Nota wydawnicza (Abrams Books, 2019)
Industrial Light & Magic Presents: Making Solo: A Star Wars Story is an eyewitness account of the film’s production from visual effects supervisor and coproducer Rob Bredow. The book gives readers an intimate glimpse into the journey that Solo took from pre-production, production, and post-production, fully documenting how this film came to the big screen.
Making Solo gives a chronological overview of how this multiple-Academy-Award-winning visual effects company created new worlds, aliens, droids, and vehicles for a galaxy far, far away, including insights into how the train heist on Vandor, L3-37, the Kessel Run, and the reimagined Millennium Falcon were brought to life. A must-have for Star Wars fans, this authorized, all-access book will be an indispensable work for all movie fans and devotees of popular culture.
Recenzja Lorda Sidiousa
Na bezrybiu i rak ryba. Do „Making Solo: A Star Wars Story” trochę trudno podejść, tak by ocenić tę pozycję uczciwie. Pierwszy powód to oczywiście J.W. Rinzler, który bardzo skrupulatnie dokumentował wiele rzeczy, starał się przedstawić historię powstawania filmu na tyle prawdziwie na ile mógł. Nie zajmował się PRem, brzmieniem, a problemem było ustalenie faktów, które różni ludzie zapamiętywali inaczej. Rob Bredow nawet nie próbuje iść w tym kierunku. Zajmuje się pewnym wycinkiem, na którym się zna, na który miał wpływ. Tym samym kłopotliwe tematy są poza nim.
Drugi problem to oczywiście całe to zamieszanie wokół produkcji „Hana Solo”, z przerwaniem zdjęć, wymianą reżyserów i kręceniem wielu rzeczy od nowa. O ile dorównanie do poziomu Rinzlera może być krzywdzące, o tyle po historii powstawania „Hana Solo” należałoby się spodziewać rozwinięcia tego tematu. Tu niestety mamy problem związany z Disneyem i obecnym zarządem Lucasfilmu, który nie chce zdradzać szczegółów, zwłaszcza problemów. Wspominał o tym kiedyś Rinzler mówiąc, że to był też powód, dla którego jego współpraca się skończyła. Innymi słowy, dostaliśmy książkę o kulisach „Hana Solo”, w której temat zmiany reżyserów sprowadza się do stwierdzeń, że ekipa ucieszyła się, gdy na planie pojawił się Ron Howard. Pozytywna energia, nowa nadzieja i jasny przekaz. Podejście jest rozczarowujące, niestety.
Szczęśliwie Rob Bredow, obecny szef ILM, wybrnął z tego w dość niecodzienny sposób. Książka ma nadtytuł „Industrial Light and Magic presents”. Koncentrujemy się na efektach specjalnych, resztę wspominamy mimochodem. Bredow samodzielnie nadzorował wiele efektów, więc ma na ten temat sporo do powiedzenia. Dziś wiele scen, także na lokacjach kręci się pod efekty, stąd Rob współpracował blisko ze scenografem i operatorem. Udał się też na lokacje. Dość dużo pisze o Tre Cime di Lavaredo we włoskich Dolomitach. Mniej o Fuerteventurze (Kanary), czy dawnej elektrowni Fawley Power Station w Anglii. Sporo też czasu poświęca przygotowaniu scen, czy wymyślaniu efektów specjalnych. Włączając w to szukanie inspiracji. Czasem wspomina też o rzeczach rozważanych, czy niewykorzystanych. W końcu przecież rozważano zdjęcia w Namibii. Dużo takich smaczków można wyciągnąć. Niestety mimochodem. Główny akcent jest położony na efekty.
Jak wspominałem Bredow koncentruje się na tym, na czym się zna, czego doświadczył. Rzadko powołuje się na inne osoby, czy wywiady. Zaś patrząc na całą dramatyczną oprawę filmu, zwyczajnie stara się upamiętnić pracę swoją (i ILMu), oddać swoje uczucia, jednocześnie nie wchodząc w tematy bardziej kontrowersyjne. Faktem jest z punktu widzenia efektów specjalnych wymiana reżysera, czy zmiany w scenariuszu to nie jest jakiś istotny element produkcji filmu. Po co się na tym koncentrować.
Do tego mamy jeszcze wspaniałą oprawę graficzną. Wydawnictwo Abrams odpowiada za świetną edycję tego albumu, zaś Bredow za dobór fenomenalnych zdjęć oraz czasem szkicy koncepcyjnych. Dla samego oglądania tych zdjęć warto sięgnąć po tę pozycję. W czasach Disneya to unikat. Podsumowując, jeśli pogodzimy się z tym, że to tylko album koncentrujący się na pracy ILMu i tylko lekko próbuje nadać szerszy kontekst procesowi powstawania „Hana Solo”, to będziemy bardzo zadowoleni z tej pozycji. Pod wieloma względami jest to ciekawsze niż ILM: The Art of Innovation, gdyż mamy więcej miejsca na opis poszczególnych ujęć i efektów. Ale jeśli ktoś skupi na powstawaniu „Hana Solo”, to lakoniczne i zdawkowe informacje unikające poruszania kłopotliwych tematów raczej go zirytują. Wówczas należy patrzeć na to jak na album z fenomenalnymi zdjęciami do oglądania.
Galeria
OCENY UŻYTKOWNIKÓW:
Aby wystawić ocenę musisz się zalogować Wszystkie oceny Średnia: 7,00 Liczba: 1 |
|