Valorum uzyskał odpowiedź z Amberu, na pytanie dlaczego nie wydają książek. Uzyskał odpowiedź, że książki się źle sprzedają. Z innych źródeł wiemy, że książki z serii SW w Polsce zawsze sprzedawały się słabo, ale co najważniejsze regularnie. Czyli w długim terminie dopiero znikały ze sklepów. Były pewne wyjątki od tej reguły (trzy książki trafiły na liczące się listy bestsellerów –
Mroczne Widmo Terry’ego Brooksa,
Atak Klonów R.A. Salvatore’a, obie to adaptacje hitów kinowych oraz
Wektor pierwszy R.A. Salvatore’a. Tutaj należy dodać, że autor ten jest w Polsce wyjątkowo popularny i jest obok Sapkowskiego, Tolkiena i Pratchetta, najczęściej czytanym pisarzem fantasy w Polsce, stąd taka popularność Wektora.). Reszta książek sprzedawała się dość średnio, żeby nie powiedzieć słabo (nie licząc Młodych Rycerzy Jedi, których wydawanie Amber przerwał). Zatem czy za tymi odpowiedziami kryje się spadek popularności SW, czy może coś innego. Sięgnijmy trochę do historii. Oto artykuł z
Gazety Wyborczej:
Agencja ANAW podejrzewa Amber o nielegalne wydawanie książek
Piotr Lipiński (25-11-2002 03:00)
Czy powieści sensacyjne zachodnich autorów sprzedawano w Polsce nielegalnie? Spór o to toczą reprezentująca ich agencja i najwięksi wydawcy
W tych książkach roi się od szpiegów i pięknych kobiet w plenerach weneckich kanałów, złotych plaż Kalifornii lub drapaczy chmur Manhattanu.
Książki te tropi od kilku lat Aleksandra Matuszak, szefowa agencji ANAW - śledzi je w internecie, niezapowiedziana odwiedza księgarnie, dokonuje "zakupów kontrolowanych", a potem dokładnie studiuje treść na okładkach.
Agencja ANAW nie jest agencją wywiadowczą, lecz literacką. Reprezentuje w Polsce zachodnich autorów. Podejrzewa, że niektóre książki są w Polsce wydawane nielegalnie. Podejrzewa o to Amber, jedno z największych polskich wydawnictw.
Rafa na końcu rzeki
Aleksandra Matuszak żartuje: - Z Amberem nikt nie ma szans, bo to wydawnictwo potrafi przewidywać przyszłość.
I pokazuje dowody. "Zapomnienie", "Rafa" i "Koniec rzeki".
Według notki reklamowej książka "Zapomnienie" opowiada o znanym dziennikarzu, który nie potrafi się pogodzić ze śmiercią żony. Jednak w jego życiu pojawia się w końcu kobieta...
Dla Aleksandry Matuszak ważny jest jednak nie dziennikarz, ale data wydania. Kupiła tę książkę od Ambera w lutym 2002 r. - chociaż jego licencja wygasła w 1998 r. W książce jest data wydania - Warszawa 1996, czyli jeszcze w okresie obowiązywania licencji. Ale powyżej widnieje informacja, że Amber zaprasza na swoje strony internetowe. Te jednak powstaną dopiero w przyszłości - dwa lata później, w 1998 r. Jak więc Amber mógł zapraszać w 1996 r. na strony, które pojawią się w 1998 r.? Wydawnictwo reklamuje też najnowsze bestsellery dla pań, wśród nich książkę Nory Roberts "Rafa", która ukazała się w USA w 1998 r. I jeszcze jeden przebój tej samej autorki - "Koniec rzeki". Ten tytuł ukaże się trzy lata później (w 1999 r.), czyli już z pewnością w okresie, kiedy Amberowi wygasła licencja na "Zapomnienie".
- Kiedy wygasa licencja, wydawca musi zaprzestać sprzedaży książki lub wystąpić o nowy kontrakt - mówi Aleksandra Matuszak. - A Amber nie wystąpił o przedłużenie tego kontraktu. W maju 2000 r. prawa do "Zapomnienia" zostały sprzedane na wyłączność wydawnictwu Zysk i Spółka.
Lista wygaśniętych
"Walka, miłość, zdrada - nieodłączne elementy, w jakie z pewnością obfitował konflikt afgański, przedstawione w realistycznej, wyważonej formie przez mistrza gatunku" - tak Amber reklamował książkę Kena Folletta "Wejść między lwy".
- Amerykański agent powiadomił mnie, że licencja Ambera do tego tytułu wygasła w marcu 1997 r. - mówi Aleksandra Matuszak. - Ja kupiłam ją od Ambera w 2001 r., czyli prawie pięć lat później.
W listopadzie ubiegłego roku dostałam od pracownika Ambera ofertę tego wydawnictwa - na liście było wiele tytułów, do których Amberowi wygasły prawa, a książki wciąż sprzedawał. Kilka razy dokonywałam zakupów, i to w ich firmowej księgarni oraz ze strony internetowej, żeby się nie tłumaczyli, tak jak poprzednio, że sprzedawali książki hurtownikowi i stracili nad nimi kontrolę.
Aleksandra Matuszak wylicza:
Ken Follett "Papierowe pieniądze", książka kupiona od Ambera w grudniu 2001 r., kontrakt wygasł w 1997 r.;
Ken Follett "Wejść między lwy", kontrakt wygasł w 1997 r., książka kupiona od Ambera w grudniu 2001 r.;
Steve Martini "Lista", kupiona od Ambera w grudniu 2001 r., kontrakt wygasł półtora roku wcześniej. I tak dalej.
- Piractwo książkowe jest inne niż płytowe - mówi Matuszak. - Nikt nie idzie na bazar, by kupić piracką książkę za jedną czwartą ceny sklepowej. Każdy może nieświadomie, za pełną cenę, w eleganckiej księgarni kupić tytuł, który już nie powinien być w sprzedaży, bo wydawcy dawno wygasła licencja.
Kocioł na rynku
W lutym 2002 r. agencja ANAW skierowała do prokuratury wniosek o ściganie kierownictwa wydawnictwa Amber. We wniosku wymieniono ponad 20 tytułów (m.in. dwa Folletty, sześć Deanów Koontzów, pieć Forbesów), które - według ANAW - Amber sprzedawał po wygaśnięciu licencji. ANAW poinformował prokuraturę, że książki kupił u wydawcy i że są one dostępne również u hurtowników.
- Tego typu sprawy gospodarcze są trudne. Najpierw należy stwierdzić, czy w ogóle popełniono przestępstwo, a potem dopiero szukać winnych. To nie jest morderstwo, zwykła kradzież, w których popełnienie przestępstwa jest oczywiste - odpowiada prokurator Andrzej Janecki (Warszawa Śródmieście), kiedy pytam, dlaczego sprawa jest wyjaśniana już ponad pół roku. Do tej pory przesłuchano ponad 20 osób. Badano też dokumentację wydawnictwa Amber.
W czerwcu 2002 r. zawiadomienie do prokuratury złożyło również wydawnictwo AiB. "Mimo wygaśnięcia kontraktów wystawionych na wydawnictwo Amber na tytuły Colina Forbesa, wydawnictwo to w dalszym ciągu wprowadza do obrotu wiele tytułów tego autora. Są obecne w niemal wszystkich księgarniach i we WSZYSTKICH salonach Empik (...) Planowaliśmy na ten rok wznowić następujące tytuły: »Syndykat zbrodni «, »Kocioł «, »Wściekłość «, »Kocioł i przepaść «. Wymienione tytuły są wciąż na rynku" - pisało AiB do agencji ANAW. Według wyliczeń wydawnictwa AiB każdy z tych tytułów powinien się sprzedać w blisko 3 tys. nakładu, co oznacza, że wydawnictwo straciło szansę sprzedania książek za blisko 200 tys. zł.
Noc bez fantastyki
Skoro akcja została już zawiązana, czas - wzorem powieści sensacyjnych - na retrospekcję.
Wydawnictwo Amber poczęło się z miłości do literatury science fiction. Fanami fantastyki naukowej byli dwaj jego twórcy - inżynier elektronik Zbigniew Foniok i Dariusz Chojnacki, socjolog i grafik, który potem zaprojektował znaczek wydawnictwa. W latach 80. fani s.f. gromadzili się w klubach miłośników fantastyki naukowej - Foniok należał do warszawskiego klubu SFAN, Chojnacki do poznańskiego.
Fani byli wygłodniali - w PRL-u wielu autorów science fiction nie wydawano. Jedni nie podobali się cenzurze, drugim nie było czym zapłacić - jaką wartość dla zachodniego autora miało honorarium w złotych? Podobnie było z literaturą sensacyjną - w PRL-u ukazało się kilka książek Alistaira MacLeana (m.in. "Noc bez brzasku"), i to w olbrzymich nakładach, ale niektórych tytułów cenzura przepuścić nie mogła - czarnymi postaciami byli w nich bowiem agenci KGB.
Członkowie klubów miłośników fantastyki zaczęli tłumaczyć zachodnie książki i drukować w broszurkach, którymi wymieniali się na własny, wewnętrzny użytek. Wkrótce ktoś wpadł na pomysł, że można przecież na tym zarabiać pieniądze. W Warszawie działały już wielkie giełdy - Skra, Wolumen. Kopiowano więc nie 30 egzemplarzy broszurek, ale 500, i sprzedawano na giełdowych straganach. Leżały obok przywożonych z Zachodu płyt gramofonowych. Łączyło je jedno - horrendalne ceny. Przeliczając na dzisiejsze pieniądze, za MacLeana płaciło się nie 30, ale przynajmniej 100 zł.
Naciągano prawo - zgodnie z ówczesnymi przepisami druk do 99 egzemplarzy przeznaczony na potrzeby wewnątrzklubowe nie podlegał cenzurze. Przy przekraczaniu tego nakładu pojawiał się jednak problem - papier. W gospodarce socjalistycznej papier reglamentowano - nie można było po prostu kupić w dowolnej chwili dowolnej ilości. Państwowe (czyli jedyne oficjalne) wydawnictwa swoje plany pisały na wiele lat do przodu, autor czekał na wydanie książki kilka lat. Można było papier kupić na lewo - to jednak narażało na zainteresowanie organów ścigania.
Fanami powieści o kosmicznych podróżach, wśród nich Zbigniewem Foniokiem, zainteresowała się Służba Bezpieczeństwa.
- Traktowano mnie jako wroga ludu - wspomina dziś Zbigniew Foniok. - Byłem podejrzewany, że wydawałem podziemne, KPN-owskie publikacje. Niech pan nie pyta, czy wydawałem, bo nie odpowiem.
Potem był Okrągły Stół i już można było założyć legalnie prywatne wydawnictwo. W PRL-u rzecz nie do pomyślenia! W lutym 1989 r. powstał Amber.
Syndykat przybył
Kilka miesięcy temu wypłynęła sprawa "Syndykatu zbrodni".
"Kim jest Hugo? Skąd przybył? Człowiek, którego twarzy nikt nie widział, kieruje SZTOKHOLMSKIM SYNDYKATEM, tajną organizacją czołowych finansistów oraz polityków Europy i Ameryki, mistrzów szantażu i terroru. Do krwawej, brutalnej konfrontacji przystępuje TELESKOP - oddział specjalny stworzony do walki z terrorem o każdym obliczu i na każdym terenie" - to reklama Ambera, który kiedyś wydał tę książkę Colina Forbesa.
"Syndykat zbrodni " tropiło wzorem Teleskopu wydawnictwo AiB. Cztery lata temu agencja ANAW zaproponowała mu kupno praw do książek Colina Forbesa, wcześniej wydawanego przez Amber.
- Zawarliśmy tzw. układ całościowy - opowiada Krzysztof Adamski z wydawnictwa AiB. - Kupujemy kolejne nowe tytuły i musimy wznawiać stare. To była dla nas strategiczna decyzja, oznaczała, że przez najbliższe lata zobowiązujemy się wznowić mnóstwo książek - jest ich już 27. Wszystko zapowiadało się świetnie, dostaliśmy pisemne potwierdzenie od ANAW, że licencje Ambera na wydawanie większości tytułów Forbesa już wygasły. Tyle że książki wciąż były na rynku. Ostatni raz kupiłem "Syndykat zbrodni" jeszcze w lipcu. W Empiku obok moich Forbesów wciąż stoją amberowskie. Agencja ANAW skontaktowała się z angielskimi właścicielami praw. Wiadomo jednak, że duża agencja zachodnia nie będzie się mieszała do polskich spraw. Oni u siebie sprzedają milion nakładu, a w Polsce - dziesięć tysięcy.
Dlaczego wydawnictwu AiB przeszkadzają stare, amberowskie książki?
- Dla mnie to podstawowy problem - nie wznowię tych książek Forbesa, które wciąż sprzedaje Amber - tłumaczy Krzysztof Adamski. - Bo przecież nie mogą obok siebie w księgarni stać te same tytuły wydane przez dwóch wydawców, bo zyski obu będą mniejsze. Złożyliśmy zawiadomienie w prokuraturze. Moglibyśmy jeszcze próbować procesu cywilnego, ale moje doświadczenia z powództwem cywilnym zniechęcają mnie. Przez dziesięć lat sądzimy się z Ruchem o "Horoskopy chińskie", których część nakładu Ruch wydał do sprzedaży spółce, która tymczasem zbankrutowała. Potem mieliśmy wypadek prymitywnego piractwa - ktoś wydał "naszego" Alistaira MacLeana. Ścigaliśmy faceta sądownie, przedstawił jakąś sfałszowaną umowę z adresem na Broadwayu. Później nawet z ciekawości obejrzałem, co tam jest - sklep z podkoszulkami. Piratem książkowym okazał się były prokurator. Nic z tej sprawy sądowej w końcu nie wyszło, bo facet zniknął.
Strażnicy w kolejce
Zanim Foniok i Chojnacki założyli Amber, mieli ośmioletniego fiata 131, zwanego w PRL-u "mirafiorką". Pożyczyli pięć tysięcy dolarów, z czego dwa tysiące przeznaczyli na zakup książki Alistaira MacLeana "Tabor do Vaccares".
MacLean okazał się wówczas znakomitym towarem - nakłady przekraczały 300 tys. egzemplarzy. Z MacLeana żyli nawet piraci. Przerobili książkę mało znanego polskiego autora, zmieniając nazwiska z polskich na angielskie, i podpisali: "MacLean".
Dzięki Amberowi rynek książek przeżył wstrząs - pierwsze nakłady książek Roberta Ludluma, sztandarowego autora Ambera, sięgały 300-500 tys. egzemplarzy.
W połowie lat 90. Polacy, po pierwszym zachłyśnięciu się zachodnią komercją, poczuli przesyt. Załamanie na rynku literatury sensacyjnej nadeszło około 1995 r., ale jego początki wydawcy odczuwali już w 1992 r. Nagle "Zapiski na pudełku od zapałek" Umberta Eco zaczęły się sprzedawać lepiej niż thrillery prawnicze Johna Grishama. Ale Amberowi było bliżej do Grishama niż do Eco.
Bessę wywołały zapewne same wydawnictwa. Nagle w Polsce ukazała się większość ważnych książek sensacyjnych, jakie napisano na Zachodzie w ciągu kilkudziesięciu lat (samego McLeana na przełomie 1989 i 1990 r. ukazało się ok. 20 tytułów). Księgarze stawali w nocy w kolejce, czekając pod hurtowniami na ciężarówki Ambera przywożące kilkusettysięczne nakłady. Handlowano za gotówkę. Wkrótce zabrakło jednak wydawniczych hitów. Ostatni raz kolejka po książkę stanęła w 1995 r., kiedy Amber wydał "Strażników Apokalipsy" Roberta Ludluma.
Początkowo nakłady były ogromne, ale jedno wydawnictwo wydawało kilka tytułów rocznie. Żyło z dodruków. Teraz wydawnictwo potrafi wypuścić 400 tytułów rocznie. Ale nakład dziesięć tysięcy to już jest święto.
Handlarka prozy
I tu - jak na historię sensacyjną przystało - następuje zwrot akcji.
Gdzieś ok. 1992 r. w wydawnictwie Amber wybuchły pierwsze poważne konflikty. Dlatego dziś Andrzej Kuryłowicz (właściciel wydawnictwa Albatros, jego ubiegłoroczny hit to "Mężczyzna i chłopiec") lojalnie mnie ostrzega, że jest nie tylko konkurentem wydawnictwa Amber, ale też osobistym wrogiem Fonioka, więc wszystko, co powie, należy odbierać przez pryzmat tej niechęci. Kiedyś był bowiem pracownikiem Ambera.
Kuryłowicz przegląda katalog swojego wydawnictwa i wylicza: - Z Ambera przeszli do mnie między innymi: Graham Masterton, Stephen King, Wilbur Smith, Ken Follett, Jack Higgins, Frederick Forsyth.
Także Kuryłowicz twierdzi, że niektóre tytuły Folletta Amber sprzedawał już po wygaśnięciu licencji.
Andrzej Kuryłowicz literaturą angielską zainteresował się w latach 70. w szkole średniej. Dwie dekady później założył własne wydawnictwo, poznał Fonioka i Chojnackiego. - Od razu zorientowali się, że dobrze znam anglojęzyczną literaturę - wspomina. - Zaproponowali mi pracę. Kupiłem im wielu ich czołowych autorów, m.in. Grishama i Crichtona.
Kuryłowicz pracował w Amberze niecałe dwa lata. W tym czasie współwłaściciel Dariusz Chojnacki miał wypadek samochodowy i zmarł. Pojawiła się za to Małgorzata Cebo, zdolna tłumaczka literatury francuskiej i piękna kobieta. Poślubiła współwłaściciela - Zbigniewa Fonioka. W Amberze narodziła się nowa, francuska seria. Wyszła między innymi "Mała handlarka prozy".
Foniok twierdzi, że zwolnił Kuryłowicza, bo ten założył konkurencyjne wydawnictwo. Kuryłowicz twierdzi, że wydawnictwo powstało, zanim jeszcze zaczął pracować w Amberze. Jedno jest pewne - panowie rozstali się w bardzo nieprzyjaznej atmosferze i przestali mówić sobie dzień dobry.
Potem była walka o Crichtona - w tym samym mniej więcej czasie Amber wydał jego "Park jurajski", a Kuryłowicz - "Śmierć binarną".
Kraina chichotów
- Od kilku lat mamy opcję na wyłączność na książki Deana Koontza - mówi Rafał Grupiński z wydawnictwa Prószyński i S-ka, które również czuje się pokrzywdzone działalnością Ambera. - To znakomity autor, porównywalny do Stephena Kinga. Amber kilka tytułów Koontza sprzedawał już po wygaśnięciu licencji. Skierowaliśmy więc do prokuratury pismo wspierające działania agencji ANAW.
Kilka miesięcy temu Prószyński i S-ka przez pomyłkę wypuścił na rynek "Krainę Chichów", na którą wygasła mu licencja. Taką sprawę można jednak załatwić - Prószyński i S-ka negocjuje z Rebisem, który ma obecnie licencję na ten tytuł, wysokość odszkodowania.
W rankingu wydawców 2001 r. ułożonym przez "Rzeczpospolitą" Amber zajął 13. miejsce, zaraz za wydawnictwem Prószyński i S-ka. W tym roku Amber wzbudził sensację olbrzymią, billboardową reklamą nowej książki Johna Grishama "Wezwanie", autora bestsellerów "Firma" i "Bractwo".
- Czy to prawda, że Amber sprzedawał książki po wygaśnięciu licencji? - pytam.
- Prawda - potwierdza Zbigniew Foniok, szef Ambera. - Z jednym podstawowym zastrzeżeniem - była to najczęściej sprzedaż przez księgarnię internetową pojedynczych egzemplarzy książek, za które zapłaciliśmy pełne prawa autorskie od egzemplarzy wydrukowanych, tzn. zapłaciliśmy z góry, zaraz po wydaniu. Dlatego też żaden autor ani żaden właściciel praw autorskich nie poniósł strat finansowych.
Zdaniem Ambera sprawa jest załatwiona.
Szef wydawnictwa zasypuje mnie liczbami - od 1 stycznia 1997 r. do 16 września 2002 r. wydawnictwo Amber podpisało umowy licencyjne na 1422 tytuły. Wypłaciło autorom dwa miliony dolarów. W 80 proc. zaliczka pokrywała całe honorarium. Te liczby mają pokazać skalę działalności wydawnictwa. - W ciągu tych pięciu lat z agencją ANAW pani Matuszak zawarliśmy tylko 70 umów, co stanowi 5 proc. wszystkich - podkreśla Zbigniew Foniok. - A tylko ANAW zarzuca nam naruszanie praw autorskich.
- Piractwo to zarzut absurdalny - oburza się Małgorzata Cebo-Foniok. I wyjaśnia, co to jest piractwo: - Pirat wydaje książkę potajemnie, bez umowy, najczęściej jeszcze przed tym, kto kupił prawa autorskie. Bez opłacenia jakichkolwiek praw. Nie podaje nazwy, adresu wydawnictwa, gdzie książkę można kupić. Jest to działanie celowe, potajemne, w celu zdobycia nielegalnych, nieopodatkowanych dochodów. Taka sytuacja w przypadku wydawnictwa Amber nie zachodzi. Natomiast te przypadki, kiedy ktoś w Amberze kupił książkę po wygaśnięciu licencji, były sporadyczne. Podstawą działalności naszego wydawnictwa, które wydaje prawie 500 tytułów rocznie w nakładzie 2,5 mln egzemplarzy, jest zakup licencji i przestrzeganie praw autorskich. Gdybyśmy ich nie przestrzegali, byłoby to samobójstwo i od dawna nie istnielibyśmy na rynku.
- Jak to się stało, że Amber sprzedawał książki po wygaśnięciu licencji?
- Najczęściej przez błąd jakiegoś pracownika. Przy dwóch tysiącach tytułów w stałej sprzedaży i ponad dziesięciu milionach sprzedanych egzemplarzy w ciągu ostatnich pięciu lat takie błędy są nieuniknione - wystarczy, że ktoś błędnie wpisze na przykład datę wygaśnięcia umowy. Nie ma w tym cech działania celowego - powtarza Zbigniew Foniok. - To nie tak, że sprzedawaliśmy w tysiącach egzemplarzy do hurtowni nielegalne wydania. Sprzedaż po terminie to ułamek procentu całej naszej sprzedaży.
Amber uważa, że nie popełnił grzechu piractwa, ale padł ofiarą walki agencji praw autorskich. Jak na powieść sensacyjną przystało zawsze za ciemnymi sprawami stoją jakieś agencje.
Zbigniew Foniok: - Jesteśmy tylko narzędziem w walce agencji ANAW przeciwko innym subagencjom o przejęcie rynku. Może pan sam sprawdzić, jaka jest sytuacja finansowa agencji ANAW, która po prostu musi, żeby przetrwać, zdobyć nowych, już wypromowanych autorów [Aleksandra Matuszak zapewnia z kolei, że to ona sprzedaje najwięcej tytułów na rynku - przyp. P.L.], a Amber jest wydawcą największej liczby bestsellerów w Polsce. ANAW, kompromitując Amber, kompromituje również współpracujące z nim subagencje, czyli pani Matuszak chce wykazać, że lepiej niż konkurencyjne agencje dba o prawa swoich autorów.
Pytam, w jaki sposób na książce z datą wydania 1996 mogła się znaleźć informacja o innej książce wydanej w 1999 r.?
Małgorzata Cebo-Foniok ogląda stronę redakcyjną i stwierdza: - Ale tu jest przecież napisane: "ponowna oprawa" i nazwa drukarni.
- Co to znaczy?
- Po prostu zazwyczaj po dwóch latach sprzedaży, zamiast kierować książkę do taniej sprzedaży i szkodzić wizerunkowi autora, zmieniamy okładkę na nową, żeby ją atrakcyjnie ponownie przedstawić czytelnikowi. Ta książka została przeokładkowana na początku 2000 r.
- I po przeokładkowaniu pozostała informacja: Warszawa 1996, wydanie I? - dziwię się.
- Tak, bo to było wciąż to samo wydanie, za które zapłaciliśmy w całości prawa autorskie, tylko w nowej okładce.
- Ale przecież w 2000 r. Amber nie miał już praw do tytułu, dlaczego więc go przeokładkował?
- Mogło być to tylko - mówi Małgorzata Cebo-Foniok - na skutek błędu, np. źle zapisanej daty w bazie danych. Każdy pracownik może się pomylić, pracując z 15 tys. tytułów. Wtedy obowiązkiem agenta dbającego o prawa autorskie jest zwrócić się do wydawnictwa o wycofanie książki bądź zaproponować przedłużenie umowy i zapłacenie nowej zaliczki. Jednak agencja ANAW tego nie zrobiła, choć wydanie to było jawne, zamieszczone w naszych comiesięcznych zapowiedziach wydawniczych i na naszej stronie internetowej. Zamiast tego dwa lata później agencja ANAW zgłasza sprawę do prokuratury, o czym wydawnictwo Amber dowiaduje się z powiadomionej o tym ambasady amerykańskiej i od właścicieli praw autorskich.
Aleksandra Matuszak, agencja ANAW, mówi: - To obowiązkiem wydawcy jest pilnowanie daty wygaśnięcia kontraktu. Wielokrotnie zwracałam się do Ambera z żądaniem wycofania ze sprzedaży tytułów, do których nie miał już ważnych kontraktów. Uzyskiwałam odpowiedź, że książki zostały sprzedane hurtownikowi i że Amber utracił nad nimi kontrolę. Wtedy rozpoczęliśmy kupowanie książek bezpośrednio od wydawnictwa. Czy Amber wiedział, kiedy wygasają kontrakty? Amber przestawał przesyłać raporty sprzedaży w momencie wygaśnięcia kontraktów.
Zatem czy Amber, który przez wiele lat potrafił nie tylko wtopić się w rynek, ale i umiejętnie, po odpowiednim czasie, czerpać z tego zyski, nagle zapomniał o tym jak zarabiać na SW? Czy sposób wydawania komiksów jest tylko błędem, czy może realizacją pewnego zamiaru, który tak na prawdę uśmierca SW. Pozostawiam to Waszej ocenie.
KOMENTARZE (13)