Steve Sansweet, wielki kolekcjoner gadżetów z odległej galaktyki, założyciel Ranczo Obi-Wan, prywatnie przyjaciel polskich fanów Star Wars, dawno nie publikował nic na Bastionie. Jednak ten znany fan Gwiezdnych Wojen wciąż pozostaje dość aktywny na blogu oficjalnej, więc mogła nadejść pora na kolejne
Holo z oficjalnej.
Na początku kwietnia, nieco pół-żartem,
pisaliśmy o tym, że Steve znalazł się w teleturnieju. Jak się okazuje była to prawdziwa wiadomość, a swoje przeżycia związane z telewizyjnym wydarzeniem, Steve wspomina następująco:
To było zwykłe wtorkowe popołudnie, parę minut po 16. Jak zwykle pracowałem przy swoim komputerze, gdy nagle zwróciłem uwagę na e-mail mojego siostrzeńca Jeffa, prawnika spod Filadelfii. "Czy wiedziałeś, że zostałeś pytaniem w Jeopardy!!!!!!!!"
"Co??????" - odpowiedziałem.
My Sansweetowie wyraźnie lubimy używać nadmiernej ilości znaków interpunkcyjnych. Nie wiedziałem o co mu chodzi. Potem pojawił się krótki e-mail od Rich Askintowicz, świetnego kolegi, który jest menadżerem operacyjnym w Reed Exhibitions, firmy, która zajmuje się organizowaniem imprez Star Wars Celebration dla Lucasfilmu. "Steve. Oglądałem Jeopardy i byłeś jedną z odpowiedzi. Podwójna zagadka, drugi, albo trzeci wybór. Przy trzygodzinnej różnicy czasu powinieneś to obejrzeć dziś wieczorem". Okej, czyli mój siostrzeniec nie śnił na jawie, choć później przyznał, że siedział w domu przeglądając kontrakt, a teleturniej leciał gdzieś w tle i przestraszył się gdy usłyszał moje nazwisko.
Pozwólcie, że zatrzymam się na chwilę, dla tych dwóch, lub trzech, czytelników, którzy nigdy nie słyszeli o Jeopardy, która, jeśli się nad tym zastanowić, jest oglądana przez 99 procent społeczeństwa amerykańskiego, biorąc pod uwagę moje osobiste skromne doświadczenia. Większość ludzi wie, że jest to dzienny półgodzinny telewizyjny teleturniej prowadzony przez sympatycznego Alexa Trebeka, który będzie świętował swoje 30-lecie jako prowadzący, w nadchodzącym wrześniu. Liczba nagród Emmy jaką zdobył jest równa ilości lat, kiedy Trebek jest prowadzącym. Ja z kolei pamiętam teleturniej z poprzednich edycji. Oryginalna wersja telewizyjna nadawana była w latach 1964 to 1975. Był tworem Merva Griffina i jego żony, Julann. Griffin był śpiewakiem w Big Bandzie, który z sukcesem przeniósł się do radia, żeby potem stać się gwiazdą telewizji. On i jego żona myśleli nad różnymi koncepcjami na teleturniej, powiedziała potem w wywiadzie, a ona wymyśliła sprytny sposób odpowiedzi: uczestnicy musieli odgadnąć zagadkę poprzez zadanie pytania. "Film, w którym gra Mark Hamill, Carrie Fisher i Harrison Ford". Ba! Pytanie jednak bardzo rzadko są tak proste.
"Wezmę Rekordy Guinnessa za 2000 $!" Jest 30 odpowiedzi na dużej tablicy, podzielonych na sześć kategorii, po pięć odpowiedzi na każdą, warte od 200 do 1000 dolarów za odpowiednią odpowiedź w pierwszej rundzie. W drugiej rundzie prawidłowe odpowiedzi przynoszą od 400 do 2000 dolarów. Przy nieprawidłowej odpowiedzi tracisz pieniądze. Jest kilka innych pomysłów, które utrzymują program w dobrym tempie. (Griffin stworzył też inny teleturniejowy megahit, Koło Fortuny). Wyraźnie pamiętam oglądanie Jeopardy, kiedy próbowałem prześcignąć uczestników, tworząc samemu swoje pytanie. Szło mi nieźle, ale byłem w swoim domu, nigdy nie miałem tyle odwagi, żeby próbować być uczestnikiem w samym programie. Ale odkąd stałem się coraz rzadszym widzem telewizyjnym, ponieważ ostatnio swoją rozrywkę czerpię tylko z internetu, minęło wiele lat odkąd oglądałem ten program.
Zwykle nie przepadam za niespodziankami, ale oczywiście niektóre bywają fajne. Muszę przyznać, że czasem marzę o wygraniu loterii Mega Milionów, albo żeby przedstawiciele Publishers Clearing House zapukali do moich drzwi (nawet jeśli szansa na wygraną takiej nagrody jest dosłownie 1 do 1.3 biliona). Ale pojawienie się mojego imienia w teleturnieju? Jak powiedział mój przyjaciel z 501st, Elton Horn na Facebooku, "Całkiem fajnie, kiedy możesz stać się ciekawostką z popkultury".
Zajęło jednak sporo czasu, żeby dokładnie przeanalizować co się stało, choć wszyscy wydzieli już program. Powiedziano mi, że pojawiłem się na poziomie 500 dolarów. Jedna osoba mówiła, że odpowiedź brzmiała "Steve Sansweet ma kolekcję 300 000 figurek i znalazł pracę gdzie?" Zatem nie, nie mam 300 000 figurek. Albo "Poza posiadaniem największej kolekcji Star Wars, jaka była pierwsza praca Steve'a Sansweeta, teraz w posiadaniu Disneya?". Hmm, gazeta Philadelphia Inquirer jest w posiadaniu Disneya? Nie wydaje mi się.
Ale przyjaciółka z Nebraski, wolontariuszka Rancza, Rachel Neurath, zdołała zrobić zdjęcie z programu i mogłem się uspokoić, że siedmioosobowa ekipa wyszukująca z Jeopardy dobrze wykonała swoją pracę. To była druga runda, kategoria Rekordy Guinessa 2014, a ja byłem na samym dole tablicy, czyli najwyższą nagrodą 2000 dolarów. Odpowiedź brzmiała "Steve Sansweet, właściciel ponad 300000 gadżetów ze Star Wars, dostał pracę w tej firmie, teraz części Disneya." Uczestnik Arthur Chu, uważany przez głośniejszych fanów teleturnieju za renegata, z powodu metody, w jaką grał w grę, szybko wcisnął brzęczyk i odpowiedział "Co to jest Lucasfilm". Gdyby wpadł w popularną pułapkę i powiedział "Lucasfilms", mógłby przegrać, ponieważ w Jeopardy liczą się tylko konkretne prawidłowe odpowiedzi.
Chu, który wygrywał grę już przez 11 dni i ostatecznie wygrał 297 200$, nie wiedział, że ta odpowiedź to był ostatni moment jego chwały. Następnego dnia nie wygrał nic i jego dobry los się skończył.
Jeśli chodzi o mnie, było trochę dziwnie przyjmować gratulacje za coś, o czym początkowo w ogóle nie wiedziałem, z czym, tak naprawdę, nie miałem nic wspólnego. Oczywiście zbieram przedmioty związane ze Star Wars od 1977 roku, otworzyłem Rancho Obi-Wan, organizację non-profit, którą dzielę się się z fanami, zostałem wpisany do księgi rekordów Guinnessa za posiadanie największej kolekcji.
Jednak nauczyłem się przez te lata, że potrzebne jest docenienie przez kogoś, żeby inni zaczęli cię zauważać. Byłem reporterem i redaktorem w The Wall Street Journal przez 26 lat. Miałem setki historii przez ten czas, nad niektórymi pracowałem miesiącami, a większość z nich trafiała na pierwszą stronę. Jednak jedynie wtedy słyszałem o swojej pracy od moich bliski, podczas tych rzadkich okazji, gdy mój tekst był przedrukowany w lokalnej gazecie, Inquirer.
Dlatego dziękuję Jeopardy. Mogło to zająć 30 lat, albo 50 lat, żeby moje nazwisko trafiło do programu, ale zrobiliście to i jako były dziennikarz, jestem za to bardzo wdzięczny.
KOMENTARZE (1)