Opowiadanie to dedykuję osobom, które jeszcze nie wiedzą, że mogą pisać dobre fanfice. Wiem, że ten utwór może nie równa się z innymi zamieszczonymi na Bastionie, ale to moje pierwsze dzieło :) Starałem się, aby było dopracowane jak najlepiej.
Podpisano: Paweł "Fett" Borawski
Gwiezdne Wojny: Wyzwanie Mistrza Jedi
...:::Prolog:::.. .
Akademia Jedi Luke'a Skywalkera była jedyną w galaktyce. Trenowali tu wszyscy posiadający jakieś zadatki na Jedi. Dzisiejszego dnia odbywał się trening mocy polegający na podnoszeniu kamieni siłą woli. Większość uczniów nie radziła sobie z tym ćwiczeniem. Jedynym, który wypełnił zadanie wręcz perfekcyjnie był Anthol T'ar- chłopak pochodzący z Tatooine. Był on niewolnikiem krewniaka Jabby the Hutt i nie miał rodziców. Luke uwolnił go. Obyło się bez nieporozumień, gdyż do tego Hutta doszły już dawno wiadomości, kto zabił Jabbę. Wystarczyło, że Luke przedstawił się i pokazał miecz świetlny...
...:::Rozdział 1:::...
Wszystko zaczęło się to od tego, że pewnej nocy Anthol zaczął myśleć o tym, jak zginęli jego rodzice. Od dawnego pana usłyszał, że zabił ich Jedi. Nie wierzył jednak w to. W końcu zmorzył go sen. Miał koszmary. Pierw widział siebie, jako starca będącego dalej niewolnikiem. Widział, jak ginie w paszczy młodego Rancora. Sen się zmienił. Zobaczył rodziców, których rozpoznał, choć widział tylko jedno ich zdjęcie. Uciekali. Gonił ich Rycerz Jedi z mieczem świetlnym o zielonej klindze. Był to Luke Skywalker! Użył mocy, aby udusić matkę T'ara. Ojca zabił ciosem miecza w plecy; Anthol zlany potem obudził się. Usiadł na łóżku. Nie wierzył w to, co zobaczył. To nie mógł być Mistrz Skywalker!
Tymczasem Luke medytował. Zaczął, tak jak T'ar rozmyślać o rodzicach chłopaka. Kto ich zabił? Kim byli? Nie znał odpowiedzi na ani jedno z tych pytań.
Następnego ranka, gdy Luke był sam, Anthol podszedł do Mistrza Jedi i powiedział do niego:
- Mistrzu? Kto...-chłopak zaniemówił przez chwilę. Zebrał się jednak w sobie i kontynuował - Kto zabił moich rodziców Mistrzu?
Luke zamyślił się przez chwilę...
- Myślałem o tym dużo zeszłej nocy mój młody uczniu.... Czemu tak nagle
zaczęło cię to interesować?
- Ja.... miałem koszmary... śniło mi się, że to Ty ich zabiłeś - Anthol miał w oczach łzy. Jego głos drżał lekko. Opanował się jednak. wiedział, że Mistrz Skywalker nie lubi, gdy jego uczniowie ukazują gniew lub strach.
Luke spojrzał na ucznia.
- Nie ja ich zabiłem. Musisz się nauczyć, że nie należy wierzyć snom. Nawet doświadczeni Jedi bardzo rzadko śnią o przyszłości lub przeszłości.
- To znaczy, że mój sen nic nie oznaczał? - Anthol mówił teraz lekko podniesionym głosem. Był wzburzony.
- Co oznaczał nie wiem... - Luke położył ręce na ramionach ucznia - Postaram się tego dowiedzieć. Może medytacje mi w tym pomogą.
- Mam jeszcze jedną sprawę mistrzu...
Luke odpowiedział milczeniem, ale wzrokiem zachęcił chłopaka do mówienia.
- Kiedy nauczysz nas konstruować miecze świetlne? Skoro jesteśmy... będziemy Jedi to musimy się nauczyć bronić.
- W odpowiednim czasie mój uczniu. Na razie nie jesteście gotowi.
- Ja jestem gotów! Chcę mieć własny miecz!- Anthol ruszył w stronę wyjścia. Gdy był przy drzwiach powiedział- Porozmawiam z innymi. Ciekawe, co oni powiedzą?
Po kilkunastu minutach cała czternastka była już na lądowisku i stała naprzeciw Luke'a.
- Słucham was moi uczniowie. Ostatnio adept T'ar zaproponował mi, żebym nauczył was robić miecze świetlne. Czy naprawdę tego chcecie?
- Mistrzu...- przed grupę wyszła Kirana Ti- Może nie mam tu za wiele do gadania, gdyż sama już mam miecz świetlny- tu dziewczyna wskazała na broń wiszącą przy pasie- Ale jest to pamiątka po Gantorisie. Nie używałam go od czasu pojedynku z Exarem Kunem. I jeśli rozkażesz, nie użyję go już nigdy. Razem z resztą, no może nie licząc Anthola uważamy, że to ty powinieneś wybrać czas, w którym stworzymy własne bronie.
- Czy tak właśnie uważacie?- Luke zwrócił się do reszty grupy.
Wszyscy, nie licząc T'ara krzyknęli "Tak".
- A więc Antholu zostałeś przegłosowany...- Luke spojrzał na ucznia. Ten oburzony odwrócił się i odszedł do swej komnaty.- Możecie iść do swych pokoi.
T'ar usiadł na łóżku i przemyślał wszystko, czego się dowiedział. Nie mógł mieć miecza do obrony. Jego Mistrz zaprzeczył co do tego, że zabił jego rodziców. Ale Anthol nie mógł być co do stu procent pewien tej odpowiedzi. Położył się spać. Koszmar znów się powtórzył. Tyle, że tym razem Luke pod koniec spojrzał na niego i powiedział: "Teraz kolej na ciebie, mój drogi uczniu". Chłopak przebudził się.
Następnego dnia Luke, gdy wstał, zobaczył, że ktoś grzebał przy jego komputerze. Ten ktoś przeglądał pliki dotyczące mieczy świetlnych.
- T'ar...- powiedział sam do siebie Luke i szybko pobiegł na lądowisko.
Tam zobaczył startujący myśliwiec A-wing Anthola. Chłopak wyjrzał z gabiny.
- Luku Skywalkerze. Od tej pory nie jesteś moim mistrzem. Nie dla mnie jest nauka w Akademii. Niedługo wrócę tu i pokonam cię. Ale wtedy nie będę sam. Zdobędę swoich uczniów i przybędę wraz z nimi, aby cię pokonać...
Po tych słowach odleciał.
...:::Rozdział 2:::...
Luke wędrował przez jakiś czas po Akademii. W końcu zatrzymał się na lądowisku. Dręczyło go kilka rzeczy. Nie wiedział, czy Anthol przeszedł na Ciemną Stronę. Nie wiedział czy T'ar mówił prawdę o tym, że niedługo zaatakuje. Ale wiedział, że ten adept jest dla niego, jako dla Mistrza Jedi pewnym wyzwaniem. Luke musiał spróbować nakłonić go, aby wrócił do niego. Trzeba było spróbować.
- O czym myślisz mistrzu, jeśli wolno spytać?
Na lądowisko weszli Kam Solusar i Kirana Ti.
- Nie jest to tajemnica. Myślę o Antholu. Czy uważacie, że przeszedł na Ciemną Stronę?
- Nie wiem. Był silny mocą, ale szybko oddawał się emocjom.- odpowiedziała Kirana.
- Ja też tak uważam- poparł ją Kam.
- A więc muszę nauczyć was, jak tworzyć broń... Wezwijcie resztę. Marę Jade też. Spotkamy się w mojej komnacie
- Dobrze.- powiedzieli obydwoje.
Po kilku minutach w komnacie Luke'a byli już wszyscy. Sala była dobrze oświetlona, ściany wykonane z kamienia i pokryte ze względu na wiek mchem. Luke zaczął mowę.
- Jak wiecie, niedawną odszedł od nas adept T'ar. Przed samym odlotem powiedział, że przybędzie tu, aby nas pokonać... Mógł być to tylko blef. Niestety stuprocentowej pewności mieć nie można. Musicie więc mieć broń... Do mieczy świetlnych potrzeba specjalnych kamieni. Tu powstaje problem. Was jest trzynastu. Jedna osoba ma miecz. Więc zostaje dwunastu. Ja niestety mam tylko jedenaście kamieni.
- Mistrzu Skywalker. Za przeproszeniem: jesteś głupcem. Zapomniałeś, że mam twój stary miecz?- Mara uśmiechnęła się do Luke'a i włączyła miecz. Powietrze przeszyła błękitna klinga.
- Zapomniałem...- Luke zawstydzony chwilę się zamyślił- A więc każdy będzie miał miecz. Kamienie dobrane są tak, aby nie dawały czerwonej ani pomarańczowej klingi. To kolory Sithów... Niech każdy z was weźmie po jednym.
Uczniowie podchodzili do Mistrza po kolei. Gdy wszyscy otrzymali po kamieniu, Luke zaczął kontynuować mowę.
- Teraz zaczniecie robić sobie obudowy rękojeści.
Używając mocy, Luke przyciągnął z sąsiedniej sali skrzynię.
- Tu macie części potrzebne do tego. Każdy może zrobić kształt według własnych upodobań i przyzwyczajeń.
Gdy wszyscy skończyli robić obudowy, Skywalker włączył hologram pokazujący wewnętrzną budowę miecza. To było jednak o wiele bardziej trudne. Adepci musieli pracować przez cztery następne dni. Dnia szóstego, gdy wszyscy już prawie kończyli, zdarzyło się coś okropnego...
...:::Rozdział 3:::...
Stało się to nagle. Adepci pracowali w ciszy i skupieniu. Nagle spokój zakłócił wybuch. Wszyscy odwrócili się w stronę, skąd miał miejsce hałas. To co zobaczyli, było czymś przerażającym. Jeden z uczniów, ludzki mężczyzna nazywający się Nalhid Kosir leżał zakrwawiony na ziemi. Obie jego dłonie zostały niemal całkowicie rozerwane przez wybuch.
- Jasna cholera!- krzyknął Solusar
- Medyka! Cilghal! Szybko... Ty jesteś dobra w leczeniu za pomocą Mocy.
- Spokojnie...- powiedział z opanowaniem Luke.- Odsuńcie się wszyscy. Tylko Cilghal będzie mi potrzebna.
Luke spojrzał pierw na rannego, potem na kalmariankę.
- Niestety. Na nic nie zdadzą się twoje moce. Nie uleczymy go. Prawdopodobnie dłonie trzeba będzie amputować...
- Co robić mistrzu?
- Użyjesz Mocy, aby zatamować krwawienie. Ja w tym czasie wyślę komunikat do jednej z najbliższych planet Nowej Republiki z prośbą o pilne przysłanie lekarzy.
- Dobrze. Jeśli możesz mistrzu, to pośpiesz się. Wiesz, że czasami mam problemy z długim kontrolowaniem Mocy.
Cilghal zrobiła tak, jak o to poprosił Skywalker. Na szczęście medycy przybyli po niecałych pięciu godzinach i zajęli się rannym.
- Posłuchajcie mnie moi adepci!- Luke zwrócił się do uczniów w czasie, gdy lekarze w oddzielnej sali opatrywali Kosira.- Niestety przytrafił się dziś okropny wypadek. Prawdopodobnie to ja popełniłem jakiś błąd.
- Nie ty mistrzu.- pocieszyła go Kirana.- Nalhid sam jest sobie winien. Nie uważał.
- Trudno. Co się stało, to się nie odstanie. Miejmy nadzieje, że wyjdzie z tego z jak najmniejszą ilością obrażeń. Na dziś koniec zajęć. Jutro zaczniemy ponownie, ale ze zdwojoną ostrożnością.
Tak, jak Skywalker zapowiadał, adepci od samego rana wzięli się do pracy i już około godziny piętnastej wszystkie miecze były gotowe. Każdy uczeń zadowolony był ze swojej broni. Prawie każdy. Nie było Mary Jade, która udała się w "ważnych" sprawach. Jedi co chwila wykonywali razem jakieś ćwiczenia i udawali "walkę".
Nagle na lądowisku Akademii wylądował jakiś statek. Wyglądem przypominał model Nubian. Miał srebrną, lustrzaną powłokę. Jedyną zmianą było zamieszczenie dużej ilości działek laserowych itp. ulepszeń; Ze statku wyszło pięcioro mężczyzn. Troje ludzkich, jeden Twi'lek i jeden Zabrak. Jednym z ludzi był Anthol; Wszyscy ubrani byli w czerń. W rękach trzymali rękojeści mieczy.
Luke wyszedł przed swych adeptów. Łącznie z mistrzem było jedenastu Jedi. Mara tymczasowo odleciała, Cilghal odpoczywała po uleczaniu Kosira, a Kam Solusar wyszedł wgłąb dżungli na spacer.
- Witaj Skywalkerze. Jak widzisz słowa dotrzymuję. Wróciłem tu i mam towarzyszy.
- Czuć wokół ciebie aurę zła. Poznałeś co najmniej kilka sztuczek Sithów. Czy wybrałeś zło? Czy swoich towarzyszy też zniewoliłeś Stroną Mroku?
- Ciemna Strona Mocy to nie zło, a potęga! Oni też wiedzą, jak ją dobrze wykorzystać.
- Zło zawsze ulega Jasnej Stronie.
- Nie jest prawdą, co mówisz. Zaraz się przekonasz!
Wszyscy Sithowie, jakby na komendę włączyli miecze świetlne. T'ar miał jasno czerwone ostrze. Pozostali Sithowie pomarańczowe; Luke powoli wziął zza pasa swój miecz i włączył go. Jego uczniowie poszli za nim w ślady. Jedi ruszyli biegiem na Sithów. Od razu dokonał się podział. Skywalker zaatakował Anthola. Na jednego Sitha- człowieka przypadło po dwóch Jedi. Za to na Twi'leka i Zambraka wypadło po trzech adeptów.
Walka była zawzięta. Jedi wykorzystywali wszelkie moce. Używali pchnięć i skoków. Za to Sithowie co rusz atakowali za pomocą błyskawic. Cały hangar aż huczał od dźwięku zderzeń mieczy. Po kilkunastu minutach okazało się, że towarzysze T'ara nie są tak wyszkoleni, jak on sam. Ulegli pod naporem większości Jedi i zginęli. Część adeptów chciała pomóc mistrzowi, ale powstrzymał ich Streen. Nikt nie mógł pomóc Luke'owi. To był pojedynek jeden na jednego.
Obydwoje (i Luke i Anthol) wykorzystali Moc, aby spowolnić szybkość oddechu i zmniejszyć pocenie się. Przez to nie męczyli się tak szybko. W pewnej chwil doszło do tego, że przeciwnicy oddalili się od siebie znacznie. T'ar jednak zaczął biec w stronę Luke'a. Mistrz Jedi użył Mocy, aby wzmocnić skok. Wykonał salto połączone z piruetem, i znalazł się za Sithem. Użył poziomego cięcia, tak, aby skaleczyć T'ara w ramię, w którym trzymał miecz. Ten z krzykiem upadł na ziemię. Luke mocą zabrał mu miecz i złapał go lewą dłonią.
- Teraz Antholu: decyduj. Możesz odpokutować swe winy i pozostać w Akademii na ponowne nauki lub odejdź i nie wracaj.
- A więc żegnaj głupcze.- chłopak wstał powoli, wszedł do statku i odleciał.
Jednak Luke przegrał. Nie udało mu się nawrócić Anthola. Mistrz Jedi wiedział, że wszystko wróci za kilka dni do porządku. Był jednak świadom tego, że T'ar nie spocznie w zmaganiach o zniszczenie Akademii. Wkrótce znów zaatakuje i zapewne będzie lepiej przygotowany...
THE END
Autor: Paweł "Fett" Borawski
www.fettpage.prv.pl
Podpisano: Paweł "Fett" Borawski
Akademia Jedi Luke'a Skywalkera była jedyną w galaktyce. Trenowali tu wszyscy posiadający jakieś zadatki na Jedi. Dzisiejszego dnia odbywał się trening mocy polegający na podnoszeniu kamieni siłą woli. Większość uczniów nie radziła sobie z tym ćwiczeniem. Jedynym, który wypełnił zadanie wręcz perfekcyjnie był Anthol T'ar- chłopak pochodzący z Tatooine. Był on niewolnikiem krewniaka Jabby the Hutt i nie miał rodziców. Luke uwolnił go. Obyło się bez nieporozumień, gdyż do tego Hutta doszły już dawno wiadomości, kto zabił Jabbę. Wystarczyło, że Luke przedstawił się i pokazał miecz świetlny...
Wszystko zaczęło się to od tego, że pewnej nocy Anthol zaczął myśleć o tym, jak zginęli jego rodzice. Od dawnego pana usłyszał, że zabił ich Jedi. Nie wierzył jednak w to. W końcu zmorzył go sen. Miał koszmary. Pierw widział siebie, jako starca będącego dalej niewolnikiem. Widział, jak ginie w paszczy młodego Rancora. Sen się zmienił. Zobaczył rodziców, których rozpoznał, choć widział tylko jedno ich zdjęcie. Uciekali. Gonił ich Rycerz Jedi z mieczem świetlnym o zielonej klindze. Był to Luke Skywalker! Użył mocy, aby udusić matkę T'ara. Ojca zabił ciosem miecza w plecy; Anthol zlany potem obudził się. Usiadł na łóżku. Nie wierzył w to, co zobaczył. To nie mógł być Mistrz Skywalker!
Tymczasem Luke medytował. Zaczął, tak jak T'ar rozmyślać o rodzicach chłopaka. Kto ich zabił? Kim byli? Nie znał odpowiedzi na ani jedno z tych pytań.
Następnego ranka, gdy Luke był sam, Anthol podszedł do Mistrza Jedi i powiedział do niego:
- Mistrzu? Kto...-chłopak zaniemówił przez chwilę. Zebrał się jednak w sobie i kontynuował - Kto zabił moich rodziców Mistrzu?
Luke zamyślił się przez chwilę...
- Myślałem o tym dużo zeszłej nocy mój młody uczniu.... Czemu tak nagle
zaczęło cię to interesować?
- Ja.... miałem koszmary... śniło mi się, że to Ty ich zabiłeś - Anthol miał w oczach łzy. Jego głos drżał lekko. Opanował się jednak. wiedział, że Mistrz Skywalker nie lubi, gdy jego uczniowie ukazują gniew lub strach.
Luke spojrzał na ucznia.
- Nie ja ich zabiłem. Musisz się nauczyć, że nie należy wierzyć snom. Nawet doświadczeni Jedi bardzo rzadko śnią o przyszłości lub przeszłości.
- To znaczy, że mój sen nic nie oznaczał? - Anthol mówił teraz lekko podniesionym głosem. Był wzburzony.
- Co oznaczał nie wiem... - Luke położył ręce na ramionach ucznia - Postaram się tego dowiedzieć. Może medytacje mi w tym pomogą.
- Mam jeszcze jedną sprawę mistrzu...
Luke odpowiedział milczeniem, ale wzrokiem zachęcił chłopaka do mówienia.
- Kiedy nauczysz nas konstruować miecze świetlne? Skoro jesteśmy... będziemy Jedi to musimy się nauczyć bronić.
- W odpowiednim czasie mój uczniu. Na razie nie jesteście gotowi.
- Ja jestem gotów! Chcę mieć własny miecz!- Anthol ruszył w stronę wyjścia. Gdy był przy drzwiach powiedział- Porozmawiam z innymi. Ciekawe, co oni powiedzą?
Po kilkunastu minutach cała czternastka była już na lądowisku i stała naprzeciw Luke'a.
- Słucham was moi uczniowie. Ostatnio adept T'ar zaproponował mi, żebym nauczył was robić miecze świetlne. Czy naprawdę tego chcecie?
- Mistrzu...- przed grupę wyszła Kirana Ti- Może nie mam tu za wiele do gadania, gdyż sama już mam miecz świetlny- tu dziewczyna wskazała na broń wiszącą przy pasie- Ale jest to pamiątka po Gantorisie. Nie używałam go od czasu pojedynku z Exarem Kunem. I jeśli rozkażesz, nie użyję go już nigdy. Razem z resztą, no może nie licząc Anthola uważamy, że to ty powinieneś wybrać czas, w którym stworzymy własne bronie.
- Czy tak właśnie uważacie?- Luke zwrócił się do reszty grupy.
Wszyscy, nie licząc T'ara krzyknęli "Tak".
- A więc Antholu zostałeś przegłosowany...- Luke spojrzał na ucznia. Ten oburzony odwrócił się i odszedł do swej komnaty.- Możecie iść do swych pokoi.
T'ar usiadł na łóżku i przemyślał wszystko, czego się dowiedział. Nie mógł mieć miecza do obrony. Jego Mistrz zaprzeczył co do tego, że zabił jego rodziców. Ale Anthol nie mógł być co do stu procent pewien tej odpowiedzi. Położył się spać. Koszmar znów się powtórzył. Tyle, że tym razem Luke pod koniec spojrzał na niego i powiedział: "Teraz kolej na ciebie, mój drogi uczniu". Chłopak przebudził się.
Następnego dnia Luke, gdy wstał, zobaczył, że ktoś grzebał przy jego komputerze. Ten ktoś przeglądał pliki dotyczące mieczy świetlnych.
- T'ar...- powiedział sam do siebie Luke i szybko pobiegł na lądowisko.
Tam zobaczył startujący myśliwiec A-wing Anthola. Chłopak wyjrzał z gabiny.
- Luku Skywalkerze. Od tej pory nie jesteś moim mistrzem. Nie dla mnie jest nauka w Akademii. Niedługo wrócę tu i pokonam cię. Ale wtedy nie będę sam. Zdobędę swoich uczniów i przybędę wraz z nimi, aby cię pokonać...
Po tych słowach odleciał.
Luke wędrował przez jakiś czas po Akademii. W końcu zatrzymał się na lądowisku. Dręczyło go kilka rzeczy. Nie wiedział, czy Anthol przeszedł na Ciemną Stronę. Nie wiedział czy T'ar mówił prawdę o tym, że niedługo zaatakuje. Ale wiedział, że ten adept jest dla niego, jako dla Mistrza Jedi pewnym wyzwaniem. Luke musiał spróbować nakłonić go, aby wrócił do niego. Trzeba było spróbować.
- O czym myślisz mistrzu, jeśli wolno spytać?
Na lądowisko weszli Kam Solusar i Kirana Ti.
- Nie jest to tajemnica. Myślę o Antholu. Czy uważacie, że przeszedł na Ciemną Stronę?
- Nie wiem. Był silny mocą, ale szybko oddawał się emocjom.- odpowiedziała Kirana.
- Ja też tak uważam- poparł ją Kam.
- A więc muszę nauczyć was, jak tworzyć broń... Wezwijcie resztę. Marę Jade też. Spotkamy się w mojej komnacie
- Dobrze.- powiedzieli obydwoje.
Po kilku minutach w komnacie Luke'a byli już wszyscy. Sala była dobrze oświetlona, ściany wykonane z kamienia i pokryte ze względu na wiek mchem. Luke zaczął mowę.
- Jak wiecie, niedawną odszedł od nas adept T'ar. Przed samym odlotem powiedział, że przybędzie tu, aby nas pokonać... Mógł być to tylko blef. Niestety stuprocentowej pewności mieć nie można. Musicie więc mieć broń... Do mieczy świetlnych potrzeba specjalnych kamieni. Tu powstaje problem. Was jest trzynastu. Jedna osoba ma miecz. Więc zostaje dwunastu. Ja niestety mam tylko jedenaście kamieni.
- Mistrzu Skywalker. Za przeproszeniem: jesteś głupcem. Zapomniałeś, że mam twój stary miecz?- Mara uśmiechnęła się do Luke'a i włączyła miecz. Powietrze przeszyła błękitna klinga.
- Zapomniałem...- Luke zawstydzony chwilę się zamyślił- A więc każdy będzie miał miecz. Kamienie dobrane są tak, aby nie dawały czerwonej ani pomarańczowej klingi. To kolory Sithów... Niech każdy z was weźmie po jednym.
Uczniowie podchodzili do Mistrza po kolei. Gdy wszyscy otrzymali po kamieniu, Luke zaczął kontynuować mowę.
- Teraz zaczniecie robić sobie obudowy rękojeści.
Używając mocy, Luke przyciągnął z sąsiedniej sali skrzynię.
- Tu macie części potrzebne do tego. Każdy może zrobić kształt według własnych upodobań i przyzwyczajeń.
Gdy wszyscy skończyli robić obudowy, Skywalker włączył hologram pokazujący wewnętrzną budowę miecza. To było jednak o wiele bardziej trudne. Adepci musieli pracować przez cztery następne dni. Dnia szóstego, gdy wszyscy już prawie kończyli, zdarzyło się coś okropnego...
Stało się to nagle. Adepci pracowali w ciszy i skupieniu. Nagle spokój zakłócił wybuch. Wszyscy odwrócili się w stronę, skąd miał miejsce hałas. To co zobaczyli, było czymś przerażającym. Jeden z uczniów, ludzki mężczyzna nazywający się Nalhid Kosir leżał zakrwawiony na ziemi. Obie jego dłonie zostały niemal całkowicie rozerwane przez wybuch.
- Jasna cholera!- krzyknął Solusar
- Medyka! Cilghal! Szybko... Ty jesteś dobra w leczeniu za pomocą Mocy.
- Spokojnie...- powiedział z opanowaniem Luke.- Odsuńcie się wszyscy. Tylko Cilghal będzie mi potrzebna.
Luke spojrzał pierw na rannego, potem na kalmariankę.
- Niestety. Na nic nie zdadzą się twoje moce. Nie uleczymy go. Prawdopodobnie dłonie trzeba będzie amputować...
- Co robić mistrzu?
- Użyjesz Mocy, aby zatamować krwawienie. Ja w tym czasie wyślę komunikat do jednej z najbliższych planet Nowej Republiki z prośbą o pilne przysłanie lekarzy.
- Dobrze. Jeśli możesz mistrzu, to pośpiesz się. Wiesz, że czasami mam problemy z długim kontrolowaniem Mocy.
Cilghal zrobiła tak, jak o to poprosił Skywalker. Na szczęście medycy przybyli po niecałych pięciu godzinach i zajęli się rannym.
- Posłuchajcie mnie moi adepci!- Luke zwrócił się do uczniów w czasie, gdy lekarze w oddzielnej sali opatrywali Kosira.- Niestety przytrafił się dziś okropny wypadek. Prawdopodobnie to ja popełniłem jakiś błąd.
- Nie ty mistrzu.- pocieszyła go Kirana.- Nalhid sam jest sobie winien. Nie uważał.
- Trudno. Co się stało, to się nie odstanie. Miejmy nadzieje, że wyjdzie z tego z jak najmniejszą ilością obrażeń. Na dziś koniec zajęć. Jutro zaczniemy ponownie, ale ze zdwojoną ostrożnością.
Tak, jak Skywalker zapowiadał, adepci od samego rana wzięli się do pracy i już około godziny piętnastej wszystkie miecze były gotowe. Każdy uczeń zadowolony był ze swojej broni. Prawie każdy. Nie było Mary Jade, która udała się w "ważnych" sprawach. Jedi co chwila wykonywali razem jakieś ćwiczenia i udawali "walkę".
Nagle na lądowisku Akademii wylądował jakiś statek. Wyglądem przypominał model Nubian. Miał srebrną, lustrzaną powłokę. Jedyną zmianą było zamieszczenie dużej ilości działek laserowych itp. ulepszeń; Ze statku wyszło pięcioro mężczyzn. Troje ludzkich, jeden Twi'lek i jeden Zabrak. Jednym z ludzi był Anthol; Wszyscy ubrani byli w czerń. W rękach trzymali rękojeści mieczy.
Luke wyszedł przed swych adeptów. Łącznie z mistrzem było jedenastu Jedi. Mara tymczasowo odleciała, Cilghal odpoczywała po uleczaniu Kosira, a Kam Solusar wyszedł wgłąb dżungli na spacer.
- Witaj Skywalkerze. Jak widzisz słowa dotrzymuję. Wróciłem tu i mam towarzyszy.
- Czuć wokół ciebie aurę zła. Poznałeś co najmniej kilka sztuczek Sithów. Czy wybrałeś zło? Czy swoich towarzyszy też zniewoliłeś Stroną Mroku?
- Ciemna Strona Mocy to nie zło, a potęga! Oni też wiedzą, jak ją dobrze wykorzystać.
- Zło zawsze ulega Jasnej Stronie.
- Nie jest prawdą, co mówisz. Zaraz się przekonasz!
Wszyscy Sithowie, jakby na komendę włączyli miecze świetlne. T'ar miał jasno czerwone ostrze. Pozostali Sithowie pomarańczowe; Luke powoli wziął zza pasa swój miecz i włączył go. Jego uczniowie poszli za nim w ślady. Jedi ruszyli biegiem na Sithów. Od razu dokonał się podział. Skywalker zaatakował Anthola. Na jednego Sitha- człowieka przypadło po dwóch Jedi. Za to na Twi'leka i Zambraka wypadło po trzech adeptów.
Walka była zawzięta. Jedi wykorzystywali wszelkie moce. Używali pchnięć i skoków. Za to Sithowie co rusz atakowali za pomocą błyskawic. Cały hangar aż huczał od dźwięku zderzeń mieczy. Po kilkunastu minutach okazało się, że towarzysze T'ara nie są tak wyszkoleni, jak on sam. Ulegli pod naporem większości Jedi i zginęli. Część adeptów chciała pomóc mistrzowi, ale powstrzymał ich Streen. Nikt nie mógł pomóc Luke'owi. To był pojedynek jeden na jednego.
Obydwoje (i Luke i Anthol) wykorzystali Moc, aby spowolnić szybkość oddechu i zmniejszyć pocenie się. Przez to nie męczyli się tak szybko. W pewnej chwil doszło do tego, że przeciwnicy oddalili się od siebie znacznie. T'ar jednak zaczął biec w stronę Luke'a. Mistrz Jedi użył Mocy, aby wzmocnić skok. Wykonał salto połączone z piruetem, i znalazł się za Sithem. Użył poziomego cięcia, tak, aby skaleczyć T'ara w ramię, w którym trzymał miecz. Ten z krzykiem upadł na ziemię. Luke mocą zabrał mu miecz i złapał go lewą dłonią.
- Teraz Antholu: decyduj. Możesz odpokutować swe winy i pozostać w Akademii na ponowne nauki lub odejdź i nie wracaj.
- A więc żegnaj głupcze.- chłopak wstał powoli, wszedł do statku i odleciał.
Jednak Luke przegrał. Nie udało mu się nawrócić Anthola. Mistrz Jedi wiedział, że wszystko wróci za kilka dni do porządku. Był jednak świadom tego, że T'ar nie spocznie w zmaganiach o zniszczenie Akademii. Wkrótce znów zaatakuje i zapewne będzie lepiej przygotowany...
Autor: Paweł "Fett" Borawski
www.fettpage.prv.pl
OCENY UŻYTKOWNIKÓW:
Aby wystawić ocenę musisz się zalogować Wszystkie oceny Średnia: 8,40 Liczba: 5 |
|
Gemini2008-04-10 10:47:05
Niestety dla mnie rozczarowanie. Wcześniej Twoje inne opowiadania były ciekawsze ,ale jak się dowiaduję to jest pierwszy fan fic. Ale do rzeczy. Akcja jakaś taka nieprawdopodobna. Relacja Mistrz - uczeń jest nierzeczywista. Bo czy powiesz to nauczyciela "głupcze '?? Wątpliwe. Do przyjaciela też nie. Nie mówiąc o innych błędach np szybka budowa mieczy czy jak to możliwe by Tar tak prędko zbudował miecz, nauczył się nim władać i jeszcze znalazł Sithów. Raczej niemożliwe. Natomiast o śmierci rodziców ani słowa , choć z początku wydawał się , ze ten wątek jest ważny. Tak w ogóle to faktycznie dla 10latka. Ale to już historia dawno napisana i wiem , że następne opowiadania autora są o niebo lepsze.
jedi_marhefka2007-01-07 00:51:22
jak dla mnie to za mało opisów i wszystko tak jakby za szybko się dzieje... pomysł ciekawy. Ogólnie opowiadanie dobre więc 8/10 (ale skąd tam się wzięli sithowie!!!)
mistrz stachu2005-10-16 20:00:07
niezlłe ale żle zakoczone atak przy okazji to sithowie wygineli gdy zginoł dart vader i sidius wec to mogli być mroczni jedi jak już tak ja kyp ale nawet fajne
Pawcio2004-12-29 17:09:06
Ja dałem 10. Opowiadanie jest Cool.
Edi2004-10-27 00:21:19
Opowiadanie ma trochę błędów ale łatwo się je czyta i daję 7.
Jagd Fell2004-08-21 08:05:54
Fajne, tylko krótkie. Wydaje mi się ,,płytkie'' czyli wszystko się dzieje odrazu. Gdyby nie to było bymorze i dziesięć.
Shedao Shai2004-04-18 15:58:14
Wszystko ok, albo zostalo już opowiedziane wcześniej, mam tylko jedno zastrzeżenie: Kurt ma pomarańczowy miecz świetlny, a przecież Sithem nie jest. Nie wiem, skad to wytzrasnąłeś...
will2004-02-25 17:24:46
Nie jest to genailne opowiadanie. Ale jedna rzecz odbiera mnóstwo punktów. Budowa lightsaber'a zajmowała około kilku miesięcy. Doświadczenia Jedi pod presją czasu potrafili wykonać broń w czasie kilku dni. Ale nie początkujący studenci!!
Niech Moc będzie z Tobą przy pisaniu nowych opowiadań...
Fade2004-02-23 17:35:37
opowiadanie bardzo dobre, ale masz kilka błędów:
- Mara Jade nigdy nie mółwiła do luke`a Mistrzy, mówiła Skywalker
- Od czasu zniszczenia Starej Republiki nie używaną pojęcia 'Sith'
- Od kiedy Sith mają pomarańczowe miecze?
- Jakim cudem Anthol tak szybko odnalazł sprzymierzeńców?
Sorry za krytykę :)
Chester2003-12-18 21:23:36
Ciekawe, choć wypowiedzi i zachowanie Luke'a trochę raziły sztucznością. Wzorowaleś się na wydarzeniach związanych z Kyp'em Durronem, prawda?
Calsann2003-12-10 23:48:55
hm... lekko sie czyta :) a to najważniejsza zaleta... do X-Wingów się 4 razy zabierałem... ;P i 4 rozdziały przeczytałem... 7...
Ebro red2003-11-01 21:04:06
Niezłe ale jeszcze nie przeczytałem (*+*)
Taoron2003-09-19 19:57:09
Pierwsza cześć mi sie bardziej podoba daje 8
dark siwy2003-08-25 00:55:49
Opowiadanie rozkręca sie bardzo szybko, troche za szybko(czytaj-jest za krótki) za szybko wszystko pedzi, ale sam próbowałem coś napisać i wiem że jest bardzo ciężko! Dlatego gratuluje i zachęcam do dalszego pisania!!
obisk2003-08-04 12:33:05
za krótkie ale moze byc
Gwiezdna Paula2003-07-12 15:14:13
Hmm - calkiem niezle, ale - coz troche smutno sie koncy
Wilaj2003-07-08 15:36:51
Bardzo dobre opowiadanie.Bardzo mi się podobało.Tylko brakuje mi dokładniejszego opisu walki Luke'a z Antholem.
Ogólna ocena 7.
MorganVenturi2003-05-13 11:18:48
Hm... Dosyć ciekawe fanowskie opowiadanie... Muszę przyznać, że utrzymane w klimacie. Chociaż powiem, że Luke przypomina mi tu charakterem Qui - Gon Jinna. Nie będę już się pytał o sprawy kryształów, dodam tylko, że kryształy Corusca ZNAJDOWAŁY się na Yavin 4. Fett - Gratuluję....
Mistrz Fett2003-05-09 18:45:47
Sprawa miecza? Hmm... Tylko częściowo. Wszystko wyjaśni się w części 2. Tytuł będzie inny :) Część druga nazywać się będzie "Zatarte dobro". Poza tym ukonczyłem jeszcze jedno opowiadanie pt. "Ten ostatni raz". Oba fice sprawdza teraz jedI i za jakiś czas będą pewnie zamieszczone...
Anorze: Część druga nie będzie dokrętką. Jeszcze zanim wysłałem częśc pierwszą, wiedziałem, że napiszę drugą. Był nawet wstępny zarys historii. "Wyzwanie..." miało za zadanie wprowadzenie wątku. Jest on za razem skończony (Luke przegrał jako nauczyciel) i nieskończony (Anthol uciekł). Stąd pomysl na część 2.
Dash Onderon2003-05-06 22:10:44
Ale przyznaj, że sprawa miecza była katalizatorem...
Siet!
Co ja wyprawiam?! Uczę autora interpretować jego własną opowieść :P
Mistrz Fett2003-05-05 18:50:20
Litości! Już nasłuchałem się o tym tytule. No, ale ma to dobrą stronę. Teraz na pewno przemyślę tytuły następnych fanficów (po Wyzwaniu Mistrza Jedi II). Z tego co zrozumiałem, to twierdzicie, że jest to bajka dla dzieci. Nie zgadzam się. jedI napisał, że dał to bodajże dzieięciolatkowi i spodobało mu się. Zaczął zaraz ganiać z poduszką po pokoju. Ale to normalne dla dzieci. Czy inaczej zareagowały gdy obejżały Batmana czy tandetnego Pokemona? Chyba nie. Małym dzieciom wszystko się podoba, w czym są jakieś ciekawe rzeczy (które dziecko naśladuje Misia Kolargola?). A jeśli chodzi o reakcje osób starszych... Też są dobre. Każdy ma swój gust. Np. Dash Onderon próbuje zgadnąć jak T'ar przeszedł na CSM. Był blisko, lecz nie zgadł. Inni za to zaczeli krytykować (chwała Bogu za to, że tacy istnieją!). Nie w padło im w gust opowiadanko i tyle... Pozdrawiam wszystkich
Anor2003-05-05 11:38:48
Zanim jeszcze przeczytałem komentarze do tego fica również, tak jak JedI, pomyślałem sobie, ze jest strasznie naiwny, wszystko poszło tutaj tak łatwo i bez problemu. Na tą naiwność składa się brak szczegółowości, co powoduje, że wszystko dzieję się z nikąt ot tak sobie. Na tę naiwność składa sie równiez czas jaki minął od wylotu Anathola do jego powrotu (z opowiadania wynika że jest to kilka dni).
Generalnie muszę sie zgodzić z JedI, że takieopowiadanie jest idealne dla dzieci w wieku około 10 lat, cos jak "pamiętniki królowej Amidali, czy "Pamietniki Anakina". Nie jest to żaden zarzut a raczej stwierdzenie, bo przecież i takie utorki muszą byc tworzone. Na szczęście czytałem również twoje Wojny Klonów i musze powiedzieć, że tam wygladało to wszystko zupełnie inczej.
Jeśli chodzi o twoja cheć napisania nastepnej części to może byłoby lepiej uszczeg€łowić tą i zamieścić w nowej powiększonej wersji, bo chęć napisania następnego kawałka jest jakby taką "dokrętką" spowodowaną naszymi słowami krytyki.
jedI2003-05-04 15:48:57
Nie mówię, że tytuł jest nietrafiony, mówię, że jest banalny bo to samo można by ująć np. Uczeń i mistrz czy coś takeigo (musiłbym pomyśleć). Narracja, którą prowadzisz, przeprowadziłem taki mały eksperyment, dałe mto opowiadanie do przeczytania dziewięciolatkowi a później przeczytałem sam siedmiolatkowi... podobało im się, piekielnie... naprawdę !! Zaraz później zaczęli się bić poduszkami, a więc coś osiągnąłeś, wywołałeś emocje, tyle, że w grupie, w której emocje wywołać najłątwiej.
Mistrz Fett2003-05-04 15:29:51
Czemu banalny tytuł? Pokazuje to, co jest w tym fanficu... OSOBY, KTÓRE NIE CZYTAŁY, UWAGA SPOILER!!! Dla Luke'a wyzwaniem było nakłonienie T'ar do powrotu do Akademii. Chyba jednak tytuł pasuje. Druga prawa. Adepci budowali miecze z gotowych części! Skąd Luke je miał, wyjaśnie w cz.2. Wyjaśnie też wszystko na temat przejścia Anthola na CSM i to, jak zbudował miecz i jak znalazl pozostałych 4 Sithów. A narracja? Prawda... Różni się trochę od tej w Wojnie Klonów, ale dla mnie jest w miarę dobrze :) A niepewność, którą sprawiło zakończenie. To było celowe :) Jeśli jakieś pytania jeszcze się znajdą, to postaram się na nie odpowiedzieć. Pozdrawiam... 3majcie się.
Dash Onderon2003-05-04 14:52:20
Biedny osierocony chłopiec był naprawdę łatwym kąskiem dla ciemnej strony. Chciał mieć swój własny miecz i ostatecznie sprawił, że dostali go wszyscy poza nim samym ( w Akademii). Jego wybór kosztował go zdrowy rozsądek, całkowicie pożarty przez Ciemną Stronę. Jeszcze do niedawna nieszkodliwy chłopiec, stał się poważnym zagrożeniem.
jedI2003-05-04 11:57:37
Tytuł banalny a swoją banalnością graniczący wręcz z bezsensem. Umieszczenie w tytule takich haseł jak Mistrz, Jedi, Wyzwanie, Potęga czyli pojęcia kojarzące się z samą postacią Rycerza Jedi już na wstępie dają posmak banału.
Pierwszym i podstawowym błędem tego fanifca jest jego naiwność. Trochę to dziwne, że adepci tak szybko budują swoje miecze a jeden koleś odlatuje i zaraz wraca jako Ciemny Jedi z bandą sobie podobną. Pewną niekosekwencją jst też wykorzystanie wątku wybuchu (chyba, że to miała byc taka alegoria do polskiej służby zdrowia :)).
Narracja niestety mnie zawiadła zwłaszcza wobec tego co pokazałeś w X Wojny Klonów: Drodze Miecze. Tutaj wszystko przypomina mi nowelkę Atak Klonów w wersji dla dzieci (był otakie wydanie). Zdecydowanie za dużo ogólników, wszystko jest zbyt oczywiste, za mało niedomówień które zaintrygowałyby czytelnika, było też parę wpadek stylistycznych.
Sam sposób narracj iwprowadza pewne urozmaicenie, perspektywa Anathola zdecydowanie bardziej mi się jednak podobała.
Dialogi to kolejny mankament, jakieś takie sztywne i zupełnie nieadekwatne do filmowego Luka Skywalkera.
Do pozytywnych stron tego fica zaliczyłbym to, że ostawia on nas w penwego rodzaju niepewności. Ciekawie opisujesz postacie dosłownie w jednym zdaniu a to cenna umiejętność. Motyw snu jest pewną odskocznią od sztampowości, banału i nawiności, którą nam zaserwowałeś. Oby więcej takich wstawek w twoich ficach.
Ogólnie, fanifce w stylu wielki jedi robi coś tam coś tami zbawia wszystkich do okoła są tymi, które mnie jedynie denerwują. Twój na tym tle wypada całkiem dobrze aczkowliek więcej nie chciałbym cię widzieć w tym repertuarze, na koniec żeby nie być gołosłownym rada: czytaj jak najwięcej science-fiction, to da ciś nowe pomysły i pozwoli nawet w taki mtemacie jak Mistrz i uczeń dostrzec nkontrowersyjne i niebanalne aspekty, z których będziesz mógł stworzyć świetne opowiadanie.
Mistrz Fett2003-05-04 07:46:00
Wytłumaczę jedna rzecz... Wydarzenia tu przedstawione dzieją się jakieś pięć tygodni po pokonaniu Exara Kuna. Stąd brak nauczycieli Jedi. A z Sithami wszystko wyjaśni się w części 2. Na razie jednak radzę czekać na e-book "Jedyna szansa". Chcę go pierw skończyć i później będę miał czas na nowe fanfice.
Sebastiannie2003-05-03 20:25:44
Na razie jest bardzo trudno ocenić to opowiadanie skoro ma się ukazać druga część. Stylistycznie na pewno jest dobre, natomiast fabuła wymaga doprecyzowania. Zrobić miecz świetlny samemu to nie lada wyzwanie, trzeba mieć przecież specjalne materiały. Także kwestia przejścia na Ciemną Stronę i pojawienie się kilku Sithów zastanawia trochę. Oni nie byli doskonali we władaniu mieczem świetlnym, ale już posługiwali się błyskawicami... Do tej pory wydawało mi się, że to najwyższa szkoła jazdy. Stać się Sithem to także konieczność zapoznania się z ich filozofią - nie wystarczy po prostu odejść od Jedi. Jeszcze jedna kwestia - czy w Akademii nie ma innych dojrzałych Jedi, tylko sami uczniowie? Wypada chyba powstrzymać się od komentowania szczegółów i poczekać na kontynuację...
Mistrz Fett2003-05-03 18:14:04
Dalsze losy T'ara i inne niewyjaśnine rzeczy ukazane będą w drugiej części. Niedługo zacznę ją pisać. Mogę powiedzieć, że będzie na pewno dłuższa. Wyjaśni się, skąd wzięło się tych 4 Sithów.
Narsil2003-05-03 16:33:57
Podobało mi się, chociaż było zdecydowanie za krótkie. Pozostawia uczucie niedosytu. Mile widziane byłyby losy T'ara po opuszczeniu Akademii. Ciekawa fabuła (motyw rodziców). Sylwetka T'ara mogłaby być bardziej rozbudowana. Nie wiemy jak silny był mocą, ani czy tak krótki okres czasu pozwoliłby mu opanować sztukę władania mieczem. Choć jak na pierwszy raz to nieźle.
Mistrz Fett2003-05-03 13:45:59
No i jak? Czekam na opinie. To mój pierwszy fanfic, który sam napisałem. Zresztą na koncie mam dopiero adoptowanie Wojny Klonów (poprawienie rozdziałów 5-9 i napisanie 10). Dalsze rozdziały WK ujżycie niedługo... No i może jeszcze jakiś fanfic przed mym e-bookiem. Cóż... Przyszłość pokaże. Na razie niech Moc będzie z wami i wszystkimy fanficami :)