TWÓJ KOKPIT
0

Lucasfilm :: Newsy

NEWSY (865) TEKSTY (9)

<< POPRZEDNIA     NASTĘPNA >>

O kupnie Lucasfilmu słów kilka

2013-03-09 20:36:22 Bloomberg

Bloomberg Businesweek opublikował bardzo interesujący artykuł o tym, jak mniej więcej wyglądało przejęcie Lucasfilmu przez Disneya. Znamy końcówkę tego procesu, ale właściwie nie wiedzieliśmy dokładnie, kiedy się to zaczęło.

Jak w każdej historii najważniejsi są bohaterowie, odgrywający kluczowe role. Tym razem było ich dwóch. Pierwszy to George Lucas, legendarny twórca „Gwiezdnych Wojen”, wizjoner, człowiek, który zmienił współczesne kino. Uwielbiany w latach 70. i 80., potem jednak przyszły prequele i ten mit zaczął pękać. Filmy zarabiały, ale fani i nie tylko oni, nie byli z nich zadowoleni, nasilała się krytyka. Okazuje się, że starzejący się George Lucas niezbyt dobrze to znosił. To co się działo w czasach klasycznej trylogii, gdy krytyka odbywała się w sposób bardziej kulturalny, choćby za pośrednictwem gazet, to nic z krytyką w czasach Internetu, kiedy każdy mógł w sieci napisać, co myśli o twórcy sagi. George wycofał się i w sumie głośno mówił o tym że zamierza przejść na emeryturę. Jednak nic z tym nie robił. Próbował coś z serialem, ale nie wychodziło to. Sam nie wiedział, w którym kierunku pójść. Z jednej strony odpocząć, z drugiej firma wciąż mu ciążyła, nie chciałby, została przejęta i zmieniona. Dotyczyło to także jego ukochanego dziecka, „Gwiezdnych Wojen”. Trudno je inaczej nazwać. Lucasfilm stał się świątynią sagi. Choćby zatrudnianie ludzi do prowadzenia encyklopedii uniwersum – Holokronu, ludzi do akceptowania opakowań produktów, czy wszelkich licencji. To coś więcej niż biznes, to kontrola całości produktu.

Drugim aktorem jest Robert Iger, zwany często po prostu Bob. Obecnie to szef Disneya, ale nie zawsze tak było i nie zawsze tak będzie. Na początku lat 90. Iger był szefem telewizji ABC, wtedy to też po raz pierwszy spotkał się z George'em Lucasem. Rzecz dotyczyła „Kronik młodego Indiany Jonesa”, które Lucas wyprodukował i szukał telewizji. Iger to kupił, ale o tym pisał już Howard Roffman, przy okazji swojego powrotu do Lucasfilmu. Tymczasem do roku 1996 Iger stał się symbolem władzy telewizji ABC, jej głową. Tyle, że telewizję wykupiła firma Disney. Rządził nią wówczas Michael Eisner, który docenił sposób działania Igera i pośrednio wyznaczył go na swojego następcę. W 2005 Eisner ustąpił ze stanowiska szefa The Walt Disney Company, a w jego miejsce faktycznie wskoczył Bob Iger. Głównym zadaniem, jakie postawił sobie nowy CEO, było zapewnienie kreatywności działania Disneyowi, który wówczas przeżywał pewne problemy. Nie byli już firmą, która odpowiadała za produkcję animowanych hitów, która miała na to monopol. Akcjonariusze nie byli zadowoleni. Przed Bobem stało ciężkie zadanie, ale on miał jeden podstawowy plan. Zrozumiał, że siła wczesnego Disneya przede wszystkim tkwi w postaciach, które są powszechnie rozpoznawalne. To Iger maczał swoje palce w scenicznej adaptacji „Króla Lwa”, czy filmowej serii „Piraci z Karaibów” (jeszcze w 2003). Ten drugi to dość ciekawy przykład, bowiem sam film bazuje na atrakcji z parków tematycznych Disneya, ale wprowadza ją na zupełnie nowy poziom. Bob nie zajmował się w ogóle ani scenariuszem, ani produkcją, był raczej osobą z góry, która gdzieś dała zielone światło i uwierzyła w ten projekt. Jako ciekawostkę można dodać, że Ted Elliot, jeden ze scenarzystów serii, początkowo został zatrudniony przez Lucasfilm do napisania scenariusza do filmu bazującego na serii „Monkey Island”. Nie wyszło, ale pewne elementy udało się zaadaptować w „Piratach”. Iger rozumiał, że najważniejsze w tej serii wcale nie są klimaty z parków tematycznych, a postaci. Sprawdziło się, więc poszedł za ciosem. Skoro nie mógł pokonać konkurentów w dziedzinie animacji, w tym Pixara, postanowił ich wykupić. Pixar to firma założona przez George’a Lucasa, początkowo jako jeden z oddziałów Lucasfilmu, potem przeszła do rąk Paula Allena (współzałożyciel Microsoftu, drugi po Billu Gatesie) oraz Steve’a Jobsa (współzałożyciel i ikona Apple). To właśnie ten ostatni rządził Pixarem, gdy zainteresował się nim Iger. Z tym, że władza Jobsa ograniczała się do tego, by ufać i nie przeszkadzać w pracy Johnowi Lasseterowi. Pixar był w pewien sposób związany z Disneyem, bo po pierwsze Disney najczęściej był dystrybutorem ich filmów, choć w połowie poprzedniej dekady wyglądało, że ich drogi się rozejdą. Po drugie Disney był też licencjonobiorcą, zwłaszcza w parkach tematycznych. Tym samym Iger ograniczył koszty, przejmując Pixara wszystko pozostało w rodzinie, a co ważniejsze miał pewność, że nie uciekną do konkurencji. Jobs postawił jednak twarde warunki. Dobra, dostajecie filmy, prawa, dystrybucję, zabawki, ale po pierwsze Lasseter zostaje na stanowisku, a po drugie nie wtrącacie się w filmy. Robimy je sami, po swojemu. Iger nie tylko zgodził się na to rozwiązanie, ale szybko zrozumiał, że się sprawdza. Odeszły problemy, pozostała praca twórcza. Koszt przejęcia Pixara to 7,4 miliarda dolarów, część oczywiście w akcjach. W 2006 dzięki finalizacji tej umowy, Steve Jobs stał się największym indywidualnym udziałowcem Disneya, więc mógł nadzorować pracę Igera. Inwestycja się opłaciła, ale jedno samodzielne, kreatywne studio to trochę mało. Bob zaczął rozglądać się za kolejnym. W 2009 za 4 miliardy USD kupił Disneyowi Marvela. Znów postanowił zachować całe kierownictwo i wewnętrzną organizację firmy nie tkniętą, zostawiając im swobodę twórczą. Opłaciło się, co doskonale było widać w zeszłym roku, kiedy w kinach tryumfowali „Avengersi”, gromiąc wszelką konkurencję. „Avengersi” to trzeci film wszechczasów, jeśli chodzi o zarobki (bez uwzględnienia inflacji). Iger nie wchodzi w drogę za bardzo Marvelowi, ale lubi ich inspirować. To on wspomina o ewentualnym otworzeniu parku tematycznego poświęconego uniwersum Marvela, także on naciskał, by wraz z ABC zaczęto pracować nad serialem „S.H.I.E.L.D.”. Ale Bob Iger nie zawsze jest królem Midasem, nie zamienia wszystkiego w złoto. O tym świadczy choćby porażka finansowa „Johna Cartera”, jednego z najdroższych filmów wszechczasów. Z tym, że ten był wyprodukowany przez Disneya, a nie jedno z mniejszych kreatywnych studiów. Iger zaś nie ustawał w poszukiwaniu kolejnych firm do przejęcia. Kryterium było jedno – powinny wyglądać jak małe kopie Disneya, najlepiej wczesnego Disneya. Lucasfilm idealnie wpisało się w profil.

Tu mogłaby się zacząć właściwa historia, ale warto jeszcze wspomnieć o jednym powiązaniu. Jeszcze w latach 80. Lucas podpisał z Disneyem umowę, na mocy której w parkach tematycznych pojawiła się atrakcja Star Tours. Z czasem ona się trochę postarzała i Lucasfilm oraz Disney postanowiły ją odświeżyć. W maju 2011 odbyło się otwarcie nowego Star Tours: The Adventure Continue. Byli obecni Bob Iger i George Lucas. Rankiem Iger zaprosił Lucasa na śniadanie, do jednej z restauracji w Disney Worldzie – Hollywood Brown Derby. Iger kazał ją zamknąć, by w dwójkę mogli sobie spokojnie porozmawiać. Iger zamówił sobie parfait jogurtowy, a Lucas duży omlet. Gawędzili sobie, wymieniali uprzejmości i nagle Iger zapytał, czy Lucas nigdy nie rozważał sprzedania swojej firmy. Geoge przyznał, że świętuje właśnie 67 urodziny i coraz poważniej myśli o emeryturze. Dodał też, że nie jest jeszcze gotów na takie rozmowy, ale jak będzie to chętnie porozmawia. Bob poprosił Lucasa tylko o to, by ten przyszedł do niego, gdy będzie gotowy. Potem panowie wyszli na scenę akademii Jedi i zrobiono im między innymi to zdjęcie:



Iger na scenie był zdumiony tym jak sprawnie Lucas potrafi trzymać miecz świetlny, tymczasem Flanelowiec zaczął poważnie myśleć nad przyszłością. Wrócił do siebie do domu i jedną z pierwszych rzeczy jakie zrobił, było przyjrzenie się Pixarowi. Lucas czuje ogromny sentyment do tej firmy, w końcu ją założył. Zresztą bardzo często mówi o niej „moja firma”. No a najważniejsze było to, że Disney jej nie popsuł, nie zmienił, a raczej pozwolił jej działać po swojemu i zabezpieczył ją. To się George’owi podobało, ale musiał przygotować Lucasfilm do sprzedaży.

Jakiś czas później zaprosił na lunch w Nowym Jorku Kathleen Kennedy (pierwsza rola kobieca, ale jednocześnie aktorka drugoplanowa w tej historii). Kathleen znał od dawna, zresztą była jedną ze współzałożycieli Amblina, firmy Stevena Spielberga. Lucas zapytał ją, czy słyszała o tym, że chce przejść na emeryturę. Ta przyznała, że nie. Wtedy Lucas zapytał, czy nie chciałaby zostać szefem Lucasfilmu. Trochę ją to zaskoczyło, ale zgodziła się, zwłaszcza po rozmowie. George stwierdził, że jej rola ma polegać na tym, by przygotować firmę, by mogła swobodnie działać po jego odejściu. Przede wszystkim dużo rozmawiali, przyglądali się franczyzie „Gwiezdnych Wojen”, temu jak zarabia, jak funkcjonuje i jak zakorzeniła się w popkulturze. Pozostały otwarte pytania, jak „Gwiezdne Wojny” mają wyglądać po odejściu Lucasa, co trzeba zrobić, by nadal były atrakcyjne. Po wielu dyskusjach nasuwała się jedyna odpowiedź – filmy. Potrzebowali nowych filmów.

Lucas i Kennedy więc powoli się za nie zabrali. Zatrudnili Michaela Arndta, by napisał scenariusz, ściągnęli do pomocy między innymi Lawrence’a Kasdana. Kennedy załatwiła Abramsa (kulisy operacji), Lucas zaś zajął się rozmowami z aktorami – Markiem Hamillem, Carrie Fisher i Harrisonem Fordem. Zresztą niedawno przyznał, że kontrakty albo już są z nimi podpisane, albo niebawem będą. Dodał też, że na oficjalne ogłoszenie pewnie będziemy musieli trochę poczekać, bo Lucasfilm pewnie będzie chciał zrobić jakąś medialną bombę z tej informacji. Nie ma wątpliwości, że prace nad Epizodem VII i kolejnymi trwają, nawet jeśli wydaje się nam, że coś to wszystko wolno idzie.



Gdy wszystko ruszyło, Lucas rozpoczął negocjacje z Disneyem. Te trwały pięć miesięcy. Przede wszystkim George uparł się, że trzecią trylogię mają robić osoby, które zarządzają Lucasfilmem. Nie tylko Kennedy, dochodzi jeszcze Pablo Hidalgo, który jest obecnie menadżerem marki i Howard Roffman, który pełni dość podobną rolę. Lucasowi, który wraz z Kennedy przeorganizowali Lucasfilm, zależało na tym, by Disney tego nie zepsuł. Warunek możliwy do uzyskania, patrząc na historię wcześniejszych przejęć. Negocjacje przedłużały się nie z powodów finansowych, okazało się, że George ma rozterki. W Lucasfilmie mógł kontrolować wszystko, co dotyczy sagi. Jak chciał to zatwierdzał nawet wygląd opakowań figurek, choć oczywiście miał do tego ludzi. Kathleen Kennedy raz w tygodniu dzwoniła, bądź rozmawiała z Georgem na temat jak on się z tym czuje. Czasami było dobrze, czasem zaś mówił, że nie jest jeszcze gotów na rozstanie się z Lucasfilmem. Ta niezdecydowana postawa z pewnością opóźniała negocjacje. Iger wykazał się wyrozumiałością, wiedział z czego wynikają rozterki Lucasa. Czekał.

Jednym z kluczowych elementów negocjacji były nowe filmy. Lucas przygotował krótki zarys ich fabuły, ale długo nie chciał ich pokazać Disneyowi. Mówił nawet, że w tej materii powinni mu zaufać, w końcu robi je od 40 lat. W końcu ugiął się stawiając twarde warunki. Poza Igerem treatmenty mógł przeczytać jedynie jeszcze wiceprezes Disneya Kevin Mayer. Obaj musieli podpisać pisemne oświadczenia i dostali te teksty jedynie do wglądu. Iger przyznał potem, że widzi w nich dużo potencjału.

Ostatecznie pod koniec października wszystko było dogadane. Iger załatwił Lucasowi przelot do Burbank, gdzie znajduje się siedziba Disneya, gdzie podpisano umowę sprzedaży. Bob twierdzi, że Lucas może nie wahał się, ale z pewnością było w nim bardzo dużo emocji.



Iger zaś następnego dnia, gdy było Halloween przebrał się za Dartha Vadera. Potem rozpętała się burza medialna wokół sprawy.

Resztę na razie znamy. Z tym, że jest jeszcze jedna rzecz. Otóż Kathleen Kennedy ma kontrakt na 5 lat, natomiast Bob Iger chce się wycofać z funkcji szefa Disneya w 2015. Kto ich zastąpi, czy może będą jeszcze dalej pełnić te funkcje nie wiadomo. Co będzie dalej, pewnie dowiemy się z czasem.
KOMENTARZE (8)

Kulisy zatrudnienia Abramsa i inne ploty o E7

2013-02-02 18:30:16

Mamy już reżysera – J.J. Abramsa i wiele wskazuje na to, że chwilowo nie szykują się żadne oficjalne zapowiedzi. Głównie z jednej prostej przyczyny Kathleen Kennedy jest obecnie mocno zaangażowana w promocję oskarową „Lincolna”. W jednym z wywiadów przyznała nawet, że chciałaby dostać tego Oskara, bo lubi wygrywać. Chcąc nie chcąc, „Gwiezdne Wojny” odchodzą na dalszy plan, przynajmniej w najbliższym czasie. Przy okazji Kathleen zdradziła trochę szczegółów na temat swojej pracy, jak i samego J.J. Abramsa. Okazuje się, że Kennedy jest bardzo zajęta, głównie dlatego, że musi dzielić swój czas pomiędzy prace w Presidio (siedziba Lucasfilmu w San Francisco) oraz pracę w biurach Lucasfilmu w siedzibie Disneya (w Los Angeles). Kennedy zazwyczaj leci do San Francisco Bay Area we wtorki, a wraca do domu w czwartki wieczorem. Do tego dochodzi praca nie dla Lucasfilmu (w tym promocja „Lincolna”) a także rodzina, w końcu Kathleen jest też matką.

Ciekawsza historia jednak dotyczy J.J. Abramsa, okazuje się, że Kathleen zna go już od wielu lat, odkąd młody Jeffrey Jacob w wieku 14 lat wygrał młodzieżowy konkurs filmowy Super 8. Ta wiadomość dotarła do Stevena Spielberga, który za pomocą Kennedy, zatrudnił młodego Abramsa, by odświeżył stare, amatorskie filmy Stevena nagrane właśnie za pomocą kamer Super 8. Ta znajomość na pewno pomogła Kennedy w pozyskaniu tego reżysera. Kiedy po raz pierwszy się do niego zgłoszono w sprawie nowej trylogii, Kathleen skontaktowała się z jego agentką – Beth Swofford. Ta w imieniu Abramsa odmówiła, tłumacząc, że reżyser jest zbyt mocno zaangażowany w „Star Trek” i ma zobowiązania wobec Paramountu. Dodatkowo sam J.J. w mediach także oświadczył, że rezygnuje. I zrezygnował. Kathleen dalej szukała reżyserów, ale cały czas miała też J.J. Abramsa z tyłu głowy. Znów zaczęła się z nim kontaktować i nalegać na spotkanie. W końcu uległ. Do pierwszego spotkania negocjacyjnego doszło 14 grudnia 2012, w Santa Monica, w siedzibie Bad Robots, firmy producenckiej J.J. Abramsa. Reżyser Epizodu VII wspominał potem to spotkanie streszczając je do jednej wypowiedzi Kennedy – „Proszę zrób „Gwiezdne Wojny””. Potem zaczęła odkrywać karty. Nagrodzony Oskarem Michael Arndt pisze scenariusz, Lawrence Kasdan go konsultuje. Abrams zaczął mięknąć. Zrozumiał jak Kathleen potrafi dobrze przekonywać.

Kennedy poszła za ciosem. Skoro J.J. łyknął haczyk, zorganizowała drugie spotkanie 19 grudnia, tym razem tajne. Poza nią i Abramsem uczestniczyli w nim Michael Arndt i Lawrence Kasdan. Abrams z jednej strony był podekscytowany, z drugiej poza pracą pojawiły się kolejne wątpliwości. Film prawdopodobnie nie będzie kręcony w Los Angeles (czyżby faktycznie Anglia?), to będzie miało wpływ na życie rodzinne Abramsa, przede wszystkim utrudni mu kontakt z jego żoną i trójką dzieci. No i J.J. zdawał sobie sprawę także z oczekiwań wobec nowej trylogii. Po tym spotkaniu jednak Abrams był na tyle podekscytowany, tym, co usłyszał, że można było zacząć następny etap, negocjacji biznesowych. Kontrakt ostatecznie podpisano 25 stycznia 2013. W ramach porozumienia J.J. Abrams poprosił o to, by nie śpieszyć się z filmem, nie spinać z terminami za wszelką cenę. Kathleen zgodziła się na to i faktycznie Epizod VII może mieć swoją premierę później niż w 2015, o czym już pisaliśmy, ale jeszcze nie wiadomo kiedy. Kennedy jest znana w biznesie z powodu podobnych decyzji. Przy „Parku Jurajskim 3”, zdążyła wydać 20 milionów, a potem wstrzymała pracę i za jakiś czas wznowiono je z nowym scenariuszem.

Nie wszystkim jednak angaż Abramsa się podoba. Swoje niezadowolenie wyraził Chris Pine, odtwórca roli kapitana Kirka w nowych „Star Trekach”. Stwierdził nawet, że mogliby porwać i zmusić J.J. Abramsa by wyreżyserował trzeci film z serii. Wszystko wskazuje, że Abrams pozostanie jedynie producentem kolejnej odsłony „Star Treka”.

Angaż Abramsa wiąże się także z pewnymi spekulacjami. Chyba najważniejsza z nich to kompozytor. Tu należy wymienić nazwisko Michaela Giacchino, który jest prawie etatowym pracownikiem J.J. Abramsa. Giacchino ma też pewien związek z „Gwiezdnymi Wojnami”, otóż adaptował on muzykę Johna Williamsa w Star Tours: The Adventure Continues. Oczywiście to tylko spekulacja. Pojawiły się także pogłoski dotyczące aktorów. Otóż, dość często u niego pojawiają się aktorzy: Greg Grunberg, Amanda Foreman i Keri Russsel. Ta ostatnia przyznała, że z przyjemnością znów zagrała by u Abramsa. Ci aktorzy mają na to o tyle duże szanse, że u Abramsa występują najczęściej w rolach epizodycznych, bądź na zasadzie statystów.

Skoro jednak już dotarliśmy do aktorów to Samuel L. Jackson nie wytrzymał napięcia. Stwierdził, że granie ducha, czy hologramu to zdecydowanie za mało, a on jako Jedi z pewnością sobie poradził z taką wysokością z jakiej zleciał. Jackson chętnie by znów powalczył mieczem w nowych częściach, jednak póki, co woli pisać w mediach fabułę. Otóż skoro nowa trylogia ma mieć nowe postaci, to te powinny być wprowadzone przez stare. W takiej roli siebie widzi, ciekawe w jakiej roli umieściłby Harrisona Forda, Marka Hamilla i Carrie Fisher?

Swój moment w mediach ma też Warwick Davis. On też chciałby zagrać jakąś rólkę w nowej trylogii. Tym razem jednak nie proponuje żadnej konkretnej roli, ani Wicketa, ani Walda, ani innej postaci, w którą wcielał się w „Mrocznym widmie”. Stwierdził tylko, że fajnie byłoby być jednym aktorem, który zagrałby we wszystkich trylogiach. Na to jednak mają szansę jeszcze inni aktorzy, z Anthonym Danielsem i Kennym Bakerem na czele.

Na koniec jeszcze jedna plotka, która została już nieaktualna, ale nie wszędzie zdementowana. Pojawiły się pogłoski, że Disney kontaktował się z Drew Struzanem w sprawie plakatów do nowej trylogii i że artysta zgodził się je robić. Struzan zdementował te pogłoski, stwierdził, że nikt do niego w tej sprawie się nie odezwał, a on po 35 latach nad „Gwiezdnymi Wojnami” jest już na emeryturze. Dodał też, że nawet jeśli by się z nim skontaktowano, to raczej by to sobie odpuścił. Skoro film robi nowe pokolenie filmowców, niech go ilustruje także nowe pokolenie artystów.
KOMENTARZE (17)

Kolejna porcja plotek o E7

2013-01-21 17:20:09

Ostatni tydzień żyliśmy doniesieniami na temat spin-offa Zacka Snydera. Lucasfilm do dziś nie zdementował tych informacji, natomiast ile w tym prawdy, nie wiadomo. Jedyne, co potwierdzają różne źródła to fakt, że Kathleen Kennedy rozmawiała z Zackiem Snyderem. To jednak niewiele znaczy, gdyż wygląda, że znalezienie reżysera sequeli jest trudniejsze, niż wszystkim się wydawało. Więc różni kandydaci wciąż są w grze. Dość ciekawą historię opowiedział mediom Guillermo Del Toro („Labirynt Fauna”, „Hellboy”, „Paciffic Rim”). Otóż w połowie listopada, pojawił się on na naszej giełdzie nazwisk jako samozwaniec. Mówił w mediach, że pewnie by się zgodził, ale nikt z nim się nie kontaktował. Minęło 2 miesiące i okazuje się, że jego agent odebrał telefon z zapytaniem z Lucasfilmu „czy Del Toro byłby zainteresowany”. Szybko jednak musiano odmówić, gdyż Del Toro był zbyt zajęty swoimi projektami. Reżyser jednak podkreśla, że fakt, iż do niego zadzwoniono jest bardzo miły i chyba trochę żałuje, że zakopał się po uszy we własnych projektach. Na tym przykładzie doskonale widać, że Lucasfilm z zainteresowaniem czyta wszystkie wypowiedzi filmowców i szuka, może to dotyczyć także aktorów. Przez to z całą pewnością w najbliższym czasie nie zabraknie nam tematów do plotek.

W podobnej sytuacji do Del Toro znalazł się Joss Whedon („Avengers”). Co prawda jemu nikt nie zaproponował (jeszcze) reżyserowania Epizodu VII, gdyż jest zbyt mocno zajęty sequelem „Avengersów” zapowiedzianym na 2015 oraz serialem „S.H.I.E.L.D.” Reżyser przyznał, że wieść o nowych epizodach go rozwścieczyła, głównie dlatego, że jest tak zajęty, że nie ma szans nawet stanąć w szranki. Kolejny, któremu brakuje czasu na „Gwiezdne Wojny”, ale może jeszcze się uda z jakimiś kolejnymi częściami.

Pomysł Del Toro podchwycił za to Rian Johnson („Looper – Pętla czasu”, „Niesamowici Bracia Bloom”). W jednym z wywiadów przyznał, że pewnie nie ma go na żadnej liście, ale gdyby jednak go zapytano to są przecież „Gwiezdne Wojny” i bardzo trudno byłoby powiedzieć „nie”. Przyznał też, że z drugiej strony jest zadowolony z tego, że pracuje nad własnymi scenariuszami i działa na własny rachunek.

To tyle na temat reżyserów, teraz pora na naprawdę szalone plotki i spekulacje. Te zaczynają się szerzyć po różnych forach. Jedna z nich mówiła, że nowa trylogia to jednak będzie adaptacja trylogii Thrawna, ale nie do końca wierna. Jedną ze zmian miałoby być przeniesienie jej w czasie (dostosowanie do wieku aktorów). Jeden z fanów o pseudonimie Ihlecreations stworzył nawet fanowski plakat, który niejako pięknie tę plotkę obrazuje.



Swoją drogą ciekawe, kiedy taka informacja odbije się szerokim echem w mediach. Druga szalona plotka dotyczy Anthony’ego Danielsa. Aktor, co jest do niego niepodobne, nie wypowiedział się w sprawie powrotu do roli C-3PO, ale podobno powinien być o kontrakt spokojny, zwłaszcza, że wciąż mieści się w swój kostium. Gorzej ma Kenny Baker, którego już w „Zemście Sithów” prawie całkowicie zastąpiono elektronicznymi i cyfrowym R2-D2. Proszę jednak pamiętać, że wiele z tych plotek generują trolle internetowe, a potem trudno jest dotrzeć do prawdziwego źródła.

Na koniec mamy garść faktów. Otóż po porażce finansowej jaką był „John Carter”, Disney mocno przygląda się swoim projektom i tnie im budżety. „Gwiezdne Wojny” są bezpieczne, ale cięcia dotknęły piątą część „Piratów z Karaibów”. Z tym filmem jest związana jeszcze jedna informacja, otóż Disney ogłosił premierę kolejnej części przygód Jacka Sparrowa na 10 lipca 2015. Zatem jeden z możliwych terminów premier Epizodu VII został zajęty. Obecnie chyba największe szanse ma czerwiec, bo w maju wchodzi druga część „Avengersów”, a wiadomo, że Disney nie będzie skłonny do konkurowania z samym sobą. Oczywiście data premiery to znów tylko i wyłącznie spekulacja, na razie czekamy na konkrety i może w końcu Kathleen Kennedy zacznie zdradzać jakieś obiecane szczegóły.
KOMENTARZE (21)

Rok 2012 wg oficjalnej

2013-01-18 17:21:43

To był wielki rok dla Gwiezdnych Wojen i Lucasfilmu. Od pewnego ogłoszenia, po rozwój “Wojen Klonów”, 2012 z pewnością przejdzie do historii. Ekipa bloga StarWars.Com wzorem lat poprzednich (choć w ostatnich latach tradycja ta została przerwana), pokusiła się o małe podsumowanie roku, wybierając kilka najważniejszych wydarzeń, oczywiście z krótkim komentarzem.

ZAPOWIEDŹ EPIZODU VII / PRZEJĘCIE PRZEZ DISNEYA



Ten news wstrząsnął Internetem. Większość świata myślała, że Gwiezdna Saga, przynajmniej w filmowej formie, jest skończona. Tym bardziej były szokujące i zaskakujące wieści, że Disney nie tylko przejmuje Lucasfilm, ale też, że będą nowe filmy z cyklu “Gwiezdne Wojny”, w tym od dawna spekulowane Epizody VII, VIII i IX. Ogłoszono, że scenariusz pisze Michael Arndt („Mała Miss”, „Toy Story 3”), co zostało przyjęte entuzjastycznie przez fanów. Kto będzie reżyserował? Niebawem się dowiemy.

DARTH MAUL ŻYJE



To jednocześnie najważniejszy moment „Wojen klonów” z listy najważniejszych wydarzeń w serialu w 2012. Zasługuje na to, by umieścić go na tej liście. Darth Maul, jedna z najbardziej popularnych postaci prequeli, wyglądało, że zginęła pod koniec „Mroczne widma”. Ale dzięki George’owi Lucasowi, który chciał go przywrócić, postać wróciła w czwartym sezonie „Wojen klonów”. Podczas, gdy w Epizodzie I Maul był głównie cichym zabójcą, w „Wojnach klonów” rozwinięto jego charakter, dano mu więcej czasu na ekranie i sprawiono, że stał się jeszcze bardziej przerażający i groźny. W rezultacie fani polubili go jeszcze bardziej, a dodatkowo „Wojny klonów” znów wzbogaciły uniwersum „Gwiezdnych Wojen”. W sekcji Clone Wars Download można zobaczyć jak Dave Filoni i Sam Witwer rozmawiają o powrocie Maula.

STAR WARS CELEBRATION VI



Najważniejszy konwent gwiezdno-wojenny staje się większy i większy i coraz ciekawszy. Odbył się w dniach 23-26 sierpnia w Orange County Convention Center w Orlando na Florydzie. Przybyły tam dziesiątki tysięcy fanów (wielu w kostiumach), zobaczyli fragmenty Epizodu II i III w 3D, poznali „Star Wars Detours” i usłyszeli zapowiedź Celebration Europe. No i dodatkowo mieli okazję także zakupić kilka wyjątkowych gadżetów.

STAR WARS DETOURS UJAWNIONE



“Gwiezdne Wojny” są raczej dość poważne (z wyjątkiem kilku zatwierdzonych parodii – „Robot Chicken” czy „Family Guy”), same jednak nie wchodziły w krainę komedii. Ale z „Star Wars Detours”, nowym animowanym projektem ujawnionym na Celebration VI to się zmieni. Akcja dzieje się pomiędzy „Zemstą Sithów”, a „Nową nadzieją”, ukaże perypetie ukrywającego się Obi-Wana Kenobiego, ukaże mocno dysfunkcyjną relację Vadera i Imperatora, czy pokaże jak zepsuta jest księżniczka Leia.

ANGRY BIRDS STAR WARS



To prawdopodobnie najlepszy crossover gier w historii. „Angry Birds Star Wars” wydano 8 listopada jednocześnie na kilka platform. Współpraca między Rovio i Lucasfilmem stworzyła niesamowitą grę zawierającą artystyczny, rozpoznawalny styl „Angry Birs”, ich intuicyjność i humor, jednocześnie dodając do tego klasyczne postaci, lokacje i wygląd „Gwiezdnych Wojen”. W rezultacie dostaniemy Luke’a Skywalkera jako Czerwonego Ptaka, świnioszturmowców i Dartha Vadera w roli Mrocznego Lorda Świń. To coś co muszą mieć tak fani gier jak i „Gwiezdnych Wojen”.

Z wersją najważniejszych wydarzeń 2012 oficjalnej można się zgadzać lub nie. Dla przypomnienia, nasze, alternatywne podsumowanie roku znajduje się tutaj.
KOMENTARZE (7)

Redakcyjne podsumowanie roku 2012

2013-01-14 23:03:26



W roku 2012 świąt się nam ani nie zawalił, ani nie skończył, a wręcz przeciwnie w pewien sposób zaczął na nowo. Taki rok jak ten aż się prosi o podsumowanie, więc o takie wspólne, redakcyjne się pokusiliśmy. Lista oczywiście jest jak najbardziej subiektywna, takie mieliśmy założenie.

16. Nowa karcianka na horyzoncie
Master of the Force: Fantasy Flight Games atakuje! Szczerze powiedziawszy, nie sądziłem, że w najbliższym czasie ukaże się karcianka Star Wars. Gdy pojawiły się pierwsze zdjęcia kart, ta gra mnie urzekła. Grafiki na każdej z nich są przepiękne i nawet jeśli nie będę często w The Card Game grać, na pewno będzie to piękny dodatek do mojej kolekcji (z kolekcjonerskiego punktu widzenia). Nie mogę się doczekać polskiej premiery!
ogór: Kto by pomyślał, że starłorsy wrócą jeszcze w postaci gry karcianej? Może to nie będzie SW CCG, które już chyba na zawsze będzie miało szczególne miejsce w moim sercu, ale czekam z niecierpliwością, w dodatku będzie po polsku! Co najważniejsze ominie mnie to całe kupowanie boosterów i szukanie przydatnych kart, wszystko będzie już gotowe, zapakowane i czekało tylko na zakup. Jestem dobrej myśli, wizualnie karty są piękne, a sama rozgrywka? Zobaczymy...


15. Bitewniak X-Wing
Master of the Force: Od chwili ogłoszenia X-winga wiedziałem, że muszę go wypróbować. Nie mogłem odpuścić sobie bitewniaka osadzonego w moim ulubionym uniwersum. Dodatkowo, w przeciwieństwie do Star Wars Miniatures ukazała się oficjalna w 100% polska wersja, która gwarantuje dużą liczbę polskich graczy, z którymi niejedną bitwę na pewno rozegram. Będę śledził poczynania tego bitewniaka i życzę mu wielu pięknych modeli.
Nestor: Bitewniak a wraz z nim karcianka wracają na salony Star Wars. Czekam na rozwój tych dyscyplin i bacznie obserwuję popularność tych gier w Polsce. Najważniejsze, że wydawnictwo Galakta wydaje te pozycje w pełni po polsku, dzięki czemu ich popularyzacja stanie się znacznie łatwiejsza. Teraz potrzeba tyko licznych turniejów, lig i pokazów.


14. Angry Birds Star Wars
Lorn: Bardzo fajny pomysł, sprawdza się w małych i dużych dawkach. Świetna alternatywa dla lekcji czy wykładu.
Master of the Force: Ciekawa sprawa. Naprawdę ciekawa. Gram w to na Facebooku i bardzo mi się podoba. Na pewno to nie jest gra, za którą miałbym płacić 20zł, ale świetnie się sprawdza w zadaniu zabijacza czasu. Polecam!
ogór: Gram, ale na Facebooku. Boję się, że jak kupię wersję PC to już nie wyjdę z domu. Uwaga, wciąga!


13. Zapowedź Star Wars Detours
Lord Sidious: Star Wars: Detours, czyli serial komediowy, a raczej póki co tylko jego zapowiedź. Wygląda obiecująco, ale nie wiem jak to traktować. Humor jest rzeczą dość indywidualną, mnie bawi „Monty Python”, a nie „Family Guy”. No i ile można pociągnąć na takiej autoparodii? Prawdopodobnie gdyby nie inne wydarzenia, „Detours” byłoby dla mnie dużo ciekawsze, teraz to tylko takie coś, z czym nie wiem, co zrobić. Ciekawostka, ot co.
Lorn: Gdyby nie zmiana właściciela i obietnica nowej trylogii to uznałbym to za najważniejsze wydarzenie roku. Jestem bardzo pozytywnie nastawiony do tego pomysłu, SW z humorem i bez nadęcia to jest to czego potrzebuje to środowisko, oby nie zabrakło odrobiny polotu.
Master of the Force: Jestem zwolennikiem gwiezdnowojennych parodii. Po kapitalnym Robot Chickenie Star Wars Detours jest jedną z rzeczy, na które najbardziej czekam. Mam nadzieję, że Seth Green i Matthew Senreich ponownie pokażą klasę i zaserwują nam ciekawy serial komediowy.
Nestor: Trochę boleję nad tym, że poza zapowiedzą na CEVI nie dostaliśmy nic więcej na temat Detours. Czy czasem nie jest tak, że jedyne materiały jakie powstały to te jakie wówczas zobaczyliśmy? Mamy już 2013 rok, więc w zasadzie w każdym momencie może pojawi się jakaś szczegółowa zapowiedź (kiedy premiera, ile odcinków, jaka stacja będzie go eitować). Dobrze by było gdyby nie był to tasiemiec, myślę, że 20 trzydziestominutowych odcinków w zupełności by wystarczyło.
ogór: Mam mieszane odczucia, ale jednak przeważają te “pozytywne”. Jeśli to będzie coś w rodzaju 20-minutowego odcinka, w którym żarty będą śmieszne i bardziej wyszukane niż te w “Family Guyu” czy “Robot Chicken” to jestem jak najbardziej na tak. Mam także cichą nadzieję, że będzie dużo żartów, które wyłapywać będą tylko fani SW a nie zwykli niedzielni widzowie.


12. Zapowiedź nowego Legacy
Lord Sidious: Prawdę mówiąc nowe „Legacy” jest dla mnie tak trochę oderwane od rzeczywistości, z wiadomych powodów. O ile pół roku wcześniej cieszyłbym się, że ta era dalej żyje, teraz tylko wzruszam ramionami i zastanawiam się, czy to w ogóle będzie kanoniczne. Dla mnie to chyba największe pudło roku, ale komiks trzeba będzie ocenić jak się ukaże.
Lorn: Moja ulubiona seria -zaraz po Dark Times, tylko czy ma teraz sens w kontekście trzeciej trylogii? Szczerze mówiąc, nie dbam o to i chętnie poczytam.
Master of the Force: Tego się nie spodziewałem. I jestem zaskoczony raczej pozytywnie. Nie obawiam się o spójność nowego Legacy z Trylogią Disney. Liczę na ciekawy, pełen akcji komiks. Mam nadzieję, że nowi twórcy wprowadzą świeżość do ery Dziedzictwa i nie popsują tej serii, która ma tak duży potencjał.
Nestor: Nie sądziłem, że KotOR i Legacy będą jeszcze kiedykolwiek wskrzeszane. Ale dostaliśmy KotOR: War i teraz kontynuację Legacy z Anią Solo. Jak ja lubię Polaków w SW.
ogór: O łał, nowe Legacy, suuuuper. Mamy Epizod VII zapowiedziany i.. teraz wszystko co po “Powrocie Jedi” ma teraz taki sens, że aż się boję.. Ale przeczytać przeczytam, ale bez jakiejś wielkiej euforii.
Shedao Shai: Mam wątpliwości co do sensu ciągnięcia ery Dziedzictwa akurat teraz, gdy są zapowiedziane nowe filmy ale nie podano jeszcze żadnych szczegółów. Komiksowe “Legacy” jest najprawdopodobniejszym typem do wylotu poza nawiasy kanonu (i mam szczerą nadzieję że na tym się skończy), więc zastanawiam się jak to wszystko wyjdzie. Jestem na tak, ale z poważnymi obawami.

11. Indiana Jones na BD
Lord Sidious: Tym razem nie „Gwiezdne Wojny”, a Indiana Jones, i to na Blu-ray. Kompletny, nie komplenty, w Polsce wydany w wersji z dźwiękiem właściwej jakości. Cóż uwielbiam to młodsze dziecko Lucasa (trzy pierwsze części) i jedyne czego mi brakuje to jeszcze „Kronik”. Może kiedyś. Natomiast sposób wydania (także polskiej wersji) to jest to, czego oczekiwałem przy „Gwiezdnych Wojnach”.
Lorn: Nareszcie - tak można by to najkrócej podsumować.
ogór: Pozycja na mojej “wishliście” jeśli chodzi o filmy na Blu-ray. Lubię “Indianę Jonesa”, moja mama też lubi, nie mogę się doczekać aż razem sobie zrobimy seans filmów z jej ulubionym aktorem, czyli Harrisonem Fordem : )

10. 10 lat Bastionu
Lord Sidious: Jak ten czas szybko leci. Najzabawniejsze jest to, że zaczynaliśmy przy nowej trylogii i teraz znów ciągniemy... na nowej.
Lorn: 10 lat Bastionu to dla mnie tak na prawdę 7 lat bo siedzę tu od 2005, sporo się wydarzyło i wiele wciąż może nas zaskoczyć - to jest najlepsze. W redakcji nieco ponad rok więc wszystko przede mną, to jak poznać Bastion na nowo.
Master of the Force: 10 lat to w internecie bardzo dużo. Nic tylko gratulować. Mam nadzieję, że Bastion będzie dalej funkcjonował przez następnych wiele lat. Sto lat, Bastionie!
Nestor: 10 lat to jak na fanowską, zupełnie niekomercyjną stronę bardzo dużo. Najważniejsze, że to nie koniec i będziemy pracować dla fanowskiej braci przez kolejne lata. Starzy newsani wracają do gry, a nowi wprowadzają wiele świeżej krwi. Jak tak dalej pójdzie (pomimo obiegowej opinii, że „Bastion schodzi na psy”) pociągniemy jeszcze przynajmniej kolejne 10 lat.
ogór: Bastion ma już 10 lat, jestem na nim od 2004, w redakcji od 2009... Zapał do pracy raz jest większy, raz jest mniejszy, ale najważniejsze, że jest i Bastion będzie rozwijany na pewno, szczególnie teraz gdy “Najnowsza Trylogia” na horyzoncie się pojawiła.
Shedao Shai: Bastionowi stuknęło już 10 lat, a tymczasem mi za miesiąc stuknie 10 lat z Bastionem. To spory kawał mojego życia, poznałem dzięki niemu wielu świetnych ludzi, wciąż mam zapał żeby tutaj pisać - teraz również jako redaktor. Szczerze mówiąc nie wiem, czy mój zapał do “Gwiezdnych Wojen” wciąż by trwał, gdyby nie Bastion.

9. „Apokalipsa” i finał przeznaczenia Jedi
Lord Sidious:
Finał „Przeznaczenia Jedi”. Kończy się pewna epoka, zapoczątkowana w 1999 Wektorem pierwszym. Przez prawie trzynaście lat, z pewnymi przerwami dostawaliśmy ciągnącą się książkową sagę. Oczywiście serie się zmieniały, podobnie jak i autorzy, czy nawet samo podejście, ale EU płynęło, historia się rozwijała, skończyło się skakanie po okresach. Owszem ono wciąż trwało, ale poza „głównym nurtem”. Tu mieliśmy sztywną chronologię i krokowy rozwój wydarzeń. Różnie można oceniać ten okres, podobnie jak i same powieści, czy ogólne wykonanie projektu. Sam zresztą miałem już objawy zmęczenia materiału. Ta historia rozrosła się, ale o ile samym „Przeznaczeniem Jedi” byłem zmęczony, o tyle Apokalipsa Troya Denninga trzeba przyznać trzyma poziom i okazała się dość satysfakcjonująca. W dodatku tym razem to już naprawdę koniec. Owszem jakieś odpryski już są zapowiedziane („Crucible”, „Sword of the Jedi”), ale perspektywa nowej trylogii zamyka definitywnie to dzieło. Nawet jeśli kiedyś z nim ruszą to już będzie coś innego. Osobiście cieszę się, że to już koniec i to w takiej formie, a sam chciałbym by EU dalej się ciągnęło, ale najlepiej w czasach Starej Republiki, oczywiście po jakimś czasie odpoczynku.
Lorn: Najlepsza seria od czasów... No właśnie, nie wiem od kiedy bo chociaż NEJ-ka miała lepsze pojedyncze pozycje to nie utrzymywała tak równego poziomu jako całość. Otwarte zakończenie z jednej strony nieco rozczarowało, ale z drugiej pozostawiło nadzieję na coś więcej. Tylko znowu kłania się problem nowych filmów i kanonu.
Nestor: Przed Celebration VI myślałem, że będzie to największe wydarzenie roku Star Wars – wielki finał, „wielkiej” serii. Czekałem na tą książkę bardzo bardzo długo, doczekałem się i dostałem to co chciałem, choć bardziej od kunsztu pisarskiego Deninga przemawiał do mnie klimat i epickość finału.
Shedao Shai: Po rozczarowaniu jakim dla mnie było “Dziedzictwo Mocy”, do “Przeznaczenia Jedi” podchodziłem od początku nieufnie - skończyło się tak, że wciąż tej serii nie ruszyłem i niezbyt mam na to ochotę. Ale to niewątpliwie koniec pewnej ery i początek następnej - zanosi się na większe zróżnicowanie tematyki i autorów piszących w czasach około-FotJ (X-Wing: Mercy Kill, Crucible, Rozdroża czasu, Riptide). Z entuzjazmem czekam na kolejne takie książki, opowiadające w końcu o czymś innym niż machinacje polityczne w Sojuszu Galaktycznym i Zakon Jedi zwalczający kolejne zagrożenia dla pokoju w Galaktyce.

8. TCW wciąż się ciągnie (99 odcinków, setny za pasem)
Lord Sidious: „Wojny klonów”, z różnych powodów częściej mam je okazję oglądać na dużym ekranie niż na małym, więc raczej są mi dość obojętne. Ale dobicie do 100 odcinków (no dobra, setny był w 2013), to jest coś. Wcześniejszym serialom się to nie udało. Ten wynik zasługuje na szacunek. Widać też olbrzymi postęp animacji, choć potem niestety wychodzą takie kulfony jak zestawienie Maula czy Opressa z Obi-Wanem. Ci pierwsi wyglądają cudownie, a Kenobi już jak ze starej bajki. Mam nadzieję, że serial, który zastąpi „Wojny klonów”, bo taki zapewne powstanie, dalej będzie rozwijał się tak wizualnie. Może płynnie nawet przejdziemy do tego aktorskiego?
Lorn: Fajna bajka, którą oglądam bez przekonania, ale i bez wstrętu. Wydaje mi się, że projekt spełnił swoje zadanie -podtrzymał zainteresowanie SW do czasu aż zacznie się mówić o nowych filmach i chwała mu za to. Oby już tylko nikt nie popełnił książek z tego okresu, albo chociaż nie w tym stylu. Dzieła pań Traviss i Miller do tej pory śnią mi się po nocach...
Master of the Force: Oprócz niespójności z kanonem nic nie mogę zarzucić The Clone Wars. Poziom większości odcinków jest wysoki. Ale niestety wszystko zawsze musi się skończyć. TCW pozostał 1, góra 2 sezony. Czas zacząć spekulować co zajmie jego miejsce :P
Nestor: Ten serial jest bardzo sympatyczny, ale dla jego legendy najlepiej byłoby gdyby skończył się na piątym sezonie. Dla mnie formuła TCW się już wyczerpała i wszystko co najlepsze mamy już za sobą.
ogór: Lubię “The Clone Wars”, ale ostatnio coraz mniej mnie ciągnie do tego serialu niż jeszcze chociażby rok temu.. Powoli już chyba odliczam do zakończenia tego serialu i czekam na jakiś nowy, może w czasach Starej Republiki? Marzenia...
Shedao Shai: Mijają lata, a “Wojny klonów” wciąż trwają, nieustannie siejąc spustoszenie w kanonie “Gwiezdnych Wojen”. Oby do 200 odcinków już nie dociągnęły. Sobie i Wam życzę końca tej żenady.

7. SW trzyma się w Polsce (Egmont, Amber i kolekcja, Ameet, deAgostini, SW Magazyn)
Lord Sidious: Jeśli chodzi o rozwój sagi w naszym kraju, to faktycznie widać pewien odwrót, ale jednocześnie saga nadal trzyma się dobrze. Amber ma niestety pewne trudności wydawnicze, ale na szczęście dla nas, nie dotyczy to tylko sagi. Choć oczywiście dobrze byłoby, aby szybko z dołka wyszli, bo to, że mają opóźnienia raczej dobrze nie wróży całemu wydawnictwu. Plusem są wznowienia, choć sam z tego nie skorzystałem, myślę, że wiele osób skorzystało. Szkoda, że tego nie będą kontynuować. Egmont trochę przegrupował swoje siły, ale też nadal wysoko dzierży swój sztandar komiksowy. I chwała im za to. Hachette w tym roku się nie popisało, ale rynek pustki nie toleruje i w ich miejsce doskonale weszło Ameet, które co pewien czas coś wydaje. DeAgostini utrzymuje się ze swoją kolekcją kultowych pojazdów, półek już mi na to brakuje, tak po cichu liczę, że skończą niebawem. No i jeszcze na koniec „Star Wars Magazyn”, nasz polski Insider, rozwija się, może wolniej niż byśmy chcieli, ale cały czas utrzymuje się na rynku, nawet pomimo kryzysu. 2013 może być gorszy dla wydawców, ale potem 2014-2015 to już z górki, saga znów będzie tętnić życiem. Patrząc jak to wyglądało choćby 15 lat temu, jestem zadowolony z obecnego rozwoju sytuacji sagi w Polsce. I tu dziękuję wszystkim wydawcom, dobra robota.
Lorn: Cieszę się z regularnego wydawania komiksów i książek (chociaż Amber ostatnio kuleje, ale trzymam za nich kciuki). Pojawiło się kilka albumów, za to chwała Egmontowi. Mam nadzieję, że kolejne lata pozwolą przynajmniej utrzymać tempo wydawnicze w Polsce, bo jest na prawdę dobrze.
Master of the Force: Jest naprawdę dobrze. Co miesiąc polscy fani mogą czytać nowe książki i komiksy w ojczystym języku. Bez tego nie byłoby u nas tylu fanów. Mimo, iż poziom niektórych magazynów jest marny, ważne że są i mam nadzieję, że z czasem się ich poziom poprawi. Ogólnie rzecz biorąc, polski rynek pozycji spod znaku SW jest naprawdę mocno rozwinięty. Niech to trwa jak najdłużej!
Nestor: Na mapie świata Star Wars jesteśmy prawdziwym fenomenem. Gwiezdne Wojny mimo kryzysu trzymają się u nas dobrze, a liczna grupa wydawców jest tego najlepszym dowodem. Najważniejsze, że pomimo mocnej konkurencji nikt nie odpada z naszego rodzimego rynku.
ogór: Coraz więcej produktów ze znaczkiem SW na naszym rodzimym rynku, dla mnie chyba za dużo. Nie to, że się nie cieszę z takiego obrotu, ale trochę sam nie wiem co już kupować, o ile komiksy Egmontu kupuję to już tej gazetki nie, książki Amberu głównie kupuję w Taniej Książce (wiadomo, bo taniej), Ameet mam dwie, może trzy książeczki bo jakaś tam promocja kiedyś była.. SW Magazyn kupiłem tylko pierwszy numer + te gdzie były moje teksty.. A o DeAgostini nie wspomnę, mam tylko Sokoła bo.. mama mi kupiła z ciekawości. Jakby tak podliczyć ile musiałbym wydawać co miesiąc na “polskie” SW... to aż smutno się robi człowiekowi. Pamiętam czasy gdy były albumy z EI czy EII, “Gwiezdne Wojny Komiks”...a potem lata posuchy... Teraz jest dla mnie za dużo. Ciekawi mnie jak długo to pociągnie zważywszy na fakt, że w 2015 czeka nas nowy film.
Shedao Shai: To wspaniałe że rynek SW w Polsce wciąż się trzyma, tym bardziej w obliczu kryzysu na rynku książkowo-komiksowym (który odcisnął się i na “naszych” wydawnictwach, ale mogło być dużo gorzej!). Dotarliśmy już do momentu, w którym każdy może wybrać sobie jakąś niszę, w której się odnajduje, która go najbardziej interesuje. Ja nieustannie od przeszło dekady zbieram wszystkie książki z Amberu, do tego na bieżąco kupuję wydania zbiorcze z Egmontu (Dziedzictwo, Mroczne czasy itd.). Resztę pomijam, ponieważ nie trafia w moje gusta, a w dodatku przestrzeń w moim pokoju kurczy się w tempie zastraszającym, ale to cieszy, że mamy u nas taki wybór.

6. Mroczne widmo 3D
Lord Sidious: Byłem kiedyś zwolennikiem 3D, ale to było na długo przed wszechobecnymi konwersjami. Teraz raczej unikam go jak ognia, ew. na natywne 3D mogę sobie czasem pójść. Niemniej jednak „Gwiezdne Wojny” rządzą się innymi prawami, 4,5 raza na „Mrocznym widmie 3D” tego dowodzi. Cieszy mnie powrót filmów na wielki ekran, choć oczywiście wolałbym by dodatkowo była wersja 2D. 3D się nacieszyłem już po pierwszym razie, potem chodziłem tylko na „Mroczne widmo”, więc niedociągnięcia konwersji jakoś mi nie przeszkadzały. Owszem premiera nie miała takiego klimatu jak nowe epizody, przypominało to raczej „Wersję specjalną”, ale mnie to pasuje. Nie lubię tłumów w kinach, a duży ekran to jednak duży ekran.
Lorn: Idąc do kina zawsze zaczynam od wybrania “płaskiej” wersji, ale to jest SW. Jeżeli dzięki szałowi na 3D mam zobaczyć całą sagę w kinie, to niech tak będzie.
Master of the Force: Gdyby to nie były Gwiezdne Wojny, pewnie bym na to do kina nie poszedł, ale fanostwo do czegoś zobowiązuje :P Najbardziej jednak cieszy sam fakt, że Star Wars powróciło do kin.
Nestor: Niezmiernie cieszyła mnie możliwość obejrzenia Mrocznego widma w kinie, ale technologia 3D totalnie mnie rozczarowała. Obraz był przyciemniony, a oglądanie po prostu mnie męczyło. Cieszyłbym się 10 razy bardziej, gdybym mógł obejrzeć tradycyjną wersję 2D tego filmu.
ogór: “Mroczne Widmo” był pierwszym filmem, którym zobaczyłem w kinie jeśli chodzi o SW, było to kino w starym stylu, film z taśmy, stare fotele.. Teraz “Mroczne Widmo” w 3D i nowe kino, cyfrowa jakość... Skok na kasę pana Luca$a? Co z tego, zobaczyć SW na dużym kinowym ekranie - bezcenne!
Shedao Shai: Skok na kasę? Jasne. Przeciętny wynik konwersji na 3D? Może tak. Ale mnie to nie obchodzi. Zobaczyć “Gwiezdne Wojny” na ekranie kinowym zawsze jest ekstra, nieważne czy w 3D czy nie. Bawiłem się bardzo dobrze i już nie mogę doczekać się premiery kolejnych części.

5. Dawn of the Jedi (nowa seria, nowa era)
Lord Sidious: Ta pozycja to dla mnie ciekawostka, bo jeszcze jej nie liznąłem. Dawn of the Jedi, nowa era, nowe komiksy. 25 tysięcy lat przed „Nową nadzieją”, kulisy powstania zakonu Jedi. Powiem wprost, nie specjalnie interesuje mnie ta historia, opowieści, czy jakieś perypetie bohaterów. Wystarczyłby mi porządny przewodnik, a dostaliśmy coś więcej. Mam nadzieję, że tym razem John Ostrander szybciej upora się z kreowaniem świata i będzie mógł się zająć akcją niż to miało miejsce w „Dziedzictwie”. A nawet jeśli mu się to nie uda, to niech kreuje ten świat. To coś, co chcę zobaczyć. Choć już raczej 2013 roku.
Lorn: Szczerze mówiąc wolałbym rozbudowanie historii od czasów TOR-a do powiedzmy Bane’a niż płodzenie na siłę okresu tak odległego. Wydaje mi się to przesadzone i niepotrzebne.
Master of the Force: Nie da się ukryć, Dawn of the Jedi to przełomowy projekt. Tak w cześnie osadzonej w gwiezdnej chronologii pozycji jeszcze nie było. Po pierwszych 7 zeszytach jestem zadowolony z efektu prac Johna Ostrandera i Jan Duuremy. Otrzymaliśmy solidny komiks z ciekawą fabułą w zupełnie nowym, niezbadanym światem. Jeśli jeszcze nie przeczytałe(a)ś Force Storm i Prisoner of Bogan (tyle ile na razie zostało wydane), leć i szybko nadrób tę pozycję. Naprawdę warto.
Nestor: Wyznaczenie nowej ery w chronologii Star Wars to wielka sprawa, liczyłem na rozmach ale zderzyłem się z rzeczywistością. Duet Ostrander & Dursema najlepsze lata mają za sobą, a prowadzenie tak wielkiego projektu stało się dla nich zbyt dużym wyzwaniem. Twierdzę, że projekt Dawn of the Jedi bardziej sprawdziłby się w roli książkowej serii, a tymczasem dostaniemy tylko jedną powieść – mam nadzieję, że na próbę początkową a nie dodatek do serii komiksowej.
ogór: Początki Zakonu Jedi.. Czasy archaiczne w Gwiezdnych Wojnach to chyba moja ulubiona era, uwielbiam “Opowieści Jedi”, jestem pasjonatem projektu “The Old Republic” jeśli chodzi o książki i komiksy, a teraz nowy komiks i nowa seria? Miodzio.
Shedao Shai: Początki Zakonu Jedi dotychczas były dla nas owiane tajemnicą, dopiero od niedawna rozmaici twórcy zajęli się przybliżaniem nam tematyki dotychczas legendarnej, a prym wiedzie w tym właśnie ta seria komiksowa. Mamy tu Tython, mamy Je’daii jako protoplastów pierwszych Jedi, mamy Bezkresne Imperium Rakatan w czasach swojej chwały. DotJ to prawdziwa uczta dla każdego fana “Gwiezdnych Wojen”, przepełniona - jak zawsze u Johna Ostrandera - różnymi nawiązaniami do innych dzieł EU, ale jednocześnie wolna od wszelkich ograniczeń. Nie możecie tego przegapić.

4. TOR free-to-play
Lord Sidious: „The Old Republic” przechodzi na tryb Free-to-play. Skorzystałem i nadal korzystam. Gra może mało RPGowa, trochę za dużo nużących walk jak dla mnie, ale świat i jego klimat po prostu cudowne. Zagłębiłem się i nie mogę wyjść z podziwu, móc łazić po Nar Shadda, Korriban, czy Alderaanie. Ta wtórność świata, która dla mnie źle wyglądała w książkach i komiksach, niesamowicie sprawdza się w grze, gdy można ten świat poczuć czy dotknąć. Z jednej strony jest bliski filmom, i to zarówno klimatom Imperialnym starej trylogii, jak i Jedi nowej, a jednocześnie daje możliwość grania wieloma Sithami. I jeszcze mnóstwo rzeczy wyciągniętych z EU. W sumie nieźle jest to nawet wymyślone. Powtórzę jeszcze raz, nie interesuje mnie zbytnio gra MMO, interesują mnie „Gwiezdne Wojny”. Z TORa pudełkowego byłbym bardziej zadowolony chyba nawet, ale tak mam nadzieję, że za szybko tej gry nie wyłączą. Ograniczenia zaś mnie śmieszą, da się z nimi żyć, zwłaszcza jak chce się tylko oddychać światem.
Lorn: Po wyjściu gry jakiś czas za nią płaciłem, potem mi przeszło. Teraz, gdy mamy FTP gram, bardzo lubię ten tytuł i jestem wdzięczny, że mogę poznać wątki główne wszystkich postaci. Inna sprawa to jak FTP zostało zrealizowane -za to wielki minus.
ogór: Nie gram w gry bo nie mam na czym, no chyba, że w te klasyczne albo jakieś starsze. Mało tego “The Old Republic” jako gra mnie nie obchodzi jakoś, wolę książki i komiksy z tego okresu.
Shedao Shai: Do TORa podchodziłem od początku pozytywnie, ale jednak gdy już wyszedł - nie grałem w niego. Ceny subskrypcji były dla mnie zbyt wysokie, zbyt mało znajomych zaczęło w niego grać, a mi trochę szkoda było czasu - nigdy nie byłem fanem gier komputerowych. O całym temacie zapomniałem, aż do czasu przejścia TORa na f2p (połączonego z obniżeniem ceny subskrypcji). Postanowiłem dać mu szansę i może pograć dzień-dwa, skończyło się tak że od połowy listopada mnóstwo wolnego czasu spędzam w grze, a subskrypcję mam już wykupioną na następne dwa miesiące. Podobnie jak LSa, nie interesuje mnie MMO, interesują mnie “Gwiezdne Wojny”. A gdy po raz pierwszy przebiegłem się po dolinie z grobowcami Sithów na Korribanie, wiedziałem że to jest to i spędzę w tej grze wiele ciekawych godzin. Parę dni temu skończyłem fabułę pierwszej klasy (Sith Warrior), w planach mam jeszcze dwie kolejne, a może i cztery?
Urthona: Cóż, nie wiem jak to jest być graczem FTP w dosłownym znaczeniu tego słowa, bo mam status Preferred. Chociaż to też ma swoje ograniczenia - np. brak dodatkowego doświadczenia przy wypoczynku w kantynie i na statku. Ale ogólnie gra się dalej przyjemnie :D

3. Darth Plagueis
Lord Sidious: Darth Plagueis... czemu tylko na trzeciej? Właściwie to wielką trójkę w tym roku było bardzo trudno wytypować. Rok był za dobry. „Darth Plaguies” Luceno w sumie to powieść z 2011, ale z ostatnich dni, więc do mnie dotarła na początku 2012. Owszem jest trudna, wymaga obeznania w EU inaczej może być nudna, ale to co utkał Luceno to majstersztyk. Oglądanie potem „Mrocznego widma” w kinie to niesamowite przeżycie. Zwłaszcza jak się ma świadomość, że... Dobra, nie wyszło jeszcze w Polsce, nie będę spoilerował. W normalnym roku byłaby to bez wątpienia pozycja numer 1, ale pech chciał, że to 2012. Ach ci Majowie. Dla wielu osób w Polsce pewnie to będzie arcydzieło 2013. Też czekam na polską wersję.
Lorn: Po nastawieniu ludzi, którzy czytali w oryginale, niecierpliwie czekam na rodzime wydanie.
Shedao Shai: Ta książka całkowicie zmieniła (na lepsze) moje postrzeganie “Mrocznego widma”. LS ma rację: oglądając je teraz i znając fakty z “Plagueisa”, niektóre sceny robią miażdżące wrażenie. Dobrze że już niedługo będzie dostępna w polskim wydaniu, polecam ją każdemu fanowi SW! To jedna z najlepszych rzeczy jakie przydarzyły się naszemu uniwersum nie tylko w minionym roku, ale nawet dekadzie.
Urthona: Jak pisałem w recenzji na forum, książka jest jednym wielkim nawiązaniem do wszystkiego co możliwe z EU. Fajnie było wyłapywać smaczki z książek i komiksów, które się przeczytało i z gier, w które się grało :P Uważam, że Luceno dał radę :) Poza tym cieszy mnie, że mimo przełożenia wydania książki nie zmieniono rasy Plagueisa, w końcu nie człowiek :D

2. Celebration VI (w tym zapowiedzi CE2 i AOTC i ROTS 3D)
Lord Sidious: Bardzo dobry konwent, wyprawa owszem trochę męcząca, nawet rzekłbym, że coraz bardziej, ale już wiem, czego się spodziewać i jak się tam zachować. George Lucas i Carrie Fisher mi wszystko zrekompensowali, ale to nie był koniec atrakcji. No i jeszcze ogłoszenia duszpasterskie, czyli kolejne Celebration Europe i dwie konwersje 3D w 2013. To nie zmienia faktu, że to największa impreza fanowska na świecie. Warto w ogóle coś takiego zobaczyć.
Lorn: Za ogórem -zazdroszczę Lordowi i Rusisowi możliwości spotkania tych wszystkich ludzi i “dotknięcia” tego uniwersum. Ostrzę zęby na CE2. Mówiłem już, że zazdroszczę Lordowi i Rusisowi?
Master of the Force: Niestety mnie tam nie było i pewnie długo nie zagoszczę na evencie tego typu. Fani Star Wars potrzebują takich imprez, które ich jednoczą i na szczęście mają Celebration. To właśnie tam są ogłaszane najnowsze pozycje z Expanded Universe, a fani mogą się spotkać z aktorami i pisarzami. Każde Celebration jest wydarzeniem niezwykłym, które należy śledzić nawet jeśli się nie jest na miejscu.
Nestor: Regularność tych wielkich imprez wypłaszcza ich znaczenie, bo wieści przekazywane tam nie są już szczególnie wielkie i do porównania z tymi przekazywane chociażby na SDCC, ale cieszy mnie że konwent Celebration zaglądnie ponownie do Europy.
ogór: Marzeniem każdego fana jest zobaczyć George’a Lucasa na własne oczy... Flanelowiec był na Celebration VI.. Zazdroszczę Lordowi i Rusisowi, bo dla mnie zobaczyć Lucasa to jak poczuć się spełnionym fanem. Sam wyjazd na Celebration to także jedno z moich marzeń, choć bardzo odległym jeśli chodzi o względy finansowe, tak samo jak wyjazd na Celebration Europe II.. A AOTC i ROTS w 3D? Czekam z niecierpliwością, SW znowu na dużym ekranie.
Shedao Shai: Bardzo cieszę się na nadchodzące CE2 w Essen, będzie to mój pierwszy oficjalny konwent gwiezdnowojenny. Najbardziej liczę na to, że spotkam jakichś autorów książek SW, chociaż oczywiście atrakcji będzie całe mnóstwo i pewnie niejednym punktem programu mnie zainteresują.

1. Nowa trylogia i przejęcie przez Disneya oraz zmiany w LFL
Lord Sidious: Numer jeden to oczywiście zmiany w Lucasfilmie i to, co z tym związane. Kathleen Kennedy nowym szefem, emeryturki dla kilku wygów, Disney nowym właścicielem, a w końcu najważniejsza informacja – nowa trylogia (i to pewnie nie koniec). To kop, którego saga potrzebowała i od razu zaczął mieszać. Znów weszliśmy w ciekawy okres, w którym dopiero wyczekujemy czegoś na horyzoncie. Tym razem jednak nie mamy bladego pojęcia ku czemu dążą nowe epizody. Ja jestem bardzo nakręcony na nowe filmy. Dla mnie to właśnie one były podstawą uniwersum, czymś co mnie do niego przyciągnęło. Świetnie, że nowe pokolenie będzie miało swoją sagę, choć mam nadzieję, że Disney nie rozmieni jej na drobne.
Lorn: Wiadomość spadła jak grom z jasnego nieba. Mam nadzieję że spustoszenie przez nią poczynione nie będzie porównywalne z tym jakie zrobią nowe epizody w kanonie. Ostrożny optymizm i wiele obaw, chcę nowych Gwiezdnych Wojen bo dzięki temu Saga żyje. Mam tylko nadzieję, że to nie będzie Trylogia tylko dla nowego pokolenia fanów, mam nadzieję, że Ci starsi, też znajdą coś dla siebie. A w ramach poprawienia nastroju, proponuje sprawdzić kto był do 2010 roku właścicielem marki Pulp Fiction ;)
Master of the Force: Najpierw było ogromne zaskoczenie. Od samego momentu ogłoszenia tego newsa dekady (jeśli nie więcej?) byłem pesymistycznie nastawiony w stronę Disneya, jednak z czasem zmieniłem zdanie i teraz cieszę się na te zmiany, jakie niesie nowy właściciel Lucasfilmu. Nic uniwersum Star Wars nie mogło bardziej pomóc jak nowe filmy. Przecież to od nich się wszystko zaczęło. Mówię wam, będzie dobrze, Gwiezdne Wojny będą dalej się rozwijać za sprawą Disneya i przybędzie niedługo nowa fala fanów! Nie mogę się doczekać 2015 roku!
Nestor: Wow, byłem w wielkim szoku czytając na bieżąco relację z tego przejęcia. Zapowiedź nowych Epizodów to najważniejsza informacja w zasadzie od 20 lat. Wieści o „The Clone Wars” i „Detours” bledną przy tym wydarzeniu. Historia dzieje się na naszych oczach, będziemy pewnie o tej chwili opowiadać swoim dzieciom, a może nawet wnukom – w końcu Star Wars z Disneyem ma nie zginąć nigdy.
ogór: Im dłużej Lucasfilm jest w rękach Disneya i oswajam się z tą myślą, tym coraz bardziej opada fala euforii, która mnie ogarnęła jeśli chodzi o nowe filmy. Teraz do nowej Trylogii podchodzę coraz bardziej z dystansem, ale jeśli chodzi o samodzielne filmy (nieważne czy kinowe czy telewizyjne) spod znaku Gwiezdnych Wojen - jestem jak najbardziej na tak! Najbardziej mnie zastanawia co dalej z książkami i komiksami, których akcja dzieje się po “Powrocie Jedi”, to wszystko do kosza? Oby nie! Ale żeby nie było, że narzekam, obawy są, ale w głębi serca wiem, że i tak pójdę do kina na nowe Gwiezdne Wojny.
Shedao Shai: W redakcji byliśmy co do tego zgodni, bo i jest to kwestia oczywista: wydarzeniem roku w “Gwiezdnych Wojnach” było przejęcie Lucasfilmu przez Disneya oraz ogłoszenie nowych epizodów. Dla mnie jest to wiadomość jednoznacznie negatywna. Disney dzisiejszych czasów nie kojarzy mi się z niczym dobrym, a ich pierwsza decyzja (nowe epizody) tylko potwierdza moje obawy. Już nawet nie chodzi mi o prawdopodobne problemy z istniejącym kanonem czy też możliwą kiepską jakość E7-9. Dla mnie filmowe “Gwiezdne Wojny” to (zgodnie z tym co powiedział kiedyś Lucas) historia Anakina Skywalkera, a ta już jest zamknięta. Ja po prostu nie chcę nowych filmów, jakiekolwiek one by nie były. Trzeba wiedzieć kiedy skończyć.

I to na tyle, jeśli chodzi o nasze podsumowanie. Wszyscy zgadzamy się z tym, że rok 2012 był nieprzeciętny. A co waszym zdaniem było tym najważniejszym wydarzeniem roku?
KOMENTARZE (10)

ABC o serialu aktorskim

2013-01-11 11:40:07 /film

Holding Disneya to obecnie konglomerat składający się nie tylko z firm produkujących filmy jak Pixar, Lucasfilm, czy Marvel, które w większości i tak są grupami firm, ale także i telewizje – Disney XD i ABC. Niedawno prezes ABC Paul Lee na spotkaniu prasowym organizowanym przez „Television Critics Association” mówił o przyszłości swojej firmy, także w kontekście przejęcia Lucasfilmu i konsekwencjami jakie to niesie.

- Z przyjemnością podjęlibyśmy współpracę z Lucasfilm, ale jeszcze nie wiemy jaką. Nie usiedliśmy jeszcze razem by porozmawiać. Przejrzymy, co przygotowali do serialu aktorskiego i co w ogóle mają, zobaczymy co nam pasuje. Nie mogliśmy rozmawiać na ten temat aż nie zostanie zakończona akwizycja Lucasfilmu, a ta wydarzyła się na dniach. Z pewnością będziemy rozmawiać – Stwierdził Lee.

Dla przypomnienia, George Lucas i Rick McCallum, którzy przygotowywali serial mówili o 50 (a czasem nawet i większej ilości) gotowych scenariuszy do serialu, które musieli odłożyć ze względu na koszty. Prócz scenariuszy do serialu przygotowano także pewne szkice koncepcyjne i inne wytyczne, ale nie rozpoczęto preprodukcji. McCallum wiele razy mówił, że nie wydaje mu się, by jakaś stacja telewizyjna była tym zainteresowana. Teraz wygląda to trochę inaczej, możliwe, że nawet koszty nie będą zabójcze dla serialu, jeśli byłby współprodukowany przez ABC i Lucasfilm. Koszty jednego odcinka wyceniono na 5 milionów USD. Te kalkulacje musiały zawierać także zysk dla Lucasfilmu i różne opłaty stacji, teraz gdy ABC i Lucasfilm należą do jednego właściciela tego typu koszty można minimalizować.

Ale problem serialu to nie tylko koszty. To także nowa trylogia.
- Wiele zależy od tego jak Lucasfilm chce podejść do swojej marki – Kontynuuje Paul Lee. – Mamy specjalne podejście do Marvela, bardzo wyjątkowe. Jesteśmy w ich uniwersum, jesteśmy z nim związani, ale nie ruszamy Avengersów. Choć oczywiście S.H.I.E.L.D. jest ich częścią. Może więc takie podejście byłoby dobre także i do „Gwiezdnych Wojen”?

W sieci pojawił się też nowy opis serialu. Miałby się on koncentrować na rywalizujących ze sobą rodzinach walczących o kontrolę półświatka w uniwersum Gwiezdnych Wojen, a także ludziach którzy żyją na dolnych poziomach oraz w szybach powietrznych planety-metropolii Coruscant. Głównym bohaterem mógłby być łowca nagród, serial zaś osadzono by pomiędzy prequelami a oryginalną trylogią, by mogły się w nim przewijać klasyczne postaci z filmów.

Wygląda na to, że serial w takiej formie byłby bliski jeszcze innemu dziełu - Star Wars 1313. Pytanie jest tylko takie, czy Kathleen Kennedy będzie chciała mieć jednocześnie serial aktorski w TV i filmy w kinach. Na razie przedstawiciele Lucasfilmu i ABC muszą zacząć ze sobą rozmawiać, co zapewne trochę potrwa.
KOMENTARZE (18)

Na dobry początek roku

2013-01-02 17:19:27 Stopklatka.pl

Zaczniemy od list i nominacji. Na dobry początek Natalie Portman. Choć nasza gwiezdna królowa nie grywa obecnie za dużo, wiadomo ślub i dziecko trochę przeszkadzają, jednak nadal jest najbardziej dochodową aktorką w Hollywood (zresztą aktorów też bije na głowę). Wystarczy zainwestować w nią dolara, a studio dostaje z niego 42,70 USD zysku.

Zbliża się też podsumowanie roku i najważniejsze nagrody. Na razie czekamy na Oskary, ale już znamy nominacje do Złotych Globów. Jednym z tryumfatorów jest „Lincoln” w reżyserii Stevena Spielberga, z muzyką Johna Williamsa i wyprodukowany przez Kathleen Kennedy. Cała trójka dostała nominację – Kathleen za najlepszy film, Steven za reżyserię, a John za muzykę. Dodatkowo jeszcze Ewan McGregor dostał nominację w kategorii najlepszy aktor w komedii lub musicalu za film „Połów szczęścia w Jemenie”. Pełną listę nominacji znajdziecie tutaj.

Przyjrzyjmy się jednak nad czym obecnie pracuje się w Starwarsówku. Samuel L. Jackson podpisał kontrakt na aktorką wersję kontrowersyjnego anime „Kite”. Oryginał z roku 1988 wyreżyserował Yasoumi Umetsu opowiadał o osieroconej, wykorzystywanej seksualnie dziewczynce imieniem Sawa, która trudniła się zabijaniem. Film ociekał wręcz seksem i przemocą, zobaczymy jak to będzie wyglądać w Hollywood. Poza tym, że w filmie wystąpi Jackson na razie niewiele o nim wiadomo. Z innych wieści Samuel L. Jackson prawdopodobnie nie pojawi się w „Iron Man 3”. Aktor powróci jeszcze jako Nick Furry, ale prawdopodobnie dopiero w filmie „Captain America: The Winter Soldier”.

Joel Edgerton (Owen Lars) jest w trakcie negocjacji roli w filmie „Jane Got a Gun”. Będzie to western, który wyreżyseruje Lynne Ramsay, a zagrać mają Natalie Portman i Michael Fassbender. Główną, tytułową rolę oczywiście zagra Portman. Sam scenariusz Briana Duffielda trafił w 2011 na listę najlepszych, niezrealizowanych scenariuszy. Historia zaczyna się w sposób westernowy, wyjęty spod prawa mąż wraca z ośmioma kulkami w ciele, a Jane, prosi swojego byłego kochanka o pomoc w obronie farmy przed bandytami. Na razie nie wiadomo kogo miałby zagrać Joel.

Skoro już znów zahaczyliśmy o Portman to aktorka zastanawia się nad rolą Jackie Kennedy. Pierwotnie film miał robić Darren Aronofsky, a rolę Kennedy miała zagrać Rachel Weisz, jednak oboje porzucili projekt. Natalie czeka z decyzją aż dowie się, kto będzie reżyserem. W międzyczasie aktorka rozważała także rolę w filmie „In the Garden of the Beasts” Michela Hazanaviciusa („Artysta”), opowiadającym losy amerykańskiego ambasadora w Niemczech w 1933. Portman mogłaby zagrać córkę ambasadora. Na razie wiemy, że Natalie zagra w sequelu „Thora” – „Thor: The Dark World”, którego premiera odbędzie się 8 listopada 2013.

Harrison Ford walczył z rakiem, ale jednocześnie pojawia się w nowych filmach. Pierwszy z nich to „Gra Endera” na podstawie powieści Orsona Scotta Carda. Ford wcieli się tam w rolę pułkownika Graffa. Głównym bohaterem filmu będzie młody chłopak zwany Enderem, który jest jedyną nadzieją dla ludzkości zaatakowanej z kosmosu. W roli Endera gra Asa Butterfield („Hugo i jego wynalazek”). Pułkownik Graff będzie trenował młodzieńca. Film reżyseruje Gavin Hood („X-Men Geneza: Wolverine”, „W pustyni i w puszczy”). Premiera ma się odbyć 1 listopada 2013. Są już pierwsze zdjęcia z Fordem.



Drugi film to „Paranoia”, o którym już wspominaliśmy. Zmienił się całkowicie krótki opis fabuły. Film będzie opowiadał o młodzieńcu pracującym w korporacji Wyatt, który zostanie zostaje wciągnięty w grę między dwoma wygami – Oldmanem i Fordem. Film Roberta Luketica pojawi się w USA 27 września 2013.
Ford także negocjuje rolę w filmie „You Belong to Me” w reżyserii Roba Reinera. Być może zagra tam psychiatrę, który będzie próbował się pozbierać po samobójczej śmierci swojego pacjenta. Partnerować mu będzie Zac Efron, zdjęcia zaś ruszą w marcu 2013.
Sylvester Stallone zaś chciałby zobaczyć Harrisona Forda w trzeciej części „Niezniszczalnych”. Chciałby też widzieć Nicholasa Cage’a, Clinta Eastwooda i Wesleya Snipesa, natomiast póki co nie wiadomo, czy cokolwiek z tego wyniknie.

Ewan McGregor zagra główną rolę w komedii romantycznej „Born to be King” Petera Capaldi. Zdjęcia ruszają w styczniu. Film zaś ma opowiadać historię pewnego statysty (McGregor) bardzo podobnego do jednego znanego aktora oraz rozwydrzonej gwiazdeczki z Hollywood (w tej roli najprawdopodobniej Kate Hudson). W międzyczasie McGregor negocjuje rolę w australijskim thrillerze – „Son of a Gun”. Będzie to historia skoku, którym pokieruje Ewan, a film skoncentruje się na jego relacjach z podwładnymi. Film w reżyserii Juliusa Avery’ego również ma być kręcony na początku roku.
Kolejny film Ewana to „August: Osage County” Johna Wellsa. Film to adaptacja powieści Tracy Letts i będzie opowiadał o wyciąganiu rodzinnych brudów. W obsadzie są już Meryl Streep i Julia Roberts. Na razie nie wiadomo, kiedy ruszą zdjęcia.

Liam Neeson znów będzie podkładał głos, tym razem w filmie „LEGO: The Piece of Resistance”. Będzie to oczywiście animacja, opowiadająca o ludziku z LEGO, który będzie musiał powstrzymać złego tyrana przed sklejeniem wszechświata. Neeson ma zagrać pomocnika prezydenta, zwanego Bad Cop. Prezydent pewnie będzie właśnie tym złym tyranem. Film zapowiadany jest na 28 lutego 2014, a w obsadzie są także Will Farrell, Morgan Freeman i Elizabeth Banks.
Niepewne są losy „Uprowadzonej 3”. Druga cześć nie spodobała się krytykom, ale wyniki finansowe są obiecujące. Scenarzysta Robert Mark Kamen twierdzi, że w trzeciej części musieliby pójść w innym kierunku. Natomiast samym filmem nie jest zainteresowany Liam Neeson, który jak twierdzi nie potrafi sobie wyobrazić scenariusza. „Dajcie spokój, znowu ją porwali?” – pytał retorycznie wczuwając się w widza.
Neeson jednak cały czas pozostaje w kinie akcji. Ma wystąpić u boku Julianne Moore w „Non-Stop” Jaume Collet-Serry („Tożsamość”). Liam wciela się w rolę tajnego agenta pilnującego porządku w samolocie i jak łatwo się domyślić, akurat zajdzie potrzeba by agent zadziałał. Moore (z którą Neeson grał już w „Chloe”) miałaby zagrać pomocną pasażerkę. Zdjęcia już są na ukończeniu.

Dobrą passę ma też Gendy Tartakovsky. Jego „Hotel Transylwania” zarobił już ponad 250 milionów USD na całym świecie i wytwórnia Sony chce sequelu. Na razie prace jeszcze nie ruszyły pełną parą, ale premierę szykują na 25 września 2015. To nie jedyny projekt Gendy’ego, jak bumerang wraca sprawa kinowego „Samuraja Jacka”, obecnie projektem jest zainteresowane Sony, więc może w końcu coś się ruszy.

Keira Knightley gra w filmie „Jack Ryan” na podstawie prozy Toma Clancy’ego. Kiedyś w rolę Ryana wcielał się Harrison Ford, teraz gra go Chris Pine („Star Trek”). Keira gra żonę Ryana. Film zobaczymy 25 grudnia 2013, na razie zaś mamy zdjęcia z planu.







5 kwietnia 2013 na amerykańskie ekrany powróci „Park Jurajski 3D”, w reżyserii Stevena Spielberga, z muzyką Johna Williamsa, efektami ILM i wyprodukowany przez Kathleen Kennedy. Będzie to specjalna edycja z okazji 20-ych urodzin filmu. Można już zobaczyć plakat i zwiastun.





Swoją drogą obecnie ci sami twórcy pracują nad filmem „Robokalipsa” („Robocalypse”) z Chrisem Hemsworthem („Thor”), Anne Hathaway („Mroczny Rycerz powstaje”) oraz Benem Whishawem („Skyfall”). Film będzie opowiadał o buncie maszyn, które sterują wszystkim od transportu po kanalizację. Premiera zapowiedziana jest na 25 kwietnia 2014. Natomiast sam Steven Spielberg szykuje kolejny serial telewizyjny. Wraz z żoną – Kate Capshaw („Indiana Jones i Świątynia Zagłady”) zachwycili się brytyjskim serialem „The Syndicate” o losach zwycięzców na loterii. Kupili prawa i pewnie będą chcieli robić amerykańską wersję.

„Indiana Jones” ma kolejną odsłonę. Tym razem sądową. Doktor Jamie Awe, dyrektor Institute of Archeology of Belize pozwał Lucasfilm, zarzucając im nielegalne wykorzystanie przedmiotu – kryształowej czaszki, która jak twierdzi należy do Belize. O kryształowych czaszkach krąży wiele legend, powszechnie uznaje się je za falsyfikat, ale mają obecnie swoją wartość. Obecnie wiemy o istnieniu czterech dużych czaszek, z tego trzy wyglądają normalnie i można je oglądać w muzeach, oczywiście nie w Belize. Czwarta czaszka została wywieziona w latach 20. XX wieku przez podróznika Mitchella-Hedgesa i od tego czasu pozostaje własnością jego rodziny. Doktor Awe twierdzi, że Lucasfilm wzorował się „bezprawnie” na wizerunku czwartej czaszki, dodatkowo domaga się od spadkobierców podróżnika zwrotu czaszki. Lucasfilm na razie nie skomentował sprawy.
KOMENTARZE (7)

Święta w Lucasfilm

2012-12-26 08:30:16

Zwyczajem w Lucasfilm są świąteczne kartki, zazwyczaj z gwiezdno-wojennym tematem przewodnim. Zazwyczaj, bo czasem może się zdarzyć coś związanego z innym uniwersum stworzonym przez George’a Lucasa. Tym razem jednak karteczka w Lucasfilmie była tylko dodatkiem do całkiem ciekawego prezentu dla pracowników. Co dała swoim ludziom Kathleen Kennedy na ich pierwszą wspólną gwiazdkę? A choćby nowego iPhona 5, nowego iPada i jeszcze poduszkę. Zdjęcie całego zestawu wygląda tak:



Natomiast ulubieniec fanów „The Clone Wars”, a dla innych tak zwany „szalony kapelusznik”, Dave Filoni popisał się własną, specjalną kartką świąteczną, która wygląda tak:




J.W. Rinzler mówił, że w Lucasfilm prace nabrały tempa, ale chyba nie w święta, teraz pracownicy mają chyba lepiej niż za Lucasa. Jak widać Kathleen dba nie tylko o ich rozwój kulturalny, organizując festiwale sztuki ulicznej, ale także i prezenty pod choinkę. Dobrze mieć taką szefową.
KOMENTARZE (10)

„Willow” w końcu na Blu-ray

2012-12-25 08:17:01

Willow, czyli jeden z najważniejszych i najbardziej przełomowych filmów fantasy z lat 80. w przyszłym roku będzie miał już 25 lat. Z tej okazji Lucasfilm oraz dystrybutor 20th Century Fox przygotowali specjalne wydanie filmu na Blu-ray (i DVD), które zostanie poddane cyfrowej obróbce, odnowione i przerobione na format HD. Dźwięk dostaniemy w formacie 5.1 DTS HD Master Audio. Film trafi do sklepów w USA już 12 marca 2013.

„Willow” został napisany na podstawie pomysłu George’a Lucasa, a wyreżyserowany przez Rona Howarda. Współproducentem filmu był Joe Johnston. Film opowiada o tym jak zła królowa Bavmorda stara się przejąć władze nad całym światem, ale według przepowiedni zagrozić jej może dziecko, które właśnie przyszło na świat. Królowa postanawia to dziecko zgładzić, jednak niemowle wpada w ręce dobrodusznego karła, próbującego swoich sił w magii – Willowa (w tej roli Warwick Davies).



W „Willow” pojawiło się jeszcze kilka znanych nazwisk, ludzi związanych z Lucasfilmem, w tym choćby Kenny Baker czy Jack Purvis oraz Dennis Muren, Ben Burtt, Lorne Peterson, Phil Tippett, a także Gary Rydstorm czy John Knoll, którzy wówczas dopiero stawiali swoje pierwsze kroki w ILM. W pozostałych rolach wystąpili Val Kilmer, Joanne Whalley, Jean Marsh i znany fanom „Indiany Jonesa” Pat Roach. Muzykę napisał James Horner. „Willow” dostał dwie nominacje do Oskara w kategoriach technicznych.

Wydanie BD będzie zawierać wiele materiałów, których dotychczas nie prezentowano, w tym także sceny usunięte z komentarzem, wideo-dziennik Warwicka Daviesa, film o efektach specjalnych oraz dokument o produkcji filmu, no i wiele innych.

„Willow” dotychczas nie miał szczęścia do polskich wydań, dystrybutor Imperial Cinepix nie wprowadził na nasz rynek wydania DVD. Zobaczymy, jak będzie tym razem.

Na koniec zwiastun i okładka wydania amerykańskiego (combo DVD+Blu-ray).


KOMENTARZE (8)

Gdzie będzie kręcony Epizod VII?

2012-12-23 09:33:07

Wciąż oczywiście czekamy na styczniowe zapowiedzi Kathleen Kennedy. Oficjalnie w temacie Epizodu VII niewiele się dzieje, ruletka reżyserska się zatrzymała, aktorska kuleje (choć wrócimy do niej), acz pojawiają się nowe kwestie o których można poplotkować. Dotyczą one głównie zdjęć do Epizodu VII. Otóż podobno w Wielkiej Brytanii zaczynają zbierać ludzi do pracy nad Epizodem VII. Zdjęcia podobno mają zacząć się w kwietniu, choć w tym przypadku słowo „zdjęcia” może być trochę mylące. Ci ludzie to głównie ekipa pracująca nad filmami w studiach, czyli różnej maści twórcy dekoracji i całej oprawy technicznej. Dla nich praca faktycznie zacznie się wcześniej, zgodnie z tym, co powiedziała Kathleen Kennedy ostatnio, preprodukcja rusza na wiosnę.

Jeśli te pogłoski (o wzywaniu ludzi do pracy) okażą się prawdziwe to „Gwiezdne Wojny” wrócą do Anglii. Wszystkie główne zdjęcia do klasycznej trylogii wykonano w studiu Elstree, a do „Mrocznego widma” w Leavensden. „Atak klonów” i „Zemste Sithów” kręcono w studiach Foxa w Australii, acz dokrętki robiono w Anglii. Wcześniej o goszczenie ekipy Lucasfilmu zabiegało Ohio, natomiast kwestia zdjęć w Pradze prawdopodobnie umarła wraz z odejściem z Lucasfilmu wielkiego zwolennika pracy w Czechach czyli Ricka McCalluma. Oczywiście, jak z wszystkim, musimy poczekać na oficjalne potwierdzenie. Na razie nie wiadomo, które studio w Wielkiej Brytanii jest brane pod uwagę.

Skoro już o studiach była mowa, to czas poplotkować o lokacjach. Na liście pojawiła się pierwsza, znana fanom – Tikal w Gwatemali, czyli miejsce, gdzie kręcono plenery Yavinu. Agencja Reuters podała, że Tikal powróci w nowej trylogii, a Luke Skywalker będzie miał tam akademię Jedi. Wiadomość jednak szybko została zdementowana przez samego Reutersa. Nie dostali oni żadnych przecieków scenariusza, ot ktoś podsunął im książki Kevina J. Andersona i zasugerował, że fajnie byłoby wrócić do Tikalu. Ten ktoś nie był związany z LFL, a raczej była to grupa zapaleńców czekających na nową trylogię. Dziennikarz nie do końca rozumiał, co mu fani mówią, więc swoje puścił w eter. Swoją drogą i tak dobrze, że plotki bazowały na EU, a nie informacjach z pewnej okrytej złej sławą strony, na które również można się czasem natknąć w mediach.

Mamy też coś dla spragnionych informacji o aktorach, którzy chcieliby zagrać w nowych epizodach. Skoro jest szansa na zdjęcia w Wielkiej Brytanii to zaczynają się ożywiać Brytyjczycy. Irlandzka aktorka, Katie McGrath, znana głównie z roli Morgany w „Przygodach Merlina” oraz kilku ogonów np. w „Dynastii Tudorów”, zaczęła opowiadać, że bardzo chciałaby zagrać w nowej trylogii. Stwierdziła, że w „Gwiezdnych Wojen” brakuje kobiecych szwarccharakterów, a jej bardzo marzy się posiadanie własnej figurki. Sama siebie przedstawia jako fankę, opowiada, że jej ulubione postaci to Han Soli i admirał Akbar, a także, że bardzo ją cieszy perspektywa powstania nowych filmów. Liczy, że będą tak dobre jak pierwsze trzy, ale boi się, że wyjdą prequele.

Inny Brytyjczyk, poniekąd znany już fanom „Gwiezdnych Wojen” – Peter Serafinowicz, który podkładał głos Darthowi Maulowi w „Mrocznym widmie”, także chciałby wrócić. Wypowiada się bardzo podobnie jak McGrath, czyli wychwala klasyczną trylogię, wierzy w Michaela Arndta (bo jego „Toy Story 3” jest jednym z ulubionych filmów Petera), no i jest rozczarowany prequelami. Zwłaszcza, że jak sam twierdzi, „Mroczne widmo” miało jeden z najlepszych zwiastunów wszechczasów. Serafinowicz jednak, w przeciwieństwie do choćby Samuela L. Jacksona, nie zamierza sugerować w jakiej roli mógłby wystąpić. Mówi tylko, że chciałby być znów związany z „Gwiezdnymi Wojnami”. On sam jest przede wszystkim aktorem komediowym i głosowym, więc kto wie, może jest szansa by głos Dartha Maula przemówił w innej formie.

Dla przypomnienia, na razie oficjalnie wiemy następujące rzeczy:
Dystrybutor – Disney
Planowana premiera – 2015
Produkcja – Kathleen Kennedy
Scenariusz – Michael Arndt
Konsultant serii – George Lucas (który także napisał pierwotny treatment scenariusza i będzie pomagał i doradzał Kathleen Kennedy)
Preprodukcja rusza wczesną wiosną 2013
Cała reszta to tylko i wyłącznie plotki i domysły.
KOMENTARZE (20)

Lucasfilm przejęty

2012-12-22 11:43:08

Wygląda na to, że Majowie zamiast przewidzieć datę końca świata, przewidzieli datę końca samodzielności Lucasfilmu. Wczoraj oficjalnie zakończono akwizycję Lucasfilmu. Wpierw urząd antymonopolowy Unii Europejskiej potwierdził zgodę do dokonania tej transakcji, następnie zaś sfinalizowano ją już ostatecznie. George Lucas dostał przelew na kwotę 2 miliardów 210 milionów USD oraz 37,1 miliona akcji The Walt Disney Company nowej emisji. Wczoraj na zamknięciu sesji akcje Disneya chodziły po 50 USD, zatem Flanelowiec sumarycznie dostał nawet więcej niż się spodziewał. Sprzedaż Lucasfilmu dała mu praktycznie 4,065 miliarda USD. Wraz z Lucasfilmem do Disneya trafiły wszystkie firmy zależne od Lucasfilmu, czyli Lucasfilm Animation, LucasArts, Industrial Light & Magic czy Skywalker Sound. George Lucas prawdopodobnie będzie zasiadał w radzie nadzorczej Disneya, ale to się okaże z czasem, oczywiście pod warunkiem, że nie sprzeda wcześniej wszystkich akcji. Obecnie poza ranczem Skywalkera zostało mu także zarządzanie jego fundacją edukacyjną Edutopią, którą planuje zasilić większością otrzymanych pieniędzy (więcej). Ot tego momentu zaś, Bob Iger, CEO Disneya, podobnie jak zarząd tej firmy, mają już głos decyzyjny we wszystkich sprawach Lucasfilmu, o ile oczywiście będą chcieli. Sam Iger jest bardzo zadowolony z transakcji, twierdzi, że „Gwiezdne Wojny” to jedna z największych marek współczesnej rozrywki, która wspaniale wkomponowuje się w sposób działania Disneya. Liczy też, że ich współpraca okaże się owocna.

Dla przypomnienia, jeszcze przed kryzysem (w marcu 2007) majątek George’a Lucasa był wg Forbesa wyceniony na 3,6 miliarda USD. Natomiast sama akwizycja była powiązana z wieloma zmianami w samym Lucasfilmie, o których pisaliśmy choćby tutaj. Najważniejsza zmiana to oczywiście prace nad trzecią trylogią.
KOMENTARZE (18)

Niezależna przyszłość Ricka McCalluma

2012-12-14 22:54:57 StarWars.com

Jedną z nieco pomijanych wiadomości, wśród natłoku szokujących wieści o wykupieniu Lucasfilm przez Disneya i przekazaniu Gwiezdnych Wojen w ręce Kathleen Kennedy, była informacja o tym, że Rick McCallum, od lat pracujący w Lucasfilm, producent epizodów 1-3 Gwiezdnych Wojen, wieloletni współpracownik i przyjaciel George'a Lucasa, odszedł na emeryturę. Przy tej okazji oficjalna strona StarWars.com przygotowała mu następująca laurkę:

Podczas gdy Lucasfilm przygotowuje się do przyszłości wypełnionej nowymi filmami Star Wars, Rick McCallum, jeden z najważniejszych talentów odpowiedzialnych za ostatnie 20 lat produkcji Lucasfilm, przygotowuje się na ekscytującą przyszłość wypełnioną własnymi filmami. Zaczynając swoją karierę jako producent filmów niezależnych, McCallum wraca do kina, które tak dobrze zna, ale teraz z wielkim doświadczeniem, jakie otrzymał z ponad dwóch dekad współpracy z Georgem Lucasem.

Profesjonalna współpraca McCalluma z Lucasem zaczęła się przy serialu „Młody Indiana Jones” (1992) i „Zabójcze radio” (1994), i trwała przez Edycję Specjalną, prequele, oraz ostatnio przy „Red Tails”.

Jak wspomina Rick: „Pracą producenta jest, żeby urzeczywistnić wizję reżysera, jaka by ona nie była. George nigdy nie ograniczał swojej wizji limitami otaczającej go rzeczywistości, więc wyzwaniem dla produkcji było zawsze znaleźć sposób, jak je zrealizować, jednocześnie respektując fakt, że sam finansuje swoje filmy. Żeby to zrobić musieliśmy zachować tą mentalność niezależnego robienie filmów, które wymaga ciągłych innowacji i improwizacji, ale podczas kręcenia filmów na wielką skalę.

„Rick jest bliskim przyjacielem, jak i nadzwyczaj utalentowanym producentem” - komentuje George Lucas. „Bez różnicy jak bardzo skomplikowane zadanie mu dałem, Rick potrafił pokonać wszystkie trudności. Nie tylko zebrał wspaniałą ekipę pracowników, dokonywał cudów z budżetem, ale też pomógł wprowadzić kręcenie filmów do XXI wieku. Ma wspaniałą osobowość i uczynił te ostatnie 20 lat podróży z nim świetną zabawą.”

Współpraca Lucasa i McCalluma zaowocowała pojawieniem się licznych innowacji, które do dziś zmieniają biznes filmowy. Aby zapewnić kinową jakość w cotygodniowym formacie telewizyjnym, zespół McCalluma pracując przy serialu „Młody Indiana Jones” opracował nowe techniki cyfrowej postprodukcji, które pozwalały poszerzać sceny z tłumem, poprawiać dekoracje, dopasowywać ujęcia różnych scen, w bardzo różnych warunkach, jednocześnie podróżując do ponad 35 krajów na całym świecie, podczas najdłuższego planu zdjęciowego w historii kina. Te innowacje były potem udoskonalone i rozszerzone, by móc zrealizować epicką wizję prequeli Star Wars.

„Osiągnęliśmy limit w technologii produkcji, więc potrzebowałem kogoś z przekonaniem i pasją, który pomógłby nam przejść w rzeczywistość cyfrową” - wspomina Lucas. „Rick został głośnym wyznawcą nieskończonych możliwości, które dawała filmowcom technologia cyfrowa. Rick i ja przewalczyliśmy wspólnie wiele bitew, ciągle mierząc się z przeciwnikami, którzy byli przekonani, że nigdy nie będziemy mogli uczynić trwałych zmian w biznesie filmowym, które sobie zamierzyliśmy. Nie mógłbym być bardziej dumny z tego co Rick osiągnął. Pracowaliśmy z ponad 60 firmami i setkami wspaniałych inżynierów i artystów, przez ponad dziesięć lat, dzięki czemu udało się przeprowadzić od dawna oczekiwane zmiany: teraz cyfrowe kamery standardowo kręcą obrazy, filmy są dystrybuowane cyfrowo, a cała linia produkcja zachowuje nadzwyczajną jakość, bo pozostaje cyfrowa. Kiedy odchodzę, żeby robić swoje własne eksperymentalne filmy - i mam nadzieję, że będę mógł znów współpracować z Rickiem nad jednym z tych projektów – życzę mu wszystkiego najlepszego i czekam na obejrzenie jego kolejnych filmów.”

Odkąd ukończył „Red Tails”, McCallum przeniósł się do Pragi, żeby żyć w kraju jego żony, a teraz ma w przygotowaniu szereg mniejszych, niezależnych filmów, które bardziej przypominają te projekty, z którymi był związany przed jego współpracą z Lucasfilmem. „Mam rosyjski film o masakrze w Babim Jarze, który będzie wyreżyserowany przez Sergeia Loznitsa. Pracuję ze mną Tomás Masín nad opowieścią o dwóch braciach , którzy uciekli z Czechosłowacji podczas Zimnej Wojny, gdy ścigało ich 28 000 sowieckich żołnierzy, do dziś największy pościg w historii. Pracuję też nad filmem z Davidem Oyelowo, oraz innym filmem z Laurencem Bowenem na temat Chłopców-Żołnierzy z Sierra Leone.”

McCallum podobno bardzo czeka na nowe filmy Star Wars prowadzone przez Kathleen Kennedy. „Jest tylko jedna osoba na świecie, która mogłaby to zrobić i jest nią Kathleen Kennedy. Nie ma nikogo lepszego, kto potrafiłby połączyć świat niezależnego robienia filmów ze światem studia filmowego. Saga Star Wars zawsze będzie bezpieczna pod jej przywództwem. Ona jest jednym z najwspanialszych producentów Ameryki, a także świetnym przyjacielem.”

McCallum zostawia za sobą okres bycia nadzwyczajnie dostępnym dla fanów Star Wars, podczas produkcji filmów, pojawiając się na konwentach Celebration, rozmawiając o tajnikach produkcji z czasopismem Star Wars Insider, oraz uczestnicząc w czatach on-line. Podczas jednej z takich rozmów w 2005 roku, członek fanklubu zapytał czy mógłby kiedyś wziąć udział w muzycznych sesjach nagraniowych do Epizodu III, a McCallum zaprosił go do studia nagraniowego już następnego dnia.

"Dziękuję Wam, że byliście tak serdeczni, pomocni i dobrzy dla mnie" mówi McCallum do wszystkich fanów Star Wars. " Wy wszyscy uczyniliście z tego warte każdego trudu doświadczenie. Mam tylko największą wiarę i zaufanie w Kathleen, to co zrobi z Gwiezdnymi Wojnami, to będzie odważna, ekscytująca i śmiała przyszłość, która będzie warta waszej niezwykłej pasji i lojalności, przez te wszystkie lata. Będzie znakomicie."
KOMENTARZE (5)

Przejęcie Lucasfilmu przez Disneya coraz bliżej

2012-12-12 21:19:26

To dość krótka, ale ważna wiadomość. Amerykański urząd antymonopolowy potwierdził, że nie ma nic przeciwko przejęciu przez Disneya Lucasfilmu. To otwiera drogę do sfinalizowania sprzedaży. Lucasfilm wyceniono na 4,05 miliarda USD, teraz potwierdzono, że George Lucas połowę tej kwoty otrzyma przelewem na konto, natomiast drugą połowę uzyska w akcjach Disneya nowej emisji. Lucas obiecał, że dużą część z tych pieniędzy przeznaczy na cele charytatywne. Podobną umowę z Disneyem zawarł kiedyś Steve Jobs sprzedając Pixara, który potem również stał się jednym z udziałowców Disneya. Na zdjęciu poniżej George Lucas i Robert Iger (szef Disneya) w maju 2011 w jednym z Disneyowskich parków.


KOMENTARZE (9)

Bez szans na nowy pakiet sagi od Disneya

2012-12-05 23:29:28

Jeśli ktoś liczył na to, że wraz ze sprzedażą Lucasfilmu Disneyowi dostanie jakiś nowy pakiet filmów na BD (na przykład zawierający oryginalną klasyczną trylogię sprzed zmian), raczej srogo się zawiedzie. Żadna reedycja sagi nie jest planowana, z bardzo prostego względu. Do maja 2020 wszystkie prawa dystrybucyjne sześciu oryginalnych filmów pozostają w ręku Foxa. Disneyowi nie będzie zależało, by poprawiać przychody konkurencji, zatem sytuacja jest tu bardzo podobna, do „Indiany Jonesa 5”, który został odłożony na półkę. Oczywiście problemy z prawem autorskim można zawsze jakoś rozwiązać, a w przypadku „Gwiezdnych Wojen” będzie trzeba bo o ile prawa do dystrybucji Disney powinien dostać już w czerwcu 2020, o tyle zostaje problem z „Nową nadzieją”. Tu do niej część praw posiada Fox i za darmo tego nie odstąpi. Jeśli firmy się nie dogadają, mamy małe szanse na boxa zawierającego 9 filmów po roku 2020.

Z innych ciekawostek, na temat „Powrotu Jedi” wypowiedział się niedawno David Cronenberg.

- Dawno temu zapytano mnie czy chciałbym wyreżyserować film z serii "Gwiezdne wojny", który wtedy nosił tytuł "Zemsta Jedi" a potem zmieniono to na "Powrót Jedi". Z tym pytaniem zwrócił się do mnie Lucasfilm, ale szybko zorientowali się, że to nie jest dobry pomysł. Ten ustalony format bardzo ogranicza. Dla naprawdę pomysłowego czy innowacyjnego reżysera to krępujący gorset. Wizualny styl jest już ustalony, role obsadzone - nie jesteś zaangażowany w wybieranie głównych aktorów, a to dla reżysera ogromnie ważna rzecz.

O jego zaangażowanie w nowe epizody nie było już sensu pytać.
KOMENTARZE (6)

Kolejne pogłoski o nowej trylogii

2012-12-02 09:17:26

Tym razem zaczniemy od scenarzystów. Na razie wiemy, że Michael Arndt napisze scenariusz siódmego epizodu, a także, że napisał treatement (zarys scenariusza) do dwóch pozostałych części nowej trylogii. I to jest dotychczas jedyna potwierdzona informacja, nie licząc oczywiście producentów. Ostatnio pojawiły się pogłoski, że Lawrence Kasdan i Simon Kinberg mieliby napisać scenariusze do epizodów VIII i IX, by przyśpieszyć pracę. Te informacje nie zostały potwierdzone, ale pojawiła się sugestia, że mogą oni się zająć spin-offami „Gwiezdnych Wojen”, a nie epizodami. Oznaczałoby to, że mielibyśmy teraz pięć filmów w produkcji w bliżej określonej przyszłości, plus prawdopodobnie jeszcze epizody X-XII, zgodnie z wytycznymi Disneya, by nowe filmy powstawały co dwa-trzy lata, a może nawet częściej.

Dają o sobie znać kolejni aktorzy, którzy chcieliby zagrać w nowych filmach. Zaczniemy jednak od Marka Hamilla, którego dopytywano o potwierdzenie. Legendarny Luke Skywalker stwierdził tylko, że należy poczekać, oficjalne potwierdzenia i informacje ogłosi Kathleen Kennedy kiedy uzna to za stosowne. I warto o tym pamiętać, że dopóki Lucasfilm czegoś nie ogłosi, to pozostaje to jedynie sfera domysłów i spekulacji.

Spójrzmy jednak na innych aktorów. Jeden z nich Corey Feldman, który miał wspaniałą karierę jako dziecko („Goonies”, „Gremliny rozrabiają”, „Stań przy mnie”), a teraz grywa ogony, zaczął ostatnio fantazjować. Chciałby zagrać syna Hana Solo, bo podobno jest bardzo podobny i świetnie by się nadawał do tej roli. Jego niewątpliwym atutem jest to, że współpracował już z Kathleen Kennedy, ale z drugiej strony chyba powyższym stwierdzeniem nie zaskarbił sobie sympatii fanów, zwłaszcza tych, którzy liczą, że akcja będzie się działa już po „Crucible”. Kolejny na liście potencjalnych odtwórców to Sir Derek Jacobi, uznany brytyjski aktor („Gladiator”, „Rodzina Borgiów”, „Gdy budzą się demony”, „Ja, Klaudiusz”, „Jak zostać królem”). Pomijając klasę aktora, widać też jego doświadczenie, bo on nie tylko zaczął w mediach opowiadać, że chciałby być sir Aleciem Guinnessem nowej trylogii, to przede wszystkim zlecił swojemu agentowi skontaktowanie się z Lucasfilmem.


Corey Feldman

Derek Jacobi


Powoli wychodzą na jaw też kolejne kulisy sprzedaży Lucasfilmu, która jeszcze nie została sfinalizowana. Wiele wskazuje na to, że poszło o podatki. Podczas kryzysu rząd USA nakłada różne podatkowe zobowiązania na instytucje finansowe, a co za tym idzie także i korporację. Jednym z takich pomysłów jest zwiększony podatek od dywidendy i innych transakcji bankowych. W efekcie sprzedaż Lucasfilmu może okazać się mniej opodatkowana niż zyski, które firma by wypłaciła. Z drugiej strony Disney mogąc zaksięgować sobie taką inwestycję będzie też miał dużo mniejszy zysk, a może nawet stratę, co pozwoli zaoszczędzić na podatkach. Jeden z szefów Disneya, Alan Horn przyznał ostatnio w wywiadzie, że cała transakcja, a co za tym idzie nowe epizody, były trzymane w największej tajemnicy. O wszystkim wiedziało prawdopodobnie mniej osób, niż o planowanym zabójstwie Bin Ladena. Przyznał też, że jego zdaniem niebawem poznamy nazwisko reżysera. Na razie jednak wszystkie zapowiedzi musi ogłaszać Kathleen Kennedy, gdyż Disney jeszcze nie przejął Lucasfilmu.

Skoro już jesteśmy przy reżyserach, to na giełdzie nazwisk doszło do kilku przetasowań. Colin Trevorrow ostatecznie odpadł. Przypadnie mu w udziale inny film Disneya – „Flight of the Navigator”, który będzie remakiem filmu z lat 80. Na liście nazwisk pojawiły się też nowe nazwiska. Pierwszy z nich to Seth Gordon („Szefowie wrogowie”, „Freakomania” i „The King of Kong”. Wiadomo tylko, że reżyser rozmawia z Disneyem na temat jakiegoś filmu o romantycznej, kosmicznej przygodzie. Kolejne nowe nazwisko na liście to David Fincher znany i rozpoznawalny reżyser („Dziewczyna z tatuażem”, „The Social Network”, „Obcy 3”, „Siedem”, „Podziemny krąg” czy „Ciekawy przypadek Benjamina Buttona”). Pracował z Kathleen Kennedy, ale swoją karierę zaczynał w ILM. Jeden z jego pierwszych filmów to... „Powrót Jedi”, gdzie był asystentem kamerzysty od efektów specjalnych. Fincher podobno jest zainteresowany projektem, ale myśli bardziej przyszłościowo. Na razie może go czekać sequel (lub dwa) „Dziewczyny z tatuażem”, więc podobno mówił nie o epizodzie VII, ale o którymś z kolejnych (lub dodatkowych) filmów. Natomiast Jon Favreau podobno zaczął się wahać i teraz znów chciałby wyreżyserować nowe „Gwiezdne Wojny”. Wcześniej donosiliśmy, że już pracował z Lucasem i na razie woli zostać fanem sagi, a nie jej twórcą.

Jednak na koniec warto wspomnieć o jeszcze jednej zmianie na liście. Matthew Vaughn, niby zajęty jest innymi projektami, ale podczas brytyjskiej premiery filmu „7 psychopatów”, aktor Jason Flemyng udzielił pewnego wywiadu, w którym wyrwało mu się, że Vaughn będzie reżyserem siódmego epizodu. Aktor przyjaźni się z Vaughnem i współpracowali razem w dziewięciu filmach. Najlepiej zobaczyć to samemu, część dotycząca „Gwiezdnych Wojen” zaczyna się koło 1:10.



Swoją drogą gdyby Vaughn został wybrany na reżysera to pewnie Flemyng mógłby liczyć na rolę w epizodzie VII.

O nowej trylogii można podyskutować także na forum:
Epizod VII
Spin-offy
Reżyser EVII
Potencjalni aktorzy
KOMENTARZE (13)

Howard Roffman o swoim powrocie

2012-11-29 17:21:33



Howard Roffman wraca do „Gwiezdnych Wojen”. Pisaliśmy o tym całkiem niedawno. Natomiast Roffman, postanowił zacząć też pisać na oficjalnym blogu, gdzie podzielił się kilkoma swoimi spostrzeżeniami.



Dwadzieścia dwa lata temu, w pokoju śniadaniowym w głównym budynku na ranczu Skywalkera, usiadłem, by zjeść lunch z Georgem Lucasem i Bobem Ingerem. Bob był wówczas szefem ABC, a George namawiał go na kupno nowego serialu telewizyjnego pod tytułem „Kroniki młodego Indiany Jonesa”.
- To będzie serial edukacyjny, Bob. - Pamiętam jak George to powiedział.
- Nikt tego nie będzie oglądał. - Rzuciłem pod nosem.
To oczywiście nie jest najlepszy sposób na sprzedanie serialu. Ale Bob powiedział:
- Mam to gdzieś. Damy temu szansę.
Prawdziwe słowa, Bob Inger wytrzymał z „Młodym Indym” przez dwa sezony, pomimo uznania krytyków i porażki w ratingach oglądalności. Ale w tym procesie wygrał coś jeszcze, zaufanie George’a, które przekuł na relację, a która przyniosła rezultaty w odległej przyszłości.







Dekadę albo jakoś tak wcześniej, poznałem Kathleen Kennedy, przyjaciółkę George’a no i początkującą producentkę. W 1981 przyniosła dwa super tajne projekty Stevena Spielberga do ILM (to były pierwsze produkcje ILMu robione nie na zamówienie Lucasfilmu): „Poltergeista” i scenariusz który miał wówczas kryptonim „A Boy’s Life”, by przypadkiem prawdziwy tytuł – „E.T.” nie rozniósł się zbyt wcześnie. Ona szła jak burza, zaledwie rok wcześniej była pomocniczką Spielberga przy „Poszukiwaczach Zaginionej Arki”, sympatyczna, ale już wtedy trzeba było się z nią liczyć.
Przez następne lata, Kathleen, Bob i ja podążaliśmy innymi drogami, lecz one się przeplatały. Kathleen stała się jedną z najbardziej respektowanych producentek naszych czasów, z sukcesami na koncie takimi jak „Park Jurajski”, „Kolor Purpury”, „Lista Schindlera”, „Ciekawy przypadek Benjamina Burtona” czy „Lincoln”. Bob zaś stał się CEO a w końcu też prezesem the Walt Disney Company i wprowadził w firmie nowe standardy. Ja zaś miałem szczęście, by pracować z Georgem jako szef Licensingu (część Lucasfilmu), przy wprowadzeniu nowych „Gwiezdnych Wojen” na początku lat 90., co skończyło się prequelami i The Clone Wars, a co ostatecznie stało się tym wielopokoleniowym fenomenem jaki znamy dziś. Nasze ścieżki wiele razy się przeplatały, Kathleen niedawno była producentką wykonawczą „Indiany Jonesa i Królestwa Kryształowej Czaszki”, z Bobem zaś spotykałem się przy okazji rozwoju parków Disneya, od Star Wars Weekends, przez Jedi Training Academy aż po nowy, poprawiony Star Tours.

Teraz, George Lucas - ta sama siła która ściągnęła nas po raz pierwszy - ściągnął nas ponownie w głębszy sposób. On i Bob podpisali porozumienie w sprawie sprzedaży Lucasfilmu Disneyowi, a on też ściągnął Kathleen by prowadziła firmę i nadzorowała tworzenie nowych filmów z cyklu „Gwiezdne Wojny”. Kathleen zaś zapytała mnie, czy nie chciałbym przerwać swojej pół emerytury i powrócić do firmy na pełny etat by jej pomóc w zadaniach zarządzania marką Star Wars.
Kiedy Kathleen zapytała mnie czy bym wrócił, potrzebowałem nanosekundy, by powiedzieć tak. Życie w Lucasfilm nagle stało się zdecydowanie bardziej interesujące. Wiedziałem, że jesteśmy w samym środku negocjacji umowy z Disneyem, i wierzyłem, że Disney będzie idealnym domem dla Lucasfilmu, po tym jak George zdecydował się usnąć na bok. Znam Kathleen dobrze i jestem mocno podekscytowany możliwością pracy z nią. Ale przede wszystkim perspektywa bycia zaangażowanym w nową trylogię „Gwiezdnych Wojen”, filmów zrobionych przez nowe pokolenie filmowców, była dla mnie szczególnie radosna.



„Gwiezdne Wojny” to praca mojego życia. Zacząłem swoją karierę w Lucasfilmie w 1980, w tym samym tygodniu w którym miało premierę „Imperium”. Od tego czasu byłem zaangażowany w każdy film Star Wars, pomogłem też kształtować franczyzę przez trzy pokolenia fanów. Autoryzowałem i nadzorowałem tworzenie Expanded Universe. Odpowiadam za wznowienie sprzedaży zabawek Star Wars po 10-letniej przerwie. Sprowadziłem LEGO do stajni „Gwiezdnych Wojen”. Powiedzenie, że jestem pasjonatem „Gwiezdnych Wojen” byłoby ogromnym niedopowiezeniem.
Nie wróciłbym, gdybym nie wierzył, że to co robimy jest słuszne dla „Gwiezdnych Wojen”, no i jeszcze bardziej fundamentalnie, że wierzę ludziom, którym powierzyliśmy los sagi. Wierze w Boba i jego zespół w Disneyu. Wierzę w Kathleen. Wierzę też w George’a i jego firmę. Moja wiara nie jest ślepa. Bazuje na znajomości tych ludzi od dekad, znam ich zdolności, ich osiągnięcia, ich uczciwość, ich oddanie. Dla wielu którzy analizują tę umowę Disneya, jesteśmy bardziej abstrakcyjni niż liczby na których pracują. Ale dla mnie to oś więcej. Moja wiara to wynik moich doświadczeń życiowych, to wszystko wiem ponieważ żyłem i pracowałem z tymi ludźmi, którym przekazano pochodnię, którzy będą teraz odpowiedzialni za utrzymanie płomienia Gwiezdnych Wojen.
Nie musiałem wracać, ale wróciłem. I jestem bardzo podekscytowany przyszłością.


KOMENTARZE (7)
Loading..