-Inspiracją dla założenia tego wątku stały się prawdziwe (?) wydarzenia, rozgrywające się w odmętach internetów - żadne słowo, które tu pada nie ma wszakże na celu obrazy godności jakiejkolwiek osoby, a li tylko sprowokowanie szerokiej dyskusji społeczno-politycznej.
*
Premiera "Przebudzenia Mocy", jak łatwo można było przewidzieć, obudziła w fanach silne emocje. Ludzie są różni, więc i ich reakcje na sam film i związany z nim reset całego uniwersum są różne. Czytając wszelakie komentarze i uczestnicząc w dyskusjach, zaobserwowałem, że poglądy fanów da się pogrupować w kilka nurtów światopoglądowych, które przedstawię poniżej. Nazwy tychże nurtów - niczym luteranizm czy kalwinizm - wzięte zostały od nicków osób, będących w moim odczuciu modelowymi przykładami przedstawicieli takowych postaw. Jeśli się mylę - to bez obrazy, to jest Wioska, it`s just for fun
*
1. Kathizm, czyli bastionowa odmiana kaczyzmu: fani, którzy przez długie lata z wielką cierpliwością wytykali wszystkie dziury w EU, negowali wagę przedstawionych tam zdarzeń, aż w końcu z olbrzymią satysfakcją mogli w kwietniu 2014 roku zakrzyknąć, niczym Darth Maul, "At last we will have revenge!" i obserwować powstawanie nowego, "lepszego" ładu, z niezmąconym uśmiechem przysłuchując się krzykom pobitej opozycji. Książki z EU najchętniej by spalili na stosie większym, niż ten z maja 1933 r. w Berlinie - takowe próby zresztą zostały już nawet podjęte i na szczęście nie stały się ogólnoprzyjętym trendem
2. Burzolizm-sevizm, czyli Ruch Kukiza przeniesiony w realia fandomowe: zamiast krzyczeć "chcemy JOWów", idą do boju z krzykiem "będzie nowy film Star Wars!". De facto, jest to bardzo szerokie stronnictwo, w jego skład wchodzą bowiem zarówno fani, którzy z EU mieli do tej pory niewiele wspólnego, jak i tacy, dla których jego skasowanie stanowiło wielki cios. Potrafią mniej lub bardziej krytycznie spojrzeć na działania disnyowskiego Lucasfilmu, dostrzec błędy i wady zaprezentowanych nowych historii i z mniejszą lub większą tęsknotą wspominać te starsze (skasowane). Potrafią nawet rzucić stwierdzeniem, że "nawet ja, wielki jego [nowego kanonu] fan, widzę momentami debilizmy i słabe rzeczy" jednak w gruncie rzeczy tym, co się dla nich najbardziej liczy, jest sam fakt, że znowu zobaczyli napis STAR WARS w kinie i łykną w zasadzie wszystko, co tym logo będzie okraszone i z odległą galaktyką mniej lub bardziej związane. To także grupa, do której najłatwiej trafić tzw. "niedzielnemu fanowi", czyli komuś, kto tak naprawdę w SW nigdy się nie wgłębiał, a od czasu do czasu sięgnie po książkę, komiks czy grę i nie będzie się zastanawiał, gdzie ją dokładnie umiejscowić w timeline`ie i jak bardzo fabuła tej pozycji zgadza się z pozostałymi.
3. Bartyzm, czyli "generalnie, to mam wyjebane". Fan, który w zasadzie zawsze zdawał się patrzeć na SW z dość dużym dystansem, co rusz obsmarowując cynicznie to jedną, to drugą stronę. Nawet, jeśli wgłębiał się w EU i posiada(ł) wiedzę na temat przedstawionych tam wydarzeń, często traktował to li tylko jako sposób zabicia czasu w autobusie, pociągu czy w kiblu, zaś "Karmazynowe Imperium" było dla niego w gruncie rzeczy równie kanoniczne, co twórczość Shabby`ego Blue. To także fan, który ze stoickim spokojem przyjmie każdą kolejną zmianę - czy będzie to nowy film, czy kolejne wyzerowanie nowego kanonu, on w zasadzie będzie dalej robił swoje.
4. Selleryzm, czyli najgorszy sort fanów - oczywiście z punktu widzenia pierwszej (i częściowo drugiej) z opisanych grup. Selleryści to wrzuceni do jednego wora wszyscy fani, którzy głośno krytykują działania Disneya i/lub fabułę nowego filmu: dla kathistów lub fanów bliskim ich poglądom fan, któremu nie podoba się skasowanie EU i działania nowych właścicieli marki, zasługuje na epitet w stylu "Seller 2.0", zaś jakikolwiek komentarz, w którym brakuje entuzjazmu dla nowych filmów, gaszony jest słowami w stylu: "Mistrz Seller może już zakładać zakon", "Knights of Seller", "Brakuje tu Sellera" czy "Nie wywołuj Sellera z lasu". Jeśli komuś się nie podoba nowy kanon i głośno o tym mówi, to adwersarz przywali w twarz Sel(l)erem i tyle: kontrargumenty nie są już potrzebne, bo przecież pocisk w postaci porównania do Sellera kończy dyskusję równie skutecznie, co wystrzał z Gwiazdy Śmierci historię Alderaana.
*
Jeśli o mnie chodzi, to plasuję się w tej chwili zapewne gdzieś na styku grup 2,3 i 4 - w tym sensie, że bolejąc nad stratą EU i dostrzegając absurdy serwowane nam przez Disneya, potrafię się cieszyć fajnymi elementami nowych filmów - jak BB-8, pewnie poczytam też niektóre książki i komiksy z nowego kanonu (choćby "Tarkina", którego na Gwiazdkę dostałem od mej Lubej...), jednak w gruncie rzeczy to mam w tej chwili po prostu ogromny dystans do tego co nowe i się tym nie jaram. Jeśli w oczach wielu będę tym samym przedstawicielem "gorszego sortu" fanów, trudno - czasami tak po prostu jest, że nawet jeśli się coś uwielbia, to zbyt dużej ilości zmian się nie da zdzierżyć i pójść inną drogą, zamiast łykać wszystko, jak leci...
A Wy, drodzy koledzy i koleżanki? Do której grupy się zaliczacie?