Nadrabiam zaległości, wszystko na raz, zbiorczo. Wcześniej nie miałem czasu, potem byłem chory, ale teraz wrzucam mega, mega długi post .
BAYER LEVERKUSEN - BORUSSIA DORTMUND
A więc co, zaczyna się... Zaczyna się runda rewanżowa najlepszej ligi Europy, a co za tym idzie - świata! Wracamy na niemieckie boiska po ponad miesięcznej przerwie. Wypocząłem po tym koszmarze, który czekał mnie co sobotę, co weekend w trakcie ostatnich czterech miesięcy. I jestem gotów . Czas na to, by coś się zmieniło. Czas na to, by zaszły duże zmiany. Czas na to, by nadeszła rewolucja. Mówię tu oczywiście o grze mojej drużyny, której kibicuję, czyli Borussi Dortmund. Po tym, co stało się z drużyną wielokrotnego mistrza Niemiec, aktualnego wicemistrza Niemiec, uczestnika Ligi Mistrzów, jednej z najlepszych ekip Starego Kontynentu w pierwszej połowie aktualnego sezonu, czas na natychmiastowe zmiany, czas na rewolucję! Na półmetku rozgrywek podopieczni Juergena Kloppa plasują się na drugim miejscu, tyle że... od końca... I to jeszcze mało, bo z dorobkiem "aż"... piętnastu punktów... Wygrane BvB w sezonie 2014/2015 można policzyć na palcach jednej ręki. I to dosłownie. Tylko cztery razy "żółto-czarnym" udało się zgarnąć komplet punktów. Wygraliśmy w drugiej kolejce na wyjeździe z Augsburgiem 3:2 (do osiemdziesiątej którejś minuty prowadziliśmy 3:0, a pomimo tego rywale zdołali nas dopaść). Następne zwycięstwo nastąpiło tydzień później, kiedy to na Signal Iduna Park w Dortmundzie pokonaliśmy SC Freiburg 3:1 (w spotkaniu tym zagrał Shinji Kagawa, tuż po powrocie z Manchesteru United; był to genialny występ w jego wykonaniu, zdobył gola, zaliczył asystę, nawet dostał się do drużyny tygodnia w Fifie (), lecz potem było już znacznie gorzej). Wyglądało na to, że początek sezonu jest niezły. Tak, tak tylko i wyłącznie wyglądało, bo następna wygrana nastąpiła dopiero... w jedenastej kolejce, kiedy to na własnym terenie wygraliśmy ze swoją imienniczką - Borussią Moenchengladbach 1:0, ale po męczarniach (swoją drogą, to nawet finaliści poprzedniej edycji Pucharu Niemiec nie strzelili w tym meczu gola, ponieważ pomógł im zawodnik gości i mistrz świata - Christoph Kramer, lobując swego bramkarza z ponad trzydziestu metrów). Gdyby nie ten prezent, jaki dostali od pomocnika defensywnego Borussi, to na kolejną wygraną musieliby czekać do... czternastej kolejki, kiedy to po bardzo ciężkim meczu w końcu udało się zwyciężyć, tym razem z TSG 1899 Hoffenheim, też na własnym stadionie, i też 1:0. I to była ostatnia wygrana... Reszta to przegrane, większość na własne życzenie i sporadyczne remisy, bo tylko trzy. Pamiętam, jak w zeszłym roku było tak, że kiedy to tylko klub z Zagłębia Ruhry przegrał dwa mecze pod rząd to mówiło się o wielkim kryzysie. Gdyby dzisiaj Dortmundczycy odnosili przykładowo cztery wygrane, a potem dwie porażki, to niewątpliwie bym się cieszył. Tak swoją drogą, jeżeli dwie porażki z rzędu były określane mianem ogromnego kryzysu, albo chociażby sporego, to co powiedzieć o tym? O czterech wygranych, trzech remisach i... "tylko" dziesięciu porażkach? To na pewno dobre pytanie. Można określić to słowem "kataklizm". Chociaż ono nie jest zbyt adekwatne do tego, jak wygląda tabela Bundesligi. Chyba żadne słowo nie jest do tego adekwatne! Na to po prostu nie ma słów. I taka jest prawda. Smutna prawda. To teraz może przedstawmy resztę wyników. Prezentują się one tak (od czwartej do dziesiątej kolejki w kolejności chronologicznej): porażka w słabym stylu z 1. FSV Mainz (0:2, wyjazd), uratowany remis z VfB Stuttgart (2:2, u siebie), tragedia z Schalke 04 Gelsenkirchen (1:2, wyjazd), zawstydzająca przegrana z Hamburger SV (0:1, u siebie), porażka na własne życzenie z 1. FC Köln (1:2, wyjazd), dramat z Hannoverem 96 (0:1, u siebie) oraz przegrana z Bayernem Monachium (1:2, wyjazd) (tak swoją drogą, to do siedemdziesiątej pierwszej minuty, z tego co pamiętam, prowadziliśmy 1:0, on ale cóż, gol Roberta, a potem Bawarczycy wyszli na prowadzenie). Potem, w dwunastej kolejce zremisowaliśmy frajersko na wyjeździe z... SC Paderborn (2:2, choć do przerwy prowadziliśmy... 2:0). Trzynasta seria gier to kompromitacja. Po prostu kom-pro-mi-ta-cja. Wicemistrzowie Niemiec przegrali 0:2 na wyjeździe z Eintrachtem Frankturt. Nigdy chyba nie zapomnę gola na 2:0 dla przeciwników, którego zdobył Haris Seferović. Znajdźcie to sobie i obejrzyjcie, warto, jeżeli lubicie kabarety, jeżeli lubicie się pośmiać. To co wtedy odwalił wesoły Romeczek i strachliwy Ginter... to po prostu woła o pomstę do nieba. W piętnastej kolejce przegraliśmy w stolicy z miejscową Herthą 0:1. Gola na wagę zwycięstwa dla gospodarzy zdobył wówczas nie kto inny jak... Julian Schieber... Tak jest, Julian Schieber, nasz były napastnik. W zeszłym sezonie, kiedy bronił jeszcze barw Borussi, to zdobył bodajże jedną bramkę, i to w Pucharze Niemiec z jakimś trzecioligowcem. W lidze, z tego co dobrze pamiętam, to nic nie ustrzelił. Ale mimo to wolałbym go na szpicy niż Ramosa czy Immobile. Następne spotkanie to starcie z aktualnym wiceliderem ligi niemieckiej - VfL Wolfsburg. I jaki wynik? Pechowy remis, też na własne życzenie, 2:2 (u siebie). Ostatni jak do tej pory mecz potwierdził tylko to, że sytuacja jest tragiczna, dramatyczna i masakryczna. Przegrana z Werderem Brema 1:2 (wyjazd). Nawet tego meczu nie oglądałem. To w ogóle pierwszy taki przypadek w historii, bym nie obejrzał meczu Dortmundu, kiedy mogę. Jak zobaczyłem tą straconą bramkę w trzeciej minucie, to automatycznie przestałem oglądać. A więc co, warto podsumować jeszcze wyniki strzeleckie. Najlepszym strzelcem w zespole jest bodajże Pierre-Emerick Aubameyang, który na listę strzelców wpisywał się pięciokrotnie... Łącznie strzeliliśmy osiemnaście goli, a straciliśmy osiem więcej, czyli dwadzieścia sześć. Prawie tak samo mało, jak Bayern. Oczywiście żartuję, bo mistrzowie kraju zdobyli przecież dwadzieścia trzy gole więcej niż "żółto-czarni" (czterdzieści jeden goli). A stracili tylko osiem, więc tu nie ma nawet co porównywać. Pocieszające jest jednak to, że mamy tylko trzydzieści "oczek" straty do półfinalisty poprzedniej edycji Champions League. Na mistrzostwo nie mamy już szans, ale na Ligę Mistrzów wciąż tak. Do czwartego miejsca, które daje prawo udziału w eliminacjach do Champions League, a które okupuje obecnie nasza imienniczka z Moenchengladbach, tracimy dwanaście punktów. Jak już napisałem, szanse są. Ale będą coraz mniejsze, jeżeli w naszej grze czegoś nie zmienimy. Następna porażka może oznaczać to, że pożegnamy się z tymi szansami. Jak to się mawia, nadzieja umiera ostatnia. Fajnie by było chociaż wywalczyć Ligę Europy, ten rok się tam pomęczyć, wygrać te rozgrywki i powrócić do tych bardziej prestiżowych. Ja tu sobie marzę o Lidze Mistrzów, Lidze Europy, a tak na dobrą sprawę to obecnie zajmujemy przedostatnie miejsce w tabeli. Istnieje więc szansa, że spadniemy do niższej ligi, ale mam głęboką nadzieję, że tak się nie stanie. Jest to wręcz niemożliwe. Nie wiem, czy w historii europejskiego futbolu miał kiedykolwiek miejsce taki przypadek, że aktualny wicemistrz kraju i uczestnik Ligi Mistrzów spadł. Powiem szczerze, nie wyobrażam sobie takiego scenariusza. Myślę, że zdobywcy Superpucharu Niemiec odbiją się od dna prędzej czy później, ale chyba lepiej, żeby stało się to jak najszybciej. Tak wracając jeszcze do tego zagrożenia spadkiem, to chciałbym się spytać, co zarząd zrobił przez ten czas, by tej degradacji nie było. Złożenie podania o możliwość gry w 2. Bundeslidze (bez komentarza) i jeden transfer, a mianowicie Kevina Kampla. Nie, żebym się czepiał, bo to dobry gracz jest, oglądałem go kilkakrotnie w akcji i muszę przyznać, że jest niezły, ale czy on nas może uratować? Przecież on grał jeszcze niedawno w lidze austriackiej, a ta nie jest o wiele lepsza od polskiej, jeżeli w ogóle. Tam jest tylko Red Bull Salzburg, który wygrywa wszystko. I czy to jest piłkarz, który ma nam pomóc? Cóż, jestem trochę zdziwiony, że to był jedyny transfer w tym okienku transferowym. Ogółem to na początku nie spodziewałem się żadnego, ale skoro zrobili już jeden, i to na samym początku, to wypadałoby pójść za ciosem i sypnąć groszem, ale tym razem bardziej rozsądniej, niż w kilku ostatnich przypadkach. Jestem też bardzo ciekaw, jak uczestnicy fazy pucharowej Ligi Mistrzów przepracowali okres przygotowawczy. Mam nadzieję, że dobrze. Chociaż, co trzeba przyznać, wyniki w meczach sparingowych nie były jakieś olśniewające, powiedziałbym wręcz, że przeciętne. Jeszcze chciałbym odwołać się do sprawy szkoleniowca, a mianowicie mam zamiar przedstawić swoją opinię dotyczącą jego "zwolnienia". A więc jak, sądzicie, iż Juergen Klopp powinien pozostać na stanowisku, czy też szukać sobie szczęścia gdzie indziej? To bardzo dobre pytanie. Szczerze powiedziawszy, to sam nie wyrobiłem sobie opinii na ten temat. Wielu kibiców BvB mówiło, że trzeba go zwolnić jak najszybciej, bo tego nie da się już odwrócić, ale większość patrzyła na niego jak w obrazek i nie dała sobie na niego złego słowa powiedzieć. Teraz, kiedy zadomowiliśmy się w strefie spadkowej, duża ilość tych fanów zmieniła swoje zdanie, swoje podejście do tego tematu. Obecnie najwięcej jest opinii, że Klopp się wypalił, że nie ma już pomysłu na ten klub i powinien jak najszybciej pakować walizki i wyjeżdżać gdzieś indziej. Mało zostało osób, które wciąż w niego wierzą. Wielu jest też takich, którzy mają mieszane uczucia, chyba jest to najliczniejsza grupa fanów Borussen i ja do niej się zaliczam. Patrząc na poprzednią rundę, na wyniki, ale przede wszystkim nieudolność w poczynaniach ofensywnych jak i defensywnych, jestem w stanie stwierdzić, iż pomysł Juergena na Borussię się wypalił. Musi albo zmienić podejście, taktykę, wykonawców tej taktyki lub po prostu pracę. Jeżeli nie zrobi rewolucji, to czeka nas zagłada. Czas pozbyć się takich grających pomników, którzy są darmozjadami pobierającymi kasę z klubu jak wesoły Romeczek, Nevenek, Marcelek Schmelz, Kevinek Gównoskrojc czy Henrikh Mkhitaryan (czy raczej Mshitaryan). I do tego te nieudane transfery w przeciągu ostatnich dwóch lat. Nie dość, że drogie, to jeszcze tragiczne. Warto tutaj wymienić między innymi takie "gwiazdy" jak: Henrikh Mshitaryan, Ciro Niemobilny, paralityk Ramos czy też drewniany Jojić. Te transfery to była jakaś masakracja, po prostu tragedia. A co do Kagawy, to na razie powiem tylko to, że jestem zawiedziony. Ale tylko tyle, bo przecież mało grał w Manchesterze, na pewno wróci do formy, jaką prezentował te lata temu. Mam nadzieję, że czeka nas rewolucja kadrowa, że ci piłkarze, których wymieniłem wyżej zostaną sprzedani albo zadomowią się na trybunach, i to na długo. Prócz tego potrzebna jest zmiana stylu gry, bo będzie kiepsko. Na myśl przyszła mi jeszcze pewna rzecz, a mianowicie to, jak ważny był dla Borussi Robert. Praktycznie każda akcja ofensywna przechodziła kiedyś przez niego, to on piłkę rozgrywał, to on wypracowywał okazje strzeleckie kolegom i to on strzelał te bramki, był najlepszym strzelcem zespołu. Jego odejście to przede wszystkim wina zarządu. Oni powinni byli zrobić wszystko, by zatrzymać piłkarza takiego formatu. Od niego tyle zależało, a oni dali mu odejść za darmo. Trzeba było wcześniej dać mu podwyżkę, i to znacznie wyższą, a jeżeli nic by go nie przekonało, to należało się rozglądać wcześniej za nowymi napastnikami, by ogrywali się przy Robercie, chociaż pół roku. A oni ściągnęli dwóch napastników, którzy nigdy nie będą tak dobrze wspominani jak Polak. Wydali na dwóch atakujących prawie trzydzieści milionów euro. Nie lepiej było kupić za to jednego lepszego napastnika, przykładowo Alexandre`a Lacazette`a, który przed sezonem na pewno kosztowałby mniej, niż teraz. Ale cóż, nie ma co już dywagować, trzeba Ramosowi i Immobile dać szansę do końca sezonu, a potem się zobaczy. Co najmniej jednego z nich trzeba będzie się pozbyć, bo przecież nie stać nas obecnie na luksus trzech napastników. Bo przecież przez większość rundy to Gabończyk grał na szpicy. I do tego spisywał się nieźle, chyba najlepszy gracz rundy obok Łukasza. Na koniec warto jeszcze dodać, że Mshitaryanem interesuje się Juventus. Byłoby miło, gdyby go wzięli już teraz. Jeżeli nie teraz, to po sezonie. Chociaż czego tu się bać, że upokorzyłby Borussię w Lidze Mistrzów? Gość, który w całym sezonie zdobywa gola we wszystkich rozgrywkach, asyst w ogóle nie ma, i do tego gra samolubnie miałby kogokolwiek upokorzyć? Na sto procent. Jeżeli w tej rundzie nie strzeli chociaż dziesięć goli i nie zaliczy tyle samo asyst (w co i tak nie wierzę), to nie warto dłużej go trzymać. Jeżeli wicemistrzowie Niemiec wydali na niego rekordową sumę - prawie trzydzieści milionów euro, i gość nic nie strzela i jeszcze marnuje takie setki, to coś jest nie tak, i trzeba się naprawdę zastanowić, czy warto go będzie jeszcze tutaj trzymać. Moim zdaniem nie. To jego ostatnia szansa, ostatnie pół roku. Na koniec dodam jeszcze, że miło byłoby, gdyby było mniej kontuzji. Reus miał trzy kontuzje, Kuba raz miał wrócić i znowu został kontuzjowany, Gundo na początku sezonu też był niedysponowany, kilka kontuzji Schmelzera, urazy Łukasza, kontuzja Hummelsa, Sokratisa, urazy Durma, Bendera, Kehla, Mshitaryana (to akurat dobrze ). Tyle kontuzji, tyle urazów. Miejmy nadzieję, że teraz tak nie będzie. Chociaż w meczu z Leverkusen nie było Langeraka, który grzeje ławę w Pucharze Azji (tak w ogóle, czy ktoś mi może wytłumaczyć, czemu Australia gra w Pucharze Azji? Przecież to bez sensu. Oni nawet nie są z Azji, to inny kontynent, zawsze grali w strefie Oceanii czy jakoś tak, a teraz w Pucharze Azji. To tak jakby Chiny albo Maroko grały na mistrzostwach Europy), najprawdopodobniej na placu gry nie pojawią się również Kagawa i Obama, którzy dopiero co wrócili ze zgrupowań swoich reprezentacji. Prócz tego nie zobaczymy na pewno Kehla, Durma i Bendera (cała trójka ze szkła, ciągle jakieś urazy; zrozumiałbym jeszcze, że Kehl może, bo ma już trzydzieści cztery lata i kondycja nie ta sama, co kiedyś, ale Sven czy Erik? Nie załamujcie mnie). Prawdopodobnie nie będzie też Gundo i Kuby (znowu chory ...). Czyli najgorszy scenariusz jest taki, że w tym arcyważnym starciu zabraknie nawet dziesięciu piłkarzy (bo Mshitaryan też był niedawno niedysponowany i nie wiadomo, czy wróci do soboty). A teraz może coś o naszych rywalach, bo tak cały czas piszę i piszę i piszę o BvB. A zatem "Aptekarze" to trzecia drużyna ligi. Dwadzieścia osiem "oczek" na koncie, dwadzieścia osiem goli strzelonych i dwadzieścia straconych. Przed tym meczem tracili sześć punktów do wicelidera - Wolfsburga, a do lidera siedemnaście. Podopieczni Rogera Schmidta mieli fantastyczny początek sezonu. Z łatwością pokonali FC Kopenhagę w play-offach o Ligę Mistrzów, świetny początek w Bundeslidze. Ale potem było już znacznie gorzej. Myślałem, że w tym roku będzie to główny rywal Borussen o... wicemistrza... Ostatecznie Borussia dobrze wiemy gdzie jest, nie muszę tego powtarzać kolejny raz. A Leverkusen, jak już wspomniałem, przestało zachwycać. Aż siedmiokrotnie przed tym starciem dzielili się punktami z rywalami, a trzy razy schodzili z boiska bez punktów. Ale nie napisałem o czymś. Wymieniłem wcześniej wszystkie wyniki BvB... oprócz pierwszej kolejki. Bo w niej graliśmy właśnie z Leverkusen. I jaki tam był wynik? Porażka 0:2. Co gorsza, straciliśmy gola już w dziewiątej sekundzie... Rekord Bundesligi. Szczęście, że nie oglądałem tego meczu . A więc co, nie ma co przedłużać, przechodzimy do opisu pierwszej połowy .
Pierwsza odsłona tego spotkania nie stała na jakimś wybitnym poziomie. To była po prostu typowa średnia pierwsza część meczu. Nic się tak w zasadzie nie działo. Zatem opis tej połowy będzie niezbyt długi. Tak, piszę tak na początku, a potem wyjdzie mega długi post . Ale dobra, nieważne już. Jak już wspomniałem, pierwsze czterdzieści pięć minut nie stało na wysokim poziomie. Mało ładnych, składnych akcji, mało strzałów, mało okazji podbramkowych. Nudziłem się, i to bardzo. Koło trzydziestej piątej minuty miałem ochotę przestać oglądać, ale był jeden powód, który mnie zatrzymał. Tak w zasadzie to dwa. Ten pierwszy to oczywiście fakt, iż jestem kibicem Borussi Dortmund. Drugi natomiast to to, że w tym spotkaniu zadebiutował nowy zawodnik klubu z Zagłębia Ruhry, a mianowicie Słoweniec Kevin Kampl. Kolejny Kevin... Chociaż, oglądając tą pierwszą połowę wiedziałem, że nie może być gorszy od innego naszego skrzydłowego (tak w zasadzie to "zapchajdziury"). Ale i tak to dosyć oczywiste. Przecież ciężko o to, żeby być gorszym od naszego technika Großkreutza . Ale i tak, jak już wspomniałem we wstępie, Kampla niejednokrotnie oglądałem, gdy grał jeszcze w Red Bull Salzburg. Przede wszystkim w europejskich pucharach, a tak w zasadzie to tylko w europejskich pucharach, bo przecież ciężko by było, gdybym oglądał ligę austriacką . Nie dość, że nie ma jej nigdzie w telewizji, to jeszcze nie stoi na wysokim poziomie. Myślę, że nawet nie obejrzałbym starcia na szczycie, czyli na przykład mistrz z wicemistrzem, lider z wiceliderem. Nie mam zbytnio takiej możliwości, ale nawet gdybym miał, to i tak nie wiem, czy taka opcja byłaby kusząca. Raczej nie. Poziom nie wiele większy niż nasza T-Mobile Ekstraklasa, jak zakładam. Nawet jeżeli byłby to mecz na szczycie, to raczej byłby jednostronny, bo w tej lidze Salzburg nie ma sobie równych. Wracając do naszego nowego, drugiego Kevina, bo się ponownie rozpisałem na inny temat (), to muszę napisać, że nie zagrał wybitnego spotkania, nie olśnił mnie, ani żadnego innego człowieka oglądającego ten mecz, jak zakładam. Mecz był po prostu przeciętny, a on po prostu się dopasował do jego niezbyt imponującego poziomu. Nikt z formacji ofensywnych, ani w drużynie Bayeru, ani w drużynie Borussi nie zachwycił, nikt nie zagrał dobrze. Poza tym ciężko o to, żeby przejść do nowego klubu, do nowej ligi, o wiele, wiele lepszej, gdzie presja jest ogromna, i już od razu się dopasować. On ma czas, to dopiero pierwsze spotkanie. Ale piszę tak, jakby zagrał słabo. Po prostu nie był to bardzo dobry mecz, ale i tak był to najlepszy gracz BvB w ofensywie. Myślę, że obok Sokratisa i Hummelsa to był najlepszy gracz tego wczesnego wieczoru (co chodzi o "żółto-czarnych", rzecz jasna). No właśnie, bo wspomniałem tu o naszym duecie stoperów. W tej pierwszej połowie dominowali gospodarze. Podopieczni Rogera Schmidta częściej gościli w okolicach naszego pola karnego, niż my ich. Zatem Hummels jak i Papastathopoulos musieli się wykazać. Często przerywali akcję rywala, dobrze przejmowali piłkę i ją wykopywali. No właśnie, napisałem wykopywali, a nie podawali do przodu czy coś w tym stylu. Wydaję mi się, że chcieli zagrać na remis. Może nie barykadowaliśmy się, może nie ustawialiśmy popularnego autobusu na naszej połowie, ale widać było, że jeszcze aktualnym wicemistrzom Niemiec zależy przede wszystkim na nie przegraniu tego starcia. Cóż, utrzymania remisy nie dadzą. Musimy grać ofensywnie, musimy postawić na atak, bo to w końcu, jak się mawia, najlepsza obrona! Musimy wygrywać, bo remisy nic nie dadzą. Może i będziemy bogacić się w ilość punktów, ale inni też będą punktować, i to zapewne też i za trzy. Także przeciwnicy raczej będą się oddalać, niż przybliżać. Mądrze na początku meczu powiedział Radosław Gilewicz. Stwierdził, że musimy grać do przodu, ale musimy zrezygnować ze stylu gry, bo to jest teraz nieważne, ważne są punkty. Styl gry będzie może dopiero w następnym sezonie, kiedy czeka nas, jak mam nadzieję, rewolucja kadrowa. Kończąc już po mału opis tej pierwszej części spotkania muszę jeszcze dodać, iż zawiódł mnie Marco Reus. Wiadomo, miał mnóstwo kontuzji, urazów i tym podobnych w pierwszej części sezonu, ale co z tego, jeżeli przepracował cały okres przygotowawczy! Taki piłkarz. Powinien pociągnąć tą grę zespołu, tym bardziej, że drużynie nie idzie, a on był jednym z najgorszych na boisku! Masakracja... Nie wspomnę już nic o Immobile, czy tym bardziej Kevinie (oczywiście Großkreutzu ). Ciro nie pasuje po prostu do tej drużyny. Koniec i kropka. To jest piłkarz drewniany, brak techniki, brak umiejętności czysto piłkarskich. Gdyby tylko Aubameyang był na szpicy, to na pewno wyglądałoby to lepiej, a tak to nie można nawet żadnej porządnej akcji zawiązać, tak jak to było jeszcze rok temu, kiedy był Robert w formie, Marco w formie. Nie wspomnę już w ogóle o tym sezonie, w którym dotarliśmy do finału Ligi Mistrzów, kiedy był ten tercet ofensywny, czyli Kuba, Robert, Götze i Marco. Każdy w formie, każdy strzelający mnóstwo goli. Ach, te czasy już chyba nie powrócą... A przynajmniej nie tak szybko. Jak już wspomniałem, super technika Kevinka w ogóle nie będę oceniał, bo to jest... tragedia, dramat, masakra, horror, koszmar. Tylko takie słowa mogą opisać jego grę. Chyba Klopp musi pójść do okulisty, bo to żart, że nie grzeje jeszcze trybun. Tak w zasadzie, to myślę, że w rezerwach siedziałby na ławie, chyba że tamten trener też jest tak ślepy jak ten. A zatem podsumowując, pierwsza połowa była mocno przeciętna, niewiele się w niej działo, mało strzałów, mało sytuacji podbramkowych, mało składnych, ładnych akcji, wolne tempo gry, brak goli, brak emocji.
Drugie czterdzieści pięć minut niestety musieliśmy zacząć bez Łukasza . Znowu uraz, ten gość jest naprawdę ze szkła. Często go chwalę, ale pomimo tego trzeba przyznać, iż to nie jest ten sam Łukasz, co sprzed kontuzji, sprzed tej operacji. Wtedy był bardzo szybki, zwrotny, dobrze grał w ofensywie jak i w defensywie, silny, dobrze przygotowany pod względem fizycznym, fantastyczne podanie, dośrodkowanie, współpraca z Kubą na skrzydle. Maestria. To był wtedy po prostu najlepszy prawy defensor w Europie, a co za tym idzie - na świecie. Świetne występy w Bundeslidze czy Lidze Mistrzów. Przecież w tamtym pięknym, magicznym sezonie, w którym "żółto-czarni" dotarli do samego finału zatrzymał takich piłkarzy jak Ronaldo (i to nie jeden raz) czy Ribery, późniejszych kandydatów o Złotą Piłkę. Po tej operacji to nie ten sam Łukasz. Na początku zeszłego roku, kiedy wracał, grał tragicznie, ale tego można się było spodziewać. Na początku tego sezonu, kiedy wyniki były jeszcze niezłe, to imponował formą, bardzo dobrze się prezentował, zaliczał wtedy bardzo dużo asyst. Pomimo tej tragicznej formy BvB, to i tak w pierwszej rundzie Polak był jednym z najlepszych graczy Borussen. Jeżeli nie najlepszym. Jednak, to nadal nie jest ten Łukasz. Jest bardziej podatny na kontuzje, trochę tych urazów miał, jest wolniejszy, mniej zwrotny, słabszy kondycyjnie. Obawiam się, iż już nigdy nie wróci ten stary, dobry Łukasz Piszczek. A kto wszedł za niego? Neven Subotić. Co chodzi o Serba, to trzeba przyznać, iż nie miał udanej rundy. Szczerze mówiąc, to on był jednym z najsłabszych w klubie z Zagłębia Ruhry. Zawalił mnóstwo goli, nic praktycznie nie grał. Jeden z najsłabszych elementów w defensywie, jeżeli nie najsłabszy. Mógłby o to miano kandydować ze Schmelzerem. Wiadomo, on też pauzował, pod koniec 2013 roku doznał poważnej kontuzji. Ale to też nie jest już ten sam Subotić. Niegdyś tworzył świetny duet stoperów z Hummelsem, przez wiele lat. Nawet kiedy jeden z nich miał problemy zdrowotne i szansę dostawał były zmiennik Felipe Santana, a Brazylijczyk spisywał się dobrze, to i tak zasiadał na ławce po powrocie czy to Matsa, czy to Nevena. Ale teraz to daleko mu nawet do miana pierwszego zmiennika dla aktualnego podstawowego duetu Hummels-Sokratis, przynajmniej moim zdaniem. Mówi się nawet coraz głośniej, że Serb może po sezonie opuścić zespół z Signal Iduna Park. Mówi się o rewolucji, czyli o pozbyciu się takich piłkarzy jak właśnie Subotić, Großkreutz, Schmelzer, Immobile. Ale, co trzeba przyznać, Nevena wszedł i spisywał się nieźle. On zajął miejsce obok Matsa, a Sokratis powędrował na prawą stronę defensywy. Nie martwiłem się o takie rozwiązanie, bo przecież były gracz Werderu Brema jest wyjątkowo uniwersalnym obrońcą, mogącym w zasadzie występować na każdej pozycji w bloku defensywnym. Świetny stoper, w tym sezonie zagrał również jako lewy obrońca, wtedy spisał się bardzo dobrze, a jako prawy defensor często grał w swoim poprzednim klubie. Bardziej to już bym się bał o pojawienie się Suboticia na placu gry. Lecz, jak już wcześniej wspomniałem, spisał się nieźle. Tak samo Sokratis zastępujący Łukasza. Często przerywał akcje przeciwnika, nie dał nikomu z zespołu rywala pograć. Ogółem do defensywy w tym meczu nie można było się przyczepić, bo każdy zagrał na dobrym poziomie. Żadnych błędów z tyłu na szczęście nie popełniliśmy, o dziwo, bo to niecodzienne zdarzenie, przynajmniej w tym sezonie. Ale i tak podopieczni Rogera Schmidta niezbyt zagrozili naszej bramce. Tak jak my ich. Czyli niewiele się zmieniło w tej drugiej odsłonie spotkania. Nadal było nudno, niewiele się działo. Wolne tempo meczu. Obie drużyny nie starały się aż tak wygrać. Szczególnie zawodnicy Juergena Kloppa. Tak naprawdę, to z biegiem czasu, z sekundy na sekundę, z minuty na minutę, zespół jeszcze aktualnego wicemistrza Niemiec, podkreślam, jeszcze, coraz bardziej starał się oddalić futbolówkę od własnej bramki, a wręcz własnej połowy. Kiedy widziałem takie zachowanie naszych piłkarzy, to śmiać mi się chciało. Byłem tym po prostu zażenowany. Co to miało być? Taki klasowy zespół zachowujący się jak beniaminek? Albo zespół z czwartej ligi grający w Pucharze Niemiec z pierwszoligową drużyną? No dobra, sam pisałem, że styl się nie liczy, ale takie coś? My mamy szukać od teraz w każdym meczu trzech punktów, a nie jednego. Bo tak to wyglądało, jakby nas remis satysfakcjonował. Żart jakiś. Mam nadzieję, że w następnych meczach będziemy grali o komplet punktów. I jeszcze dobił mnie Hummels po meczu, który stwierdził, że cieszą się z jednego punktu... Kiedyś to by byli na siebie wściekli, ale dzisiaj to są zadowoleni z remisu... Żenada. Ogólnie to jest postęp, porównując ten mecz z poprzednią rundą. To było chyba, jeżeli się nie mylę, pierwsze spotkanie na wyjeździe w tym sezonie, w którym nasz golkiper bądź obrońcy nie musieli wyciągać piłki z siatki. Ogółem to defensywa bardzo dobrze się spisała. Każdy praktycznie zagrał na niezłym, solidnym poziomie. Nie dali pograć ofensywnym zawodnikom gospodarzy. Tylko czemu tak wybijali te piłki?! Bez sensu, byle się uwolnić. Tak nie może być, jeżeli chcemy się... utrzymać... W ofensywie to ogółem dramat, żadnej ładnej, składnej akcji, żadnego groźnego strzału, nie potrafimy podawać, podania nie docierają do celu, jedyny pozytyw naszej gry ofensywnej to występ Kampla, który naprawdę się starał i walczył. Reus słabo, Immobile i Großkreutz tragedia, masakra, dno. I ten Mkhitaryan. Niech on już się po tym sezonie wynosi. Wszedł na boisko, nic nie grał, był kompletnie niewidoczny, żadnego zaangażowania, ciągłe straty, złe podania. To jest dramat. On oddaje tyle strzałów na bramkę rywala w tym sezonie i nic nie może strzelić. To jest po prostu patologia. Mówi się coraz głośniej o tym, że źle czuje się w Dortmundzie, a jego menadżer twierdzi, że po sezonie opuści nas. I bardzo dobrze, wynocha. To jest naprawdę patologia, żeby zapłacić za piłkarza prawie trzydzieści milionów euro, rekord klubowy i żeby na przestrzeni całego sezonu nie zdobył żadnej bramki w lidze? Rozumiem, mamy kryzys, mało goli strzelamy, ale to właśnie przez grę chociażby Ormianina tak to wygląda. Środek pola nie istniał, rozegranie nie istniało. Brak kondycji, walki, zaangażowania. Dramat. Brak stylu gry, pomysłu na grę. Wiadomo, to nie jest teraz ważne, ważne są wygrane, ale jak to można osiągać non stop wybijając futbolówkę na oślep?! Podsumowując, nudny mecz, niewiele się działo, był w miarę wyrównany, choć to gospodarze mieli więcej okazji, więcej z gry. Punkt na inaugurację roku kalendarzowego.
Oceny:
Borussia Dortmund:
Weidenfeller: 6.5; w miarę dobry mecz w jego wykonaniu. Nie popełnił o dziwo żadnego błędu, nie zawalił bramki, w ogóle żadnej nie stracił, czyli to spotkanie może zaliczyć do jednego ze swoich bardziej udanych w tym sezonie. Chyba ten okres na ławie sprawił, że wróci do formy sprzed tego tragicznego okresu.
Łukasz: 6; poprawny mecz i chyba nic więcej. Mało aktywny z przodu, z tyłu tylko poprawnie. Ale znowu kontuzja .
Sokratis: 8.5; bardzo dobre spotkanie w wykonaniu Greka. Radził sobie dobrze w defensywie, czołg, nie do przejścia. Nie dał pograć w pierwszej połowie Kießlingowi, w drugiej dobrze prezentował się na prawej obronie. Dużo przejęć, dobrych podań.
Hummels: 8; bardzo dobry mecz Matsa. Grał tak samo jak Sokratis. Nie do przejścia, super odbiory, przecinał wszystko, tego dnia nawet mysz by się nie prześlizgnęła.
Schmelzer: 6; nie zagrał najgorzej, niby nie był aktywny w ofensywie, z przodu nic, ale z tyłu nie popełniał błędów i to się liczy.
Ginter: 4.5; słaby występ młodego mistrza świata. Widać było, że pomocnik defensywny to nie jego pozycja. Niby może na tej pozycji występować, ale moim zdaniem stoper to jego docelowa pozycja.
Sahin: 6.5; wreszcie nie zagrał tragicznie ! O dziwo. Nie był taki wolny jak zazwyczaj, nawet nieźle sobie radził, dobrze podawał, był aktywny.
Großkreutz: 1; mam po prostu dosyć nie niego patrzeć, nie wiem o co chodzi Kloppowi. Przecież on jest tak słaby, że szkoda gadać. Myślałem, że w tym sezonie w ogóle sobie nie pogra, bo przecież się wzmocniliśmy i zdawało mi się, że to jego koniec, ale jak widać nie...
Reus: 4; słabo, naprawdę słabo. Nic nie pokazał. Ja mam wrażenie, że on jest już myślami w tych Realach, Barcelonach, Manchesterach. Taka gwiazdeczka. No dobra, wraca po kontuzji, ale przecież przepracował cały okres przygotowawczy, nie? Szkoda gadać...
Kampl: 7; dobre spotkanie, starał się, walczył, był pod grą. Jak na debiut to całkiem, całkiem nieźle.
Immobile: 3; co za gość, nie wytrzymam, nie mogę już na niego patrzeć. Przecież to drewniak, nie okiwa rywala, ciągle jest na spalonym, nie można do niego podać, bo zaraz straci futbolówkę albo arbiter boczny podniesie chorągiewkę, żadnej akcji zespołowej z nim nie można przeprowadzić.
Subotić: 7; nieźle się zaprezentował, wszedł z ławki i radził sobie na pozycji stopera. Przerywał wiele akcji rywali, dobrze wyprowadzał piłkę. Kiedy wchodził na plac gry, to bałem się, że znowu coś zawali, ale na szczęście nie.
Mkhitaryan: 2; weźcie go już sprzedajcie za chociaż dziesięć milionów euro, by chociaż coś się zwróciło i zainwestować tę kasę w jakiś duży talent europejski. Tylko ciekaw jestem, czy znalazłby się jakiś naiwniak, który by go wziął. Przecież gość nic nie gra, w ogóle go nie ma, w pewnym momencie to zapomniałem, że on wszedł. Zero, zero, jeszcze raz zero.
Ramos: 5; przeciętnie, nic nie pokazał, anonimowy występ.
Bayer Levekrusen:
Leno: 6; nie miał wiele do roboty, błędów nie popełnił.
Hilbert: 5; mocno przeciętny mecz w jego wykonaniu. Niewiele pokazał, najsłabszy w defensywie spośród wszystkich obrońców gospodarzy.
Toprak: 5.5; przeciętnie, raczej nie zaprezentował się dobrze. W defensywie nie najlepiej, słabe wyprowadzenie piłki.
Spahić: 5.5; podobnie jak Toprak.
Wendell: 6; najlepszy element defensywy Levekrusen. Starał się, walczył, pilnował piłkarzy Dortmundu.
Bender: 5; słaby mecz, słabo w defensywie, odbiorze i ataku.
Castro: 4; anonimowy występ, jakby w ogóle go nie było.
Bellarabi: 7; dobry mecz, starał się, grał ofensywnie, sprawiał problemy obrońcom Borussi. Zdecydowanie najlepszy w ekipie Bayeru.
Calhanoglu: 3; w ogóle go nie było, jakiś jeden strzał z wolnego, ale tak to klapa.
Drmić: 5; przeciętnie, mało widoczny, nie był pod grą.
Kießling: 5; tak samo jak Drmić, kompletnie wyłączony z gry.
Brandt: za krótko grał.
Rolfes: za krótko grał.
Man of the Match: Sokratis Papastathopoulos
Ocena meczu: 4/10
Słaby mecz, niewiele się działo, nie ma zwycięstwa Borussi. Ale jest przynajmniej punkt, no i nie tracimy gola .
BORUSSIA DORTMUND - FC AUGSBURG
Czas na drugą kolejkę jednej z najlepszych lig Europy i świata, a być może nawet i najlepszej, czyli Bundesligi, co chodzi o ten rok kalendarzowy, oczywiście. Ogółem jest to dziewiętnasta seria spotkań w lidze niemieckiej. Czas na starcie klubu z dołu tabeli z zespołem z jej górnych rejonów. Po takim zdaniu każdy domyślałby się, że Borussia Dortmund jest wyżej, ale jest odwrotnie. Gospodarze tego meczu są na ostatnim miejscu. Aktualny wicemistrz kraju tak zwaną "czerwoną latarnią". Jak to brzmi, to jest nie do pomyślenia. To jest katastrofa. To jest dramat. To jest tragedia. To jest horror. To jest koszmar. Tylko takie słowa przychodzą mi na myśl, kiedy myślę o tej całej sytuacji. Ale żadne, podkreślam, żadne nie jest odpowiednie, by określić to, co dzieje się obecnie z tą drużyną. Tak stoczyć się na dno, to jest nieprawdopodobne. Nie wiem, czy taka sytuacja w jakiejkolwiek europejskiej lidze miała kiedykolwiek miejsce. A na dodatek jeszcze aktualni wicemistrzowie Niemiec grają w Lidze Mistrzów. To nic dziwnego, bo druga drużyna ligi niemieckiej ma zapewniony start w tych jakże prestiżowych rozgrywkach, ale nie chodzi mi o fazę grupową, a o fazę pucharową. Oni są na ostatnim miejscu w tabeli swojej rodzimej ligi, a w Champions League radzą sobie znakomicie. Awansowali z pierwszego miejsca do 1/8 finału, gdzie zmierzą się z Juventusem Turyn. Niewiarygodne. Ale jednak tak jest. A goście? FC Augsburg to niewiątpliwie rewelacja tego sezonu, drużyna, na którą nikt nie stawiał, a jest tak wysoko. Chyba nikt nie mógł się spodziewać, że podopiecznym Markusa Weinzierla tak dobrze będzie szło. Aktualnie okupują czwartą lokatę z dorobkiem trzydziestu trzech "oczek". Ta pozycja gwarantuje prawo do udziału w kwalifikacjach do Ligi Mistrzów. Mają tyle samo punktów co imienniczka "żółto-czarnych" - Borussia Moenchengladbach, zajmująca obecnie trzecie miejsce. A na początku przecież byli w strefie spadkowej. Przegrali dwa pierwsze pojedynki - na wyjeździe z TSG 1899 Hoffenheim (0:2) i u siebie właśnie z finalistami Pucharu Niemiec. Wszyscy skazywali ich na porażkę, mówili, iż w tym roku spadną. Większość "ekspertów" u naszych zachodnich sąsiadów skazywała ich na porażkę, na degradację jeszcze przed rozpoczęciem rozgrywek. A potem odbili się od dna i zaczęli punktować. Zatem to oni byli faworytami tego starcia, moim zdaniem i chyba zdaniem większości kibiców. Szkoleniowiec gości stwierdził, że tak nie jest. Chciał zrzucić presję faworyta na zwycięzców Superpucharu Niemiec. Lecz to i tak nie mogło zmienić mej opinii.
Pierwsza połowa tego spotkania była raczej przeciętna. Nie stała na jakimś niesamowitym poziomie. Niewiele się działo. Nie mieliśmy zbyt dużo strzałów, pięknych akcji, po których ręce aż same składałyby się do oklasków. Tempo gry było wolne. Emocji również było jak na lekarstwo. Można było jednak stwierdzić, iż drużyna Makrusa Weinzierla była tego wieczoru lepsza. Mieli, jak to się mówi, więcej z gry. Chociaż okazji podbramkowych nie mieli, lecz o tym napisałem trochę wyżej, na początku opisu tej pierwszej odsłony. Mieli zdecydowanie więcej piłki przy nodze niż Borussia Dortmund. Podopieczni Juergena Kloppa nie za bardzo chcieli być w posiadaniu tej futbolówki. Po prostu oddali pola rywalom. Bali się o grę przez środek pola, co było widać ewidentnie. Nic dziwnego, skoro w rundzie jesiennej tego sezonu Borussen stracili masę bramek po stratach w środkowych rejonach boiska, nadziewając się na kontry, po których defensorzy klubu z Zagłębia Ruhry musieli wyciągać piłkę z siatki. Było to widoczne również wtedy, kiedy BvB miało futbolówkę przy nodze. Po prostu graliśmy pomijając środkowych pomocników, nie podając do nich, a grając od razu do atakujących, jak Marco Reus, Pierre-Emerick Aubameyang czy Kevin Kampl oraz Ciro Immobile, i niech oni sobie po nią biegną, czasami nawet kilkanaście, albo i kilkadziesiąt metrów. Bez sensu. Wiadomo, nie liczy się styl gry, liczą się punkty, i to jest wiadome, ale na takie coś nie da się patrzeć! Aż zęby od tego bolą. Jeszcze jeżeli byłoby to efektowne i efektywne, ale nie było! Rzucają tą piłkę kilkanaście razy, a chyba ani razu nie dotarła do naszych piłkarzy. Masakra, dramat, tragedia. Kiedyś to Dortmundczyków oglądali z przyjemnością ludzie z całej Europy, a dzisiaj jest to niemal jak kara dla kibiców tej drużyny. Czasy się zmieniają, niestety . Ale oddaliśmy kilka strzałów na bramkę bronioną przez Alexandra Manningera. To jest duży plus, bo w poprzedniej serii gier, kiedy rywalizowaliśmy z Bayerem Leverkusen to w ogóle nie strzelaliśmy na bramkę rywala. Teraz były dwie próby Aubameyanga, dwa strzały Immobile, jakieś uderzenie Kampla. Ale wszystkie były bardzo, bardzo mizerne. Tak w zasadzie to wszystkie wyglądały jak podania do golkipera gości. Wszystkie trafiały "do koszyczka". Jednakże w statystykach będzie zapisane, że oddaliśmy te kilka strzałów. A co do Augsburga, to jak już wspomniałem, nie mieli żadnych sytuacji na strzelenie gola. Chyba jedyny strzał w wykonaniu Augsburga w tej pierwszej części spotkania oddał nasz były gracz - Dong Won Ji. "Grał" tutaj pół roku. W cudzysłowiu, bo tak naprawdę to w pierwszej drużynie nie rozegrał ani jednego meczu. Tak naprawdę to nawet nie zasiadł na ławce rezerwowych. Nie został też zgłoszony do rozgrywek Ligi Mistrzów. Grał jedynie w rezerwach. Leczył też kontuzje. I nie dostał szansy. Kontrakt został z nim rozwiązany krótko przed transferem Kevina Kampla. I znowu będzie bronił barw Augsburga. Już trzeci raz w swojej karierze, a dopiero pierwszy jako własność, mówiąc brzydko, tego klubu. Powiedzcie mi proszę teraz, dlaczego w ogóle Watzke, Zorc i Klopp pomyśleli o jego zakontraktowaniu? Bez sensu. Kiedy na początku tamtego roku zostało to potwierdzone, to wszyscy w klubie go tak chwalili, że taki dobry, utalentowany piłkarz, że będzie to duże wzmocnienie składu i tak dalej. A tak naprawdę to nie był nawet jego uzupełnieniem. Jedynie może drugiej drużyny. I teraz mi powiedzcie, czy oni myślą? Czy oni myślą? Zdaję mi się, że nie. I właśnie taki przypadek tego Azjaty potwierdza, że zespół z Signal Iduna Park, jego włodarze, nasza tak zwana "święta trójca" przestała robić dobre transfery, kiedy tylko trochę zarobiliśmy, to chyba pomyśleli, że jesteśmy tacy świetni i w ogóle i tak to wychodzi, że zamiast takich graczy jak niegdyś Robert, Kagawa, Reus, to teraz mamy o wiele droższych albo po prostu słabych i nieużytecznych jak chociażby Ji, czy Mkhitaryan, Ramos, Immobile. Jak ten klub się stoczył... Szkoda gadać nawet. Wracając jeszcze do wydarzeń boiskowych, to napiszę coś o grze naszych graczy. Najlepszy był chyba... Weidenfeller, bo w końcu nie miał nic do roboty. Co chodzi o zawodników grających nieco wyżej, to na pewno warto pochwalić Kampla. Widać, że chłopak ma mocną głowę, że nie boi się grać. Drużyna przechodzi taki ogromny kryzys, on przychodzi do nowej ligi, nowego klubu, rozgrywa dopiero drugie spotkanie i gra jak stary, doświadczony, klasowy piłkarz, bez żadnych kompleksów. Będą jeszcze z niego ludzie, mówię Wam to. Natomiast reszta z tercetu ofensywnego nic nie grała, kompletnie nic. Reus to już jest myślami w tych swoich Realach, Machchesterach, Barcelonach. Patrząc na ten skład, to najlepszy, najbardziej klasowy piłkarz w wyjściowej jedenastce, a nawet klubie, a gra jak łajza, jak słaby piłkarz w słabym klubie Bundesligi. Mam nadzieję, iż w następnych kolejkach będzie wyglądało to znacznie lepiej. Co do Aubameyanga, to trzeba powiedzieć, że Klopp jednak nie myśli. To nie jest prawy skrzydłowy i niech to Juergen w końcu pojmie! Jak on gra na tym boku, go w ogóle nie ma, on nie istnieje na tej pozycji. Taktycznie to dupa. Na szpicy wygląda to znacznie inaczej, wtedy strzela bramki, gra dobrze. W poprzednim sezonie został odstawiony na długie miesiące, kiedy nie szło mu jako prawemu pomocnikowi. I to powinno Kloppowi dać do zrozumienia, że to nie jest zawodnik nadający się na tę pozycję. A co do Ciro... On jest... Ja już nie mam na niego siły. Co ten Juergen w nim widział to ja nie wiem. Przecież on jest wolny, ociężały, ciągle łapany na spalonym, drewniany, zero techniki, nie potrafi celnie podać. Żart, chodzący żart, bo nawet nie biegający, a chodzący. Przez pierwsze dwadzieścia, może dwadzieścia pięć minut spotkania w ogóle go nie było, stał sobie tylko, nie miał piłki, w ogóle się nie starał. Potem kilka razy miał futbolówkę przy nodze, oddał jakieś tam dwa "strzały" i to w zasadzie tyle. Nie wiem co Juergen w nim widział, naprawdę. To dla mnie nieprawdopodobna zagadka. On już się chyba kończy, kiedyś to wyciągał takie talenty za małe pieniądze i robił z nich diamenty, rubiny, szmaragdy i wszystkie inne kamienie szlachetne, a teraz? Jak to się mawia, z gówna bata nie ukręcisz i na tym przykładzie dobrze to widać. A to, że został królem strzelców ligi włoskiej tylko źle świadczy o Serie A. Kiedyś potężna liga, obecnie tak słaba, że szkoda gadać. To znaczy, nadal jest to jedna z pięciu najlepszych lig Starego Kontynentu, lecz dzisiaj nie może się równać z takimi potęgami jak Premier League, La Liga czy liga niemiecka. Podsumowując, pierwsze czterdzieści pięć minut nie należały do wybitnych, mocno przeciętna, mało ładnych akcji, wolne tempo, mało strzałów, prawdziwych, dobrych okazji to w ogóle nie było.
Drugie czterdzieści pięć minut zaczęło się katastrofalnie. Wiadomo chyba już, o co chodzi. Ano chodzi o stratę bramki. To było do przewidzenia, bo to wszystko było zbyt piękne, zbyt długo utrzymywał się wynik bezbramkowy. I się stało. Kolejna porażka nadchodzi. Bo kiedy tracimy gola jako pierwsi, to prawie nigdy nie odrabiamy tych strat. Warto natomiast spojrzeć, jaka to była bramka, bo sytuacja mega, mega, mega komiczna, jak z jakiejś komedii, albo komediodramatu, to lepiej brzmi. Co zrobił Hummels, co zrobił Sokratis, co zrobił Großkreutz, co zrobił Schmelzer, co zrobił Sahin... A raczej czego nie zrobili. Nie powstrzymali rywala. Pięciu chłopów nie było w stanie powstrzymać dwóch graczy rywala. Ale co odwalił Hummels, to po prostu nie mam pytań. Kładzie się przed napastnikiem rywala, rozkłada przed nim nogi... No co to jest! To jaja są. Stoper tej klasy to ma być dziki byk, dzik, potwór, a nie jakaś mameja! No ludzie, gość zdobył mistrzostwo świata, dwukrotny mistrz Niemiec, finalista Ligi Mistrzów, super obrońca, ceniony w całej Europie, znany zawodnik, tyle trofeów, tyle sukcesów i zachowuje się w taki sposób? Ręce opadają... I chyba nie tylko ręce. Potrzebny nam jakiś stoper z jajami, jak na przykład Kamil Glik. Rok temu pojawiła się taka informacja, że interesujemy się reprezentantem Polski, ale wtedy nie byłem co do tego przekonany. Ale dzisiaj, w obliczu tego kryzysu jestem pewien, że taki piłkarz jak ten jest nam potrzebny. Tym bardziej patrząc na poczynania takich defensorów, jak choćby Hummels. Glik ma jaja, jest twardy, silny, dobry w powietrzu, odpowiedzialny, prawdziwy lider, cechy przywódcze, mocny psychicznie, brak kompleksów, odważny, ambitny. Przydałby się. Tym bardziej, że jest najbardziej bramkostrzelnym stoperem w Europie, jeżeli ogółem nie obrońcą (przynajmniej biorąc pod uwagę pięć najlepszych europejskich lig). Myślę, że po tym sezonie kapitan Torino opuści ten klub. Także zapraszamy do Dortmundu . Wracamy do przebiegu tej drugiej części spotkania, bo się rozgadałem, a w zasadzie rozpisałem na temat Glika. Powróćmy jeszcze na chwilę do tej nieszczęsnej bramki. Od czego to się zaczęło? Zaczęło się to od straty futbolówki w środku pola, kolejna żałosna, głupia strata. I właśnie dlatego grają długie piłki, żeby wyeliminować ich straty, a i tak dochodzi do tego, iż futbolówka tam się znajduje, nieporadność środkowych pomocników i dupa. A obrońcy, kompletny brak krycia, pozostawili piłkarzy rywala samych, idą na raz, kładą się przed nimi niewiadomo po co. No jaja jakieś. Hummels kładzie się prosto przed napastnikiem, wszyscy idą na raz, Schmelzer zostawił zawodnika po swojej lewej stronie, Sokratis zamiast asekurować, to robił niewiadomo co, a na koniec wesoły Romeczek zrobił pajacyka przed zawodnikiem oddającym strzał na jego bramkę, zamiast bronić. I jeszcze po tym spojrzeć na Kevina G. Jego minę, pretensję, a sam nic nie robił. Weźcie się go pozbędźcie, kibic jeden. Masakra. Od dziecka jest zadeklarowanym fanem BvB, w porządku, to nawet fajnie, że od małego chodził na mecze i mógł spełnić swoje marzenia o grze w tym klubie. Tyle, że na jakiej podstawie mogą grać kibice? W takim razie ja także chcę! Jak już napisałem, pozbyć się go, bo drewnem jest, nie nadającym się nawet jako opał do kominka. I niech zabierze ze sobą Ormianina, Niemobilnego, Ramosa i Schmelzera ze szkła. Tak w ogóle, to ciekawie się w tym meczu dobrali boczni obrońcy. Lewy defensor ze szkła, a prawy z drewna. A Mats, ty się chłopie zastanów, bo w końcu zmienię zdanie i jeżeli odejdziesz do tego Manchesteru United czy gdziekolwiek indziej, to już nie będę płakał. Weź się w garść! Kapitan drużyny... Potem, jak można było się spodziewać, nie starali się za bardzo, by wyrównać. Po stracie tej bramki byłem już w zasadzie pewien o porażce. My w zasadzie prawie nigdy nie remisujemy, nie mówiąc już o zwycięstwach, kiedy tracimy gola dającego prowadzenie rywalom. Tak to niestety wygląda. Lenie i tyle, bo zawsze mogą się postarać, ale oni, takie wielkie gwiazdki, wolą grać praktycznie na stojąco, w ogóle nie wychodząc do podań, nie ustawiając się do zagrania im futbolówki, podając niecelnie, grając wyjątkowo chaotycznie, bez ładu i składu. Tak było prawie zawsze, i tym razem też. Chaos, nieład, nieporządek. Tak można opisać wszystkie "akcje" tego meczu w naszym wykonaniu. W cudzysłowiu, bo to ciężko nawet nazwać akcjami, kiedy to stoją w miejscu, boją się zaryzykować, czy nawet wystawić do podania. Podania niecelne, tak jakby nic nie jedli od lat. Czasem nawet piłka zatrzymywała się w połowie drogi. Masakra. I jeszcze Klopp dolał oliwy do ognia, ściągając Kampla i Reusa. Reus może nie zagrał tak dobrze, bo w zasadzie to był słaby występ w jego wykonaniu, niewiele pokazał, mało widoczny, żadnej akcji kombinacyjnej, szybkiej wymiany podań z kolegami (może też dlatego, że takich ma kolegów, czyli drewnianych, którzy psują każdą akcję, zanim tak naprawdę się zacznie). Ale Kampl? Chłop przecież był najlepszy u nas! On już się gubi, traci nad tym panowanie. To nie jest normalne, nawet nie widzi, kto gra dobrze, a kto nie?! Nawet jeżeli ma gorszy dzień, nie może się skupić i nie wie kogo ściągnąć, to chociaż mógłby poradzić się reszty sztabu szkoleniowego, chyba, że oni też nie chodzą regularnie do okulisty. I jeszcze najlepsze jest to, kogo za nich wprowadza. A mianowicie Kagawę i... Mkhitaryana... Jeszcze zrozumiem tego pierwszego, może nie gra rewelacyjnie, tak w zasadzie to zagrał tylko jeden dobry mecz po powrocie, a reszta to mizeria i słabizna, lecz mu trzeba dać szansę, żeby się w końcu odbudował. I kiedyś się odbuduje, jestem przekonany o tym, tak samo jak o odbiciu się od dna wicemistrzów Niemiec. Ale Mkhitaryan? Gość, który strzela jednego gola w sezonie i to na dodatek w Superpucharze Niemiec? Wiadomo, to nie jest mecz towarzyski, zwykły sparing, ale to był dopiero początek sezonu, kiedy to Bayern nie był jeszcze w formie, przecież tylu ich piłkarzy grało na mistrzostwach świata i długo po mundialu odpoczywali, ale potem nasza ormiańska gwiazda nic nie ustrzeliła. To byłoby normalne, gdyby miał długą kontuzje, gdyby pauzował przykładowo prawie całą rundę i dopiero co wrócił do gry, do pełni dyspozycji i rozgrywa na przykład dopiero swoje piąte, szóste spotkanie w sezonie w lidze, ale on w zasadzie grał zawsze, w każdym meczu. Ale kiedyś będzie musiało wpaść, bo, jak już wyżej napisałem, to niemożliwe, by podstawowy piłkarz, za którego wydało się takie grube pieniądze nie strzelił żadnej bramki, oddając być może najwięcej strzałów na bramkę przeciwników w zespole w trakcie całego sezonu. Pamiętam nawet, jak podczas opisu spotkania o Superpuchar Niemiec napisałem, że to będzie jego sezon, że w nim wreszcie odpali i będzie grał jak należy, jak wszyscy wymagają od takiego drogiego gracza. Ale się tak trochę przeliczyłem... Piszę o nim tak źle, w samych negatywach, ale nie dał tak złej zmiany, a wręcz przeciwnie, zaprezentował się z, o dziwo, można powiedzieć, dobrej strony. Na początku, jak to on ma w zwyczaju, grał samolubnie, holował tą futbolówkę, praktycznie w ogóle nie podawał, oddawał tylko bezsensowne strzały z daleka, a jak już podawał to źle, niecelnie. Ciągle tracił piłkę, był niewidoczny, mało aktywny, ale w pewnym momencie coś zaskoczyło. Był blisko pokonania golkipera rywali, choć tak jest w zasadzie w każdym meczu. Ale groźnie strzelił, wywalczył rzut rożny, obsłużył kolegów kilkakrotnie, kilka dobrych prostopadłych podań. Rozruszał tą grę, wyjątkowo statyczną, wniósł trochę świeżości w nasze poczynania, podczas nieobecności Marco i Kevina (Kampla, żeby nie było potem nieporozumień ) wziął sprawy w swoje ręce, a w zasadzie nogi. To na nim opierała się nasza gra, można nawet powiedzieć, iż był najgroźniejszym graczem finalistów poprzedniej edycji Pucharu Niemiec. Ale początek miał niemrawy, wręcz słaby, a potem się rozkręcił. Tak czy siak, niewiele to pomogło, bo mamy kolejną porażkę... Już myślałem, że w tej rundzie będziemy od samego początku punktować, ale jak widać nie. Myślałem, iż ten remis z Levekrusen w pierwszym meczu tego roku kalendarzowego da nam impuls. Myliłem się, jak widać. W końcówce nawet się nie starali, grali normalnie, jakby wygrywali, jakby wynik był wyjątkowo korzystny. Ale był wyjątkowo niekorzystny. Tyle, że po co się starać, lepiej w ogóle spowolnić grę. Brawo panowie, brawo. Kolejny spektakl. Nudny mecz, tego nie da się oglądać. Ich gry nie da się oglądać. Te długie piłki, by pominąć środkową linię to jakaś masakra. Niech w końcu z tym skończą, bo to nic nie pomaga. Gra wolna, tempo gry w wykonaniu uczestników fazy pucharowej Ligi Mistrzów wolne, ślamazarne ruchy zawodników, w ogóle nie potrafią biegać, biegają dwa razy wolniej od rywala, w ogóle się nie starają, nawet nie próbują udawać, że im na czymś zależy. Klopp twierdzi, że trzeba dużo biegać, by wygrać, że co najmniej te sto dwadzieścia kilometrów trzeba zrobić. Tyle, że oni chyba biegają po maksymalnie dziewięćdziesiąt. Widać to wyraźnie. Chyba oni biegają z trzy godziny na rozgrzewce przed meczem i nie mają już siły. Wolna gra, oni praktycznie sobie chodzą, maszerują, mnóstwo strat w środku pola, pomimo starań, by pomijać rozgrywanie przez środkowych pomocników, piłka ciągle tam się znajduje. Żadnej ładnej akcji nie było, chaos, nieporadność, bałagan. Weźcie się w garść! Dosyć mam tego, strefa spadkowa wita... Ale na koniec mamy jeden pozytyw, czyli... kontuzja Kevina Großkreutza!!! Wyśmienite wieści dotarły do nas dzień po meczu. Kiedy widziałem, jak go znosili, to się modliłem, by było to coś poważniejszego, a nie tylko uraz. Wiem, że nie należy nikomu źle życzyć, nie powinienem, ale przecież to fantastyczny news! To może być punkt zwrotny w tym sezonie. Sześć tygodni, półtorej miesiąca, tyle meczy bez naszego technika... Jeszcze niech ten Mkhitaryan i Niemoblilny zostaną kontuzjowani albo zasiądą sobie wygodnie na ławie, albo najlepiej na trybunach i europejskie puchary możliwe .
Oceny:
Borussia Dortmund:
Romeczek: 5; nie popełnił wielu błędów, bo tak naprawdę nie miał szansy, by się "wykazać", ale przy straconym golu mógł zachować się lepiej.
Kevinek G.: 2; tragiczny mecz, nic, kompletnie nic nie grał. Słabo z tylu, słabo z przodu. Tak w zasadzie to zagrał na jedynkę, ale ze względu na tą kontuzję, czyli największy pozytyw meczu dostanie tą dwójkę .
Mats: 3; słaby mecz Matsa, zawalił bramkę, zachował się jak jakaś ciapa, łajza. Napastnik rywala biegnie, to trzeba zrobić rozkrok, na podłogę i gol.
Sokratis: 4; słaby mecz, słabo z tyłu, duże błędy, gol też może pójść w pewnym stopniu na jego konto.
Schmelzer: 2,5; tragedia, ten gość nie dość, że jest ze szkła, to pod tą warstwą kryje się warstwa drewna.
Guendogan: 3; słaby występ, mnóstwo strat, zero jakości z przodu.
Sahin: 5.5; nie najgorzej jak na niego, nie był taki wolny, jakoś tak zaliczył mniej strat, więcej lepszych podań, także nie najgorzej.
Kampl: 6; definitywnie nasz najlepszy gracz, chociaż i tak nie był to niewiadomo jaki występ. Starał się, był aktywny, dobrze podawał, rozgrywał, ale mogło i tak być lepiej.
Reus: 3; słabe spotkanie, mało aktywny, mało go było widać na placu gry, niewidoczny, źle podawał, dużo strat, mało się starał, żadnej udanej akcji, czy to zespołowej, czy indywidualnej.
Aubameyang: 3; bardzo słabo zagrał, prawa pomoc to nie jego pozycja, to jest napastnik, i do tego środkowy. Nie może więcej tam grać, bo jest niewidoczny, w ogóle go tam nie ma, nie cofa się do obrony, taktycznie dupa.
Immobile: 2; ja już nie będę komentował, to jest po prostu dramat. Tracę cierpliwość, widząc go takiego drewnianego.
Subotić: 5; tak sobie, bywało lepiej, ale też i gorzej.
Mkhitaryan: 5.5; nikt nie powiedział, że zagrał dobrze, dał dobrą zmianę, bo był lepszy od reszty, wniósł trochę do gry, ale i tak patrząc na jego początek zaraz po wejściu na boisko, to muszę stwierdzić, iż na więcej nie zasługuje.
Kagawa: 4.5; słabo, niewiele pokazał po wejściu, zero jakości, żadnych dobrych podań, akcji.
FC Augsburg:
Manninger: 7; nie miał wiele do roboty, a to co miał obronić, to obronił.
Verhaegh: 6.5; w miarę dobry występ, solidny w defensywie, nie było też tragedii z grą do przodu.
Janker: 2.5; nie radził sobie w tym meczu, jeszcze w dodatku dostał czerwoną kartkę (tak swoją drogą, to to jest aż szok, że nie udało się chociażby zremisować, tyle czasu grając w przewadze).
Klavan: 6; solidny występ, nie było źle, starał się, miał trochę problemów w obronie, ale i tak było nieźle.
Faulner: 4.5; raczej słabo, nie udało mu się zastąpić Baby. Wolny, ciągle spóźniony, gdybyśmy byli w formie, to na pewno byśmy wykorzystali taki słaby punkt w defensywie rywala.
Höjbjerg: 5; taki sobie występ, nie dawał dużo z przodu, można powiedzieć, że taki anonimowy występ, bo go w ofensywie praktycznie w ogóle nie było, a prócz tego dużo strat piłki. Duży talent, ale musi jeszcze sporo popracować nad sobą, by być wielkim, klasowym piłkarzem.
Baier: 8; bardzo dobry mecz w wykonaniu tego pomocnika. Nie wiem, czy to nie był nawet piłkarz meczu, mógłby o to miano kandydować. Dużo przejęć, przerywał dużo akcji rywala.
Bobadilla: 7; strzelił gola, w dodatku dającego jego drużynie trzy punkty, był aktywny, walczył, sprawiał problemy obrońcom Borussi.
Altintop: 8.5; obok Baiera najlepszy w swojej drużynie. Był aktywny, dużo kreował, dobrze rozgrywał. Praktycznie to udział w tej bramce oceniam na około osiemdziesiąt procent.
Werner: 5.5; nie zagrał olśniewająco, przeciętnie się zaprezentował. Mało aktywny, niewiele było zagrożenia z jego strony. Stać go na więcej.
Ji: 3; cóż, anonimowy występ, prawie w ogóle go nie było.
Caiuby: 6; nie najgorzej, ale szału też nie było.
Kohr: za krótko grał.
Djurdjić: też za krótki występ.
Man of the Match: Halil Altintop
Ocena meczu: 5/10
Słaby mecz, niewiele się w nim działo, nudziłem się wyjątkowo, prócz tego kolejna porażka, nic się nie zmieniło w porównaniu z poprzednią rundą, słaba postawa defensywy, jak i ofensywy, mało ładnych akcji, chaos, nieład, nieporządek, bezradność - takie słowa dobrze opisują naszą grę. Ale jest jeden plus, dzięki któremu nie dałem jedynki: kontuzja Großkreutza .
SC FREIBURG - BORUSSIA DORTMUND
Czas na trzecią kolejkę tego roku kalendarzowego w najlepszej lidze świata, czyli w lidze niemieckiej. Ogółem jest to dwudziesta seria gier Bundesligi. Spotkanie SC Freiburg z aktualnym jeszcze wicemistrzem Niemiec - Borussią Dortmund. Mecz na samym dole tabeli. Tak zwane starcie o sześć punktów. Jeżeli nie o więcej, bo dla obu zespołów był to istotny pojedynek. W końcu gospodarze tego spotkania mieli zaledwie osiemnaście punktów, a przyjezdni o dwa "oczka" mniej. Obie drużyny znajdowały się w strefie spadkowej. Tyle, że wygrana jednych albo drugich mogła oznaczać odbicie się od dna na nieco bardziej bezpieczne rejony tabeli, lecz tylko nieco. Tak czy siak, wygrana była bardzo ważna, to był wręcz obowiązek, mówię to oczywiście jako kibic finalisty poprzedniej edycji Pucharu Niemiec. Porażka natomiast oznaczałaby, że trzeba zacząć zdawać sobie sprawę z tego, iż degradacja do niższej klasy rozgrywkowej jest możliwa, coraz to bardziej. Faworytem byli podopieczni Juegrena Kloppa. Przynajmniej moim zdaniem. Tym bardziej, iż z klubem z Fryburga Borussen wygrali na samym początku sezonu. Był to trzynasty dzień września, ciepła sobota, Dortmund, Singal Iduna Park. Po końcowym gwizdku arbitra na tablicy widniał wynik 3:1. Na listę strzelców wpisali się wówczas Adrian Ramos, powracający do klubu z Zagłębia Ruhry Shinji Kagawa oraz Pierre-Emerick Aubameyang. Honorowe trafienie dla graczy Christiana Streicha zaliczył Oliver Sorg. Tamten mecz był być może najlepszym w wykonaniu "żółto-czarnych" w tym sezonie w lidze. Na sto procent najwyższa wygrana. Teraz liczyłem na podobną, i na czyste konto oczywiście. Teraz, siódmy dzień lutego, Mage Solar Stadion. Czas na kolejną wygraną.
Pierwsza odsłona tego spotkania była, trzeba to przyznać, przeciętna. To już kolejna taka sytuacja. Chociaż napisałem, że te pierwsze czterdzieści pięć minut były przeciętne, a nie słabe, tak jak pierwsze połowy meczów z Bayerem Leverkusen oraz FC Augsburg. Ogółem te dwa poprzednie mecze były słabe, całe, nie tylko ich pierwsze części. Ale i tak poziom tego spotkania nie powalał, delikatnie mówiąc. Ogółem to nie oglądałem tego starcia tak uważnie, bo meczu nie było w telewizji, a w Internecie nie ogląda się tak dobrze, tym bardziej jeżeli trafiasz tylko na strony, które ciągle się wyłączają albo pojawiają się jakieś głupie, żałosne reklamy, a oprócz tego nie da się powiększyć ekranu. Zacząłem oglądać od dziewiątej minuty, ale ciągle mi się wyłączało, więc, jak już zdążyłem napisać, nie mogę tak dobrze o tym starciu pisać, bo nie widziałem wszystkiego. Ale i tak ten grafik spotkań w lidze niemieckiej jest bezsensowny. Pod tym względem, pewnie zabrzmi to bardzo, bardzo śmiesznie i dziwnie, ale my, Polacy, jesteśmy lepsi od chociażby Niemców. Cokolwiek związanego z piłką nożną, w czym jesteśmy lepsi od takiej potęgi? Trzeba przyznać, że tak. Bo my nie mamy pięciu spotkań o tej samej porze. I to jeszcze jest tylko jeden kanał z jednym meczem, najbardziej interesującym, przynajmniej w Polsce w Eurosporcie. A nawet kiedy puszczali drugi mecz na Discovery Turbo Xtra (już tego nie robią, nie wiem dlaczego), i jeden sobie nagrywałem i oglądałem później, nie znając wyniku, to i tak ci głupi komentatorzy spoilerują, opowiadając o innych wynikach. Nawet wysyłałem do nich maila, by tak nie robili, a oni dalej swoje. Prócz tego muszę stwierdzić, iż będę musiał się przyzwyczajać od następnego sezonu do transmisji tylko i wyłącznie w Internecie, co chodzi o mecze Borussi Dortmund, nawet jeżeli grają jako jedyni o danej godzinie . I to w dodatku dwie godziny wcześniej, bo nie o piętnastej, tylko trzynastej. To jest oczywiście czarny scenariusz, którego nie dopuszczam do głowy, bo tak na pewno się nie stanie. Odbijemy się od dna wcześniej czy później, lepiej oczywiście wcześniej, lepiej teraz, póki mamy bardzo mało kontuzjowanych piłkarzy i Kevina G. na urlopie spowodowanym tą fantastyczną kontuzją . Taka szansa i ją zmarnować. Tak swoją drogą, to trochę wyżej wspomniałem o tym, iż ten mecz zacząłem oglądać od około dziewiątej minuty. A właśnie w tej padła bramka. Na szczęście dla BvB . Szczerze mówiąc, to nawet jej nie widziałem . Nie zdążyłem wyłączyć reklamy zasłaniającej cały ekran. Ale wiem, że strzelił ją Marco Reus . Asysta bodajże Pierre`a. 1:0!!! Pierwszy gol w tym roku kalendarzowym w oficjalnym meczu . Liczyłem już od razu na to, że będzie lepiej i tym razem wygramy. Z Freiburgiem zawsze nam szło, nawet kiedy jesteśmy bez formy, to z nimi z łatwością wygrywamy. To też może źle świadczyć, bo może pokazywać, iż w razie zwycięstwa i tak nie będzie oznaczało to przełamania, bo w końcu to są zawsze, albo chociaż prawie zawsze, łatwe trzy punkty na konto. Ale nie ma co o tym myśleć. Wiem tylko, iż pomimo tego prowadzenia, gra uczestników fazy pucharowej Ligi Mistrzów była daleka od ideału. To nadal była ta gra jak w dwóch poprzednich spotkaniach, czyli granie tych długich piłek od linii obrony, z pominięciem środkowych pomocników prosto do ataku, między innymi do Reusa, Aubameyanga, Kagawy czy Kampla. Szczególnie ci dwaj pierwsi dużo otrzymywali takich piłek, ale nic z tego nie było, bo przecież albo do niej nie dobiegali, albo trafiała pod nogi rywali. Dortmundczycy znowu bali się grać przez środek pola, by nie stracić futbolówki i nie narazić się na kontrę. Cóż, jeżeli do tego miałoby dojść, to i tak by doszło, jak to było w meczu z Augsburgiem. Borussen starali się nie grać przez środek, rozrzucając te długie piłki, ale i tak kiedy futbolówka trafiła do jednego z naszych centralnych pomocników, to po chwili nastąpiła strata, nadziali się na głupią kontrę i oczywiście co? Bramka dla rywala, jakże by inaczej. Teraz na szczęście do czegoś takiego nie dopuściliśmy, ale i tak gra była chaotyczna, brak ładu i składu, wolno biegaliśmy, nie staraliśmy się tak, jak powinniśmy. Strzałów mało, okazji mało. Po tym 1:0, zamiast przycisnąć przeciwnika i go dobić kilkoma bramkami, to finaliści Ligi Mistrzów sprzed dwóch sezonów trochę się cofnęli i czekali na rywala. Na szczęście w pierwszej części gry gospodarze nie zdobyli żadnego gola. "Żółto-czarni" na przerwę udają się z dobrym rezultatem, cóż, jeszcze jakieś pół roku temu powiedziałbym, że z tragicznym, przy słabej grze, lecz tego dnia jest to wynik wybitnie dobry, a styl przeciętny. Tak naprawdę, to raz było gorzej, raz lepiej. Ale jakichś okazji podbramkowych nie wykreowaliśmy, sytuacji na podwyższenie prowadzenia było mało. Powiedziałbym, że w tych pierwszych czterdziestu pięciu minutach najlepiej prezentował się Marco. Starał się, walczył, przeprowadził nawet kilka akcji zespołowych, dosyć ładnych, z kolegami. Zapomniałem o tym wspomnieć, tego dnia przeprowadziliśmy kilka ładnych, zespołowych akcji. Wreszcie może będzie ustabilizowanie składu, bez zbędnych rotacji. Nie zrozumcie mnie źle, ja lubię rotację, lubię, kiedy wszyscy dostają szansę na zaprezentowanie się, pokazanie, na co ich stać, lecz w naszej obecnej sytuacji nie możemy sobie pozwolić na taki luksus, powinniśmy zgrać jedenastu zawodników plus dwóch, może trzech zmienników i tyle. Prócz tego dobrze funkcjonował Pierre. Kilka ładnych, prostopadłych podań do kolegów, dobrze podawał, starał się, sprawiał problemy rywalom. Starał się też rozgrywać i uczestniczyć w akcjach kombinacyjnych. Kagawa był trochę niewidoczny, ale jak już miał futbolówkę przy nodze, to wiedział, co z nią zrobić. Dobrze podawał, rozgrywał tę piłkę. Warto też docenić Guendogana, który często włączał się do akcji ofensywnych, wychodził do podań, walczył, odbierał piłkę, dobrze podawał. Podsumowując, gra raczej przeciętna. Raz lepiej, raz gorzej. Pomimo większego zgrania, większej chemii w zespole, to jest jeszcze chaos, częsta nieporadność. Ogółem wolne tempo spotkania, wolny mecz, mało okazji podbramkowych, mało akcji, choć i tak nie mogę narzekać, biorąc pod uwagę, że tego w drużynie z Zagłębia Ruhry w ogóle nie było wcześniej.
Drugie czterdzieści pięć minut tego spotkania były trochę lepsze od tych pierwszych, raczej nudnych, w których mało się działo. Może nawet ta druga odsłona spotkania była trochę bardziej ciekawsza niż tylko trochę. Tempo gry nie było już takie wolne, ślamazarne w porównaniu z grą w pierwszej części spotkania. Podopieczni Juergena Kloppa zaczęli się lepiej prezentować. Gra w wykonaniu Borussen była szybsza, widzieliśmy lepsze akcje, ładniejsze dla oka. Poza tym było ich znacznie, znacznie więcej. W pierwszej połówce akcje zespołowe można było policzyć na palcach jednej, może dwóch rąk, a teraz? Widać, że to wszystko naprawdę idzie w dobrym kierunku. Zgranie pomiędzy tymi piłkarzami ofensywnymi jest coraz większe, coraz lepsze i fajniej to się ogląda. Mam tylko nadzieję, że to znowu nie jest spotkanie wygrane, które wygląda na przełamanie, a potem znowu kilka porażek z rzędu. Pisałem już wcześniej o tym, że z Freiburgiem wygrywamy praktycznie zawsze, i że nawet jak jesteśmy w złej formie, to pokonujemy ich bez większego problemu. Ja się tu zastanawiam, czy ta wygrana oznaczałaby przełamanie Dortmundczyków, czy też nie, a tak na dobrą sprawę mecz się jeszcze nie zakończył, a "żółto-czarni" prowadzili tylko 1:0. Jednakże nie długo. Już w pięćdziesiątej szóstej minucie mieliśmy 2:0!!! Pierre-Emerick Aubameyang!!! Podanie prostopadłe od Marco Reusa, z tego co pamiętam i mamy już pewny wynik w garści! Ładna akcja, ładnie Marco podał do świetnie wystawionego Gabończyka, ten ruszył jak torpeda, pokazał swoje umiejętności szybkościowe, motoryczne, zwinnościowe i pewnym strzałem pokonał Buerkiego. Dobry bramkarz swoją drogą. Szwajcar wystąpił w meczu towarzyskim z Polską w listopadzie poprzedniego roku i zaprezentował się wtedy nieźle. Młody, utalentowany, nie byłbym obrażony, gdyby przyszedł do BvB. Już tyle nazwisk się pojawiło w kontekście gry w Dortmundzie na pozycji bramkarza, że szkoda gadać. Ron-Robert Zieler, Timo Horn, Kevin Trapp, Loris Karius czy właśnie Roman Buerki. Co chodzi o Bundesligę, bo spoza tej ligi słyszałem o takich golkiperach jak Stephane Ruffier z Saint-Etienne oraz Marc-Andre ter Stegen z FC Barcelony. Sporo nazwisk, na pewno było ich więcej, tylko o jakichś zapomniałem. Wiem jedynie, że najchętniej z tego grona widziałbym w Borussi Kariusa z 1. FSV Mainz, który ma bardzo dobry sezon i pokazuje, że ma duży talent. Podobno nawet Arsene Wenger chce go w Arsenalu. Prawdopodobnie za Szczęsnego. Ale wytłumaczcie mi, bo tego nie rozumiem, dlaczego on skreślił Wojtka po jednym słabszym meczu? Każdemu się zdarza, nawet najlepszym, a tak poza tym, to wcześniej dobrze się prezentował. Głupota i to straszna. Dobrze, powróćmy może już do wydarzeń boiskowych, bo doszło do tego, że rozpisałem się o... pozycji Szczęsnego w Arsenalu... Cóż, jak już na jakiś temat zacznę pisać, to nie odpuszczę . Po tym golu na 2:0 dla przyjezdnych, BvB zaczęło lepiej grać. Po prostu pewniej, czuliśmy się lepiej, pewny wynik, widzieliśmy, że SC Freiburg nie może już w tym spotkaniu nam zagrozić. Szczerze powiedziawszy, to jestem zawiedziony postawą gospodarzy. Oni tak naprawdę bali się Dortmundczyków w tym meczu. To spotkanie kompletnie odpuścili. Myślałem, że w tej lidze nie ma już drużyn, które boją się nas . I w dodatku w ogóle nie walczą, nie starają się, by nie stracić za dużo energii, czekając na następną serię gier. Cóż, w aktualnej sytuacji klubu z Fryburga to niezbyt mądre posunięcie. Próbować coś zaczęli dopiero wtedy, kiedy wszystko było już rozstrzygnięte. Ćwierćfinaliści poprzedniej edycji Champions League, jak już wspomniałem, grali o wiele lepiej po tym 2:0. Coraz więcej było ładnych, składnych akcji, pojawiły się nawet kombinacyjne. Była walka, starania, zaangażowanie. Nie wiem tego, lecz zdaję mi się, że w tym meczu przebiegliśmy jakieś sto dwadzieścia kilometrów, bo potem o wiele lepiej biegaliśmy. Wykreowaliśmy sobie kilka okazji, cały czas rozgrywaliśmy, a gospodarze piłkę mieli niezbyt często. Dobrze graliśmy w odbiorze, pressingiem. Padła też trzecia bramka . Strzelcem gola ponownie Pierre-Emerick Aubameyang. Dwa gole w tym meczu i TOTW w Fifie . Ładnie zagrał tego dnia Gabończyk. Był wyjątkowo skuteczny, sprawiał masę problemów defensorom rywali, uczestniczył w akcjach zespołowych, kombinacyjnych. Chyba zawodnik meczu. Ale wracając jeszcze do tej bramki, to warto pochwalić tak naprawdę wszystkich graczy ofensywnych. Najpierw dobry odbiór na prawym skrzydle, podanie do Kuby, ładna wymiana podań Polaka z Reusem, podanie tego pierwszego do Kagawy, były pomocnik Manchesteru United dogrywa do Pierre`a, a on fantastycznie kończy tę akcję. Aż ręce same składają się do oklasków. Bardzo ładna, drużynowa akcja. Dawno czegoś takiego w wykonaniu Borussen nie mieliśmy okazji oglądać. Aż się łezka w oku zakręciła . Przypomniała mi się ta stara, dobra Borussia jeszcze sprzed dwóch lat, z Robertem, Kubą, Marco i Götze. Akcje takie jak ta w wykonaniu tej czwórki to była norma, takie rzeczy można było zobaczyć w każdym spotkaniu. Teraz niestety tak nie jest. Miejmy nadzieję, że te czasy kiedyś powrócą. Ostatecznie zakończyło się 3:0 dla gości. Niezły wynik. Biorąc pod uwagę to, co prezentujemy w tym sezonie w lidze, to można stwierdzić, iż jest to wynik wybitny, fantastyczny, genialny, świetny, nieprawdopodobny i szokujący. Kiedyś to bym był wściekły, że tylko 3:0, bo z takim rywalem to powinno być co najmniej 5:0. Powiedziałbym też, że styl gry raczej przeciętny, ale nie teraz. Teraz to można powiedzieć, iż był to najlepszy mecz w wykonaniu piłkarzy Juergena Kloppa w tym sezonie w lidze. Niestety, ale taka jest prawda, smutna prawda. Wychodzi na to, że jest przełamanie. Chociaż nic nie wiadomo, bo w poprzedniej rundzie też już tak było, że wydawało się wszystkim kibicom Borussi, że nastąpiło przełamanie i będzie tylko lepiej, a potem kolejne wpadki. Ale ten mecz powinien dać nam kopa i rozpoczynamy marsz w górę tabeli. Spójrzcie tylko na tabelę ligową. Zobaczcie, jaka mała jest różnica punktowa pomiędzy siódmym a ostatnim, osiemnastym miejscem. A siódma lokata, którą obecnie zajmuje TSG 1899 Hoffenheim daje prawo kwalifikacji do europejskich pucharów, do Ligi Europy. "Wieśniaki" mają na swoim koncie dwadzieścia sześć "oczek", a ostatni VfB Stuttgart osiemnaście. W tym roku tabela jest naprawdę spłaszczona. Wszyscy od środka tabeli aż do strefy spadkowej dzielą się często punktami, prócz zespołów zajmujących miejsca dające Ligę Mistrzów w zasadzie nikt nie punktuje regularnie, reszta raz wygrywa, raz przegrywa. Oprócz pierwszych czterech drużyn to punktują może Borussia Moenchengladbach i Bayer Leverkusen. Reszta, jak już napisałem, raz przegrywa, raz wygrywa. Tak na dobrą sprawę, to nawet Hoffenheim, zajmujące miejsce europejskie może spaść. Mają tylko osiem punktów przewagi nad "czerwoną latarnią". Tak naprawdę to można zagrać trzy, cztery gorsze mecze, kilka porażek, jeden słabszy miesiąc, w którym jest spadek formy i już nawet zespół Eugena Polanskiego może znaleźć się w strefie spadkowej. Ale może też być w drugą stronę. Spójrzcie chociażby na Werder Brema. To jest zespół, który od lat zajmuje miejsca w dolnych rejonach tabeli. Ledwo się nawet utrzymują. To już nie jest ta drużyna, co kiedyś, kiedy wygrywali dużo trofeów. Jednakże w tym roku tabela jest tak spłaszczona, że odbili się od dna, byli na ostatniej pozycji, byli w tragicznej sytuacji, ciągłe porażki, reszta powoli ucieka, a tu nagle przed świętami wygrali z Borussią, a na początku tej rundy wygrali trzy spotkania i odbili się od dna na aż ósme miejsce. Mają taki sam dorobek punktowy jak Hoffenheim. I mogą powalczyć o Ligę Europy. Także liczę na to, że z BvB również wkrótce tak będzie. Europejskie puchary są w naszym zasięgu. Jednakże trzeba pamiętać, iż jedna jaskółka wiosny nie czyni. Ale nadzieja jest. Podsumowując, mecz w naszym wykonaniu w miarę dobry. Wygraliśmy, absolutnie zasłużenie, byliśmy lepsi od rywala, pierwsza połowa była w naszym wykonaniu przeciętna, niewiele się działo, gra była niepoukładana, chaos, nieporządek, nieład. Gra ofensywna była taka sobie, chociaż akcje ofensywne niezłe, przynajmniej w porównaniu z poprzednimi meczami. Tylko po co te długie piłki? W drugiej części spotkania tempo było szybsze, gra szybsza, lepsza, z tyłu solidnie, bez błędów, z przodu bardzo, bardzo dobrze, szczególnie po zdobyciu drugiego gola. Jest progres, teraz czas na komplet punktów w meczu z Mainz!
Oceny:
Borussia Dortmund:
Romek: 6; nie miał wiele do roboty, praktycznie nic, więc moim zdaniem nie można dać mu żadnej innej oceny, niż ta wyjściowa.
Łukasz: 6.5; nie było źle, w miarę udany mecz, dobrze z tyłu, solidnie, ale mógłby częściej uczestniczyć w grze ofensywnej.
Subotić: 7; bardzo dobry występ Serba, starał się, był tego dnia nie do przejścia, dobra współpraca z Matsem.
Mats: 7.5; tak samo jak Neven zagrał dobrze. Solidny, nie do przejścia, bardzo dobrze się prezentował.
Schmelzer: 5.5; przeciętnie się zaprezentował. Mogłoby być lepiej. Słabo z przodu, tam się nie udziela, a z tyłu przeciętnie.
Guendogan: 8; bardzo dobry mecz, dobry w odbiorze, dobrze rozgrywał, pomagał w ofensywie. Naprawdę świetnie zagrał.
Sahin: 6; to nie jest ten sam gość, co kiedyś. Wolny, wolno myślący, mało się starający, mało biegający. Mam nadzieję, że będzie z nim lepiej.
Kampl: 5.5; przeciętnie zagrał, nic nie pokazał, niby się starał, ale nic z tego nie wynikło. Mam nadzieję, że będzie strzelał w przyszłości gole, nie jak jeden Ormianin.
Kagawa: 7.5; zagrał bardzo dobry mecz, starał się, dobrze rozgrywał, podawał, ale w pierwszej połowie mało widoczny, poza tym asysta.
Marco: 7.5; bardzo dobry mecz, starał się, uczestniczył praktycznie we wszystkich akcjach zespołowych, aktywny, sprawiał problemy rywalom.
Pierre: 9; kapitalny występ Gabończyka, dwa gole, super forma, aktywny, dużo strzelał, rozgrywał, dobrze grał ma szpicy.
Kuba: 7.5; bardzo dobrze się zaprezentował wchodząc z ławki, starał się, walczył, dobrze podawał, ładna współpraca z Łukaszem, asysta drugiego stopnia.
Mkhitaryan: 4; sprzedajcie go, bo on do naszej drużyny nie pasuje, gra sam, samolubnie, strzela na pałę z trzydziestu metrów, mam go dosyć.
Ginter: 5; wszedł i nic nie pokazał, niewidoczny, mało aktywny.
SC Freiburg:
Buerki: 5; przeciętnie zagrał, nic nie pokazał, mógł coś obronić, ale tak się nie stało.
Sorg: 4; słabo zagrał, słabo z tyłu, z przodu w ogóle go nie było.
Krmas: 3; słabo, nic nie robił, nie radził sobie w defensywie.
Torrejon: 3; tak samo jak kolega wyżej.
Guenter: 4; słabo, nic nie grał, w defensywie mnóstwo błędów.
Darida: 3.5; mizernie, od takiego piłkarza więcej bym wymagał.
Frantz: 3; katastrofa.
Klaus: 3 mizernie, go nie było w ogóle.
Schmid: 3; tak samo jak reszta z pomocy, od niego też bym więcej wymagał.
Petersen: 3; słabo, nieaktywny, nie było go na boisku.
Daehli: 3; tak samo jak koledzy wyżej.
Höfler: 3; słabo, nic nie pokazał.
Philipp: za krótko grał.
Schahin: tak samo
Man of the Match: Pierre-Emerick Aubameyang
Ocena meczu: 6.5/10
Mecz przeciętny, mało się działo w pierwszej połowie, druga lepsza, w miarę dobra gra BvB, zwycięstwo, na dodatek trzybramkowe, najwyższe w sezonie, piękna akcja przy trzecim golu, czyste konto, dobra postawa defensywy, kilka ładnych akcji z przodu.
BORUSSIA DORTMUND - 1. FSV MAINZ 05
Czas nadszedł na czwartą serię gier w tym roku kalendarzowym w jednej z trzech najlepszych europejskich, a co za tym idzie - światowych lig. W tym sezonie była to dwudziesta pierwsza kolejka Bundesligi. Starcie jeszcze aktualnego wicemistrza Niemiec z siódmym zespołem poprzedniego sezonu. Borussia Dortmund kontra 1. FSV Mainz 05. Starcie raczej w dolnych rejonach tabeli, niż w górnych. Przed tym spotkaniem gospodarze tego meczu mieli zaledwie dziewiętnaście punktów, natomiast przyjezdni o trzy więcej, czyli dwadzieścia dwa "oczka". Obie drużyny z szansami na spadek, lecz także i na europejskie puchary, bo do siódmego miejsca dającego prawo udziału w eliminacjach do Ligi Europy nie brakowało im wiele. Ale by się to powiodło, oba kluby muszą wygrywać. I dlatego też liczyłem na drugą wygraną z rzędu w wykonaniu finalistów poprzedniej edycji Pucharu Niemiec. Jeżeli to by się udało, to w tym sezonie byłby pierwszy taki przypadek, że "żółto-czarni" odnieśliby "aż" dwa zwycięstwa pod rząd. Niestety, ale tak to w tym sezonie wygląda. Na początku tej rundy ćwierćfinaliści poprzedniej edycji Ligi Mistrzów zremisowali bezbramkowo na wyjeździe z Bayerem Leverkusen. To dało mi bardzo duże nadzieje co do tego, że kryzys jest już zakończony. Niestety, ale tak nie było. W następnym spotkaniu Borussen polegli przed własną publicznością z FC Augsburg (0:1). Ale w poprzedniej serii gier podopieczni Juergena Kloppa odnieśli przekonywujące zwycięstwo 3:0 nad SC Freiburg, czyli drużyną bijącą się o utrzymanie w najwyższej klasie rozgrywkowej, i to na dodatek na wyjeździe. Tylko czy oznacza to przełamanie? Ciężko powiedzieć. Finaliści przedostatniej edycji Champions League prawie zawsze pokonują klub z Fryburga, nawet jeżeli są w kiepskiej formie i kryzysie. Jednakże miałem co do tego nadzieję. A co mogę napisać o zespole gości? Piłkarze Kaspera Hjulmanda wygrali pierwszy mecz na inauguracje wiosny z SC Paderborn (5:0), na własnym terenie. Potem podzielili się punktami z Hannoverem 96 (1:1) na wyjeździe. Następnie okazali się gorsi od Herthy Berlin (0:2), przegrywając przed własną publicznością. Czyli tak samo jak Dortmundczycy zdobyli na początku tego roku w tych trzech meczach cztery punkty. Także była tego wieczoru duża szansa, którą należało wykorzystać, by odbić się na stałe od dna i przybliżyć się do europejskich pucharów.
Pierwsza część tego spotkania była tragiczna w wykonaniu Borussi Dortmund. Zdaję mi się, że były to nawet najgorsze czterdzieści pięć minut, jakie do tej pory widziałem w tym roku kalendarzowym, oczywiście jakie rozegrał klub z Zagłębia Ruhry. Gra praktycznie w ogóle nie istniała. Anonimowy występ całej drużyny. Zero jakości z przodu, żadnej składnej akcji, mnóstwo błędów w defensywie. I na dodatek ten tragiczny początek. Borussen zapędzili się pod pole karne 1. FSV Mainz, a rywale błyskawicznie ich skontrowali. Błąd w ustawieniu Łukasza, był za daleko wystawiony, nie zdążył wrócić, potem Subotić zawalił, bo nie przeciął tej dosyć prostej piłki, nie zatrzymał rywala, a na koniec popis pokazał wesoły Romeczek. Weidenfeller, co ty chłopie odwaliłeś... Wyszedł jak pajac, nie wiadomo po co i zawodnik rywala oddał strzał zza pola karnego. I gol. Dramat, tragedia, koszmar. Tylko takie słowa przychodzą mi na myśl, gdy widzę Romka, który zachowuje się jak totalny idiota. I wytłumaczcie mi jeszcze, po co Schmelzer wychodził z bramki? Zamiast stać i asekurować tego pseudo bramkarza, to on zachował się prawie tak samo "mądrze" jak on. Jeżeli zostałby tam i się nigdzie do przodu nie ruszał, to na pewno zdążyłby z obronieniem tego strzału, ale nie, lepiej, żeby znowu przegrywać. Zdecydowanie on, Romek czy Nevenek powinni wylecieć. Cała ta trójka się wypaliła. Oni się skończyli. Kiedyś byli ważnymi ogniwami drużyny, no może oprócz Marcela, bo on tak naprawdę to nigdy nie był niewiadomo jak dobry, był najgorszym ogniwem podstawowej jedenastki w tych mistrzowskich sezonach, ale niewiele osób zwracało na to uwagę, kiedy wygrywaliśmy, teraz jest już inaczej, a do tego doszły jego kontuzje, został przez te wszystkie sezony wyeksploatowany, grał praktycznie zawsze i tak to bywa. Ale i Roman, i Neven byli ważnymi elementami defensywy BvB. Obaj kiedy byli w formie, to byli niemal dla tego zespołu bezcenni. Dzisiaj obaj nie są tak dobrzy i bez większego żalu pozbyłbym się ich po sezonie. Za Serba może przyszedłby Kamil Glik? Szczerze powiedziawszy, to takie rozwiązanie pasowałoby mi. Już przy okazji opisu jakiegoś wcześniejszego meczu wspominałem o tym, wypisując przy okazji jego zalety. Silny, waleczny, prawdziwy stoper, dobrze główkujący, odważny, nie bojący się niczego i nikogo, nie mający kompleksów. W obecnej sytuacji uczestników fazy pucharowej Ligi Mistrzów naprawdę by się przydał. A co do Romka, to jego ciężko byłoby gdzieś sprzedać, bo przecież ma już trzydzieści cztery lata. Jest za stary, żeby gdzieś jeszcze odchodzić, a poza tym, to kto miałby niby go kupić. Myślę, że skończy tutaj karierę, wypełni kontrakt do końca. Przecież on i tak długo nie obowiązuje. On ma bodajże kontrakt do czerwca następnego roku, a więc półtorej roku. Raczej z nim też by nie rozwiązali umowy, prędzej to by ją przedłużyli. Chociaż w zasadzie to nie musi odchodzić, na zmiennika może być. Ale na zmiennika, a nie na pierwszego golkipera. Tak swoją drogą, to zastanawiam się, dlaczego on w ogóle grał? W pierwszej połowie sezonu popełnił tyle katastrofalnych błędów, po których zwycięzcy Superpucharu Niemiec tracili gole. Z dziesięć jak nic, myślę, że co najmniej tyle. Kibice BvB, czy to w Niemczech, czy to w Polsce wyczekiwali Langeraka. Po każdym meczu hejtowanie Weidenfellera i Kloppa. Ja na początku myślałem, że ma po prostu kryzys, jak cała drużyna, lecz potem zdałem sobie sprawę, że Mitch musi zacząć grać. Tym bardziej, że Australijczyk zawsze był naszym talizmanem, kiedy tylko bronił, to wygrywaliśmy. Na ogół, bo chyba nie zawsze. I w końcu Juergen skreślił naszego wicekapitana, a przynajmniej tak się wydawało. Langeraka rozegrał bodaj cztery mecze, pojechał na Puchar Azji, który swoją drogą jego reprezentacja wygrała, on przesiedział cały turniej na ławce, wrócił na drugą albo trzecią kolejkę tego roku i nie wrócił już do podstawowego składu. Tego się spodziewałem, skoro Romek nie popełnił żadnego błędu w meczu z Leverkusen, a w spotkaniu z Augsburgiem to nie on był głównym winnym straty bramki. Jednakże teraz mam ogromną nadzieję, że definitywnie sztab szkoleniowy skończy z nim do końca tego sezonu. Jestem ciekaw, czemu Klopp nie przywrócił Langeraka. Jak już pisałem, spodziewałem się tego, bo to w końcu Juergen, ale musi naprawdę nie mieć do niego przekonania. Czyli po sezonie może odejść, bo raczej mało prawdopodobne jest to, iż Weidenfeller opuści klub. A tak swoją drogą, to zapomniałem wspomnieć, która to była minuta. Pierwsza, dokładniej mówiąc pięćdziesiąta druga sekunda. Cóż, i tak to nie była najszybciej stracona bramka przez Dortmundczyków, bo przecież w pierwszej kolejce, w sierpniu, gola straciliśmy już w dziewiątej sekundzie, co było rekordem Bundesligi. Po stracie tego gola byłem już niemal pewien, że to koniec, kolejna porażka nadchodzi, nie będzie drugiego zwycięstwa z rzędu. Tym bardziej, że klub z Zagłębia Ruhry ani razu przed tym meczem nie wygrał, kiedy jako pierwszy stracił bramkę. Mówię tutaj oczywiście o tym sezonie. Cóż, zawsze musi być ten pierwszy raz . Ale nie chciało mi się w to uwierzyć. Chociaż niecałą minutę później powinno być już 1:1. Od razu odważnie ruszyliśmy do ataków, została przeprowadzona szybka akcja. Tyle, że Marco trafił w słupek, a dobitkę Kagawy obronił rezerwowy golkiper zespołu z Moguncji - Grek Stefanos Kapino. Tego dnia zastępował Lorisa Kariusa. Był to dopiero jego drugi występ w najwyższej klasie rozgrywkowej w Niemczech. Liczyłem na to, że będzie to słaby element, i że może wykorzystamy brak Kariusa w bramce gości. Niestety, ale się myliłem. Dobrze się Grek prezentował, jak na piłkarza, który rozgrywa dopiero swój drugi mecz w tak silnej lidze, to naprawdę nieźle. Pewny w swoich interwencjach, nie popełnił żadnego głupiego błędu, który mógłby zostać wykorzystany. Potem były jakieś sytuacje Aubameyanga, ale nie zdało się to na zbyt wiele. Pierwsze dziesięć minut od straty gola, czyli jakoś tak do jedenastej minuty, "żółto-czarni" grali naprawdę bardzo dobrze, agresywnie, pewnie w odbiorze, wysoko, dobrze pressingiem. Akcje były nawet niezłe, kilka sytuacji. Chcieli się bardzo szybko zrehabilitować. Tyle, że po tych niezłych, obiecujących dziesięciu minutach zaczęło się robić nudno, żadnych ładnych akcji nie mieliśmy okazji zobaczyć. Słaba postawa środka pola, który nic nie kreował. Słabo grał Guendogan i Sahin. Od tak ofensywnie usposobionych środkowych pomocników, którzy pełnią rolę ósemek, oczekiwałbym większego wkładu w poczynania ofensywne, by byli kreatorami tej gry. Cóż, nie tylko oni zawodzili, bo nie można było w tej pierwszej połowie specjalnie nikogo wyróżnić. Tragiczna postawa defensywy, masa błędów, Kampl niewidoczny, w ogóle go nie było, jedynie Reus i Aubameyang coś tam grali, ale sami nie mogli nic zdziałać. Nic więcej się nie działo od tej piętnastej minuty. Żadnych strzałów, okazji podbramkowych, akcji, ogółem "żółto-czarni" przespali te pół godziny. I szykowała się kolejna porażka...
Druga odsłona tego spotkania była już zdecydowanie, zdecydowanie lepsza. O niebo, niebo, niebo lepsza. Chyba nigdy nie widziałem takiej różnicy poziomu pomiędzy jedną a drugą częścią meczu. A przynajmniej bardzo dawno. Pierwsze czterdzieści pięć minut były wyjątkowo nudne, nie wiem, czy nawet nie była to najnudniejsza połowa meczu piłkarskiego, jakiego widziałem w tym roku kalendarzowym. Po około dziesięciu minutach nic się nie działo, gra była wolna, wolne tempo, nikt nie próbował atakować, nikt się nie starał, anonimowy występ dwudziestu dwóch facetów biegających po boisku. Żadnych emocji, żadnych sytuacji podbramkowych, żadnych ładnych akcji. Natomiast ta druga połówka to była rewelacja, po prostu rewelacja. Porównując obie połowy, to ta druga to był jakiś kosmos, jakby z T-Mobile Ekstraklasy albo nawet i 1. ligi polskiej przejść na Champions League, mistrzostwa Europy albo świata, oczywiście te mecze pomiędzy klasowymi reprezentacjami. Ale rewelacyjna była tylko w porównaniu z tą pierwszą, ogółem to była po prostu dobra. Mieliśmy bardzo dużo emocji, mnóstwo zwrotów akcji, tętno było wyjątkowo podwyższone. Dawno się tak nie stresowałem przy okazji meczu piłkarskiego. Ostatni taki przypadek to był chyba mecz Polska - Niemcy, na którym przy okazji byłem . Mecze Borussen w tym sezonie sprawiały przede wszystkim ból zębów, a nie stres, taki jak był zawsze. BvB szybko wyrównało. I kto strzelił tego gola? Były zawodnik klubu z Moguncji, czyli Neven Subotić . Tak na niego narzekałem, cały czas grał słabo, popełniał mnóstwo błędów, pisałem nawet, że klub z Zagłębia Ruhry powinien opuścić, a teraz wpisał się na listę strzelców. Tego się naprawdę nie spodziewałem. I to jeszcze gol z rzutu rożnego. Kiedy Borussia Dortmund zdobywa gola z rzutu rożnego, to znaczy, że coś się dzieje . Bo ta drużyna w trakcie meczu ma po dziesięć rzutów rożnych, a goli po tym stałym fragmencie gry strzeliliśmy bardzo, bardzo mało. Chociaż statystyki dla europejskiego futbolu są bezlitosne. Kiedyś słyszałem, że we wszystkich ligach na Starym Kontynencie, chodzi najprawdopodobniej o najwyższe klasy rozgrywkowe, to na sto kornerów padają zaledwie dwie bramki. To statystyki bardzo, bardzo mizerne. Tak jak wspomniałem, Serb zdobył gola przeciwko swojemu poprzedniemu klubowi. Myślałem, że z tego powodu nie będzie się cieszyć, ale jednak. Trochę nieładne zachowanie, lecz to był dla nas ciężki moment, bo przecież przegrywaliśmy. I bodajże dopiero drugi raz w tym sezonie BvB udało się wyrównać, kiedy jako pierwsi przegrywali. Była to czterdziesta dziewiąta lub pięćdziesiąta minuta. Długo nie trzeba było czekać i mieliśmy już 2:1. Dla gospodarzy . Tego to się nie spodziewałem. Tragiczna pierwsza połowa, po której przegrywaliśmy, a w trakcie dziesięciu minut drugiej odsłony spotkania dwukrotnie zdobyliśmy gola. Piękne podanie Kevina Kampla do Marco Reusa, ten ruszył w pole karne przeciwnika, minął greckiego bramkarza i wpakował futbolówkę do siatki rywala. Z ostrego kąta, przez moment przestraszyłem się nawet, że może nie trafić, kiedy oddawał strzał. Na szczęście mamy 2:1 . Asystę zaliczył Kampl. Słoweniec kompletnie niewidoczny, słabo się prezentował w pierwszych czterdziestu pięciu minutach. A teraz jedno dotknięcie piłki, jedno podanie i od razu poczuł się pewniej. Częściej brał na siebie piłkę, starał się rozgrywać. Psychologia sportu. Raz uda się coś dobrze dograć, oddać jeden udany strzał i już lepiej biegasz, szybciej, pewniej się czujesz, masz więcej energii i chęci do gry. Wszystko tak fajnie wygląda, mamy 2:1, prowadzimy, pierwszy taki przypadek w tym sezonie w lidze, że wychodzimy na prowadzenie, kiedy jako pierwsi musieliśmy wyciągać futbolówkę z siatki. Byłem strasznie uradowany, mogę napisać, że wręcz skakałem ze szczęścia. Tyle, że po minucie było już 2:2... Jestem ciekaw, który to był strzał Mainz na naszą bramkę? Drugi? Trzeci? Czwarty? Więcej na sto procent nie. To jest żart, co ta defensywa wyprawia, to się w głowie nie mieści... Sokratis wychodzi nie wiadomo gdzie, idzie na dzika, zamiast stać na obronie i trzymać tą linię. Ten gość to czasami naprawdę nie myśli. A ten mecz w jego wykonaniu był tragiczny, nawet gorzej niż tragiczny. Dramatyczny, koszmarny. Nie wiem, czy nawet nie najgorszy w wykonaniu byłego stopera Werderu Brema w tym sezonie. Czy może nawet ogólnie, od kiedy broni barw BvB. Jak już napisałem, wyszedł bezsensownie na dzika, nie myśląc w ogóle, głupi, zupełnie niepotrzebny faul, Subotić został sam, a Schmelzer... Schmelzer to prawdziwy szmelc. Co to miało być... Ja już nawet tego nie skomentuję. Gość tak się stoczył, że szkoda gadać. Wcześniej pisałem, że nigdy nie był tak dobry, ale i tak nie wyglądało to tak słabo, jak teraz. Mam nadzieję, że latem Borussen ściągną jakiegoś lewego defensora. Mówi się o zainteresowaniu Babą. Młody Ghańczyk ma bardzo udany w FC Augsburg. Ciekawy piłkarz, szybki, solidny w defensywie, mocny z przodu, waleczny, dynamiczny. Tylko nie jestem jakoś tak przekonany. Wolałbym, żeby szansę otrzymał w końcu Dudziak. Młody obrońca, moim zdaniem ma ogromny potencjał. Durm na pewno nie jest lewym obrońcą, to musi być zmiennik Łukasza, bo on nie ma lewej nogi, ona jest, jak to się mówi, do tramwaju. Cóż, ale i tak wolałbym go na tej pozycji niż naszego kochanego Marcelka. Weidenfeller przynajmniej nie zawalił gola w stu procentach, ale oczywiście wyszedł z bramki, nie wiem po co i na co. Chyba tylko po to, by ułatwić rywalowi zdobycie bramki. Jaki on jest miły. Po stracie tego gola finaliści poprzedniej edycji Pucharu Niemiec starali się jeszcze wyjść na prowadzenie. Dużo walki było, starań też, ale jakoś tak nie szło nam dobrze. Sytuacji specjalnie dużo nie było. Byłem już w zasadzie przekonany, że będzie remis, że nic się tu już nie zmieni. Ale jednak. Siedemdziesiąta pierwsza minuta i gol !!! Pierre-Emerick Aubameyang. Reus kapitalnie podał do Gabończyka, a ten wykończył tą akcję. 3:2. Potem Mainz już nie walczyło. Skończyli grać, chyba uznali, że nie mają co już tutaj szukać i już nie grali. Potem Borussia dobiła jeszcze rywala . Gola zdobył Nuri Sahin. 4:2, pewne i absolutnie zasłużone zwycięstwo. Turek zdobył dopiero swoją pierwszą bramkę w tym sezonie. Ale wreszcie to się stało. Dobrze nie grał, ale wreszcie nie jest naszym najgorszym ogniwem. Jeszcze trochę pogra, wpadnie w rytm meczowy, to może się odbuduje i wróci do formy sprzed odejścia. Mam taką nadzieję. Jak już napisałem wygrana zasłużona. Byliśmy w tym meczu zdecydowanie lepsi od klubu z Moguncji. Więcej jakości, byliśmy po prostu lepsi. Ładniej graliśmy, ładne akcje drużynowe, walka, zaangażowanie, chęć pokazania się, zmazania tej plamy. Pierwsza połowa tragiczna, nic się w niej nie działo. W drugiej było znacznie lepiej, żywsze spotkanie, szybsze tempo. Musimy poprawić skuteczność i mieć więcej farta, bo rywale oddali może maksymalnie cztery strzały, a strzelili dwa gole. Masakra. Ale mam nadzieję, iż na stałe to się zakończyło, kryzys za nami i czas na europejskie puchary .
Oceny
Romek: 2; wyjdź, po prostu wyjdź...
Łukasz: 3; zawiódł mnie, słaby mecz, w defensywie nie było źle, ale z przodu w ogóle go nie było.
Subo: 3.5; gdyby nie gol, to dostałby ode mnie dwójkę.
Sokratis: 2; zdecydowanie jego najgorszy występ w tym sezonie.
Schmelz: 2; bez komentarza...
Guendogan: 6; nie było źle, starał się, słaba pierwsza połowa, druga lepsza.
Sahin: 6; zagrał w miarę nieźle, strzelił gola, był aktywny, nie tak wolny jak kiedyś. Coś może jeszcze z niego będzie.
Kampl: 4.5; słabo zagrał, tragiczna pierwsza połowa, druga lepsza, ale i tak nie był to dobry występ.
Kagawa: 7.5; czyżby comeback Japończyka?
Reus: 10; nie ma co komentować, wybitny mecz i tyle.
Aubameyang: 9; tak samo jak Reus, zagrał fantastycznie.
Man of the Match: Marco Reus
Ocena meczu: 7/10
Wygrana Borussi, dobra pierwsza połowa, cztery gole, ładne akcje, dobra gra. Dwie tragiczne bramki stracone, występ Romka i Marcelka.
Niech Moc będzie z Wami.