W końcu miałem trochę czasu, by obejrzeć dwa ostatnie odcinki, przez ostatnie prawie tygodnie byłem na urlopie w Londynie, a potem Reykjaviku i okolicach na zwykły sightseeing i nie miałem wystarczającu czasu, i dostępu do Wi-Fi, by ściągnąć te odcinki na laptopa. Oglądałem jedynie trochę scen z tych odcinków na Youtubie. No ale już jestem w domu i mogłem na spokojnie obejrzeć. I cholera, aż żałuję, że już wróciłem. Mogłem to trochę odłożyć, ale teraz jako fan Gwiezdnych Wojen nie miałem wyboru... Masakra, bo zawsze starałem się być na czas, gdy wychodził nowy odcinek Rebeliantów, sezonu siódmego Clone Wars, Bad Batchu, czy nawet Mando, szczególnie drugiego sezonu (pierwszy mnie tak nie jarał) i często liczyłem minuty do premiery. A tego teraz mi się po prostu nie chce tego oglądać.
Gra aktorska w w tym serialu powala. Podczas pierwszej sceny z tymi kretynami w tej fejkowej fortecy z Fallen Order uśmiałem się bardziej niż podczas oglądania "gry" Tommiego Wiseau w The Room. On był bardziej przekonywujący. Wydaje się, że "aktorzy" po prostu recytują dialogi ze scenariusza z trudem wykute na pamięć jak w jakimś przedstawieniu z podstawówki. Żaden z aktorów nie wie, co mówi i co się dzieje do okoła jego postaci. I nie dziwię się, bo tu nie sposób wiedzieć cokolwiek. Nawet McGregor sobie odpuścił. Ta dziewczynka grająca Leię chyba jako jedyna w tym serialu choć odrobinę się stara. Ale wciąż to jest porażka. Scena pościgu z pierwszego odcinka spowodowała, że musiałem się wódki napić (mimo że nigdy nie piję), bo inaczej bym sobie chyba łeb o ścianę rozwalił. Swoją drogą Omega >>>>>>>>>>>>>> Leia.
Dialogi są tak niewiarygodnie głupie i z dupy wzięte, że naprawdę zastanawiam się czy ten serial to nie miał być jakiś prima aprilisowy żart, tylko mocno spóźniony. Dlaczego postaci nie zachowują się nawet w procencie tak jak one? "Twórcy" nigdy zapewne nie słyszeli o Wojnach Klonów, Rebeliantach, Bad Batchu i komiksach na przykład o Vaderze, gdzie też występowali Inkwizytorzy, a epizody 1-6 oglądali raz, kilkanaście lat temu i prawie nic z nich nie pamiętają. Wielki generał i mistrz Jedi, członek Rady, który jeszcze gdy był padawanem załatwił Maula, potem Grieviousa, przez trzy lata walczył i brał udział w największych kampaniach Wojen Klonów, stoczył wiele walk na przykład z Ventress, Dooku, Savagem teraz jest naiwnym kretynem, który nie potrafi machać mieczem świetlnym i nie zdaje sobie sprawy że przez jego kontakty z Leią i tym bardziej po tym, gdy korzystali z pomocy jakichś partyzantów (też z dupy wziętych swoją drogą, co z komórkami Baila Organy, agentami Fulcrum?) zostanie ona stracona wraz z całą rodziną, a zalążki Rebelii Baila, o której nie ma tu słowa, bo twórcy oczywiście nie oglądali Rebeliantów i nie czytali książki "Ahsoka" się rozpadną? A nie, nie zostanie, najważniejsza oś fabularna jest skrajnie niekonsekwentna. Przecież wszyscy wiedzą, że Kenobi ratował Leię dwa razy, a ona miała uciec z tej żwirowej planety przy pomocy jakichś matołów pomagających Jedi, którzy później pomogli wydostać ją z więzienia. Kim jest u licha ta Reva? Dlaczego nigdy wcześniej ani później nie ma o niej słowa? No sorry, jestem bardzo liberalny, ale nikt tu nie ma złudzeń, że jest ona w tym serialu tylko dlatego, bo seksistowski i rasistowski zarząd Lucasfilmu i Disneya potrzebował kolejnej "silnej postaci kobiecej i oczywiście czarnej". Cholera, brzydzę się rasizmem i jakąkolwiek dyskryminacją. Hollywood 80 lat temu nienawidził czarnych, a teraz białych. Dlaczego ci cholerni Amerykanie zawsze taką uwagę na rasę zwracali, no jakie to ma u licha znaczenie? I teraz dzielą ludzi jeszcze ze względu na płeć, znakomicie tu też jest odwrotnie niż 100 lat temu. Dlaczego mamy płacić za błędy i głupotę ludzi, którzy już dawno nie żyją? Dlaczego, Amerykanie zamiast pokazać, że jesteście lepsi od swoich przodków to robicie dokładnie to samo, co oni? Ta Reva to najgorzej napisana postać od czasu Rey, Inkwizycja, która w Rebeliantach, Fallen Order i komiksach wydawała się być intrygującą, przerażającą organizacją, której członkowie to złamani torturami i wyprani z jakichkolwiek uczuć Jedi tutaj są zwykłą bandą niekompetentnych idiotów. Rywalizacja tego matoła z Rebeliantów (swoją drogą gra aktorska tego aktora jest naprawdę jedną z najgorszych w historii kina) i tej z dupy wziętej fejkowej, wziętej zapewne z ulicy Inkwizytorki jest podobnie żałosna jak kłótnia o cukierka w przedszkolu. Dlaczego Vader to taka ciućma? Nie potrafi dostać się do Kenobiego będącego trzy metry dalej, po drugiej stronie niewielkiego pożaru. Co potrafił zrobić Kanan, relatywnie słaby Jedi w momencie zapłonu potężnego składu paliwa? Wielki Lord Sithów stoi w bezruchu 10 sekund, a potem postanawia sobie pójść i pozwolić uciec Kenobiemu z tą kolejną babką, która nie wiadomo skąd i po co się wzięła. Mały ogień, który sam przed chwilą rozniecił go przerósł.
Dość rzec, że ten serial nigdy nie powinien był powstać. Nie dało się wymyślić sensownej historii o Kenobim pomiędzy częścią 3 a 4 poza historią o pustynnym dziadzie pilnującym Luke`a. Kenobi nigdy nie powinien opuścić Tatooine, Bail nigdy nie powinien go o to prosić, Kenobi nigdy nie powinien się spotkać ani z Bailem ani z Leią, by Imperium nie wykryło, że mają oni wciąż ze sobą jakieś związki. Reva nigdy nie powinna istnieć, nie powinna przede wszystkim być taka istotna. Już nawet nie skomentuję tej historii z Wielkim Inkwizytorem. Gdy go "zabiła" po prostu wyłączyłem film. Dokończyłem dzień później i cholera żałuję. Jak można wyrzucić do kosza przeszłość i przyszłość Gwiezdnych Wojen, jak to mogło się stać, jak ten projekt został zatwierdzony? Tu po prostu wszystko było złe, każda scena.