TWÓJ KOKPIT
0

Underworld: Opowieść o rebeliancie, droidach i cylindrze kodowym :: Twórczość fanów

autor: Adam Skywalker

Na podstawie postaci stworzonych przez George’a Lucasa i pomysłów powstałych na potrzeby niezrealizowanego serialu Star Wars Underworld.

...


Quay Tolsite mógłby powiedzieć trzy rzeczy na temat Dnia Imperium: jedną złą i dwie zdecydowanie dobre. Święto ustanowiły mroczne siły, by upamiętnić upadek tysiącletniej demokracji - to ta zła. Za dobrą można byłoby jednak uznać to, że obchodzono je, by upamiętnić upadek istniejącej przez wieki, ale skorumpowanej, słabej i nieudolnej Republiki Galaktycznej. Wraz z jej śmiercią pojawiły się nowe możliwości dla tych, którzy widzieli więcej niż inni. Tych, którzy nie stanęli do boju z oficjelami i wojskowymi o pozycje w nowej administracji Palpatine’a, ale korzystając ze zgiełku transformacji mogli wreszcie sięgnąć po prawdziwą władzę. Władzę nad półświatkiem. Taka władza dawała kontrolę nad wszystkim, dokąd nie sięgał wzrok corouscanckich elit, czyli większością planety-metropolii, ale także całymi Zewnętrznymi Rubieżami, sporymi połaciami Dzikiej Przestrzeni i niektórymi z Nieznanych Regionów.

Wśród tych, dostrzegających więcej, byli także Pykowie. Jako jeden z nich, porucznik Tolsite mógł powiedzieć jeszcze jedną dobrą rzecz na temat Dnia Imperium. Huczne obchody skutkowały tym, że siły bezpieczeństwa jeszcze bardziej nie zwracały uwagi na to, na co nie zwracały uwagi zazwyczaj, toteż ta jedna noc w roku przynosiła wyjątkowe możliwości dla tych, którzy tak jak on, dostrzegali więcej i rozumieli świat lepiej.

Porucznik przechadzał się przez tłum, razem z motłochem zerkając w niebo, obserwując barwny pokaz sztucznych ogni, ale odwracając też od czasu do czasu głowę w kierunku Pałacu Imperialnego, dawnej Świątyni Jedi. Quay z ulgą przyjął fakt, że nie było widać w pobliżu żadnych demonstrantów czy członków Kościoła Mocy. Ci drudzy na pewno nie byli zadowoleni z tego, w co przeobraziła się dawna świątynia, ale najwidoczniej nie czuli potrzeby, by wykrzykiwać swoje sekciarskie poglądy akurat dziś.

- Co dla mnie dziś masz, Tolsite?
Quay odwrócił się, by zobaczyć jeden z powodów jego wizyty w stolicy. Człowieka, mężczyznę koło trzydziestki. Sawa Gerrerę.
- To zależy - odpowiedział mu. - Od tego, co możesz dać mi zamian.
Saw włożył dłoń do kieszeni płaszcza, a następnie wyciągnął jakiś drobny przedmiot.
- Cylinder kodowy - ujawnił. - Należał do imperialnego kapitana z gwiezdnego niszczyciela Executrix - powiedział, obracając w dłoniach podłużne narzędzie.
Tolsite nie potrzebował i nie chciał wiedzieć, jak znalazło się ono w posiadaniu Gerrery. Na pewno nie chciał go oszukać. Nigdy tego nie próbował.
- A gdybym powiedział, że to nie wystarczy - spytał jednak Tolsite.
- Obaj byśmy wiedzieli, że nie masz racji, przyjacielu - Saw uśmiechnął się, wkładając w dłonie Pyke’a cylinder.


Tolsite lubił negocjować z Gerrerą dlatego, że nie trzeba z nim było wcale negocjować. Pewnych ludzi wystarczyło po prostu rozumieć.

- Życzę ci miłej podróży do dolnego doku 321 - powiedział. - Jutro rano odlatuje stamtąd transport na Lasan. Na pokładzie znajduje się podobno kilka skrzyń z nowymi imperialnymi zakłócaczami.

Saw zasalutował Pykowi, jeszcze raz uśmiechnął się od ucha do ucha, a chwilę później zniknął.

Porucznik pozwolił sobie jeszcze na moment refleksji. Było mu nawet przykro tracić Gerrerę, ale miał kontakty bardziej wartościowe od niego i tylko jeden transport imperialnej broni dzisiejszej nocy.


...


Powstanie na Onderonie nie przyniosło oczekiwanego efektu. Separatystów pognano, ale współpraca z Republiką doprowadziła do tego, że jednych okupantów zamieniono na innych. Gerrera nie mógł wybaczyć sobie tego, że nie protestował, gdy w ich osobistą wojnę wciągnięci zostali Jedi. Tych co prawda też już niewielu zostało, mieli nawet wspólnego wroga w postaci Imperium, ale wnioski musiały zostać wyciągnięte. Kiedy więc pewna senator skontaktowała się z Gerreerą w sprawie połączenia partyzanckich sił, ten w imieniu swoich ludzi grzecznie odmówił. Wojna dobiegła końca, a wybuch kolejnej niczego dobrego galaktyce nie przysporzy. Każdy świat musi sam walczyć o swoją przyszłość tak, jak walczy Onderon.

Gerrera nie pojawił się na Courscant w konkretnym celu. Przylatywał tu od czasu do czasu, rozmawiał ze starymi przyjaciółmi i sojusznikami: politykami, wojskowymi, gangsterami. Zbierał informacje na temat działań Imperium, szczególnie tych dotyczących Onderona, ale nie odmawiał sobie też drobnych aktów sabotażu na terenie wroga.

Pociąg metra zatrzymał się, a chwilę później wysypało się z niego dziesiątki przeróżnych istot. Saw wmieszał się w tłum, starając się nie zwracać uwagi na nieprzyjemny odór od tygodni niemytych ciał i śmieci porozrzucanych wszędzie dookoła. Dolne poziomy Coruscant miały specyficzny klimat.

Kilku policjantów uważnie obserwowało przemieszczającą się masę. Gerrera nie zazdrościł im pracy, ale lepiej mieć jakiekolwiek źródło zatrudnienia, gdy tak wielu mieszkańców tych zakazanych dzielnic nie ma absolutnie niczego. Saw zwrócił już jakiś czas temu uwagę na zasłonięte twarze służb porządkowych i kostium, który nadawał im wszystkim jednoraki kształt. Jedno dobre - przynajmniej ksenofobiczni fundamentaliści nie będą mieli okazji, by dokopać im jeszcze bardziej ze względu na ich pochodzenie rasowe.

Tłum zaczął się rozsypywać, a Gerrera skierował się w stronę doków. Nigdy wcześniej nie był w tej części miasta, ale słyszał o potężnych instalacjach zdolnych pomieścić w swoich trzewiach całe Gwiezdne Niszczyciele. One znajdowały się jednak trochę dalej. Celem Sawa był jeden małych doków dla transportowców, idealny, by akurat wylądowała w nim wyładowana bronią korweta. Saw szedł szerokimi, mrocznymi uliczkami, im dalej zachodząc, tym bardziej podejrzanych typów spotykając.

- Czego tu szukasz - zawołał jakiś Gand.

Gerrera nie reagował. Szedł dalej, a Gand - i jego niewesołe towarzystwo - szli za nim.

- Nie szukam kłopotów - powiedział w końcu, odwracając się.
- Nie przychodzi tu nikt, kto nie szuka kłopotów!

Saw chwycił blaster i natychmiast atmosfera zagęściła się jeszcze bardziej.

- Jestem po waszej stronie - szepnął. - Dajcie mi przejść, a obiecuję Wam, że jeszcze dzisiaj kogoś wysoko coś bardzo zaboli.

Bandyci wydawali się zaintrygowani, ewidentnie czekali na wyjaśnienia.

- Toczę walkę z Imperium - powiedział wreszcie.

Pozwolił słowom wybrzmieć, ale jego słuchacze nie zasługiwali, by aż tyle o nim wiedzieć.

Gand padł jako pierwszy - strzał z blastera. Gerrera wyciągnął z płaszcza sztylet, rzut z którego powalił jego chagriańskiego towarzysza. Ludzki mężczyzna dostał z pięści Sawa w twarz jako ostatni. Zwalił się na ziemię, a Gerrera dokończył sprawę swoim blasterem. Nastała głucha cisza. W pobliżu nie było nikogo, kto mógłby pomścić lokalnych zbirów.

...


Rozprawienie się z załogą DD 321 nie było wyzwaniem dla KRONOSA-841 i dwóch droidów IG-100, w przeciwieństwie do starcia z dużo liczniejszymi posiłkami szturmowców, które mogły pojawić się w każdym momencie. KRONOS miał szczerą nadzieję, że do jednak nie dojdzie. Był jednak drobny mankament, którego nie mógł wziąć pod uwagę: bak Gozantiego, napakowanego nowymi zakłócaczami, był pusty. Imperium najwidoczniej miało dziwny zwyczaj tankowania swoich statków bezpośrednio przed lotem. Powrót droidów na własny prom nie wchodził w grę - 841 postawił go za daleko.

Jaki mieli możliwości? Wezwać sojuszników z Coruscant? Koresha? Nie... - zanim zdąży dolecieć, będzie już po nich.

Ciąg cyfrowych myśli KRONOSA został brutalnie przerwany.

- Wydaje mi się, że przywłaczyliście sobie moje zakłócacze jonowe.

Droidy zdały sobie sprawę, że w doku nie były same.
Młody mężczyzna, który nagle się zjawił, zaczął wyciągać z torby detonatory termiczne. Kto nosi ładunki wybuchowe tak nonszalancko? KRONOS znał odpowiedź: szaleniec.

- Możecie mi nie wierzyć - odezwał się człowiek - ale w drodze tutaj widziałem imperialną kanonierkę, której załogę chyba zainteresowało wasze rękodzieło.

IG-100 uniosły swoje karabiny IQA-11. Nieznajomy najwidoczniej nawet nie brał pod uwagę niczego innego niż przemoc.

- Możecie więc oddać mi zakłócacze i zmyć się stąd możliwie szybko, albo mogę przytrzymać was do czas zjawienia się szturmowców.

KRONOS miał plan, może nienajlepszy, ale taki, który pozwoli im zniknąć z DD 321 przed pojawieniem się wojsk Imperium. Ten plan nie uwzględniał jednak udziału szalonego mężczyzny.

...


Droidy otworzyły ogień, dokładnie tak, jak Saw się spodziewał. Nie miał zamiaru zawracać sobie nimi głowy, ale na szczęście dla niego, Imperium wyznawało inną filozofię. Saw przestrzelił w głowę jednego, potem drugiego IG-100 w momencie, gdy dok zaczął wypełniać się szturmowcami i droidami policyjnymi. Gerrera miał nadzieję zniknąć stąd, zanim się pojawią, ale z drugiej strony chęć dokopania Imperium na oczach jego najwierniejszy sług była zbyt silna, by teraz się wycofywać.

Pobiegł prosto przed siebie, wpadając szybko na pokład Gozantiego. Pchnął droida-lidera, nie zwracając na niego uwagi, a następnie wparował do luku ładunkowego.

Tolsite go nie okłamał, choć Saw był gotowy na taki obrót spraw. Z własnego doświadczenia musiał przyznać, że Pykowie słynęli z niemiłego zwyczaju bycia nie do końca uczciwymi wobec swoich partnerów, podobno nawet tych z mieczami świetlnymi. Tym razem jednak go nie zawiedli: statek rzeczywiście wyładowany był po brzegi imperialnymi zakłócaczami jonowymi T-7. Saw pozwolił sobie na chwilę wytchnienia, może zbyt długą chwilę. Każda taka chwila mogła skończyć się jak ten dzień, gdy jego siostra… Albo jak gdy ostatnio…

Nie miał czasu na to, by plątać swoje myśli we wspomnienia. Szturmowcy najwidoczniej zabezpieczyli dok. Dlaczego więc nikt nie wchodził na pokład? Saw zrobił, co musiał, a następnie wychylił się, by rozwiać swoje wątpliwości. Osławiona imperialna wieżyczka strzelnicza E-Web została rozstawiona przez szturmowców pośrodku doku, a oni sami rozeszli się dookoła, tylko czekając, aż rebeliant opuści nienadający się do lotu transportowiec.

Gerrera wiele ryzykował - całe życie - ale jednocześnie jego tożsamość chociaż na niektórych płaszczyznach pozostawała anonimowa. Niektórzy wiedzieli więcej, niektórzy z całą pewnością nie zasługiwali na to, by mieć pewność, z kim mają do czynienia. Ryzyko niepotrzebnego ujawnienia nie warte było podjęcia.

Weteran założył więc hełm - stary, wyrobiony, wyprany z kolorów, lecz wciąż dobry; następnie, jeszcze raz wychylił się, sięgnął do kieszeni i rzucił ostatni detonator termiczny. Ten, ku zaskoczeniu szturmowców, poturlał się, zatrzymując przy źródle zasilania E-Weba. A potem nastąpiła wielka eksplozja. Grunt zatrząsnął się, w powietrzu zawirowały szczątki imperialnego uzbrojenia, chaos wypełnił dolny dok 321.

Saw wyskoczył z transportowca, a następnie pozwolił unieść się swojemu plecakowi odrzutowemu, zostawiając na dole szturmowców i droidy. Nabrał w nozdrza przepełnionego spalenizną powietrza, nie zważając nie przecinające atmosferę blasterowe strzały. Był dość nisko, by móc nacieszyć się dziełem swojego zniszczenia, a na tyle wysoko, by razem z imperialną bronią na drugą stronę nie przeniósł się sam. Saw chwycił detonator.

...


Z daleka słychać było odgłos ogromnego uderzenia, jakby jeden statek kosmiczny zderzył się z innym, albo jakby jakaś korweta rozbiła się gdzieś na niższych poziomach Coruscant. Gerrera. Quay Tolsite nie życzył mu źle, ale Pykowie nie podejmowali działań, patrząc na to, czego sami by w danym momencie oczekiwali. Liczył się biznes, syndykat, rodzina i szersza perspektywa, a w niej dla radykała z Onderona miejsce było, ale tylko na marginesie. W galaktyce działali potężni gracze, dla których Pykowie będą nie raz musieli poświęcić dotychczasowych sojuszników. Tolsite nie był jednak pewny, czy z potyczki całko rzeczywiście wyszły droidy, czy mężczyzna. Nie wiedział też, dlaczego małe starcie przerodziło się słyszalną w Dzielnicy Rządowej bitwę. Od momentu wybuchu tłum zaczął zachowywać się chaotycznie. Obecność wojska, które dopiero co brało udział w paradzie z okazji rocznicy utworzenia Imperium, uniemożliwiła zapanowanie rzeczywistej paniki, ale widać i słychać było, że obchody dobiegnąć miały końca szybciej, niż planowano. Ludzie zaczęli się rozchodzić, bojąc się o własne bezpieczeństwo.

Zapanował chaos, ale nie taki chaos, w którym giną żywe istoty, nie taki chaos, który pochłania majątki najbogatszych, ale chaos, w którym spod nosa można zwędzić przeciwnikom możliwości, których ci nie dostrzegali.

Tolsite wsiadł do najbliższego zaparkowanego ścigacza.

- Poziom 1313 - rzucił kierowcy.
- Sir, nie wiem, czy...

Wystarczyło zmienić właściciela sakiewki z kilkoma nadprogramowymi kredytami.

- Tak jest, sir. Poziom 1313.

Quay przyglądał się nocnemu życiu miasta Coruscant. Wiele przyprawy wykopano na Kessel od czasu, gdy był tu po raz ostatni, a znowu pojawi się także pewnie nieprędko. Wszystko dlatego, że nadchodził czas jego nagrody.

Przemysł wydobycia i przetwórstwa przyprawy potrzebował osób, które zarządzałyby hordami niewolników na usługach gangsterów. Imperium, początkowo niechętne współpracy z syndykatami, stanowiło przez pewien czas poważne zagrożenie. Ale Tolsite słyszał, że dobito targu, i Pykowie oraz Palpatine wkrótce będą pracować razem nad dużą przyprawową inwestycją Dzień Imperium przyniósł na razie porucznikowi wyłącznie pytania i cylinder kodowy, ale ten był pewny, że noc może dać mu jeszcze dużo więcej.


TAGI: Fanfik / opowiadanie (255)

KOMENTARZE (1)

  • Gator2020-12-14 09:40:54

    Nieźle. Mnie się podoba :)

ABY DODAWAĆ KOMENTARZE MUSISZ SIĘ ZALOGOWAĆ:

  REJESTRACJA RESET HASŁA
Loading..