Wywiadów z Celebration VI ciąg dalszy. Tym razem do sieci trafiła rozmowa z jednym z najbardziej cenionych, zwłaszcza za swe wczesne dokonania, autorów piszących w sadze, czyli z Timothym Zahnem.
P: Co twoim zdaniem jest przyczyną trwałej miłości fanów do Thrawna?
O: Myślę, że to, że jest mądrym szwarccharakterem. Ludzie lubią czytać o mądrych i interesujących przeciwnikach naszych bohaterów. Postaciach, które potrafią przechytrzyć, przewidzieć i także pokonać protagonistów. Ostatecznie to heroizm bohatera mierzymy siłą i łajdactwem jego przeciwników. Z Thrawnem jest tak, że chciałem by to był inny typ postaci niż używający Mocy Vader czy Palpatine. Ktoś, kto nie ma zdolności Mocy Luke’a, ale potrafi go wmanewrować tak jak dokładnie tego chce.
P: Nie żałujesz czasem, że go zabiłeś?
O: Jest główna przyczyna, w sumie to dwie główne przyczyny dla których zabiłem Thrawna. Pierwsza z nich jest taka, że jeśli przeciwnik ucieknie brakuje nam zakończenia. Gdy Vader ucieka spod Yavina, wszyscy jeszcze wiemy, że to nie koniec. Lucas sam nie wiedział, czy dane będzie mu jeszcze zrobić dwa kolejne filmy, ale doskonale wiedział, że to jeszcze nie koniec. Przeciwnik pozostał. Chciałem, by te książki miały swoje zakończenie, ale też zamknęły tę sekcję historii Nowej Republiki. Z drugiej jednak strony, jeśli Thrawn jakoś by uciekł, patrząc realistycznie, Nowa Republika byłaby zgubiona, gdyż z pewnością by ich pokonał. A ja wiedziałem, że fani niekoniecznie tego oczekują po „Gwiezdnych Wojnach”.
P: Kiedyś powiedziałeś, że jeśliby go kiedyś potrzebowano, mogliby go odtworzyć z jednego z jego klonów, a ostatnio Paul Kemp dotykał dość mocno tematu klonów. Czy wydawało ci się kiedyś, że jest potrzeba stworzenia kolejnej opowieści o klonach?
O: Nie ma takiej potrzeby. Chodzi mi o to, że pomysł z klonami prowadzi nas do oszustw w stylu komiksowym. Tam nigdy nie zabija się przeciwników. Nie ważne jak źle ma się doktor Octopus, wszyscy wiedzą, że w końcu i tak powróci. Sama możliwość klonowania sprawia, że można pewne rzeczy zamknąć. Ale jeśli będziemy przywracać klona naszego przeciwnika czy naszego bohatera, umniejsza się ich rangę w pewnym sensie, więc nie klonowałbym wszystkiego jak leci. Z drugiej strony, skoro George już wspomniał o Wojnach Klonów, wiemy, że taka technologia istnieje, więc nie można jej ignorować. Najlepiej jest więc używać jej tak, by nie oszukiwać czytelników. Ale mówiąc to, trzeba mieć na uwadze to, że można robić pewne rzeczy w sposób interesujący. Nie chodzi tylko o sprowadzenie z powrotem bohatera czy szwarccharakteru, ale jak już do tego doszło, trzeba by o tym pomyśleć.
P: Jak wymawiasz Pellaeon?
O: Pelleon lub Paylleon. Warto zauważyć zmianę samogłoski w Gwiezdnych Wojnach. Masz Land-o i Landau. Hawn i Han. Leeia i Laya. Nieważne jak było to zamierzone, ale w tak dużej galaktyce istnieją różnice w wymowie. Taka mała, fajna rzecz.
P: Jak to jest być twórcą dwóch najbardziej popularnych postaci z EU: Mary i Thrawna?
O: To jest emocjonujące, satysfakcjonujące ale jednocześnie uniżone uczucie. Pisarz nigdy nie wie, która z jego postaci lub książek zawładnie umysłami czytelników, a sam starałem się uczynić Thrawna i Marę tak niezapomnianym, prawdziwymi i emocjonującymi jak tylko mogłem. Nie ma jednak gwarancji, że to zadziała, więc zawsze jest element zaskoczenia i wspaniałe uczucie, gdy coś takiego się wydarzy.
P: Teraz, gdy
Scoundrels mają wyjść w grudniu, dostaniemy książkę o Hanie Solo w stylu „Ocean’s Eleven”. Odchodzisz od Thrawna i Mary, jak świeża jest ta opowieść? Czy to miła zmiana?
O: To miła zmiana tematu. Wspominałem, że klonami łatwo oszukiwać. podobnie jest też ze zdolnościami Mocy. Czasem zbyt łatwo jest użyć Mocy, by rozwiązać problem, który się ma. W „Scoundrels” nie mam istot użytkujących Moc. Mam zwykłych ludzi, jest to trochę inny typ opowieści, bo to książka o rabunku. Jest bardzo w stylu „Ocean’s Eleven”. Właściwie mój oryginalny tytuł brzmiał „Solo’s Eleven”, zanim go zmieniliśmy na „Scoundrels”. Książki i filmy o napadach składają się z kilku rzeczy, tego jak aranżujemy wszystko by przejść przez ochronę, sejf nie do otwarcia czy tego typu rzeczy. Lubię manipulację, lubię przygotowania, staram się mieć bohaterów i przeciwników równie sprytnych, z tym, że bohaterowie są odrobinę sprytniejsi, więc mają przewagę.
Druga rzecz jest taka, że historia ta dzieje się tuż po „Nowej nadziei”, więc musimy znać tylko klasyczne filmy. Nie trzeba wiedzieć nic o postaciach z Expanded Universe. Han, Chewie i Lando to główne postaci. Większość z pozostałych to nowi bohaterowie. Winter gdzieś tam się pojawiła w kilku książkach, no i Kell Tainer także błysnął gdzieś przez EU, ale nie trzeba nic o nich wiedzieć. A jeśli się ich nie zna, to dobrze, zostaną tu wprowadzeni.
P: W twoich pracach widać, że używasz dużo nowych obcych ras i nowych światów. Ludzie to zauważyli i twierdzą, że starasz się rozszerzać uniwersum. Czy o celowe?
O: Owszem. George robi to samo w swoich filmach. Jeśli spojrzeć i policzyć ile ich mamy w całej serii, ile światów naprawdę widzimy, wcale nie jest ich tak dużo, jakby mogło się wydawać, ale są jeszcze nazwy rzucane w dialogach. Mamy rozmowy o Dantooine, mamy rozmowy o Ord Mantell, takich rozmów jest kilka, a to nam daje iluzję, że scena jest większa niż ta, która została pokazana. To znów jest jedna z tych sztuczek, którą można zrobić w tani sposób, zwłaszcza jak się nie ma departamentu efektów specjalnych w książce. Można wspominać inne planety, można też je odwiedzać na krótko, sprawić by ludzie poczuli wielkość galaktyki i tego podniecenia towarzyszącego „Gwiezdnym Wojnom”. To takie wielkie miejsce do pracy i zabawy.
P: Która wg ciebie postać z „Gwiezdnych Wojen” jest najśmieszniejsza?
O: Najśmieszniejszy jest Threepio, choć jeśli mówimy o dowcipie, to Han byłby bardzo wysoko, acz Luke i Leia i inni miewają czasem wyśmienite kwestie. Przypuszczam, że Artoo też jest bardziej dowcipny niż myślimy. Ale pewnie nigdy się nie dowiemy.
P: Kell Tainer pojawi się w „Scoundrels”, a Aaron Allston jakiś czas temu napomknął, że jest mu przykro, że nikt nie używa postaci, które on stworzył w
Eskadrze Widm. Czy to właśnie skłoniło cię to wyciągnięcia Kella z pudełka?
O: Potrzebowałem eksperta od wybuchów, pilota a jednocześnie kogoś, kto wie coś o droidach, i chciałem ściągnąć kogoś z EU, ale tak by nie zdezorientowało to ludzi, którzy nie czytali innych książek. Więc przeszedłem przez artykuł o Widmach na Wookieepedii, zwęziłem listę do Kella, i na konwencie zapytałem Aarona, czy mój opis postaci pasowałby do młodego Kella. On stwierdził, że tak. Porozmawialiśmy trochę o tym, co się z nim działo i o tym jak ukazać jego wprowadzenie. W końcu on stanie się częścią Eksadry Widm, więc wysłaliśmy tę książkę do Aarona. Nie wiem, czy on miał w końcu możliwość przeczytać części Kella, ale jeśli to zrobił, nie miał żadnych uwag, ani nie stwierdził, że coś zrobiłem nie tak. Mam nadzieję, że wszystko jest dobrze. To taki łącznik dla tych, którzy już znają tę postać, ale zrobiony tak, by nie mieszać w głowach nowicjuszom.
P: W „Scoundrels” pojawiają się nowe postaci. Myślisz, że mogą stać się ulubieńcami fanów?
O: Tak jak mówiłem w przypadku Mary i Thrawna, nie mam pojęcia. Mam nadzieję, że tak. Są tu bardzo dobre postaci, powinny zapaść w wyobraźni niektórych ludzi, a niektóre nawet da się połączyć z.. ale nie chcę sugerować czegoś w stylu „o to jest osoba stanie się...” Mam duże nadzieję i trzymam kciuki, ale dopiero w styczniu zacznę dostawać zwrotną informację.
P: A co na razie najbardziej podobało ci się na Ccelebration VI?
O: Mam się ograniczyć do jednej rzeczy?
P: Możesz wymienić kilka.
O: Właśnie wróciłem z Rancza Obi-Wan; wspaniała zabawa. Nie wiem, może samo oglądanie wszystkiego, tych wszystkich fanów Gwiezdnych Wojen. To jest tak, że po tych wszystkich konwentach, w których uczestniczyłem, zaczynam rozglądać się za czymś z „Gwiezdnych Wojen”, co przykuje moją uwagę. Może to być osoba w stroju lub cokolwiek innego. Tu zabawa jest prostsza, bo wszystko dotyczy „Gwiezdnych Wojen”. Miło jest czasem tak od czasu do czasu zrobić coś gwiezdno-wojennego. Zobaczyć szturmowców, Leie czy Hanów lub innych kostiumowców, wszystkie te wspaniałe gadżety, na które nas nie stać, a nawet gdyby to nie byłoby jak ich zabrać do domu. I na tym właśnie polega ta zabawa.
P: A co sprawia ci przyjemność w opowiadaniu historii?
O: Cóż, to zawsze musi być dla mnie zabawą. Jeśli nie jest, to nie będzie też dla czytelników. Staram się być entuzjastyczny, trochę podekscytowany tym, co piszę. Zazwyczaj to nie jest problem, nawet przy takich książkach, które zaczynam od „Oh... Nie wiem. Nie jestem zainteresowany tą książką”. Pracuję nad planem, pracuję nad szczegółami, zaczynam budować postaci i niezmiennie zaczynam się tym fascynować. „Dobra, to jednak będzie fajna historia do opowiedzenia”. Niektóre historie wyskakują same z pudełka, „o to będzie fajne”. Scoundrels jest właśnie jedną z nich. Skoro to była zabawa dla mnie, powinna być też dla wszystkich innych, przynajmniej mam taką nadzieję.
P: A która część procesu twórczego jest najtrudniejsza?
O: Najtrudniejsze jest przeniesienie mojej wizji na słowa. Mam ogólną wizję tego, co chcę zrobić, potem już trzeba to wyciągnąć i przedstawić tak, by inni ludzie mogli zobaczyć, co miałem w swojej głowie. Całość musi być spójna, trzymać się razem, musi być logiczna, musi też zawierać wskazówki i inne elementy tak, by czytelnicy mogli rozwiązać problem razem z bohaterami.
P: Czy to wszystko się dzieje w trakcie planowania czy później?
O: Zaczyna się podczas planowania. Większość rzeczy jest ustanowiona w planowaniu. Są jednak elementy, co do których nie jestem pewien, gdzie zmierzają, więc pracuję nad nimi podczas ostatecznego pisania. Wiele innych elementów dochodzi z czasem.
P: A co jest najłatwiejszą częścią w pisaniu?
O: Kiedy ma się już cały pomysł i wszystko inne, to dialogi są dla mnie najłatwiejszą rzeczą. Kiedyś to była jedna z najtrudniejszych rzeczy dla mnie, przynajmniej na początku, ale teraz jest najłatwiejsza. Zwłaszcza jak wiem dokładnie, co chcę powiedzieć w danej rozmowie.
P: Gdy piszesz opowieści, nie ważne czy z „Gwiezdnych Wojen”, czy nie, czy starasz się próbować czegoś innego?
O: Cóż, „Scoundrels” to właśnie coś trochę innego, coś złodziejskiego. Inne w jakim sensie? Staram się opowiedzieć ekscytującą historię, gdzie bohaterowie mierzą się z dużym problemem i rozwiązują go pokonując po drodze różne trudności.
P: Myślę o książce, ale nie mogę sobie przypomnieć tytułu. Była pisana z pierwszej perspektywy, a koleś miał okręt...
O: „Obława na Ikarusa”. Dobra, to nie jest powieść „Star Wars”.
P: Tak, o tę chodziło.
O: Dobra, rozumiem inne ale nie tylko książki „Star Wars”, inne książki... Zrobiłem trochę rzeczy inaczej, choćby z trylogią Conquerors. Pierwsza część jest opisana z punktu widzenia człowieka, druga z punktu widzenia obcych, a trzecia i tak, i tak. Książki pisane z perspektywy pierwszej osoby są inne, gdyż nie można zmieniać punktów widzenia. Wszystko jest widziane tak jak widzi to postać. To może ograniczać, ale może też być wyzwaniem. Więc zabawa z takimi pomysłami w opowiadaniach jest naprawdę przyjemna.
P: Lubisz zmiany między projektami?
O: Tak, zmiany są potrzebne, by uzyskać różny efekt. Nie chciałbym pisać tylko książek „Star Wars”, bo szybko bym się wypalił, a wtedy to już nie byłoby zabawne ani dla mnie, ani dla czytelnika. Nie chciałbym też pisać całej serii książek Cobra jedna po drugiej. Raczej jedna Cobra na rok, jedne „Gwiezdne Wojny” raz na dwa, trzy lub cztery lata i dzięki temu mogę wciąż mieć świeże podejście niezależnie za jaki projekt się biorę.
KOMENTARZE (7)