi odeszli z Coruscant, to czy nowe ich przygody będą się działy na jakiejś nowej, jeszcze niezbadanej planecie?

O: Nie wiem, czy przyszłe przygody Jedi będą się dziać na nieznanych światach, ale moje nadzieje są takie, że zawsze będzie to wspaniała możliwość by spojrzeć szerzej w ich historiach na zarówno lokacje jak i formę.

P: Bardzo podobało mi się w jaki sposób zbliżasz się w niektórych aspektach do komiksowego „Dziedzictwa”, ale jednocześnie zachowujesz dystans w innych. To była twoja decyzja, Lucasfilmu, czy wszystkich pracujących przy „Przeznaczeniu”?

O: To była kolektywna decyzja. Oczywiście popieram ją z całego serca, sam bym podjął dokładnie taką samą, gdyby zależało to tylko ode mnie.

P: Czy interesowałoby cię napisanie dla „The Old Republic”, zarówno powiązanej książki jak i przygód w grze?

O: Jestem zainteresowany pisaniem we wszystkich erach Gwiezdnych Wojen. Niestety nie mam na to wystarczająco dużo czasu, a wydaje mi się, że znalazłem dobre podejście do ery w której pracuję. Więc zobaczymy, w każdym razie wszystko może się zdarzyć.

P: Czy masz jakieś trudności w kwestii technologii i terminologii Gwiezdnych Wojen i innych SF? W końcu się różnią.

O: Obecnie Gwiezdne Wojny tak mocno weszły mi w krew, że byłoby ciężko pisać nie używając słów blaster czy wibronóż. Prawdopodobnie pamiętałbym by nie używać mieczy świetlnych.

P: Skoro część umiejętności Luke’a zniknęła, czy on ustąpi teraz miejsca innym postaciom, stojąc gdzieś z tyłu?

O: Myślę, że cierpienie Luke’a, jego fizyczne jak i duchowe rany powinny mieć jakieś odzwierciedlenie w przyszłych historiach, ale wątpię by powstrzymały go od ogrywania w nich głównej roli. Choć znów jestem tylko pisarzem i to nie moja brocha. Moim zdaniem to powinno stać się słabością, która jest integralną częścią kolejnych opowieści. Podoba mi się jak widzisz tę ranę, że brakuje mu części obecności Mocy. To właśnie Abeloth mu zrobiła, czyż nie?

P: Czy były jakieś konflikty między tym, co napisałeś ty, Christie i Aaron w swoich książkach? Jeśli tak, to jak je rozwiązywaliście.

O: Owszem, były małe konflikty, w tym co pisałem ja, Christie i Aaron. Tego nie da się uniknąć, a powiem więcej, że zdarza się nawet gdy autor tworzy samodzielne dzieło. Ale to nigdy nie był dla nas jakiś ciężki problem, nie zdarzyło się nic takiego, co wywołałoby u nas ból głowy. Wiele w tym zasługi naszego procesu planowania, gdzie ustaliliśmy główne wątki od razu, wiele też zawdzięczamy temu jak dobrze współpracuje się z Aaronem i Christie. To naprawdę było fajne przeżycie, by to napisać.

P: Czy byłbyś zainteresowany napisaniem finalnej przygody Wielkiej Trójki?

O: Owszem. Chętnie bym napisał ich ostatnią przygodę. Który pisarz by nie chciał?

P: Czym dokładnie jest Tron Równowagi? Czy to coś fizycznego, czy raczej duchowego?

O: Tron Równowagi to symbol, a nie fizyczny tron. O nim należy myśleć na kilku poziomach jednocześnie.

P: Jak załapałeś się do napisania „Scroundrel’s Luck” dla WEG w 1990? Byłeś już uznanym autorem, czy raczej pracowałeś w biznesie RPG?

O: Byłem mocno zaangażowany w przemysł RPG, jako wolny strzelec, projektant gier i wówczas tylko aspirujący powieściopisarz. Mój kumpel z colege’u, Curtis Smith, pracował w redakcji West End i znał moje RPGi, ale też zainteresowanie fikcją. Więc zapytał mnie, czy nie chciałbym spróbować podjąć się napisania książki-gry. Podobało mi się, i myślę że im także więc dostałem tę pracę.

P: Jestem ciekaw, czy dowiemy się czym jest Lorellian Court i co się stało w trakcie „Blood Oath”?

O: Nie mam pojęcia, czy i w jakim zakresie wydarzenia z „Blood Oath” zostaną kiedykolwiek ujawnione. Musiałbyś zapytać któregoś z redaktorów, ale podejrzewam, że nawet oni tego nie wiedzą, przynajmniej teraz. A co do wydarzeń mam nadzieję, że będą, bo to fajna historia, która zawiera mnóstwo dobrego materiału o społeczeństwie Hapan.

P: Mógłbyś dać mi jakieś rady pisarskie?

O: Pisz każdego dnia przez jakiś rozsądny czas, który możesz poświęcić KAŻDEGO DNIA. Pisz bez opamiętania. Pisz opowieść, którą chciałbyś przeczytać. Popraw ją. Przepisz. Znów poprawiaj. Poprawki są po to, by uzyskać piękno.

P: Powiedziałeś, że historie po „Powrocie Jedi” nadal będą powstawały, ale nie powiedziałeś w jakim formacie. Możemy liczyć na nowe książki, czy także na komiksy w tej erze?

O: Myślę, że bezpiecznie można założyć, że kolejne historie Star Wars powstaną w obu tych formatach. Ale naprawdę jestem złą osobą, by zadawać jej takie pytania. Ja wiem tylko, czy oni chcą abym to JA coś pisał, i nie mam pojęcia, co oni jeszcze dorzucają do tego ognia. Erich Schoeneweiss: Przygody Star Wars będą kontynuowane po serii „Przeznaczenie” zarówno w powieściach jak i opowiadaniach. Pracujemy aktywnie nad kilkoma z nich. Ale nie jesteśmy jeszcze gotowi by o nich mówić. News pojawi się za jakiś czas. W Insiderze #134, który pojawi się w lecie, będzie opowiadanie dziejące się po Apokalipsie z Jainą i Jagiem.

P: Czy Abeloth mogła użyć rany Luke’a by wniknąć w niego lub nawet go opętać?

O: Podejrzewam, że miała szansę wykorzystać tę ranę by powrócić. Ale szczerze nie spodziewam się, by się to wydarzyło. Abeloth, przynajmniej w moim umyśle, zaginęła na dziesiątki tysiącleci. Oczywiście, nie jestem kimś, kto by ustalał przyszłe opowieści, więc to tylko moja opinia.

P: Jesteś Jedi czy Sithem?

O: Sparafrazuję mojego ulubionego ptasiego bohatera: Jestem Troy. Ale poważnie, gdy piszę Jedi, jestem Jedi. Gdy piszę Sitha, jestem Sithem.

P: Gdyby Lucas Licensing pozwolił ci pisać dowolną historię w EU, jaką byś napisał?

O: Gdyby LFL pozwolił mi pisać dowolną historię SW, napisałbym wszystkie. Pisałbym nawet gdybym miał 150 lat.

P: Wolisz pracować przy mniejszych seriach („Mroczne gniazdo”) czy większych z innymi autorami?

O: Pracowałem przy dwóch dużych seriach z wieloma autorami pod rząd. Więc póki co w najbliższej przyszłości wolę zająć się czymś mniejszym. I myślę, że tego właśnie EU potrzebuje. Potrzebujemy zabawy z wieloma różnymi typami historii, przynajmniej na razie.

P: Gdybyś mógł napisać pojedynek pomiędzy dwoma postaciami z SW, które byś wybrał i dlaczego?

O: Ciężkie pytanie. Myślę, że chciałbym opisać pojedynek Luke’a i Krayta. I Saby z prawie każdym twardzielem. I Jainy z Bobą, aż do śmierci. Dalej mógłbym wymieniać...

P: Dlaczego Abeloth nie użyła jej psychozy Mocy, gdy zrozumiała, że Jedi chcą ją zniszczyć?

O: Po tym jak uleczono Jedi po raz pierwszy, stali się oni bardziej świadomi, czym ta psychoza jest i zarazem także odporniejsi.

P: Czy ciężko było napisać finalną bitwę Bazela Warva?

O: Bitwa Barva była ciężka do napisania, nie tylko dlatego, co się w niej stało. Tam się dużo działo, ale to daje wolność, gdyż mogę sobie ustawić choreografię tak, by utrzymywać zaciekawienie czytelnika, dając mu przy tym pewne pojęcia, tego, co widzi bohater. A jego punkt widzenia nie zawsze oddaje jego prawdziwy obraz.

P: Od czego warto zacząć czytanie twoich nie-gwiezdno-wojennych prac?

O: Zacząłbym od „Stron bólu”, „Crucible: The Trial of Cyric the Mad”, „Dragonwall” oraz serii „Dark Sun: Pięcioksiąg pryzmatu”. Wszystko od Wizards of the Coast, możecie poszukać ebooków.

P: Czy myślałeś o tym, by prześledzić losy Obi-Wana w Mrocznych czasach?

O: Nie, nigdy nie myślałem o tym. Ale teraz, skoro wspomniałeś...

P: Chciałbym, by któryś z głównych bohaterów umarł. Czujesz to samo?

O: Nie wiem, co bym myślał o zabiciu kogoś z Wielkiej Trójki. Myślę, że to się stanie wcześniej, czy później, ale kocham te postaci.

P: Jakie były wczesne pomysły, które zmieniliście lub odrzuciliście w „Przeznaczeniu Jedi”? Zawsze lubię słuchać o tego typu rzeczach.

O: Do duże pytanie, a czasu mamy niewiele. Zazwyczaj dopasowywaliśmy historię, ale trudno mi sobie przypomnieć byśmy coś odrzucili. Dodaliśmy niewolnictwo, co było pomysłem Christie na Jedi, a mnie się to spodobało.

P: Czy jacyś pisarze uważają że C-3PO jest irytujący?

O: Nie mogę mówić za Aarona i Christie, ale ja kocham to jak irytujący jest C-3PO.

P: Czyim pomysłem był Tron Równowagi?

O: Myślę, że to był mój pomysł. Rozwijałem go z czasem, od „Mrocznego gniazda”, przez „Nawałnicę”.

P: Czy były jakieś ważne rzeczy, które George chciał w tej serii, a może miał jakieś obiekcje?

O: Nie wiem o niczym, co George (domyślam się, że Lucas) mógł chcieć lub nie chcieć w tej serii. On jest daleko ponad pisarzami do wynajęcia, więc wszelkie uwagi, które pochodzą od niego przechodzą przez cała masę filtrów.

P: Która książka Star Wars sprawiła ci najwięcej frajdy przy pisaniu?

O: Odpowiedź jest taka jak zwykle, ostatnia którą skończyłem. Na koniec jeszcze jedna uwaga. Z Denningiem ostatnio przeprowadzono dwa wywiady, które można przeczytać tutaj i tutaj.
KOMENTARZE (6)

Bastionowe wywiady: Scott Allie

2012-04-24 12:20:29



Niedawno zaprezentowaliśmy Wam pierwszy wywiad z nowego cyklu ukazywanego na łamach Bastionu Polskich Fanów Star Wars, który składa się z rozmów z osobami, które współtworzyły uniwersum Gwiezdnych Wojen. W ramach tego cyklu chcielibyśmy zaprezentować Wam nowy wywiad, który został przeprowadzony specjalnie dla Bastionu. Jego autorem jest jeden z redaktorów strony - Master of the Force.

Tym razem na pytania odpowiadał scenarzysta wielu komiksów - Scott Allie. Fani Gwiezdnych Wojen mogą go kojarzyć z takich historii obrazkowych jak Empire: Batrayal (w Polsce wydany jako Zdrada) lub też Jedi: The Dark Side. Sam wywiad możecie przeczytać w tym miejscu, do czego serdecznie zapraszamy.
KOMENTARZE (1)

Kolejny wywiad z Troyem Denningiem

2012-04-23 20:51:16 RI

Niedawno ukazała się finalna część „Przeznaczenia Jedi” – „Apokalipsa”. Z tej okazji Del Rey na swojej stronie przeprowadziło wywiad z autorem, Troyem Denningiem. UWAGA: TEKST ZAWIERA DUŻE SPOILERY, DOTYCZĄCE TREŚCI POWIEŚCI.

P: Największym szokiem w tej książce jest to, że Abeloth została powiązana z Mortis, a Luke doświadcza podobnych przeżyć, co jego ojciec na tej planecie (widzianej w trzecim sezonie Wojen Klonów). Mógłbyś trochę poopowiadać o procesie rozwijania tego powiązania i współpracy z ekipą Wojen Klonów?

O: Początkowo zaczęliśmy rozwijać Abeloth od tego, że mogłaby być powiązana w jakiś sposób z Celestialami. Myśleliśmy, że mogłaby pełnić rolę sługi Celestiali, i że to oni zamieszkiwali gdzieś w Otchłani. Ale nigdy nie sądziliśmy by przedstawić ich jako postaci. Mieliśmy pomysł, by ona była sługą, który upadł. Gdy pisaliśmy „Sojuszników” i „Wir”, wymienialiśmy się e-mailami, oczywiście dołączając ludzi od kanonu z Lucasfilmu. W pewnym momencie jeden z nich - myślę, że to był Leland Chee - powiedział: „wiecie, ludzie od Wojen Klonów robią coś z postaciami w stylu Celestiali, więc powinniście to sprawdzić i skoordynować. Nie chcemy mieć dwóch innych grup postaci, o tej samej naturze i wpływie na galaktykę.” To miało sens, bo wystarczy jeden rodzaj istot odpowiedzialnych za równowagę Mocy.

Byliśmy tym trochę zdenerwowani, bo nie wiedzieliśmy czy to sprawi nam jakieś problemy czy nie. Ostatecznie jednak stwierdziliśmy, że nie chcemy duplikować naszych wysiłków w EU. Tak więc Leland spotkał się z Davem Filonim, wyjaśnił mu co robimy i zapytał, czy możemy nad tym pracować razem? Dave był bardzo łaskawy i pomocny, starał się nam ułatwiać pracę. Od tego momentu nigdy nie chcieliśmy już nazywać tych z Mortis Celestialami, ale tak o nich właśnie myśleliśmy. Nie chcieliśmy się podczepiać pod to, bo trudno się podczepić pod coś związanego z Mortis, ale jednocześnie taki mieliśmy zamysł. Oni stali się tym, co zamierzaliśmy zrobić z Celestiali, jednak nie są w pełni Celestialami. Jednak patrząc na nich z perspektywy Kilików, oni są tym czym Celestiale się stali. Kilikowie oczywiście nie pamiętają wszystkiego dokładnie. Wszystko zostało przefiltrowane przez umysły ludzi, którzy stali się dwumyślni. I to bardzo dobre rozwiązanie, bo nie chcieliśmy dokładnie ukazywać kim Celestiale są. Istnieją ku temu dwa powody. Pierwszy jest taki, że oni są poza wszelkim zrozumieniem i myślę, że Kilikowie do tego doszli. Zatem chyba najlepiej jest stwierdzić: nie zrozumiesz kim są Celestiale. Drugi powód jest taki, że łączy się kanon i podpina Celestiali pod różne rzeczy, a ja chciałem mieć ich jedynie wspomnianych i ukazać, że Abeloth jest z nimi w pewien sposób związana.

P: Czy ktoś z góry przykazał ci, by zachować naturę Abeloth, tych z Mortis i Celestiali w tajemnicy? Czy może to był twój wybór, bo nadawało to sens historii?

O: Chcieliśmy zachować tajemniczość aż do „Apokalipsy”, ponieważ tajemnica lepiej się sprawdza w opisywaniu potężnych i tajemniczych bytów. Jest pewnym symbolem. Potrzebowaliśmy tajemnicy, gdyż ona jest poza tym, co potrafią pojąć śmiertelne istoty. Chcieliśmy wyjaśnić to, co się da wyjaśnić i zrozumieć na temat Abeloth, ale jednocześnie nie chcieliśmy jej jednoznacznie zdefiniować. Ona jest ponad nasze zrozumienie, możemy co najwyżej pojąć kilka rzeczy na jej temat, ale nie wszystko. I w sumie opisałem więcej faktów z jej historii, niż z tego jakie ma moce lub jaka jest jej prawdziwa natura.

P: Jakie pojawiają się wyzwania podczas pisania o tak tajemniczym czarnym charakterze, jak Abeloth, w porównaniu z tymi bardziej znanymi - jak Jacen czy Lumiya?

O: Zaczęliśmy od głównego pomysłu, kim ona jest - jest związana z Celestialami i jest jakimś ich sługą - a potem, im bliżej znajdowaliśmy się końca, tylko dodawaliśmy kolejne szczegóły. Częściowo dopiero rozwijaliśmy szczegóły, a częściowo ukazywaliśmy te, które już znaliśmy. Ciężko byłoby cofnąć się i przypomnieć, które części ujawniliśmy a które wymyśliliśmy w danym czasie. Używając metafory malarskiej, początkowo używaliśmy szerokich pociągnięć pędzla, potem już tylko delikatnie coś domalowaliśmy i tak aż do samego końca.

P: Czy zamierzałeś pozostawić w tajemnicy tożsamość Lorda Sithów, który spotyka Luke’a Poza Cieniami? Myślałem, że to może być Białooki, przywódca Jednego Sitha, którego widzieliśmy w „Piekle” i „Furii”.

O: Miałem bardzo określony pomysł kim on jest, z pewnością to nie jest Białooki, ale mówię zbyt dużo. Jest to postać, która z pewnością pojawi się w przyszłości w EU. Jeśli go zbytnio określę, ludzie zaczną się o to kłócić i debatować. Wolałbym jednak by ludzie sami wyciągnęli swoje wnioski. Nawet jeśli ja mam swój wniosek, to nie znaczy, że ktoś kto wyciągnie inny będzie w błędzie. Kiedy wchodzi się w mistykę, zaczyna rozprawiać o symbolizmie i spirytualizmie, wtedy nie ma nigdy jednej dobrej odpowiedzi. Wszystko zostaje w kwestii interpretacji.

P: Byłem wielkim fanem Vestary w tej serii. Dla mnie jej perspektywa, była jedną z najbardziej interesujących części całej opowieści. Co o niej sądzisz tak ogólnie? Ta postać nie jest twoim pomysłem, ale czy sądzisz, że udało się zrealizować jej potencjał w "Przeznaczeniu Jedi"?

O: Myślę, że Vestara okazała się cudowna. Jej postać była pomysłem Christie i pamiętam, gdy pierwszy raz pojawiła się na spotkaniu. Christie powiedziała, że wie co powinniśmy zrobić. „Powinniśmy sprawić, by pierwsza dziewczyna Bena była Sithem”. Aaron i ja szeroko się uśmiechnęliśmy, a wszyscy patrzyli z zainteresowaniem na reakcję pozostałych. Ktoś powiedział: „Wiecie, nie sądzę byśmy mogli to zrobić”. Dyskutowaliśmy o tym i pisarze byli bardzo podekscytowani tym pomysłem. Pozostali raczej się nim martwili, ale ostatecznie uznaliśmy, że dopóki ta dwójka nie zwiąże się na stałe, możemy się tym bawić. Myślę, że to była absolutnie dobra decyzja. Uwielbiam rozwój tej postaci oraz to w jaki sposób z nią skończyliśmy. Mam też nadzieję - jestem tylko pisarzem i nie wiem, co się stanie w przyszłości - że ona jeszcze stanie się wielkim czarnym charakterem w sadze.

P: Liczyłem na większą bitwę między Vestarą i Benem pod koniec serii. Czy ty i reszta waszej ekipy zamierzaliście dać jej uciec w finale? Jakie dałbyś jej szanse na zabicie Bena?

O: Staram się przypomnieć, czy kiedykolwiek myśleliśmy by ją zabić. W „Apokalipsie” jest kilka scen o których zdecydowaliśmy podczas naszego pierwszego spotkania. Były to między innymi sceny z końca, jak wesele, to od nich właściwie zaczęliśmy. To miało się wydarzyć w serii niezależnie od innych rzeczy. Wiedzieliśmy to praktycznie w momencie, gdy zaczęliśmy spotkanie. Inną z tych rzeczy był właśnie los Vestary i fakt, że ona opuści wszystkich, wkraczając na własną ścieżkę. Nie pamiętam, byśmy debatowali czy ją uśmiercić czy nie, ale z pewnością po pierwszym dniu naszego spotkania, wiedzieliśmy że ucieknie i zaszyje się gdzieś w galaktyce, stając się możliwym przyszłym czarnym charakterem.

P: To bardzo interesujące. W „Hegemonii” jest obiecująca scena, gdy Ben i Vestara są nareszcie razem. Owszem, końcówka „Hegemonii” pozostawiła pewne obawy co do ich przyszłości, ale miałem nadzieję, że „Apokalipsa” skieruje ich na właściwe tory. Jakie motywy ostatecznie sprawiły, że oni nie mogą być razem?

O: Nie chcieliśmy powtarzać relacji Luke-Mara. Owszem jest tu jakieś jej echo, ale jeśli by ją powtórzyć, reakcja fanów byłaby na to mniej przychylna. Ale jeśli echo skierujemy w innym kierunku, wywoła to większy wstrząs.

Podoba mi się sposób, w jaki to rozwiązaliśmy. Nie uważam, by natura Vestary pozwoliłaby stać się jej kolejną Marą. Ona była Sithem i wychowano ją jak Sitha. Myślę, że ona sama doszła do wniosku (gdzieś w „Hegemonii”), że nie może być Jedi. Jest scena, w której zabija dla Bena i zdaje sobie sprawę, że Ben nie może i nie chce zabijać dla niej na analogicznych warunkach. Vestara rozumie, że nigdy nie będzie tym kim jest Ben. Gdy zaczyna się „Apokalipsa” ona podjęła już decyzję. Na początku „Apokalipsy” zamierzałem pokazać to, że ona miała nadzieję skusić Bena by żyli razem jej życiem. Miała nadzieję, że Ben może być kimś innym niż Jedi, ale ostatecznie zrozumiała że tak się nie da. Vestara kocha go za to, za to kim jest, ale nie może z nim być.

P: Więc po części sensem obecności Vestary w serii było to, by Ben nauczył się pozwalać odejść komuś, kto jest tak odmienny od niego, a po części, by osiągnął trochę tego, co przeżył jego ojciec?

O: Dokładnie. Ważnym tematem w Gwiezdnych Wojnach jest odkupienie. Tym też właśnie bawiliśmy się używając Vestary i zadając pytanie „Czy ona zostanie odkupiona?”. Odkupienie jest ważne tylko wtedy, gdy nie zawsze można je osiągnąć. Nie każdy może być odkupiony, nie każda postać może przetrwać. Straciłoby się zaskoczenie w serii, gdyby za każdym razem bohater w opałach miał przetrwać. Tak też jest z odkupieniem w Gwiezdnych Wojnach, tylko oczywiście to wolniejszy i głębszy poziom. Są postaci, które nie zostają odkupione.

P: Chcę się dowiedzieć jak ostatnia scena książki się tam znalazła (ślub - przyp. red.)? Czy to małżeństwo to wynik tego, że Jaina i Jag są ze sobą tak długo, iż w końcu wysłuchano głosów fanów, a może ma to jakiś związek z przyszłymi opowieściami?

O: Początkowo planowaliśmy ten ślub pod koniec „Niezwyciężonego”, ale gdy już nie zabrnęliśmy w serię daleko, zapytałem: „Wiecie co? Jaina właśnie zabija własnego brata pod koniec serii... i potem biegnie by wziąć ślub?” Chodziło o to, by nie uprościć zbytnio jej charakteru. Sądziłem, że nie powinniśmy tego robić. Na szczęście nie musiałem zbyt długo nalegać, by przekonać pozostałych. Też to dostrzegli, bo ślub jest przecież rzeczą pozytywną, a szukaliśmy pozytywnego zakończenia „Niezwyciężonego”, jednak nie kosztem Jainy i tego, co przeszła przez tamtą książkę.

Zatem jedną z pierwszych rzeczy, jakie zaplanowaliśmy w „Przeznaczeniu Jedi” to właśnie to, by pod koniec serii Jag i Jaina pobrali się. To pierwsze nasze ustalenie. Teraz niektórzy fani wiedzą, że byłem zwolennikiem związku Jainy i Zekka, i wszyscy sądzą, że bardziej lubiłem Zekka. Ale to głównie dlatego, że nie chciałem by Jaina wpierw udała się do Imperium Sithów, a potem żyła w Resztkach Imperium. Nie chciałem jej tracić. Jest ważnym Jedi i wszyscy wiemy, że przez długi czas stawała się coraz ważniejsza, stała się jednym z kluczowych Jedi. Sprowadzanie jej z Resztek za każdym razem komplikowałoby więc sprawę. Jednak postanowiliśmy zaryzykować i użyć Jainy do sprowadzenia Jaga do głównej historii na parę lat (ale też zapewnić sobie, że i ona w niej pozostanie). Tak rozwiązaliśmy ten problem.

P: Dlatego Luke ustanowił Jaga imperialnym przewodniczącym?

O: Wtedy akurat planowaliśmy połączyć się z komiksowym Dziedzictwem i pilnowaliśmy zgodności kanonu. Musieliśmy też mieć na uwadze, by to się sprawdziło w powieści. By to osiągnąć, potrzebne było delikatne balansowanie. Mieliśmy dwa przeciwległe cele. Minęło trochę czasu, nim zrozumieliśmy, że to dwa oblicza tej samej sprawy.

P: Czy możesz coś powiedzieć o wizji, którą miał Ben pod koniec powieści? Czy ona dotyczy wydarzeń z Dziedzictwa komiksowego Dark Horse’a i Jednego Sitha?

O: Wizje i symbolika to zawsze temat do interpretacji, bowiem przyszłość jest zawsze w ruchu. Ja patrzę na wizję jako jedną z wielu możliwości, które mogą się wydarzyć. Zrobiłem jedynie mały ukłon w stronę kanonu, ale jestem tylko pisarzem, więc nie wiem jak i czy w ogóle będą wyglądały próby połączenia końcówki „Apokalipsy” z początkiem Dziedzictwa. To dla mnie wielka tajemnica. Byłbym też zdziwiony, gdyby okazało się, że redaktorzy i ludzie z Lucasfilmu mają już czystą wizję tego, co się dziać będzie w EU przez te 60 lat przerwy. To bardzo długi okres. Prawdę mówiąc wątpię, by ktokolwiek obecnie myślał o tym co zrobić, by doprowadzić do początków Dziedzictwa.

Osobiście nie sądzę, by powinni to robić, a już na pewno nie teraz. Mamy obecnie zbyt wiele zabawy z tym okresem. To jedna z tych rzeczy, z którymi mierzyliśmy się w „Apokalipsie” - czy zmieniła się przyszłość? Na to pytanie nie znam teraz odpowiedzi i mam nadzieje, że czytelnicy również. Podejrzewam że nawet gdyby ludzie w Lucasfilm znali już tę odpowiedź, nie zdradziliby mi jej, a ja nawet nie chciałbym by to zrobili. Nienawidzę spoilerów, a to byłby największy spoiler z możliwych.

P: Czy dano ci jakieś specyficzne instrukcje by wskazywać komiksy z serii "Dziedzictwo" jako potencjalną przyszłość galaktyki?

O: Nie dano mi żadnych instrukcji, jednak jako pisarz sadzę, że powinniśmy dawać jak najwięcej nawiązań do kanonu ustanowionego już przez innych. Dobry przykład to seria „Mroczne gniazdo”, którą powiązałem z prequelami informacjami o matce Luke'a, przechowywanymi przez R2-D2 w jego bankach pamięci. Robię to, by EU sprawiało wrażenie spójnej całości. Oczywiście z drugiej strony jest mnóstwo rzeczy niepowiązanych, a my nie chcemy powiązywać wszystkiego.

P: Allana uczestniczy w wielu strzelaninach w tej książce. Czy to kontrowersyjna decyzja? Czy zawahaliście się przed umieszczeniem ośmioletniej dziewczynki w bitwie? Czy raczej dzieci Solo szybko dorastają?

O: Wiedzieliśmy, że chcemy by Allana była jedną z głównych postaci i pragnęliśmy ją wmieszać w historię. Raczej nie chcieliśmy jej chronić odsuwając na bok, jak robiło Bantam w swoich powieściach z młodymi Solo. Wpakowanie jej w akcję było jedynym sensownym rozwiązaniem. To oczywiście nie wyglądało tak, że stwierdziliśmy zapotrzebowanie na kolejnego żołnierza, więc "Allana bierz broń i do walki". Chcieliśmy, by zaangażować ją w trochę inny sposób, wciągnąć ją w historię. W „Apokalipsie” osiągnęliśmy to jej wizjami. Nie mieliśmy jakichś ogólnych redakcyjnych przykazań, że Allana ma pojawić się w bitwie w tej książce. Pozwoliliśmy jej ewoluować organicznie, tak by zaangażowała się w historię pod okiem Hana i Leii.

P: Zamierzacie rozwijać tę postać w sposób podobny do tego, jak to było z dziećmi Solo?

O: Temat przeznaczenia Allany jest wałkowany od „Mrocznego Gniazda”. Chciałem to wyraźnie zaznaczyć. Allana jest specjalnym dzieckiem w Mocy - to ją widzimy na Tronie Równowagi, ona ma przeznaczenie. Jedną rzeczą na którą Solo chcą ją przygotować, to właśnie spotkanie z tym przeznaczeniem. Solo są nie tylko strażnikami i obrońcami Allany, ale też starają się ją nauczyć, jak żyć w niebezpiecznym życiu. Ona to rozumie i stawia temu czoła, by być przygotowaną. Jest mnóstwo rzeczy które robimy, aby w przyszłości stała się interesującą postacią.

P: To co mówisz jest bardzo ciekawe, zwłaszcza o roli Solo w życiu Allany. Niektórzy fani krytycznie podchodzą do tego, że Han i Leia nieustannie wciągają ją w różne niebezpieczeństwa. Zatem wygląda na to, że Solo zrozumieli powagę jej przeznaczenia, więc przygotowują ją zabierając w swoje przygody?

O: Zgadza się. Solo nie chcą ryzykować jej życia biorąc ją ze sobą, ale przez to kim Allana jest, ryzyko same się pojawia. Myślę że Allana zrozumiała to dużo wcześniej niż oni.

P: Wiem, że jedną z twoich ulubionych scen, które napisałeś, była śmierć dziennikarki Madhi Vaandt, relacjonującej powstanie niewolników i udział w nim Mandalorian. W jaki sposób twoim zdaniem cały wątek niewolnictwa współgra z resztą „Przeznaczenia Jedi”?

O: Rozwinęliśmy ten wątek już po napisaniu trzech książek. Poza naszą pierwszą konferencją, która zaczęła projekt, mieliśmy też kilka innych, gdzie korygowaliśmy nasze posunięcia, dokonywaliśmy korekt i sprawdzaliśmy czy jesteśmy po tej samej stronie. Druga konferencja odbyła się, jeśli dobrze pamiętam, przy okazji San Diego Comic-Con. Christie wpadła na pomysł, by rozwinąć wątek niewolnictwa, wspomniany w „Omenie”. Czuła że Jedi muszą stać się bardziej moralną ostoją i myślę, że miała rację. Do tego miejsca, Jedi stanowili tylko jeszcze jeden polityczny byt. Nie odgrywali roli moralnego autorytetu w Sojuszu Galaktycznym.

Niewolnictwo nadało celu Jedi, sprawiło że bycie ostoją moralności nabiera sensu. Bardzo mi się podobał wątek w „Wirze”, gdzie Saba mówi, że muszą podążać za Mocą, za tym co słuszne i że oni są po pierwsze Jedi, a dopiero później politykami. To był powód konfliktu między nią, a Kenthem Hamnerem, który cenił wyżej lojalność wobec Sojuszu Galaktycznego. Mieliśmy zatem Jedi służących różnym sprawom. Dopóki bunt niewolników nie przybrał na sile wraz ze śmiercią Madhi Vaandt, Jedi służyli jedynie swoim politycznym panom, lekceważąc swe powołanie. W „Wirze” chcieliśmy, by dokonali tego przejścia i poddali się bardziej sprawom duchowym.

P: Więc to było takie obudzenie Jedi?

O: Tak. Cała ta rewolta niewolników miała przypomnieć Jedi kim są, co powinni robić i komu powinni służyć.

P: Jak włączyliście do gry Front Wyzwolenia? Czemu użyliście moffów w wątku niewolniczym?

O: Jedną z rzeczy, którą robią moffowie to komplikacja wątków. Tu znów mamy ten sam problem, chcieliśmy wciągnąć Jaga w historię, ale on przecież rządził Imperium, więc trzeba znaleźć sposób by go zaangażować. Mieć wymówkę, by przebywał na Coruscant, a to sprawia, że wyciągamy moffów i ich polityczne intrygi. Zawsze jest problem, gdy ma się postać, którą chce się wykorzystać, ale ona znajduje się daleko poza miejscem akcji, w innej części galaktyki. Trzeba wtedy szukać rozwiązań. To, że moffowie pozostają moffami, knują i spiskują, to już dodatek. Nie byłem pierwszy, który opisał Front Wyzwolenia, więc trudno mi się wypowiadać na ten temat. Wiem tylko tyle, że początkowo miała to być manipulacja, która zacznie rodzić problemy Daali. Z czasem okazało się, że zaangażowanie moffów jest bardzo sprytnym posunięciem.

P: Masz jakąś postać, którą wyjątkowo lubisz pisać? Osobiście bardzo podoba mi się twój sposób opisywania Saby.

O: Kocham wszystkie swoje postacie na równi. Jednak mówiąc zupełnie szczerze, w przypadku bohaterów filmowych to wymieniłbym Hana i Leię - zwłaszcza kiedy są razem. Jeśli zaś chodzi o postaci stworzone przeze mnie, to właśnie Sabę mi się chyba najlepiej pisze. Ona jest jaszczurką, więc można z nią robić fajne rzeczy - wejść w jej głowę i bawić się ironią tego, że to ona staje się ostoją moralności. Zwłaszcza że Saba jest w sercu niebezpiecznym łowcą, ale jest też Jedi, który widzi wszystko dokładnie w czerni i bieli. Według niej samej, ona jest jednym z najbardziej twardogłowych Jedi i tak się stara zachowywać. Uwielbiam tego typu ironię. Zwłaszcza ten konflikt w Sabie, pokłosie jej rasy, łowieckiego dziedzictwa przełożonego na honor Jedi.

Każda postać wnosi inne rzeczy do opowieści. Vestarę pisało się wybuchowo, wchodziło się do jej głowy i starało się zrozumieć, czego ona chce. Była chyba jedną z najbardziej skomplikowanych postaci w serii. To co ona chce dla siebie i Bena, to coś czego każdy chce. Żyć z kimś, kogo się kocha, mieć rodzinę, sukces i takie tam. Jednak oni są zupełnie inni i Vestara to rozumie. To chyba właśnie do mnie przemawia.

P: Jeszcze jedną rzeczą wspaniałą w Sabie jest właśnie jej komediowa natura. Chodzi mi o te wszystkie problemy wynikające z jej nieznajomości ludzkiej kultury.

O: Modelowałem Barabeli swoim poczuciem humoru, ale wielu ludzi go w ogóle nie rozumie. (Śmiech) Mówię coś jako żart, a ludzie przyjmują to absolutnie na serio. Z drugiej strony ludzie będą pękać ze śmiechu nad czymś co wyszło z mojej głowy. Myślę więc, że ten aspekt Saby jest pewnym odbiciem mnie.

P: Twoja jedyna samodzielna powieść to „Zjawa z Tatooine”, choć sam napisałeś także trylogię „Mrocznego gniazda”. Wolisz pisać części dłuższych serii niż samodzielne powieści?

O: To dwie różne przyjemności. Samodzielne powieści są zabawne, gdyż kontrolujesz w nich wszystko. Masz spójną wizję, bo to tylko i wyłącznie twoja własna wizja, która siedzi ci w głowie. Nie zastanawiasz się, co inni myślą. Łatwiej jest tak pisać. Nie musisz zgrywać starannie akcji z innymi osobami pracującymi w grupie. Tam trzeba ustalić wspólnie scenariusz, dograć postaci i każdy kto pisze kolejną książkę musi się zgodzić na ustalone wskazówki i ich przestrzegać. To zawsze to będzie odbiegać trochę od tego, co inni mieli nadzieję dostać. Wtedy okazuje się, że dany element scenariusza znaczył dla każdego coś nieco innego.

Dobrym przykładem jest „Gwiazda po gwieździe”. Kiedy ją pisałem, dostałem manuskrypt „Punktu równowagi” i zobaczyłem w jaki sposób Kathy Tyers opisała zarys. Ona zrobiła dokładnie to, czego od niej oczekiwano, ale to było było może z 15% tego, czego się po niej spodziewałem. Miałem już 400 stron „Gwiazdy po gwieździe” i pomyślałem, że mam zupełnie inne interpretacje postaci niż Kathy! Więc wróciłem, przepisałem te pierwsze 400 stron i dopiero mogłem ruszyć dalej.

Takie rzeczy mają miejsce, gdy robi się wymiany autorów i nie tylko autorów. To wymaga większej koordynacji i sprawdzania zgodności przez wszystkich zaangażowanych. To nie znaczy, że nie warto tego robić - warto. To daje mnóstwo frajdy, dlatego to tak lubię. Burze mózgów, współpraca z innymi ludźmi... jako pisarz raczej nie masz ku temu okazji zbyt często. Można sobie usiąść z pięcioma lub sześcioma osobami, zrobić sesję i dyskutować. Z tą pozytywną energią, przychodzi też ciężka praca i koordynacja, bo niezależnie jak bardzo uważnie podejdziemy do opowieści, jak mocno pilnujemy by być na tej samej stronie, nasze umysły pracują trochę inaczej i trzeba brać na to poprawkę.

P: A jak byś porównał „Przeznaczenie Jedi” z „Dziedzictwem Mocy”?

O: Myślę że najuczciwiej jest powiedzieć, iż nauczyliśmy się wiele. Za każdym razem, gdy robi się taką serię, uczymy się na błędach poprzedniej. Porównując „Dziedzictwo Mocy” z „Nową Erą Jedi” można zauważyć decyzję redaktorów o zmniejszeniu liczby zaangażowanych autorów. To upraszcza sprawę, bowiem ma się do czynienia z trzema różnymi interpretacjami i osobowościami, a nie piętnastoma czy ile ich tam było w „Nowej Erze Jedi”.

Z „Dziedzictwa Mocy” nauczyliśmy się wiele o przekazywaniu sobie historii. Jedną z rzeczy, które robiliśmy w „Przeznaczeniu Jedi” było to, że gdy autor skończył swoją książkę, spisywał krótkie streszczenie gdzie znajdują się dane postaci i co one w tym czasie myślą. Ten i ten jest tu i tu, z tym i tym, i powiedziałby to. To bardzo ułatwia zachowanie ciągłości. Christie jest wspaniałym graczem zespołowym i ona właśnie w tym była genialna.

P: Jak myślisz, w jaki sposób zostanie ta seria zapamiętana? W jaki sposób wywarła swój wpływ na Expanded Universe?

O: Ja patrzę na te książki, zaczynając od „Mrocznego gniazda” aż do „Przeznaczenia Jedi” włącznie, jak na zebraną sagę Jacena Solo. On był głównym czynnikiem sprawczym. Rozpoczęło się od tego, że się pogubił w „Mrocznym Gnieździe”, gdzie wrócił ze swej pięcioletniej wyprawy i wziął galaktykę na swoje barki. Ta pycha doprowadziła do jego upadku w „Dziedzictwie Mocy” a „Przeznaczenie Jedi” to konsekwencje tego upadku, które okazały się większe niż ktokolwiek mógł przypuszczać. Przeszliśmy zatem od podróży osobistej („Mroczne Gniazdo”) do bardziej społecznej (Druga Galaktyczna Wojna Domowa w „Dziedzictwie Mocy”). Jednak w „Przeznaczeniu Jedi” zajmujemy się też podróżą duchową, a Abeloth jest takim mistycznym potworem. Czymś poza naszym zrozumieniem. Ona jest mitologiczna. Mamy zatem rozwój przez te trzy serie. Chciałbym powiedzieć, że tak właśnie planowaliśmy od samego początku, ale prawda jest taka, że wyszło to nam dopiero w praniu.

P: Mówiąc o Abeloth, mógłbyś mi coś powiedzieć o tym napisanym kursywą akapicie pod koniec "Apokalipsy"?

O: (Śmiech) To bardzo ciekawa interpretacja tego fragmentu. Nie chciałem o tym mówić dużo, z wyjątkiem tego, że twoje podejście nie jest takim jakiego się spodziewałem po czytelnikach. Było bardzo niejasne w czyim umyśle jesteśmy. Chcieliśmy to powiązać, zrobić klamrę całej opowieści „Przeznaczenia Jedi”. Mi się podoba sposób, w jaki to zadziałało. Dużo dyskutowaliśmy na temat, czy powinniśmy robić klamrę w ten sposób, czy nie. Myślę że możesz przeczytać te linijki tekstu, zakładając że jesteś w głowie co najmniej kilku różnych postaci, zarówno na początku jak i na końcu tej opowieści. To co wyczytasz z tych linijek, zależy od tego w głowie której postaci jesteś. One operują na więcej niż jednym poziomie.

P: Wspomniałeś, że podobny akapit znalazł się na początku opowieści, zatem pewnie jest w „Wygnańcu”. Możesz mi powiedzieć więcej o decyzji, by zrobić taką klamrę?

O: Kiedy Aaron rozpoczął „Wygnańca” tymi słowami, to było dla nas pewne zaskoczenie. Nie potwierdziliśmy tego, że skończymy „Apokalipsę” w ten sam sposób, przynajmniej dopóki nie byłem już w jej połowie. Zaczęliśmy wtedy rozmawiać o perspektywie tego początkowego akapitu i zrobiło się to interesujące. Mieliśmy wiele pomysłów, zaczynając od tego, do kogo te myśli należą. Rozmawialiśmy o tym i zrozumieliśmy, że trzeba to jakoś wytłumaczyć. Ale czy musieliśmy wybrać jedną osobę? Osobiście wierzę, że jak się wchodzi w symbolikę, nie trzeba wszystkiego wyjaśniać. Wtedy działamy na poziomie poza świadomym zrozumieniem, trzeba to dotknąć podświadomością. Ja podkreślałem wiele razy, że lepiej zostawić to tak, by działało na wielu poziomach. Zapierałem się też, że nie napiszę tych kwestii z punktu widzenia Abeloth. Myślałem o kimś innym, gdy je pisałem.

P: Czy jest jakaś szansa, że się dowiemy o kim, w jakiejś późniejszej książce?

O: Wątpię. Uważam, że tajemnica zostawia pole do interpretacji czytelnikowi. Trudno to w ogóle sobie wyobrazić. Choć nigdy nie mów nigdy. Może któregoś dnia, ktoś wykopie to zdanie i mnie zaskoczy, ale ja nie mam zamiarów by rozwijać akurat tę rzecz.

To nie jest pierwszy wywiad z tym autorem dotyczący tej powieści. Poprzedni znajduje się tutaj.
KOMENTARZE (5)

Wywiad z Ryderem Windhamem

2012-04-15 18:27:38

W tym roku Ryder Windham wydał już dwie książki. Jedna to biografia Dartha Maula, druga to nowy przewodnik o Sokole Millennium, tym razem wydany przy współpracy z wydawnictwem Haynes, które słynie z serii przewodników po pojazdach i sprzętach domowych. Niedawno rozszerzyło swoją ofertę także o fikcyjne pojazdy (jak Sokół Millennium, czy U.S.S. Enterprise). Krótki wywiad z Windhamem o tej pozycji znajduje się na stronie wydawnictwa Del Rey.

P: Czego nauczyłeś się podczas redagowania komiksów Star Wars w Dark Horse, a co wciąż ma wpływ na twoje pisanie EU?

O: Gdy redaktor Dan Thorsland i ja zostaliśmy wyznaczeni do rozwijania pierwszej mini-serii „Droidów” dla Dark Horse’a, Dan pokazał mi podręczniki do RPG z West End Games i powiedział, że to cenne źródło informacji, które Lucasfilm już zaaprobował. Lucasfilm jednocześnie chciał abyśmy w Droidach nie odwoływali się do Imperium czy Rebelli, więc razem z Danem stworzyliśmy nowe światy specjalnie pod przygody R2-D2 i C-3PO, ale okazjonalnie nawiązywaliśmy także do opublikowanych już opowieści czy postaci. I choć to doskonale grało w „Droidach”, zrozumiałem, że preferuję przeglądanie materiału z uprzednio opublikowanych historii i albumów, by właśnie tam szukać nowych pomysłów. Jeśli nie istnieje kluczowy powód, by wymyślić nową postać czy planetę, myślę że lepiej pracować na ustalonym materiale, i sądzę, że czytelnicy to doceniają. Więc przewodniki nie są tylko dobrym źródłem informacji, ale też inspiracji.

I tak właśnie pracuję, jak dostaję do napisania nową powieść, zawsze przeszukuje informacje o postaciach, lokacjach, aspektach kanonu. Dla potrzeb „Millennium Falcon Haynes Manual”, musiałem przebić się przez dziesiątki powieści i przewodników. Celem nie było zaimponowanie czytelnikowi pracą jaką wykonałem, ale stworzenie kompletnej i wciągającej książki, która zazębia się z innymi pozycjami.

P: Jesteś jednym z niewielu autorów, którzy piszą zarówno powieści jak i przewodniki. Możesz porównać oba procesy pisania w obu tych formatach?

O: W przypadku powieści redaktor prosi o około 40000 słów, potem dodaje lub ujmuje kilkaset, dobiera krój, rozmiar arkusza, to wpływa na ostateczną liczbę stron powieści. W przewodniku, liczba jest ustalona od samego początku, nim napisze się pierwszą linijkę tekstu. Trzeba zaplanować całą zawartość, rozpisać ją na strony, uwzględnić umieszczenie tekstu pośród zdjęć i ilustracji. Moje doświadczenia wskazują, że praca przy każdym przewodniku jest bardziej czasochłonna niż przy powieści. Każdy wpis w przewodniku wymaga poszukiwań i sprawdzenia, w dodatku musi być napisany tak, by zmieścił się w wyznaczonej przestrzeni dla tekstu na stronie. Nigdy nie poproszono mnie o napisanie 17 słów więcej do ramki dla jakiejś powieści, ale w przypadku przewodników to norma. Ważne jest by przygotować się wcześniej, by mieć w zapasie wiele szczegółów.

P: Czy zapoznałeś się z innymi przewodnikami Haynesa, zwłaszcza tymi fikcyjnymi?

O: Pierwszy przewodnik Haynesa jaki kupiłem dotyczył MGB. Chciałem się dowiedzieć, czemu mój MGB spalał więcej oleju napędowego niż benzyny, i czy są jakieś przyczyny by firma wyprodukowała samochód, który wymagałby serwisowania przez mechanika co tydzień. I choć kochałem MGB, gdy działał, dowiedziałem się później, że dzięki tej książce można dodać mu trochę więcej życia. Natomiast gdy redaktor Derek Smith z Haynes pytał mnie o przewodnik o Sokole Millennium, wysłał mi kopie ich przewodnika po U.S.S. Enterprise (Star Trek) oraz Apollo 11. To były świetne książki, i naprowadziły mnie na pomysł jak można napisać taki przewodnik o Sokole.

P: Którą część Sokoła najbardziej lubiłeś eksplorować?

O: Pracę nad pierwszym rozdziałem, historię serii YT, to było interesujące. Dostałem możliwość połączenia informacji z przeróżnych źródeł, od podręczników West End Games, przez powieść Jamesa Luceno „Sokół Millennium”, aż do „Holiday Special” czy figurki Sokoła z Legacy Collection firmy Hasbro. Ale jeśli pytasz o miejsce na Sokole, to zawsze to była główna ładownia. Wygląda jak świetne miejsce do siedzenia z przyjaciółmi.

P: Na czym polegała twoja współpraca z Haynes? W jaki sposób pomagali ci napisać tę książkę?

O: Pracowałem bardzo blisko z redaktorem z Haynes, Derekiem Smithem, a także dwoma artystami Chrisem Reiffem i Chrisem Trevasem. Napisałem wstępny zarys proponowanych tematów do rozbudowania, a potem Chris i Chris dodali więcej materiału, i tak rozwijaliśmy go aż zapełniliśmy 125 stron, w tym wnętrza okładek. Wszyscy zaangażowani, mogą mnie poprawić lub zbić, jeśli się mylę, ale myślę że to był mój pomysł by pokazać ilustracjami ewolucję YT-1300. Jeśli miałem problem z jakaś częścią Sokoła i nie mogłem tego znaleźć w przewodnikach, Chris i Chris wysyłali mi swoje sugestie, jak to ugryźć. Projekt powstawał wspólnymi siłami.

P: „The Owner’s manual” jest przewodnikiem wewnątrz uniwersum, zupełnie jak „The Jedi Path”. Jak różni się podejście w instrukcji wewnątrz uniwersum od projektów pisanych z dystansu, jak „The Complete Vader” czy „Star Wars Year by Year: A Visual Chronicle”?

O: Tak... W książkach z poza uniwersum, staram się pisać tak obiektywnie jak tylko jest to możliwe, prezentując fakty a nie opinie, no i jest akceptowalne by odwoływać się do naszego rzeczywistego świata. Przykład - zdjęcie starej zabawki Sokół Millennium filmy Kenner z 1982 i podpis o opakowaniu, z minifigurkami i wartości kolekcjonerskiej itp. W przewodniku Haynesa przejąłem głos niezdefiniowanego narratora z galaktyki Gwiezdnych Wojen, kolesia, który jest w pełni zorientowany w historii Corellian Engineering Corporation (CEC), ale ma też swoją wiedzę na temat YT-1300 Hana Solo. Narracja musi wyglądać tak, jakby Haynes faktycznie współpracował z CEC przy tej publikacji.

P: Czy coś czego dowiedziałeś się o Sokole z istniejących źródeł, zaskoczyło cię?

O: Chris i Chris podesłali mi plik z artykułem „Secrets of the Falcon” Christophera Westa, który oryginalnie pojawił się w magazynie Polyhedron. Nie znałem artykułu Westa, który zilustrował go różnymi konfiguracjami wnętrz YT-1300, ale byłem pod wrażeniem ile wysiłku włożył w szczegóły, w wyjaśnienia każdego poziomu planu. Uwzględniliśmy Westa w podziękowaniach, ale muszę podkreślić jak bardzo jestem mu wdzięczny, za ten artykuł, i za to jak dużo informacji, które zaprezentował wykorzystaliśmy.

Ale ogólnie, wciąż zadziwia mnie ile informacji napisano o tym fikcyjnym statku. Nie mówię tego w sposób protekcjonalny. Ale zdumiewa mnie ile uwagi poświęcono statkowi, który istniał początkowo tylko na taśmie celuloidowej lub jej cyfrowym odpowiedniku, a rozrósł się w naszej wyobraźni.

P: Napisałeś też „Millennium Falcon: A 3-D Owner’s Guide”. Czy Sokół to Twój ulubiony statek?

O: Tak, Sokół zawsze był moim ulubionym statkiem z Gwiezdnych Wojen. Kiedy byłem dzieckiem, kupiłem sobie figurkę Kennera z Sokołem i dziś nadal jest moim skarbem. Uwielbiam wygląd Sokoła. Dostaję klaustrofobii w myśliwcach, gubię się w niszczycielach. Sokół relatywnie jest w sam raz, doskonały pojazd do prywatnego użytku.

P: Czy jest jeszcze coś, czego nie wiesz o Sokole, a o czym chciałbyś się dowiedzieć i/lub dodać osobiście do kanonu?

O: Sceny z filmów sprawiają, że Sokół wydaje się być wyższy w środku niż na zewnątrz. Jest dużo miejsca między kanonierkami, zwłaszcza ta drabinka między pokładami. Chris i Chris będą pierwszymi, którzy wam powiedzą, że zbudowanie repliki Sokoła w pełnej skali wymaga oszukiwania przy wielu szczegółach, ale nadal chciałbym zobaczyć skończony rezultat.

A co do dodawania czegoś do kanonu, osobiście nie mam żadnych zakusów w tym zakresie. Przy podręczniku Haynesa, poproszono mnie by dołączyć mini-myśliwiec z kolekcji Hasbro Legacy, jako opcjonalny dodatek do YT-1300, co uznałem za zabawne i właściwe, ale nie dlatego, że chciałem „kanonizować” ten mini-myśliwiec. Kiedy pracowaliśmy nad projektem „Star Wars Blueprints”, Chris i Chris zaprezentowali dowody, że Lucasfilm publikując dane metryczne o Sokole popełnił błąd. I to było ważne osiągnięcie.

I myślę, że gdybym mógł poprawić coś w Sokole, byłaby to kwestia wygrania przez Hana Sokoła od Lando na kilka lat przed ANH, przynajmniej według „Świtu Rebelii”. Nie wiem, kto wpadł na ten pomysł, autorka - A.C. Crispin, ktoś w innej książce, czy może ktoś w Lucasfilm. Uważam, że to głupie i nie zgadzam się z pomysłem, że Han i Chewie mieli Sokoła tylko dwa lata zanim poznali Bena Kenobiego i Luke’a. Ich sposób poruszania się po Sokole sugeruje, że to coś więcej niż tylko rozpoznane środowisko. Oni znają każdy centymetr statku, a Han go wręcz kocha. W moim ujęciu, budowanie takiej relacji musi trwać dłużej, i nie jest możliwe w przypadku niedawno zdobytego przedmiotu. Ale z drugiej strony, gdyby kanon pozwolił im mieć Sokoła dłużej, mieliby więcej lat na swoje przemytnicze przygody, a to byłoby bardzo dobre.

P: Który pojazd, twoim zdaniem, najlepiej nadawałby się na sequel tego przewodnika? To pytanie czysto hipotetyczne.

O: Ciężko odpowiedzieć, bo za bardzo lubię pojazdy. Czy X-Wing nie wyglądałby świetnie na okładce Haynesa? A TIE Fighter? Śmigacz, AT-AT albo Skyhooper? To byłoby wspaniałe. Egzekutor i Gwiazda Śmierci to już w ogóle niesamowite możliwości, z tymi wszystkimi wewnętrznymi poziomami tych pojazdów. Nawet jeśli nie zamierzasz posiadać Gwiazdy Śmierci, przyda ci się przeczytać przewodnik, by się nie zgubić w środku, tak na wszelki wypadek.
KOMENTARZE (2)

George Lucas w radiu SiriusXM

2012-03-26 15:23:07 YouTube.com

W amerykańskim radiu SiriusXM wyemitowany został wywiad z Georgem Lucasem, przeprowadzony przez byłego senatora Billa Bradleya. Teraz na serwisie YouTube opublikowano fragmenty tego wywiadu, którego tematy obejmowały filozofię świata, sztuki, edukacji i twórczości:

O metodach nauczania: "Platon nie uczył nikogo, tylko zadawał pytania. Sokrates, Platon i Arystoteles...proces polegał na zadawaniu pytań. Dlaczego niebo jest niebieskie? Co stanie się gdy zajdę tak daleko, że nie będę widział siebie? Dlaczego tak się dzieje? Studenci sami musieli zrozumieć o co chodzi. Oni sami wymyślali odpowiedzi. (...) To była odwrotność tego, że nie wpajamy im informacje, ale uczeniu dzieci tego jak się uczyć samemu, żeby można było samemu nauczyć się czego tylko potrzeba."



O mitologii w społeczeństwie: "Mitologia to po prostu sposób dla społeczeństwa. Historie, które są opowiadane grupom ludzi, żeby tworzyły z nich społeczeństwo, żeby mogli mieć wspólny system wartości. Robi się to nie nadając serię lekcji, ale dając im bohaterów, postaci które się podziwia, chce się naśladować, którzy robią źle, ale wtedy mówimy: "Nie róbcie takich rzeczy, róbcie inaczej", "To oznacza przyjaźń", "Rozumiem twoje uczucia wobec twojego ojca, to nie tajemnica"."



o Red Tails": "Siedziałem w kinach i obserwowałem 10-letnich chłopców, którzy wybiegali z seansu z podniesionym rękami, krzyczący "Alleluja" i "W przyszłości zostanę pilotem". [Ten film] daje im ich własną historię, którą mogą ze sobą zabrać."



O granicy sztuki i technologii: "Każdy rodzaj sztuki i każdy artysta zmaga się z technologią. Bo sztuka jest technologią. To jedna rzecz, którą możesz zrobić, używając technologi, żeby przekazać emocje od jednej dla drugiej osoby. To jest sztuka. Czy to opowiadasz historię, piszesz sztuki teatralne, tworzysz muzykę, piszesz książki, malujesz obrazy. Zawsze chodzi o technologię."



Temat na forum
KOMENTARZE (4)

Wywiad z Troyem Denningiem

2012-03-25 19:22:22

Niedawno na łamach roqoodepot ukazał się wywiad z Troyem Denningiem, autorem Apocalypse, czyli ostatniej części Przeznaczenia Jedi. Uwaga, wywiad zawiera spoilery do zakończenia "Przeznaczenia Jedi".

P: Apocalypse jest zadedykowana byłej głównej redaktorce LucasBooks, Sue Rostoni. Mógłbyś opowiedzieć o pracy z nią?

O: Sue była dla mnie nie tylko wspaniałym redaktorem, ale i przyjacielem przez dziesięć lat, a to mój sposób, by upewnić się, że ona pamięta o odwiedzinach! Ale poważnie, Sue jest jedną z tych osób, które sprawiały, że pisanie Gwiezdnych Wojen sprawiało frajdę, i chciałem by wiedziała jak mocno ceniłem jej doświadczenie.

P: Mając na uwadze Mroczne Gniazdo, Dziedzictwo Mocy i Przeznaczenie Jedi, wygląda to jakbyśmy mieli jedną wielką historię z różnymi rozdziałami. Czy taki był zamysł od początku, czy zostało to jakoś zaplanowane?

O: „Plan” się raczej kształtował wraz z rozwojem. Rozpocząłem pracę nad Mrocznym Gniazdem pomysłem by ukazać, co się dzieje z moralnością Jacena po pokonaniu Yuuzhan Vongów. To bardzo stary motyw, co się dzieje z żołnierzem po wojnie. Jego powrót do domu zmienia wszystko fundamentalnie, pojawiają się traumy wynikające z tego, co widział i zrobił, i samotność, bo nikt inny nie jest w stanie go zrozumieć i jeszcze ta niepewność, czy znajdzie jakieś spokojne miejsce dla siebie w społeczeństwie.

Gdy trylogia się rozwijała, chciałem ujrzeć Jacena biorącego odpowiedzialność za przyszłość całej galaktyki, a gdy skończyliśmy Mroczne Gniazdo i zaczęliśmy Dziedzictwo Mocy, zdecydowaliśmy, że to pycha Jacena ściągnie go na Ciemną Stronę.

Potem dowiedzieliśmy się o planach Dark Horse’a z Dziedzictwem i Darthem Kraytem, i zacząłem się bawić pomysłem, że to właśnie ta mroczna przyszłość, której Jacen starał się zapobiec. Nigdy nie sformalizowałem tego pomysłu. Ale od tego miejsca ciągle o nim pamiętałem, i miałem pomysł, by Jacen starał się zapobiec wizji, którą ujrzał - Dartha Krayta siedzącego na Tronie Równowagi. W pewnym momencie, ale nie pamiętam w którym zdecydowałem dodać Allanę do tej wizji. I to stworzyło pewien mglisty klimat, który wykorzystywałem w obu seriach, mając nadzieję, że wpasuje się to w inne historie, które opowiadaliśmy.

P: W Apocalypse jest wspomniane, że Abeloth może nie być celestialką, a może nią być. Czy specjalnie umieściłeś takie niedopowiedzenie, czy ona nią jest, czy nie?

O: Odpowiedź jest w tekście, jeśli wierzyć Killikom na słowo, to ona i jej podobni, nie są celestialami, ale tym, czym stali się architekci.

P: Po raz drugi wprowadziłeś Bobę Fetta. Czy tym razem pisanie tej postaci sprawiło ci więcej radości w porównaniu z „Niezwyciężonym”?

O: Pisanie Boby Fetta to zawsze zabawa. Ale ja lubię Fetta starszego i bardziej złego. Dobrze jest go uczłowieczyć, ale chyba tylko tak długo, dopóki robi się z niego hardcorowca.

P: Skąd się wziął pomysł połączenia Przeznaczenia Jedi i Wojen klonów, dokładniej trylogii Mortis? W którym miejscu prac podjęto tę decyzję?

O: Połączenie wystąpiło w chwili gdy pisaliśmy „Sojuszników” i „Wir”. Nasza ekipa dyskutowała jak połączyć Abeloth i celestiali, a Leland Chee (opiekun Holokronu) powiedział nam o tym, że Dave Filoni zajmuje się w przygotowywanych odcinkach jakimiś postaciami, których natura jest podobna do architektów. Wtedy wiedzieliśmy, że musimy to jakoś skoordynować, lub obrać radykalnie inny kierunek. Popytaliśmy więc Lelanda, czy Dave byłby gotów podzielić się swoimi przemyśleniami na temat odcinków o Mortis z nami, i wpleść nam Abeloth do tej opowieści. On przyjął pozytywnie pomysł i współpraca była wyśmienita. Nie potrafię przekazać jak wielką przyjemnością była praca z Davem nad tym, i jak jestem mu wdzięczny za współpracę. On jest naprawdę bardzo fajny.

P: Zabiłeś Barva... i dobrze to opisałeś. W którym momencie serii wiedziałeś, że on zginie?

O: Kiedy to napisałem. Chciałem zabić Hana, ale redaktorzy mi nie pozwolili, więc w zamian zabiłem Barva. (żart). A poważnie, gdy pisałem ten rozdział, czułem, że to ważny moment i czas w którym coś strasznego musi się wydarzyć. I to było doskonałe miejsce, by Barv zszedł jako bohater, przyjaciel Allany i obrońca. To była ciężka śmierć do opisania, ale czułem że jest potrzebna, i myślę że odegra kluczową rolę w dalszym rozwoju Allany w EU.

P: Czy było dla ciebie satysfakcjonujące opisanie w końcu ślubu Jainy i Jaga?

O: To było satysfakcjonujące. Byłem zwolennikiem związku Jainy i Zekka, bo nie chciałem by Jaina zniknęła z wątków o Jedi i odgrywała rolę imperatorowej Resztek Imperium.

I mówię tu jako autor. Lubię ją pisać tak bardzo, że nie chciałbym jej stracić, a nie podobają mi się machinacje, które sprawiłyby, że utrzymywałaby się w głównej fabule, gdy pożegnała się z Jedi i stała się obywatelką Imperium. No i wyobrażacie sobie reakcję Hana na to, że jego córka wyszła za imperialnego i sama została obywatelką Imperium? Nie pozwoliłby mi ponownie pisać. Ale teraz widzę, że ma to jakieś plus i jestem szczęśliwy, że wyszli za siebie. I myślę, że będą nadal stanowić świetną parę.

P: Czy teraz, gdy Przeznaczenie Jedi zostało ukończone, możesz coś zdradzić o największych zmianach fabularnych w trakcie gdy tworzyliście te serię?

O: Nie było większych zmian, w tym co zaplanowaliśmy kogo zabić lub jak skończyć serię. W sumie ustaliśmy ostatnią scenę Apocalypse w ciągu pierwszych godzin naszej konferencji i to się nie zmieniło.

Ale zdecydowaliśmy dodać wątek o niewolnictwie po pierwszych trzech książkach. Christie uważała, że potrzebujemy dać Jedi jakiś moralny odnośnik, a to się świetnie nadawało. Dodało to wiele do serii, i wspomogło moją pracę przy Wirze.

P: Pozostawiłeś wiele wspaniałych pomysłów do przyszłości EU, dziecięciu rycerzy, uratowanie Raynara, odnalezienie Kesh, śledztwo w sprawie Jednego Sitha, czy rozwój Vestary pod wpływem Krayta. Który z tych pomysłów chciałbyś teraz opisać?

O: Wszystkie. I będę pisał Star Wars aż do 150 roku życia.

P: A możesz powiedzieć, co będzie z Jae Juun i Tarfangiem?

O: Jak możesz o to pytać? Nie znam odpowiedzi, w końcu to tajni agenci Galaktycznego Sojuszu!

P: Czy jest jakaś szansa, że niektórzy z tych Barabeli w szponach Teser-Dordi-Wilyem-Zals mogą nie być wrażliwi na Moc?

O: Tylko czas to wyjaśni.

P: Podczas panelu na San Diego Comic-Con w 2009 wspomniałeś, że Dziedzictwo Dark Horse’a może być tylko jedną z możliwych przyszłości. Ale wygląda na to, że teraz jakbyś otworzył się na tę przyszłość i próbował ją powiązać. Czy to prawda? I jak twoim zdaniem ta kwestia wygląda dziś?

O: Czuję się raczej otwarty na możliwości, ale szczerze to nie znam odpowiedzi. Jestem tylko pisarzem, a to już coś o czym decydują redaktorzy, ludzie z Del Rey, Dark Horse’a i Lucasfilmu. Prawdę mówiąc, obecnie, nie byłbym zaskoczony, gdyby nawet oni tego nie wiedzieli.

P: Czy zobaczymy kiedyś Tenel Ka, która opuszcza Hapes i ma większą rolę?

O: Wiecie, że nie lubię spoilerów.

P: Ostatnie pytanie: Czytanie Apocalypse było satysfakcjonujące, a czy pisanie również?

O: Pisanie Apocalypse było ciężkie, ale było tego warte. Myślę, że to jedna z moich najlepszych książek i wiem, ze najambitniejsza. Ona kończy coś, co określam mianem ery Jacena w EU, która zaczęła się w trylogii Mrocznego Gniazda, kontynuowała upadek w Dziedzictwie Mocy i rozbrzmiewała przez całe Przeznaczenie Jedi. Teraz myślę, że Jacen odpocznie. Teraz stoimy u nowego progu, spoglądamy na dziesiątki nowych potencjalnych historii. Mamy olbrzymie możliwości i nie mogę się doczekać, aż zobaczę dokąd EU zmierza.
KOMENTARZE (10)

Bastionowe wywiady: Toby Philpott

2012-03-22 22:54:16



Bastion Polskich Fanów Star Wars ma przyjemność zaprezentować Wam całkowicie nowy cykl newsów. Specjalnie dla Was nasz redakcyjny kolega, Master of the Force, nawiązał kontakt z wieloma osobami związanymi z powstawaniem Gwiezdnych Wojen. Wśród nich znaleźć można zarówno aktorów, pisarzy jak i rysowników. Nawet jeśli nie zawsze będziecie kojarzyć ich nazwiska, to na pewno rozpoznacie postacie w które się wcielili lub prace, które stworzyli, a same wywiady będą dobrą okazją aby się dowiedzieć o nich czegoś więcej.

Pierwszy wywiad, który chcielibyśmy Wam pokazać, przeprowadzony został z Toby'm Philpottem. Mimo iż po samym zdjęciu większość osób nie skojarzyłaby go z Gwiezdnymi Wojnami, to postać, którą kierował jest jedną z najbardziej rozpoznawalnych z "Powrotu Jedi". To właśnie Toby, wraz ze współpracownikami operował Jabbą. W "ciele" Hutta mieściło się kilka osób, które razem go animowały, Toby odpowiadał za ruchy lewej ręki, języka i głowy. Sam wywiad możecie przeczytać w tym miejscu, do czego serdecznie zapraszamy.
KOMENTARZE (5)

Wywiad z twórcami BioWare

2012-01-29 10:14:15

The Old Republic to bez wątpienia jedno z najważniejszych wydarzeń w Gwiezdnych Wojnach w ostatnim czasie. Gra MMO o której zrobiło się głośno w mediach, nie tylko tych fanowskich. Przy okazji pojawiło się wiele wywiadów z twórcami, głównie Gregiem Zeschukiem i Rayem Muzyką, współtwórcami firmy BioWare. Jeden z nich znalazł się na Mashable Entertainment.

P: Ludzie mówią, że TOR jest największą grą MMO, przynajmniej od czasu Worlds of Warcraft. Czy taki był wasz cel? Ray

Ray Muzyka: Ogólnie to chcieliśmy ożywić uniwersum Gwiezdnych Wojen. Stworzyć prawdziwe społeczne doświadczenie, w którym wcielasz się w ikoniczne, archetypowe role z filmów. Inspirujemy się filmami, ale umiejscowiliśmy akcję na tysiące lat przed nimi, podczas epickiego galaktycznego „pożaru”. Możesz dotrzeć do światów nie eksplorowanych w filmach i innych materiałach. Można udać się na Alderaan i zobaczyć jak działają intrygi polityczne, poznać historię planety. Można zobaczyć Tatooine na tysiące lat zanim Luke postawił nogę na jej piasku. Przenosimy sagę do sfery bardziej socjalnej, oswajamy magię tworząc z niej osobistą sagę Star Wars w wersji online.

Greg Zeschuk: Ja to widzę z innej perspektywy, bardziej jako twórca gry. Nie byliśmy zainteresowani zrobieniem czegoś w sposób łatwy, jakiejś małej rzeczy. Lubimy ambitne przedsięwzięcia i wymagające projekty, a rzeczy ciężkie do osiągnięcia są interesujące. Więc myślę, że bez wątpienia jest to największy projekt przy którym pracowaliśmy i jedna z największych gier wszechczasów. I z pewnością jedna z najbardziej skomplikowanych, zwłaszcza, że wszystkie elementy musiały współgrać. Dla nas naprawdę największą nagrodą jest to, że dotrwaliśmy do końca i nic nie wybuchło, co jest wspaniałe.

Ray Muzyka: Dodam tylko, że informacja zwrotna, jaką otrzymaliśmy od naszych graczy biorących udział w beta testach, to subtelna droga wprowadzania innowacji, które tworzą naszą grę.

Greg Zeschuk: Tak, ale to zabiera trochę czasu.

Ray Muzyka: Ale najlepiej to sprawdzić wracając do innych MMO po tym jak się już zagra w The Old Republic. Słyszałem, że wiele osób mówi: „Nie mogę wrócić”. I myślę, że to właśnie efekt pracy naszej drużyny, która starała się zbudować coś innowacyjnego. I myślę, że się nam udało, ale z pewnością to nie koniec naszego zaangażowania. Nasza wspólna przygoda razem z graczami dopiero się zaczęła i potrwa wiele, wiele lat. Będziemy dodawać nowe elementy, słuchać uwag graczy i starać się dostarczać produkt na najwyższym poziomie. I do tego się zobowiązujemy.




P: Jakie są wyzwania w rozbudowywaniu uniwersum Gwiezdnych Wojen, zwłaszcza względem gry Knights of the Old Republic z 2003?

Greg Zeschuk: Prawdopodobnie największa rzecz z jaką się mierzyliśmy to stonowana perspektywa. Scenariusze, opowieść i postacie zostały stworzone tak, by współgrać z etosem Gwiezdnych Wojen. To była jedna z tych rzeczy, nad którą mocno pracowaliśmy z LucasArts, starając się dobrać odpowiednie tony do postaci. To moim zdaniem było nie tylko wzięcie wzorców z filmów, ale też zaczerpnięcie inspiracji by pójść dalej, rozwinąć to dokąd my zmierzaliśmy i to gdzie oni chcieli nas widzieć. Gdy się dopasowaliśmy, mogliśmy powiedzieć, że to są Gwiezdne Wojny. Z perspektywy innych produktów mogę powiedzieć, że powstające przez długi okres podstawy są siłą The Old Republic, dzięki nim czuje się, że to Star Wars. To właśnie sprawia, że jest to największa własność intelektualna na świecie, a my mogliśmy do niej dodać jeden z największych kawałków, wokół którego można spędzić życie w Gwiezdnych Wojnach. I właśnie go uruchomiliśmy.

P: Ten MMO ma zdefiniowaną fabułę bazującą na wyborze przez gracza klasy. Jakie są wyzwania przyjęcia tak wyznaczonych granic?

Ray Muzyka: Było kilka wymiarów. Jednym z nich było to jak sprawić, by konwersacja między graczami zadziałała i to zarówno w sytuacji single-player jak i multi-player. A to jest dużo trudniejsze, niż się początkowo wydawało, ponieważ trzeba się odpowiednio zmierzyć z klasą i jej historią. Potem niezależnie czy to przygoda związana ze światem, czy postacią gracza, musimy zrobić wszystko, by była równie wciągająca emocjonalnie. Trzeba zatem osiągnąć równy poziom dla różnych typów przygód. Ale jednocześnie ponieważ używamy innych archetypów inspirowanych filmami, te historie i podejścia muszą być na tyle różne od siebie by zadowolić innego rodzaju graczy. I oni wszyscy razem powinni mieć podobny poziom przyjemności z gry. Trzeba to zbalansować, sprawić by to wszystko razem się zgrało.

P: Wasz system dialogowy ma ciekawy mechanizm bazujący na moralnych decyzjach i uczynkach. W jaki sposób wzbogaca on zmagania Jedi i Sithów?

Greg Zeschuk: Myślę, że to jest o tyle interesujące, gdyż jedną z elementów, które dialogi nam obrazują jest ukazanie kontekstu wyborów jasnej i ciemnej strony. Zawsze uważałem to niesamowite, bo normalnie akcję piszę się w sposób liniowy, tak jakby się grało tylko w pełni ciemną lub jasną stroną. Ale jak się pozwoli graczowi dostosować, odkrywamy, że wybory nie zawsze muszą być jednoznaczne. Myślę, że pisaliśmy to przede wszystkim ukazując odcienie szarości. Owszem niektóre z decyzji są bardziej ekstremalne od innych, ale każdy może grać inaczej. To powoduje, że balansujemy między wymiarami postaci, tworząc ją wielowymiarową. W ten sposób powstaje bardzo spersonalizowana wersja naszej postaci. A co zauważyliśmy, ludzie mocno przywiązują się do swoich postaci. W tradycyjnych MMO przywiązanie pojawia się wraz z osiągnięciami, ale u nas zadziałało coś innego, osobowość gracza. To nasza kluczowa filozofia, by przywiązać gracza do postaci, a to przekłada się na długoterminowego klienta.

Ray Muzyka: Ciekawie się gra różnymi stronami i klasami. W wielu przypadkach, w filmach, Sithowie mogą wyglądać na postaci jednowymiarowe. Są źli, mają czerwone miecze, a jak idą w twoim kierunku, to będą chcieli cię zabić. I są naprawdę źli i wredni. Ale oczywiście mają swoje motywy i wierzą, że to co robią jest słuszne. Wierzą, że Moc i władzę, którą posiadają mogą wykorzystać do ustawienia świata według własnych potrzeb. Z drugiej strony jeśli patrzy się z przez pryzmat protagonisty, który przechodzi drogę bohatera (lub antybohatera), wszystko jest niby dobre. Ale w The Old Republic oni nie zawsze robią dobre rzeczy. Mają swoje wyzwania. Wszystko jest interesujące i zawsze ma jakieś osobiste konsekwencje, to sprawia, że gra zaczyna żyć.

P: W przeciwieństwie do większości gier MMO, SWTOR nie jest podzielony na różne sekcje, dostępne w zależności od poziomu gracza. W jaki sposób to zmienia grę?

Greg Zeschuk:Nie ograniczamy gracza. Jak już zdobędzie swój okręt, może polecieć gdziekolwiek chce.

Ray Muzyka: Możesz wylądować na planecie, która jest na wyższym poziomie niż twój, i możesz dostać tam w tyłek. Rekomendujemy poziomy, ale jeśli jakiś gracz z wyższym poziomem i niższym poziomem się sparują? To właśnie sprawia, że to doświadczenie społeczne, przyjaciele mogą ci pomóc przejść przez trudne rzeczy, jeśli jesteś trochę słabszym. To sprawi, że gra będzie bardziej satysfakcjonująca, a wyzwania którym się sprostało bardziej epickie.

P: Czy to znaczy że społeczne aspekty gry polegają na tym, by doświadczeni gracze pomagali nowym?

Greg Zeschuk: Mamy naprawdę rozbudowany system gildii, gdzie ludzie mogą utworzyć gildie na stronie. Mamy już dziesiątki tysięcy gildii i setki tysięcy ludzi w nich. Wtedy powiedzieliśmy: „Dobra, umieścimy was na serwerze i wskażemy wam serwer”. Tak więc program gildii skończył się sukcesem. Jedną z rzeczy, którą zależało nam zbudować w czasie gry to koleżeński system pomocy, gdzie gracze pomagają nowym. To właśnie tworzy te społeczne więzi, gdy krzyżują się ich drogi. To jeden z tricków, które użyliśmy na światach początkowych. Każdy mniej więcej do 10 poziomu przebywa na planecie porządkowej, ale ściągamy tam też ludzi koło 30 poziomu, tak by mogli się spotkać z innymi graczami. Wtedy właśnie ludzie się mijają i pomagają sobie. Tu wychodzi cały społeczny aspekt gry, nad którym pracowaliśmy. Niektóre z tych rzeczy to zwykły czat, ale są też inne bardziej grupowe narzędzia. Z czasem wychodzą potrzeby, które grupują ludzi. Także na naprawdę wysokich poziomach, a gdy przyjaciel z prawdziwego świata ma także swoją postać, z pewnością będziecie trzymać sztamę. To łatwe, ale i uczące.

P: A nad czym pracuje w ramach gry?

Greg Zeschuk: Robimy pierwsze przymiarki do tego, co jeszcze chcemy dać ludziom. W następnej fazie będziemy bardziej oglądać, co ludzie robią i na tej podstawie budować elementy, których oczekują. A w długim terminie faktycznie będziemy rozwijać grę, to naturalne.
KOMENTARZE (0)

Nadchodzi Dawn of the Jedi

2012-01-26 12:10:54 io9.com

Premiera Dawn of the Jedi zbliża się wielkimi krokami. 1. lutego ukaże się zerowy numer serii, który będzie stanowił wprowadzenie do niej, a dwa tygodnie później, 15. lutego ukaże się pierwszy zeszyt. Z tej okazji John Ostrander i Jan Duursema - twórcy serii - udzielili wywiadu stronie io9.com. Wcześniejszy wywiad na temat nowej serii umieściliśmy tutaj. John pokazał też pierwsze strony Świtu Jedi, które można zobaczyć pod wywiadem.

John, fabuła Dawn of the Jedi opowiada o starożytnych czasach Zakonu Jedi. Na jakie wyzwania napotkałeś tworząc historię tak odległą w uniwersum Gwiezdnych Wojen? Czego fani mogą się spodziewać po serii?

John Ostrander:
Ludzie Disney’a nazywają to “wyobrażaniem”. Cofasz się w czasy, o których praktycznie nic nie wiadomo. Na przykład, wcześniej było mówione, że przyszli Jedi (z punktu widzenia tych z Dawn of the Jedi) byli naukowcami Mocy, którzy przybyli na Tython i uczyli się ścieżek tej mistycznej siły. Wspominano również, że Tython jest w Głębokim Jądrze, gdzie podróże nadprzestrzenne są bardzo trudne do zrealizowania, a dodatkowo w tamtych czasach były to rzadkie sytuacje. Jeśli zatem nie chcesz powiedzieć, że wszyscy przyszli Jedi pochodzą z jednego miejsca (co sprawia, że historia staje się nudna), zaczynasz zadawać sobie pytanie – “Jak ci wszyscy naukowcy różnych gatunków spotkali się w jednym miejscu, na Tythonie?”

Więc Jan i ja wymyśleliśmy projekt Tho Yor’ów – gigantycznych, piramido-kształtnych statków, które zebrały wrażliwych na Moc z całej galaktyki na Tython. Przez następne 10 000 lat ci wrażliwi na Moc stali się Je’daii, z których potem powstaną Jedi i Sithowie. Ale nawet Je’daii nie wiedzą kto zbudował Tho Yor’y i dlaczego ich przyniosły na Tython, by zgłębiali tajniki Mocy.

Znamy również liczbę planet w systemie Tython, ale nigdy wcześniej nie zostały one nazwane i rozwinięte. Więc Jan i ja stworzyliśmy dla każdej z nich nową cywilizację i kulturę. Wiemy też, że na Tythonie wybuchną Wojny Mocy i spowodują ucieczkę Je’daii z planety. Przedstawimy dokładnie tę sytuację. Jan i ja uważamy Tython i jego sąsiednie planety za naszą Atlantydę – za wspaniałą i legendarną cywilizację, która zniknęła.

W historii użyjemy też Rakatan. Są to użytkownicy Ciemnej Strony o wielkiej potędze. Zobaczymy ich społeczeństwo i sposób życia. Oczywiście mamy też nowych bohaterów, statki i technologię – i nowy sposób patrzenia na Moc. Myślę, że jeżeli ktoś nawet nie jest zagorzałym fanem Gwiezdnych Wojen, to i tak ta seria przypadnie mu do gustu. Więc tak zaczęli powstawać Jedi.

Jan, na jakie problemy natknęłaś tworząc te nieodkryte czasy Zakonu Jedi?

Jan Duursema:
Im głębiej z Johnem zapuściliśmy się w Dawn of the Jedi, tam bardziej zaczęliśmy sobie zdawać sprawę z ogromu projektu! Tworzymy Zakon, który uprzedził zarówno Jedi i Sithów. Oglądając Gwiezdne Wojny zawsze miałam wrażenie, iż oglądam „odległą galaktykę”, gdzie nic się nie marnuje. Tworząc Dawn of the Jedi starałam się tego trzymać.

Wiedząc jak dawno jest ta seria osadzona, musiałam ocenić jak świat mógłby się zmienić przez te wszystkie millennia, ale tak by nadal wyglądał jak Gwiezdne Wojny i było czuć w nim gwiezdnowojenną atmosferę. Więc spróbowałam stworzyć jakieś rzeczy, z których mogły powstać statki i technologie, które zobaczyliśmy np. w filmach. Zawsze interesowałam się modą odległej galaktyki, więc natrafiłam na niezłą okazję, by się wykazać.

Duża część gwiezdnowojennych mitów była inspirowana przez wcześniejsze filmy Science Fiction, książki i komiksy. Ja sama inspirowałam się wieloma historiami od kiedy pamiętam. Gdy byłam mała dostałam małego robota ze świecącymi oczami (ciągle go mam) i to on sprawił, że zostałam fanką Science Fiction. Wyrosłam na historiach o różnych cywilizacjach, rycerzach i dalekich światach. Zaczęłam wtedy też rysować te postacie i tak zaczęła się moja artystyczna przygoda.

Jak wygląda współpraca z ekipą Lucasa w tworzeniu Dawn of the Jedi?

John Ostrander:
Wszystko co tworzymy, bądź robimy – od samego początku do końca – jest oglądane przez drużynę Lucasa, a na sam koniec komiks musi być potwierdzony przez nie tylko przez naszego korektora Dark Horse’a, Randy’iego Stradley’a, ale też przez Lucasfilm Licensing. My robimy, a oni sprawdzają.

Fani Legacy nie mogą doczekać się tego projektu. Boicie się, że komiks może im się nie spodobać? I jeszcze jaki jest wasz ulubiony moment w uniwersum Star Wars?

John Ostrander:
Lubiliśmy tworzyć Legacy. Mieliśmy jeszcze pomysły na wiele historii, ale niestety nigdy nie ujżą światła dziennego, gdyż seria dobiegła końca. Ale to nie znaczy, że nie podoba nam się to co teraz robimy. Przy wybieraniu ulubionej historii jest pewien kłopot – to tak jak wybierać, które z moich dzieci lubię najbardziej. Jak mógłbym wybrać? Tworzymy komiksy przez dziesięć lat. Przed Legacy stworzyliśmy serię Republic z Quinlanem Vosem, Aaylą Securą, Wilmahrem Grahrkiem i wieloma innymi. Teraz dodatkowo pracuję nad Agent of the Empire. Wątpię, czy mógłbym wybrać mój ulubiony moment z nich wszystkich.

Zaraz. Mam jeden taki moment. To była ta chwila, gdy pierwszy raz zobaczyłem Aaylę w Ataku Klonów. Gdy oglądałem na ekranie to co stworzyłem poczułem się naprawdę spełniony. To było niesamowite.

Jan Duursema: Wiem, że naszym fanom Legacy naprawdę się podobało. Czasami czuję się jabym miała sto pomysłów na Legacy, które nie zostały opowiedziane. Ale teraz tworzę Dawn of the Jedi i też jest fajnie. Mamy mnóstwo potencjalnych historii (nie mogę doczekać się Wojen Mocy!) i bohaterów do wykorzystania. Niektóre pomysły są dość kłopotliwe, ale opłaca się przy nich posiedzieć…

Moja ulubiona historia to chyba ta o Hrabim Dooku w serii Jedi. Wszystko wyszło idealnie tak jak chciałam. Ale jest też wiele zeszytów Legacy, z których jestem też dumna. Dodatkowo, tak jak Johnowi bardzo podobała mi się Aayla w Ataku Klonów.


KOMENTARZE (24)
Loading..