autor: flisak2
GWIEZDNE WOJNY – OPOWIEŚCI
KRÓTKI EPIZOD 3 i ½
NIECH SOKÓŁ BĘDZIE Z TOBĄ
Lando Calrissian siedział przy stole i wpatrywał się w swoje karty. Kropelka potu spływała mu po skroni i miał tylko nadzieję, że nie zostanie ona zauważona przez Hana Solo. Blefował i przeciwnik nie mógł tego wiedzieć. Nie miał mocnych kart, a ryzyko było bardzo wysokie. Nie wiedział do końca, dlaczego dał się sprowokować, ale stało się. Stawką był Sokół Millennium, jego ulubiony statek przemytniczy, sławny na całą szmuglerską część galaktyki. Usiłował robić dobrą minę do złej gry, ale denerwował się coraz bardziej. Nie mógł niczego wyczytać z twarzy Hana. Ten także był dobrym pokerzystą. Czy to możliwe, że za chwilę straci swoją najcenniejszą rzecz? A wszystko przez tego droida…
Lando Calrissian był utalentowanym przemytnikiem. Szmuglował wszystko, tanio i błyskawicznie. Jako wzięty fachowiec w tej dziedzinie, zarabiał bardzo dobrze. Jego statek był szybki, lekko podrasowany na potrzeby tego „zawodu”. Jego właściciel znał każdą najmniejszą skrytkę i każdą, nawet najmniej potrzebną śrubkę maszyny. Sokół jeszcze nigdy nie zawiódł. Był obiektem pożądania niejednego pilota.
Sam szmugler miał niestety jedną słabość, hazard. Co najmniej raz w miesiącu przylatywał do jednego z doków na planecie Q4, tuż przy granicy Środkowych i Zewnętrznych Rubieży. To tutaj zjeżdżała się cała śmietanka podejrzanych interesów, aby pofolgować sobie w jednym z nielegalnych kasyn. Można tu było grać dosłownie we wszystko i o wszystko. Przy każdym stoliku, niezależnie od rodzaju gry, można było wzbogacić się zarówno o niewolnika jak i droida, o pitną wodę, jak i o nasiona. Można było oczywiście też dużo stracić. Nawet całe miasto, jeśli było się jego zarządcą. Nic dziwnego, że na tę wyjątkowo brzydką, ciemną i zaniedbaną planetę, zlatywały całe tłumy chętnych wrażeń podróżników.
Tutaj Lando czuł się jak u siebie. Nie tylko go tu znano, ale i szanowano. Był dumny z tego, że ma reputację niepokonanego. Wygrywał dużo i często. Dlatego nikt ze stałych bywalców nie chciał stawać z nim do jakiegokolwiek pojedynku. Lando wiedział o tym, dlatego za cel brał sobie głównie nowych, nieznających praw rządzących tym miejscem, gości. Czasem był to przemytnik, który zrobił krótki postój, czasem jakiś nastoletni uciekinier z jednej z tych pustynnych planet, na której nikt nie chciał mieszkać. Zawsze kończyło się tak samo. Wygrywał wszystko, a jak już nie było o co grać, udawało mu się jeszcze zdobyć obietnicę jakiejś przysługi. A te czasem się przydawały. Po tylu latach uprawiania hazardu Lando był pewien jednego, że wygra i tylko on wiedział dlaczego może być tego taki pewien. Miał swoją tajną broń.
Mężczyzna wszedł właśnie do ulubionego kasyna należącego do Palmiry, królowej tego miejsca. W przeciwieństwie do innych salonów gier, wejście do tego było bezpłatne. Jednak trzeba było dzielić się z właścicielką częścią wygranej. Dlatego pozwalała na grę o największe stawki, czego dla bezpieczeństwa unikali inni właściciele. Ze względu na wysokie wygrane Lando, bardzo lubiła gdy przylatywał. Jego łupy były zawsze dużo warte, więc miała pewność dużego przychodu. Calrissian rozejrzał się dookoła w poszukiwaniu pierwszej ofiary. Nikogo nowego nie znalazł, dlatego podszedł do baru, aby tam poczekać. Podniósł właśnie szklankę do ust gdy usłyszał:
- Ty stary naciągaczu!
Lando odwrócił się do rozmówcy i uśmiechnął.
- Han Solo! – rzucił i wrócił do picia swego napoju. – Kolejka dla kolegi. – rzucił do barmana. – Bo pewnie znowu, jak zwykle zresztą, ciebie nie stać?
Han Solo uśmiechnął się tylko, bo w głowie cały czas słyszał jeszcze przestrogę swego przyjaciela, Chewbacci: „Nie daj się sprowokować”.
- Co cię tu sprowadza? – zapytał Lando, choć nie do końca był tego ciekawy.
- To co i ciebie.
- Czyżby? Nie sądzę.
- Nie?
- Nie. Ja przyjechałem się wzbogacić. A z tego co wiem, twoja średnia z wygranych nie wypada najlepiej?
- Bo ja gram uczciwie.
- Sugerujesz, że ja nie?
- Sugeruję…
Lando już zaczął wstawać z krzesła gdy nagle:
- Aaawwwww! – dało się słyszeć wołanie Chewbacci, który siedział kilka stolików dalej. Musiał poczuć, że w powietrzu wisi bójka, a wtedy zostaną z kasyna wyrzuceni i nie uda się ugrać zupełnie nic. Lando usiadł i skinął porozumiewawczo do Wookieego.
- Masz już własny statek? – zapytał z przekąsem.
- Pracuję nad tym. – odrzekł Han i odwrócił się w stronę sali, aby ocenić swoje szanse na wygraną.
- Powodzenia. – odparł Lando odchodząc do jednego ze stolików, przy którym grano w tatooińską grę, gdzie pionkami były ziarenka piasku. Część graczy, widząc, że Calrissian się zbliża, od razu wstała i odeszła od stołu, aby uniknąć z nim rozgrywki. Przy planszy został tylko jeden, młody, nieopierzony chłopak, który zapewne uciekł niedawno z domu.
- Uważaj czego życzysz… - powiedział do siebie Han i spojrzał w kierunku szmuglera z uśmiechem. Lando nie mógł wiedzieć, że tamten miał już plan zdobycia upragnionego statku.
Han Solo był świetnym pilotem i nieźle radził sobie ze szmuglowaniem w kosmosie. Miał jednak jedną, poważną wadę. Nie posiadał własnego środka transportu. Bez tego ciężej było się nająć, a do tego zarabiał dużo mniej niż na przykład Calrissian, który dzięki Sokołowi Millennium, był niezależny. Han podziwiał ten statek od lat. Był wspaniale dostosowany do swej roli. Ilość tajnych skrytek przeróżnej wielkości, zmodyfikowany napęd oraz jeszcze kilka innych sztuczek, które Lando w nim umieścił sprawiał, że był to obiekt pożądania każdego przemytnika. Jednak Han nie mógł sobie pozwolić na podobny statek. Latał tam dokąd mu kazano i tym co mu zaoferowano, ale często miał problem żeby wrócić, dlatego musiał liczyć się z tym, że będzie tkwił tygodniami w jakiejś dziurze, dopóki nie trafi się okazja zarobku, lub choćby podwózki do jakiegoś lepszego miejsca.
Od czasu do czasu trafiał do jednego z kasyn, gdzie mógł się rozerwać, a czasem w coś zagrać, choć z różnym skutkiem. Chewbacca nie był zwolennikiem tych wizyt. Dziewięć na dziesięć kończyło się utratą czegoś cennego. Jednak od kilku miesięcy, razem z Hanem, bywali tu często. Przyjaciel ciągle twierdził, że ma jakiś plan, ale nie chciał go zdradzać Wookieemu. Podczas wizyt był jednak bardziej uważny niż zwykle.
Han Solo pierwszy raz spotkał Lando kilka lat temu. Przegrał wówczas wszystkie oszczędności odłożone na zakup wymarzonego kosmicznego pojazdu. Był młodym, naiwnym chłopakiem, który za sprawą sporej dawki alkoholu i rosnącej pewności siebie, dał się namówić na grę w koreliańskiego pokera. Czuł się w nim mocny. Większość odłożonych pieniędzy wygrał w tę właśnie grę.
Niestety tego dnia jego nadzieje legły w gruzach. A przecież odkąd pamiętał, zawsze marzył o własnym statku. Oczami wyobraźni widział siebie jako bohaterskiego kapitana, najlepszego w galaktyce, który dzięki swemu sprytowi i sprzętowi, bierze najcenniejsze zlecenia i niezauważony mknie przez najdalsze zakamarki galaktyki. Co wieczór liczył uzbieraną kwotę i wymyślał najróżniejsze sposoby, aby ją powiększyć. Gdy spotkał Lando, miał już połowę sumy. Był dobry w koreliańskiego pokera, dlatego był też pewien, że oszczędności podwoi. Niestety Lando ograł go już w drugim rozdaniu, pozostawiając zirytowanego i zubożałego przy stoliku. Wtedy to Han przysiągł sobie, że kiedyś się na nim odegra. Jednak przez te wszystkie lata był bezradny i mógł sobie pozwolić jedynie na obserwowanie przeciwnika. Był pewien, że za jego dobrą passą coś się kryje. Nie wiedział tylko co. Ale wiedział, że kiedyś to wreszcie odkryje. Był to drugi (po zdobyciu statku), główny cel jego życia.
Dopiero kilka miesięcy temu coś go tknęło. Lando podczas gry zbyt często patrzył na swój wyświetlacz czasu. Han Solo nigdy wcześniej nie zwrócił na to uwagi, ale powodem mogło być to, że zwykle był już po kilku szklaneczkach jednego z oferowanych przez barmana trunków. Tego dnia był w końcu trzeźwy i dopiero wtedy to dostrzegł. Żeby się upewnić, od tej pory zaczął uważnie obserwować każdy ruch gracza. I rzeczywiście, zawsze tuż przed wygraną, spoglądał na swoją rękę.
- Chewie… To coś znaczy. – mówił do przyjaciela, a ten tylko kiwał zniechęcony głową.
Przełom nastąpił dokładnie miesiąc przed ich kolejnym spotkaniem. Solo nigdy nie palił, ale tym razem udało mu się wygrać jakku’ańskie cygaro, prawdziwy rarytas. Wyszedł przed kasyno i właśnie zaczął owe cygaro podpalać, gdy zobaczył jak Lando znika za budynkiem mieszczącym się po drugiej stronie ubłoconej ulicy. Przeczuwał, że oto właśnie rozpostarła się przed nim droga do poznania sekretu. Uważając, żeby nikt go nie zobaczył, podkradł się bliżej.
- Wiedziałem! – powiedział do siebie, gdy zobaczył jak Lando programuje małego fruwającego droida. Był on naprawdę niewielki, czarny i można było powiedzieć, że kształtem przypominał lampy, znajdujące się w kasynach. Gdyby nie to, że odsłonięta była konsola programująca, Solo nigdy by nie zgadł, że to robot. Nigdy podobnego nie widział. Lando wpisał na konsoli jakiś kod, a następnie zerknął na swój wyświetlacz. Wyraźnie zadowolony z siebie zamknął ekran i nacisnął przycisk. Niewielki droid poleciał w stronę kasyna i wleciał przez jedno z okienek kopuły stanowiącej zadaszenie. Wyraźnie ktoś zostawił je otwarte. Czyżby Palmira pozwalała na ten przekręt?
Lando odczekał chwilę i gdy jego wyświetlacz zapiszczał, ruszył w stronę drzwi. A za nim, z wyraźnym uśmiechem, wszedł Han i rozejrzał się po sali, a następnie zerknął na sufit. Na pierwszy rzut oka nic nie wyglądało inaczej. Han jednak wiedział już jaki sekret ma Lando. Droid zapewne ląduje na sklepieniu i wysyła do Lando informacje na temat kart innych graczy….
- Aaaawwwww…. – skomentował Chewie.
- Mamy go Chewie! Mamy go! Jeszcze nie wiem jak, ale odzyskamy moje pieniądze! Będziemy mieli statek!
- Aaaaawww….
- Tak wiem, że nie ma lepszego niż…. Chyba że…
- Aaaaawww…
- Zdobędziemy go. Zdobędziemy Sokoła!
Dla Lando był to udany dzień. Wygrał trochę pieniędzy, paliwo, nikomu niepotrzebne części do starych droidów i jakiś dziwny metalowy sześcian, któremu poprzedni właściciel przypisywał ogromną moc. Twierdził też, że jest poszukiwanym Jedi, ale biorąc pod uwagę ilość alkoholu jaką spożywał, Lando nie przypisywał tym słowom zbyt wielkiej wagi.
Z kasyna ruszył prosto do swojego, udostępnionego przez Palmirę lokum, w którym zamierzał spędzić jeszcze jedną noc. Pomieszczenie nie było zbyt duże, jednak spełniało wszystkie warunki, jakie postawił – było w nim wygodne łóżko i pełny barek.
- Gratuluję! – powiedziała kobieta wchodząc bez pukania do pokoju.
Trudno było powiedzieć w jakim jest wieku. Przypominała człowieka, jednak kolor jej skóry był mocno fioletowy. Miała bardzo krótkie, również fioletowe włosy i mnóstwo blizn na twarzy, a także jedno oko w kolorze zielonym, a drugie żółtym. Trudno było powiedzieć czy wszystkie osobniki tej rasy tak wyglądają, bowiem nikt nigdy nie widział drugiej podobnej do niej istoty.
- Dziękuję. – odpowiedział Lando, który wcale nie wyglądał na zaskoczonego wizytą.
- Przyszłam po moją część.
- Naturalnie. Ale najpierw…
- Oczywiście. Mam twojego droida. – wyjęła spod płaszcza niewielkiego robota i rzuciła Landowi.
- Ej! Uważaj! – krzyknął, panicznie łapiąc małą czarną kulkę. – to żyła złota!
- Tak, tak. Wiem. To cud, że jeszcze nikt na to nie wpadł.
- Twoja część. – powiedział Lando wręczając kobiecie sakiewkę.
- Nie zapomniałeś o czymś? – popatrzyła na niego wyciągając drugą rękę.
- Oczywiście, druga część za…
- … za dyskrecję. – uśmiechnęła się i puściła do niego oko. – Zawsze mnie ciekawiło… Skąd go masz?
- Co?
- Skąd masz tego droida?
- Cóż… To spadek po ojcu. To zabawne, ale wygrał go w karty.
- Uczciwie?
- Mówił, że uczciwie, ale znając go to mogło być różnie. Byłem jeszcze podlotkiem gdy zabrał mnie na Tatooine. Nie wiem jak namówił tego łotra Wato do takiej stawki. Ale udało mu się, chociaż przez resztę życia sam tam nie jeździł, a i mnie zabronił.
- Bał się zemsty?
- Z tego co pamiętam Wato ostro przeklinał gdy wsiadaliśmy na statek, także… Wiesz, taki droid to istny skarb. JA HA 3…- odpowiedział z uśmiechem. Myśl o ojcu zawsze podnosiła go na duchu. Teraz przypomniał sobie, jak razem z nim wymieniali w JA HA 3 części, jak wypróbowywali nowe programy, jak pierwszy raz pozwolił mu użyć droida do własnych celów. I wreszcie jak umierający przekazał synowi swoją spuściznę. Tak, ojciec może nie był najuczciwszy, ale na pewno kochał swojego syna ponad wszystko.
- JA HA 3… Nigdy nie wiedziałam czegoś podobnego…
- Ani ja… Choć nazwa JA HA 3 wskazywałaby, że były jakieś JA HA 1 i JA HA 2… Ciekawe czy jeszcze istnieją…
- W każdym razie… Przysłać ci tę niewolnicę, którą wygrałeś rano? – zapytała znając odpowiedź.
- Dobrze wiesz, że nie.
Na tę wypowiedź Palmira ponownie wyciągnęła do Lando rękę.
- Tak, tak… - wręczył jej kilka monet. – Daj jej to i…
- …zwróć wolność. – uśmiechnęła się do Lando, wyszła i zostawiła mężczyznę w pokoju. Ten pospiesznie zaczął robić przegląd robota, a następnie podłączył go do bazy, żeby mógł się naładować. Następnie wypił kilka szklaneczek zielonego płynu i położył się spać. Nie wiedział, że całą tę scenkę widział ukryty na balkonie Han Solo.
Wcześniej tego dnia, gdy Lando był w kasynie, Solo zakradł się do jego lokum i ukrył na parapecie za oknem. Chciał po cichu wejść do pokoju, wykraść, a następnie zniszczyć maszynę. Jednak teraz powiedział tylko do siebie:
- A niech mnie….
I nie bez problemów zszedł po gzymsie na dół.
- Aaaawww…. – zapytał Chewbacca, gdy Han Solo tłumaczył się z rezygnacji z planu.
- Bo uratował dzięki temu droidowi jakąś niewolnicę.
- Aaaawwwww….
- Tak wiem, że nie po to gra w karty, żeby je ratować, ale jednak…
- Aaaaww….
- Wiem, że to nie uczciwe, ale czasem…
- Aaaaawww…
- Nie, nie… Ja i tak się odegram. Muszę tylko wymyśleć coś innego.
Długo trwało zanim Han Solo wreszcie znalazł się na Tattooine. Nie lubił handlować z Jawami. Nigdy nie było wiadomo czy zakupiony towar nie jest kradziony, a co za tym idzie łatwy do namierzenia, a co gorsza czy nie jest wadliwy. Wiedział jednak, że tylko oni mogą mieć to czego potrzebował.
- Jesteś pewien, że zadziała? – upewnił się Han pytając małą postać w brązowej szacie.
Ludek na swój sposób potwierdził i zażądał zapłaty.
- Lepiej, żeby tak było… - wyszeptał Solo chowając do kieszeni mały, kwadratowy przedmiot.
- Mamy to Chewie! – wykrzyczał wchodząc do baru.
- Aaaawww…
- Trzeba tylko sprawdzić czy działa. Zresztą… zróbmy to tutaj.
Han wyciągnął z kieszeni coś, co wyglądało jak mały nadajnik. Rozejrzał się po barze. Siedziało w nim bardzo wielu ludzi, bardzo wielu ras, a także kilka droidów.
- Uważaj! – ostrzegł przyjaciela i nacisnął przycisk. Rozejrzał się ponownie. Nic się nie wydarzyło.
- Ci cholerni pustynni oszuści! –wykrzyknął Solo i rzucił nadajnik na stół.
- Aaaaww…. – odkrzyknął Chewbacca. Nie zwracał nawet uwagi na wiązankę przeróżnych przekleństw wypływających z ust przyjaciela. Podniósł przedmiot, stuknął nim kilka razy o blat i nacisnął przycisk. W tym momencie wszystkie zgromadzone w okolicy droidy przestały działać.
- Mądrala… - skomentował sytuację Solo. Chewbacca ponownie wcisnął przycisk. Wszystkie droidy wróciły do życia. – Lecimy na Q4! – ucieszył się Han Solo.
- Aaaaawwwww.... – wtórował mu Chewbacca.
Tego dnia Lando nie przeczuwał nawet, że pod jego koniec będzie żałował każdej kropelki ognistego napoju, który wypił wcześniej. Na razie siedział w swoim ulubionym kasynie i pił przy barze czekając na kolejnego naiwniaka. Wydawało mu się, że takiego właśnie znalazł, gdy do baru weszła młoda, ale niezagubiona dziewczyna. Nie wiedział czy bardziej chce z nią o coś zagrać, czy może jednak zaprosić na drinka. Ale pomyślał, że jedno nie wyklucza drugiego. Dobrze się bawił i nie wiedział, że cały czas obserwuje go uśmiechnięty od ucha do ucha Han Solo.
- Kochanie, jeśli nie masz o co grać – próbował nagabywać dziewczynę Lando – to może chociaż napijemy się drinka?
- Chętnie, ale ty stawiasz. – odpowiedziała całkiem ładna, choć dość biednie ubrana miejscowa. – Ale ostrzegam, musisz dotrzymać mi kroku!
- O to się nie bój. – odpowiedział Lando. – Kolejkę proszę! – krzyknął do barmana.
- Jak masz na imię złotko?
- Angar. – powiedziała wypijając pierwszą szklaneczkę jednym haustem.
- Piękne imię, Angar. Jesteś tutejsza?
- Postaw kolejną kolejkę, a odpowiem. – powiedziała zalotnie. Gdy barman postawił przed nią naczynie dodała. – Miałeś dotrzymać mi kroku!
Lando uśmiechnął się i skinął głową, po czym także wypił kolejną szklaneczkę. Był zdziwiony, że dziewczyna ma taką mocną głowę. Piła dużo i szybko, a co gorsza, w ogóle nie odczekiwała pomiędzy kolejnymi kolejkami. Piła tak, jakby stawiano przed nią po prostu wodę. Ale Lando czuł po swojej głowie, że kolejek jest już zbyt wiele. A to trochę go wybiło z flirtującego rytmu.
- Gdzie ci się tak śpieszy? - usiłował zagadnąć dziewczynę, ale ta piła dalej, a gdy już oboje byli mocno podchmieleni zaproponowała.
- To co, pokażesz mi jak wygrywasz?
Zachęcony tymi słowami, Lando ruszył do stolika. Nie mógł wiedzieć, że młoda dziewczyna została wynajęta przez Hana Solo. Ten chciał mieć pewność, że wystarczająco pijany i mocno uradowany swoimi zdobyczami Lando, straci czujność i da się namówić na grę. W końcu Han dał znak młodej dziewczynie. Ta bez słowa odeszła od stolika, a Lando nawet tego nie zauważył. Jedynie (ponownie) śmiał się na głos z wygranego przed chwilą blastera.
Han podszedł do szmuglera.
- Zagramy?
- Ja z tobą? – odparł zaskoczony Lando.
- Dlaczego nie?
- Nigdy nie chciałeś ze mną grać…
- Ale dziś jest inaczej.
- A czemu dzisiaj jest inaczej?
- Dzisiaj mam czym grać.
- Czyżby?
- Mam całą partię basmijskich skrzyń.
- Masz? – Lando popatrzył z niedowierzaniem na rozmówcę.
- No tak jakby. Szmugluję, więc mam na stanie…
- A jak przegrasz?
- To już nie twój problem.
- A skąd mam wiedzieć, co jest w tych skrzyniach.
- Żartujesz? Dobrze wiesz, co jest w basmijskich skrzyniach…
Lando rozejrzał się w poszukiwaniu dziewczyny, którą jak sądził, już zdobył. Zdziwił się, gdy odkrył, że tej już nie ma i przez chwilę zaczął się zastanawiać czy nie powinien wietrzyć podstępu. Han Solo zagrał z nim tylko raz i od tamtej pory był na niego cięty. Aż nagle dzisiaj… Mężczyzna zawahał się, jednak popatrzył na swój wyświetlacz. Przecież z JA HA 3 nie może przegrać. A zawartość basmijskich skrzyń była bardzo kusząca.
- Wybierz broń… - zażartował.
- Koreliański poker. – odparł z pewnością siebie Han Solo.
- Ach… Powrót do korzeni, co? No to gramy.
Podeszli do stolika. Tłum innych graczy widząc tych dwoje po prostu się rozstąpił. Całe kasyno ucichło. Wszyscy zaczęli obserwować rozgrywkę. Niecodziennie zdarzało się, żeby Lando grał z kimś równie znanym w środowisku. Jeśli stawał naprzeciw Hana Solo, musiało to znaczyć, że stawka jest wysoka.
- Czyli co… Twoje skrzynie kontra…
- Twój statek.
- Co? – prawie krzyknął z wrażenia Lando.
- Twój statek. Sokół Millennium. Bo tak się nazywa. Nie mylę się?
- No nie mylisz się, ale to chyba jakiś żart, co?
- A co? Nie wierzysz we własne siły?
Lando bezwiednie spojrzał na sufit, aby upewnić się, że jego tajna broń wciąż tam jest.
- Daj mi chwilę do namysłu. – powiedział i zerknął na rękę. Han wiedział, że Lando sprawdza, czy jego droid jest sprawny. Wiedział też, że tak jest i będą mogli grać. Zapewne gdyby Lando wypił tego dnia mniej, nigdy nie zgodziłby się na taki zakład. Ale trunek zrobił swoje.
- W porządku - powiedział siadając do stolika. - Rozdawaj. – rozkazał stojącemu przy stole droidowi.
- Czekaj! – w sali rozległ się mocny, kobiecy głos. Palmira musiała zauważyć nagłe zamieszanie, bo wtargnęła do pomieszczenia. Wszyscy patrzyli na nią zastanawiając się jak i dlaczego chce zainterweniować. Han Solo przez chwilę obawiał się, iż powstrzyma ona mężczyzn przed rozgrywką, ale potem dodała:
– Ja będę rozdawać.
Zgromadzeni poczuli jeszcze mocniejszy dreszcz przeszywający ich od stóp po czubki głów (jeśli akurat takie posiadali). Stawka musiała być bardzo wysoka…
Han nawet się ucieszył z takiego obrotu spraw. Istniało co prawda ryzyko, że Palmira będzie faworyzować Lando, ale z drugiej strony nikt nie zauważy, gdy Chewie włączy zakłócający pracę droidów przycisk. Nikt nawet nie patrzył teraz na zwykle rozdającego droida.
- A zatem rozdawaj.
Palmira, nie spiesząc się, zaczęła tasować karty. Obaj mężczyźni dopiero teraz poczuli powagę sytuacji. W tym miejscu nigdy nie bywało cicho, a teraz w powietrzu nie unosił się nawet najmniejszy dźwięk. Kobieta wreszcie zaczęła rozdawać. Przemytnicy w tym samym momencie podnieśli karty. Lando starał się nie dać po sobie poznać stresu. Widział, że nie trafił na najlepsze rozdanie. Jeszcze zanim poprosił o wymianę co drugiej karty, zerknął na swój wyświetlacz. Jednak nic się na nim nie pojawiło. Calrissian dopiero teraz zrozumiał, że coś jest nie tak. Zapewne Han Solo odkrył jego sekret. Ale przecież nie mógł w żaden sposób zareagować. Nie tutaj, gdy wszyscy patrzą. Wtedy dowiedzieliby się o jego przekręcie. Musiał grać dalej i to tak, aby nikt niczego nie podejrzewał. Ale już teraz wiedział, że gra toczy się naprawdę. Stawką był najszybszy w galaktyce statek szmuglerski.
Palmira wymieniła karty. Solo poprosił o kolejną zamianę, ale Lando nie był pewien, czy ten nie blefuje. On musiał. W ręku nie miał nic. Ale teraz wszystko było w rękach Solo. Jeśli ten poprosi o sprawdzenie kart, Lando straci statek. Jeśli poprosi o zieloną kartę, ma szansę na totalną wymianę rozdania i jakąś wygraną. Dlatego nie mógł dać po sobie poznać zdenerwowania. Solo musiał być pewny, że Lando ma mocne karty. Udało mu się nie stracić jak zwykle pewnej siebie miny. Tylko ta kropelka potu ściekająca mu po skroni…
Han Solo wiedział, że bardzo ryzykuje rozgrywką z Lando. Nawet bez pomocnego małego droida tamten mógł wygrać, dla odmiany, uczciwie. A Solo blefował. Nie dysponował bowiem żadnymi skrzyniami, nawet pustymi, nie mówiąc już o obiecanych basmijskich. Jeśli przegra, ponownie narobi sobie długów. Z tych bardzo ciężko było się wykupić. Od momentu gdy Lando spojrzał na swój wyświetlacz Solo wiedział, że musi grać bardziej na emocjach przeciwnika niż tym co ma na dłoni. Karty miał dość mocne, ale sądząc po minie, Lando też takie musiał mieć. Ale zaraz…. Czyżby to była kropelka potu spływająca po jego skroni? Gdy tylko ją dostrzegł, Solo już był pewny swego.
- Sprawdzam. – powiedział z uśmiechem, a Lando już wiedział ile stracił w tym dniu.
- Sprytnie… - odpowiedział tylko zrezygnowany, kładąc karty na stół. Po sali rozległy się ciche szepty zgromadzonych. Nikt nie śmiał skomentować sytuacji głośno. Wielki Lando przegrał. I to statek… Część osób odsunęła się od stolika obawiając się bójki. Jednak obaj gracze siedzieli bardzo spokojnie.
- Niebiosa ci dzisiaj nie sprzyjały, co Lando? – powiedział Solo i zerknął na sufit.
- Najwyraźniej… - odpowiedział Calrissian i wciąż zachodził w głowę jak Han Solo odkrył jego tajemnicę, a przede wszystkim jak udało mu się zablokować działanie droida. Teraz wyświetlacz działał bez zarzutu.
Wobec konsternacji jaka zapanowała na sali, Lando wyciągnął dłoń do Hana, a ten ją uścisnął. Dopiero teraz życie w kasynie wróciło do normy i zazwyczaj panującego tu zgiełku.
- Szczerze gratuluję – powiedziała Palmira. – W ramach gratulacji zrzekam się swojej części. – dodała i odeszła z dużym uśmiechem na swej fioletowej twarzy.
Han Solo wiedział, że zadarł z Lando, ale przecież to Lando zadarł z nim jako pierwszy.
- Po szklaneczce? – zapytał Calrissian.
- Czemu nie. Ale zaraz potem udaję się do hangaru wypucować MÓJ statek…
- Tylko dbaj o niego. – powiedział Lando, a w kąciku ust rysował się niewielki uśmiech.
Mężczyzna musiał przełknąć tę gorzką pigułkę, chociaż cieszył się, że skoro już stracił statek, to na rzecz niesfornego Hana Solo. Wiedział jak bardzo temu zależało na własnym pojeździe, dlatego wiedział, że jest w dobrych rękach.
Przed pójściem spać Lando postanowił udać się do pewnego człowieka, który mógł mu pomóc w zdobyciu nowego statku. Wtedy to zobaczył. Na tyłach kasyna Han Solo wręczał miejscowej dziewczynie, która bezsprzecznie wcześniej z premedytacją go upiła, jakieś pieniądze.
- A więc to tak… - pomyślał. Już wiedział, że Han troszkę dopomógł szczęściu.
W drodze do doku Han Solo nie mógł przestać się uśmiechać. Dysponował wreszcie własnym statkiem. Tym, na którego czekał od lat. I to nie byle jakim. Był właścicielem najszybszego statku przemytniczego!
- No Chewie! Daliśmy radę! – cieszył się wychodząc z kasyna.
- Aaaaawwww! – zawtórował mu Chewbacca.
- Do końca nie byłem pewien czy Lando nie ma lepszych kart. – kontynuował opowieść Han.
- Aaaaawwwww!
- Dzięki Chewie, a teraz, dawaj nadajnik. – poprosił przyjaciel.
- Aaaaaawwww…. – Wookie aż zatrzymał się z wrażenia.
- Jak to? Nic mi nie oddawałeś. – oburzył się nowy właściciel Sokoła Millennium.
- Aaaaawww!
- Nie, to ty go miałeś! – zdenerwował się już nie na żarty Solo.
- Aaaawwwww….
- Nie kłóć się ze mną i nie udawaj. Przecież ty go miałeś przez cały czas!
- Aaaaaawwww…
- Kto miałby go ukraść? To jedna z najcenniejszych rzeczy jaką kiedykolwiek mieliśmy, a ty ją zgubiłeś?
I tak dwóch przyjaciół, nieustannie przekomarzając się, przeszło całą drogę do doku. Gdy stanęli przed dużym, szarym statkiem, Han zapomniał już o nadajniku. Nie mógł się opanować i zaczął się głośno śmiać. Wszystkie lata szmuglowania, cwaniakowania, wycierania się po zatęchłych zakątkach galaktyki właśnie się opłaciły.
- Chewie, oto nasz nowy dom! - powiedział do Chewbacci Solo i ruszył w stronę Sokoła. Nie wiedział jeszcze jak wielką rolę ten statek spełni w jego życiu. Przeczuwał, że jeszcze kiedyś spotka Lando, ale nie wiedział że będzie mu zawdzięczał więcej niż tylko statek.
Palmira z uśmiechem patrzyła jak Han Solo wraz z Chewbaccą opuszczają Q4 w najwspanialszym statku, jaki kiedykolwiek widziała.
Życzyła też Lando powodzenia i namawiała do powrotu, gdy ten wsiadał do byle jakiego statku nieprzeznaczonego jak dotąd do szmuglowania.
- Jeszcze zrobię z niego cacko – powiedział mężczyzna wsiadając na pokład.
Uśmiechnięta patrzyła na oba oddalające się statki i wiedziała, że co najmniej jeden z mężczyzn tutaj powróci.
Ale najszerszy uśmiech miała wtedy, gdy wróciła do swojego gabinetu, otworzyła szufladę biurka, i popatrzyła na mały kwadratowy nadajnik. Wiedziała, że teraz naprawdę ma coś wyjątkowo cennego.
OCENY UŻYTKOWNIKÓW:
Aby wystawić ocenę musisz się zalogować Wszystkie oceny Średnia: 7,67 Liczba: 3 |
|
hvezda2017-04-28 19:52:39
Dobrze napisana historia.