Kilka dni temu, przy okazji sześciu nominacji do Oskara dla „Jojo Rabit”, zapytano Taikę Waititiego o „Gwiezdne Wojny”. Pierwsze z pytań dotyczyło możliwości wyreżyserowania przez niego takiego filmu. Odparł tylko, że na razie nic nie słyszał o tym, ale jednocześnie „The Mandalorian” było jego szansą by móc pracować na planie z szturmowcami. Drugie pytanie dotyczyło chęci nakręcenia takiego filmu, tu Taika odparł, że oczywiście, że by chciał, ale na razie woli się skoncentrować na tym by IG-11 był bohaterem przez cały kolejny sezon.
Wydawało się, że ta rozmowa nie ma większego znaczenia. Ale dziś w nocy Hollywood Reporter ogłosił, że trwają negocjację z Waititim, by przejął ster kolejnego filmu. Źródła jednak nie potrafiły sprecyzować na jakim etapie są te negocjacje, oraz co to za projekt. Czy to w ramach filmu, którym ma się zająć Kevin Feige, czy może coś osobnego. Nie wspominając już o tym jak to się ma do „High Republic” czy „Old Republic”.
Warto zauważyć, że w chwili obecnej „The Mandalorian” staje się jakby testem kwalifikacyjnym dla filmowców. Debrah Chow dostała do reżyserii serial o Obi-Wanie, zaś jeśli te plotki okażą się prawdziwe, to reżyser dobrze odebranego finałowego odcinka pierwszego sezonu, dostałby swój film.
Natomiast Taika musiałby też jakoś zgrać swoje terminy. Obecnie w planach ma „Thor: Love and Thuner”, którego premiera zapowiedziana jest na listopad 2021. Miał też robić nową wersję „Akiry” (słynnej anime, która inspirowała „Atak klonów” i „Wojny klonów” - więcej). Wśród innych projektów są też nowy „Flash Gordon” oraz serial „Bandyci czasu”. Tak więc, nawet jeśli plotka z Taiką zostałaby potwierdzona, a on sam podpisałby kontrakt, to raczej niekoniecznie musiałby to być film z 2022. Może z 2024 lub jeszcze późniejszy?
Sam Taika oczywiście skomentował te plotki, wymownym twittem.
— Taika Waititi (@TaikaWaititi) January 17, 2020
Zobaczymy, kiedy Lucasfilm i Disney postanowią coś nam potwierdzić. To już zdecydowanie czas, w którym prace nad filmem na grudzień 2020 powinny ruszyć. Ale jak pamiętamy, w przypadku „Łotra 1”, Gareth Edwards czy Gary Whitta pracowali prawie przez pół roku nie mogąc nikomu zdradzić, że podpisali umowę z Lucasfilmem. Więc, kto wie, może faktycznie listopadzowe plotki o tym, że reżyser kolejnego filmu został wybrany, są prawdziwe. Wtedy faktycznie Taika mógłby być na celowniku na jeszcze kolejną produkcję.

Sam artykuł zaczyna się od wypowiedzi Wernera Herzoga, który chwaląc Jona Favreau mówi, że tworzy on mitologię, nie produkuje serialu, ale rozwija historię. I tu przechodzimy do źródeł HR, które twierdzą, że to właśnie Jon Favreau, wraz z Michelle Rejwan oraz Davem Filonim są przyszłością „Gwiezdnych Wojen”. Kennedy jest producentką, nie wizjonerką. Jej zadaniem jest teraz dowieźć sagę Skywalkerów do końca, a następnie zostawić ją w dobrych rękach, tym razem nie typowo producenckich. Wygląda na to, że to właśnie ten triumwirat będzie odpowiadał za kształt uniwersum w przyszłych latach, tak przynajmniej twierdzi HR.
Michelle Rejwan to z kolei protegowana J.J. Abramsa. Jeśli chodzi o opowiadanie historii ma zdecydowanie najmniejsze doświadczenie. Do Lucasfilmu przeszła z Bad Robot, ale od 2015 udziela się w Lucasfilm Creative Brain Trust. Obecnie jest też starszą wiceprezes firmy, jedną z trojga. Wyżej znajdują się tylko Kathleen Kennedy, Lynwen Brennan (była szefowa ILM w czasach Lucasa) i Jason McGatlin (protegowany Kathleen Kennedy).

