Mistrz Aaron zbliżał się powoli do grodzi. Poruszał się bezszelestnie. Bezszelestnie dla człowieka, ale dla naszpikowanego elektroniką statku był doskonale widoczny. Powietrze zostało przeszyte przez delikatne buczenie świetlnego miecza. Wbił klingę w durastalową powierzchnię grodzi. „To pułapka” zdążył tylko pomyśleć…
Właz otworzył się szybko, robiąc przy okazji sporo hałasu. Mistrz Jedi nie musiał zbytnio wysilać się, aby ujrzeć około dwadzieścia ciężkich karabinów blasterowych skierowanych przez strażników w jego stronę.
- A więc znowu się spotykamy, mistrzu Aaron…- do Rycerza dobiegł szorstki głos.- Już kiedyś dałem ci nauczkę. Czy nie wystarczyła ci?
Jedi obrócił się i ujrzał znajomą twarz Twi’Leka. Był to jeden z najbardziej znanych piratów gwiezdnych- Revar Otham. Była to też osoba, której zabicie zlecił mu sam Kanclerz Palpatine.
- Co cię znów do mnie sprowadza?- obcy nie krył zdziwienia.
- Zadanie od Kanclerza i osobista sprawa.
- Osobista sprawa, powiadasz… Czy chodzi o twojego mentora, który nieszczęśliwie zginął z mej ręki?
Aaron poczuł lekkie ukucie w sercu. Samo wspomnienie jego nauczyciela powodowało ból. Teraz szukał tylko okazji, aby zemścić się. Poczuł wielką satysfakcję, gdy stojąc w gabinecie Kanclerza, usłyszał cel swej misji.
- Tak...- wycedził przez zęby Jedi.- Zapłacisz mi za to...
- Wątpię- przez twarz Twi’Leka przeleciał złośliwy uśmiech.- Lubię zabijać osoby przeszkadzające mi w prywatnych sprawach, w sposób... niesztampowy. O ile pamiętam, twój mistrz zginął w klatce, rozszarpany przez Aklaya... Czy nie mylę się?
Aaron nie odpowiedział.
- Co by tu dla ciebie wymyślić? A tak. Już wiem. Straże?
- Tak?- do Othama podszedł niewysoki Rodianin ubrany w niebieskawy uniform.
- Uszkodzić kokpit sterowniczy, gdy będziemy pięć minut od lądowiska na Coruscant.
- Ależ panie... Czy chcesz stracić taki statek? Dużo cię kosztował...
- Nie szkodzi. Stać mnie na to. My się uratujemy, ale nasz mistrz będzie musiał szybko decydować... Czy spróbuje uratować jakiś milion ludzi żyjący w tej dzielnicy, czy sam ucieknie, jak to często robią Jedi.
Po chwili.
- Już czas się ewakuować, panie.- poinformował jeden z pilotów.
- Tak, już idę... A ty- zwrócił się do Aarona- musisz się śpieszyć.
Wszyscy niezwłocznie opuścili pokład i uciekli w promie klasy Lambda na inny statek. Mistrz Jedi za to niezwłocznie zabrał się za naprawianie kokpitu sterowniczego. Miał mało czasu, ale na duchu podnosiły go słowa jego nauczyciela: „Trochę poświęcenia, a wiele osiągniesz”. Po chwili naprawił to, co nie zostało zniszczone ostatecznie i cudem poderwał pojazd do lotu. Usłyszał wybuch w hangarze, a ostatnią rzeczą, o której pomyślał, były słowa jego mistrza.
Darth Sidious podszedł do ekranu holograficznego i odebrał wiadomość od Revara Othama.
- Czy mistrz Aaron stawiał jakieś opory?
- Nie. Z początku myślałem, że się ewakuuje. Ten jednak został i przyznam, ze nawet udało się mu naprawić statek. Gdy poderwał go do lotu, wystrzeliliśmy kilkanaście torped. Nie miał szans na przeżycie.
- Dobrze.- na twarzy Lorda Sith pojawił się złowieszczy uśmiech.
- Panie... Jeszcze jedno. Czemu chciałeś, aby Kanclerz wysłał go do mnie? Przecież wiedział, że Jedi zginie.
- Nie mogę powiedzieć... Ale to tylko część mojego planu, o którym kiedyś ci powiem... Trochę poświęcenia, mój sługo.
Fanfic zwyciężył w malutkim konkursie Bastionu na dokończenie zaczętego tekstu w opowiadaniu o maksimum 4 tys. znaków.
Właz otworzył się szybko, robiąc przy okazji sporo hałasu. Mistrz Jedi nie musiał zbytnio wysilać się, aby ujrzeć około dwadzieścia ciężkich karabinów blasterowych skierowanych przez strażników w jego stronę.
- A więc znowu się spotykamy, mistrzu Aaron…- do Rycerza dobiegł szorstki głos.- Już kiedyś dałem ci nauczkę. Czy nie wystarczyła ci?
Jedi obrócił się i ujrzał znajomą twarz Twi’Leka. Był to jeden z najbardziej znanych piratów gwiezdnych- Revar Otham. Była to też osoba, której zabicie zlecił mu sam Kanclerz Palpatine.
- Co cię znów do mnie sprowadza?- obcy nie krył zdziwienia.
- Zadanie od Kanclerza i osobista sprawa.
- Osobista sprawa, powiadasz… Czy chodzi o twojego mentora, który nieszczęśliwie zginął z mej ręki?
Aaron poczuł lekkie ukucie w sercu. Samo wspomnienie jego nauczyciela powodowało ból. Teraz szukał tylko okazji, aby zemścić się. Poczuł wielką satysfakcję, gdy stojąc w gabinecie Kanclerza, usłyszał cel swej misji.
- Tak...- wycedził przez zęby Jedi.- Zapłacisz mi za to...
- Wątpię- przez twarz Twi’Leka przeleciał złośliwy uśmiech.- Lubię zabijać osoby przeszkadzające mi w prywatnych sprawach, w sposób... niesztampowy. O ile pamiętam, twój mistrz zginął w klatce, rozszarpany przez Aklaya... Czy nie mylę się?
Aaron nie odpowiedział.
- Co by tu dla ciebie wymyślić? A tak. Już wiem. Straże?
- Tak?- do Othama podszedł niewysoki Rodianin ubrany w niebieskawy uniform.
- Uszkodzić kokpit sterowniczy, gdy będziemy pięć minut od lądowiska na Coruscant.
- Ależ panie... Czy chcesz stracić taki statek? Dużo cię kosztował...
- Nie szkodzi. Stać mnie na to. My się uratujemy, ale nasz mistrz będzie musiał szybko decydować... Czy spróbuje uratować jakiś milion ludzi żyjący w tej dzielnicy, czy sam ucieknie, jak to często robią Jedi.
Po chwili.
- Już czas się ewakuować, panie.- poinformował jeden z pilotów.
- Tak, już idę... A ty- zwrócił się do Aarona- musisz się śpieszyć.
Wszyscy niezwłocznie opuścili pokład i uciekli w promie klasy Lambda na inny statek. Mistrz Jedi za to niezwłocznie zabrał się za naprawianie kokpitu sterowniczego. Miał mało czasu, ale na duchu podnosiły go słowa jego nauczyciela: „Trochę poświęcenia, a wiele osiągniesz”. Po chwili naprawił to, co nie zostało zniszczone ostatecznie i cudem poderwał pojazd do lotu. Usłyszał wybuch w hangarze, a ostatnią rzeczą, o której pomyślał, były słowa jego mistrza.
Darth Sidious podszedł do ekranu holograficznego i odebrał wiadomość od Revara Othama.
- Czy mistrz Aaron stawiał jakieś opory?
- Nie. Z początku myślałem, że się ewakuuje. Ten jednak został i przyznam, ze nawet udało się mu naprawić statek. Gdy poderwał go do lotu, wystrzeliliśmy kilkanaście torped. Nie miał szans na przeżycie.
- Dobrze.- na twarzy Lorda Sith pojawił się złowieszczy uśmiech.
- Panie... Jeszcze jedno. Czemu chciałeś, aby Kanclerz wysłał go do mnie? Przecież wiedział, że Jedi zginie.
- Nie mogę powiedzieć... Ale to tylko część mojego planu, o którym kiedyś ci powiem... Trochę poświęcenia, mój sługo.
Fanfic zwyciężył w malutkim konkursie Bastionu na dokończenie zaczętego tekstu w opowiadaniu o maksimum 4 tys. znaków.
Autor:Paweł "Fett" Borawski
OCENY UŻYTKOWNIKÓW:
Aby wystawić ocenę musisz się zalogować Wszystkie oceny Średnia: 8,00 Liczba: 7 |
sith apprentice2011-12-25 17:55:51
Eyivindur, pomyślałem o tym samym.To tytuł jednego z opowiadań Andrzeja Sapkowskiego o Wiedzminie. Nieładnie...
Eyivindur2007-03-04 18:27:20
Odnoszę wrażenie, że obił mi się już o uszy podobny tytuł.Czyżby autor czytywał A.Sapkowskiego?
Orion Black2006-04-18 10:38:44
Sporo błędów, braki spacji przed myślnikami. Puenta w ogóle nie zaskakująca... Dam 7 za iezły warsztat...
Kasis2006-03-23 13:48:35
Opowiadanko ok. Choć przez to ograniczenie faktycznie traci.
Pawcio2004-12-26 13:50:19
Fajne opowiadanie.
Edi2004-10-29 14:13:50
Fajne opowiadanie jak i komiks(ten ostatni przeczytałem pierwszy).8.
Jagd Fell2004-08-25 20:23:24
Fajni fajnie 10
Carno2004-08-17 23:02:30
Jak na te warunki bardzo dobrze;) 9.
Ricky Skywalker2004-03-31 18:38:54
Dobre. Ale tak naprawdę 4 tys. znaków to mało, by rozpisać porządny fanfic :) No ale powiedzmy, że 10, jak na te warunki :)