|
Recenzja Lorda Sidiousa
Drugi, tom serii Jedi Quest to przykład dość nierównej powieści. Początek jest dość kiepski, nudnawy, ale końcówka aż się prosi by kupić kolejny tom. Cóż może to kwestia nabytych umiejętności marketingowych pani Watson, a może raczej tego, że zazwyczaj idzie ona w ilość, a nie w jakość, mimo, że miewa bardzo ciekawe pomysły.
Tu dostajemy początek dość nostalgiczny, nawiązujący do serii „Uczeń Jedi”, a dokładniej do powieści, nie wydanych w Polsce, gdzie Qui-Gon pożegnał się z Thal. Wątek Qui-Gona pojawia się nie przypadkowo. Obi-Wan wciąż ma wątpliwości, co do swojego ucznia, a Anakin wie, że Kenobi nie wybrał go na swego Padawana z własnej woli. Była to przecież obietnica złożona Qui-Gonowi na łożu śmierci. Co gorsza Obi-Wan nie ma pojęcia jak szkolić młodego Skywalkera, gdyż on sam jest zupełnie inny niż Jinn, a jego uczeń w niczym nie przypomina młodego Kenobiego. Te różnice są bardzo widoczne i uwypuklane w praktyce przez cała książkę, ale w końcu obaj Jedi zaczynają sobie ufać.
Drugą istotną sprawą jest Granta Omega. Tajemniczy nowy wróg Jedi, który jest jedną z najbogatszych postaci w galaktyce. W dodatku albo jest on zainteresowany kultem Sithów i samymi Sithami, albo co gorsza z nimi związany. Anakin i Obi-Wan na razie tylko dowiadują się, że ktoś taki istnieje, za pewne będzie on im „towarzyszył” w kolejnych tomach.
Co ciekawe, mimo że główna akcja jest po trochu związana z Omegą, w praktyce ginie gdzieś w tle. Na początku ze względu na nawiązania i rozmyślania, które niestety nudzą, a potem ze względu na samego Granta Omegę.
Chyba największą ciekawostką jest pojawienie się tu Dexa Jettstera, który odkupił knajpę od Didiego, postaci która pojawiała się zarówno we wcześniejszych częściach Jedi Quest, jak i Uczniu Jedi. Z Dexterem Obi-Wan też nie jest zbyt ufny, ale powoli się przełamuje. Nawiązań do EU, nie licząc własnych powieści, jest jeszcze trochę. Ale najlepiej chyba wypada przełamywanie lodów między Anakinem, a Obi-Wanem, zwłaszcza gdy mistrz wyjawia, że wie o nocnych eskapadach Anakina w dolne rejony Coruscant.
Podstawowy problem tej powieści tkwi jednak w tym, że wszystko co fajne, znajduje się pod jej koniec, wcześniej, po prostu wlecze się niemiłosiernie, a tam gdzie się nie wlecze, to zazwyczaj nudzi. Jude Watson ma jednak czasem tak, że ze względu na objętość wychodzą jej książki, które są pomostami między jednym a drugim pomysłem. Ta właśnie tak wygląda, początek to nic innego jak kontynuacja dylematów z Jedi Quest 1: The Way of the Apprentice, a druga połowa to wstęp do nowej historii, którą Watson rozpisała na kilka tomów. Jak się ktoś już zdecyduje na „Jedi Quest” to warto przebrnąć przez tę powieść, ale bez zbytnich ekscytacji.
Szargany dylematami na temat swojego ucznia Obi-Wan wraz z Anakinem wyruszają na kolejną misję. Udają się na planetęRagoon-6, gdzie Obi-Wan był niegdyś jako uczeń, ze swoim mistrzem. Ich celem jest odnalezienie Wrena, zaginionego Jedi. Wkrótce po wylądowaniu na planecie zaczynają odkrywać dziwne rzeczy. Ktoś wynajął grupy łowców nagród by pojmali Jedi. Nagroda jest znaczna, ale łowcom nie wolno oszukiwać, ale któż z nich by o to dbał, no chyba że jedna z grup łowców, jest para niepełnoletnich dzieciaków. Obi-Wan i Anakin, nie tylko muszą odnaleźć Wrena, w jakiś sposób dogadać się lub wygrać z łowcami, ale też próbują wpaść na ślad, kto i po co zorganizował te łowy. Dowiadują się tylko jednej rzeczy, tym kimś był niejaki Granta Omega. Ale kim on jest, tego nie wie nikt...
|
OCENY UŻYTKOWNIKÓW:
Aby wystawić ocenę musisz się zalogować Wszystkie oceny Średnia: 5,00 Liczba: 1 |
|