James Mangold, reżyser filmu „Indiana Jones i artefakt przeznaczenia”, który w ten weekend wszedł na ekrany, zajmuje się promowaniem filmu. Odpowiada na wiele pytań, niektóre z nich dotyczą także jego projektu gwiezdno-wojennego i tu można wychwycić pewne ciekawostki.
Po pierwsze wspomniał dyskusję z Lucasfilmem, a dokładniej z ludźmi odpowiedzialnymi za kanon. Rozmawiali o pomyśle Mangolda o tym, że chciał się zdystansować od innych filmów. Gdy zapytał ich, mniej więcej kiedy zatem powinna się dziać akcja filmu o pierwszych Jedi, ci odpowiedzieli, że jakieś 25 tysięcy lat przed Epizodem I. James wspomniał, że chciał mieć dystans, ale to jest dopiero dystans. Żartował sobie również, że weźmie tę robotę, i wcale się nie zdziwi jak gdzieś po drodze w opuszczonej stacji metra znajdzie Charltona Hestona. Tu warto dodać, że Heston grał Mojżesza w „Dziesięciorgu przykazań”.
Ta odległość czasowa daje mu wolność twórczą. Przyznał, że nie jest zainteresowany fan servicem, czy rozwijaniem historii, którą wymarzył sobie George Lucas. Nie chce mieć ograniczeń fabularnych.
Zapytany czy w jego filmie pojawią się słowa „Jedi” czy „midi-chloriany”, odparł, że nie daje żadnych gwarancji. Tyle, że akcja będzie się dziać przed powstaniem zakonu Jedi. Dodał, że owszem filmy robi się trochę inaczej, ale generalnie ludzie najpierw się zaczynają organizować, dopiero potem wymyślają jak się nazwać.
Przyznał także, że nie rozmawiał na temat swojego gwiezdno-wojennego filmu z Georgem Lucasem, nawet by to skonsultować. Dodał, że obecnie prace się nie posuwają do przodu, bo jako scenarzysta strajkuje.
Na chwilę obecną nie wiadomo kiedy pojawi się film Mangolda. Powszechnie obstawiana jest data grudzień 2027, ale dopóki nie będzie konkretnych informacji, chyba nie należy się do niej przywiązywać.
KOMENTARZE (9)
Dziś na naszych ekranach zadebiutował film „Indiana Jones i artefakt przeznaczenia” (Indiana Jones and the Dial of Destiny), którego reżyserem jest James Mangold. To pierwsza nowa produkcja Lucasfilmu, która trafia do kin od czasu premiery „Skywalker. Odrodzenie” cztery lata temu. Co ważniejsze po raz kolejny wracamy do przygód najsłynniejszego archeologa. Scenariusz napisali: Jez Butterworth, John-Henry Butterworth, David Koepp i James Mangold. W rolach głównych występują: Harrison Ford, Phoebe Waller-Bridge, Mads Mikkelsen, Antonio Banderas, John Rhys-Davies, Toby Jones i Karen Allen. Wśród producentów znaleźli się Kathleen Kennedy, Steven Spielberg, Simon Emanuel, George Lucas i Frank Marshall. Za muzykę ponownie odpowiada John Williams.
1969. Apogeum wyścigu kosmicznego między Stanami Zjednoczonymi a Związkiem Radzieckim. Jones jest zdeterminowany, aby wyjawić nikczemną działalność nazistowskich naukowców licznie stojących za programami kosmicznymi.
To nie jedyna pozycja z udziałem Starwarsówka, którą można zobaczyć w kinach. „Flash” w reżyserii Andy’ego Muschietti to kolejna propozycja dla fanów komiksów. Scenariusz napisali: Joby Harold („Obi-Wan Kenobi”), Christina Hodson, John Francis Daley, Jonathan Goldstein. Występują: Ezra Miller, Michael Keaton, Sasha Calle, Michael Shannon, Jeremy Irons i Temuera Morrison.
Ezra Miller powraca w roli Barry’ego Allena w widowisku DC, w którym po raz pierwszy to on jest głównym bohaterem. Barry używa swojej mocy do podróży w czasie, żeby zmienić wydarzenia z przeszłości. Kiedy jednak próbuje ocalić rodzinę, mimowolnie zmienia przyszłość. Barry zostaje więźniem rzeczywistości, w której generał Zod powraca i grozi powszechnym zniszczeniem. W tym świecie nie ma jednak żadnych superbohaterów, do których można by się zwrócić. Chyba że Barry przekona do przerwania emerytury zupełnie innego Batmana i uratuje uwięzionego Supermana, również nie takiego, jakiego się spodziewa. Jedyną nadzieją Barry’ego na uratowanie świata, w którym przebywa i na powrót do przyszłości, którą zna, pozostaje wyścig o życie. Tylko czy ostateczne poświęcenie wystarczy do przywrócenia dawnego biegu wydarzeń?
Fani Wesa Andersona będą zachwyceni jego najnowszym filmem w iście gwiazdorskiej obsadzie. „Asteroid City” do którego scenariusz napisał Anderson i Roman Coppola całkiem nieźle radzi sobie w kinach, patrząc przede wszystkim na zarobki per ekran. I choć w Stanach w zeszły weekend (pierwszy szerokiej dystrybucji), pozycja miała zaledwie 6 miejsce, to jednak jak się popatrzy na skuteczność na kopię, film pobił największe hity. Także za sprawą obsady. Bryan Cranston, Edward Norton, Jason Schwartzman, Scarlett Johansson, Rupert Friend (Wielki Inkwizytor), Jeffrey Wright, Liev Schreiber, Sophia Lillis, Tom Hanks, Matt Dillon, Steve Carell, Tilda Swinton, Jeff Goldblum, Adrien Brody, Willem Dafoe, Margot Robbie. Za muzykę odpowiada Alexandre Desplat.
Harmonogram konwencji Junior Stargazer zostaje spektakularnie zakłócony przez wydarzenia, które zmieniają bieg historii.
Okazuje się, że Starwarsówek grywa nie tylko w filmach anglojęzycznych. „Chłopiec z niebios” ( Walad min al-Janna) Tarika Saleha to ciekawy thriller osadzony w Egipcie. Jedną z głównych ról gra Fares Fares, który grał senatora Vaspara w „Łotrze 1”. W pozostałych rolach: Tawfeek Barhom, Mohammad Bakri i Makram Khoury.
Adam, chłopak z małej rybackiej wioski, przyjeżdża na prestiżowe stypendium do Kairu. Gdy staje się świadkiem tajemniczego zabójstwa kolegi, zostaje wplątany w śmiertelnie niebezpieczną intrygę. Zmuszony do współpracy, zgadza się przeniknąć do Bractwa Muzułmańskiego — jednej z najpotężniejszych organizacji islamu, która nie zawaha się przed niczym, żeby chronić swoje tajemnice. Aby przeżyć, Adam bardzo szybko będzie musiał opanować reguły gry niezwykle brutalnego świata, wkraczając na ścieżkę, z której nie ma już powrotu.
Na koniec coś lżejszego. „Wszystko o moim starym” (About my Father). Reżyseria: Laura Terruso. Scneriusz napisali: Austen Earl i Sebestian Maniscalco. Występują: Robert de Niro, Sebastian Maniscalco, Kim Cattrall i Leslie Bibb. Wśród producentów znalazł się Chris Weitz (“Łotr 1”).
„Wszystko o moim starym” to opowieść o przygotowaniach do ślubu, który stanie pod znakiem zapytania, gdy senior rodu zapragnie lepiej poznać przyszłą synową oraz jej rodziców w trakcie wspólnego weekendu. Prostolinijny włoski imigrant o południowym temperamencie kontra rodzina konserwatywnych bogaczy, którzy na wszystkich patrzą z góry. Co może pójść nie tak?
Już 28 czerwca na Disney+ zadebiutuje kolejny odcinek „Disney Gallery: The Mandalorian”, tym razem pod tytułem „The Making of Season 3”. Zobaczymy wiele materiałów zza kulis tegoż serialu. Jest krótka zajawka, która koncentruje się na pracy Phila Tippetta.
No i dziś mamy też brakujące szkice koncepcyjne z 24 odcinka. Natomiast w sieci trwają dyskusje na temat wyników oglądalności trzeciego sezonu. Nawet jak się patrzy na ratingi Nielsena, gdzie trzeci sezon wypadł ostatecznie gorzej niż drugi, twórcy tego zestawienia przypominają jedną rzecz. Oni nie liczą wyników trzeciego sezonu, tylko wyniki serialu „The Mandalorian” w momencie premiery kolejnego sezonu. Tak więc prawdziwa oglądalność prawdopodobnie jest niższa. Nikt nie wie jak bardzo. Niektórzy sugerują, że za spadek oglądalności może odpowiadać także sytuacja na świecie. Drugi sezon wszedł w czasie pandemii, gdy większość ludzi było uziemionych w domach. Teraz życie toczy się już normalnie. Tu nie ma żadnych badań ani wiarygodnych źródeł, ale pojawiają się sugestie, że trzeci sezon mógł mieć porównywalną oglądalność co „Andor”.
Na podobnej zasadzie Samba TV, która także prowadzi pewne badania oglądalności w stanach, wskazała, że finał „Księgi Boby Fetta” zgromadził nieznacznie większą widownię niż finał trzeciego sezonu „The Mandalorian”. Także analiza trendów pokazuje spadek zainteresowania, wobec tego co było w czasie pandemii. Wg google’a na rynku amerykańskim najchętniej szukano wieści o „Obi-Wanie Kenobim”, jednak wszystkie cztery seriale są mniej więcej na podobnym poziomie jeśli chodzi o zainteresowanie widzów. „Andor” trochę słabiej, ale okazuje się, że on lepiej poradził sobie poza Stanami. Zaś spadek względem dwóch pierwszych sezonów „The Mandalorian” jest mocno zauważalny. Podobne wnioski ma też Parrot Analytics.
Wracając jednak do trzeciego sezonu. Dave Filoni chwalił występ Ahmeda Besta. Przyznał, że nawet nie miał pojęcia jak dobrze Best zna się na sztukach walki. Jon Favreau dodał, że Ahmed trenuje Arnis, czyli filipińską sztukę walki. Jednocześnie Favreau dodał, że wiedzieli ile pracy Best włożył w postać Kellena Beqa na potrzeby „Jedi Temple Challenge”. No i to, że razem z Davem starają się czerpać z bogatej historii „Gwiezdnych Wojen”, nie ograniczając się do tego, co kanoniczne. Więc zaczęli się zastanawiać nad tym, by go ściągnąć do serialu.
Z kolei Simon Kassianides wspominał o wizycie George’a Lucasa, która miała miejsce podczas drugiego sezonu. Co prawda on go tam nie spotkał, ale po jego wizycie Filoni i Favreau przyszli do niego i powiedzieli mu, że jego postać będzie nazywać się Axe. Okazało się, że tak właśnie zasugerował im Lucas.
Katee Sackhoff z kolei wspomina, że odcinki, które zobaczyliśmy są pocięte. Dużo krótsze niż oczekiwała. Nagrali więcej materiału, który można by wykorzystać. Jednym z takich przypadków jest jej mowa do Mandalorian, gdy starała się zjednoczyć oba klany przed wyprawą na Mandalorę. Żałuje, że to wycięto, bo grając inspirowała się trochę mowami Williama Wallace’a, (albo raczej tego, co widzieliśmy w „Bravehearts”.
Okazuje się, że wycięto także inną scenę, inspirowaną kolejnym oskarowym filmem. Tym razem „Titaniciem”. To scena między Bo-Katan a Dinem, gdzieś u dzioba okrętu. Coś w stylu jestem „Królem Świata”. W tej scenie Brendan Wayne ściągnął hełm i się pocałowali, improwizując. To miało być coś w stylu, pieśni która nie jest jeszcze zapisana. W sieci oczywiście pojawiły się „zdjęcia” z Pedro Pascalem, ale raczej takie coś nigdy nie zostało do końca zaplanowane. Raczej miało zostać pewne niedopowiedzenie.
Sam Pascal jest bardzo zadowolony z tego, że rola Bo-Katan wrosła. Lubił tę postać w „Wojnach klonów”, jest też fanem Sackhoff od czasu „Battlestar Galactica”. Uważa też, że jest ona doskonale dobrana do tej roli i pasuje mu, że stała się ona centralną postacią trzeciego sezonu.
Na koniec jeszcze coś o czwartym sezonie. Giancarlo Esposito po raz kolejny mówił o swojej postaci. Wspominał, że bardzo lubił grać moffa Gideona. Nie widzi go jako antybohatera, ale jako upadłego bohatera. Natomiast jeśli chodzi o czwarty sezon to na razie nic nie wie i nie jest zaangażowany. Niemniej jednak bardzo chętnie by wrócił. Wspiera też wszystkie fanowskie teorie, które sugerują, że Gideon jakoś przeżył staracie na Mandalorze.
Na tę chwilę nie wiadomo kiedy dokładnie zobaczymy czwarty sezon. Z powodu strajku scenarzystów produkcja się już opóźniła. Pozostaje czekać jak wydarzenia rozwiną się dalej.
KOMENTARZE (2)
Reklamowanie „Ahsoki” powoli się rozkręca. Niedawno artykuł o serialu pojawił się w magazynie „Total Film”. Tam po raz kolejny Rosario Dawson mówiła, że chce zobaczyć kontynuację losów tej postaci i ma nadzieję, że tak się stanie. Dodała także, że ma nadzieję, iż Dave Filoni podziela to pragnienie.
Potem zaczęła chwalić Dave’a, drogę jaką przeszedł i aktorka mówi, że jest z niego bardzo dumna. Ich relację zmieniły się w czasie, kiedyś spoglądała na niego niczym fanka, teraz z nim współpracuje blisko, a on jej zdaniem jest chodzącą encyklopedią wiedzy o „Gwiezdnych Wojnach”. Jest cudowny, ale to mało powiedziane, jej zdaniem on jest jednym z gigantów, spośród których miała okazję pracować przez te wszystkie lata. No i po tych pochwałach jeszcze raz przypomniała, że ma nadzieję, iż Dave nie skończył z Ahsoką, zwłaszcza, że on jest bardzo lojalny do tej postaci (i z wzajemnością). Więc jak twierdzi Rosario praca nad Ahsoką to nie tylko praca z wybitnym twórcą, ale też ciekawa interakcja między Davem, a postacią, którą stworzył i która go inspiruje.
Swoją drogą Rosario chwaliła także Ashley Eckstein, mówiąc o niej jako dużej inspiracji. Przede wszystkim to ona stworzyła Ahsokę. To ona nadała energiczność tej postaci. Dawson przejęła po niej pałeczkę, ale jak twierdzi ma błogosławieństwo od Ashley.
Sam Filoni z kolei rozmawiał z magazynem „Empire” i mówił o Ahsoce. To postać, która dużo przeszła, była związana z wieloma organizacjami, rozumie czym jest praca w grupie, ale jednocześnie jest trochę samotnym wilkiem. Więc ma bardzo wąską grupę bliskich przyjaciół. Jednocześnie sporo przeszła, w tym śmierć. Jest niewielu takich jak ona. Natomiast wyzwaniem było ukazanie Ahsoki w tym stadium życia jej samej, jak i opowieści. Ludzie kojarzą ją najbardziej z roli padawanki Anakina, tu jednak widzimy ją w zupełnie innych okolicznościach. Będzie to forma łączenia historii. Dave wspomniał również, że z niecierpliwością czeka na werdykt George’a Lucasa. To trochę jak w szkole, oddanie swojej pracy do oceny, są nerwy.
Zaś z „Empire” dowiedzieliśmy się również jeszcze kilku drobnych szczegółów. Otóż Baylan Skoll, czyli postać, którą gra zmarły Ray Stevenson, ma być jednym z Jedi ocalałych z rozkazu 66. (O tym jednak plotkowaliśmy wcześniej).
Ivanna Sakhno, która gra Shin Hati, uczennicę Baylana, powiedziała, że ma nadzieję iż dostrzeżemy coś więcej poza mrokiem tej postaci. Że zrozumiemy jej zrozumienie mroku i motywację. Mówiła też, że kocha swoją postać i ma zamiar ją chronić. Shin ma być bardzo ambitna ale też żywiołowa. Jest świetnie wyszkolona w walce.
Z kolei Lars Mikkelsen w rozmowie z Collider poruszył temat głosu Thrawna. Będzie on trochę inny niż znamy go z animacji „Rebelianci”. Jak twierdzi aktor, gdy się dubbinguje postać animowaną, można sobie pozwolić na wiele więcej, przerysowań czy melodyjności. W momencie, gdy się gra żywą postać, to może być trochę za dużo. Mówił też, że bardzo cieszy się z możliwości grania Thrawna, bo to jest mądry czarny charakter. Jak można kogoś takiego nie lubić. Zwłaszcza, że Thrawn poświęca swój czas by zrozumieć kulturę swoich przeciwników i to kim oni naprawdę są. Świetnie się gra coś takiego.
Za to Katee Sackhoff zdążyła się wygadać, że była na planie „Ahsoki”. Mówiła o tym na imprezie Fan EXPO Philadelphia 2023, jednak szybko ugryzła się w język i zbywała wszystkie kolejne pytania. A one dotyczyły dwóch rzeczy. Po pierwsze, czy były to odwiedziny towarzyskie, czy raczej praca na planie. I po drugie, co dalej z Bo-Katan, czy dostanie swój spin-off, wróci w „The Mandalorian”? Niestety tym razem aktorka zamilkła.
„Ahsoka” zadebiutuje na Disney+ już 23 sierpnia.
KOMENTARZE (7)
Wszyscy wracają, więc czemu i nie Natalie Portman. Tak mniej więcej wyszło w czasie rozmowy z GQ. Zapytano ją o taką możliwość, odpowiedziała wprost, że nie ma żadnych informacji. Nikt jej nie zaproponował powrotu, ale ona jest bardzo otwarta na taką propozycję.
W chwili obecnej trudno sobie wyobrazić projekt, w którym Padme mogła by wrócić. Uniwersum związane z „The Mandalorian” dzieje się po klasycznej trylogii, „Andor” po prequelach, gdzie Padme spotkał smutny koniec. Zaś „The Acolyte” dzieje się sporo wcześniej. Jedyną opcją właściwie byłby „Obi-Wan Kenobi”, gdzie wrócili Hayden Christensen, Liam Neeson, Joel Edgerton, Bonnie Piesse, Jimmy Smits, Temuera Morrison, Ian McDiarmid oraz oczywiście Ewan McGregor. Portman ewidentnie zabrakło. Może drugi sezon mógłby to naprawić.
Tymczasem Joel Edgerton niedawno mówił w NME na temat „Gwiezdnych Wojen” i serialu. Wspomniał, że dzięki George’owi Lucasowi tak naprawdę rozkręciła się jego kariera. Mimo, że zagrał niewielką rolę w „Ataku klonów” drzwi się otworzyły. Mówił też, że początkowo niechętnie podchodził do pomysłu powrotu do tej roli w serialu. Sam uznaje, że Owen jest jedną z najbardziej nudnych postaci w całym uniwersum. Ale pomyślał też, że jest to pewne wyzwanie, by dodać coś do tej postaci, by ludzie polubili ją ciut bardziej. Zapytał nawet, czy może dostałby jakąś walkę i dostał. W sumie jest z tego zadowolony, bo jak mówi, nie dość, że nigdy wcześniej na ekranie nie walczył z kobietą, to tu jeszcze musiał przegrać.
Mówił też, że nie śpieszy się do powrotu do drugiego sezonu. Jego zdaniem wpierw musieliby znaleźć powód, tak by dodać coś do tej historii. Nie ważne, czy będzie to zatoczenie kręgu, czy jakieś uzupełnienie, ale żeby miało to sens.
Tu warto przypomnieć, że Kathleen Kennedy wprost powiedziała, że „Obi-Wan Kenobi” to był limitowany serial. Nic w tym temacie nie znajduje się w aktywnej preprodukcji. Więcej o tym tutaj.
KOMENTARZE (12)
Na chwilę obecną o filmie Dave’a Filoniego nie wiadomo zbyt wiele, pomijając to, że ma się dziać w okresie „The Mandalorian” i być z nim w jakiś sposób związany. Dave rozmawiał z Entertainment Weekly i rzucił na jego temat kilka uwag.
Jego zdaniem mnóstwo bohaterów będzie krzyczeć i zwracać na siebie uwagę, byle tylko znaleźć się w tym filmie. To coś, co Dave wraz z Jonem Favreau starają się ustalić.
O tym, że postaci są ważne mówił Filoni z własnego doświadczenia. Gdy był młody, nie było tylu filmów czy seriali, ale było Expanded Universe (obecnie Legendy) i mnóstwo komiksów. W nich opowiadano historie, które miały ze sobą jakoś zgrywać. W przypadku Mandoverse jest podobnie i tu jedną z najważniejszych rzeczy są bohaterowie. To oni napędzają tę historię.
Dlatego właśnie wykorzystują postacie z książek, komiksów, gier czy innych seriali. Dave żartuje sobie, że dla niego i Jona to właściwie taka zabawa figurkami. Coś w co bawili się, będąc dziećmi.
Sam Favreau trochę dodaje, że jest w tym coś więcej, bo muszą dodać głębię i rozwój bohaterów. I tu dodaje, że mocno czerpią inspirację od George’a Lucasa i jego dzieł. Ten jak wiadomo był wielkim uczniem Johna Campbella i jego monomitu. To jest esencja „Gwiezdnych Wojen” i tu chcą podążać. Tyle, że mają więcej postaci, które mogłyby mieć własną drogę niż czasu ekranowego.
Oficjalny opis filmu mówi, że Dave Filoni ukaże nam w nim eskalującą wojnę między Resztkami Imperium a raczkującą Nową Republiką. Razem z producentem Jonem Favreau połączą wiele wątków ze swoich seriali w kinowym wydarzeniu.
Nigdzie nie jest powiedziane, że będzie to wydarzenie zamykające tę serię, co najwyżej kulminacja. Zobaczymy, czy będą potem kolejne.
Filoni jedynie sugeruje pewne rzeczy. A to powiedział, że Thrawn będzie głównym szwarccharakterem w tym okresie. Czy dotyczy to tylko serialu „Ahsoka”, czy też jego filmu (filmów?), nie wiadomo.
Mówił też, że to Kathleen Kennedy zaproponowała mu wyreżyserowanie tego filmu. Czuje się w ten sposób bardzo doceniony i wspierany. Niektórzy komentatorzy twierdzą, że widzi ona w Filonim nowego Lucasa.
KOMENTARZE (8)
Christopher Ford, jeden z twórców serialu „Skeleton Crew” rozmawiał o nim z Empire Online. Choć nie zdradził szczegółów, rzucił pewne światło na ten serial.
Powiedział, że Kathleen Kennedy tłumaczyła im stare filmy wytwórni Amblin, przy tworzeniu których nigdy nie myślano o nich jako filmach dla dzieci. Po prostu tak się złożyło, że grały w nim dzieci. Stawka jest wysoka, realistyczna i wszystko jest możliwe, więc dzieciaki myślą, że są w „Andorze” – twierdzi Ford.
Wtóruje mu Jude Law, który mówi, że te dzieciaki są narażone na niebezpieczeństwo, potrzebują przewodnika i tak przez cały czas. Zaś ludzie których spotykają po drodze, cóż będziemy kwestionować ich intencje. Nie wypowiedział się, czy jego bohater jest miły czy nie. Stwierdził tylko, że będziemy chcieli by dzieciaki dotarły do domu i nic im się nie stało, ale jak się zna prace Chrisa i Jona Wattsa, to się będzie wiedzieć, że dzieciaki nie będą bezpieczne.
Law dodaje, że będziemy oglądać galaktykę z jej podziałami, bohaterami, czy niebezpieczeństwami oczyma dzieci. I jego zdaniem to jest genialne.
Z kolei Jon Favreau powiedział, że bardzo mu się podobało oglądać reakcję Kathleen Kenendy na propozycję, jaką składali Watts i Ford.
Powiedział także, że każdy odcinek będzie mieć inny ton. Już ćwiczyli to w „The Mandalorian”, gdzie reżyserzy nadawali klimat swoim odcinkom. Zaś ekipa, którą zgromadzili Watts i Ford jest jeszcze bardziej zróżnicowana artystycznie. Każdy z odcinków ma swój własny styl.
Dla Favreau „Gwiezdne Wojny” to nie jest jeden gatunek, w końcu Lucas sam korzystał zarówno z westernów, filmów o II wojnie światowej czy filmów o samurajach. „Wojny klonów” jeszcze częściej sięgały po inny rodzaj kina. Favreu mówi, że to jest jedna z tych rzeczy, które go trzymają przy serialach gwiezdno-wojennych, fakt, iż może próbować ciągle nowych rzeczy. A on nie lubi rutyny.
Dodał także, że póki coś ma estetykę „Gwiezdnych Wojen” może eksplorować przeróżne kierunki. I to doskonale było widać na panelu na Celebration, gdzie pokazano wszystkie zwiastuny, tak różniące się od siebie.
W serialu występują: Ravi Cabot-Conyers, Kyriana Kratter, Ryan Keira i Robert Timothy Smith. Bespin Bulletin twierdzi, że pojawi się tam także Marti Matulis, który zagrał wcześniej pirata Vane’a w trzecim sezonie „The Mandalorian”. Podobno ma wrócić do swojej postaci.
Bespin dodaje też, że w roli rodziców dzieciaków, wystąpią Tunde Adebimpe („Rachel wychodzi za mąż”, „Perry Mason”) oraz Kerry Condon („Rzym”, „Duchy Inisherin” za które była nominowana do Oskara). Oboje mieli też rólki w „Spider-man: Homecoming” Wattsa. Ich postacie mają szukać dzieci na własną rękę.
Serial zadebiutuje na Disney+ jeszcze w tym roku.
KOMENTARZE (7)
Dziś bardzo ciekawe pytanie o szczegóły “Ataku klonów”.
P: Pod koniec „Ataku klonów” na balkonie widać grupę polityków. Kim oni właściwie są? Troje z nich to Bail Organa, Palpatine i Mas Amedda. Czy możecie potwierdzić, że pozostali senatorowie to Onaconda Farr (chyba, że ten Rodianin to Dar Wac), Gorothin Vagger, Ask Aak i Gume Saam? Jeśli nie to kim oni są. Mamy też tam przedstawiciela rasy Sy Myrthian, ale czyż oni nie opuścili Republiki podczas kryzysu z Separatystami? Kim jest ten Sy Mythrianin? Czy on lub ona jest Senatorem jakiejś ich koloni, która pozostała wierna Republice?
O: Poza politykami, których wymieniłeś, Rodianin to Onaconda Farr, Aqualish to Gorothin Vagger, Gran to Ask Aak, Ishi Tib to Gume Saam a Sy Myrthianka to Toonbuck Toora. Podczas produkcji jej kostium był wykorzystany w scenie konferencji na Geonosis. Obrazek ten pojawił się w serii zdjęć z produkcji wybieranych przez Lucasa (seria George Lucas Selects). W postprodukcji postać jednak została zamieniona komputerowo bohaterem określonym w produkcji jako aligatorogłowy. Z czasem stał się on Holwuffanką imieniem Rogwa Wodrata z planety Alliga. Toora została wykorzystana później, pojawiając się w końcowej scenie na balkonie. Wówczas jednak już w kanonie pojawiła się informacja, że Sy Myrthianie opuścili Republikę. Pojawiły się sugestie, że Toonbuck Toora, którą widziano na Geonosis to Shi’ido – zmiennokształtny próbujący przyciągnąć Sy Myrthian do Konfederacji. Ale ostatecznie w tym scenariuszu sukcesu nie było, a planeta jednak została wierna Republice.
KOMENTARZE (3)
Co prawda zwiastun „The Acolyte” na Celebration był tylko dla wybranych, przy okazji konwentu dowiedzieliśmy się kilku rzeczy na temat tego serialu.
Leslye Headland przy okazji Celebration rozmawiała o swoim serialu z Collider. Dowiedzieliśmy się stamtąd kilku ciekawostek. Po pierwsze fakt, że akcja „The Acolyte” dzieje się jakieś 100 lat przed „Mrocznym widmem” sprawia, że inaczej położony jest konflikt. Nie ma walki z olbrzymim Imperium. W tym okresie to Jedi stają się antagonistami. Niekoniecznie od razu szwarccharakterami, ale z pewnością złymi w oczach złych bohaterów.
Owszem Jedi to grupa bohaterów, którzy są szlachetni w intencjach, ale też podatni na upadki. Zresztą to dokładnie przedstawił George Lucas w prequelach. Leslye poszła krok dalej, pokazuje jak system zaczyna pękać, co w rezultacie doprowadzi, że jeden z najpotężniejszych Sithów będzie mógł zinfiltrować Senat, a Jedi nie będą tego świadomi.
Duża część pracy na planie „The Acolyte” to praktyczne efekty. Leslye postanowiła pokazać rasę Zygerrian, której przedstawiciel zagra padawana Jedi. Wcześniej pojawili się oni w „Wojnach klonów”, gdzie byli łowcami niewolników i przeciwnikami Republiki.
Kathleen Kennedy twierdzi, że „The Acolyte” może dopiero być początkiem rozwijania ery Wielkiej Republiki na Disney+ czy nawet w kinie. Zobaczą jak sobie poradzi, ale jest szansa, że będzie to klucz do przyszłych projektów.
Jodi Turner-Smith chwaliła z kolei Amandlę Stenberg, ale jednocześnie przyznała, że w „The Acolyte” nie mają wspólnych scen. Jodi zagra użytkowniczkę Mocy, ale nie będzie należeć ani do Jedi, ani do Sithów. Dodatkowo potwierdziła, że pracowała z reżyserem - Kogonada.
Sama Amandla zapowiedziała, że będzie dzielić się informacjami o serialu, ale na razie wrzuciła zdjęcie z ekipą kaskaderów. Wygląda jakby powoli kończyli pracę (co poniekąd jest zgodne z harmonogramem).
„The Acolyte” zadebiutuje na Disney+ w 2024, prawdopodobnie wiosną lub wczesnym latem. Leslye Headland bardziej koncentruje się na montażu i postprodukcji, podczas gdy inni reżyserzy nadzorują wciąż powstające zdjęcia. Według niektórych informacji wyreżyserowała jedynie pilota. Pierwsze cztery odcinki zostały już zmontowane.
W roli głównej występuje Amandla Stenberg. Partnerują jej Lee Jung-jae jako mistrz Jedi, Jodi Turner-Smith w roli potężnej użytkowniczki Mocy, Dafne Keen jako Jedi obcej rasy, Charlie Barnett i Dean Charles-Chapman w roli Jedi oraz Manny Jacinto w roli obywatela Republiki, który zostanie wplątany w przygodę. Ponadto wystąpią zapewne w mniejszych rolach: Rebecca Henderson jako Jedi Vernestra Rwoh i Joonas Suotamo jako Jedi Kelnacca.
KOMENTARZE (16)
Dzisiejszego wieczora odbył się panel z okazji piętnastolecia "The Clone Wars". Głównie były to różnego rodzaju wspominki związane z serialem - prócz oczywiście zapowiedzi drugiego sezonu „Opowieści Jedi”. Poniżej znajduje się transmisja z komentarzem podcastu The Convor Call, „czystej” wersji możecie poszukać na oficjalnym YouTubie.
Gdy Filoni dostał telefon w sprawie propozycji pracy w Lucasfilmie, akurat był w trakcie robienia kostiumu Plo Koona i myślał, że ktoś robi sobie z niego żarty. Potem dokończył strój i założył go na Comic-Con. Obserwowanie Lucasa
Dave uważa, że bez producentki Atheny Portillo nie byłoby żadnego serialu - a teraz jej doświadczenie przydaje się przy „Parszywej Zgrai”. Ona sama orzekła, że Lucasfilm to jedna wielka rodzina.
Ashley Eckstein miała pierwotnie mówić w roli Ahsoki z islandzkim akcentem. Matt Lanter wspomniał, że padawanka była początkowo strasznie „smarkata”. Sam aktor podczas castingu dostał informację, że wcieli się w „Deaka Starkillera”. Eckstein zaznaczyła też, że nie ma żadnych romantycznych uczuć pomiędzy mistrzem i uczennicą.
Matthew Wood początkowo dowiedział się od Lucasa, że ma zrobić sześć odcinków... aż tu nagle zrobiło się ponad sto. Zdaniem dźwiękowca każdy akt TCW to minifilm ze światową obsadą. Kilian Plunkett dodał, że praca z George'em była niczym doświadczenie czegoś wyższego. Normalnie jest bardzo zrelaksowanym człowiekiem, ale gdy brał się do roboty, był bardzo skupiony.
Nie było niestety żadnych zapowiedzi ewentualnego dokończenia zaległych odcinków.
Podczas niedawno zakończonego panelu o „The Clone Wars” Dave Filoni zapowiedział powstanie drugiego sezonu serialu „Opowieści Jedi” („Tales of the Jedi”). Reżyser powiedział, że George Lucas nauczył go jak robić animację, więc chciał dzięki miniserii oddać mu swego rodzaju hołd. Poza tym pierwszy sezon był jego zdaniem fajny, więc chciał kolejny.
I... to właściwie tyle. Była to jedynie wzmianka podczas panelu, nic więcej. Ani grafik, ani informacji o kim właściwie będą nowe odcinki - bo wydaje się, że historie Ahsoki i hrabiego Dooku są mniej więcej zakończone.
Przy okazji Celebration w wywiadzie dla IGN Kathleen Kennedy skomentowała jeszcze zapowiedzi nowych filmów.
Wszystkie zapowiedziane filmy mają być samodzielnymi opowieściami. Jednak powtarzają tu to, co robili z serialami. Tam też projekty startowały jako osobne produkcje, ale z czasem się rozwijały i rozrastały. Kennedy nie wyklucza, że tak się stanie też z filmami, ale jednocześnie niczego nie obiecuje. Mówiła też, że seriale na Disney+ dały możliwość pójścia w tym kierunku, którym inspirował się George Lucas tworząc oryginalne filmy.
Po pierwsze mówiła o filmie Dave’a Filoniego, mówiąc o tym, że w jego przypadku jest to ewolucja. Kolejny krok na przód. Przeszedł z animowanych seriali do świata seriali aktorskich, gdzie pracował z Jonem Favreau. Więc film pełnometrażowy to kolejny krok. Zwłaszcza, że razem z Filonim rozwijają się też jego opowieści i bohaterowie. To wszystko zmierza ku filmowi. Patrząc na to jak Dave Filoni pracuje nad „The Mandalorian” i „Ahsoką”, to przygotowania do filmu już zajęły jakieś 6-7 lat.
Just revealed at #StarWarsCelebration, Kathleen Kennedy welcomes James Mangold, Dave Filoni & Sharmeen Obaid-Chinoy on stage as future directors of three new upcoming Star Wars films. pic.twitter.com/v2os1tdHJH
O Jamesie Mangoldzie powiedziała, że od dawna śledzi jego karierę i to wspaniały filmowiec. Zrobili razem „Indianę Jonesa i artefakt przeznaczenia” i tam też zaczęły pojawiać się dyskusje o „Gwiezdnych Wojnach”. W końcu przyszedł do nich z pomysłem, który przedyskutowali z Davem Filonim i Carrie Beck. Wtedy uznali, że to będzie dobry kolejny krok. Sporo dyskutowali na temat tego filmu przy okazji prac nad nowym Indym. Co więcej Mangold jest reżyserem i scenarzystą, dzięki czemu prace poruszają się szybko na przód.
O filmie z Rey Kathleen powiedziała, że będzie się dziać jakieś 15 lat po „Skywalker. Odrodzenie”. To będzie świat po wojnie, po Najwyższym Porządku. Jedi zaś są w nieładzie. Więc będzie dużo pytań o to kim są Jedi, kim powinni być, co powinni robić i jaki jest stan galaktyki. Rey zaś będzie próbować odtworzyć w tym czasie zakon Jedi. Zapytana o to czy wystąpi tu Luke, powiedziała, że nie wie czy będą mieli tu flashbacki albo czy pojawi się on w jakiejś formie. Ale dla Rey Luke będzie ważny, więc jego duchowa (choć niekoniecznie ekranowa) obecność będzie w filmie. Rey będzie odbudowywać zakon na podstawie książek i tego, co obiecała Luke’owi. Dodała też, że prace nad filmem Sharmeen Obaid-Chinoy już trwają kilka lat.
Zapytana o filmy, które zostały odłożone na półkę, powiedziała, że proces twórczy jest skomplikowany i długotrwały, więc niekoniecznie muszą one być odłożone. Choćby ze względu na problemy z harmonogramami. Kathleen powiedziała, że projekt Kevina Feige był zapowiedziany przez prasę, ale nie rozwijany. To nie jest projekt porzucony, tylko taki, który się nie wydarzył. Natomiast „Rogue Squadron” wciąż jest jeszcze rozwijany i dyskusje się toczą. Choć niekoniecznie musi to być film, możliwe, że będzie z tego serial.
Nie wspominała nic o filmach Taki Waititiego i Shawna Levy'ego.
KOMENTARZE (9)
Ostatni odcinek „The Mandalorian” upłynął przede wszystkim pod znakiem Ahmeda Besta. Występ odtwórcy roli Jar Jara w roli Kellerana Beqa widać dobrze na plakatach. Jest tam też Paz Vizsla. Jednakże szkice z odcinka pokazują zupełnie inne sceny, a Kelleran Beq jest tylko dodatkiem. Za to Ahmed Best ma wiadomość do fanów.
Aktor mówił też, że jest raczej bardziej fanem, niż częścią ekipy. Cieszy się z różnych gwiezdno-wojennych produkcji. To Dave Filoni i Jon Favreau sprawili, że w ogóle chciał wrócić. Jak ubierał się w kostium Jedi i wyszedł na plan, wszystko nadzorowali i sprawdzali. Wspomniał także, że to on właściwie mógł stworzyć tę postać. Kelleran Beq miał być prowadzącym „Jedi Temple Challenge”, ale całą otoczkę wokół bohatera Ahmed tworzył samodzielnie. Więc był bardzo zadowolony, że Beq dostał szansę pojawić się w serialu.
— Star Wars | #TheMandalorian is Now Streaming (@starwars) March 27, 2023
Wciąż czekamy na Bobę Fetta. W sieci pojawił się plakat, zatwierdzony przez Lucasfilm, na którym Fett jest. Co prawda to fanart, ale fakt zatwierdzenia otwiera tu pole do przypuszczeń.
Z innych ciekawostek. Katee Sackhoff ponownie mówiła o Bo-Katan. Przyznała, że choć grała tę postać, znała jej historię, nie była przygotowana do tego, co czekało ją w „The Mandalorianinie”. Nigdy nie myślała, że ta postać może wrócić w formie innej niż animowana. Dodała, że przy trzecim sezonie bardzo pomogło jej oglądanie w sieci reakcji fanów na pojawienie się Bo-Katan. Dodało jej to siłę.
Z kolei kaskader Brendan Wayne mówił o dwóch rzeczach. Po pierwsze zapowiada, że ciekawe z punktu widzenia jego pracy sceny dopiero nas czekają. Każdy sezon to coś nowego, inne wyzwania. Druga rzecz, to póki co, przy pracy nad każdym z trzech sezonów na planie pojawiał się George Lucas i miał swoje uwagi.
Mówił także o czwartym sezonie. Choć sam nie wie, czy w nim wróci (Wayne dubluje Pedro Pascala nie tylko w scenach, gdzie wymagany jest kaskader), ale wie, że scenariusz jest gotowy. I bardzo na niego czeka, wiedząc, co tam ma być i co zobaczymy w „Ahsoce”. Zdradził, że kluczem mogą być tu inspiracje Filoniego samurajami. Brendan wspomniał również o Fetcie, mówiąc, że to najlepszy przyjaciel jakiego można mieć. Zawsze zjawia się, gdy jest potrzebny. Często nawet wtedy, gdy sobie nie zdajemy sprawy, że go potrzebujemy. Zobaczymy, czy to przypadkiem nie jest jakiś spoiler.
Tuż przed premierą trzeciego odcinka trzeciego sezonu “The Mandalorian” pojawił się nowy plakat, tym razem z Peli Motto, oraz kilka szkiców koncepcyjnych z drugiego odcinka.
Dave Filoni w rozmowie z The Wrap mówił o trzecim sezonie „The Mandalorian”. Stwierdził, że serial jest w gruncie rzeczy opowieścią o Dinie Djarinie i towarzyszącym mu Grogu, ale inni bohaterowie jak Bo-Katan zostali wciągnięci do tej opowieści, rozszerzając ją. Choćby o wątek ojczyzny Mandalorian, albo różne rozumienie ich Obyczaju.
Dave podkreślił, że on widzi ten serial jako dzieło Jona Favreau. Siebie porównał raczej do wkładu George’a Lucasa w „Wojnach klonów”, bardziej na zasadzie pasterza, który pomaga, który dzieli się doświadczeniem i jest pewnym przewodnikiem. Ale całość to dzieło Favreau.
Mówiąc o bohaterach z animacji, przyznał, że właściwie nie ma planu by ich odtwarzać w wersji aktorskiej, ale z drugiej strony wiele się dzieje. Albo wynikało to z rozmowy z Katee Sackhoff, albo potrzebowali przeciwnika dla Boby Fetta w „Księdze Boby Fetta”. Więc może być tak, że jeszcze jakieś postacie, których pojawienie się ma sens fabularny, przemkną nam przez „Ahsokę”.
Zapytano go także o to wielkie wydarzenie, które miało zwieńczyć „The Mandalorian” i jego spin-offy. Tutaj Filoni raczej unikał jednoznacznych stwierdzeń. Mówił, że jeśli Jon Favreau będzie chciał kontynuować historię Dina i Grogu, to będzie mógł to robić, dopóki będzie zainteresowanie, które na razie jest. Natomiast potwierdził, że wraz ze wspomnianymi już serialami i „Skeleton Crew” faktycznie budują własne mini uniwersum w tym okresie. Postacie, światy, historię. Zaletą dla nich jest to, że właściwie mają mnóstwo czasu między „Powrotem Jedi” a „Przebudzeniem Mocy”, więc nie są ograniczeni. I to jest coś co Filoni lubi najbardziej. Zatem znaczące wydarzenie jest tu jak najbardziej możliwe, tylko niekoniecznie musi oznaczać koniec tej historii.
Natomiast jeśli chodzi o zainteresowanie, to nie mamy jeszcze ratingu Nielsena. Są za to mniej wiarygodne dane, np. Samba TV, która twierdzi, że pierwszy odcinek trzeciego sezonu w 5 dni obejrzano 1,6 miliona domów w USA. Dla porównania to więcej niż finał „Księgi Boby Fetta” (1,5 miliona), który i tak obejrzało więcej niż finał drugiego sezonu „The Mandalorian”. To jednak mniej niż miał „Obi-Wan Kenobi”. Tam premierowe odcinki w 4 pierwsze dni obejrzano w 2,14 miliona gospodarstw, wg tego samego badania.
To prowadzi nas do kolejnego odcinka „The Mandalorian”. Rosario Dawson zapowiada go. Czyżby miała się tam znowu pojawić? Albo coś związanego z „Ahsoką”? Podobno odcinek ma trwać 30 minut.
Z innych ciekawostek, podobno Cobb Vanth ma się wciąż pojawić w tym sezonie. Wciąż czekamy też na Fetta, o którym były różne plotki, a potem nawet Lucasfilm je ucinał.
Tymczasem pojawiły się dwa nowe klipy reklamujące trzeci sezon.
Czwarty odcinek już w środę i tym samym dotrzemy do połowy sezonu.
KOMENTARZE (7)
Nick Gillard udzielił wywiadu podcastiowi Star Wars Theory. Mówił tam między innymi o „Ataku klonów” i opisał proces zmian, który wpłynął wprost na jego pracę.
Chodzi przede wszystkim o koordynację finałowej walki. Jak pamiętamy, szef kaskaderów był twórcą choreografii walk w prequelach. Ich ćwiczenia zaczynały się jeszcze przed rozpoczęciem zdjęć, a jak dobrze pamiętamy, George Lucas wprowadzał pewne zmiany w scenariuszu i organizował dokrętki. Nie mówiąc już o tym ile scen ostatecznie zostało wyciętych. W przypadku samych walk, jednak bardziej dawał wytyczne i polegał na tym, co zaproponuje Gillard. W każdym razie, ta scena walki początkowo miała wyglądać inaczej. Przede wszystkim nie miało być w niej Yody, więc pełna choreografia była dłuższa i bardziej skomplikowana.
Gillard przypomina, że zarówno Obi-Wan Kenobi jak i Anakin Skywalker mieli w pewnym momencie walczyć dwoma mieczami na raz. Tak więc Nick ćwiczył z ekipą kendo. Jednak w pewnym momencie Lucas oznajmił im, że chce by w trakcie walki przez drzwi wszedł Yoda i na nim się skoncentrował. Wymusiło to oczywiście zmiany na pierwotnym planie, przede wszystkim trzeba było skrócić sekwencję.
Finalnie jak pamiętamy, walka składa się z dwóch segmentów, w jednym w którym z Dooku walczą Kenobi i Skywalker, a w drugim walczy z nim Yoda.
KOMENTARZE (4)
Dziś pytanie wynikające ze zmian w “Powrocie Jedi”, które nie raz wracało i nie raz wałkowano.
P: Dlaczego Anakin wraca do młodszej wersji samego siebie, gdy jednoczy się z Mocą pod koniec „Powrotu Jedi”, a Obi-Wan pozostaje tak stary jakim umarł?
O: Przy oryginalnym wydaniu „Powrotu Jedi” ducha Anakina Skywalkera grał Sebastian Shaw, który we wcześniejszych scenach filmu grał także Vadera bez maski. Na wydaniu DVD głowa Shawa została zamieniona głową Haydena Christiensena. Zgodnie z komentarzem George’a Lucasa na DVD, Anakin wrócił do formy takiej jaką miał kiedy umarł. Czyli do momentu, w którym Anakin Skywalker przestał istnieć i pozostał jedynie Darth Vader.
KOMENTARZE (6)